Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: ks. Wojciech Andersz

  1. Czy niechrześcijanie mogą być zbawieni?

    Możliwość komentowania Czy niechrześcijanie mogą być zbawieni? została wyłączona

    A cóż sądzić o dorosłych? U tych musimy rozróżniać znowu, czy żyją lub nie podług prawa, jakie P. Bóg zapisał w sercu każdego człowieka, a więc też w ich sercu. Jeżeli żyją wbrew swojej lepszej woli i w sumieniu i tem samem ze świadomością popełniają grzechy ciężkie i tak umierają, wtedy jest pewnem, że idą na potępienie wieczne.

    Ale jeżeli idą za głosem sumienia i starają się rzetelnie wedle znajomości swojej służyć P. Bogu, wtedy zachodzi pytanie, czy mogą dostać się do nieba. Nie podobna dać jednak na nie odpowiedzi dokładnej. Z jednej strony, choćby przez całe życie nie popełnili żadnego grzechu ciężkiego, ciąży na nich grzech pierworodny. Z drugiej jednak strony, jeżeli gorliwie starają się o poznanie prawdy i o pobożność i są gotowi uczynić wszystko, czegoby P. Bóg żądał po nich, a więc w razie poznania przyjąć chrzest św. i wiarę Chrystusową, w takim razie możemy przyznać im prawdopodobnie t. z. chrzest pragnienia, który zastępuje sakrament chrztu św. Podobni oni do sprawiedliwych starego zakonu. – Wielu ojców Kościoła św. twierdzi, że P. Bóg tych nieochrzczonych, którzy służą sercem szczerem i dążą do poznania prawdy, przyprowadza do wiary Chrystusowej zawsze, w razie potrzeby nawet w sposób cudowny, jak to uczynił z rotmistrzem rzymskim Korneliuszem, którego Pismo św. jeszcze jako poganina nazywa (Dz. 10. 2) “pobożnym i bojącym się Boga” i którego nawrócenie P. Bóg przygotował przez anioła”. “P. Bóg – mówi św. Tomasz z Akwinu – nie dopuszcza, aby ten umarł w niedowiarstwie, z który z pomocą łaski Bożej szuka Go sercem prostem. Raczejby mu posłał anioła, aby mu zwiastować prawdy wiary potrzebne do osiągnięcia zbawienia, albo użył innego środka nadzwyczajnego, aby go przywieść do wiary”. Wynikałoby więc z tego, że tym, którzy jako niewierni żyją i umierają brak dobrej woli do nawrócenia i dla tego nie mogą uzyskać zbawienia – Zresztą nieraz pocieszające zachodzą wypadki, które wskazują jak niezgłębione jest miłosierdzie Boże; pocieszające są też słowa św. Piotra (Dz. 10. 35): “W każdym narodzie, który się Boga boi, a czyni sprawiedliwość, jest Jemu przyjemnym”. Jeden z pisarzy (Segur, Czy jest piekło? część 3, roz. 8), którego dla jego pism pochwaliła Stolica Apostolska, opowiada wypadek z życia zakonnicy żyjącej jeszcze wówczas, kiedy to pisał. Była ona z urodzenia żydówką, ale mając lat 20, mimo oporu matki została katoliczką. Matka wpadła w złość nie do opisania, a córka modliła się o nawrócenie matki. Widząc, że nie skutkują modlitwy, wstąpiła do zakonu, aby tą ofiarą uzyskać nawrócenie matki. Ale i to nie pomagało mimo umartwień, jakie zadawała sobie na tę intencję. Wtem otrzymała list, że matka nagle umarła jako żydówka. W chwilowej rozpaczy z tym listem pobiegła do kaplicy i tam wobec Najśw. Sakramentu wymawiała P. Jezusowi, że był głuchym na jej prośby, ale naraz dochodzi ją od ołtarza głos surowy: “Cóż ty wiesz o tem?”. Przelękniona stanęła jak wryta, a w tem usłyszała dalsze słowa Zbawiciela: “Wiesz o tem ku zawstydzeniu a zarazem ku pocieszeniu swemu, że z twej przyczyny dałem matce twej w chwili śmierci tak potężną łaską oświecenia i skruchy, iż ostatnie jej słowa były: Żałuję i umieram w wierze córki mojej. Matka twoja zbawiona; znajduje się teraz w czyścu, nie przestawaj się modlić się za nią!”

    Jakkolwiekbądź, P. Bogu zostawmy sąd, nad nieochrzczonym a sami trzymajmy się zasady, że nikt, ani chrześcijanin ani niechrześcijanin, nie będzie ponosił mąk piekielnych, który nie zasłuży na nie przez swe złe postępki.

    Cytat na podstawie: Ks. Wojciech Andersz, “Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów”, Tom II, Poznań 1908, s. 344 – 345.

    ___

    Przeczytaj też:

    Wszyscy ateiści pójdą do piekła

    ___

    Źródło grafiki dołączonej do tekstu: https://ifiwalkedwithjesus.com/acts-1034-43-what-he-said/

  2. Kiedy zabranie cudzej własności jest wewnętrznie złe?

    Możliwość komentowania Kiedy zabranie cudzej własności jest wewnętrznie złe? została wyłączona

    Jak wiadomo, tradycyjnie katolickie podejście do własności prywatnej jest dość odległe od jej liberalnego czy skrajnie kapitalistycznego pojmowania. O ile np. w tej drugiej perspektywie własność prywatna jest niemalże “święta”, o tyle w świetle tej pierwszej istnieje niemało wyłączeń od jej nietykalności. Klasycznym tego przykładem jest choćby kwestia rozumienia kradzieży. W tradycyjnie katolickiej perspektywie osoba cierpiąca dajmy na to głód i nie mająca możności innego sposobu jego zaspokojenia, może wziąć w tym celu z cudzej własności i to zachowanie wcale nie będzie kradzieżą. Takie pojmowanie tych kwestii sugeruje chociażby punkt numer 2408 Katechizmu Kościoła Katolickiego:

    Siódme przykazanie zabrania kradzieży, która polega na przywłaszczeniu dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Nie mamy do czynienia z kradzieżą, jeśli przyzwolenie może być domniemane lub jeśli jego odmowa byłaby sprzeczna z rozumem i z powszechnym przeznaczeniem dóbr. Ma to miejsce w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie odzież…) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i korzystanie z nich.

    Kazus “zabranie czyjejś własności z głodu” nie jest zresztą jedynym, w którym naruszenie czyjegoś mienia będzie moralnie dozwolone i nie będzie stanowiło kradzieży. Jak wszak pisał o tym jeden z “przedsoborowych” duchownych, ks. Wojciech Andersz:

    Kradzieżą jest jednak zabranie cudzej własności wtenczas dopiero, kiedy dzieje się wbrew rozsądnej i uprawnionej woli właściciela. (…) A więc nie popełniłby kradzieży, ktoby, n.p. drugiemu wziął jakie narzędzie, nóż, powróz, pistolet, truciznę, i.t.p., któremiby chciał kto odebrać życie sobie lub innym. Nie jest kradzieżą zabranie książki szkodliwej, bo rozsądny człowiek nie powinien mieć nic przeciw temu. Nie popełniają kradzieży żony, jeśli mężom potajemnie zabierają pieniądze, którychby ci użyli na pijaństwo, byleby spotrzebowały je uczciwie na potrzeby domowe (…)

    Nie tylko grzeszą przeciw przykazaniu siódmemu, co z kradzieży i innych grzechów  do niej podobnych mają korzyść, lecz nadto ci, co, choćby bez korzyści dla siebie, bliźniemu szkodzą niesprawiedliwie na jego własności. 

