Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: wojna sprawiedliwa

  1. Poseł Grzegorz Braun: marcjonita, ignorant czy hipokryta?

    Możliwość komentowania Poseł Grzegorz Braun: marcjonita, ignorant czy hipokryta? została wyłączona

    Najpewniej wszyscy z Czytelników tego bloga wiedzą o chuligańskim postępku posła Grzegorza Brauna polegającym na gwałtownym zgaszeniu chanukowych świec w hali polskiego parlamentu. Niestety, wielu prawicowców, konserwatystów i tradycyjnych katolików popiera ów czyn – czego smutnym dowodem są tysiące „lajków” umieszczanych pod wystąpieniami posła Brauna mającymi uzasadniać tenże czyn. Ze swej strony pozwolę więc sobie wskazać na powody, dla których ten wybryk należy potępić.

    Na początku załóżmy na chwilę, iż świętowanie Chanuki byłoby rzeczywiście czymś, co należy kategorycznie potępić. Czy taka okoliczność dawałaby panu Braunowi moralne prawo do przeszkadzania w wykonywaniu obrzędów związanych z tym świętem? Otóż samo stwierdzenie zła czy błędności danych obrzędów nie daje jeszcze poszczególnym osobom takiego prawa. A to dlatego, że nawet wedle bardziej tradycyjnej teologii katolickiej władze cywilne nie mają same z siebie prawa do ograniczania czy zakazywania praktykowania fałszywych kultów. Takie prawo – wedle owej teologii – państwo może mieć tylko wówczas, gdy ma do tego upoważnienie ze strony władz kościelnych, nie zaś na mocy własnego rozeznania. Tymczasem, poseł Braun w swym wiadomym czynie nie działał ani z upoważnienia władz cywilnych, ani kościelnych. Jego wybryk był więc czystą samowolą, której nie należy usprawiedliwiać. Ponadto, chociażby wedle św. Tomasza z Akwinu, akurat obrzędy żydowskie mogą cieszyć się większą tolerancją aniżeli ceremonie niektórych innych religii, gdyż obok błędów zawierają one niemało prawdy i w pewien sposób przypominają o Boskim Objawieniu. Tę myśl Tomasza z Akwinu w szczególny sposób można odnieść właśnie do świętowania Chanuki, w której obrzędach trudno w zasadzie znaleźć coś jawnie błędnego. Upamiętnia ona bowiem cud oczyszczenia świątyni w Jerozolimie, a jej historycznym tłem są bohaterskie walki Machabeuszy z pogańską tyranią Hellady (czyli Imperium Grecji). Owszem, jako że świętowanie Chanuki jest jednym z obrzędów Starego Przymierza, można głęboko zastanawiać się nad tym, czy chrześcijanom dozwolone jest popieranie takich celebracji – gdyż nawet dobre w swym czasie ceremonie Starego Zakonu wypełniły się wraz z ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem Pana Jezusa Chrystusa – jednak czym innym jest wstrzymanie się od ich popierania, a jeszcze czym innym ich gwałtowne tłumienie. Do tego drugiego rodzaju działania pan poseł Grzegorz Braun nie miał po prostu prawa.

    Poza tym, nawet, gdyby manifestacyjne zgaszenie świec chanukowych nie było co do swej materii złe, to i tak ów czyn posła Brauna zasługuje na potępienie ze względu na towarzyszącą mu intencję. Chodzi oczywiście o bezczelne, wręcz ocierające się o marcjonizm, znieważanie przez tego człowieka biblijnych bohaterów – czyli walczących z pogańską tyranią Machabeuszy. Pan Braun nazywa bowiem świętowanie Chanuki celebracją „żydowskiego rasizmu”, „plemiennego ekstremizmu”, kultem „plemiennego Boga”, etc. Można to porównać z sytuacją, w której ktoś publicznie paliłby Koran, uzasadniając to tym, iż w księdze tej potępia się akty homoseksualne, wzywa do penalizacji cudzołóstwa, itd. Publiczne palenie Koranu być może nie byłoby w swej materii złe, ale taka intencja po prostu dyskwalifikowałaby moralnie ów czyn.

    Dodam, że nie mają racji ci z obrońców posła Brauna, którzy sugerują, iż może on rozróżniać pomiędzy współczesną żydowską celebracją Chanuki a biblijnymi Machabeuszami, którym okazuje uznanie i szacunek. Pomijając już to, że i aktualne świętowanie Chanuki jest wspominaniem owych biblijnych bohaterów, to pan Braun po prostu takiego rozróżnienia nie przeprowadza. Owszem, przyznaje on, iż księgi machabejskie należą do katolickiego kanonu Pisma świętego, ale jednocześnie mocno relatywizuje on ich znaczenie. Na przykład – wbrew tradycyjnej egzegezie katolickiej – poseł Braun twierdzi, iż postępowanie Machabeuszy nie ma dla nas charakteru normatywnego. Tymczasem, różni święci i teologowie katoliccy nie tylko, że wychwalali Machabeuszy, ale stwierdzali, iż przykład, jaki oni nam dali, jest jedną z podstaw dla słuszności prowadzenia sprawiedliwych wojen. To nie jest więc tak, jak można wywnioskować z wywodów pana Brauna, że w zasadzie to nie wiadomo czemu zmagania Machabeuszy znalazły się w tradycyjnie katolickim kanonie Biblii a ich czyny były aktami „ludobójstwa” i „dzikiego żydowskiego plemiennego rasizmu”. Jest bowiem dokładnie odwrotnie: czyny Machabeuszy były chwalebne, a przykład jaki nam dali może być aktualny również dla naszych czasów – stanowiąc jeden z argumentów na rzecz moralnej godziwości prowadzenia sprawiedliwych wojen.

    Na sam koniec tego artykułu pozwolę sobie zaznaczyć, iż poseł Braun jest albo skrajnym wręcz ignorantem, albo hipokrytą, gdy obchodzenie Chanuki nazywa “rasizmem” oraz pochwałą ludobójstwa, a sam ma bardzo żywe związki z Wydawnictwem 3Dom, które propaguje książki w życzliwy sposób przedstawiające masowe mordowanie ludzi ze względu na ich rasę („Dzienniki Turnera”, „Łowca”). Albo więc mimo swych bliskich związków nie wie on jakie książki od dłuższego już czasu są promowane przez jego kolegów: w takim wypadku byłby on ignorantem, którego przydatność do bycia aktywnym politykiem musiałaby stanąć pod wielkim znakiem zapytania. Albo też jest hipokrytą, z jednej strony potępiając wyimaginowany rasizm oraz pochwały ludobójstwa u tych, do których nie pała sympatią, z drugiej strony nie zwracając najmniejszej uwagi na rzeczywiste propagowanie skrajnego rasizmu i ludobójstwa przez swych kolegów.

