Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: pijaństwo

  1. Czy cud w Kanie uprawomocnia pijaństwo na weselach?

    Możliwość komentowania Czy cud w Kanie uprawomocnia pijaństwo na weselach? została wyłączona

    W kręgach konserwatywnych katolików dość często można spotkać się z sugestią, iż uczyniony przez Pana Jezusa Chrystusa – podczas wesela w Kanie Galilejskiej – cud przemienienia wody w wino, w rzeczywistości uwiarygadnia tezę, jakoby przynajmniej częściowe upijanie się w trakcie takich imprez miało być moralnie dozwolone. Zwolennicy takiej interpretacji tejże biblijnej historii wskazują na słowa starosty weselnego, który po owym cudzie rzekł:

    Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory” (J 2, 20)

    Ciąg myślowy jest więc tu następujący: 1. Goście weselni byli już podpici; 2. Jezus Chrystus przemienił duże ilości wody (6 kamiennych stągwi, czyli różnie licząc od 472 do 709 litrów) w wino, wówczas gdy goście byli już podpici; 3. A zatem sam Zbawiciel pomógł gościom weselnym w jeszcze dalszym upijaniu się, pokazując przez to, iż takie zachowanie może być moralnie uzasadnione w ramach tym podobnych imprez.

    Choć niektórym ludziom taka interpretacja 2 rozdziału Ewangelii św. Jana może wydawać się wiarygodna, to w rzeczywistości wiąże się z nią kilka poważnych problemów.

    Po pierwsze: Fakt, iż zwrot, który jest w Biblii Tysiąclecia przełożony jako „gdy się napiją” ma swe różne tłumaczenia (również te bardziej sugerujące stan pijaństwa, np. „gdy są już podpici”) może wskazywać na trudność w wiernym i dosłownym jego przetłumaczeniu. Język grecki – w którym pisany był Nowy Testament – ma swe niuanse i zawiłości, których dosłowne oddanie na inne języki narodowe, nie zawsze jest łatwe. Nie wiemy zatem, czy autorowi Ewangelii św. Jana aby na pewno chodziło o przekazanie czytelnikom Pisma świętego informacji, iż uczestnicy wesela w Kanie byli choćby częściowo pijani.

    Po drugie: stępienie bodźców smakowych nie musi wynikać z bycia pijanym bądź „podpitym”, ale może stanowić efekt dłuższego spożywania takiej samej potrawy. Gdybym np. przez 3 dni codziennie pił 0,5 litra wina, to zakładając, że w tym samym czasie – dużo bym jadł i był fizycznie aktywny – wcale bym się przez to nie upił, nie mniej jednak smak owego wina mógłby już dla mnie być znacznie mniej wyrazisty niż na początku. Przypomnijmy zaś, jaką specyfikę miały tradycyjne wesela żydowskie. Otóż zwykle trwały one 7 dni. Pijąc to samo wino przez 3 dni z rzędu można nie być pijanym, ale i tak można już w dużej mierze nie być wrażliwym na jego walory smakowe. Ewangelia św. Jana nie precyzuje co prawda, którego dnia wesela nasz Pan Jezus Chrystus uczynił swój cud, ale gdyby miało to miejsce np. 3 lub 4 dnia, to wówczas zacytowana wyżej uwaga weselnego starosty byłaby łatwa to wytłumaczenia właśnie w świetle nakreślonej wyżej okoliczności.

    Po trzecie: gdyby przyjąć interpretację, iż cud w Kanie Galilejskiej uprawomocnia upijanie się w ramach imprez weselnych, to byłby prawdziwy precedens w kontekście całej Biblii. Pismo święte zawsze bowiem, gdy mówi o pijaństwie, to przedstawia je w negatywnym kontekście i nigdy go nie chwali. Co więcej, natchnieni autorzy potępiają też coś, co dziś nazwalibyśmy mianem „pijackich imprez”. Chodzi o to, co w polskich tłumaczeniach Biblii oddawane jest jako „hulanki”, a co w języku greckim było określane jako kòmos. Słowo to trzykrotnie występuje w Nowym Testamencie i zawsze jest to tam potępiane (patrz: 1 P 4, 3-4; Rz 13, 12-14, Gal 5, 19-21). Jak podaje dzieło “A Greek-English Lexicon of the New Testament” (J. Thayer, 1889, s. 367), w starożytnych tekstach greckich słowo to odnosiło się do:

    „nocnego, hałaśliwego pochodu ku czci Bachusa lub innego bóstwa [albo zwycięzcy igrzysk] — po wieczornej biesiadzie podpici, rozochoceni osobnicy z pochodniami w rękach wychodzili na ulice, by przy muzyce śpiewać i bawić się pod domami swych przyjaciół i przyjaciółek”.

    Jedną z dobrych zasad tradycyjnej egzegezy katolickiej jest to, by bardziej niejasne i dwuznaczne fragmenty Pisma świętego tłumaczyć i wykładać w świetle jego bardziej jasnych i jednoznacznych ustępów. I w tym wypadku wydaje się, że mamy do czynienia właśnie z tego typu sytuacją. A więc z jednej strony mamy niejasny i dwuznaczny fragment z 2 rozdziału Ewangelii św. Jana, który owszem może być interpretowany jako moralne przyzwolenie dla upijania się na weselach; z drugiej jednak strony w całym Piśmie świętym mamy co najmniej kilkanaście fragmentów jasno potępiających pijaństwo.

    Po czwarte: wedle nauczania soborów trydenckiego i watykańskiego pierwszego, zakazanym jest interpretowanie Pisma świętego wbrew jednomyślnej wykładni takowego dokonanej przez Ojców Kościoła:

    Oprócz tego dla poskromienia lekkomyślności myślenia [sobór] po­stanawia, aby nikt w oparciu o własne sądy dotyczące wiary i moralności, należące do gmachu nauki chrześcijańskiej, nie dostosowywał Pisma Świę­tego do swoich opinii, wbrew rozumieniu, które utrzymywała i utrzymuje święta Matka Kościół. Do niego należy podawanie prawdziwego sensu i wy­jaśnianie Pisma Świętego. Niech też nikt nie komentuje Pisma Świętego wbrew jednomyślnej opinii ojców, nawet gdyby komentarze takie nigdy nie miały być publikowane. Ordynariusze ujawnią takie przypadki i na winnych nałożą kary ustanowione w prawie. (Sobór Trydencki, Sesja 4, 2. Podkreślenie moje MS).

    Podobnie przyjmuję Pismo św. według tego znaczenia, w jakim je pojmowała i pojmuje święta Matka Kościół, do którego należy wydanie sądu o prawdziwym znaczeniu i wyjaśnianiu Pisma św. Nigdy nie będę go pojmował i wyjaśniał inaczej, jak zgodnie z jednomyślnym przekonaniem Ojców (Trydenckie wyznanie wiary zostało ogłoszone bullą papieża Piusa IV „Iniunctum nobis” z 13 listopada 1564 roku oraz powtórzone przez bł. Piusa IX w czasie 2 sesji Soboru Watykańskiego I, Podkreślenie moje – MS).

    Jeśli zatem katolik, chce interpretować 2 rozdział Ewangelii św. Jana jako moralną aprobatę dla pijaństwa na imprezach weselnych, to wypadałoby, aby wskazał choć jednego Ojca Kościoła, który by w tym podobny sposób wykładał ową część Biblii. Jeśli zaś czegoś takiego uczynić nie można, a przeciwnie bez problemu da się wykazać, iż wielu Ojców Kościoła potępiało pijaństwo – to bez rozróżnień na takie sytuacje jak wesela – tego typu wykładanie wspomnianego fragmentu Pisma świętego, przynajmniej co do swego ducha, przypomina raczej protestancką zasadę prywatnej interpretacji oraz „Sola Scriptura”, nie zaś tradycyjnie katolickie podejście do Biblii.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:
    Jak powinny wyglądać katolickie wesela?

    Ks. Jakub Wujek o ulubionej Ewangelii pijaków

    Św. Augustyn: Lepiej umrzeć niż się upić

    Św. Cezary z Arles: “Zło pijaństwo jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe”

    Ps. Grafika wykorzystana została w tekście za następującym linkiem internetowym: https://sspx.org/en/news-events/news/canas-wedding-lessons-matrimony-3128

  2. Czy Michał “Misiek” Koterski jest dobrym wzorem dla katolików?

    Możliwość komentowania Czy Michał “Misiek” Koterski jest dobrym wzorem dla katolików? została wyłączona

    Pan Michał “Misiek” Koterski od kilku lat jest przedstawiany w mass mediach – także, a może głównie, w tych katolickich – jako osoba, która po latach trwania w nałogach narkomanii i pijaństwa, wróciła do więzi z Bogiem i dziś może służyć wręcz jako przykład dobrego życia dla innych katolików. W niniejszym tekście chciałbym jednak wskazać na pewne ciemne aspekty życia pana Koterskiego, które wciąż mają miejsce. Zaznaczam, iż nie czynię tego, by kwestionować szczerość nawrócenia tego człowieka (to czy coś takiego miało miejsce w jego życiu, ostatecznie wie tylko Bóg). Nie sugeruję zatem przez poniższe wywody, że “Misiek” Koterski nie znajduje się w czymś, co tradycyjna teologia katolicka zwie “łaską uświęcającą” albo, iż jego nawrócenie jest czysto pokazową zagrywką, która ma przyciągnąć uwagę mass mediów do jego osoby. Cieszy mnie też to, że ów człowiek zerwał z wieloletnim uzależnieniem od alkoholu i narkotyków – w ten czy inny sposób jest to Bożą łaską daną temu człowiekowi, z powodu której należy się radować. Mimo jednak tych wszystkich powyższych zastrzeżeń uważam, że ktoś musi powiedzieć, iż “Król jest (częściowo) nagi“. Przedstawianie bowiem aktualnego życia pana Michała Koterskiego tak jakby nie wzbudzało już ono żadnych krytycznych uwag, może bowiem przynieść niemało szkody duszom katolików. Mam (co prawda niewielką, ale jednak) nadzieję, iż ktoś z otoczenia owego aktora przeczyta ten tekst i dla dobra również jego, odważy się przynajmniej zasugerować niektóre z krytycznych uwag poniżej przeze mnie czynionych.