    Wyraźnie wypowiadam <<niesprawiedliwie>>, bo można uszkodzić cudzą własność <<sprawiedliwie>>, a wtedy też nie ma grzechu. 

    Patrz: “Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów”, Tom IV, Poznań 1910, s. 125.

    W świetle przytoczonego powyżej klasycznego katolickiego nauczania na temat tego, co kradzieżą jest, a co nią nie jest, można jednak zapytać, czy w takim razie istnieją przypadki naruszenia prywatnej własności, które można by zaliczyć do tego, co tradycyjna moralistyka nazywała “aktami wewnętrznie złymi”, a więc zawsze i wszędzie zakazanymi? Choć może wydawać się to na pierwszy rzut oka niezbyt spójne, to owszem istnieją takie wypadki i sugeruje to choćby nauczanie św. Augustyna, który kradzież zaliczał właśnie do takowych zawsze zabronionych zachowań:

    Jeśli czyny są same z siebie grzechami jak na przykład kradzież, cudzołóstwo, bluźnierstwo lab tym podobne, to któż ośmieliłby się twierdzić, że gdy dokonane zostają dla dobrych powodów, nie są już grzechami lub — co jeszcze bardziej nielogiczne — są grzechami usprawiedliwionymi?” („Contra mendacium” VII, 18).

    Powyższa wypowiedź Augustyna nie jest tylko jego prywatną opinią, gdyż nauczanie o wewnętrznym złu kradzieży zostało potwierdzone chociażby przez papieża Piusa XII:

    Fundamentalne obowiązki prawa moralnego opierają się na istocie i naturze człowieka, na jego podstawowych relacjach I dlatego obowiązują w przypadku każdego człowieka. Fundamentalne obowiązki prawa chrześcijańskiego w stopniu, w którym są one nadrzędne wobec prawa naturalnego, opierają się na istocie nadprzyrodzonego porządku ustanowionego przez Boskiego Zbawiciela. Z zasadniczych relacji między człowiekiem a Bogiem, człowiekiem a człowiekiem, mężem a żoną, rodzicami a dziećmi z zasadniczej wspólnoty relacji typowych dla rodziny, w Kościele i w Państwie wynika między innymi, że nienawiść do Boga, bluźnierstwo, bałwochwalstwo, porzucanie prawdziwej wiary, wyparcie się wiary, krzywoprzysięstwo, morderstwo, dawanie fałszywego świadectwa, oszczerstwo, cudzołóstwo i nierząd, przemoc małżeńska, samogwałt, kradzież i rabunek, odbieranie rzeczy niezbędnych do przeżycia, pozbawianie pracowników ich sprawiedliwej zapłaty (Jk 5,4), monopolizacja podstawowego pożywienia, niesprawiedliwe podwyżki cen, nieuczciwe bankructwo, niesprawiedliwe manewry spekulacyjne – wszystko to jest surowo zabronione przez Boskiego Prawodawcę. Nie są tu konieczne żadne badania. Niezależnie od sytuacji danej osoby, nie ma ona żadnego innego wyboru, jak tylko zachować posłuszeństwo. (…) Chrześcijanin nie może być nieświadomy faktu, że musi poświęcić wszystko, nawet własne życie, aby ocalić swoją duszę. Przypominają nam o tym wszyscy męczennicy. Męczenników jest bardzo wielu, również w naszych czasach. Matki Machabeuszy wraz ze swoimi synami święte Perpetua i Felicyta, wraz z ich nowo narodzonymi dziećmi; Maria Goretti i tysiące innych mężczyzn i kobiet, których czci Kościół – czy w obliczu sytuacji, w której się znaleźli, bezsensownie lub wręcz błędnie zaryzykowali krwawą śmierć? Nie, z pewnością nie, a w swojej krwi są oni najbardziej ewidentnymi świadkami prawdy przeciwko nowej moralności”.

    Patrz: Pius XII, przemówienie Soyez les bienvenues do Katolickiej Światowej Federacji Młodych Kobiet, 18 kwietnia 1952 r., nr 11.

    A zatem logicznie rzecz biorąc z takiego postawienia sprawy wynika, że choć nie każde naruszenie czyjejś prywatnej własności jest kradzieżą, to pewne rodzaje takich naruszeń są kradzieżami, które to z kolei są aktami wewnętrznie złymi, a co za tym idzie zawsze zakazanymi. Poniżej postaram się podać przykłady tego rodzaju naruszeń własności prywatnej, które są kradzieżą i których nigdy – nawet dla ratowania własnego życia – nie mamy moralnego prawa się dopuszczać.

    Jako przykład pierwszej z takich sytuacji przywołam postawę jednego ze świętych (którego imienia jednak niestety nie wspomnę), który był nakłaniany przez pewnego rzezimieszka do kradzieży owoców. Ten rzezimieszek bodajże groził owemu świętemu nawet śmiercią w razie odmowy spełnienia jego żądań. Ów święty nie zgodził się jednak na takie postępowanie uzasadniając to tym, iż woli raczej cierpieć niż łamać Siódme Przykazanie Dekalogu.

    Przykładem drugim, może być sytuacja bardziej specyficzna dla obozów koncentracyjnych, w których oprawcy głodzili więźniów. O ile taki głodzony więzień miał pełne moralne prawo dajmy na to wziąć kawałek kiełbasy z zastawionego po brzegi stołu swych oprawców – i nie byłaby to kradzież – o tyle już ten sam więzień nie miałby podobnego prawa, by odebrać jedzenie innemu będącemu w podobnej sytuacji więźniowi. W pierwszym przypadku bowiem, więzień postąpiłby sprawiedliwie – choćby dlatego, że takowa rekompensata należała mu się za niewolniczą pracę przy głodowych warunkach. W drugim jednak przypadku, ów więzień w imię ratowania bądź polepszenia swej sytuacji, odbierałby swemu bliźniemu coś co i owemu bliźniemu byłoby bardzo potrzebne do życia. Takie działanie – nawet dla ratowania swego życia – byłoby niesprawiedliwym naruszeniem czyjejś własności, a co za tym idzie aktem wewnętrznie złym, czyli kradzieżą.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    Czy “kradzież” z ubóstwa jest wyjątkiem od Bożych przykazań?

    Czy mamy prawo niszczyć (cudze) bożki, pornografię, okultystyczne przedmioty, itp?