    Jeśli zatem pan Grzegorz Braun chce rzeczywiście walczyć z „dzikim rasizmem” i pochwałami ludobójstwa, to niech zacznie krytykować swych kolegów i współpracowników.

    Mirosław Salwowski

    ***

    Przeczytaj też:

    Grzegorz Braun znieważa bohaterów naszej wiary

    Czy Tomasz G. Stala jest rasistą?

    Fotografia dołączona została do powyższego tekstu za portalami: NaTemat oraz Serwis X

  2. Trzy powody dla których wspieram Izrael

    Możliwość komentowania Trzy powody dla których wspieram Izrael została wyłączona

    W tym artykule postaram się wyjaśnić, dlaczego uważam powstanie Państwa Izrael za moralnie zasadne w przeszłości, jak i uznaję, iż w obecnym jego konflikcie z terrorystyczną organizacją Hamas to władze właśnie tego kraju prowadzą sprawiedliwą wojnę.

    1. Uważam, iż wszystkie tak chrześcijańskie, jak i niechrześcijańskie, ale monoteistyczne i respektujące podstawowe zasady naturalnej moralności narody mają prawo do wolności i bezpieczeństwa. Ta zasada tyczy się również Żydów, którzy na przełomie XIX i XX wieku dążyli do znalezienia dla siebie bezpiecznego schronienia.

    Co prawda, jestem dość daleki od twierdzenia, jakoby każdy naród miał jakieś absolutne i nieograniczone prawo do posiadania własnego państwa, jednak w sytuacji, gdy dana nacja jest poddawana systematycznemu niesprawiedliwemu traktowaniu, to ma ona naturalne prawo do szukania miejsca, w którym będzie wolna od takiej opresji. A tak się składa, iż emigracja Żydów do Palestyny w swych większych rozmiarach zaczęła się wówczas, gdy pod koniec XIX wieku członkowie tej społeczności zaczęli być poddawani masowym mordom w Rosji. Zaś i później, Żydzi mieli dobre powody, by szukać dla siebie jakiegoś spokojnego i bezpiecznego miejsca na schronienie – przypomnijmy wszak o najpierw drastycznej dyskryminacji, jakiej byli oni poddawani w nazistowskiej III Rzeszy, a następnie idącemu w miliony ludobójstwu dokonywanemu na nich przez władze tegoż państwa.

    Gwoli ścisłości uważam jednak, iż lepszym rozwiązaniem ze stricte teologicznego punktu widzenia byłoby, gdyby Żydzi założyli swe państwo w miejscu innym niż Palestyna – w ten sposób uniknięto by wrażenia, że ziemia ta należy im się ciągle na zasadzie ściśle Boskich obietnic, które zostały im objawione na kartach Starego Testamentu. Ci z Żydów, którzy nie uznają Pana Jezusa Chrystusa za Mesjasza i Zbawcę, nie mogą bowiem odwoływać się do owych obietnic, gdyż nie są oni częścią wybranego przez Boga narodu (w przeciwieństwie do ich starotestamentowych przodków). Skoro jednak historia potoczyła się w ten, a nie inny sposób, to „nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem”, ale próbować w rozsądny i mądry sposób uporządkować sytuację na owych terenach.

    Myślę, iż w tym miejscu należy rozróżnić pomiędzy ściśle Boskim prawem, które mogło być dane temu czy innemu narodowi, a naturalnym moralnym prawem do posiadania danej ziemi i państwa. Przykładowo, my Polacy nie mamy żadnego ściśle Bożego prawa do posiadania ziem ciągnących się pomiędzy Bugiem a Odrą (choćby dlatego, że nie zostało nam to obiecane w Piśmie świętym), ale to nie znaczy, iż nie mamy prawa do posiadania tego terytorium na podstawie naturalnej moralności. Poza tym, nawet gdyby można dyskutować nad tym, czy aby na pewno każdy skrawek obecnego terytorium Państwa Polskiego został pozyskany w moralnie prawowity sposób, to i tak z rozmaitych powodów nie miałoby sensu kwestionowanie na tym podobnych podstawach prawa naszego państwa do istnienia. Ot, choćby dlatego byłoby to bezsensowne, gdyż od być może kontrowersyjnych moralnie wydarzeń, wskutek których Polska uzyskałaby te czy inne fragmenty swego terytorium, minęły już całe pokolenia i próba cofnięcia takich zmian przyniosłaby więcej złego niż dobrego. Podobnie, nie ma większego sensu kwestionowanie moralnej legitymacji dla powstania Państwa Izrael, a to choćby dlatego, że część z ziem do niego aktualnie należących było kupowanych przez żydowskich osadników od Arabów. Jeśli by przyjąć założenie, iż owe transakcje kupna i sprzedaży były dokonywane w uczciwy sposób – czyli np. bez oszustwa oraz przymusu – to nie mielibyśmy wtedy żadnego moralnego prawa do kwestionowania godziwości posiadania przez Żydów w ten sposób nabytych ziem. Oczywiście, historia powstania i rozwoju Państwa Izrael jest nieco bardziej złożona i skomplikowana i zdaję sobie sprawę, że pewna część ziem do niego należących nie została przejęta w powyżej opisany, czyli pozbawiony etycznych kontrowersji sposób. Jednak pytanie, które należałoby sobie w tym miejscu postawić, sprowadza się do tego, czy natężenie bardziej wątpliwych moralnie sposobów przejmowania ziemi przez Izrael było aż tak silne, by w sposób absolutny zanegować prawo owego państwa do istnienia?

    Ponadto, choć można powiedzieć, iż wygnanie Żydów i ich rozproszenie, które nastąpiło po zburzeniu świątyni jerozolimskiej w 70 roku po Chrystusie, było czymś w rodzaju Bożej kary za odrzuceniu przez większość z nich wiary w Jezusa, to wcale jeszcze nie musi oznaczać, że chrześcijanie nie mają prawa popierać powstania i trwania państwa przeznaczonego dla Żydów. Pojęcie „Bożych kar” nie zawsze oznacza, iż kryje się za czymś takim pozytywna i bezpośrednia wola Boża, a więc coś, czemu nie należy się w żaden sposób sprzeciwiać. Przypomnijmy wszak, że tak choroby, jak i kataklizmy, a także niesprawiedliwe wojny mogą być słusznie nazywane Bożymi karami, ale to nie oznacza jeszcze, że w takim razie uczniowie Jezusa nie mają moralnego prawa stosować lekarstw (dążąc w ten sposób do zdławienia choroby), uciekać przed huraganami czy też zbrojnie walczyć w armii broniąc swego kraju przed niesprawiedliwym najeźdźcą. Podobnie, uznanie wygnania i rozproszenia Żydów po 70 roku naszej ery za wydarzenie będące w pewnym sensie Bożą karą nie oznacza, iż nie wolno chrześcijanom dążyć do ograniczenia/zniwelowania tego stanu rzeczy.

