Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: państwo

  1. O rażącej niespójności logicznej papieża Franciszka

    Możliwość komentowania O rażącej niespójności logicznej papieża Franciszka została wyłączona

    Gdy przeglądałem ostatnio różne materiały poświęcone stosunkowi Kościoła katolickiego względem problemu legalizacji bądź depenalizacji narkotyków natknąłem się na jedną z wypowiedzi papieża Franciszka, nad którą trudno jest mi przejść obojętnie. Chodzi mi mianowicie o słowa które wypowiedział on w czerwcu 2014 roku do uczestników konferencji “International Drug Enforcement Conference”. Otóż aktualny Biskup Rzymu sprzeciwił się tam nawet ograniczonej legalizacji miękkich narkotyków, stwierdzając, iż takowa “jest nie tylko wysoce wątpliwa z prawnego punktu widzenia, ale też nie przynosi oczekiwanych efektów“. Ponadto Franciszek swe stanowisko w tej sprawie uzasadnił w następujący sposób: “Chcę to powiedzieć z największą stanowczością: narkotyku nie zwycięża się narkotykiem. Narkotyki są złem, a ze złem nie można iść na ustępstwa czy kompromisy“.

    A zatem papież Franciszek sprzeciwia się legalizacji rzeczy co prawda szkodliwej zdrowotnie i będącej materią grzechu, ale jednocześnie mogącej być przedmiotem dobrowolnych interakcji dokonywanych pomiędzy dorosłymi osobami. Franciszek nie jestem zatem libertarianinem i za to konkretnie można go pochwalić. Nie należy jednak chwalić obecnego Biskupa Rzymu za to, iż logiki (prawdopodobnie) stojącej za sprzeciwem wobec legalizacji nawet miękkich narkotyków nie zastosował wobec zagadnienia dekryminalizacji aktów homoseksualnych (który to postulat niestety został przez niego wsparty). Jeśli bowiem popierać nielegalność nawet miękkich narkotyków dlatego, że ich rekreacyjne zażywanie ma być materią grzechu ciężkiego, to tym bardziej powinno wspierać się kryminalizację aktów homoseksualnych (inaczej mówiąc: sodomii), które są szczególnym rodzajem grzechu ciężkiego, gdyż tradycyjnie są one zaliczane do “grzechów wołających o pomstę do nieba”. Z kolei, jeżeli argumentować za pozostawieniem miękkich narkotyków nielegalnymi z powodu szkód, jakie mają one wyrządzać ludzkiemu zdrowiu, to czyż i tej przesłanki nie należałoby zastosować do aktów homoseksualnych, które stanowią rozsadnik HIV/AIDS, chorób wenerycznych, a także sprzyjają one powstawianiu takich zdrowotnych zaburzeń jak: rak jelita grubego czy też problemy z trzymaniem kału? Wreszcie też, jeśli za legalizacją narkotyków miękkich nie ma przemawiać fakt, iż mogą one być zażywane dobrowolnie przez osoby dorosłe, to czyż ta sama okoliczność nie powinna być zaaplikowana względem sodomii?

    Podsumowując: czyż można nazwać logicznym z jednej strony popieranie dekryminalizacji aktów homoseksualnych, z drugiej zaś sprzeciwianie się legalizacji nie tylko twardych, ale nawet miękkich narkotyków?

    Mirosław Salwowski

    __

    Przeczytaj też:

    Które grzechy powinny być karane przez państwo?

    Pismo Św. i nauka Kościoła a karanie grzechu sodomskiego

    10 powodów, dla których czyny homoseksualne powinny być prawnie zakazane i karalne

    Dlaczego nierząd, cudzołóstwo i homoseksualizm powinny być nielegalne?

    __

    Źródło grafiki załączonej do tekstu: https://www.foxnews.com/lifestyle/pope-francis-weighs-in-against-legalizing-marijuana

  2. O wątpliwej roztropności wezwań Franciszka do dekryminalizacji sodomii

    Możliwość komentowania O wątpliwej roztropności wezwań Franciszka do dekryminalizacji sodomii została wyłączona

    Parę tygodni temu papież Franciszek – w swych, dzięki Bogu niemagisterialnych, acz publicznych – wypowiedziach, wyraził pogląd, iż należy działać na rzecz zniesienia prawnej karalności homoseksualizmu (czyli bardziej tradycyjnie rzecz ujmując: sodomii). Biskup Rzymu co prawda potwierdził przy tym, że akty homoseksualne są grzechem, jednakże jednocześnie stwierdził, iż kryminalizacja homoseksualizmu jest “niesprawiedliwością”, a ci z katolickich biskupów, którzy takowe prawa wciąż popierają, “powinni przejść proces nawrócenia”.
    ***
    W swej publicystycznej aktywności niejednokrotnie odnosiłem się tak do kwestii prawnej karalności aktów sodomskich, jak i pewnych obiegowych haseł oraz sloganów, które – prawdopodobnie w celu rozmiękczenia tradycyjnie chrześcijańskiego stanowiska względem homoseksualizmu – wysuwane są również w niektórych środowiskach katolickich. Pisałem więc np. o tym, że nie każda forma prawnej dyskryminacji osób homoseksualnych jest sprzeczna z szacunkiem i miłością im należną. W jednym ze swych tekstów rozróżniałem też pomiędzy tym co można nazwać mianem z jednej strony dobrej, z drugiej zaś strony złej “homofobii”. Wskazywałem też już na fakt wcześniejszych, a mocno dwuznacznych wypowiedzi aktualnego Biskupa Rzymu w owych tematach. Nie będę zatem w tym artykule rozwodził się szerzej nad wszystkimi argumentami, które przemawiają za tym, iż władze cywilne mają prawo do karania także prywatnych aktów sodomii i że taka kryminalizacja była, historycznie rzecz biorąc, jedną ze zdobyczy chrześcijańskiej cywilizacji. Przy tej okazji wspomnę tylko, iż określenie przez Franciszka praw penalizujących akty homoseksualne mianem “niesprawiedliwości” z tradycyjnie katolickiego punktu widzenia zakrawa na absurd, gdyż sugeruje się w ten sposób, iż ludzie mają co najmniej naturalne prawo do bycia tolerowanymi przez władze cywilne właśnie w związku z czynionymi przez siebie aktami sodomii. I choć owszem, władze cywilne nie mają moralnego prawa do represjonowania dokładnie wszystkich z “zewnętrznie” czynionych grzechów, to akurat czyny homoseksualne do tej kategorii złych moralnie aktów nie należą, czego jednym z dowodów jest fakt, iż sam Stwórca polecił rządzącym starożytnym Izraelem ich surowe karanie (patrz: Kpł 20, 13). Bóg zaś jako absolutnie dobry, święty i sprawiedliwy, nie mógłby nakazywać czynienia rzeczy będących ze swej natury złymi, niegodziwymi i niesprawiedliwymi (patrz: Syr 15, 19-20). Jak nauczał wszak na ten temat papież Pius XII:

    Przede wszystkim trzeba jasno stwierdzić, żadna ludzka władza (…) nie może wydać pozytywnego upoważnienia do nauczania lub czynienia tego, co byłoby wbrew religijnej prawdzie lub dobru moralnemu (…) Nawet Bóg nie mógłby dać takiego pozytywnego przykazania lub upoważnienia, gdyż stałoby to w sprzeczności z Jego absolutną prawdą i świętością” (Przemówienie „Ci resce”, podkreślenie moje – MS).

    ***

    Pozwolę sobie zatem sobie jeszcze zauważyć, iż apele papieża Franciszka o dekryminalizację aktów homoseksualnych wydają się być bardzo nieroztropne, a to z dwóch powodów.

    Po pierwsze: współcześnie, zasadniczo rzecz biorąc, są dwie kategorie krajów, gdzie sodomia jest wciąż penalizowana. Mowa oczywiście o państwach islamskich oraz niektórych z chrześcijańskich krajów Afryki. Muzułmanie u władzy najpewniej słowami katolickiego papieża się nie przejmują, ale już w przypadku części z chrześcijańskich krajów Afryki takie ryzyko nie jest wykluczone. Tymczasem w niejednym z chrześcijańskich państw Afryki wielkim problemem zdrowotnym i społecznym jest epidemia HIV/AIDS. W wielkiej mierze przyczynia się do tego panująca tam rozwiązłość heteroseksualna. Pomyślmy jednak logicznie, czy usunięcie praw kryminalizujących akty homoseksualne może przyczynić się do ograniczania w tych krajach owej epidemii, czy raczej istnieje znaczące niebezpieczeństwo, że tym bardziej ją tam zaostrzy i zaogni? Oczywiście, w grę wchodzi druga opcja, gdyż czyny homoseksualne są wielkim roznosicielem wirusa HIV. Rzecz jasna nie jest tak, iż w warunkach prawnego zakazu owych aktów nikt się ich nie dopuszcza, ale można spokojnie założyć, że kryminalizacja przyczynia się tu do tego, że takowe czyny popełniane są rzadziej, z mniejszą liczą partnerów, etc. A zatem dekryminalizacja sodomii w krajach Afryki może – w odniesieniu do szerzenia się HIV/AIDS – bardzo pogorszyć, już i tak złą sytuacją tam panującą. Myślę, że papież Franciszek powinien wziąć pod uwagę ten aspekt sprawy, gdyż jak na razie jego słowa w tym zakresie wyglądają na bardzo, ale to bardzo nieroztropne.