    Źródło obrazka wykorzystanego w artykule:

  3. Czy grzechy przeciwko wierze są najcięższe?

    Możliwość komentowania Czy grzechy przeciwko wierze są najcięższe? została wyłączona

    Co pewien czas słyszy się pośród tradycjonalistycznych katolików formułę: “Grzechy przeciwko wierze są o wiele cięższe niż grzechy przeciw moralności“. Konteksty w których słyszy się/czyta te słowa, są nieraz zdumiewające. Przed laty np. czytałem wywody, z których wynikało, że lepiej jest już obejrzeć film porno niż iść na “modernistyczny i neoprotestancki NOM“. Szokujące? Owszem – ale zarazem jednak do bólu logiczne. Ostatnio zaś ta formuła została przywołana przez p. Michała Mikłaszewskiego, który na łamach polskiego sedewakantystycznego portalu “Tenete Traditiones”, przy okazji krytykowania Jana Pawła II zasugerował, iż zarzuty o tuszowanie przezeń pedofilii i tak są o wiele mniej poważne niż to, że miał on grzeszyć przeciwko wierze (Asyż, słynne całowanie Koranu, itd.):

    Te wszystkie ohydne akty apostazji Wojtyły, na czele z obrzydliwością spotkania w Asyżu, 3 Października 1986 r., były dużo gorszą zbrodnią, niż wszelkie zarzuty o rzekome tuszowanie czy ukrywanie pedofilii, nawet gdyby były prawdziwe. Śmierć duchowa milinów dusz jest dużo gorsza niż fizyczne wykorzystywanie nieletnich, czy ukrywanie tego typu przypadków. Oczywiście jedno i drugie jest godne potępienia, jednak musimy sobie zdawać sprawę, że zbrodnia herezji jest czymś dużo gorszym, jest grzechem przeciwko Bogu, sprzeniewierzeniem się Jego Prawu i odrzuceniem Jego Słowa! Dlatego właśnie herezja, apostazja i inne grzechy przeciwko wierze są gorsze od grzechów przeciwko moralności i jakichkolwiek grzechów przeciwko człowiekowi, gorsze nawet od umyślnego zabójstwa, od aborcji czy sodomii. (Patrz: “44 lata temu Karol Wojtyła został nowym okupantem Stolicy Apostolskiej jako antypapież Jan Paweł II”.)

    Problem z akcentowaniem formuły “Grzechy przeciwko wierze są o wiele cięższe niż grzechy przeciwko moralności” jest jednak taki, że owszem z jednej strony na płaszczyźnie czysto teoretycznej jest ona słuszna i ortodoksyjna; jednak z drugiej strony już na płaszczyźnie praktycznej może bardzo często wprowadzać w błąd. Chodzi bowiem o to, że tradycyjna moralistyka katolicka rozróżnia pomiędzy tzw. “materialnymi grzechami” a “formalnymi grzechami”. Z tymi pierwszymi mamy do czynienia wówczas, gdy spełniona jest materia grzechu, ale nie ma innych niż owa materia czynników do zaistnienia winy grzechu (np. nie ma świadomości albo wyboru woli). Klasycznym przykładem zaistnienia czegoś, co jest tylko “materialnym grzechem” stanowi sytuacja polegająca na tym, iż katolik je mięso w piątek myśląc, że jest czwartek – materia grzechu co prawda zaistniała, ale świadomość nie – i stąd także nie ma jeszcze winy grzechu. “Formalnymi grzechami” są zaś sytuacje, w których oprócz materii grzechu dochodzą świadomość i wolna wola, a więc rzeczy które razem z materią danego czynu decydują o zaistnieniu osobistej winy grzechu.

    Rozróżnienie zaś grzechów materialnych od formalnych, materii grzechu od winy grzechu ma bardzo ważne znaczenie, jeśli chodzi o praktyczną implikację formuły “Grzechy przeciwko wierze są znacznie cięższe od grzechów przeciw moralności“. W praktyce życiowej bowiem jest znacznie trudniej formalnie zgrzeszyć przeciw wierze niż przeciw moralności i prawu naturalnemu. Podstawowe zasady moralne mamy bowiem przez Boga zapisane w swych sercach i umysłach – czego nie można powiedzieć o różnych szczegółowych prawdach wiary (wyjmując te tyczące się istnienia jedynego Boga – one owszem są zapisane w nas “genetycznie”). Rodzimy się więc z wiedzą o tym, że np. kłamstwo, cudzołóstwo, morderstwo niewinnego są złe – ale nie rodzimy się z wiedzą o tym, że istnieje Przeistoczenie, Maryja pozostałą zawsze dziewicą, a św. Piotr otrzymał Prymat nad całym Kościołem. W sensie formalnym znacznie łatwiej jest więc zgrzeszyć przeciwko moralności i prawu naturalnemu niż przeciwko wierze w szereg szczegółowych a objawionych na poziomie zewnętrznym prawd wiary. Ażeby formalnie zgrzeszyć np. kłamstwem, wystarczy być człowiekiem. Ażeby formalnie zgrzeszyć przeciwko objawionej wierze, nie wystarczy być człowiekiem, ale trzeba jeszcze to poselstwo wiary w sposób wiarygodny i poparty mocnymi dowodami usłyszeć, rozważyć w swym sercu i rozumie różne argumenty “za i przeciw” i dopiero wówczas, gdy będąc przekonanymi co do prawdziwości danej nauki i tak ją odrzucimy, dochodzi do zaistnienia czegoś co można nazwać “formalnym grzechem przeciwko wierze“.

    ***

    Przywołane przeze mnie powyżej rozróżnienia nie są jakąś “posoborową nowinką”. Ot, zobaczmy co chociażby na ten temat pisał “przedsoborowy” polski teolog i prezbiter, ks. Wojciech Andersz:

    “Chociaż jednak niektórzy mają wiarę fałszywą, nie zawsze grzeszą, już dla tego samego. Jak bowiem niewiara, tak i wiara fałszywa pochodzi albo z nieświadomości niezawinionej albo z obojętności, albo z usposobienia złośliwego. Ponieważ zaś, gdzie nie ma winy własnej, tam nie ma też grzechu osobistego, przeto tacy, którzy bez winy własnej wyznają wiarę fałszywą, nie mają grzechu i do Kościoła św. katolickiego należą sposobem duchowym. Natomiast grzeszą, którzy z obojętności nie dbają o poznanie prawdy chrześcijańskiej. Najwięcej grzeszną jest wiara fałszywa tych, którzy to czynią ze złośliwości, tacy bowiem popełniają grzech przeciw Duchowi św., grzeszą przeciw uznanej przez siebie prawdzie chrześcijańskiej. Patrzcie tedy, najmilsi, jak okropny grzech popełnia taki innowierca, który przekonał się o prawdziwości wiary katolickiej, ale ze złości lub ze względów ludzkich katolikiem zostać nie chce! Taki stawia opór Kościołowi św., a ponieważ Kościół św. jest zastępcą Chrystusa Pana na ziemi, przeto też stawia opór samemu Chrystusowi Panu” (Patrz: Ks. Wojciech Andersz, “Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów“, Tom III, O Przykazaniach, Poznań 1909, s. 222).

    Inny z tradycyjnych teologów jezuita Hermann Busenbaum – cytowany zresztą aprobatywnie przez św. Johna Henry Newmana – tak formułuje ów problem:

    Heretyk, tak długo, jak długo uważa swoją sektę za bardziej lub w równym stopniu zasługującą na wiarę, nie ma obowiązku wierzenia (w Kościół (…) Ludzie wychowani w herezji i przekonywani od lat dziecięcych, że poddajemy w wątpliwość słowo Boże, że jesteśmy bałwochwalcami, zgubnymi kłamcami i dlatego należy wystrzegać się nas jak zarazy, nie mogą, dopóki trwa z nich tego rodzaju przekonanie, słuchać nas z czystym sumieniem” (Patrz: H. Busenbaum, “Medulla theologiae moralis”, s. 54. , Cytat za: Św. John Henry Newman, Sumienie chrześcijańskie, Wydawnictwo WAM, Kraków 2019, s. 90).