    2. Uważam za skrajnie nieuprawnione wszelkie porównania Państwa Izrael do nazistowskiej III Rzeszy.

    Nie twierdzę, że władze Izraela na pewno zawsze traktowały Palestyńczyków w moralny i sprawiedliwy sposób, jednak gdy wskazuje się możliwe zło tych czy innych działań państwa żydowskiego, trzeba zachować odpowiednie proporcje w stosowaniu historycznych analogii. A niestety radykalni antysemici lubują się w formułowaniu sugestii, a czasami nawet otwartych stwierdzeń, jakoby Państwo Izrael – wzorem nazistowskiej III Rzeszy – stosowało wobec Palestyńczyków politykę polegającą na ich ludobójstwie. Nazwać tego rodzaju porównania „przesadą”, to tak jakby nic nie powiedzieć. To nie przesada, ale skrajny wręcz absurd.

    Działania Izraela wobec Palestyńczyków w diametralny sposób różnią się od tego, jak III Rzesza traktowała Żydów, tak celowością, jak i natężeniem liczby ofiar.

    Tak więc polityką niemieckich nazistów – przynajmniej w l. 1941 – 1945 – było masowe, bezpośrednie oraz zamierzone mordowanie członków społeczności żydowskich (którzy dodajmy w swej ogromnej części byli niewalczącymi cywilami). Czyniono to wpierw podczas masowych rozstrzeliwań Żydów, by następnie przejść do eksterminowania ich w komorach gazowych. W ten sposób w ciągu niespełna 4 lat Niemcy i ich europejscy sojusznicy zgładzili od 5 000 000 do 6 000 000 żydowskich mężczyzn, kobiet, starców i dzieci. Gdy podzielimy tę liczbę przez dni trwania owego ludobójstwa, to daje nam ok. 3 500 osób mordowanych każdego dnia. Podkreślmy, iż większość z tych ofiar zostało zabitych w całkowicie bezpośredni i zamierzony sposób, nie zaś jako „efekt uboczny” zbrojnych walk armii niemieckiej (i formacji sojuszniczych) z wrogimi im żołnierzami czy partyzantami. Innymi słowy, żydowscy niewalczący cywile najczęściej ginęli nie od zabłąkanej niemieckiej kuli czy bomby, ale byli oni mordowani w całkowicie rozmyślny sposób.

    Powyższego nie da się w żaden sposób przyrównać do postępowania władz Izraela wobec Palestyńczyków. W ciągu 75 lat (mam tu myśli lata 1948- listopad 2023) owych napiętych relacji łącznie nie zginęło nawet 50 000 palestyńskich cywilów – jak więc można to porównywać z 5 000 000 do 6 000 000 Żydów wymordowanych w ciągu 4 lat? Poza tym, o ile żydowscy cywile byli z zasady zabijani przez III Rzeszę w sposób bezpośredni i zamierzony, o tyle nie da się tego powiedzieć o działaniach armii Izraela (IDF) wobec palestyńskiej ludności cywilnej – a przynajmniej nie da się powiedzieć, że jest to jej w wykonaniu regułą. Przypomnijmy wszak, że IDF ma za swego przeciwnika bardzo podstępnego, barbarzyńskiego i perfidnego wroga: aktualnie jest to organizacja Hamas, która słynie ze stosowania taktyki polegającej na czynieniu sobie z cywilów czegoś, co popularnie zwie się „żywymi tarczami”. Barbarzyńcy z Hamasu ukrywają wszak swych bojowników, składy śmiercionośnej broni i centra dowodzenia w takich obiektach cywilnych jak bloki mieszkalne, szkoły, a nawet szpitale. Chcąc zatem czy nie chcąc, IDF dążąc do likwidacji bądź ograniczenia terrorystycznej działalności Hamasu – w pośredni i niezamierzony sposób – będzie też uśmiercać niewalczących palestyńskich cywili. Można to porównać do akcji wymierzonej w 20 terrorystów, którzy wzięli by za zakładników 200 cywili. Póki bezpośrednim celem akcji antyterrorystycznej byłoby zabicie owych 20 terrorystów, to akcja taka byłaby moralnie dozwolona, nawet jeśli jej „efektem ubocznym” byłaby śmierć od „zbłąkanych kul” dajmy na to 40 przetrzymywanych przez nich zakładników. O ile bowiem bezpośrednie i zamierzone zabijanie niewinnych cywili jest aktem wewnętrznie złym, a przez to zawsze niedozwolonym, o tyle tradycyjnie katolicka teologia moralna uważa za moralnie dopuszczalne – dla odpowiednio ważnych przyczyn – pośrednie doprowadzenie do śmierci osób niewinnych. Oczywiście, można spierać się o to, czy akcje IDF, których praktycznym skutkiem jest to, że w ich wyniku ginie więcej cywilów niż terrorystów z Hamasu spełniają warunek proporcjonalności. Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale bardzo łatwa, zwłaszcza gdy zważymy na to, iż nawet jeśli wskutek bombardowania danego obiektu zginie 1 terrorysta i 10 cywili, to jeżeli ten 1 terrorysta planował zamordować w przyszłości następnych 200 osób, nie byłbym pewien, że w takim działaniu zaburzona zostałaby zasada proporcjonalności.

    Ponadto, warto również przypomnieć, iż IDF stara się na różne sposoby ograniczać owe „uboczne” straty pośród ludności cywilnej, np. wzywając takową za pośrednictwem SMS-ów wysyłanych w języku arabskim do ewakuowania się z niebezpiecznego terenu.

    Polityki Państwa Izrael wobec Palestyńczyków nie da się też postawić na równi z tym jak III Rzesza traktowała Żydów jeszcze przed ich eksterminacją. I tak na przykład w l. 1933 – 1938 Żydom zabraniano wchodzić w związki małżeńskie z ludnością aryjskiego pochodzenia (pod karą zesłania do obozu koncentracyjnego), zwalniano ich z urzędów publicznych, a także wywierano presję, by odsprzedawali swą prywatną własność po najniższych cenach. Z kolei, w latach 1939 – 1941 władze III Rzeszy wprowadziły wobec ludności żydowskiej takiej restrykcje i ograniczenia jak: zakaz korzystania z budek telefonicznych i wychodzenia z domu po ósmej wieczorem, odebranie im wszelkich zasiłków socjalnych, pozbawienie pracowników żydowskiego pochodzenia płatnych urlopów oraz odzieży ochronnej (w tym okularów i rękawic dla spawaczy). Niech mi któryś „antysyjonista” pokaże, czy choćby jedno z wymienionych wyżej rozwiązań prawnych ma swe odzwierciedlenie w prawodawstwie Izraela wobec Palestyńczyków?