    ***

    Pierwszą rzeczą, jaką należy poddać krytyce w związku z publiczną aktywnością p. Michała “Miśka” Koterskiego jest fakt, iż już od czasu deklarowanej przez siebie zmiany życia wystąpił on przynajmniej w jednym, w pewnych swych aspektach propagującym niemoralność, filmie fabularnym. Chodzi mi w tym miejscu o produkcję pt. “Swingersi” (2020, reżyseria Andrejs Ēķis). Film ten jest niemoralny po pierwsze dlatego, że w życzliwy sposób przedstawia się w nim – przynajmniej stałe – związki homoseksualne. Stałość relacji o charakterze homoseksualnym nie czyni ich jednak miłymi w oczach Boga, nawet jeśli są one mniejszym złem w porównaniu do rozwiązłości praktykowanej przez znaczną część sodomitów. Po drugie: chociaż wbrew pozorom jego fabuła nie zmierza do usprawiedliwiania przypadkowego seksu z przypadkowymi partnerami, a raczej kieruje uwagę widzów w stronę doceniania stabilności, a może i nawet wierności w ramach trwałego związku, to aby widz mógł dojść do tego wniosku, naraża się go na obcowanie z całą masą obsceniczności, bezwstydu i nieskromności. O ile więc można powiedzieć, iż w tym konkretnym aspekcie przesłanie tego filmu jawi się jako w miarę poprawne, to osiągnięto je za pomocą niedopuszczalnych moralnie środków wyrazu. Pomijając już bowiem to, że mnogość nieprzyzwoitych scen i dialogów tu zawartych może w raczej łatwy sposób przywieść do grzechu widzów, to w wypadku samych aktorów odgrywanie takich scen po prostu musi oznaczać popełnianie czegoś, co jest materią ciężkiego grzechu (Więcej na ten temat w tekście: “Grzech w pracy aktora”). W tym filmie widzimy wszak, jak pan Koterski rozebrany jest do obcisłych slipów, wykonuje różne obsceniczne gesty i pozy, a także w niedwuznaczny sposób obściskuje się z kobietą, która nie jest jego żoną. Nie jest zaś tak, iż dobry cel usprawiedliwia zastosowanie złych ze swej natury środków wyrazu. Tytułem analogii: niedozwolone moralnie byłoby nakręcenie filmu mającego potępiać znęcanie się nad zwierzętami poprzez umieszczenie w nim scen, które od aktorów wymagałaby nie tyle pozorowanego, ile rzeczywistego męczenia zwierząt. Podobnie na potępienie zasługuje kręcenie filmu, który co prawda w jednym ze swych wątków sceptycznie odnosi się praktykowania rozwiązłości seksualnej, ale jednocześnie wymaga się, by grający w nim aktorzy w rzeczywisty, a nie tylko udawany sposób popełniali w nim pewne nieczyste czyny.

    Dla kontrastu z postępowaniem p. Koterskiego, a także co najmniej publicznie nie poddających krytyce tego aspektu jego życia niektórych z księży i świeckich aktywistów katolickich (np. ks. Dominik Chmielewski, Marcin Zieliński) warto przypomnieć historię jednego z włoskich aktorów, który swego czasu został nawrócony przy udziale św. Pio z Pietrelciny (1887-1968). Chodzi mianowicie o Carla Campaniniego (1906-1984), który przyjął praktykę polegającą na tym, że przed przyjęciem roli w danym filmie prosił o przesłanie mu scenariusza i gdy po przeczytaniu takowego znajdował w nim choćby jedno dwuznaczne wyrażenie oświadczał:

    Ja, jako syn duchowy Ojca Pio, tej części nie akceptuję” (Patrz: O. Marcellino IasenzaNiro, „Ojciec” Święty Pio z Pietrelciny. Misja ocalenia dusz. Świadectwa, San Giovanni Rotondo 2006, s. 105).

    Jak pisze – w nawiązaniu do sprawy Carla Campaniniego – Diane Allen, jedna z autorek opisujących życie św. Pio:

    Odrzucał także role w wielu filmach, ponieważ Ojciec Pio doradzał mu, by nigdy nie brał udziału w projektach o niemoralnej treści. Wyjaśnił, że ludzie, którzy robią takie filmy, będą musieli odpowiedzieć przed Bogiem za swoje czyny – dotyczyło to wszystkich bez wyjątku: producentów, aktorów, rzemieślników budujących scenografię, a nawet kasjerów sprzedających bilety”.

    Cytat za: Diane Allen, “Módl się, ufaj i nie martw się. Część druga. Nowe historie o ojcu Pio”, Kraków 2016, s. 227 – 228.

    Czyż nie widzimy szokująco głębokiej przepaści pomiędzy postawą Campaniniego i św. Pio z jednej strony, a zachowaniem p. Koterskiego i przyklaskujących mu księży oraz świeckich katolików? Campanini z inspiracji św. Pio odrzucał role filmowe, w których znajdowałoby się choć jedno dwuznaczne wyrażenie. Tymczasem, p. Koterski wziął udział w filmie, w którym nie tylko, że mówił, ale też czynił sprośne oraz niemoralne rzeczy (tj. obsceniczne pozy, obnażanie się do obcisłych slipów, obściskiwanie się z nieswoją żoną), przy czym jeszcze film ów propagował homoseksualizm.

    ***

    Ważne uwagi krytyczne należy odnieść nie tylko wobec zawodowego życia p. Michała Koterskiego, ale także względem tego, jak zachowuje się on w różnych innych sytuacjach publicznych.

    I tak np. w nagrywanym w kwietniu 2023 roku podcaście Onet.pl prowadzonym przez panów Kubę Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego aktor ten z wielkim rozbawieniem nawiązywał do czynionej (przynajmniej niegdyś) przez siebie masturbacji, mówiąc, iż stracił dziewictwo z “Hanią Rączkowską”. Całość swego obscenicznego wywodu na ów temat p. Koterski ilustrował jeszcze czynionymi za pomocą ręki wulgarnymi gestami mającymi imitować męski onanizm (wszystko to można zobaczyć i usłyszeć mniej więcej pomiędzy minutą 29. 00 a 30. 16 poniższego linku). Co jak co, ale sposób i ton, w jaki “Misiek” wypowiadał się odnośnie swych doświadczeń z – będącym materią ciężkiego grzechu – występkiem masturbacji, w żaden, ale to żaden sposób, nie wskazuje na to, by on zań żałował.

    Na żartobliwych nawiązaniach do samogwałtu niestety nie kończą się “pozazawodowe”, a mający nieskromny i sprośny charakter, publiczne wybryki pana Michała Koterskiego. Wspomnieć wszak jeszcze można, chociażby o chwaleniu przez niego bardzo nieprzyzwoitego sposobu pozowania do zdjęć jego aktualnej partnerki życiowej Marceli Leszczak. Przy innych okazjach widzimy zaś, jak człowiek ten odziany tylko w krótkie spodenki obściskuje (w okolicach bioder) jeszcze mniej skromnie odzianą Marcelę, a także w obsceniczny sposób komentuje założony przez nią strój bikini (żartobliwie sugerując, iż inni mężczyźni będą mieć erekcję na ten widok).

    ***

    Jakie zatem wnioski należałoby wyciągnąć z powyższych wywodów? Otóż nie rozstrzygając tego, czy pan Michał “Misiek” Koterski jest w swym sumieniu winny któregokolwiek z grzechów ciężkich, na tzw. forum zewnętrznym należy go traktować jak jawnego grzesznika. Nawet jeśli bowiem jego sumienie co do takich rzeczy jak udział w niemoralnych filmach, onanizm, sprośność i rażąca nieskromność, byłoby w sposób niezawiniony błędne, ale szczere (co zwalnia, a przynajmniej łagodzi moralną odpowiedzialność za popełnianie niektórych obiektywnie złych czynów) to jako, iż nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, a przykład, jaki pan Koterski daje innym, jest skandaliczny, należałoby go potraktować jako kogoś, kto zasługuje na publiczną krytykę, a także różne kanoniczne kary. Można to porównać do sytuacji deklarującego swój katolicyzm polityka, który jednocześnie popierałby legalność aborcji. Osoba taka mogłaby wszak to czynić z powodu swego błędnego, acz szczerego sumienia – wówczas nie traciłaby ona tego co teologia katolicka zwie łaską uświęcającą. Jednakże fakt, iż przez swą publiczną działalność taki człowiek dezorientowałby i deprawował wielu innych katolików, pociągałby za sobą niejako konieczność zastosowania wobec niego różnych środków dyscyplinarnych. Innymi słowy, pozostawiając ostateczny sąd nad jego sumieniem Bogu, Kościół może i powinien osądzać zewnętrzną, dostępną ludzkim oczom rzeczywistość działań tych czy innych ludzi. A rzeczywistość w przypadku pana Michała Koterskiego jest taka, iż jego różne działania i wypowiedzi są obiektywnie ciężko niemoralne, gorszące i skandaliczne. Może wynika to z jego błędnego, acz szczerego sumienia (wówczas może znajdować się on na drodze do Nieba), a może wynika z zawinionego błędnego sumienia (wtedy byłby on na drodze do piekła). Zadaniem władz kościelnych nie jest jednak roztrząsanie powyższej okoliczności. Zadaniem autorytetów kościelnych jest ochrona powierzonych sobie dusz przed skandalem i zgorszeniem. Jako więc, że pan Koterski jest osobą publiczną, która aktualnie wręcz obnosi się ze swym katolicyzmem, powinno się publicznie poddać stanowczej krytyce wyżej wymienione przeze mnie jego czyny. Duszpasterz, w którego pieczy pozostaje ów aktor, winien najpierw łagodnie próbować wytłumaczyć mu obiektywną błędność i niemoralność jego zachowań, dać czas na poprawę, a gdy to nie pomoże odmówić mu – jako “jawnemu grzesznikowi” – Komunii świętej. Należałoby tak postąpić nawet wówczas, gdyby skutkiem ubocznym owego prawidłowego działania miałaby być rozpacz pana Koterskiego i wynikający z niej powrót owego człowieka do narkomanii i alkoholizmu. Dobro całej społeczności jest wszak ważniejsze od dobra jednostki, a stawianie jako wzoru katolika osoby czyniącej tak niemoralne rzeczy zagraża właśnie temu pierwszemu. Pozwolę też sobie zauważyć, iż do zła narkomanii czy też nałogowego pijaństwa nie trzeba przekonywać większej części społeczności katolickiej, podczas gdy niemoralność onanizmu, nieskromności, sprośności czy brania udziału w złych filmach jest przez znaczną część katolików kwestionowana. Z perspektywy więc duszpasterskiej tak naprawdę niewiele “zyskuje” się na promowaniu pana Koterskiego (gdyż nie trzeba zbytnio przekonywać do tego, iż narkomania oraz alkoholizm są degradującego i złe), ale za to wiele można stracić (osłabiając i tak niezbyt wielkie wsparcie katolików dla niektórych z norm moralnych tyczących się cnoty czystości i skromności).

    Mirosław Salwowski

    ___

    Przeczytaj też:

    Grzech w pracy aktora

    Czy katolik może być aktorem?

    Czy ufać “katocelebrytom”?

    ___

    Obrazek wykorzystany w tym tekście został za następującym źródłem internetowym: https://www.urzadzamy.pl/salon/misiek-koterski-pochwalil-sie-jak-mieszka-z-marcela-najbardziej-uroczy-jest-pokoj-syna-aa-K6Zn-pgRd-bd8z.html

  3. O tym dlaczego pijaństwo jest (prawdopodobnie) gorsze od aktów homoseksualnych

    Możliwość komentowania O tym dlaczego pijaństwo jest (prawdopodobnie) gorsze od aktów homoseksualnych została wyłączona

    W świetle katolickiego nauczania moralnego jest jasne, iż zarówno tzw. doskonałe pijaństwo (czyli te związane z całkowitą utratą kontroli rozumu), jak i akty homoseksualne (tradycyjnie zwane: sodomią) są materią grzechu ciężkiego, w związku z czym ci, którzy popełniają takie czyny, w bardzo poważny sposób narażają się na karę wiecznego potępienia. W oparciu o autorytet Pisma świętego tak ową sprawę ujmował chociażby ojciec i doktor Kościoła, św. Cezary z Arles:

    Bracia najdrożsi! Ludzie dlatego się upijają z taką łatwością, bo uważają, że pijaństwo jest małym grzechem, albo w ogóle nim nie jest. Ale za tę niewiedzę najbardziej kapłani zdadzą sprawę w dzień sądu, jeżeli zaniedbują głoszenia kazań powierzonemu sobie ludowi o tym, jakie i jak wielkie jest zło wypływające z pijaństwa. Kto więc uważa, że pijaństwo jest małym grzechem, jeżeli się nie poprawi i nie będzie czynił pokuty za swe pijaństwo, nie minie go wieczna kara. Dręczyć go będzie kara bez ulgi razem z cudzołożnikami i zabójcami, zgodnie z tym, co dobrze wiecie, jak Apostoł głosił: << Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani lubieżnicy, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani chciwcy, ani cudzołożnicy, ani  pijacy nie odziedziczą Królestwa Bożego>> ( 1 Koryntian 6: 9 – 10). Patrzcie, że pijaków zrównał Apostoł z rozpustnikami, bałwochwalcami, homoseksualistami i cudzołożnikami. Powiedział również: << Nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości >> (Efezjan 5: 18). Dlatego też niech  każdy  sobie określi i rozważy, czy pijaństwo jest grzechem ciężkim, a wówczas pijaństwo, nigdy nie będzie mogło go pokonać albo z trudnością (…).