    ***

    Ostatecznie można zaś domniemywać, iż to formalne grzechy przeciwko moralności są znacznie częstsze niż formalne grzechy przeciwko wierze. Ta konstatacja wynika z pism św. Alfonsa Liguoriego i prywatnych objawień w Fatimie. W obu tych źródłach czytamy, że grzechami przez które ludzie najczęściej idą do piekła, są grzechy nieczystości, a więc grzechy przeciw moralności i prawu naturalnemu, a nie grzechy przeciwko wierze. Tymczasem tak w czasach św. Alfonsa Liguoriego, jak i objawień w Fatimie (zresztą i jak do tej pory) zdecydowana większość ludzi nie wyznawała nawet chrześcijaństwa, a co to dopiero mówiąc konkretnie: rzymskiego katolicyzmu. Gdyby więc formalne grzechy przeciwko wierze były częstsze niż formalne grzechy przeciwko moralności, to należałoby wówczas powiedzieć, że większość dusz idzie na potępienie właśnie z powodu grzechów przeciwko wierze.

    Mirosław Salwowski

    ***

    Grafika została wykorzystana w powyższym artykule za następującym źródłem internetowym: https://www.catholic.com/encyclopedia/heresy

  4. Czy Maryja ratuje upartych grzeszników po ich śmierci?

    Możliwość komentowania Czy Maryja ratuje upartych grzeszników po ich śmierci? została wyłączona

    W ostatnich tygodniach w katolickich mass mediach dość dużo pisało się o rozmaitych błędach mających być udziałem założyciela ruchu “Wojownicy Maryi” ks. Dominika Chmielewskiego. Z pewną częścią tej krytyki nie zgadzam się i jestem raczej skłonny przyznawać rację owemu prezbiterowi. Przykładowo, tak jak ks. Dominik uważam, że w różnych bajkach i programach dla dzieci znajdują się treści złe oraz niebezpieczne i dobrze jest przed nimi przestrzegać. Zgadzam się również z nim odnośnie tego, iż pewne nurty w psychologii są na płaszczyźnie duchowej oraz światopoglądowej bardzo podejrzane. Dystansuje się nawet od wykpiwania jego sugestii odnoszących się do tego, iż pewne zwierzęta (konkretnie: koty) mogą znajdować się czasami pod silnym wpływem demonicznym: skoro bowiem i nasz Pan Jezus Chrystus pozwolił, by wychodzące z wcześniej opętanego człowieka demony weszły w stado świń (patrz: Marek 5: 1-13), to tym podobnej możliwości nie można wykluczyć w odniesieniu i do innych gatunków zwierząt. Wszystko to jednak nie wyklucza tego, iż w wypowiedziach ks. Dominika Chmielewskiego rzeczywiście znajdują się pewne doktrynalne błędy. Ponadto, jeden z tych błędów, jeśli brać go na poważnie, może okazać się, praktycznie rzecz biorąc ,bardzo niebezpieczny dla dusz. Niniejszym chciałbym zwrócić uwagę mych szanownych Czytelników na ten – właśnie potencjalnie niezwykle groźny błąd – ks. Dominika Chmielewskiego. Otóż prezbiter ten pisząc o wstawienniczej mocy Najświętszej Maryi Panny, twierdzi, że w odniesieniu do jednego ze zmarłych (miał być nim Józef Piłsudski), mimo że na Sądzie Bożym miał zapaść już odnośnie niego wyrok wiecznego potępienia, to jednak Matka Boża miała wyprosić u Boga Ojca zmianę tego wyroku.

    Zanim jednak przejdę do szczegółowego omówienia bardzo poważnej błędności sugestii ks. Chmielewskiego, pragnę zaznaczyć, iż w żaden sposób nie wypowiadam się w tym artykule na temat ani samego Józefa Piłsudskiego, ani też nawet nie twierdzę, iż pewne poważnie złe czyny w wykonaniu tego człowieka wiązały się u niego z zaciągnięciem winy grzechu ciężkiego. Ocena tych rzeczy rzecz jasna bowiem zdecydowanie wykracza poza moje zdolności poznawcze. To, co zamierzam poddać krytyce w tym artykule, to sama zasada i sposób myślenia o maryjnej pobożności, która wyłania się z wywodów ks. Dominika Chmielewskiego.

    A zatem wracając do słów założyciela “Wojowników Maryi” w swej książce “Kecharitomene” pisze on rzecz następującą :

    Świadkiem takiej demonstracji mocy wstawiennictwa Maryi była św. Faustyna, która widziała sąd nad Józefem Piłsudskim. Widziała, że wyrok zapadł jeden – potępienie. Świadomy wyroku Piłsudski stał się bardzo smutny i w tym momencie Faustyna zobaczyła, jak stanęła przy nim Matka Boża, która wstawiła się za nieszczęśnikiem u Ojca, który zmienił wyrok na ciężki czyściec. Zobaczcie, wyrok zapadł, zdawałoby się nieodwracalny – potępienie, lecz stanęła Maryja i wyprosiła Piłsudskiemu zbawienie. Dlaczego Maryja wyprosiła mu zbawienie? Być może dlatego, że Józef Piłsudski nie wiedząc o tym, nosił w swoim mundurze medalik Matki Bożej, który w tajemnicy wszyła mu mama. Ale czy to mu wystarczyło? Było coś jeszcze – nieustanne Różańce jego matki, które były gromadzone przez całe życie Józefa Piłsudskiego na ten moment, kiedy ważyły się losy jego wieczności, kiedy stanął przed Bogiem. Jestem pewien, że jego mama, modląc się za swojego syna, naprawdę ufała, że bez względu na to co robi jej syn, zostanie zbawiony, bo oddała go Matce Bożej, choć on sam nie zdawał sobie z tego sprawy.
    Patrz: Ks. Dominik Chmielewski, Kecharitomene. Odkryj Jej niesamowity sekret i wejdź w swoje przeznaczenie!, Wydawnictwo Sumus, Zielonka 2018, s. 165-166.

    Na samym początku mego krytycznego wywodu pozwolę sobie zauważyć, iż ks. Chmielewski, choć powołuje się tu na św. Faustynę Kowalską, nie podaje w swej książce żadnego przypisu czy innego rodzaju odesłania, które miałoby wskazywać na to, iż owa święta rzeczywiście coś takiego napisała bądź powiedziała. Czy mamy więc w tak ważnej zarówno doktrynalnie, jak i praktycznie kwestii wierzyć ks. Dominikowi na słowo? Gdy zajrzymy bodajże do słynnego “Dzienniczka” świętej siostry Faustyny Kowalskiej, to owszem znajduje się tam fragment, który często interpretowany jest jako odnoszący się do Józefa Piłsudskiego oraz jego śmierci. Sęk jednak w tym, że gdy czyta się słowa w nim zawarte, nie ma tam żadnej sugestii, jakoby wyrok wiecznego potępienia na Piłsudskiego już zapadł, ale został zmieniony przez wstawiennictwo Maryi. Ściśle rzecz biorąc, to nie ma tam nawet mowy o tym, by Maryja miała się wstawiać za Józefem Piłsudskim. Co więcej, sama Faustyna nie wyraża w nim pewności, iż owa osoba nie została potępiona na wieki, ale sugeruje tam tylko swoje przypuszczenie na ów temat. Pozwolę sobie na przytoczenie owego fragmentu z pism św. Faustyny:

    Pewnej chwili dnia 12 maja 1935 r. wieczorem, natychmiast po położeniu się do łóżka zasnęłam, ale jeżeli prędko zasnęłam, to jeszcze szybciej zostałam obudzona (…). Wtem ujrzałam pewną duszę, która oddzielała się od ciała wśród okropnych męczarni. O Jezu, pisząc to, drżę cała, po zobaczeniu okropności świadczących przeciwko tej duszy.