    3. Nie wszystkie prawa Izraela muszą mi się podobać, bym w jego konflikcie z Hamasem stawał po stronie tego pierwszego.

    Nie podoba mi się prawodawstwo Izraela w odniesieniu do kwestii LGBT oraz aborcji i choćby w tych dwóch sprawach jestem bliższy Hamasowi. Ale to nie oznacza, że w takim razie z aprobatą albo choćby lekkim pobłażaniem będę patrzył na to jak Hamas w całkowicie umyślny, bezpośredni oraz zamierzony sposób zabija niewalczących żydowskich cywili. Choćby i prawodawstwo Izraela było jeszcze bardziej zepsute i niemoralne w wymienionych wyżej sprawach niż ma to miejsce obecnie, to wciąż nie odbiera to temu państwu moralnego prawa do bronienia swych obywateli przed działaniami mającymi na celu ich mordowanie.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:
    IDF ma pełne moralne prawo do zniszczenia Hamasu

    O różnicy pomiędzy bezpośrednim a pośrednim zabiciem niewinnego

    Na czym polega reguła “podwójnego skutku”?

    Ps. Grafika dołączona została do powyższego artykułu za następującym linkiem internetowym:

    https://edition.cnn.com/travel/state-department-travel-warning-israel/index.html

  3. Czy w obronie wolno używać broni atomowej ?

    Możliwość komentowania Czy w obronie wolno używać broni atomowej ? została wyłączona

    Wyobraźmy sobie jeden z najbardziej pesymistycznych scenariuszy aktualnej sytuacji na froncie wojennym w Ukrainie. Otóż zniecierpliwiony brakiem znaczących sukcesów swych wojsk, prezydent Putin wydaje rozkaz zrzucenia bomby atomowej na jedno z ukraińskich miast. Wskutek tego aktu masowego morderstwa ginie dziesiątki, a może i nawet setki tysięcy cywili. Czy w takiej sytuacji, by zapobiec zwycięstwu Rosji, dowództwo NATO miałoby moralne prawo przyjść z pomocą Ukrainie poprzez odwetowy atak za pomocą broni jądrowej na jedno z rosyjskich miast? Coś, co potocznie zwie się “chłopskim rozumem” wydaje się nam podpowiadać odpowiedź twierdzącą. Wszak, rezygnacja z obrony Ukrainy przy pomocy odwetowego ataku jądrowego najprawdopodobniej zachęciłaby prezydenta Putina do wzmożenia swych agresywnych działań oraz dalszego używania bomb atomowych. W tym artykule postaram się jednak udowodnić, iż ów “chłopski rozum” się myli i użycie broni jądrowej przeciw miastom pełnym nie-walczących cywilów jest wewnętrznie złe, a przez to moralnie zawsze zakazane – nawet jeśli miałoby to zostać użyte w obronie niesprawiedliwie zaatakowanego kraju.

    ***

    Zacznijmy więc od tego, że bezpośrednie zabijanie niewinnych osób ludzkich – wedle tradycyjnego nauczania katolickiego – należy do czynów wewnętrznie złych. W nieomylny sposób o tej doktrynie przypomniał papież Jan Paweł II:

    „Istotnie, absolutna nienaruszalność niewinnego życia ludzkiego jest prawdą moralną bezpośrednio wynikającą z nauczania Pisma Świętego, niezmiennie uznawaną przez Tradycję Kościoła i jednomyślnie głoszoną przez jego Magisterium. Ta jednomyślność jest oczywistym owocem owego „nadprzyrodzonego zmysłu wiary”, wzbudzonego i umacnianego przez Ducha Świętego, który chroni od błędu Lud Boży, gdy „ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i obyczajów” (…)

    Dlatego mocą Chrystusowej władzy udzielonej Piotrowi i jego Następcom, w komunii z biskupami Kościoła Katolickiego, potwierdzam, że bezpośrednie i umyślne zabójstwo niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze aktem głęboko niemoralnym. Doktryna ta, oparta na owym niepisanym prawie, które każdy człowiek dzięki światłu rozumu znajduje we własnym sercu (por. Rz 2, 14-15), jest potwierdzona w Piśmie Świętym, przekazana przez Tradycję Kościoła oraz nauczana przez Magisterium zwyczajne i powszechne.

    Świadoma i dobrowolna decyzja pozbawienia życia niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze złem z moralnego punktu widzenia i nigdy nie może być dozwolona ani jako cel, ani jako środek do dobrego celu. Jest to bowiem akt poważnego nieposłuszeństwa wobec prawa moralnego, co więcej, wobec samego Boga, jego twórcy i gwaranta; jest to akt sprzeczny z fundamentalnymi cnotami sprawiedliwości i miłości. „Nic i nikt nie może dać prawa do zabicia niewinnej istoty ludzkiej, czy to jest embrion czy płód, dziecko czy dorosły, człowiek stary, nieuleczalnie chory czy umierający. Ponadto nikt nie może się domagać, aby popełniono ten akt zabójstwa wobec niego samego lub wobec innej osoby powierzonej jego pieczy, nie może też bezpośrednio ani pośrednio wyrazić na to zgody. Żadna władza nie ma prawa do tego zmuszać ani na to przyzwalać”.

    Pod względem prawa do życia każda niewinna istota ludzka jest absolutnie równa wszystkim innym. Ta równość stanowi podstawę wszelkich autentycznych relacji społecznych, które rzeczywiście zasługują na to miano tylko wówczas, gdy są oparte na prawdzie i na sprawiedliwości, uznając i broniąc każdego człowieka jako osoby, a nie jako rzeczy, którą można rozporządzać. Wobec normy moralnej, która zabrania bezpośredniego zabójstwa niewinnej istoty ludzkiej, „nie ma dla nikogo żadnych przywilejów ani wyjątków. Nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś jest władcą świata, czy ostatnim «nędzarzem» na tej ziemi: wobec wymogów moralnych jesteśmy wszyscy absolutnie równi” („Evangelium vitae”, n. 57).

    Skoro zaś bezpośrednie zabijanie niewinnych jest wewnętrznie złe, to nie mamy moralnego prawa dopuszczać się tego nawet w najbardziej ekstremalnych okolicznościach. O tej prawdzie uczył chociażby Paweł VI:

    „W rzeczywistości (…) chociaż wolno niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś większego zła lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, nawet dla najpoważniejszych przyczyn, czynić zła, aby wynikło z niego dobro. Innymi słowy, nie wolno wziąć za przedmiot pozytywnego aktu woli tego co ze swej istoty narusza ład moralny – a co tym samym należy uznać za niegodne człowieka – nawet w wypadku, jeśli zostaje to dokonane w zamiarze zachowania lub pomnożenia dóbr poszczególnych ludzi, rodzin lub społeczeństw” („Humanae vitae”, n. 14).

    Tak więc, nawet gdyby za pomocą bezpośredniego zabicia “tylko” jednego niewinnego człowieka można było uratować od śmierci całą kilkumiliardową resztę ludzkiej populacji, nikt nie miałby moralnego prawa tego uczynić. Tak jest tradycyjne nauczanie Kościoła o aktach wewnętrznie złych.