    Po drugie: aktualnie mamy do czynienia z czymś, co można nazwać “Międzynarodówką Pro-LGBT”. I naiwnym jest ten, kto myśli, iż owa “międzynarodówka” nie ma też na względzie krajów Afryki. Oczywiście, zdecydowanie za wcześnie jest tam domagać się ustanowienia “homomałżeństw” czy też prawa do adopcji dzieci dla par homoseksualnych. Jednakże od czegoś i na Czarnym Lądzie trzeba zacząć i pierwszym etapem walki na rzecz normalizacji sodomii będzie tam staranie się o dekryminalizację aktów homoseksualnych. Później, przyjdzie kolej na domaganie się innych elementów “pro-LGBTowskiego” pakietu, a więc np. zakaz wszelkich choćby i zdroworozsądkowych form dyskryminacji osób homoseksualnych, publiczne obnoszenie się z sodomią, kryminalizacja tzw. homofobii, by ukoronować to “homomałżeństwami” oraz prawem do adopcji. Podobny proces miał miejsce w Europie i obu Amerykach, a więc dlaczego nie miałoby się tak stać i w Afryce. Czy papież Franciszek zdaje sobie sprawę z tego, iż jego apele o dekryminalizację sodomii mogą łatwo się wpisać w plany “międzynarodówki pro-LGBT”?

    Mirosław Salwowski

    Źródło grafiki wykorzystanej w tekście:

    https://www.reckon.news/news/2023/01/its-not-a-crime-yes-but-its-a-sin-pope-francis-wants-homosexuality-decriminalized.html

  3. Dlaczego antykoncepcja nie powinna być prawnie zakazana?

    Możliwość komentowania Dlaczego antykoncepcja nie powinna być prawnie zakazana? została wyłączona

    Moja publicystyka nieraz błędnie kojarzy się z tezą, jakoby wszelkie grzechy powinny być prawnie zakazane przez władze cywilne. Jest to oczywiście mylne, choć jednak zrozumiałe wrażenie, jakie niektórzy ludzie odnoszą z czytania mych tekstów, gdyż prawdą jest, że częściej piszę o tym, co powinno być zakazane przez prawo, aniżeli o tym, co nie powinno być w ten sposób represjonowane. Sam jednak fakt częstotliwości poruszania przeze mnie takiej tematyki nie oznacza, iż uważam, że rzeczywiście wszystkie bądź choćby zdecydowana większość grzechów powinna być kryminalizowana. Istnieją wszak grzechy, których szkodliwość społeczna jest niska, albo których zakazanie w danych okolicznościach społeczno-kulturowych spowodowałoby by więcej zła niż ich tolerowanie. Tego rodzaju nieprawości władze cywilne nie powinny penalizować. W poniższym tekście zamierzam dłużej pochylić się nad uzasadnieniem tezy, dlaczego tak używanie, jak i rozprzestrzenianie środków antykoncepcyjnych (mimo że takowe w małżeństwie są wewnętrznie i poważnie złe) nie powinno stać się przedmiotem karnych represji ze strony władz cywilnych.

    ***

    Po pierwsze zatem: nie jest wcale pewne, czy sztuczne ubezpładnianie wszelkich seksualnych aktów jest wewnętrznie złe i samo w sobie stanowi materię grzechu. Owszem takowe działanie jest wewnętrznie złe i obiektywnie grzeszne wobec aktów małżeńskich, ale już niekoniecznie wobec aktów pozamałżeńskich. We wszystkich magisterialnych wypowiedziach Kościoła, jakie na ten temat czytałem (np. “Humanae Vitae” Pawła VI, “Casti Connubii” Piusa XI, Katechizm Jana Pawła II) potępiano używanie antykoncepcji w odniesieniu do stosunków małżeńskich, a nie jakichkolwiek aktów seksualnych. To więc, że małżonkowie nigdy nie powinni sztucznie ubezpładniać swych aktów seksualnych jest w świetle tradycyjnego nauczania Kościoła jasne. To jednak, czy np. prostytutki albo osoby współżyjące poza małżeństwem popełniają dodatkowy grzech, używając przy swej i tak już złej aktywności seksualnej, dajmy na to prezerwatyw, nie jest już takie jasne i nawet przed Soborem Watykańskim II opinie teologów moralnych i hierarchów były tu podzielone. Przykładowo biskup diecezji Linz Józef Calasanz Fließer latem 1945 roku pouczał podległych sobie księży, by poszkodowane przez gwałt kobiety udawały się natychmiast po zdarzeniu do lekarzy, aby ci nie dopuścili do poczęcia w ten sposób dziecka (Patrz: Erna Putz, Boży dezerter. Franz Jägerstätter 1907-1943, Warszawa 2008, s. 265). Oczywiście, jest to przykład skrajny, ale i on pokazuje, że sztuczne ubezpładnianie pozamałżeńskiego aktu seksualnego (w tym wypadku: gwałtu) nie było i przed Vaticanum II uważane powszechnie za wewnętrznie złe. Skoro zaś, nie ma jasności, czy takowe działanie jest wewnętrznie złe, to otwiera to dyskusję odnośnie moralnej dopuszczalności stosowania środków antykoncepcyjnych w innych niż zgwałcenie formach pozamałżeńskiej aktywności seksualnej. Na przykład, czy prostytutkom – jeśli nie da się ich nawrócić – należałoby doradzać stosowanie prezerwatyw? Osobiście sądzę, że tak. Jeśli bowiem taka kobieta się nie nawróci, to poczęcie przez nią w owych okolicznościach dziecka skutkowałoby w zdecydowanej większości wypadków większym złem, czyli jego zabiciem. Ponadto, w tych przypadkach, w których prostytutki zdecydowałyby się jednak urodzić poczęte dziecko, to najczęściej takowa istota ludzka byłaby narażona na wykorzystywanie seksualne, wdrażano by ją w arkana profesji jej matki, etc.

    Po drugie: władze cywilne powinny tolerować te z grzechów, co do których można roztropnie przewidywać, iż ich prawne zakazanie spowodowałoby więcej zła, lub też utrudniałoby osiągnięcie większego dobra. O tej zasadzie nauczał chociażby papież Leon XIII w encyklice “Libertas praestantissimum”:

    Niemniej jednak okiem matki ocenia Kościół wielkie ciążenie słabości ludzkiej: i nie jest nieświadomy, dokąd ten prąd umysłów i spraw unosi wiek nasz. Z tych przyczyn, nie przyznając atoli prawa jak tylko temu, co prawdziwe i co uczciwe jest, nie wzbrania jednak, iżby publiczna władza tolerowała coś prawdzie i sprawiedliwości obcego, a to dlatego, aby albo jakieś większe zło ominąć, albo dobro osiągnąć lub zachować. Sam najopatrzniejszy Bóg, choć jest nieskończoną dobrocią i choć wszystko może, dozwala jednak złemu istnieć na świecie, już to, aby nie przeszkodzić wzrostowi dobrego, już to, aby większe zła nie wynikły. Godzi się w sterowaniu państwami naśladować sternika świata: co więcej, gdy władza ludzka nie może wszystkiego złego wzbronić, winna wiele dopuścić i bezkarnie pozostawić, dosięgnie tam już tego sprawiedliwie opatrzność Boża.

    Gdyby więc nawet uznać sztuczne ubezpładnianie wszelakich aktów seksualnych (nie tylko małżeńskich) za wewnętrznie złe to z tej konkluzji nie wynikałby jeszcze w sposób konieczny słuszność kryminalizacji używania i rozpowszechniania środków antykoncepcyjnych. Zanim poparłoby się taki postulat, należałoby zatem wpierw zastanowić się nad prawdopodobnymi skutkami jego wprowadzenia. Czy zmniejszenie dostępu do antykoncepcji skutkowałoby np. większą częstotliwością większego zła, jakim jest zabijanie nienarodzonych dzieci? Czy dzieci poczęte wskutek braku antykoncepcji byłyby częściej wychowywane w dobrych tak moralnie, jak i materialnie warunkach? Cóż, możliwa odpowiedź na oba pytania skłania mnie do tezy, iż władze cywilne powinny jednak tolerować tak używanie, jak i rozpowszechnianie środków antykoncepcyjnych. Co więcej, przypuszczam, że takowa tolerancja może być tu bardziej uniwersalnym, niż tylko czasowo ograniczonym sposobem działania. Większość (a przynajmniej znaczna część) ludzi – niezależnie od czasów i kultur – prawdopodobnie czyniła, czyni i będzie czynić – seks przedmałżeński. To oczywiście jest poważnie złe, ale taka jest najpewniej rzeczywistość, którą to należy przyjąć do wiadomości. Powstaje więc pytanie: jeśli tej większości (lub znacznej) części ludzi, odebrałoby się, lub poważnie ograniczyło dostęp do środków antykoncepcyjnych, to efektem tego byłaby większa czy mniejsza liczba prenatalnych lub postnatalnych dzieciobójstw? Obawiam się, że jednak mielibyśmy wówczas do czynienia z większą liczbą tych zbrodni. Poza tym, niechciane, a jednak poczęte poza małżeństwem dzieci (nawet jeśli się narodzą) najczęściej są bardzo zaniedbywane na różnych płaszczyznach. I odnośnie tego aspektu można się pytać, czy coś takiego jest czymś lepszym niż użycie środka antykoncepcyjnego. Powracając zaś jeszcze na chwilę do przykładu prostytutki, która nie używałaby prezerwatyw, to spróbujmy sobie wyobrazić los poczętych w ten sposób dzieci. Powiedzmy, że taka prostytutka 10 razy zaszłaby w ciążę. 8 na 10 tych ciąż skończyłoby się aborcją. Na 2 urodzonych dzieci 1 zostałoby oddane do sierocińca, a 1 trafiło w ręce “opiekuna” prostytutki, który by je molestował, a kiedy by ono już podrosło, nakazałby jej (powiedzmy, że byłaby to dziewczynka) przejąć zawodową schedę po matce. Czy naprawdę, biorąc pod uwagę, taki możliwy scenariusz wydarzeń można rozsądnie twierdzić, że tolerowanie przez władze cywilne antykoncepcji nie miałoby tu na celu zapobieganie większemu złu?