    Zobaczyłam wychodzące jakby z błotnistej przepaści dusze dzieci małych i nieco większych, koło 9 lat. Te dusze były odrażające i okropne, podobne do najbardziej przerażających potworów, do rozkładających się zwłok. Lecz te zwłoki żyły i świadczyły przeciwko konającej duszy. A dusza, którą widziałam w agonii jest duszą, którą świat czcił i uwielbiał, czego rezultatem jest próżnia i grzech. Wreszcie na koniec wyłoniła się jakaś niewiasta, która w czymś podobnym do fartucha niosła łzy, i ta niewiasta świadczyła wiele przeciwko tej duszy. O, straszna chwilo, w której trzeba będzie ujrzeć swe czyny w ich istocie i nędzy. Żaden z tych czynów nie będzie zapomniany i będą towarzyszyć wiernie przed sądem Bożym. Brak mi słów i porównań, aby wyrazić rzeczy tak okropne, i, chociaż wydaje mi się, że ta dusza nie będzie potępiona, to jednak jej męki nie różnią się niczym od męczarni w piekle. Jedyną różnicą jest to, że się w pewnej chwili skończą.

    Por. Św. s. M. Faustyna Kowalska, “Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej”Warszawa 2007, s. 196-197, n. 424-426.

    Ksiądz Dominik Chmielewski albo zatem widzi w pismach św. Faustyny Kowalskiej to, czego tam nie ma, albo miał na myśli jakieś inne źródło mające się odnosić do jej wizji na temat śmierci marszałka Piłsudskiego. Owego jednak domniemanego źródła on nie podaje, przez co utrudnia faktograficzną weryfikację merytorycznej poprawności swoich twierdzeń na temat objawień siostry Faustyny.

    ***

    Na czym jednak polega konkretnie błędność i wielkie niebezpieczeństwo tych przytoczonych powyżej twierdzeń założyciela “Wojowników Maryi”? Otóż – w zamierzony bądź niezamierzony sposób (mam nadzieję, że to drugie) promuje on coś, co św. Ludwik Grignon de Monfort zaliczał do fałszywych form maryjnej pobożności, a nawet nazywał wprost mianem “szatańskiej zuchwałości”:

    Czciciele zuchwali to grzesznicy, pozostający niewolnikami swych namiętności, lub miłośnicy świata, którzy pod pięknym mianem chrześcijan i czcicieli Maryi ukrywają pychę i skąpstwo, nieczystość lub niesprawiedliwość, złość, obmowę lub przekleństwo. Pod pozorem, że są czcicielami Matki Najświętszej, trwają spokojnie w złych nałogach, nie zadając sobie najmniejszego trudu, by się poprawić. Wmawiają sobie, że Pan Bóg im przebaczy, że nie umrą bez spowiedzi i że nie będą potępieni, ponieważ odmawiają Różaniec, poszczą w soboty, należą do Bractwa różańcowego, do Szkaplerza lub Sodalicji i noszą medalik Matki Bożej (…). Nie ma w chrześcijaństwie nic tak godnego potępienia, jak ta szatańska zuchwałość. Bo czyż może ktoś mówić szczerze, że kocha i czci Najświętszą Pannę, jeśli swymi grzechami kłuje, przebija, krzyżuje i znieważa bezlitośnie Jezusa Chrystusa, Jej Syna? Gdyby Maryja przez swe miłosierdzie ratowała z reguły tego rodzaju ludzi, to wprost popierałaby zbrodnię i dopomagała w ukrzyżowaniu i znieważaniu swego Syna. Któż ośmieliłby się coś podobnego przypuścić?.

    Patrz: Św. Ludwik Maria Grignon de Monfort, „Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”, Toruń 1996, s. 115 – 117.

    Warto zresztą zauważyć, iż św. Ludwik Maria Grignon de Monfort nie był jedynym z kościelnych nauczycieli, którzy przestrzegali przed tym i podobnymi błędnym i zuchwałym pojmowaniem modlitewnego wstawiennictwa do Maryi i innych świętych pańskich. Poniżej pozwolę sobie zacytować kilka z wypowiedzi kościelnych autorytetów, które wskazywały na to niebezpieczeństwo:

    Ale to obacz, że nikomu inszemu nie jest pomocna przyczyna Panny Maryi, iedno tym, którzy rozkazania Pana Chrystusowego pilnie przestrzegają. Bo tak do służebników Panna mówi: Cokolwiek wam rozkaże, to czyńcie. Jakoby tak rzekła: Jużci się o was staram, jużci się za was przyczyniam: ale chcecie aby moja przyczyna miejsce miała, aby u Syna mojego ważna była: patrzcież tego pilnie, abyście zachowywali wolę świętą jego, a czynili wszystko, co on wam rozkazać raczy. Widzisz jako się te Matki Bożej słowa z onymi słowy Boga Ojca z nieba, nadobnie zgadzają. On woła: Tenci jest syn mój najmilszy, tego słuchajcie. A tu zasię Panna mówi: Cokolwiek wam rozkaże, to czyńcie.

    A tak i ty nędzny człowiecze, nie mniemaj abyś co u tej Panny uprosić, albo u Pana Boga otrzymać miał, jeśli że sprzeciwiasz się woli świętej tego, a grzechów twoich nie chcesz opuścić. Ale jeśli się nawrócisz, a będziesz naśladował przykazania jego, znajdziesz łaskę gotową i wspomożenie u niego i staniesz się uczestnikiem przyczyny Matki jego, której on nigdy wzgardzić nie może“.

    Ks. Jakub Wujek, “Wykład Pisma świętego. Postilla Catholica. Część pierwsza”, Komorów 1997, s. 130.

    Nie oglądajmy się więc na innych. Modlitwy  świętych mają wprawdzie wielką moc, ale tylko wtedy gdy się nawrócimy i staniemy się lepsi. Wszak i Mojżesz wybawił od Bożego gniewu swego brata i sześćset tysięcy ludzi (por. Pwt 9, 20), a nie mógł wybawić swej siostry, choć wina nie była taka sama – ona znieważyła Mojżesza (por. Lb 12), tamci zaś dopuścili się bezbożności. (…)

    Jeżeli będziemy opieszali nie znajdziemy ratunku dzięki pomocy innych, a jeśli będziemy czuwać, podołamy temu o własnych siłach, nawet prędzej sami niż przy pomocy innych. Bóg bowiem pragnie bardziej udzielić łaski nam samym niż innym dla nas; abyśmy byli otwarci starając się przebłagać Jego gniew i w ten sposób stawali się lepsi. Tak zmiłował się nad kobietą kananejską (por. Mt 15, 21 – 28; Mk 7, 24 – 30), tak wybawił cudzołożnicę (por. J 8, 1 – 11), tak łotra (por. Łk 23, 39 – 43), chociaż nie było żadnego pośrednika ani opiekuna.

    Mówię to nie dlatego, byśmy nie udawali się z prośbami do świętych, lecz abyśmy nie byli opieszali, i abyśmy nie powierzali naszych spraw wyłącznie innym, sami nie troszcząc się ani o nie nie dbając“.

    Św. Jan Chryzostom, “Homilie na Ewangelię św. Mateusza. Część pierwsza: homilie 1-40”,  Kraków 2000, ss. 74, 75.