    Sięgając zaś po jeszcze inny przykład, wyobraźmy sobie, iż na wioskę napada banda morderców i gwałcicieli. Dowodzący owymi rzezimieszkami stawia przed jednym z mieszkańców następujący dylemat: „Albo ty zabijesz jedno z niemowląt, a wówczas my zostawimy w spokoju całą wieś, albo w przeciwnym razie my wyrżniemy wszystkich mieszkańców, a kobiety dodatkowo przy tym zgwałcimy„. Jakkolwiek współczujemy ludziom znajdującym się w podobnych ekstremalnych i beznadziejnych sytuacjach, nie można przyznać racji tym, którzy byliby gotowi zabić to niemowlę. Nie wolno zamordować choćby jednego niewinnego, aby ocalić wszystkich pozostałych niewinnych.

    ***

    Można jednak spytać się, kto jest “niewinnym” na wojnie, a nawet jeśli pewne osoby powinny być w czasie wojennych działań traktowane jako “niewinne”, to co oznacza zwrot “bezpośrednie zabijanie”?

    Cóż, jako osoby niewinne na wojnie należy traktować tych ludzi, którzy nie biorą bezpośredniego albo przynajmniej bliskiego udziału w walce zbrojnej. Wybitny XIX-wieczny moralista katolicka, kardynał Thomas M.J. Gousset ujmował to tak:

    Prawa słuszności nie dozwalają także zabijać niewinnych. W tym razie za takich uważają się obywatele spokojni, dzieci, starcy, zakonnicy, słudzy religii, podróżni, wieśniacy nie będący pod bronią. Wtedy atoli mają prawo do względności, skoro nie biorą czynnego udziału w bitwie” ( Kardynał Gousset, „Teologia moralna dla użytku plebanów i spowiedników”, Warszawa 1858, s. 302). 

    Bezpośrednim zaś zabijaniem niewinnych jest branie sobie za cel śmiertelnego ataku takich ludzi. Jako jednoznaczne przykłady bezpośredniego zabijania tych osób można podać takie działania jak: Celowe strzelanie w główkę niemowlęcia; Zrzucenie bomb na przedszkole w którym nie było żadnych żołnierzy; Ostrzelanie rakietami spokojnej, a pozbawionej celów militarnych wioski.

    Oczywiście jednak wojna ma to do siebie, że w jej trakcie nieraz osoby walczące (czyli takie, które wolno bezpośrednio zabijać) są mocno zmieszane z osobami niewalczącymi i powstaje wówczas pytanie, czy ma się moralne prawo strzelać do walczących nawet wówczas, gdy prawdopodobnym, albo i pewnym skutkiem ubocznym takiego ostrzału będzie śmierć osób niewalczących? Na to pytanie można odpowiedzieć twierdząco. Wówczas jest to pośrednie, a nie bezpośrednie zabijanie niewinnych i jest to moralnie dozwolone na zasadzie tzw. podwójnego skutku. Przykładem takiej sytuacji może być walka w terenie zabudowanym, gdzie obok żołnierzy znajdują się także niewalczący cywile. Jeśli w sposób zamierzony nie strzela się do tych cywilów, ale ich śmierć może być efektem “zabłąkanej kuli”, to będzie moralnie prawowite prowadzenie walki zbrojnej w tych okolicznościach. Jednak i w takich warunkach należy uwzględnić proporcje i ryzyko niezamierzonego, a pośredniego zabicia niewalczących cywilów. Trudno np. uznać za dozwolone zrzucenie bomby na budynek z 200 cywilami po to, by zabić znajdujących się tam 3 żołnierzy – jeśli już to należałoby próbować zabić tych żołnierzy za pomocą ostrzału z karabinów. Tym bardziej zaś nie powinno się atakować szpitala pełnego osób chorych i rannych, jeśli znajdujący się tam żołnierze nie prowadzą działań ofensywnych, a znajdują się tam jedynie lub głównie po to, by chronić pacjentów przed atakiem. Atakowanie w takiej sytuacji szpitala można by w zasadzie uznać za tak naprawdę bezpośrednie zabijanie niewinnych.

    ***

    Jak zatem w świetle podanych wyżej zasad i rozróżnień ocenić zrzucenie bomby atomowej dajmy na to na miasto składające się z 200 tysięcy niewalczących cywilów i 10 tysięcy gotowych do walki żołnierzy? Czy jeśli epicentrum zdetonowania takiej bomby przypadłoby na wojskowe koszary to można by to uznać za “tylko” pośrednie, a więc moralnie dozwolone w czasie wojny zabijanie niewinnych?

    Cóż, gdyby w danym mieście proporcje między osobami walczącymi a niewalczącymi były odwrotne do wyżej podanych – a więc byłoby tam 200 tysięcy żołnierzy i 10 tysięcy niewalczących cywilów – to prawdopodobnie można by uznać za moralnie dozwolone zrzucenie nań bomby atomowej. W sytuacji jednak, gdy proporcje między walczącymi a niewalczącymi są takie jak podane wyżej to próba usprawiedliwiania zrzucania tam bomby atomowej przypominałaby uznawanie za moralnie dopuszczalne uderzania kogoś młotkiem w głowę po to by zabić komara znajdującego się na tej głowie. Oczywiście, w miarę rozsądna osoba przynajmniej w szczery sposób nie uzasadniałaby popełnienia takiego czynu. Ktoś, kto mówiłby, że w celu zabicia komara na głowie drugiej osoby uderzył ją młotkiem, byłby albo osobą chorą psychicznie, albo jawnie kpiącą sobie z naszej inteligencji i rozsądku. A zatem nawet w sensie intencjonalnym jest czymś nie do uwierzenia, że osoba decydująca się na zaatakowanie miasta pełnego niewalczących cywili za pomocą broni jądrowej tak naprawdę chciałaby w ten sposób przede wszystkim zabić znajdującą się tam mniejszość żołnierzy. Po prostu żaden rozsądny przywódca nie będzie wykorzystywał niezwykle drogiej broni do zabijanie relatywnie niewielkiej ilości żołnierzy, w sytuacji gdy może to uczynić przy pomocy tańszych metod. Zakładając więc, że na czele danego państwa czy układu wojskowego nie stoi osoba chora psychicznie, trzeba przyjąć, iż rzeczywistym celem takiego ataku byłoby zabicie dużej ilości osób niewalczących, by w ten sposób wystraszyć wroga. Skoro jednak celem takiego byłoby masowe zabicie cywilów, to byłby to akt zamierzonego oraz bezpośredniego, a w dodatku masowego morderstwa niewinnych. Owszem, cel takiego aktu mógłby być dobry – powstrzymanie dalszego przelewu krwi – jednak środek doń użyty byłby wewnętrznie zły (w tym wypadku: bezpośrednie zabicie wielu niewinnych osób).