    Po trzecie: chociaż władze kościelne niektórych krajów (np. Włoch i Irlandii) w nieformalny sposób wpływały na rządy, by te zakazywały rozpowszechniania środków antykoncepcyjnych, to jednak nie znam żadnych oficjalnych magisterialnych wypowiedzi Kościoła na ów temat. Póki zaś dana teza nie jest przedmiotem oficjalnego nauczania Kościoła, powszechnej opinii teologów albo jednomyślnej doktryny Ojców Kościoła, póty nie zobowiązuje ona do posłuszeństwa serca i rozumu katolików. W nieformalny zaś sposób władze kościelne mogły wpływać na rządy państw w różnych sprawach i to nie zawsze słusznie. Na przykład można się zastanawiać, dlaczego w krajach z większością katolicką tak rzadko dopuszczający się przestępstw seksualnych księża trafiali do więzień? Czy hipoteza o tym, że taka daleko posunięta łagodność organów ścigania wobec nich nie odbywała się bez pewnych nieformalnych nacisków ze strony władz kościelnych jest aby na pewno błędna?

    ***

    Być może niektórzy z Czytelników byliby skłonni zgodzić się z mymi powyższymi wywodami pod warunkiem, że tyczyłyby się one prezerwatyw, a nie antykoncepcji hormonalnej, która ma mieć działanie również wczesnoporonne, a więc bezpośrednio niszczące niewinne, a nienarodzone ludzkie życie. Cóż odpowiem na ten argument? Otóż przyznam się w tym momencie otwarcie, że nie wiem, czy antykoncepcja hormonalna rzeczywiście działa tak, iż w razie gdy nie uda się za jej pomocą w sztuczny sposób ubezpłodnić aktu seksualnego, to następnym jej etapem jest koniecznie uśmiercenie poczętego już życia. Nawet jednak gdyby właśnie takie było konieczne działanie owego rodzaju antykoncepcji, to i tak nie zrównywałbym go z bezpośrednią aborcją (która oczywiście powinna być zawsze zakazana przez władze cywilne). Tak czy inaczej, podstawowym działaniem antykoncepcji hormonalnej jest bowiem niedopuszczenie do poczęcia się nowego życia, a nie jego przerwanie. Jak już więc przerwanie takiego życia należałoby tu traktować w kategoriach czegoś, co tradycyjna teologia moralna nazywała “skutkiem ubocznym”. Poza tym, o ile zasada, iż nigdy nie ma się moralnego prawda do bezpośredniego niszczenia nienarodzonego życia jest jasna, o tyle nie jest jednak oczywiste, kiedy dokładnie następuje wlanie ludzkiej duszy do poczętego już płodu. Może następuje ono w pierwszej chwili poczęcia, a może następuje ono później. Nie wiemy tego z całą pewnością, a Katechizm Soboru Trydenckiego nauczał na ten temat rzeczy następującej:

    (…) kiedy się człowiek poczyna w żywocie matki swojej, dusza bywa wlewana, ale za czasem, kiedy ciało zupełnie człowiecze będzie. (…) [Cytat za: „Katechizm rzymski z wyroku św. Soboru Trydenckiego ułożony, z rozkazu Piusa V. Papieża wydany, i od Klemensa XIII szczególniej zalecony. Tom I”, Warszawa 1827, s. 42).

    Gdyby zatem dusza nie była wlewana do ludzkiego płodu z pierwszą chwilą jego poczęcia, to tym bardziej (i tak uboczne) wczesnoporonne działanie antykoncepcji hormonalnej trudno by było postawić na jednej płaszczyźnie z bezpośrednim zabiciem niewinnej osoby ludzkiej. Jeszcze raz podkreślam, nie chodzi mi w tym miejscu u rzekomą moralną dopuszczalność jakiejkolwiek bezpośredniej aborcji – rzecz w stosowaniu pewnych rozróżnień, które mają też swoje znaczenie dla oceny, czy dane działanie powinno, czy nie powinno być przedmiotem kryminalizacji ze strony władz państwowych.

    ***

    Reasumując zatem: sztuczne ubezpładnianie aktów małżeńskich jest z pewnością wewnętrznie i poważnie złe. Dlatego też stanowi materię ciężkiego grzechu. Nie jest jednak już pewne, czy wewnętrznie złe jest sztuczne ubezpładnianie wszelakich aktów seksualnych. A i tak nie każdy grzech powinien być zakazany, oraz karany przez władze cywilne. Jednym z ważnych powodów dla którego dane grzechy powinny być tolerowane przez prawo i państwo jest to, że ich kryminalizacja mogłaby przynieść gorsze efekty od zamierzonych. Można zaś zdroworozsądkowo przypuszczać, iż w większości wypadków zakazanie używania i rozpowszechniania antykoncepcji przyczyniałoby się do szerzenia jeszcze większego zła w postaci prenatalnych i postnatalnych dzieciobójstw. A zatem nie wydaje się, by prawny zakaz antykoncepcji winien być czymś doradzanym większości tak aktualnie, jak i niegdyś rządzących.

    Mirosław Salwowski

  4. Nawet bardzo niedoskonała władza jest lepsza od anarchii

    Możliwość komentowania Nawet bardzo niedoskonała władza jest lepsza od anarchii została wyłączona

    Nieodmiennie jestem pod wielkim wrażeniem prawdy wyrażonej przez św. Pawła Apostoła na kartach Biblii:

    Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy – przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia. Albowiem rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle. Należy więc jej się poddać nie tylko ze względu na karę, ale ze względu na sumienie. Z tego samego też powodu płacicie podatki. Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd. Oddajcie każdemu to, mu się należy: komu podatek – podatek, komu cło – cło, komu uległość – uległość, komu cześć – cześć” (Rzymian 13, 1-7).

    Jestem pod jej wielkim wrażeniem, choćby dlatego, że bezpośrednim kontekstem historycznym i kulturowym tych słów były rządy zdeprawowanego do szpiku kości Nerona, a już kilka lat po ich napisaniu ten rzymski cezar zaczął krwawo i okrutnie prześladować chrześcijan. A jednak mimo to Duch Święty natchnął Pawła Apostoła, by skoncentrował się na pozytywach, a nie negatywach władzy publicznej. Owszem, św. Paweł Apostoł w chwili spisywania przez siebie tych słów mógł nie wiedzieć, że już za kilka lat chrześcijanie, do których bezpośrednio pisał swe pouczenia, przekonają się na własnej skórze, że miecz dzierżony przez władzę czasami służy do gnębienia nie tylko tych złych, ale i dobrych, jednakże Duch Święty, który natchnął go do ich spisania, oczywiście o tym wiedział. Tym niemniej 13 rozdział listu do Rzymian nie został uznany za apokryf, tak że dziś można by relatywizować jego przesłanie, ale został rozeznany przez Kościół jako część bezbłędnego i nieomylnego Słowa Bożego. Postawmy się więc w sytuacji pierwszych chrześcijan, którzy jak mało kto w historii, mieli powody, by widzieć w panujących nad nimi władcach “same zło”, a jednak w imię apostolskich, nieomylnych pouczeń, szanowali władzę i byli jej posłuszni, póki ta nie wymagała od nich grzechu. Ich postawę w tym względzie tak opisywał papież Leon XIII:

    Pierwsi chrześcijanie postawili nam pod tym względem wzór znakomity; z największą niesprawiedliwością i okrucieństwem prześladowani przez pogańskich cesarzy, nigdy nie przestawali zachowywać się posłusznie i ulegle; wydawało się wprost, iż tamtych srogość chcą przemóc własną pokorą. Podobna skromność i niezłomna wola pozostawania wiernymi poddanymi wywierała tak silne wrażenie, iż zaćmić go nie mogły potwarze i złość wrogów (…) Inna sprawa była, gdy cesarze przez swoje dekrety lub pretorzy przez swoje groźby chcieli ich zmusić do sprzeniewierzenia się wierze chrześcijańskiej lub innym obowiązkom: w takich chwilach woleli zaiste odmówić posłuszeństwa ludziom niż Bogu. Wszakże i w podobnych okolicznościach dalecy byli od tego, aby jakikolwiek wszczynać bunt i majestat cesarski obrażać, a jednego tylko żądali, aby wolno im było swoją wiarę otwarcie wyznawać i być jej niezachwianie wiernymi. Poza tym nie myśleli o żadnym buncie, a na tortury szli tak spokojnie i ochoczo, że wielkość ich ducha brała górę nad wielkością zadawanych im mąk (Patrz: Leon XIII, Encyklika „Diuturnum illud [O władzy politycznej”], Warszawa 2001, s. 15-16).