    Żadnej, faktycznie, czci  Maryja nie pragnie bardziej i żadna nie przynosi Jej więcej radości, jak właściwe poznawanie i miłowanie Jezusa. Owszem, urządza się w kościołach celebracje dla wiernych, sięga się po uroczystą oprawę, ludzie się cieszą. Niemało to wszystko znaczy dla ożywienia pobożności. Jeśli jednak nie dołączy się do tego wola ducha, pozostanie bardziej formą, która stanowi jedynie zewnętrzną szatę religii. Na jej widok Panna (Maryja) słusznie mogłaby skierować do nas pełne wyrzutu słowa Chrystusa: <<Lud ten czci mnie wargami, a serce jego daleko jest ode Mnie>>. Takie nabożeństwo do Boga Rodzicielki jest autentyczne, które płynie z ducha (…) Niech więc każdy będzie przekonany, że jeśli pobożność, jaką ktoś deklaruje odnośnie do Przebłogosławionej Panny nie powstrzymuje go od grzechu albo nie rodzi postanowienia poprawy złych obyczajów, to (taka pobożność) jest nieautentyczna i fałszywa, nie przynosi bowiem naturalnego Jej owocu“.

    Papież św. Pius X, “Ad diem illud”.

    Ale nie sądźmy, że Marya ucieczką grzeszników w takiem rozumieniu, że uniewinnia grzechy i wszystko czyni sama, a nie wymaga pracy naszej. O, nie! Marya miłuje grzesznika, ale grzechem brzydzi się więcej aniżeli jakiekolwiek stworzenie. Marya tedy ucieczką w tem rozumieniu, iż pomaga grzesznikom do pokuty. Ktoby tedy ufając w pomoc Maryi, uparcie trwał w grzechach, tenby zawiódł się wielce. Przyczyną jego potępienia nie byłby brak pomocy ze strony Maryi, lecz nadmiar złości jego. Taki nie może skarżyć się, że ginie, bo podobny on do tonącego, który nie chce uchwycić liny, rzuconej mu by się ratował. Grzesznik potępiony nie może się skarżyć na brak pomocy, bo chociaż o pomoc prosi Maryę, jako matkę miłosierdzia, czyni ją raczej matką bolesną, grzechami swemi przyczyniając jej nowych boleści

    Patrz: Ks. Wojciech Andersz, Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów, Tom IV, Poznań 1910, s. 321.

    Mówiąc zaś bardziej ściśle to cytowany powyżej św. Ludwik M. G. de Monfort oraz inni kościelni nauczyciele potępiali nawet coś relatywnie mniej błędnego niż wizja wyłaniająca się z twierdzeń ks. Dominika Chmielewskiego. Zuchwali i fałszywi czciciele Maryi, o których wspomina św. Ludwik de Monfort, przynajmniej bowiem zakładali, że wyspowiadają się przed śmiercią i wkładali pewien trud w zewnętrzne praktykowanie tych czy innych praktyk pobożnościowych (poszczenie w soboty, odmawianie różańca, noszenie szkaplerza, etc.). Tymczasem, wedle ks. Chmielewskiego do ostatecznego ocalenia przed wiecznym potępieniem wystarczyło, iż matka Piłsudskiego odprawiała w jego intencji pewne zewnętrzne, a w pewnym miejscu nawet mające charakter magiczny (wszycie medalika do odzieży i to bez wiedzy zainteresowanego) praktyki i ten – bez względu na to co robił – i tak został na końcu zbawiony.

    Jeśli zaś chodzi o samo twierdzenie, iż Maryja mogła zmienić Boży wyrok zapadły na Sądzie szczegółowym, to jest ono tak skrajnie niedorzeczne i absurdalne, że szkoda na jego odparcie przywoływać większą ilość odpowiednich cytatów. Niech więc w tym miejscu wystarczy wypowiedź przywołanego już wyżej ks. Wojciecha Andersza:

    A wyrok ten rozstrzygnie sprawę na zawsze. Skoro P. Bóg ogłosi wyrok nikt go już cofnąć nie zdoła. Nie masz tam apelacyi do sądu wyższego. P. Bóg jest instancyą ostateczną, Sędzią najwyższym. < Jeden jest Najwyższy, Stworzyciel wszechmogący i Król możny a bardzo straszny, siedzący na stolicy Swojej i panujący Bóg>, mówi Mędrzec (Syr. 1, 8), św. Augustyn dodaje: <Tam już nie zajmą się nami święci, bo tam już nie ma czasu zmiłowania>. A anioł stróż? Ach i ten zawoła (Psal. 118, 137): <Sprawiedliwyś jest, Panie, i sąd Twój jest prawy>.

    Ks. Wojciech Andersz, Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów, Tom II, Poznań 1908, s. 125.

    ***

    Nie wiem, czy ksiądz Dominik Chmielewski zdaje sobie sprawę z tego, jak opłakane skutki dla życia duchowego – tak w jego w wymiarze doczesnym, jak i wiecznym – może mieć rozpowszechniane przez niego twierdzenie? Wszak logika tegoż konkretnego aspektu jego nauczania może w bardzo łatwy sposób niejednego człowieka prowadzić do myślenia i działania, które da się streścić w następujący sposób: “Nie muszę zmieniać swego życia, aby być zbawionym. Nie muszę się modlić ani nawet nawrócić w ostatniej chwili. Wystarczy, że będę miał oddaną maryjnej pobożności matkę, babcię albo żonę, która będzie zmawiać w mej intencji różańce i dodatkowo jeszcze nawet bez mej wiedzy wszyje mi do ubrania medalik z wizerunkiem Matki Bożej, a wówczas nawet jeśli na sądzie szczegółowym Bóg wyda na mnie wyrok potępienia, to i tak Maryja wyprosi u Stwórcy zmianę tego postanowienia“. Ufam, że ks. Dominik nie chce prowadzić swych Czytelników do tego typu wniosków, ale niestety taka jest prosta logika wypływająca z jego cytowanych wyżej twierdzeń. W ten sposób założyciel “Wojowników Maryi” może zaszkodzić niejednej duszy, a nawet w ostateczności przyczynić się do jej wiecznego potępienia. Kto bowiem myśli, że może na tym świecie żyć, jak chce, a ostatecznie jakaś jego “maryjna” krewna i tak wyprosi mu łaskę zbawienia, to najniechybniej po swej śmierci srogo się tym rozczaruje.

    ***

    Na sam koniec dodam, iż osobiście niepokoi mnie jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Otóż tym podobną “szatańską zuchwałość” w odniesieniu do pobożności maryjnej swego czasu propagował także Paulo Coelho, który w swej książce pt. “Pielgrzym” przytaczał taką oto opowieść niejakiego Petrusa, który był jego duchowym przewodnikiem oraz autorytetem:

    Miałem przyjaciela, który zawsze chodził pijany, ale co wieczór odmawiał trzy zdrowaśki, ponieważ w dzieciństwie wpoiła mu to matka. Nawet kiedy wracał do domu kompletnie zalany, nawet nie wierząc w Boga, mój przyjaciel co wieczór klepał trzy zdrowaśki. Po jego śmierci, uczestnicząc w jednym z rytuałów Tradycji, zwróciłem się do ducha Starszych, pytając, gdzie przebywa mój przyjaciel. A duch powiedział, że zmarły miewa się doskonale, że otacza go światło. Choć w życiu zabrakło mu wiary, ocalił go wysiłek ograniczony do automatycznego odmawiania trzech modlitw, po prostu z poczucia obowiązku.

    Patrz: Paulo Coelho, „Pielgrzym”, Warszawa 2003, s. 66.