    Pijaństwo, jak studnia prowadząca do piekła, wszystkich gubi, jeżeli nie następuje godna pokuta, a po niej poprawa, tak mocno ich trzyma w sobie, że nie pozwala im zupełnie wydostać się z ciemności studni piekielnej na światło czystości i trzeźwości“.

    Cytat za: Św. Cezary z Arles, “Kazania do ludu (1-80)”, Kraków 2011, ss. 272 – 273; 277.

    Jako jednak, że i pośród grzechów ciężkich nie wszystkie są sobie równe, można słusznie zapytać, co jest materią cięższego grzechu: tzw. doskonałe pijaństwo czy akty homoseksualne (sodomia)? W niniejszym tekście zamierzam przedstawić argumenty wskazujące na tezę, iż to jednak tzw. doskonałe pijaństwo jest grzechem cięższym niż sodomia.

    A więc:

    1. Pijaństwo można zaliczyć do grzechów przeciw V Przykazaniu, a sodomię do grzechów przeciwko VI Przykazaniu. Co prawda nie jest to kryterium absolutne i zawsze niezawodne, ale ogólnie rzecz biorąc ciężkość danych niemoralnych czynów mierzy się tym, przeciwko którym z hierarchii Bożych przykazań owe grzechy występują. Na przykład bałwochwalstwo jest większym złem niż morderstwo, albowiem narusza ono I Przykazanie. Z kolei morderstwo jest większym grzechem niż nierząd, cudzołóstwo, sodomia, kłamstwo czy kradzież – na tej samej zasadzie.

    2. Pijaństwo wydaje się po prostu wywoływać więcej szkód i krzywd tak dla pijącego, jak i jego otoczenia, niż sodomia. Mam tu myśli choćby więcej chorób z niego wynikających oraz więcej pobocznych grzechów, które często czyni się w wyniku upojenia alkoholowego. Nałogowy pijak będzie miał też znacznie większe problemy w zwyczajnym funkcjonowaniu społecznym (praca, rodzina, etc.) niż choćby nałogowy sodomita.

    3. Pijaństwo bardziej zaciemnia rozum niż akty sodomii.

    4. Nie przekonuje mnie, że akty sodomii są “przeciw naturze”, a już akty pijaństwa rzekomo niby nie są? Czy bowiem np. wymiotowanie wskutek pijaństwa albo uczucia tzw. kaca nie wskazują już na to, że akt upicia się jest sprzeczny z rozumowym celem naturalnego pragnienia picia? Czy stworzona przez Boga w ten sposób natura nie informuje nas, iż upijanie się jest nienaturalne?

    5. Nie przekonuje mnie, iż akty sodomii mają być cięższe od pijaństwa, gdyż “tradycyjnie” (konkretnie od XVI wieku) są one zaliczane do katalogu “grzechów wołających o pomstę do nieba“, a pijaństwo nie jest do takowych zaliczane. Po pierwsze bowiem ów tradycyjny katalog nie jest katalogiem zamkniętym i wyłącznym. Nie jest wykluczone, że pewne złe czyny będą w przyszłości do niego dopisane. Pismo święte informuje nas jeszcze o przynajmniej jednym występku wołającym o pomstę do nieba, o którym katechizmy tradycyjnie milczą. Chodzi mianowicie o grzech krwawego prześladowania chrześcijan. W Apokalipsie św. Jana czytamy wszak, iż “dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli” wołały do Boga o karę za ich niewinnie przelaną krew: “Jak długo jeszcze Władco święty i prawdziwy nie będziesz sądził i wymierzał za krew naszą kary tym, co mieszkają na ziemi? (tamże: 6, 10). Po drugie: ateizm, bałwochwalstwo i satanizm są grzechami cięższymi od morderstwa i sodomii, a jednak nie są tradycyjnie ujmowane w wyliczeniach “grzechów wołających o pomstę do nieba”.

    Piszę o tym wszystkim bez większego entuzjazmu. A to dlatego, że w kręgu mych odbiorców nie znajdzie ów pogląd poklasku, gdyż konserwatywni katolicy prawdopodobnie znacznie częściej się upijają niż sodomizują. Ponadto na płaszczyźnie emocjonalnej mniej więcej równo brzydzę się tak pijaństwem jak i sodomią. Nie od rzeczy będzie tu też wspomnieć, iż działacze LGBT nieraz grozili mi sądami oraz prokuraturą za me wypowiedzi odnoszące się np. do słuszności prawnej kryminalizacji sodomii. Trzeba się jednak wznieść ponad własne emocje i spróbować na rozmaite kwestie patrzeć bardziej rozumowo i obiektywnie. I właśnie z takiego rozumowego oraz obiektywnego patrzenia na te dwie rzeczy wychodzi mi taka a nie inna ocena tych spraw.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    Pijaństwo (nie mylić z umiarkowanym piciem) powinno być kryminalizowane

    Czy Pan Jezus w Kanie Galilejskiej pobłogosławił pijaństwo?

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    Św. Cezary z Arles: “Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe”

    Św. Jan Chryzostom: Wino jest od Boga, pijaństwo od diabła

    O tradycyjnie chrześcijańskiej kulturze picia alkoholu

    Obrazek został użyty w tekście za następującym źródłem internetowym:
    https://philosiblog.com/2014/03/08/drunkenness-is-nothing-but-voluntary-madness/

  4. O sierpniowej abstynencji kilka słów i rozróżnień

    Możliwość komentowania O sierpniowej abstynencji kilka słów i rozróżnień została wyłączona

    Rozpoczął się sierpień, czyli tzw. miesiąc trzeźwości. Jest to inicjatywa ustanowiona w 1984 roku przez lokalny kościół w Polsce, w ramach której zachęca się polskich katolików do abstynencji właśnie w owym czasie. Warto przy tym dokonać pewnych rozróżnień, wyjaśnień i uszczegółowień.

    1. To, że historycznie rzecz biorąc, dany kościół lokalny wyszedł z jakąś inicjatywą już po Soborze Watykańskim II, nie oznacza, że z samego założenia coś takiego jest podejrzane. Zachęcanie do tego, by wierni na pewien czas wstrzymywali się od rzeczy dobrych i dozwolonych, ale z drugiej strony często dla wielu ludzi poważnie ryzykownych i niebezpiecznych (a właśnie tak należy postrzegać picie alkoholu) jak najbardziej mieści się w logice długiej przedsoborowej tradycji podejmowania rozmaitych wyrzeczeń, umartwień i postów podejmowanych w imię walki o większe dobro. Na tym podobnych zasadach wszak Kościół powszechny nawet zakazywał (a nie tylko zniechęcał) wiernym odbywania stosunków małżeńskich w określonych porach roku czy też zabraniał spożywania mięsa, a także nabiału w piątki i Wielkim Poście. Także w samym Piśmie świętym możemy odnaleźć wyraźne ślady tym podobnego myślenia oraz postawy. Przykładowo św. Paweł Apostoł pisał: Jeśli więc pokarm gorszy brata mego, przenigdy nie będę jadł mięsa, by nie gorszyć brata (1 Kor 8, 13). W Biblii mamy też przykłady wielkich sług i służebnic Boga, którzy w sposób całkowity powstrzymywali się od picia napojów alkoholowych, np. św. Jan Chrzciciel (por. Łk 1, 15); Samson (por. Sdz 13, 17); Judyta (por. Jdt 12, 2-9); Nazarejczycy (por. Lb 6, 3).

    2. Sierpień – wbrew wykrętom niektórych i pewnym niejasnościom semantycznym jest miesiącem, w którym lokalny kościół zachęca do całkowitego (a nie tylko umiarkowanego picia) zrezygnowania z alkoholu. Umiar, rozsądek i ostrożność w piciu alkoholu są moralną powinnością w każdym dniu i miesiącu roku.

    3. Nie ma nic błędnego i heretyckiego w zachęcaniu wiernych by przez pewien czas zrezygnowali całkowicie z picia alkoholu – o ile nie wypływa to z przekonania, iż nawet umiarkowane picie trunków jest wewnętrznie złe. Tak jak nie było niczego błędnego i heretyckiego w zobowiązywaniu wiernych do powstrzymywania się od stosunków małżeńskich w określonych porach roku – póki nie wypływało to z przekonania, iż seks jest wewnętrznie zły.

    4. Nie należy zarzucać kalwinistom i purytanom, iż byli przeciwnikami picia alkoholu, gdyż, historycznie rzecz biorąc, jest to nieprawdą i fałszem, a zatem świadome powtarzanie tej nieprawdziwej tezy jest oszczerstwem, z którego należy się poprawić i za które należy zadośćuczynić.

    5. Stawianie na tym samym poziomie czy lekceważenie szkód wynikających z nadużywania alkoholu poprzez wskazywanie na to, iż również nadużycia w zakresie jedzenia czy palenia tytoniu powodują rozmaite komplikacje, jest niezwykle słabym argumentem. Pijaństwo jest znacznie bardziej szkodliwe np. od przejadania się czy palenia papierosów, gdyż oprócz szkód fizycznych powoduje też rozliczne szkody psychiczne, emocjonalne, moralne i społeczne. Osoba, która zjadła na raz za dużo słodyczy, nie pójdzie pobić/zabić/zgwałcić drugiego człowieka. Po przebraniu miary w alkoholu zdarza się to niejednokrotnie.

    6. Oczywiście, trudno jest powstrzymać się od gorzkiego śmiechu gdy porówna się sierpniowe zachęty do abstynencji kierowane do wiernych z faktem, iż hierarchiczna część lokalnego kościoła w Polsce sama niejednokrotnie miała problemy nie tyle z zachowaniem abstynencji, co z karygodnym, obrzydliwym pijaństwem (vide: abp Głódź, biskup Jarecki, itd.). Złe czyny przewodników duchowych z samej zasady nie czynią fałszywymi ich nauczania. Czasami wręcz przeciwnie, nawet podkreślają jego prawdziwość. Psychologicznie wszak rzecz biorąc, ludzie mają silną tendencję do usprawiedliwiania tych grzechów, które sami popełniają. Gdy zaś pomimo popełniania samemu danych grzechów nie rezygnuje się z nauczania o ich szkodliwości, to w pewien sposób właśnie nawet podkreśla prawdziwość tej doktryny. Wspomnijmy w tym miejscu na słowa naszego Pana Jezusa Chrystusa, który mówił swego czasu o faryzeuszach: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią (Mt 23, 3).