    Z kolei ks. Piotr Skarga tak pisał o uległości starożytnych chrześcijan względem nieprzychylnych im władców:

    Nie doznana rzecz, póki chrześcijanom Pan Bóg dawał panów pogańskich, aby im się kiedy Święci Męczennicy mocą bronili, albo na ich urzędników rękę podnieśli i lud burzyli. Znali w nich z Apostołem moc i urząd Boski, i źle a niewinnie rozlewających krew ich czcili, i byli posłuszni tam, gdzie jawnego grzechu w ich rozkazaniu nie było, chociaż z największą szkodą, żalem i utratą majętności i zdrowia swego„ (Cytat za: Ks. Piotr Skarga, „Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu„, tom II, Petersburg 1862, s. 206).

    Można jednak spytać, dlaczego Duch Święty mimo posiadanej przez siebie wiedzy o tym, jak władze cywilne będą w przyszłości gnębić chrześcijan, natchnął św. Pawła do spisania przytoczonej wyżej swoistej apologii państwa, prawa, władzy i porządku? Wszak, słuchając dziś niektórych chrześcijan, można by dojść do zgoła przeciwnych wniosków w rodzaju: “Państwo to twój największy wróg“; “Nigdy nie ufaj władzy“, etc. Zawsze przy tym podobnych okazjach będę powtarzał: istnienie jakiejś władzy, jakiegoś prawa i jakiegoś porządku jest zwykle lepsze od anarchii, bezprawia i braku porządku. To, co zwiemy państwem i prawem, jest bowiem czynnikiem pro-cywilizacyjnym, czymś co z reguły przynajmniej ogranicza zdziczenie i brak zasad. Gdy nad jakimś krajem panuje 1 000 zdemoralizowanych band, sytuacja polegająca na tym, że 1 z tych band obejmie władzę nad całym krajem zwiększa szansę na to, że sytuacja na tym terytorium się poprawi. Mówi się, że to rządzący państwami wymordowali największą ilość ludzi – może to prawda, a może nie (trzeba by tu zrobić porządne rachunki liczbowe, gdzie po jednej stronie zliczono by ludzi zabitych z rozkazu lub zachęty władz, a po drugiej zabitych w wyniku przestępczości, rozruchów, wszczynania krwawych buntów). Jednakże, nawet gdyby miało okazać się, że jest to prawdą – to odnosiłoby się do wyjątków, a nie reguły. Każdy władca ma swe wady, ale większość rządzących nie jest ludźmi pokroju Pol Pota czy Adolfa Hitlera. Nawet jeśli dany władca w ciągu kilku lat podbije statystki ludzi zabijanych przez rządzących, to po drugiej stronie zawsze będziemy mieć ludzi mordowanych na co dzień przez przestępców i buntowników.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    O posłuszeństwie władzy i granicach tego posłuszeństwa

    Przeciwko mentalnej anarchii i upadkowi zasady szacunku wobec władzy

    Św. Tomasz z Akwinu: Czy prawo ludzkie obowiązuje w sumieniu?

    Coś o Piłacie, Hitlerze, Nabuchodonozorze i zaborcach

  5. List otwarty do Janusza Korwin Mikkego w kwestii “lekkiej pedofilii”

    Leave a Comment

    Szanowny Panie Prezesie!

    Jako, że Pańskie uwagi na temat tzw. lekkiej pedofilii wzbudzają szereg kontrowersji, pragnę niniejszym zwrócić się do Pana z prośbą o w miarę jasną i jednoznaczną odpowiedź na poniższe moje pytania.

    Pytanie pierwsze: co konkretnie ma Pan na myśli, wygłaszając opinię o tym, jakoby edukacja seksualna była gorsza od “lekkiej pedofilii”. Czy chce Pan przez to zasugerować, iż co prawda tak edukacja seksualna, jak i “lekka pedofilia” są moralnie złe, jednak pomiędzy dwojgiem z tych nagannych moralnie zjawisk to edukacja seksualna stanowi większe zło? Czy może jednak rozumie Pan przez to twierdzenie, jakoby tzw. lekka pedofilia (czyli dajmy na to dotykanie dziecka w jego miejscach intymnych w celu własnego pobudzenia seksualnego) była tak naprawdę obojętnym moralnie czy nawet dobrym etycznie zachowaniem?

    Pytanie drugie: czy przez twierdzenie o tym, jakoby “lekka pedofilia” nie jest “szkodliwa społecznie” chce Pan dać wyraz przekonaniu, iż władze cywilne nie powinny zakazywać oraz karać tych z form molestowania seksualnego osób nieletnich, które ograniczają się do dotykania ich w miejscach intymnych, jednak nie posuwają się do gwałcenia takowych? A może należy rozumieć te Pańskie wypowiedzi w ten sposób, iż takowe zachowania co prawda powinny być penalizowane, jednak sankcje karne należałoby złagodzić?

    Myślę, że odpowiedź na powyższe pytania nie powinna nastręczać Panu zbytniej trudności, byłbym więc wdzięczny, gdyby w którejś ze swych przyszłych publicznych wypowiedzi ustosunkował się Pan do nich. Dodam, iż uważam, że bardziej jednoznaczna odpowiedź na nie, mogłaby się przyczynić do pewnego wyjaśnienia i uporządkowania możliwych nieporozumień albo ewentualnych nadinterpretacji pańskich wypowiedzi odnośnie do tzw. lekkiej pedofilii.

    Pozdrawiam i łączę życzenia Bożych błogosławieństw.

    Mirosław Salwowski

  6. Grzegorz Braun za penalizacją aktywności homoseksualnej “jako takiej”

    Leave a Comment

    Jak do tej pory w III Rzeczypospolitej żaden bardziej rozpoznawalny polityk nie odważył się – przynajmniej publicznie – opowiedzieć się za wprowadzeniem kryminalizacji aktów homoseksualnych. Szczytem obyczajowego konserwatyzmu w tej kwestii na naszej prawicy było co najwyżej, i to też niezbyt śmiałe, popieranie prawnego zakazu tych czy innych przejawów publicznej propagandy sodomii. Wydaje się jednak, iż tej swego rodzaju “prawicowej poprawności” wyrażającej się w zapewnieniach “Ależ my, nikomu nie chcemy zaglądać do łóżek” rzucił ostatnio wyzwanie, nie kto inny, tylko – sam znany wcześniej z tego typu wypowiedzi – Grzegorz Braun. Ów były kandydat na urząd Prezydenta Polski oraz jeden z czołowych działaczy “narodowo-wolnościowej” koalicji o nazwie “Konfederacja” w wywiadzie dla internetowej telewizji “wRealu24” stwierdził co następuje:

    Ja muszę przyznać się do dość poważnej reasumpcji moich wniosków w tej sprawie. Ja kiedyś łudziłem się, że to są sprawy, które zgodnie z polską tradycją, że wolność Tomku w swoim domku, że można zostawić, że tak powiem zaciszu domowemu. (…) Ale dziś, wydaje mi się, że szydło tak bardzo wyszło z worka (Przepraszam panią premier); tak bardzo ujawniło się, o co tak naprawdę tutaj chodzi, że nie ma mowy o jakimś modus vivendi. Że nie ma mowy o tym, że osiągniemy w tej, w tym obłędzie tolerancjonizmu jakąś linię demarkacyjną i wtedy sodomici powiedzą: OK, to już mamy, cośmy chcieli. Nie. Oni chcą się dobierać do naszych dzieci. I właśnie nawet wcale tego nie tają. I w związku z tym, proszę Państwa na czym zmiana u mnie polega? Ja dzisiaj opowiadam się za penalizacją aktywności homoseksualnej jako takiej.

    Po tej deklaracji Grzegorza Brauna, prowadzący program Marcin Rola niejako chyba nie do końca dowierzając temu co przed chwilą usłyszał zapytał polityka “Konfederacji”: W ogóle? Całkowicie?

    Na co Grzegorz Braun odpowiedział:

    Tak, tak. Ja chciałbym wrócić w tej sprawie do czasów, w których świat nie stał jeszcze na głowie i było zupełnie jasne, że kto podejmuje czynności ryzykowne, kto się zachowuje ryzykownie, ten ryzykuje (…) Tak ja to postuluję. Karalność sodomii jako takiej. To jest mój postulat. Wystąpię z takim wnioskiem. Zobaczymy jak zostanie on przyjęty na forum Parlamentu Europejskiego. Od jesieni daj Boże za pośrednictwem moich kolegów, koleżanek konfederatów na forum Parlamentu warszawskiego trzeba taki wniosek złożyć, bo dosyć tego“.

    Cóż można rzec na tą zaskakującą zmianę poglądów pana Grzegorza Brauna? Osobiście, jako krytyk niektórych z innych jego wypowiedzi (np. na temat imigrantów czy sposobu w jaki wypowiadał się on na temat opisanego w księgach Starego Testamentu powstania Machabeuszy) jestem pod wielkim, pozytywnym wrażeniem pokory i odwagi tego polityka. Pokory, gdyż trzeba się takową wykazać, publicznie korygując swe wcześniejsze i wielokrotne wypowiedzi na podobne tematy. Odwagi, albowiem pogląd o tym, iż czyny homoseksualne powinny być prawnie karalne jako takie, nie należy do popularnych również na prawicy. Nie sądzę też, by większość z polityków “Konfederacji” do której należy Grzegorz Braun podzielała jego najnowsze wypowiedzi w tej sprawie i w związku z tym prawdopodobnie głowią się oni już na tym, jak w oczach opinii publicznej złagodzić jasny i jednoznaczny jego wypowiedzi. Pozostaje jednak mieć nadzieję, iż zgodnie z treścią tradycyjnego przysłowia: “Kropla drąży skałę nie siłą, lecz często padając” świadomość słuszności postulatów prawnej karalności czynów homoseksualnych oraz niewierności małżeńskiej (czyli cudzołóstwa) będzie stopniowo docierać do coraz szerszych kręgów polskiej prawicy oraz środowisk katolickich.