    Gdyby zaś ktoś nie wiedział, to przypominam, że twórczość Paulo Coelho charakteryzuje się tym, iż pod przykryciem pewnych katolickich oraz chrześcijańskich pojęć i skojarzeń przemyca on w swych książkach rozmaite błędy, herezje oraz nadużycia takie jak: synkretyzm religijny, okultyzm, spirytyzm, obojętność religijna, usprawiedliwianie rozpusty i masturbacji, wzywanie i słuchanie się rad demonów, ubóstwienie człowieka, panteizm, agnostycyzm, negowanie wieczystego dziewictwa Maryi Panny oraz pogaństwo. Osobiście podejrzewam zresztą, iż Paulo Coelho podczas pisania swych książek był bezpośrednio inspirowany przez demony – na co w pewien sposób wskazują wywody samego Coelho, który przyznawał się, że już po swym rzekomym “nawróceniu” doznawał rozmaitych nadzwyczajnych zdarzeń, np. miewał wizje. Fakt więc, że również Paulo Coelho propaguje coś, co św. Ludwik Grignon de Monfort nazywał “szatańską zuchwałością” w odniesieniu do Maryi, tym bardziej skłania do martwienia się o nakreślony wyżej aspekt nauczania ks. Dominika Chmielewskiego.

    Mirosław Salwowski

    ***

    Źródło obrazka wykorzystanego w artykule:
    https://www.radiomaryja.pl/informacje/tylko-u-nas-ks-d-chmielewski-sdb-nabozenstwo-niepokalanego-serca-maryi-musi-rozlac-sie-po-calym-kosciele-jesli-chcemy-widziec-owoce-obietnic-matki-bozej/

    Przeczytaj też:

    Czy “Katolickie memy” propagują szatańskie zuchwalstwo?

    15 herezji i błędów Paulo Coelho

  5. O cudach na cześć Trójcy Świętej

    Możliwość komentowania O cudach na cześć Trójcy Świętej została wyłączona

    (…) opowiem wam raczej cud, który opisuje św. Grzegorz, biskup z Tours we Francji. W mieście jednem, gdy na uroczystość Trójcy przenajśw. lud zebrał się do kościoła, podczas mszy św. pokazały się nad wielkim ołtarzem spadające jakoby z nieba trzy krople przedziwnej jasności i we wszystkim do siebie podobne. Kapłan, imieniem Piotr, odprawiający właśnie mszę św., odważył się przyjąć je na patenę, a wtedy spoiły się i utworzyły jedną perłę przecudną. Był to cud na pohańbienie bluźnierstw ówczesnych heretyków, t.j. Aryan, którzy B. Synowi odmawiali współistotności z B. Ojcem. Za rozkazem papiezkim figura owa perłowa została oprawioną w relikwiarz szczerozłoty i działy się rozliczne łaski i cuda; najpowszechniejszy z nich był, że kto, zmazany grzechem śmiertelnym, patrzał na on relikwiarz, nie wcale ani białości ani blasku, owszem oglądał coś zczerniałego, a przeciwnie kto oglądał sercem czystem, nie mógł się napatrzyć piękności onej. – Podobnie na uczczenie Trójcy św. sprawił P. Bóg cud na osobie św. Klary z Montefalco. Po śmierci znaleziono w jej wątrobie trzy kulki małe tej samej barwy, objętości i ciężkości; ale rzecz cudowna, że jedna ważyła też tyle, ile dwie drugie, lub ile wszystkie trzy razem.

    Ks. Wojciech Andersz, “Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów”, Tom I, Poznań 1908, s. 256.

  6. Czemu tyle nieszczęść na świecie?

    Możliwość komentowania Czemu tyle nieszczęść na świecie? została wyłączona

    Ale niedowiarkowie pytają dalej: Jeżeli Pan Bóg stworzył człowieka dla szczęścia jego, czemu Pan Bóg zsyła na ludzi tyle nieszczęść i dolegliwości? Odpowiedź jest, że 1) dzieje się to z winy ludzi, ale też 2) dlatego, aby grzesznik się poprawił, a 3) sprawiedliwy, aby tutaj się nie wyróżniał, pokutował, ochronił się od grzechów, wzrastał w zasługi, a przez to tym większą nagrodę uzyskał w niebie, wreszcie był podobny do Chrystusa Pana.

    1. Po największej części nieszczęścia pochodzą z własnej winy człowieka, są karą sprawiedliwą na grzesznika, iż spełniają się słowa Psalmisty (31. 10): <<Wiele biczów na grzesznika>>, jako też księgi Przypowieści (11. 21): <<Ręka w ręce, grzesznik nie ujdzie karania>>. Weźmijmy ubóstwo! Jakżeż często jest ono skutkiem lenistwa, rozpusty, pijaństwa, zbytków, niezaradności. Pismo św. mówi (Syr. 19. 1): <<Robotnik opiły nie wzbogaci się, a kto gardzi małymi rzeczami, po mału upadnie>>. Choroby jakżeż często powstają skutkiem życia nieumiarkowanego wedle tegoż Pisma św. (37. 88): <<Kto grzeszy przed oczyma Tego, który go stworzył, wpadnie w ręce lekarskie>>. Toż i inne grzechy sprowadzają na człowieka choroby, a jeśli nie grzechy własne, to grzechy rodziców lub przodków starszych. Nie mogą zaś ludzie narzekać, iż cierpieć muszą za przodków swoich, skoro chlubić się lubią ich majątkiem, urodzeniem lub zasługami. Ponieważ grzechy są przyczyną chorób, stąd też Pan Jezus przed uzdrowieniem odpuszczał grzechy. Kłopoty i troski prawie zawsze pochodzą z pragnień niedorzecznych. Ludzie sami przyczyniają sobie kłopotów, zmartwień, gorzkości i gotują sobie piekło na ziemi, zwłaszcza tam, gdzie mąż ze żoną niezgodni. Gdyby ludzie żyli ze sobą, jak Pan Bóg przykazuje, ziemia choćby nie była rajem, bo ten zamknięty, byłaby jednak znośnym miejscem pobytu dla nas, nędznych synów Adamowych. Ale oto skąpstwo zamyka rękę przed zgłodniałym, to znowu chciwość biegnie kraść z cudzych pół i ogrodów zboże i owoce; tam zazdrość bluźni, tu rani język oszczerczy; wreszcie zemsta podnosi ręce przeciw bratu i wytacza procesy. A coś jest zazwyczaj przyczyną srogich wojen, jeżeli nie łakomstwo, zemsta i pycha ludzka? Przyznaję tedy, że wiele utrapienia pod słońcem, ale większa część pochodzi z winy ludzi, którzy sami są sobie katami.

    Ostatecznie – wiecie to dobrze, – wszystkie nieszczęścia mają źródło w grzechu pierworodnym. W raju nie znał człowiek, co to ból i nędza. Ale ludzie nie byli zadowoleni z tego, co mieli; chcieli tego, co złem największym, – grzechu. Z tego złego, jakoby ze źródła niewyczerpanego płyną wszystkie nieszczęścia inne: z tego źródła pochodzi zła pożądliwość, która człowieka podnieca do grzechów coraz nowych i prowadzi do tylokrotnych upadków: z tego źródła pochodzi zaćmienie rozumu, a stąd wszystkie niedorzeczne troski i narzekania niegodne chrześcijanina; z tego źródła płynie ona upartość, że tak powiem i nieprzyjaźń przyrodzenia i wszystkich stworzeń, które skutkiem grzechu pierworodnego zbuntowały się przeciw człowiekowi i stały mu się wrogimi. Więc nie ma co nam narzekać na Pana Boga, lecz na samych siebie. Pan Bóg stworzył i urządził raj rozkoszny, a myśmy przez nieposłuszeństwo zepsuli i zeszpecili to piękne dzieło Boże.