    7. Kto mimo sierpniowych zachęt do abstynencji chce pić z umiarem, niech to czyni (nie popełni wtedy nawet “materialnego grzechu”), jednak obnoszenie się z czymś takim i to jeszcze w duchu wyraźnej kontry do zachęt lokalnego kościoła jest co najmniej niestosowne.

    Mirosław Salwowski
    ***

    Źródło obrazka wykorzystanego w tekście:
    https://sw.gov.pl/aktualnosc/zaklad-karny-nr-2-w-grudziadzu-sierpien-miesiacem-trzezwosci

    ***

    Przeczytaj też:

    Polscy biskupi nie propagują “kalwinistyczno-purytańskiej” herezji abstynencji

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    O tradycyjnie chrześcijańskiej kulturze picia alkoholu

    Św. Cezary z Arles: Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe

  5. Pijaństwo (nie mylić z umiarkowanym piciem) powinno być kryminalizowane

    Możliwość komentowania Pijaństwo (nie mylić z umiarkowanym piciem) powinno być kryminalizowane została wyłączona

    O ile wielu ludzi dostrzega szkody społeczne będące efektem pijaństwa, o tyle bardzo rzadko zdarza się, by ktoś popierał wprowadzenie prawnej karalności (choćby i “tylko” prywatnego) upijania się. W tym artykule zamierzam wskazać na argumenty przemawiające za rozważeniem słuszności takiego postulatu.

    A więc po pierwsze, za kryminalizacją pijaństwa przemawia fakt, iż jest to zachowanie bardzo niebezpieczne dla otoczenia. Nie muszę chyba w tym miejscu rozwodzić się nad tym, ile przestępstw, różnego rodzaju wypadków i chorób powstaje w wyniku upijania się. I wskutek tego grzechu cierpią nie tylko sami pijacy, ale również osoby postronne i niewinne, np. żony i dzieci takich ludzi, ofiary wypadków komunikacyjnych, etc. Pijaka można więc przyrównać do chodzącej i tykającej bomby zegarowej. Nawet jeśli będziemy mieli szczęście, że w danych okolicznościach taka bomba nie wybuchnie i nikogo nie zrani, to ryzyko wystąpienia jej eksplozji jest duże. Podając jeszcze inną analogię: osoba pijana jest jak pirat drogowy – nawet jeśli danego dnia taki “pirat” nikogo nie skrzywdzi, to jego działanie stwarza innym wielki dyskomfort na drodze, a poza tym jest dla nich bardzo niebezpieczne. Libertarianie oraz liberałowie mogą twierdzić, że zachowania niebezpieczne społecznie nie powinny być kryminalizowane, dopóki nie naruszają w bezpośredni sposób czyjejś wolności – ale brakiem zdrowego rozsądku jest utrzymywać taki pogląd! Równie dobrze można by wszak mówić, że jazda po pijanemu nie powinna być prawnie karalna aż do momentu, gdy dany kierowca nie spowoduje wypadku na drodze. Któż jednak w imię “poszanowania wolności” pijaków godziłby się na taki absurd?!?

    Po drugie: pijaństwo często wiąże się z naruszaniem obowiązków sprawiedliwości, jakie zaciągamy wobec swych bliźnich. Mam tu na myśli mężów i ojców, którzy wydają pieniądze na upijanie się, kosztem wydatków potrzebnych dla ich żon oraz dzieci. Można powiedzieć, że w zasadzie każda złotówka, którą pijak przeznacza na swój grzech, a którą powinien wydać na potrzeby swej rodziny, stanowi w rzeczywistości okradanie swej żony i dzieci. Dlatego też tradycyjni moraliści twierdzili, że żony mężczyzn, którzy roztrwaniają pieniądze, mają moralne prawo potajemnie zabierać im pieniądze i nie będzie to z ich strony kradzieżą. Przykładowo, kardynał Thomas M.J. Gousset pisał na ów temat rzecz następującą:

    (…) Nie należy jednak uważać za winną kradzieży żonę, która bierze z dóbr spólności ile jej potrzeba na skromne utrzymanie stosowne do jej stanu, na przyzwoite ubranie dzieci, i inne rzeczy niezbędne dla rodziny, skoro mąż marnotrawca lub skąpiec, nie opatruje ich potrzeb koniecznych.

    Kardynał Gousset, „Teologia moralna dla użytku plebanów i spowiedników”, Tom I, Warszawa 1858, s. 238.

    Któż zaś ośmieli się przeczyć temu, że zachowania poważnie niesprawiedliwe, niebezpieczne oraz szkodliwe dla innych nie powinny być przedmiotem karnych represji ze stron władz cywilnych?

    ***

    Oczywiście, zdaje sobie sprawę z tego, iż powyższe moje wywody mogą nie wyczerpywać tematu i wobec zasadności prawnego karania pijaństwa niektórzy ludzie będą podnosić pewne argumenty. Postaram się poniżej odpowiedzieć na kilka z możliwych takich kontrargumentów.

    Nawet Prawo Mojżeszowe, które nakazywało karanie wielu grzechów, nie przewidywało karalności pijaństwa.

    Nie jest to prawdą. Prawo Mojżeszowe nakazywało karać (i to śmiercią) przynajmniej za niektóre przypadki pijaństwa. W Starym Zakonie czytamy wszak:

    Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny,  ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, i powiedzą starszym miasta: Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu. Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się” (Pwt 21, 18-21 – podkreślenie moje MS).

    Z powyższego Bożego przykazania widzimy zatem, iż pijaństwo miało być karane śmiercią w przypadku, gdy było ono połączone z rozpustą oraz uporczywym nieposłuszeństwem wobec napomnień rodzonego ojca i matki. Nie należy zatem szukać w Piśmie świętym jakiegoś naturalnego prawa do braku kary za pijaństwo ze strony władz cywilnych.

    Poza tym nawet gdyby Prawo Mojżeszowe nie nakazywało nigdy i w żadnym wypadku karać pijaństwa (co nie jest – jak już wyżej wskazałem – prawdą), to i tak nie byłby to jeszcze rozstrzygający argument przeciwko wprowadzeniu takich praw przez chrześcijańskich władców. Prawo Mojżeszowe, choć bowiem było dobre, mądre i sprawiedliwe, to nie we wszystkich swych aspektach reprezentowało tak wysoki poziom moralności co księgi Nowego Testamentu. A z wyższej moralności Nowego Przymierza płyną też czasami konkluzje o charakterze prawnych wskazań dla chrześcijańskich rządzących. Przykładowo, Prawo Mojżeszowe tolerowało rozwody oraz poligamię, ale władcy chrześcijańscy – na ile w danych okolicznościach będzie to roztropne – powinni dążyć do prawnego zakazania tych rzeczy.

    Tradycja krajów katolickich w ciągu wieków nie przewidywała kryminalizacji prywatnie czynionego pijaństwa.

    To też nie jest do końca prawdą, ale nawet gdyby tak było to i tak nie byłby to jeszcze decydujący argument. Czasami bowiem, kraje katolickie potrzebowały wielu wieków, by dojrzeć do uznania słuszności realizacji pewnych prawnych postulatów. Dobrym tego przykładem jest zakaz niewolnictwa, który w krajach katolickich został – miejmy nadzieję ostatecznie – zaprowadzony w XIX wieku.

    A przytoczony kontrargument nie jest do końca prawdą, gdyż da się pokazać przykłady katolickich władców, którzy – czasami aż do przesady – zwalczali za pomocą prawnych represji nawet prywatne pijaństwo. Na czele takowych wymienić należy Brzetysława I Czeskiego (1002 -1055), który to w wydanych przez siebie dekretach nakazał przyłapanych na piciu poddanych wtrącać do więzień aż do czasu zapłacenia przez nich do książęcego skarbca kwoty 300 denarów (Link do informacji na ten temat znajduje się w tym miejscu). Niestety nie dotarłem do informacji na temat tego, czy pod pojęciem “przyłapanych na piciu” należało tu uważać osoby tylko upijające się, czy też pijące z umiarem (w tym drugim wypadku byłaby to oczywiście przesada), jednak, tak czy inaczej, wychodzi na to, że pośród władców katolickich był co najmniej jeden, który karał nawet prywatne pijaństwo. Jako przykład innego z katolickich władców, który zachęcał do prawnego represjonowania pijaństwa, podać można króla Francji św. Ludwika IX, który to w liście do swego syna pisał:

    (…) troszcz się aby grzech został unicestwiony w twoich ziemiach, to znaczy bluźnierstwa i wszystkie rzeczy, które czyni się lub mówi przeciw Bogu, Najświętszej Marii Pannie i świętym, grzechy cielesne, gry w kości, tawerny, lub inne grzechy. Zgnieć wszystko to w swojej ziemi roztropnie i w dobry sposób” (podkreślenie – moje MS).

    Patrz:  Jean de Joinville, „Czyny Ludwika Świętego króla Francji”, Warszawa 2002, s. 212-213.

    Jeśli chodzi o bardziej duszpasterskie działania to mogę tu powołać się na przykład św. Franciszka Ksawerego, który na prowadzonych przez siebie misjach nakazywał wtrącanie do aresztu niewiast dopuszczających się pijaństwa:

    Św. Franciszkowi Ksaweremu doniesiono, iż kobiety z Punnaikayal oddają się pijaństwu. Ksawery posłał tam jednego człowieka, jako policjanta, obiecując mu, że za każdą kobietę, którą pochwyci na piciu araku, otrzyma nagrodę jeden “fanam”, winna zaś odsiedzi karę 3-dniowego aresztu.

    Patrz: O. Stanisław Cieślak SJ, “Św. Franciszek Ksawery (Wielcy ludzie Kościoła)”, Kraków 2005, s. 40.

    Widać zatem, iż nie jest w 100 procentach prawdziwy argument o tym, że w historii katolickich krajów i społeczności nie znalazłoby się żadnych przykładów kryminalizacji prywatnego pijaństwa. Ja sam, nie będąc historykiem i nie poddając tego zagadnienia badaniu potrafiłem wynaleźć na to 2-3 przykłady, więc kto wie, ilu tym podobnych działań ze strony władców katolickich doliczyliby się profesjonalni historycy, którzy chcieliby się zająć szczegółową analizą tego tematu.

    Karanie pijaństwa byłoby niepraktyczne, gdyż mogłoby prowadzić do skazywania niewinnych (np. chorych) ludzi.

    Jeśli w tym argumencie chodzi o to, że np. policjant mógłby wziąć za osobę pijaną człowieka tak naprawdę chorego i skierować wniosek o jego ukaranie, to jest to słaby kontrargument. Zwłaszcza dziś, gdy istnieją wszak alkomaty można łatwo wykazać, czy takie rzeczy jak bełkotliwa mowa, niespójność ruchów, itp są wynikiem przebrania miary w piciu alkoholu czy też rzeczywistych chorobowych zaburzeń.