    Mniej więcej to samo, co ja stwierdzam powyżej, jest napisane w jednym z “przedsoborowych” podręczników teologii moralnej. Pozwolę sobie go zacytować w oryginale, czyli języku angielskim:

    1410. The Killing or Wounding of Non-Combatants.

    (a) The indirect killing of non-combatants (i.e., killing which is unintentional and unavoidable) is lawful, according to the rules given for double effect (see 103, 104). Hence, it is lawful to bombard the fortifications, arsenals, munition works, and barracks of a town, to sink passenger liners that are carrying arms or stores to the enemy, to cut off food supplies from a town or country in order to starve out its troops, although these measures will entail the deaths of some civilians as well as of combatants. Humanity requires, however, that an effort be made to spare the non-combatants, when possible, as by serving warning of attack, so that they may be removed to safety. When it is a question, however, of the use of modern weapons (the atom, hydrogen or cobalt bombs) on military targets in the vicinity of large cities, where it is foreseen that many thousands of civilians will be killed or severely wounded, then the principle of double effect seems to rule out the lawfulness of using such devastating weapons. The immediate evil effect, the slaughter of the innocents, could hardly be called incidental and only reluctantly permitted. Concretely, the inevitable results of the use of such weapons would have to be intended directly, if not as an end, at least as a means.

    (b) The direct killing of non-combatants (i.e., killing which is intentional) is unlawful and constitutes the sin of murder. Obliteration bombing, the dropping of H-bombs or atom bombs on a residential section of a city containing no military objectives, are of this character; for they are attacks on civilians. It can not be argued that such an attack would probably break down the morale of the citizens to such an extent that they would force their rulers to make peace and so save many thousands of lives. For this argument is based on the principle that a good end justifies evil means. Occasionally it is argued that modern “total” warfare demands that all citizens contribute to the war effort and that consequently everyone is a combatant. The argument can hardly be sustained, for Catholic doctrine insists that those whose participation is only remote and accidental are not to be classified as combatants. In a well-documented article on “The Morality of Obliteration Bombing,” by John C. Ford, S.J. (Theological Studies, V, 1944, pp. 261-309), the validity of the distinction between combatants and innocent non-combatants, even in the condition of modern war, is upheld. Fr. Ford shows that in an industrial city, as found in the United States, three-fourths of the population belong to the non-combatant category, and he lists more than a hundred trades or professions which, according to the natural law, exclude their members from the category of combatants. Direct attacks on such a population clearly would constitute unjustifiable killing or wounding of non-combatants.

    https://www.gutenberg.org/files/35354/35354-h/35354-h.html

    Warto też zauważyć, że używanie broni jądrowej przeciwko miastom zostało oficjalnie potępione tak przez Sobór Watykański II, jak i Katechizm Jana Pawła II:

    Wszelkie działania wojenne, zmierzające bez żadnej różnicy do zniszczenia całych miast lub też większych połaci kraju z ich mieszkańcami, są zbrodnią przeciw Bogu i samemu człowiekowi, zasługującą na stanowcze i natychmiastowe potępienie” 72 . Ryzykiem nowoczesnej wojny jest stwarzanie okazji posiadaczom broni masowej zagłady, zwłaszcza atomowej, biologicznej lub chemicznej, do popełniania takich zbrodni. – Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2314; Gaudium et spes, n. 80.

    Dodajmy, iż powyższe nauczanie zostało sformułowane jako oczywiste nawiązanie do historycznie zaistniałych już wypadków zrzucenia bomb atomowych na całe miasta. Chodzi rzecz jasna o decyzję prezydenta USA Henry’ego Trumana o potraktowaniu w ten sposób Hiroszimy i Nagasaki. Nie zapominajmy zaś, że to Stany Zjednoczone zostały najpierw zaatakowane przez Japonię i, co więcej, patrząc na to od strony czysto zdroworozsądkowej można by usprawiedliwiać taką, a nie inną decyzję pana Trumana. Wszak, zniszczenie tych miast za pomocą bomb atomowych skłoniło władze Japonii do szybkiej kapitulacji i najpewniej zapobiegło o wiele większej liczbie ofiar śmiertelnych po obu stronach tej wojny w sytuacji, gdy miałaby ona być kontynuowana za pomocą bardziej “konwencjonalnych” metod. Mimo to jednak, Magisterium Kościoła de facto potępiło te działanie władz Stanów Zjednoczonych.

    ***

    Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że rezygnacja z użycia broni jądrowej przeciw miastom pełnym niewalczących cywilów może być uznana za szaleństwo, gdyż dałoby się wówczas olbrzymią przewagę naszemu wrogowi. Nie mniej jednak w życiu prawdziwie chrześcijańskim istnieją sytuacje, gdy zdrowy rozsądek i racjonalne kalkulacje powinny ustąpić wierze i zaufaniu do Boga. Jeśli taka będzie Boża wola, to zwycięży się i bez używania bomb atomowych, wszak jak mówi Pismo święte:

    Nie uratuje króla liczne wojsko ani wojownika nie ocali wielka siła.  W koniu zwodniczy ratunek i mimo wielkiej swej siły nie umknie. Oto oczy Pana nad tymi, którzy się Go boją, nad tymi, co ufają Jego łasce,  aby ocalił ich życie od śmierci i żywił ich w czasie głodu.  Dusza nasza wyczekuje Pana, On jest naszą pomocą i tarczą. W Nim przeto raduje się nasze serce, ufamy Jego świętemu imieniu” (Psalm 33: 16 – 17).

    A jeśli nie da się wygrać danej wojny bez masowego zabijania niewinnych, to najwidoczniej nie było Bożą wolą, abyśmy zwyciężyli.

    Mirosław Salwowski

    Źródło obrazka:

    https://wiadomosci.onet.pl/swiat/bron-atomowa-rosja-i-usa-zwiekszaja-liczbe-rakiet-bomb-i-glowic-nuklearnych/ecf8e73

    Przeczytaj też:

    Czy zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki było moralnie usprawiedliwione?

    O różnicy pomiędzy bezpośrednim a pośrednim zabiciem niewinnego.

    Na czym polega reguła “podwójnego skutku”?

    Tradycyjny absolutyzm moralny przeciw etyce sytuacyjnej (pytania i odpowiedzi)

    Weigel’s Terrible Arguments

    Two Unsuccessful Arguments for Bombing Hiroshima and Nagasaki

  4. Jak ma się udział w wojnie do przykazania “Nie zabijaj”?

    Leave a Comment

    Nie ulega wątpliwości, iż Magisterium Kościoła akceptuje w szczególnie trudnych sytuacjach instytucję wojny sprawiedliwej [1], kary śmierci [2] oraz uśmiercania napastnika w samoobronie [3]. Na pierwszy rzut oka może jawić się to, jako sankcjonowanie wyjątków od V przykazania, które głosi: “Nie zabijaj”. Czyż bowiem wszystkie te trzy sytuacje nie polegają na odbieraniu innym osobom życia? Czy dodatkowo zastrzeżenie, iż tego rodzaju zachowania są moralnie dozwolone jedynie w ostateczności i po wyczerpaniu innych możliwości, nie wywołuje wrażenia, iż rzeczywiście mamy w tych przypadkach do czynienia z wyjątkami od moralnego zakazu?