     

    Przeczytaj też: https://salwowski.net/2017/08/12/11-powodow-dla-ktorych-czyny-homoseksualne-powinny-byc-prawnie-zakazane-i-karalne/

     

  7. Kiedy moralnie dozwolone jest zabijanie złoczyńców?

    Leave a Comment

    Nie popełnia grzechu morderstwa i ten, kto życie odbiera drugiemu sprawiedliwie tj. kto ma prawo do tego. A czy istnieje jakie prawo odbierania życia ludziom? Tak.

     

    a) Może odebrać komuś życie zwierzchność prawowita. Prawo nad życiem i śmiercią ma wprawdzie jedynie Pan Bóg, ale jak inne prawa Swoje np. odpuszczanie grzechów może Pan Bóg i to prawo przekazać innym. To też uczynił Pan Bóg, bo zwierzchności dał prawo karania złoczyńców, nawet odebraniem życia, jak to czytamy w Piśmie św. Tak w starym zakonie Pan Bóg ustanowił karę śmierci na morderców, bałwochwalców, bluźnierców, krzywoprzysięzców i innych wszelkich zbrodniarzy. Dlatego czytamy u Mojżesza (Gen. 9, 6): “Ktobykolwiek wylał krew człowieczą, będzie wylana krew jego”; podobnie dalej (Exod. 22, 18): “Czarownikom żyć nie dopuścisz”. I karę tę wykonywano rzeczywiście. Mojżesz wezwał mężów z pokolenia Lewi przeciw bałwochwalcom, co kłaniali się cielcowi złotemu, i kazał poodbierać im życie: jakoż zabito ich przeszło 20000, poczym Mojżesz pochwalił owych lewitów, mówiąc (Exod. 32, 29): “Poświęciliście ręce wasze dzisiaj Panu”.

    Władza ta pozostała zwierzchności i w zakonie nowym, jak widać ze słów Pana Jezusa do Piłata. Kiedy bowiem Piłat odezwał się do Pana Jezusa (Jan 19, 10): “Nie wiesz, iż moc mam ukrzyżować Cię i moc mam puścić Cię?” odpowiedział mu Pan Jezus (Jan 19, 11): “Nie miałbyś mocy przeciw Mnie żadnej, gdyby ci nie dano z wierzchu”. Tę władzę przyznaje zwierzchności i św. Paweł, bo mówi o niej (Rzym. 13, 4): “Nie bez przyczyny miecz nosi, Boga bowiem sługą jest, mścicielem ku gniewu temu, który złość czyni”. Ostatnia zaś księga Pisma św. powiada (Apok. 13, 10): “Kto mieczem zabije, ma być mieczem zabity”. – Jakoż sam rozum wskazuje, że zwierzchności musi przysługiwać takie prawo, gdyż tylko taka kara zdolna poskromić namiętności ludzkie i odstraszyć od zbrodni. Gdyby, jak chcą niektórzy, zniesiono karę śmierci, wtedy by jeszcze częściej aniżeli obecnie działy się zbrodnie wielkie np. morderstwa. Kara więzienia dożywotniego nie byłaby wystarczającą, bo sama ze siebie nie jest tak straszną jak kara śmierci i nadto zbrodniarz ma jeszcze nadzieję odzyskania wolności czy to przez ucieczkę, czy przez ułaskawienie. Toteż prawo to potrzebne; a zresztą zwierzchność nie będzie potrzebowała karać śmiercią, byleby zabójcy dali sami początek dobry – i przestali zabijać.

     

    b) Wolno dalej pozbawić życia nieprzyjaciela w słusznej obronie ojczyzny. Całość i bezpieczeństwo ojczyzny przedniejsze trzyma miejsce przed życiem nieprzyjaciół, tych, co się na nią targają. Nieprzyjaciele sami sobie winni, jeśli, krzywdę wyrządzając innemu krajowi, giną śmiercią. Skoro tedy zwierzchnik kraju prowadzi wojnę, każdy zawezwany do broni ma obowiązek stawać do szeregów. W takich razach dla uzyskania zwycięstwa wolno używać wszelkich środków potrzebnych, o ile nie zakazuje ich prawo przyrodzone czy też prawo narodów. Wolno tedy w takim razie uprzedzić nieprzyjaciela, napaść kraj jego i każdego, kto by się opierał, pojmać, zranić czy zabić. Zwłaszcza każdy żołnierz ma obowiązek walczenia mężnie wśród bitwy. Natomiast, jak już powiedziałem, grzeszyłby, gdyby zabijał lub znieważał albo bezcześcił mieszkańców spokojnych, bezbronnych, czy to dzieci, czy niewiasty, czy starców, czy też takich żołnierzy, co broń już złożyli. W ogólności żaden żołnierz nie powinien zapominać o tym, że jest chrześcijaninem, że ma być mężnym ale nie krwi chciwym i okrutnym.

    Że zabicie na wojnie tych, co szkodzą ojczyźnie, nie jest grzechem, dowodzi Pismo św., bo wychwala Matatiasza, Judę i innych bohaterów, którzy w obronie ojczyzny i uciskanej braci swojej ciężkie wiedli boje z narodami postronnymi. Dowodem niewinności takich żołnierzy i to, że Pan Bóg nieraz cudownie wspierał tych, co wiedli wojnę sprawiedliwą. Dodaję “sprawiedliwą”, bo samo się przez się rozumie, że wojna powinna być taką. O tym jednak wiedzieć trzeba, że odpowiedzialność za wojnę i wszystkie jej następstwa, spada na zwierzchność kraju, obowiązkiem zaś jest poddanych iść za głosem swej władzy, a nie badać, czy wojna jest słuszną czy też niesłuszną (por. fałszerstwo depeszy przez Bismarcka przed wojną francusko-niemiecką).

     

    c) Wreszcie wolno pozbawić kogoś życia we własnej sprawiedliwej obronie. Kiedy tedy złodziej, zbójca wypada z lasu z nożem czy narzędziem jakim zbójeckim, albo jeśli się zakrada do mieszkania i chce nas obedrzeć, złupić i przy tym zagraża naszemu życiu: wolno jest w takim razie się bronić i nie mamy grzechu, choćby złoczyńca zginął z ręki naszej. To potwierdza już rozum, bo nikt nie ma obowiązku cudze życie przedkładać ponad własne. Tenże rozum powiada, że jeśli nie ma innego środka obrony, powinien utracić życie raczej napastnik niesprawiedliwy, aniżeli niesłusznie napastowany. Gdyby bowiem nikt nie miał prawa bronienia się przeciw napadom niesłusznym, wtedy by bezbożnicy mieli zabezpieczoną swobodę da wszelkich bezprawi. Dlatego Pismo św. (Exod. 22, 2) wyraźnie pozwala na zabicie człowieka, jeśli tego potrzeba do obrony życia. – Co więcej nauczyciele duchowni wspominają o tym, że niewiasta w razie napadu na swącnotę może się bronić jakim bądź sposobem, a ostatecznie, gdy nie ma ratunku innego, wolno jej nawet zabić napastnika, gdyż dla niej ważniejszą jest jej cnota niż życie takiego niegodziwca.

    Aby jednak dozwolonym było zabójstwo w obronie własnej, napaść musi być niesprawiedliwą. Jeżeli tedy zwierzchność chwyta złoczyńcę, aby go zaprowadzić do więzienia, złoczyńcy nie przysługuje prawo obrony, bo zwierzchności wolno pojmać złoczyńcę. – Dalej nawet w razie napadu niesprawiedliwego nie wolno wyrządzić szkody większej nad tę, ile potrzeba dla obrony swego życia. Należy tedy wpierw, o ile można, użyć innych środków do obrony własnej np. uciekać, wołać o pomoc, uderzyć złoczyńcę, ogłuszyć go, powalić o ziemię, zranić, a dopiero, gdyby te sposoby nie prowadziły do celu lub gdyby ich zgoła nie można użyć, wolno zabić napastnika. Z tego więc wynika, że wolno napastnika zabić tylko podczas napadu samego, a nie, kiedy ucieka. A dalej nie godzi się żadną miarą zabijać złodzieja, którego schwycono na złodziejstwie, ale który widocznie nie zagraża życiu naszemu. – Wreszcie nie wolno zabijać z myślą zemsty czy nienawiści, lecz jedynie celem obrony własnej, bo chrześcijaninowi mścić się nie wolno.

     

    Ks. Wojciech Andersz, Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów, Tom IV, Poznań 1910, s. 8-11. 