    ***

    Kończąc, pragnę zaznaczyć, iż w żadnym razie, powyższy artykuł nie stanowi poparcia dla postulatu prohibicji. Co innego, wszak picie alkoholu z umiarem oraz ostrożnością (co może być dobre i miłe Bogu), a co innego upijanie się, które nie “tylko” jest grzechem, ale stanowi zachowanie bardzo poważnie szkodliwe społecznie. Rzecz jasna, nie wszystkie grzechy powinny być karane przez władze cywilne, ale te z nich, które w wyraźny sposób szkodzą innym ludziom, należy zwalczać również za pomocą świeckiego miecza (por. Rzymian 13, 1-4). Pijaństwo zaś z pewnością należy do tej kategorii grzechów.

    Mirosław Salwowski

    Źródło obrazka wykorzystanego w artykule:
    https://melmagazine.com/en-us/story/medieval-europe-beer-clean-water

    Przeczytaj też:

    Które grzechy powinny karane przez państwo?

    Czy karanie nieprawości mija się z celem?

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    Św. Cezary z Arles: „Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe”

    O tradycyjnie chrześcijańskiej kulturze picia alkoholu

  6. Czy podwyższanie cen za alkohol ma sens?

    Możliwość komentowania Czy podwyższanie cen za alkohol ma sens? została wyłączona

    Żaden rozsądny człowiek nie powinien mieć wątpliwości co do tego, iż w interesie całego społeczeństwa leży zniechęcanie do nadmiernego spożywania napojów alkoholowych (czyli upijania się). Oczywiście, nie chodzi tu o picie alkoholu w sposób ostrożny i umiarkowany, ale właśnie o upijanie się, które wyrządza duże szkody nie tylko ludziom bezpośrednio to czyniącym, ale też osobom postronnym (ot, choćby żonom i dzieciom pijaków). Można jednak postawić pytanie odnośnie do tego, jaki konkretnie kształt winny mieć różne formy zniechęcania ludzi do przebierania miary w piciu alkoholu? Za jeden z bardziej kontrowersyjnych przejawów takiego zniechęcania podaje się przykład odgórnego, czyli państwowego podwyższania cen napojów alkoholowych, które dokonywane jest przez władze cywilne za pomocą różnych specjalnych akcyz, podatków itp. nakładanych na takie wyroby. Argument przeciwników owej praktyki sprowadza się do próby wykazywania jej bezsensu poprzez wskazywanie na to, iż osoby uzależnione od alkoholu i tak – pomimo jego coraz wyższych cen – będą go kupować, a więc najwięcej szkód z tego tytułu poniosą bliscy takiego człowieka, w bardziej zaś skrajnych wypadkach pijacy, by zdobyć większą ilość pieniędzy, mogą posuwać się do kradzieży albo rozbojów. Poniżej postaram się zastanowić nad tym, czy ten argument przeciwko nakładaniu coraz wyższych podatków na napoje alkoholowe jest słuszny?

    Jeśli skoncentrujemy się na grupie tych ludzi, którzy są nałogowymi alkoholikami, to owszem wspomniana wyżej praktyka nie wydaje się rozsądna. Dla takiego człowieka priorytetem jest bowiem zdobycie pieniędzy na alkohol i kolejne podwyżki cen tego produktu raczej nie sprawią, że zacznie on pić go znacznie mniej. Alkoholik co najwyżej jeszcze bardziej ograniczy inne swe wydatki, by móc kupić swój ulubiony napój, albo i zacznie dopuszczać się przestępstw w celu zdobycia pieniędzy na ów cel. Prawdopodobnie też taki człowiek zacznie zaopatrywać się w alkohol pochodzący z “szarej strefy”, przez co jeszcze bardziej narazi na ryzyko swe życie i zdrowie. Oczywiście, nie da się całkowicie wykluczyć tego, że w przypadku niektórych alkoholików wyższe ceny alkoholu wpłyną na to, iż zaczną oni spożywać trunki w nieco mniejszych ilościach niż dotychczas albo też w bardziej intensywny sposób będą myśleć o powzięciu terapii mającej leczyć ich nałóg (czasami rzeczywiście się jej podejmując). Te pozytywne skutki prawdopodobnie jednak dotyczyć będą mniejszości z alkoholików, a w przypadku większości z nich podwyżki cen napojów wiadomego rodzaju skłonią do jeszcze bardziej niebezpiecznych, patologicznych i aspołecznych zachowań.

    Nałogowi alkoholicy stanowią jednak niewielką część społeczeństwa (w naszym kraju jest od 600 do 800 tysięcy osób, czyli ok. 2 procent). Znacznie szerszym ilościowo problemem społecznym są ludzie upijający się okazjonalnie, którzy jednak nie weszli jeszcze na drogę uzależnienia od alkoholu. Należy wziąć też pod uwagę te osoby, które raczej się nie upijają, i być może, w przypadku których wyższe ceny alkoholu zniechęcają ich do kupowania większych ilości trunków. Można też w tym obszarze w specjalny sposób wyodrębnić ludzi młodych, którzy nie zarabiają jeszcze większych pieniędzy, a którzy ze względu na wysokie ceny będą kupować mniejsze ilości alkoholu, aniżeli czyniliby to w sytuacji, gdyby takowe napoje były tańsze. W odniesieniu do takich młodych osób jest to tym bardziej ważne, gdyż to, jak często będą oni upijali się w tym okresie swego życia, może zadecydować czy później popadną w alkoholowe uzależnienie.

    Summa summarum więc w odniesieniu do ogromnej większości społeczeństwa (czyli tylko okazjonalnie upijających się osób albo też tych, którzy nie upijają się nigdy lub prawie nigdy) podwyższanie cen alkoholu może mieć zasadniczo pozytywny skutek w postaci zmniejszenia przez nich częstotliwości i/albo ilości spożywanych przez nich trunków. A zatem większa część ludzi może być w ten sposób zniechęcona do wejścia na drogę pijaństwa albo też do częstszego niż zwykle oddawania się tej nieprawości.

    Skoro prawdopodobnym wydaje się, iż podwyższanie cen alkoholu zaowocuje tym, że więcej ludzi będzie mniej pić, a tylko odnośnie do znacznej mniejszości z nich coś takiego nie przyniesie żadnego pozytywnego rezultatu, to tym samym takie działanie ze strony władz cywilnych można chyba uznać za zgodne z jedną z tradycyjnych zasad moralności katolickiej, a mianowicie regułą podwójnego skutku. Zasada ta mówi, że można podjąć się danego działania, jeśli nie jest ono samo w sobie złe, ale mimo to przewidujemy, że część z jego skutków może być negatywna. W przypadku takich dobrych lub przynajmniej obojętnych moralnie działań należy ważyć, czy przyniosą one więcej dobrych czy złych efektów. Na przykład, karanie przestępców więzieniem nie jest samo w sobie złe, dlatego choć w swych ubocznych efektach często przynosi wiele złych skutków (pogłębianie się deprawacji osadzonych, praktyczne rozbijanie rodzin, itd), to jednak mimo to dobre skutki kary więzienia przeważają nad ich złymi owocami (duża część ludzi nie wchodzi na drogę przestępczości ze strachu przed karą, osadzeni w więzieniach kryminaliści nie mogą swobodnie w tym czasie szkodzić osobom pozostającym na wolności itp). Oczywiście tego rodzaju ważenie dobrych i złych skutków nie mogłoby być zastosowane wobec kar, które byłyby same w sobie złe i niesprawiedliwe (np. hipotetycznej kary zgwałcenia osoby winnej jakiegoś występku albo pozabijania niewinnych członków jej rodziny). Póki jednak dana kara nie ma charakteru wewnętrznie złego, póty można i należy rozważać to, czy przyniesienie ona więcej dobrych czy złych skutków. Czy zaś podwyższanie cen za napoje alkoholowe, które motywowane jest chęcią ograniczania pijaństwa, stanowi coś per se złego i niegodziwego? Oczywiście, że nie. Dlatego też należy starać się wyważyć czy takie zabiegi prawne przyniosą więcej dobrych czy więcej złych efektów.

    Mirosław Salwowski

  7. Św. Cezary z Arles: “Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe”

    Leave a Comment

    Bracia najdrożsi! Chociaż z miłosierdzia Chrystusa ufam, że boicie się zła pijaństwa jak otchłani piekielnej i nie tylko sami nie chcecie się więcej upijać, ale i innych nie namawiacie, ani nie zmuszacie, by przyjmowali więcej niż wypada, to to jednak, ponieważ nie można postąpić inaczej, skoro są niektórzy zaniedbujący to, którzy nie chcą być trzeźwi, dlatego wy, którzy zawsze urządzacie trzeźwe przyjęcia, nie bierzcie tego do siebie, ponieważ na biskupach ciąży obowiązek karcenia pijaków.

    Zło pijaństwa, bracia najdrożsi, jest zbyt ciężkie a Bogu obrzydłe i tak po całym świecie się rozszerzyło i u tak wielu weszło w zwyczaj, że przez tych co nie chcą uznać Bożych przykazań już nie jest uważane za grzech i do tego stopnia, że na ucztach swoich wyśmiewają tych, co mniej mogą pić i mocą wrogiej przyjaźni nie wstydzą się zaklinać ludzi, aby pili więcej niż wypada. Ten mniejsze zło popełnia, kto drugiego mieczem rani, niż ten, kto zmusza drugiego, aby pił więcej niż uchodzi, ponieważ przez opilstwo zabija jego duszę. 

    A ponieważ nasze ciała są ziemskie, więc podobnie jak deszcz obfitszy i dłuższy, niż go potrzeba, tak ziemię nawadnia i w błoto zamienia, że na niej żadna uprawa nie jest możliwa, tak i nasze ciało przez pijaństwo  nie może przyjąć duchowej kultury, ani nie może wydać spodziewanych owoców potrzebnych dla duszy. A więc, jak  wszyscy ludzie z upragnieniem wyglądają potrzebnego i wystarczającego deszczu dla swoich pól, aby modli je pielęgnować i cieszyć się z obfitości plonów rolnych, tak i na roli naszego ciała tylko tyle powinni ludzie pić, ile wypada, aby przez zbyt obfite picie ta rola ciała nie zamieniła się jakby w bagnisko, i raczej robaki i węże wad mogła rodzić, niż wydawać owoce dobrych uczynków. Wszyscy pijacy wyglądają jak jakieś bagna. Co bowiem rodzi się na bagnach, to dobrze kochanie wiecie. Wszystko co się tam rodzi, jak wiemy, żadnego pożytecznego owocu nie przynosi. Rodzą się tam węże i pijawki, rodzą się żaby i różnego rodzaje robaków, które raczej wstręt budzić mogą niż przynosić coś nadającego się do spożycia. Nawet drzewa i zioła, które na bagnach rosną albo nad jego brzegami zwykły wyrastać, żadnego pożytku nie przynoszą prócz tego tylko, że corocznie się je spala na ogniskach. Patrzcie! Co z pijaństwa się rodzi, to na ogień jest przeznaczone. 