    Cały problem z utożsamianiem moralnej zgody na wojnę sprawiedliwą, karę śmierci i uprawnioną obronę z czynieniem wyjątków od potępienia morderstwa polega tak naprawdę na niezrozumieniu tego, czego Pan Bóg zakazał w V przykazaniu, a na co pozwolił.

    Tradycyjnie Kościół święty nauczał zaś, iż Piąte przykazanie Dekalogu w sposób absolutny i bezwarunkowy zakazuje niszczenia niewinnego życia ludzkiego. Wbrew pozorom, katolicka teologia moralna, nie uważa wszelkiego odbierania życia ludzkiego za akt wewnętrznie nieuporządkowany i niemoralny. Takim aktem, bez wątpienia jest morderstwo, czyli zniszczenie  niewinnego życia ludzkiego. Nie wolno np. zabić niewinnego, choćbyśmy mogli w ten sposób uratować tysiące innych niewinnych ludzi. O bezwarunkowym zakazie zabijania niewinnych wyraźnie uczył choćby Jan Paweł II w encyklice “Evangelium Vitae”:

     

    “(…) przykazanie „nie zabijaj” ma wartość absolutną w odniesieniu do osoby niewinnej, i to tym bardziej wówczas, gdy jest to człowiek słaby i bezbronny, który jedynie w absolutnej mocy Bożego przykazania znajduje radykalną obronę przed samowolą i przemocą innych.

    Istotnie, absolutna nienaruszalność niewinnego życia ludzkiego jest prawdą moralną bezpośrednio wynikającą z nauczania Pisma Świętego, niezmiennie uznawaną przez Tradycję Kościoła i jednomyślnie głoszoną przez jego Magisterium. Ta jednomyślność jest oczywistym owocem owego „nadprzyrodzonego zmysłu wiary”, wzbudzonego i umacnianego przez Ducha Świętego, który chroni od błędu Lud Boży, gdy „ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i obyczajów”.

    (…) Dlatego mocą Chrystusowej władzy udzielonej Piotrowi i jego Następcom, w komunii z biskupami Kościoła Katolickiego, potwierdzam, że bezpośrednie i umyślne zabójstwo niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze aktem głęboko niemoralnym. Doktryna ta, oparta na owym niepisanym prawie, które każdy człowiek dzięki światłu rozumu znajduje we własnym sercu (por. Rz 2, 14-15), jest potwierdzona w Piśmie Świętym, przekazana przez Tradycję Kościoła oraz nauczana przez Magisterium zwyczajne i powszechne.

    Świadoma i dobrowolna decyzja pozbawienia życia niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze złem z moralnego punktu widzenia i nigdy nie może być dozwolona ani jako cel, ani jako środek do dobrego celu. Jest to bowiem akt poważnego nieposłuszeństwa wobec prawa moralnego, co więcej, wobec samego Boga, jego twórcy i gwaranta; jest to akt sprzeczny z fundamentalnymi cnotami sprawiedliwości i miłości. Nic i nikt nie może dać prawa do zabicia niewinnej istoty ludzkiej, czy to jest embrion czy płód, dziecko czy dorosły, człowiek stary, nieuleczalnie chory czy umierający. (…)

    Pod względem prawa do życia każda niewinna istota ludzka jest absolutnie równa wszystkim innym. Ta równość stanowi podstawę wszelkich autentycznych relacji społecznych, które rzeczywiście zasługują na to miano tylko wówczas, gdy są oparte na prawdzie i na sprawiedliwości, uznając i broniąc każdego człowieka jako osoby, a nie jako rzeczy, którą można rozporządzać. Wobec normy moralnej, która zabrania bezpośredniego zabójstwa niewinnej istoty ludzkiej, nie ma dla nikogo żadnych przywilejów ani wyjątków. Nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś jest władcą świata, czy ostatnim «nędzarzem» na tej ziemi: wobec wymogów moralnych jesteśmy wszyscy absolutnie równi”.” (tamże, n. 57).

     

    Intencją Bożego zakazu nie było jednak otaczanie bezwzględną ochroną życia złoczyńców, napastników i agresorów. Jeśli ktoś dokonuje ciężkiego przestępstwa, bierze udział w wojnie niesprawiedliwej, czyha na życie bliźniego, nie może być traktowany jako osoba niewinna, tak też w pewnych określonych wypadkach może zostać w moralnie dobry sposób uśmiercony.

    Ta tradycyjnie chrześcijańska wykładania Piątego przykazania ma swe bardzo mocne podstawy w Biblii, gdzie obok kategorycznego Bożego zakazu zabijania niewinnych znajdziemy też wiele ustępów, w których Wszechmocny nakazuje prowadzić wojnę z pogańskimi z czcicielami bożków oraz agresorami, karać śmiercią złoczyńców, etc.

    Na kartach tej świętej Księgi czytamy wszak o Bożych rozkazach uśmiercania między innymi: morderców (Wj 21, 12), bałwochwalców (Wj 22, 20), bluźnierców (Kpł 24, 15-16), okultystów (Wj 22, 18), fałszywych proroków (Pwt. Prawa 18, 20), homoseksualistów, zoofilów (Kpł 20, 15-16), cudzołożników (Kpł 20, 10), gwałcicieli (Pwt. Prawa (22, 25), kazirodców (Kpł 20, 11), porywaczy (Wj 21, 16). W Piśmie świętym czytamy też o błogosławionych przez Boga wojnach Izraela z Kananejczykami (Joz 10), odpieraniu niesprawiedliwej agresji za pomocą siły zbrojnej (Rdz 14; 1 Sm 23, 1-2) czy też zbrojnym powstaniu przeciw bałwochwalczej tyranii (księgi Machabejskie) [4]. Podobnie Biblia aprobuje uśmiercenie napastnika w obronie własnej (Wj 22, 2).

    Choć wszystkie wymienione wyżej przykłady pochodzą jeszcze ze Starego Testamentu, to również na kartach Nowego trudno jest znaleźć jasne dowody, które przemawiałyby za absolutnym potępieniem uśmiercania złoczyńców. Św. Jan Chrzciciel żołnierzom, którzy pytali się go, co mają czynić, nakazał powstrzymanie się od wymuszeń, fałszywych oskarżeń, chciwości, ale nie polecił im porzucenia swego rzemiosła (Łk 3, 14). Św. Paweł Apostoł pisze, iż zgodnie z Bożym porządkiem władza nosi miecz po to, by karać zło (Rz 13, 4). W końcu sam nasz Pan Jezus Chrystus nakazał swym uczniom kupowanie mieczy, co też oni uczynili (Łk 22, 36-38).