     

  8. Czy Katechizm Kościoła Katolickiego wyklucza karę śmierci za cudzołóstwo?

    Leave a Comment

    W reakcji na mój poprzedni artykuł pt. “Kamienowanie cudzołożników i cudzołożnic było dobre, mądre oraz sprawiedliwe” pojawiło się kilka krytycznych głosów i sugestii mych czytelników, do których chciałbym się ustosunkować. A zatem:

     

    PO PIERWSZE: sam nie jestem, zasadniczo rzecz biorąc, zwolennikiem karania śmiercią za niewierność małżeńską. Owszem, wierzę w to, iż w czasach Starego Testamentu kara ta była w pełni dobra, mądra i sprawiedliwa. Nie widzę zresztą innej możliwości, gdyż taką sankcję karną dla ówczesnego narodu żydowskiego ustanowił Bóg, a On przecież się nigdy nie myli i nigdy nie nakazuje mam czynienia czegoś, co byłoby ze swej istoty złe i niegodziwe. Przyznaję też otwarcie, że nie widzę żadnych mocniejszych przesłanek, by traktować karę śmierci za cudzołóstwo jako zawsze złą i zawsze niedozwoloną również po ustaniu obowiązywania Starego Testamentu. Jak to bowiem już obszernie wyjaśniałem w swym poprzednim tekście, interpretacja zachowania Pana Jezusa wobec cudzołożnej kobiety, jako rzekomo potępiająca taką karę jest powierzchowna i nie uwzględnia wielu innych czynników. Pogląd zaś, jakoby z nastaniem Nowego Testamentu chrześcijańskim władcom zakazane było stosowanie karno-sądowych praw Starego Przymierza został wyraźnie odrzucony przez św. Tomasza z Akwinu:

    Przykazania sądownicze nie miały na zawsze obowiązywać; zgasły na skutek przyjścia Chrystusa: inaczej jednak niż przykazania obrzędowe. Te ostatnie do tego stopnia zgasły n że stały się nie tylko martwe, lecz także śmiercionośne dla tych, którzy by je zachowywali po Chrystusie, zwłaszcza po rozprzestrzenieniu się ewangelii. Natomiast przykazania sądownicze stały się wprawdzie martwe, bo już nie mają siły obowiązywania, nie stały się jednak śmiercionośne. Bo gdyby jakiś rządca państwa nakazał je zachowywać w swoim państwie, nie popełniłby grzechu; chyba żeby ktoś je zachowywał lub nakazał zachowywać jako mające siłę obowiązywania z ustanowienia starego prawa. Taki bowiem zamiar ich zachowywania byłby śmiercionośny.

    Podstawą tej różnicy jest ton co wyżej powiedziano. A powiedzieliśmy, że przykazania obrzędowe w pierwszym rzędzie i same przez się były symboliczne; były bowiem głównie ustanowione dla symbolizowania tajemnic Chrystusa jako przyszłych. I dlatego zachowywanie ich godzi w tę prawdę wiary, którą wyznajemy, mianowicie że te tajemnice już się dokonały. – Natomiast przykazania sądownicze nie były ustanowione dla symbolizowania, ale porządkowania sposobu bycia tego narodu, który zmierzał ku Chrystusowi. I dlatego, gdy zmienił się stan bycia tego narodu na skutek przyjścia Chrystusa, przykazania te przestały obowiązywać. Prawo bowiem, według Apostoła, było „wychowawcą” prowadzącym do Chrystusa. Ponieważ jednak te przykazania nie miały na celu symbolizowania czegoś, a tylko spełnienie czegoś, dlatego samo ich zachowywanie w istocie rzeczy nie godziło w prawdę wiary. Natomiast zamiar zachowywania ich jako obowiązujących na mocy prawa godzi w prawdę wiary, bo z tego by wynikało, że dotychczas obowiązujący stan nadal trwa i że Chrystus jeszcze nie przyszedł [1].

    A zatem, wedle św. Tomasza z Akwinu, prawa sądowe Starego Zakonu (do których należy też kara śmierci za cudzołóstwo) nie są ani nakazane, ani zakazane władcom chrześcijańskim. Podobnie, uważam i ja osobiście. Sam nie jestem za preferowaniem karania śmiercią cudzołóstwa (opowiadam się raczej za karaniem takich czynów chłostą lub pracami społecznymi), jednak nie mogę z drugiej strony powiedzieć, iż taka sankcja byłaby współcześnie zawsze zła i niedozwolona. Co prawda, uważam iż okoliczności czasów, w których żyjemy, różnią się dość znacząco od czasów, w których Bóg dawał Mojżeszowi prawa karna mające wówczas rządzić narodem żydowskim, ale nie mogę wykluczyć też tego, że w pewnych miejscach i czasach mogą zaistnieć podobne uwarunkowania, które taką karę  czyniłyby w pełni uzasadnioną. Na przykład, jeśliby w jakimś kraju, 90 procent małżonków dopuszczałoby się cudzołóstwa, a w dodatku publicznie by się z nim obnosiło i bez skrępowania namawiało do tego występku innych, to sądzę, iż dobre by było wprowadzenie na pewien czas kary śmierci za zdradę małżeńską. Prawdopodobnie, należałoby wówczas wyłapać kilka tysięcy najbardziej zuchwałych cudzołożników, następnie wytoczyć im szeroko nagłośnione medialnie procesy, by na końcu wobec kilkuset szczególnie zdeprawowanych z nich orzec i zastosować karę śmierci. O takie okoliczności jednak jest trudno nawet w naszych mocno rozluźnionych na płaszczyźnie seksualnej czasach. Mimo wszystko, większość małżonków wciąż bowiem się nie zdradza (przynajmniej w bardziej notoryczny sposób), a ci, którzy to czynią, najczęściej nie chwalą się swym grzechem na prawo i lewo. Sądzę więc, że nie ma aktualnie potrzeby aż tak surowego karania cudzołóstwa i cel, jakim jest jego ograniczanie oraz wzmacnianie w społeczeństwie przekonania o jego złu, można osiągnąć za pomocą znacznie łagodniejszych kar w rodzaju chłosty albo prac społecznych.

     

    PO DRUGIE: jak dla mnie wątpliwe jest założenie, iż aktualne, owszem dość sceptyczne i dystansujące się wobec kary śmierci, stanowisko Magisterium Kościoła wyklucza zasadność takowej sankcji za cudzołóstwo. W punkcie numer 2267 opublikowanego w 1992 Katechizmu Kościoła Katolickiego czytamy:

    Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony życia ludzkiego przed niesprawiedliwym napastnikiem. 

    Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem , władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej.

    Istotnie dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale.

    Na pierwszy rzut oka powyższe sformułowanie wygląda tak, jakby usprawiedliwiało ono karę śmierci jedynie za zamachy na ludzkie życie. Moim zdaniem jest to jednak dość wątpliwa interpretacja, a to choćby dlatego, że nie uwzględnia ona szerszego kontekstu nauczania katolickiego na ów temat. Zacznijmy jednak od tego, iż zacytowana wypowiedź Katechizmu nie stwierdza, że karanie śmiercią jest usprawiedliwione tylko w przypadku aktów morderstwa. Owszem, koncentruje się ona na tym czynie, ale raczej milczy na temat stosowności kary śmierci za innego rodzaju przestępstwa, aniżeli w sposób absolutny ją w odniesieniu do nich wyklucza. Jeśli np. ojciec powie swemu synowi, iż może obejrzeć bajkę jedynie pod warunkiem wcześniejszego odrobienia lekcji, to nie oznacza przecież, że wyklucza on danie mu podwieczorka jedynie wtedy, gdy posprząta też swój pokój. Po prostu, obie wypowiedzi takiego ojca będą tyczyć się innych kwestii, co nie znaczy, że muszą się wzajemnie wykluczać. Podobnie, stwierdzenie Katechizmu, iż kara śmierci może być uzasadniona wówczas, gdy jest jedynym dostępnym środkiem ochrony życia nie wyklucza stwierdzenia, że sankcja taka może być usprawiedliwiona, gdy jest jedynym dostępnym środkiem ochrony wiernosci małżeńskiej albo też, dajmy na to, ochrony przed gwałtem. Z wykluczeniem kary śmierci za inne niż morderstwa przestępstwa mielibyśmy do czynienia, gdyby Katechizm stwierdzał:

    nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, tylko w przypadku jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony życia ludzkiego przed niesprawiedliwym napastnikiem. 

    Takiego sformułowania w aktualnym Katechiźmie jest jednak brak. Poza tym, inne wypowiedzi Kościoła pokazują dobitnie, iż kara śmierci nie była uważana za usprawiedliwioną tylko w przypadku morderstwa. Przykładowo, papież Leon X w bulli “Exsurge Domine” potępił pogląd Marcina Lutra o treści:

    Palenie heretyków jest przeciwko woli Ducha [2].

    Skoro więc taki pogląd został potępiony, a nie pochwalony to logicznie z tego wynika, iż karanie śmiercią przynajmniej niektórych przypadków herezji nie jest zawsze i wszędzie złe. To nie musi znaczyć, że każdą herezję należy tak surowo karać, albo że zawsze należy doradzać takie karanie owego występku. Ba, myślę, że nie byłoby sprzeczne z treścią owego potępienia stwierdzenie, iż zazwyczaj należy powstrzymać się od tak surowego karania herezji. Tym nie mniej, z przytoczonej bulli Leona X na pewno wynika potępienie przekonania o wewnętrznym, a więc absolutnym złu karania śmiercią za herezje. Mamy więc tu do czynienia z nieprawością, która nie jest morderstwem, a której mimo to Kościół w swym nauczaniu karania śmiercią w sposób absolutny nie wykluczył.