     Tacy są, jak już powiedziałem, wszyscy pijacy, których obiady przeciągają się aż w późną noc, których wieczerze oglądają ranne słońce, którzy stać nie potrafią nawet, gdy wydaje się że poszczą, których zmysły są otępiałe, ociężałe i w jakimś sensie już obumarłe. Wreszcie często w upojeniu nawet samych siebie nie poznają, ani innych, nie mogą ani chodzić, ani stać, ani nie są w stanie niczego rozsądnego powiedzieć ani usłyszeć. Często nawet, aż do wymiotów nie wstydzą się upijać i piją bez miary. Przynosi się im coraz większe kubki. Rywalizacja jest bez wątpienia prawem picia. Kto w piciu potrafi innych pokonać, ten otrzymuje pochwałę w grzechu. Stąd rodzą się kłótnie i spory, później kończyny wiją się skręcają w różnych i strasznych tańcach, dalej popełnia się cudzołóstwa a nieraz zabójstwa. Ilekroć piją za dużo, jakby paraliżem tknięci, nie mogą chodzić o własnych nogach, pozwalają się wnosić na rękach w upokarzający sposób do łóżek. W ich oczach ciemność, w głowie szał i okropny ból, a na twarzy wypieki, wszystkie członki drżą, a w duszy i umyśle otępienie. (…).

     

    Bracia najdrożsi! Ludzie dlatego się upijają z taką łatwością, bo uważają, że pijaństwo jest małym grzechem, albo w ogóle nim nie jest. Ale za tę niewiedzę najbardziej kapłani zdadzą sprawę w dzień sądu, jeżeli zaniedbują głoszenia kazań powierzonemu sobie ludowi o tym, jakie i jak wielkie jest zło wypływające z pijaństwa. Kto więc uważa, że pijaństwo jest małym grzechem, jeżeli się nie poprawi i nie będzie czynił pokuty za swe pijaństwo, nie minie go wieczna kara. Dręczyć go będzie kara bez ulgi razem z cudzołożnikami i zabójcami, zgodnie z tym, co dobrze wiecie, jak Apostoł głosił: << Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani lubieżnicy, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani chciwcy, ani cudzołożnicy, ani  pijacy nie odziedziczą Królestwa Bożego>> ( 1 Koryntian 6: 9 – 10). Patrzcie, że pijaków zrównał Apostoł z rozpustnikami, bałwochwalcami, homoseksualistami i cudzołożnikami. Powiedział również: << Nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości >> (Efezjan 5: 18). Dlatego też niech  każdy  sobie określi i rozważy, czy pijaństwo jest grzechem ciężkim, a wówczas pijaństwo, nigdy nie będzie mogło go pokonać albo z trudnością (…).

    Pijaństwo, jak studnia prowadząca do piekła, wszystkich gubi, jeżeli nie następuje godna pokuta, a po niej poprawa, tak mocno ich trzyma w sobie, że nie pozwala im zupełnie wydostać się z ciemności studni piekielnej na światło czystości i trzeźwości“.

    Cytat za: Św. Cezary z Arles, “Kazania do ludu (1-80)”, Kraków 2011, ss. 269 – 270; 272 – 273; 277.

     

  8. Pius XI: Kościół abstynencji nie narzuca, ale ją pochwala

    Leave a Comment

    Katolik w trunkach nie widzi trucizny lecz jeden z darów bożych. Winna latorośl została nawet przez Stwórcę upatrzona na przedziwną osłonę tajemnicy Eucharystii. Lecz nadmierne użycie trunków wyskokowych jest trucizną, trucizną dla dobrobytu, trucizną małżeńskiego szczęścia i pokoju domowego, a także aż nazbyt gwałtowną i częstą trucizną dla rozwoju przyszłych pokoleń.

    Ostrożne i umiarkowane używanie napojów alkoholowych nie jest grzechem. Ale nadużycie alkoholu jest grzechem, a tam, gdzie staje się powodem smutnych następstw, grzechem ciężkim, a nawet wołającym o pomstę do nieba. Umiarkowanie i abstynencja są w pierwszej linii naturalnymi środkami panowania nad sobą i dlatego jak wszystkie inne siły czysto naturalne nie są zdolne do wyrobienia moralnie mocnych charakterów.

    Lecz tam, gdzie wzrastają one na gruncie silnej woli, na którą pada nadprzyrodzona rosa łask, są one bardzo cennymi i nieodzownymi środkami do wytworzenia równowagi między ciałem i duszą, materią a duchem, której Bóg się domaga.

    Kościół katolicki nie może się zgodzić na przymus całkowitej prohibicji. Obowiązek całkowitej abstynencji zachodzi tylko wtedy, gdy inaczej nie można opanować namiętności. Lecz dobrowolna abstynencja w celu zadośćuczynienia za grzechy nadużycia alkoholu, dawania bliźnim dobrego przykładu i powstrzymywania ich od nadmiernego spożycia trunków wyskokowych jest apostolstwem, które Kościół św. popiera i uznaje, pochwala i błogosławi.

     Pius XI, 26 VII 1929 rok
  9. Polscy biskupi nie propagują “kalwinistyczno-purytańskiej” herezji abstynencji.

    Leave a Comment

    W ostatnim czasie ukazał się list biskupa Tadeusza Bronakowskiego (pełniącego z ramienia polskiego Episkopatu funkcję przewodniczącego Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych), w którym ten zaapelował do Polaków o uczczenie 100 rocznicy odzyskania przez nasz kraj niepodległości stu dniami całkowitej abstynencji od napojów alkoholowych. Niektórzy z tradycjonalistycznych katolików szybko wykorzystali tę sytuację, by zarzucić polskim biskupom propagowanie “kalwinistycznej” i “purytańskiej” herezji abstynencji. Niestety nie są to w tych kręgach oskarżenia nowe, gdyż podobne głosy da się w nich słyszeć rokrocznie, gdy zbliża lub rozpoczyna się sierpień, a więc miesiąc, w którym polscy biskupi od wielu już lat tradycyjnie apelują o zachowanie abstynencji od alkoholu. Niestety, ale trzeba jasno powiedzieć, iż tego rodzaju oskarżenia i zarzuty świadczą tylko o co najmniej kompletnej ignorancji, a może i złej woli ich autorów.

     

    Przede wszystkim, należy sobie raz na zawsze powiedzieć, że “herezja abstynencji” nie ma charakteru “kalwinistycznego” i “purytańskiego”. Ani bowiem Jan Kalwin, ani jego uczniowie, ani purytanie nie twierdzili, iż picie alkoholu z umiarem i ostrożnością jest grzechem czy występkiem. Jan Kalwin pisał, iż:

    dozwolone jest używanie wina nie tylko w przypadku konieczności, ale także w ten sposób, abyśmy byli weseli” (Komentarz do Psalmu 104).

    Takie samo podejście do tej kwestii zajmowali purytanie. W zakładanych przez siebie na terenach dzisiejszych USA koloniach oczywiście w ten czy inny sposób zwalczali pijaństwo (co było dobre), ale nie zakazywali picia alkoholu jako takiego. Wręcz przeciwnie, w amerykańskich koloniach XVII i XVIII wieku, napoje alkoholowe spożywano jawnie, często i przy różnych okazjach. Dość powiedzieć, że na przewożącym do Ameryki Północnej  pierwszych purytańskich kolonistów statku “Mayflower” było więcej piwa niż wody, a  produkcja rumu stała się najwcześniejszą i najlepiej prosperującą gałęzią gospodarki kolonialnej Nowej Anglii. Znawca amerykańskiej historii i kultury, Zbigniew Lewicki tak opisuje podejście do alkoholu mieszkańców XVII i XVIII wiecznych kolonii:

    Alkohol pito nawet do śniadania, co walnie przyczyniło się do rozpowszechnienia przekonania, iż Amerykanie to “naród pijaków”. Jak jednak pisze Mark H. Zanger, “trudno mówić o alkoholizmie w społeczeństwie, w którym każdy pije do każdego posiłku” (…). Konsumpcja alkoholu gwałtownie wzrastała przy wszelkich specjalnych okazjach: ślubach, pogrzebach, zakończeniu budowy kościoła czy wyświęcaniu duchownych. Gospodarz, który nie podałby w takich okolicznościach alkoholu, byłby długo i negatywnie wspominany. Towarzyską wartość kolonisty mierzono liczbą toastów, jakie był w stanie wznieść i spełnić, gdyż w dobrym tonie było ceremionialne spożywanie alkoholu, co jednak nie powodowało zmniejszenia rozmiarów ani tempa konsumpcji. (…) na głowę przeciętnego białego kolonisty powyżej piętnastego roku życia przypadało wówczas dwa litry czystego alkoholu miesięcznie, czyli mniej więcej dwa razy więcej niż obecnie w Ameryce (Zbigniew Lewicki, “Historia cywilizacji amerykańskiej. Era tworzenia 1607 – 1789”, Warszawa 2009, s. 267).

    Jest zatem szczytem ignorancji przypisywanie czy to Kalwinowi czy purytanom “herezji abstynencji”. Oczywiście, wyznawali oni różne wstrętne herezje, ale rzekome twierdzenie o tym, by picie alkoholu było samo w sobie etycznie złe, do nich nie należało. Nie istnieje zatem coś takiego jak “kalwinistyczna i purytańska herezja abstynencji”. Każdy, kto coś takiego utrzymuje, jest co najmniej ignorantem, a jeśli powtarza takie twierdzenie po tym jak został poinformowany o fałszywości takowej myślowej zbitki, to z ignoranta staje się kłamcą i oszczercą. Jest bowiem kłamstwem i oszczerstwem świadome przypisywanie rzeczy nie mających miejsca również heretykom (także tym, którzy już nie żyją).

     

    Nawet więc, gdyby polski Episkopat propagował jakieś błędy czy herezji w odniesieniu do kwestii spożywania alkoholu, to nie miałyby one charakteru “kalwinistycznego” i “purytańskiego”. Jednak w rzeczonym na początku tego artykułu liście i apelu biskupa Tadeusza Bronakowskiego nie ma stwierdzeń o tym, jakoby picie alkoholu było zawsze i wszędzie złe (a coś takiego owszem byłoby herezją). Są oczywiście nagany pijaństwa ale w tym nie ma przecież żadnej kontrowersji. Są zachęty do dobrowolnego wyrzeczenia się alkoholu na czas 100 dni dla uczczenia okrągłej rocznicy polskiej niepodległości, ale i w tym nie ma niczego złego. Nie są to bowiem nakazy dozgonnej i absolutnej abstynencji od alkoholu dla wszystkich ludzi w każdym czasie. Poza tym, to są tylko zachęty, a władze kościelne gdyby chciały miałyby nawet moc nałożyć na swych wiernych obowiązek czasowej abstynencji od alkoholu – tak jak czyni się to wciąż np. wobec mięsa (którego katolicy w niektórych krajach nie mogą spożywać w niemal wszystkie piątki całego roku) oraz jak to było niegdyś ustanawiane nawet w stosunku do małżeńskiego seksu (którego małżonkom nie wolno było czynić przez około 40 procent roku). W liście bp Bronakowskiego nie ma także zachęt do wprowadzenia prohibicji, ale jest tylko poparcie słusznych i rozsądnych postulatów w rodzaju całkowitego zakazu reklamy trunków, usunięcia takowych napojów ze sprzedaży na stacjach paliwowych czy też podniesienia wieku legalnego nabywania alkoholu do progu 20 lat.