    Kolejnym dowodem na to, iż przemoc (włączając w to również uśmiercania złoczyńców) nie należy do zachowań z natury swej złych, jest to, iż Kościół wyniósł do chwały ołtarzy wielu chrześcijan, którzy nie wahali posługiwać się mieczem albo przynajmniej do takiego używania innych zachęcali. Św. Ludwik IX, św. Ferdynand Kastylijski, św. Joanna D’ Arc, św. Bernard z Clairvaux, św. Jan Kapistran, bł. Urban II, św. Pius V, bł. Innocenty XI – to tylko część postaci to potwierdzających.

    Uprawomocnienie wojny sprawiedliwej, kary śmierci i obrony własnej opiera się na założeniu, iż polegają one na uśmiercaniu złoczyńców, nie zaś niewinnych osób. Dlatego też po wyczerpaniu innych środków perswazji wolno jest odebrać życie żołnierzowi biorącemu udział w niesprawiedliwej wojnie, sprawcy ciężkich przestępstw oraz bandycie czyhającemu na niewinne życie. Z tego względu udział w sprawiedliwej wojnie, kara śmierci, oraz uśmiercenie agresora nie są – same w sobie – złe i niemoralne. Wszystkie te zachowania polegają bowiem nie na atakowaniu życia niewinnych, ale na uśmiercaniu złoczyńców.

     

    Moralnego prawa do wojny sprawiedliwej, kary śmierci i uśmiercania i obrony koniecznej nie należy mylić ze zgodą na udział w jakiejkolwiek wojnie i karanie kogokolwiek śmiercią. Instytucje te mają bowiem służyć karaniu i powstrzymywaniu zła. Jeżeli zaś służą odwrotnym celom, tzn. prześladowaniu niewinnych, moralną powinnością chrześcijan jest niebranie w nich udziału.

    Jeśli więc np. żołnierz po starannym zbadaniu sprawy dojdzie do wniosku, iż wojna w której bierze lub ma wziąć udział, nie jest sprawiedliwa, wtedy jego obowiązkiem jest odmowa zabijania na takiej wojnie. Słusznie więc postępowali ci z chrześcijan, którzy woleli umrzeć lub iść do obozów koncentracyjnych, niż służyć w Wermachcie czy SS. Co więcej, nawet, gdy  żołnierz bierze udział w wojnie, której celem jest ukaranie bądź powstrzymanie zła (a więc tej, która tradycyjnie zwana jest “sprawiedliwą”), nie znaczy to, iż ma on spełniać wszystkie rozkazy swych dowódców niezależnie od ich treści. Strona prowadząca wojnę sprawiedliwą też ma obowiązek powstrzymać się od czynów złych ze swej istoty, a więc choćby: zabijania niewinnych, gwałcenia czy kłamstwa. Nigdy więc, niezależnie od tego, czy bierze się udział w wojnie sprawiedliwej czy niesprawiedliwej, nie wolno być posłusznym rozkazom typu: “Rozstrzelaj małe dzieci”; “Zgwałć tę kobietę” lub “Wejdź do tej wioski i zabij wszystkich, niezależnie od tego, czy byli uzbrojeni czy nie. Niezależnie od tego, czy będziesz miał tam do czynienia z mężczyznami, czy może kobietami, dziećmi lub starcami”.

    Podobnie, jeżeli w danym kraju, kara śmierci jest wymierzana nie za bardzo ciężkie nieprawości (np. morderstwo niewinnego czy zgwałcenie), ale za czyny nie będące złem, a wręcz stanowiące dobro (dajmy na to modlitwę do Pana Jezusa, ewangelizację, itp.), to zatrudniony kat czy sędzia orzekający taką sankcję nie mogą wymawiać się obowiązującym prawem, lecz winni oni dzielnie odmówić wykonywania “powinności”, które nakłada na nich złe prawo.

    Oczywiście nie należy się śpieszyć z odbieraniem życia złoczyńcom. Zarówno wojna sprawiedliwa, kara śmierci, jak i obrona konieczna powinny być stosowane w ostateczności.

    Poza tym, choć np. wojna sama w sobie nie jest złem, to jednak zawsze jest ona wielką, bliską i bezpośrednią okazją do popełniania przeróżnych grzechów. Dlatego też, zgodnie z zasadami tradycyjnej moralistyki katolickiej, wojna jako bliska okazja do grzechu, winna być pilnie unikana i czyniona jedynie w sytuacjach naprawdę wyjątkowych.

     

    Przypisy:

    1. O tym, że po wyczerpaniu innych pokojowych środków moralnie dozwolona jest tzw. wojna sprawiedliwa naucza choćby Katechizm Kościoła Katolickiego w punktach nr. 2307-2310.

    2. Stosowanie kary śmierci w wypadkach najwyższej wagi oraz przy braku skuteczności innych środków karnych zostało potwierdzone w punkcie nr. 2266-2267 Katechizmu Kościoła Katolickiego. Jan Paweł II wprawdzie niejednokrotnie apelował o całkowite zniesienie kary śmierci, jednak nigdy nie twierdził przy tym, iż nigdy i nigdzie nie istnieją warunki, które czyniły by wymierzanie tej kary moralnie dozwolonym. Przeciwnie, w encyklice “Evangelium Vitae” potwierdził, iż tradycyjne nauczanie Kościoła uznaje prawo władz cywilnych do stosowania kary śmierci, dodając przy tym jednak, iż we współczesnych czasach konieczność uśmiercania przestępców zachodzi “bardzo rzadko”, a być może “nie zdarza się już wcale” (tamże: n. 56).

    3. Prawo do obrony własnego lub cudzego życia za pomocą uśmiercenia napastnika jest głoszone miedzy innymi w Katechizmie Kościoła Katolickiego (n. 2263-2265) oraz encyklice “Evangelium Vitae” (n. 55).

    4. Tego, iż Machabeusze w sposób zbrojny przeciwstawili się skrajnie tyrańskiej władzy pogańskich Greków nie należy mylić z rzekomym prawem do obalania takiej władzy, która w swych pewnych aspektach postępuje źle. Etycznie usprawiedliwione jest obalanie za pomocą przemocy tylko naprawdę skrajnie złej władzy i to po wyczerpaniu innych, pokojowych środków oporu. W przypadku zaś władzy pogańskich Greków nad Izraelem mieliśmy do czynienia z rządami skrajnie złymi i tyrańskimi, gdyż owe pod sankcją kary śmierci delegalizowały wyznawanie i praktykowanie religii mojżeszowej próbując za to narzucić Żydom uprawianie pogańskich obrzędów i obyczajów.