    Ponadto, papież św. Pius V w swych bullach “Cum Primum” oraz “Horrendum illud scelus” nakazał karać “bez okazywania litości” tych duchownych, ale także świeckich, którzy zostali przyłapani na aktach homoseksualnych, a także przekazywać ich władzy świeckiej w celu wymierzenia im przewidzianej przez ówczesne prawo kary [3]. Przypominam zaś, że w czasach św. Piusa V (druga połowa XVI wieku) władze cywilne czynny homoseksualizm najczęściej karały śmiercią. Powstaje więc retoryczne pytanie, czy gdyby ów wielki, święty papież uważał karę śmierci za inne niż morderstwo czyny za zawsze złą, mógłby gorliwie współuczestniczyć w jej wymierzaniu za inne z nieprawości (w tym przypadku sodomii)?

    Warto wreszcie wspomnieć, iż papież Sykstus V wydał bullę nakazującą na terenie Państwa Kościelnego karanie śmiercią winnych cudzołóstwa.

    Oczywiście, jeśli ktoś chce się upierać, to może pewne niepełne zapisy Katechizmu Jana Pawła II interpretować w duchu zerwania z poprzednią doktryną oraz dyscpliną kościelną, ja jednak uważam, że gdy nie ma ku temu bardzo mocnych podstaw, lepiej jest takie wypowiedzi wykładać w duchu tzw. hermeneutyki ciągłości. Jeśli więc nowsze wypowiedzi Magisterium Kościoła są niepełne i niekompletne, ale same w sobie nie zaprzeczają poprzedniemu nauczaniu katolickiemu, to dobrze jest przyjąć intepretację, iż ich intencją nie było negowanie tych elementów wcześniejszejdoktryny, o których się one nie wypowiadają.

     

    PO TRZECIE: ktoś przywołał opinię tych osób duchownych i teologów, którzy twierdzą, iż małżonek winny cudzołóstwa powinien zamilczeć o swym grzechu wobec swego współmałżonka. Nie widzę jednak żadnej absolutnej czy zasadnicznej sprzeczności pomiędzy tym poglądem, a przekonaniem, że cudzołóstwo powinno być karane przez władze cywilne. Są bowiem różne przypadki cudzołóstwa, które powinny być w różny sposób też traktowane. Jeśli np. komuś ów grzech zdarzył się raz czy dwa, ale za niego żałuje i nie chce do niego wracać, to owszem nie byłoby chyba roztropnym przyznawanie się z własnej inicjatywy do takowego przed współmałżonkiem. Coś takiego nie byłoby roztropne, zwłaszcza w czasach, gdy rozwody są legalne i takie przyznanie się mogłoby doprowadzić do jeszcze większego zła, jakim byłoby trwałe rozbicie własnej rodziny. Oczywiście, nie należy w takim wypadku kłamać, że nie popełniło się cudzołóstwa (gdyż kłamstwo jest zawsze zakazane), ale po prostu trzeba wówczas milczeć na ów temat. Czym innym jest jednak sytuacja, gdy ktoś dopuścił się cudzołóstwa nie raz czy dwa razy, ale powiedzmy, że uczynił to kilkaset razy, a do tego chwalił się tym przed swymi kolegami, aż w końcu został przyłapany na “gorącym uczynku”. Ukaranie przez władze cywilne takiego człowieka byłoby ze wszechmiar słuszne oraz sprawiedliwe i nie widzę tu niemal żadnej analogii z pierwszym przywołanym przeze mnie przypadkiem cudzołóstwa.

    Może ktoś jednak powiedzieć, iż w sytuacji, gdy cudzołóstwo byłoby prawnie karalne, mogłoby dojść do sytuacji, w której ktoś raz czy dwa dopuścił by się tej nieprawości, a mimo to zostałby na tym przyłapany i w efekcie doprowadziłoby to do rozpadu jego rodziny. Odpowiam na ów argument w następujący sposób:

    1. Taka sytuacja byłaby mało prawdopodobna, gdyż im rzadziej ktoś coś czyni w sekrecie, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo, że zostanie to wykryte.

    2. Rozwody powinny być zakazane, więc małżonek, który dowiedziałby sie o zdradzie swego współmałżonka i tak nie mógłby w ten sposób rozbić swej rodziny.

    3. Nigdy nie należy pomijać elementu Bożej opatrzności. Jeśli ktoś zostałby przyłapany po jednokrotnie bądź dwukrotnie czynionej przez siebie zdradzie małżeńskiej, to widocznie była w tym ręka Boga i czegoś miało to go nauczyć.

    4. W prawie zakazującym cudzołóstwa też można by uwzględnić różne rodzaje i przypadki takowego. Być może w przypadku cudzołożnika, który by uczynił coś takiego raz, zadeklarował chęć poprawy, mogło by się skończyć na upomnieniu takowego i nałożeniu na niego grzywny, bez nagłaśniania jego grzechu (tak, by nie dowiedział się o tym współmałżonek). Surowiej jednak mogłyby być traktowane przypadei niewierności małżeńskiej, z którymi wiązałaby sie zuchwałość oraz notoryczność.

     

    Przypisy:

    [1] Patrz: Summa teologiczna 2, 104 (3). Podkreślenie w tekście moje – MS.

    [2] Cytat za: “Breviarium fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła”, Poznań 2007, s. 176.

    [3] Treść przywołanych bulli papieża św. Piusa V można przeczytać w książce pt. “w obronie wyższych praw. Dlaczego musimy przeciwstawiać się legalizacji związków homoseksualnych?” (Kraków 2005, s. 181 – 182).

  9. Pornografia powinna być zakazana

    Leave a Comment

    W ostatnim czasie pojawiły się słuchy, iż posłowie PiS mają się zastanawiać się nad wprowadzeniem prawnych ograniczeń dla szerzenia pornografii. Warto więc przy tej okazji podać parę powodów i argumentów, dla których jakiekolwiek (publiczne, pół-publiczne czy prywatne) rozprzestrzenianie pornografii powinno być przez władze cywilne całkowicie zakazane.

    Po pierwsze: rozprzestrzenienie pornografii jest rzeczą szkodliwą społecznie. Naukowcy spierają się co do tego, na ile korzystanie z materiałów pornograficznych jest rzeczywiście szkodliwe dla ludzi. Najpewniej jeszcze długo nie dojdą oni w tej kwestii do szerzej przyjętego konsensusu. Nie będę więc tu silił się na przytaczanie tych danych naukowych, które wskazują na to, iż pornografia jest ewidentnie szkodliwa, gdyż zapewne i tak by się na znalazły wypowiedzi  innych uczonych, którzy temu zaprzeczają. Jednak, czy sam zdrowy rozsądek nie podpowiada nam, iż korzystanie z takich ohydnych treści rzeczywiście jest szkodliwe? Pornografia pobudza z jednej strony do praktyk onanistycznych, z drugiej zaś napędza takie rzeczy jak prostytucja, rozpusta, cudzołóstwa (czyli niewierność małżeńską), a także sprzyja rozrostowi dewiacyjnych i perwersyjnych zachowań w rodzaju włączania elementów przemocy do pożycia seksualnego, dziwacznych praktyk erotycznych, itp. W najbardziej skrajnych wypadkach pornografia może doprowadzać nawet do gwałtów i molestowania dzieci. Czy te wszystkie zjawiska nie są szkodliwe społecznie? Nawet, gdyby założyć, iż w większości wypadków pornografia doprowadza ludzi nie do bardziej bezpośredniego krzywdzenia innych osób, ale do praktyk autoerotycznych (co jest założeniem nierealistycznym i naiwnym) to nawet coś takiego wiązałoby się ze szkodą dla społeczeństwa. Jaką bowiem przyszłość dla kraju budowaliby ludzie będący w swej większości nałogowymi onanistami, a nie wchodzący w trwałe związki z osobami płci przeciwnej? Taki kraj w szybkim tempie zacząłby się wyludniać, przez co sukcesywnie zmierzałby do swego zaniku. Obawiam się jednak, że większość użytkowników pornografii jest przez nią pobudzana do większej nieodpowiedzialności, rozwiązłości, skłonności do dewiacji i perwersyjności w sferze seksualnej. A tacy ludzie szkodzą nie tylko sobie, ale też wielu osobom wokół siebie.

     

    Po drugie: wolność i prywatność dorosłych ludzi nie jest wartością absolutną i nieograniczoną. Do dziś, nawet w naszym liberalnym kręgu kulturowym zakazane (lub w inny sposób represjonowane) są różne czyny, które nie naruszają wolności innych osób. Na przykład, niedoszli samobójcy są poddawani przymusowemu leczeniu, nawet wówczas, gdy są oni dorośli i na taki czyn zdecydowali się bez przymusu ze strony innych osób. Podobnie, gdybym umówił się z kimś na to, iż ta druga osoba odetnie mi choćby i jeden palec u ręki, to państwo słusznie nie uszanowałoby naszej obopólnie i dobrowolnie zawartej umowy, ale mnie poddało przymusowemu leczeniu, a wykonawcę mej woli wsadziłoby do więzienia. To więc, że pornografia może być produkowana i rozpowszechniana bez gwałcenia wolności dorosłych osób nie jest decydującym argumentem na rzecz jej legalności. Rzeczy, które są w sposób wyraźny szkodliwe dla innych ludzi, powinny być prawnie zakazane. Czymś takim jest właśnie pornografia i dlatego winna być ona przez władze cywilne zabroniona.