    Na sam koniec warto przytoczyć mądre słowa Piusa XI w jego liście z dnia 26 lipca 1926 roku:

    Katolik w trunkach nie widzi trucizny lecz jeden z darów bożych. Winna latorośl została nawet przez Stwórcę upatrzona na przedziwną osłonę tajemnicy Eucharystii. Lecz nadmierne użycie trunków wyskokowych jest trucizną, trucizną dla dobrobytu, trucizną małżeńskiego szczęścia i pokoju domowego, a także aż nazbyt gwałtowną i częstą trucizną dla rozwoju przyszłych pokoleń. Ostrożne i umiarkowane używanie napojów alkoholowych nie jest grzechem. Ale nadużycie alkoholu jest grzechem, a tam, gdzie staje się powodem smutnych następstw, grzechem ciężkim, a nawet wołającym o pomstę do nieba. Umiarkowanie i abstynencja są w pierwszej linii naturalnymi środkami panowania nad sobą i dlatego jak wszystkie inne siły czysto naturalne nie są zdolne do wyrobienia moralnie mocnych charakterów. Lecz tam, gdzie wzrastają one na gruncie silnej woli, na którą pada nadprzyrodzona rosa łask, są one bardzo cennymi i nieodzownymi środkami do wytworzenia równowagi między ciałem i duszą, materią a duchem, której Bóg się domaga. Kościół katolicki nie może się zgodzić na przymus całkowitej prohibicji. Obowiązek całkowitej abstynencji zachodzi tylko wtedy, gdy inaczej nie można opanować namiętności. Lecz dobrowolna abstynencja w celu zadośćuczynienia za grzechy nadużycia alkoholu, dawania bliźnim dobrego przykładu i powstrzymywania ich od nadmiernego spożycia trunków wyskokowych jest apostolstwem, które Kościół św. popiera i uznaje, pochwala i błogosławi.

     

     

     

  10. Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    Leave a Comment

    Kwestia relacji pomiędzy piciem alkoholu a chrześcijaństwem nie od dziś wywołuje wiele kontrowersji. Jedni katolicy gorliwie promują abstynencję, czasami posuwając się nawet do stwierdzeń w rodzaju „wszelki alkohol to trucizna”, inni zaś nazywają abstynentów „protestanckimi purytanami”, którzy pogardzają jednym z Bożych darów. Przed oczami pierwszych zawsze będą pojawiać się biblijne przestrogi dotyczące pijaństwa, drudzy zaś nieodmiennie będą przytaczać cudowną przemianę wody w wino, czasami wręcz posuwając się do sugestii, iż w ten sposób Pan Jezus nie tylko, że zaaprobował picie alkoholu, ale nawet pobłogosławił spożywanie go w dużych ilościach. Wyznawcy, którego z zarysowanych wyżej stanowisk mają rację? Odrzucając najbardziej skrajne tendencje obu kierunków utożsamiające z jednej strony wszelki alkohol z trucizną, z drugiej zaś sugerujące, że picie alkoholu w wielkich ilościach może być moralnie w porządku, zaś wszelka abstynencja jest jakimś heretyckim wypaczeniem, można powiedzieć, iż obie strony mają rację. Prawdą jest wszak, że pijaństwo jest nieprawością, która nie podoba się Panu Bogu, ale racją jest też, iż picie alkoholu z umiarem nie jest grzechem, a nawet może być popierane przez Wszechmocnego (czego jednym z dowodów jest rzeczony cud w Kanie Galilejskiej).

    Powtarzając zatem za jednym z klasyków można by zatem spytać się: „Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?”. Gdy przyjrzymy się wszak bliżej różnym „okołoalkoholowym” dysputom zauważymy, iż rozmaite spory pomiędzy katolickimi poplecznikami abstynencji a osobami jej niechętnymi, biorą się z pojęciowego chaosu nagromadzonego wokół takich słów jak pijaństwo, trzeźwość czy też tego na czym ma polegać abstynencja. Niniejszy artykuł stanowi skromną próbę chociaż częściowego sprecyzowania tych pojęć i wyjaśnienia różnych nieporozumień narosłych wokół omawianego zagadnienia.

    Wino darem Boga, pijaństwo dziełem diabła

    Tradycyjnie nauczanie Kościoła zwykło rozróżniać pomiędzy godnym stanowczego napiętnowania pijaństwem a umiarkowanym spożywaniem napojów alkoholowych, które na owo potępienie nie zasługuje. Pismo święte i Ojcowie Kościoła jasno uczą o tym, że pijaństwo jest dziełem szatana (św. Jan Chryzostom), prowadzącym ludzi do piekła (1 Kor 6, 10), odbierającym rozum (Oz 4, 11), wykolejającym młodych (Syr 19, 2), „kąsającym jak żmija” (Prz 23, 31) oraz będącym przyczyną rozwiązłości (Ef 5, 18). Św. Cezary z Arles w jednym ze swych kazań uczył:

    Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe (…) Ten kto zmusza drugiego, aby pił aż do upicia się, popełniłby mniejsze zło raniąc go mieczem, niż przez pijaństwo zabijając jego duszę(…) Wszyscy pijacy są niczym bagna(…) to, co rodzi się z pijaństwa jest przeznaczone dla ognia”.

    Z drugiej jednak faktem jest też, iż tak Pismo święte jak i Ojcowie Kościoła nie postrzegają picia alkoholu (w tamtych czasach było to głównie wino), jako czegoś złego ze swej natury. W innym przypadku trudno było wszak wyjaśnić zawartą w Biblii pochwałę wina, jako napoju „co rozwesela serce” ( Ps 104) oraz będącego „dla ludzi życiem, przynoszącym zadowolenie serca i radość duszy” (Syr 31, 27-29). Nie wspominając już o powiedzeniu św. Jana Chryzostoma (i innych Ojców Kościoła), iż wino jest dziełem Boga, a pijaństwo wynalazkiem diabła.

    Pijaństwo czy „rozweselenie serca”?

    Można się jednak zapytać: Od kiedy zaczyna się zatem pijaństwo? Czy mamy do czynienia z nim tylko wówczas, gdy „urwał nam się film”, a poza tego rodzaju sytuacjami można jeszcze mówić o wprowadzaniu się w pochwalany przez Pismo święte stan „rozweselenia serca”? Czy istnieją jeszcze jakieś inne wyraźne zasady odnoszące się do picia alkoholu?

    Naturalne wyczucie, zdrowy rozsądek, medycyna, a nawet samo Pismo święte dają nam wiele jasnych kryteriów pozwalających rozróżnić umiar w piciu i dobre „rozweselenie serca” z tym związane od zgubnej i niszczącej praktyki jaką jest pijaństwo (oraz tego co doń prowadzi). Wymieńmy kilka z tych zasad:

     

    1. Pijaństwo oznacza utratę kontroli nad swym zachowaniem i reakcjami. Pismo święte ostrzega, iż „wino i moszcz odbierają rozum” (Oz 4, 11); pijaństwo „jest przyczyną rozwiązłości” (Ef 5, 11). W innych fragmentach Biblia dość precyzyjnie wymienia poszczególne oznaki pijaństwa; czytamy w niej wszak, iż nadużywający alkoholu kapłani: „chodzą chwiejnie z powodu wina, zataczają się pod wpływem sycery” (Iz 28, 7), zaś Księga Przysłów uczy:

    U kogo „Ach”, u kogo „Biada”, u kogo swary, u kogo żale, u kogo rany bez powodu, u kogo oczy są mętne? U przesiadających przy winie, u chodzących próbować mieszanego wina (…) twoje oczy dostrzegą dziwne rzeczy, a serce twe brednie wypowie. Zdajesz się spać na dnia morza lub spoczywać na szczycie masztu. << Obili mnie, nic nie czułem, chłostali, nie wiedziałem. Kiedy się zbudzę, jeszcze nadal o nie poproszę>>” (tamże: 23, 30 – 31; 33 – 35).

    Widzimy więc, że i tym razem biblijne kryteria nadużycia w piciu alkoholu zasadniczo zgadzają się z naszymi zdroworozsądkowymi i medycznymi ocenami tego zachowania. Pijacy „chwieją się i zataczają”, czyli mówiąc językiem świata medycyny: mają „zaburzenia koordynacji ruchowej”. Brak miary w piciu wina „odbiera rozum”, „jest przyczyną rozwiązłości”, „mętnych oczu ”, „widzenia dziwnych rzeczy”, „wypowiadania przez serce bredni”. Czyż nie jest to dobry braku kontroli nad psychologicznymi i duchowymi zachowaniami człowieka przebierającego miarę w piciu? Pijani ludzie są bardziej skłonni do czynienia rzeczy głupich, używania wulgarnej mowy, rozwiązłości, agresji. Nieraz widzą oni też (mam na myśli teraz perspektywę stricte materialną) innych ludzi lub rzeczy w mocno zniekształcony sposób (np. pijanym mężczyznom wydają się atrakcyjnymi niewiasty, które w stanie trzeźwym w ogóle nie wzbudziłyby ich zainteresowania lub też widzą pewne pojedyncze przedmioty „podwójnie”).

    3. Złe picie wiąże się z szkodzeniem swemu zdrowiu. Biblijna księga Przysłów mówi o nadmiarze w piciu wina, iż jest ono niczym „wąż, który w końcu ukąsi, jak żmija (co) swój jad wypuści” (tamże: 23, 32); Mądrość Syracha zaś uczy:

    Jak wystarczające jest człowiekowi wychowanemu trochę wina! A śpiąc nie będziesz obciążony od niego, ani nie poczujesz boleści. Bezsenność, wymioty i boleści żołądka mężowi nieumiarkowanemu (…)” (w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka, tamże: 31, 22 – 23). 

    Najwyraźniej więc jedną z cech pijaństwa są występujące wskutek niego różne negatywne reakcje zdrowotne (wymioty, bóle, etc). Jeśli na drugi dzień po piciu pojawia się tzw. kac, jest to pewny znak, iż poprzedniego dnia przebraliśmy miarę i nasz organizm został wskutek tego częściowy zatruty, niczym ukąszony przez węża lub żmiję.

    4. Przy piciu alkoholu należy być raczej tchórzem niż bohaterem. Pismo święte w niejednym miejscu ostrzega przed śmiałością w korzystaniu z alkoholu. Czytamy tam m.in.: „Biada tym, którzy są bohaterami w piciu wina” (Iz 5, 22);Przy piciu wina nie bądź zbyt odważny” (Syr 31, 25); „wystarczające jest człowiekowi wychowanemu trochę wina” (Syr 31, 22, w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka); „Radością duszy i serca wino miernie pite” (Syr 31, 37, w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka). Nieraz słyszy się ludzi, którzy chwalą się tym, jaką to mają „mocną głowę” przy alkoholu, ile to potrafią kieliszków i kufli wypić i jeszcze po tym nie stracić przytomności. Inni cieszą się na samą myśl o imprezie, w której wedle zapowiedzi ma lać się strumieniami alkohol i licytują się z innymi na to, kto więcej z nich więcej wypije. Słowo Boże pokazuje też zgubne skutki „przesiadywania przy winie” (Prz 23, 30); zostawania „do późna w noc, bo wino ich rozgrzewa” (Iz 5,11). Biblijne przestrogi przed byciem „bohaterem w picu wina”, „zbytnią odwagą temu towarzyszącą” oraz pochwały „mierności” w jego spożywaniu pokazują wyraźnie, iż takie postawy są całkowicie bezbożne i niechrześcijańskie. Wielowiekowe zaś doświadczenie ludzkości nieraz pokazało, że od bycia „bohaterem w piciu wina” do zostania pijakiem jest już bardzo krótka droga.

    5. Względem picia alkoholu należy zastosować znacznie większą ostrożność i czujność niż wobec jedzenia. Niektórzy próbują osłabiać znaczenie tradycyjnych przestróg katolickich odnośnie przebierania miary w piciu twierdzeniem, że przecież brak umiaru w jedzeniu też jest grzechem, a zatem nie powinno się w jakiś szczególny sposób wyróżniać w tym względzie alkoholu. Kiedy przyjrzymy się jednak uważniej postawie, jaką względem napojów alkoholowych przybiera Pismo święte i Tradycja Kościoła widzimy, że znacznie częściej pojawiają się tam przestrogi przed przebieraniem miary w piciu alkoholu aniżeli nieumiarkowaniu w jedzeniu. Zło pijaństwa jest tam też o wiele bardziej precyzyjnie odmalowane niż grzech obżarstwa. Łatwo jest domyśleć się przyczyn takiej, a nie innej postawy. Ktoś kto obje się np. czekoladą czyni zło, którego bezpośrednie skutki przejawiają się jednak głównie na płaszczyźnie fizycznej. Po nadmiernym jedzeniu zazwyczaj nie jest się jednak wulgarnym, agresywnym, rozwiązłym, nie ma się tendencji do mówienia czy czynienia głupot. Tego wszystkiego nie da się niestety jednak powiedzieć o pijaństwie.

    Wbrew twierdzeniom niektórych istnieją więc jasne kryteria określające kiedy zaczyna się nadużywanie alkoholu. Oczywiście próba podania jakiejś uniwersalnej i absolutnie niezmiennej w każdych okolicznościach granicy wypitego alkoholu po przekroczeniu której zaczyna się pijaństwo musi być skazana na niepowodzenie. To czy ktoś się wszak upije daną ilością alkoholu zależy m.in. od tego, w jak krótkim czasie będzie on pił; czy w międzyczasie będzie dużo jadł, wykonywał spory wysiłek fizyczny, ile się waży, etc. Nie znaczy to jednak, iż nie jest możliwe podanie w pewnym przybliżeniu miar, jakie dobrze jest zachowywać przy piciu napojów alkoholowych. Takie standardy zostały już wypracowane przez świat medycyny i czymś złym i głupim jest okazywanie im lekceważenia oraz pogardy. Wszak Słowo Boże uczy: „ Oddaj lekarzowi cześć należą jego posłudze, albowiem i jego stworzył Pan (…) daj miejsce lekarzowi, bo jego też stworzył Pan, nie odsuwaj się od niego, albowiem on jest ci potrzebny” (Syr 38, 1; 12). Jasnym jest też, że o ile można pić tak by „nasze serce się rozweseliło” (a więc w celu poprawy swego humoru) to jednak, nie mamy moralnego prawa by czynić to w taki sposób, który będzie owocował byciem bardziej wulgarnym, rozwiązłym, agresywnym, czynieniem rzeczy głupich, zaburzeniami w widzeniu, przysłowiowym „chwianiu się i zataczaniu”, wymiotami czy porannym kacem. Z pewnością więc pijaństwo nie zaczyna się wówczas, gdy leżymy z przepicia pod stołem lub stajemy się bezdomnymi żebrakami.

    Czy Pan Jezus pobłogosławił pijaństwo?

    Tradycyjnym argumentem tych, którzy usprawiedliwiają grzech pijaństwa (bądź też maksymalnie starają się zawęzić jego granice) jest przywoływanie cudu Pana Jezusa na weselu w Kanie Galilejskiej polegającego na przemianie wody w wino. „Skoro zabrakło na weselu wina, a Pan Jezus sprawił, iż było go więcej (6 stągwi, czyli ok. 500 litrów), to czy nie oznacza ów fakt, że picie alkoholu w dużych ilościach może być OK, a nawet samo pijaństwo należy uznać za czasami uprawnione?” – argumentują zwolennicy takiej „egzegezy” tego fragmentu Pisma świętego. Wiem, że dla niektórych czytelników może się to wydawać niewiarygodne, ale nieraz słyszałem wypowiedzi, które wręcz wprost twierdziły, że cud w Kanie oznacza moralną aprobatę dla pijaństwa w pewnych okolicznościach.

    Czy są jakieś podstawy do takowej wykładni cudu przemiany wody w wino?

    Zacznijmy od tego, że w omawianym fragmencie Biblii, nie ma ani jednego słowa, które stwierdzałoby, iż weselni goście w Kanie przebrali miarę piciu wina i dopuścili się pijaństwa. Ba, nie ma tam nawet wzmianki, że choćby jeden z gości się upił. Cała więc wizja owego wesela jako pijackiej biesiady jest wymysłem mającym najpewniej źródło w przekładaniu naszych polskich wyobrażeń o tym, jak wygląda wesele (gdzie rzeczywiście dość często dochodzi do pijaństwa) na myślenie o tym, jak mogła przebiegać tradycyjna impreza weselna w Palestynie 2000 lat temu. Skoro zaś pijaństwo tak w Starym, jak i Nowym Testamencie konsekwentnie, bez żadnych wyjątków, nazywane jest grzechem i obrzydliwością w oczach Boga, to wszelkie sugestie, jakoby absolutnie bezgrzeszny i święty Pan Jezus, mógł swym cudem owo zachowanie aprobować i do niego zachęcać, są bluźnierczym nadużyciem. Jak uczy Pismo święte i Tradycja Kościoła Pan Bóg do grzechu nikogo nie kusi (Jakub 1, 13; Katechizm Kościoła Katolickiego,  n. 2846); nie zachęca, ani nie daje dlań pozytywnego upoważnienia (Syr 15, 20; Pius XII, przemówienie „Ci resce”).

    Prócz powyższego istnieje jeszcze parę racjonalnych przesłanek, pozwalających się domyślać, iż w Kanie Galilejskiej pijaństwa nie było. Są to m.in.:

    1. Wino w czasach Nowego Testamentu było o wiele słabe i niskoprocentowe. Napój był wówczas mieszany z wodą w różnych proporcjach. Najczęściej było tak, że na jedną część wina przypadało od trzech do czterech części wody. Upicie się zatem ówczesnym winem wymagało zatem znacznie większych ilości owego napoju niż obecnie.

    2. Tradycyjne żydowskie wesele mogło trwać nawet 7 dni z udziałem więcej niż 100 osób (mogło to być nawet 200, 300 czy jeszcze więcej osób). Nie można wykluczyć, iż do rzadkości nie należałoby, w tamtym czasie i miejscu, wesela, na których zjawiało się ok. 500 osób. Wszak żydowskie rodziny często były wielodzietne i wielopokoleniowe.

    3. Wesele żydowskie obfitowało w jedzenie i skoczne, a więc wyciskające wiele potu (rozdzielnopłciowe) tańce, co dodatkowo zmniejszało niebezpieczeństwo upicia się.

    Dobra i zła abstynencja

    Skoro jednak umiar w piciu alkoholu jest dobry, a tylko pijaństwo złe, jawi się pytanie, czy aby na pewno abstynencja w tym względzie (czyli całkowite się odeń wstrzymanie) może stanowić postawę właściwą?

    Z pewnością, wyrzeczenie się wszelkiego picia alkoholu, ze względu na jakieś większe dobro, jako takie jest godne wielkiej pochwały. Pismo święte podaje mam w tym względzie przykład, jednego z największych proroków, św. Jana Chrzciciela, co do którego, jeszcze przed jego narodzinami zostało zapowiedziane iż „wina i sycery pić nie będzie” (Łk 1, 15). Spisane Słowo Boże uczy także, iż „Dobrą rzeczą jest nie jeść mięsa i nie pić wina, nie czynić niczego, co twego brata razi ” (Rz 14, 21).

    Trzeba przyznać, iż w historii chrześcijaństwa zdarzały się postawy abstynenckie godne potępienia, gdyż zasadzające się na całkowitym odrzuceniu materialnej strony Bożego stworzenia. Tego rodzaju złą abstynencję reprezentowali w pierwszych wiekach istnienia Kościoła zwłaszcza gnostycy i manichejczycy. I taka postawa spotykała się z ostrą reprymendą Ojców apostolskich. Nie sądzę jednak, by można było podobną motywację przypisać większości współczesnych chrześcijańskich ruchów abstynenckich. Owe sięgają bowiem korzeniami do ruchów powstałych w XVIII wieku, kiedy to na wielką skalę zaczęły być upowszechniane alkohole znacznie mocniejsze niż wino, co wiązało się ze wzrostem pijaństwa i problemów z nim związanych. Ówczesne ruchy abstynenckie niekonieczne więc były opozycyjne względem wszelkiego alkoholu i nie zawsze forsowały pogląd o tym, jakoby całkowite niepicie trunków stanowiła moralną powinność dla wszystkich chrześcijan. A już z pewnością 18-wieczni protestanccy abstynenci nie wyznawali manicheizmu czy gnostycyzmu (było to wszak już wtedy herezje dawno wymarłe). Początkowo owe ruchy znajdowały poparcie w łonie różnych wyznań protestanckich, jednak już w pierwszej połowie XIX wieku, zaczęły się one upowszechniać również wśród katolików. Co prawda, na początku napotykały one pewien opór ze strony części hierarchii katolickiej, ale ostatecznie znaczna część kardynałów i biskupów udzieliła im otwartego poparcia. Ruchy abstynenckie zyskały też pochwałę i aprobatę ze strony takich papieży jak Leon XIII czy św. Pius X.

    Oczywiście nie można popierać poglądu, jakoby picie alkoholu było samo w sobie złe, jednak abstynencja pojmowana jako rezygnacja z mniejszego dobra na rzecz większego jest niewątpliwie postawą cenną i godną popierania. Można by podać wiele okoliczności i powodów, w których abstynencja jest wskazana. Może tak być, że nawet nasze umiarkowane spożywanie alkoholu będzie dla kogoś go nadużywającego usprawiedliwieniem dla jego pijaństwa. Wówczas zgodnie z zacytowaną wyżej radą św. Pawła zawartą w liście do Rzymian „dobrze jest nie pić wina”. Istnieją ludzie, dla których nawet mała dawka alkoholu zazwyczaj jest wstępem do pijaństwa. Wtedy to trzeba uznać wszelką ilość wina, piwa czy wódki za „oko” lub „rękę”, o których Pan Jezus mówił, że lepiej jest je wyłupić albo odciąć, niż wylądować przez nie w ogniu piekielnym. Może być wreszcie nawet tak, iż wręcz całe grupy społeczne czy etniczne, z różnych czy to naturalnych czy kulturowo-historycznych względów, nie są gotowe na picie alkoholu. Jest tak np. w przypadku dzieci, młodzieży czy niewiast w ciąży. Historia pokazała, iż w dawniejszych wiekach picie alkoholu w niezwykle szybkim tempie wyniszczało i degradowało Indian. A i dziś można by wskazać na niejeden kraj, w którym kultura picia jest tak niska, iż można się zastanawiać, czy nie powinno się tam wprowadzić nawet i prohibicji?

    A zatem podsumowując cały ów wywód w maksymalnie krótkich stwierdzeniach: picie alkoholu z umiarem jest moralnie w porządku, ale umiar nie oznacza tu tego, iż jeszcze nie padliśmy pod stół (pijaństwo jest zawsze złe i prowadzi do piekła); Pan Jezus z pewnością żadnym ze swych cudów, po prostu nie mógł dać imprimatur dla pijackiej biesiady; abstynencja zaś choć może być czasami zła i heretycka, to jednak sama w sobie jest godna pochwały.