     

    Po trzecie: nie jest prawdą, iż nie da się ustalić czym jest pornografia albo, że w dobie internetu nie jest możliwe egzekwowanie jej zakazu. Jeśli nie da się zdefiniować, czym jest bardziej “zwyczajna” pornografia to niby dlaczego jakoś nie ma się większych problemów z ustaleniem, co jest dziecięcą pornografią, a co nią nie jest? Może dzieje się tak dlatego, iż odnośnie dziecięcej pornografii jest wola jej zwalczania i związku z tym ludzie nie posuwają się do głupich zabiegów typu: “Nie wiadomo czym jest pornografia”? Podobnie, jakoś fakt istnienia internetu nie wywołuje fali krytyki zasadności istnienia zakazu dziecięcej pornografii. Mimo internetu można więc w miarę skutecznie egzekwować zakaz dziecięcej pornografii (oczywiście nie znaczy to, że 100 procent takowej zostanie wyeliminowana). Podobnie, zakaz bardziej “zwyczajnej” pornografii można skutecznie egzekwować mimo istnienia internetu. Zakaz ów nie sprawi rzecz jasna, że nikt nie będzie oglądał czy rozpowszechniał ową ohydę, ale w praktyce ograniczy jej rozszerzanie się na zgubę ludzi i całego społeczeństwa.

     

    Po czwarte: nudne jest ciągłe przywoływanie przez liberałów i libertarian przykładu amerykańskiej prohibicji jako rzekomego dowodu na to, iż prawne zakazy wymierzone w niemoralność są zawsze nieskuteczne (a więc pewno zabronienie pornografii też takie będzie). Sam nie jestem zwolennikiem zakazywania produkcji i handlu alkoholem, ale akurat prohibicja w USA poskutkowała tym, iż ilość spożycia trunków spadła na długie lata (choć owszem towarzyszyły temu też inne negatywne zjawiska – rozrost zorganizowanej przestępczości był tu głównym minusem). Poza tym, nawet, gdyby amerykańska prohibicja okazała się w 100 procentach fiaskiem, to czy intelektualnie uczciwe jest wybieranie sobie 1 czy 2 przykładów nieskutecznych prawnych zakazów podczas, gdy na każdy 1 taki przypadek można by podać z 50 przykładów praw skutecznie zakazujących, bo ograniczających występowanie objętego nimi zjawiska? Prawo zabraniające rozszerzenia pornografii nie jest skazane na klęskę – nawet jeśli tylko o 5 procent ograniczy ono w praktyce dostęp do tej obrzydliwości, to warto je wprowadzać.

     

    Po piąte: zakaz pornografii jest zgodny z duchem objawionego i ustanowionego przez Boga prawodawstwa. Prawo Mojżeszowe surowo karało wszak cudzołóstwo (Kpł 20, 10), homoseksualizm (Kpł 20, 16) oraz rozpustę (Pwt 21, 18-21). Jeśli te wszystkie grzechy były karane, to co dopiero mówić o pornografii, która jest ich propagowaniem, a ponadto nieraz jest tworzona poprzez ich dokonywanie? Tradycyjne zasady logiki oraz wykładni mówią, że jeśli nie pozwala się na coś mniejszego, to nie pozwala się też na coś większego. Rozprzestrzenianie pornografii jest na pewnej płaszczyźnie czymś jeszcze gorszym od rozpusty, homoseksualizmu oraz cudzołóstwa, gdyż owe grzechy są przez nią propagowane. Również Nowy Testament uczy, iż władze cywilne są powołane przez Boga w tym celu, by karać zło i złoczyńców (Rz 13, 3- 4; 1 P 2, 14). A co niby czynią producenci i handlarze pornografią – dobro czy zło?

     

    Po szóste: jest jasnym i jednoznacznym nauczaniem Kościoła, iż produkcja oraz rozprzestrzenianie materiałów pornograficznych winno być przez władze cywilne zakazane. Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie numer 2354 stwierdza:

    Władze cywilne powinny zabronić wytwarzania i rozpowszechniania materiałów pornograficznych.

    Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 494 deklaruje z kolei:

    Władze cywilne, ponieważ są zobowiązane szanować godność osoby ludzkiej, powinny stwarzać środowisko przyjazne dla czystości, zakazując także, stosownymi prawami, rozprzestrzeniania się wspomnianych wyżej ciężkich wykroczeń przeciw czystości, aby chronić przede wszystkim małoletnich i bardziej słabych. 

    Przytoczony wyżej punkt 494 jest zaś nawiązaniem do punktu numer 492, gdzie czytamy:

    Do grzechów pozostających w głębokiej sprzeczności z czystością, każdy według natury własnego przedmiotu, należą: cudzołóstwo, masturbacja, nierząd, pornografia, prostytucja, gwałt, czyny homoseksualne (…)

    Sprawa jest więc jasna. Wedle nauczania katolickiego rozprzestrzenianie pornografii powinno być zabronione przez władze cywilne.

  10. Nie mamy prawa oczerniać nikogo. Również zwolenników legalności aborcji

    Leave a Comment

    Nie od dziś jestem zwolennikiem całkowitego i bezwzględnego prawnego zakazu zabijania nienarodzonych dzieci (również w przypadku zagrożenia życia matki – choć tu byłbym za nadzwyczajnym złagodzeniem kary). Uważam też, iż kwestionowanie słuszności takiego zakazu jest strasznym błędem, a w zasadzie nawet herezją, która to w praktyce przyczynia się do wzrostu liczby dokonywanych aborcji. Każdy kto poddaje w wątpliwość zasadność całkowitego prawnego zakazu mordowania poczętych dzieci, będzie musiał kiedyś za to odpowiedzieć przed Bogiem i jeśli ów pogląd wyznawał w sposób całkowicie świadomy jego obrzydliwości w oczach Stwórcy, to pójdzie ktoś taki w wieczny ogień przygotowany diabłu i jego aniołom (chyba, że przed śmiercią nawróci się z takich przekonań).

     

    Mimo jednak mego powyższego stanowiska, nie zgadzam się na częste w środowiskach “Pro Life” mówienie o ogóle  zwolenników legalnej aborcji iż są oni “zwolennikami aborcji”. Uważam, że stawianie tego typu znaku równości jest po prostu intelektualnie nieuczciwe i w zasadzie jest pewnego rodzaju oszczerstwem. Choć bowiem każdy zwolennik legalności aborcji błądzi strasznie, to nie każdy zwolennik legalności aborcji jest zwolennikiem aborcji, tak jak nie każdy zwolennik legalności niewierności małżeńskiej jest tym samym zwolennikiem niewierności małżeńskiej. Można uważać aborcję za moralne zło, a mimo to być zwolennikiem jej legalności, tak jak można uważać niewierność małżeńską za moralne zło, a mimo to być zwolennikiem jej legalności. Oczywiście, że oba poglądy i tak są błędne, ale uczciwość nakazuje je rozróżniać. Co więcej, wyobrażam sobie sytuację, w której dana osoba będąca za legalnością aborcji sama nie tylko nigdy, by nie dokonała tej zbrodni, ale jeszcze by każdemu odradzała jej uczynienie. Myślę, że tego typu sytuacje się zdarzają i takich zwolenników legalności aborcji nie powinno się nazywać “zwolennikami aborcji”. Poza tym, choć takie stwierdzenie jest bliskie niedorzeczności, może być tak, iż ktoś opowiada się za legalnością aborcji, gdyż szczerze wierzy, że taka legalność przyczyni się tak naprawdę do zmniejszenia ilości przerywanych ciąży. Oczywiście, takie założenie jest mało logiczne, a nawet wręcz absurdalne, jednak ludzie wierzą w różne niedorzeczności, więc nie można wykluczać, iż wiele osób popierających legalność aborcji rozumuje w podobny sposób. Tak samo nie można z założenia zaprzeczyć temu, iż są ludzie, którzy wierzą w to, iż legalność zdrady małżeńskiej tak naprawdę przyczynia się do zmniejszenia liczby jej przypadków. 

     

    Oczywiście, zapewne jest tak, że ci, którzy łagodniej – na płaszczyźnie etycznej – patrzą na aborcję, mają też większą tendencję opowiadać się za jej legalnością także w sensie prawnym. Ale nie należy zakładać, iż tak się dzieje zawsze i w każdym przypadku. Innymi słowy, nieucziwe intelektualnie jest automatyczne przypisywanie zwolennikom legalności aborcji intencji moralnego popierania tej zbrodni.

    Dlaczego o tym wszystkim piszę? Po prostu popieram uczciwe traktowanie wszystkich ludzi. Wyznawanie poglądu o słuszności legalności aborcji jest dostatecznie poważnym błędem oraz herezją i nie potrzeba jeszcze powiększać okropności przekonań ludzi, którzy dali się uwieść temu diabelskiemu przekonaniu. Tytułem przykładu, jeśli ktoś jest cudzołożnikiem, to należy mówić, że jest cudzołożnikiem, a nie dokładać mu jeszcze, iż jest dajmy na to pedofilem czy zoofilem. Trzeba mówić prawdę o błędach wyznawanych przez tych czy innych ludzi, ale nie powinno się ich wyolbrzymiać. Poza tym, tego rodzaju stawianie znaku równości pomiędzy popieraniem legalności aborcji, a popieraniem dokonywania aborcji może być słusznie odbierane przez zwolenników owego błędnego poglądu jako zniesławianie ich oraz antyświadectwo dawane im przez zwolenników “Pro Life”. To zaś, może owym ludziom utrudniać nawrócenie z ich błędnych poglądów. Jest świętą prawdą, iż każda aborcja powinna być prawnie zakazana, ale tej świętej prawdy nie należy bronić za pomocą czegoś co obiektywnie rzecz biorąc jest oszczerstwem.