    2. a) Jakkolwiek bądź słusznym to, co mówi Pan Bóg u proroka (Ezech. 33. 11): <<Nie chcę śmierci niezbożnego, ale żeby się nawrócił niezbożny od drogi swej, a żył>>. Iluż to takich grzeszników, którzy nawrócić się nie chcą, gardzą wszelkimi łaskami nieba i grzech na grzech gromadzą! Wtedy Pan Bóg, ponieważ nie skutkuje łagodność, chwyta się środków surowych: zsyła utrapienia i nieszczęścia i tymi to środkami właśnie ratuje ludzi od zatracenia. – Historia św. potwierdza tę prawdę. Jonasz nie chciał usłuchać rozkazu Bożego, żeby Niniwitom przepowiadać pokutę; dopiero, kiedy Pan Bóg zesłał burzę i Jonasza wrzucono w fale morskie, tedy wyznał winę swoją. Król Manasses wiele lat prowadził życie bezbożne i szydził z upomnień, ale w niewoli babilońskiej poznał złość swoją i nawrócił się do Pana Boga. – Podobne przykłady widzimy i dzisiaj. Po niejednym sercu jakoby po skale spływa woda łaski nie zostawiając śladu żadnego: ludzie tacy nie zważają ani na głos sumienia, przez które Pan Bóg przemawia, ani przez upomnienia rodziców, przełożonych i pasterzy: gardzą sakramentami świętymi. Ponieważ nie chcą słuchać, muszą cierpieć. Pan Bóg zsyła klęskę po klęsce. I oto ten grzesznik uparty kruszeje, upokarza się przed Panem Bogiem i czyni pokutę prawdziwą. Woła jak ów syn marnotrawny (Łuk. 15, 17-19): << Jako wiele najemników w domu ojca mego mają dosyć chleba, a ja tu głodem umieram! Wstanę i pójdę do ojca mego i rzeknę mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i przed tobą; jużem nie jest godzien być zwać synem twoim: uczyń mnie jako jednego z najemników twoich!>>. Co się działo z owym synem, to się działo i dzieje z wielu innymi. Tak oto Pan Bóg okazuje się łaskawym na grzesznika, iż sprawdzają się słowa księgi Mądrości (12. 2): <<Te, którzy występują, po kęsu karzesz, i w czym upominasz i mówisz do nich, aby opuściwszy złość, wierzyli w Cię, Panie!>>. Cierpienia są najlepszym lekarstwem na choroby duszy, jako to sam Bóg powiada u proroka (Oze. 6. 1): <<W utrapieniu swym rano wstaną do Mnie, mówiąc: Pójdźcie a nawróćmy się do Pana!>>.

    Dlatego, najmilsi, ilekroć Pan Bóg tyka nas karami, przyjmijmy te kary z pokorą i mówmy za św. Augustynem: <<Tutaj Panie, pal, tu kraj, ale ochroń nas na wieki!>>. Idźmy za przykładem braci Józefa egipskiego, którzy uwięzieni w Egipcie rzekli (Gen. 42. 21): <<Słusznie to cierpimy, bośmy zgrzeszyli przeciw bratu naszemu>>.

    b) Powiecie jednak dalej: Niechżesz już Pan Bóg karze grzesznika na ziemi, czemuż jednak potępia go na wieki? Toć wtedy Pan Bóg nie stworzył człowieka dla szczęścia jego, skoro unieszczęśliwia go w ten sposób? Ależ, drodzy bracia, kto człowieka takiego czyni nieszczęśliwym? Czy Pan Bóg? O, nie, Pan Bóg dał mu wszystko, co tylko potrzebne, aby mógł być szczęśliwym: dał mu rozum i wolną wolę i łaskę świętą. Ale człowiek pogardził tym wszystkim, wzgardził Panem Bogiem i dlatego nie może mieć z Nim cząstki na wieki. Nie Pan Bóg tedy potępia człowieka; potępiają go grzechy jego, ale on sam potępia siebie czyni siebie kąkolem odpowiednim na spalenie.

    3. Powiadają jednak dalej: Nieszczęścia, jakie istnieją na świecie, dotykają nie tylko złych, lecz i dobrych; czemu się to dzieje?

    a) Oto Pan Bóg dotyka nieszczęściami i dobrych, bo nie chce robić wyjątków. Stąd to na wojnie kule trafiają i pobożnych żołnierzy i bezbożników, stąd podczas zaraźliwych chorób giną źli i dobrzy. Cierpią źli i dobrzy, ale nie dlatego, że żyją źle albo dobrze, lecz głównie dlatego, że są ludźmi. Gdyby dobrzy byli wyjęci od nieszczęść, Pan Bóg musiałby czynić cuda nieustannie. Zresztą już same narzekanie człowieka, że go Pan Bóg karze, choć inni bardziej grzeszni, jest wskazówką, iż nieszczęście dotyka go słusznie. Narzekanie to bowiem wskazuje, że człowiek stawia opór Panu Bogu i nie dosyć szanuje sprawiedliwość Bożą. Dlatego też św. Augustyn tak się odzywa do człowieka dobrego, który się żali na nieszczęścia: << Ma ci Pan Bóg dawać pieniądze? Te ma i rozbójnik. Żonę i dziecko, zdrowie i zaszczyty? Iluż złych nie ma tego wszystkiego! Dlatego nie przypuszczaj jednak, że Panu Bogu służysz za darmo, skoro i ci, którzy Mu nie służą, posiadają rzeczy te same! Wszystko to daje Pan Bóg i złym ludziom. Siebie Samego daje dobrym tylko>>. Podobnie uczy św. Cyprian (por. Wilmers. I. 387). Dlatego nie wszystkie nieszczęścia można przypisywać grzechom. Gdy apostołowie zapytali Pana Jezusa (Jan 9. 2): “Nauczycielu, kto zgrzeszył, ten czy rodzice jego, iż się ślepym narodził?” Odpowiedział Pan Jezus (w.3): <<Ani ten zgrzeszył, ani rodzice jego, ale żeby się sprawy Boże w nim okazały>>. Wreszcie na to zważyć trzeba, że Pan Bóg dotyka dobrych nieszczęściami przeważnie zewnętrznymi, ale udziela im dóbr wewnętrznych, których nie posiada zły człowiek, np. zadowolenia z losu swego.

    b) Ale powiesz może: Choć Pan Bóg dotyka nieszczęściami złych i dobrych, to po większej części dobrzy tu na ziemi więcej doznają nieszczęść niż źli ludzie. Prawdę mówisz, najmilszy, ale to nie żadna niesprawiedliwość. Pan Bóg nieraz obdarza złych dobrami doczesnymi, bo i oni wypełniają niejedno co zasługuje na nagrodę, np. są miłosiernymi dla potrzebujących; a ponieważ zaś nie będzie mógł nagrodzić ich szczęśliwością wieczną, Sprawiedliwość Boża wynagradza ich docześnie (por. Mat. 6. 2, Łuk 16. 25). Ale nagroda taka jest nieszczęściem dla bezbożnych ponieważ ich zaślepia (Przyp. 1, 32, Jer. 51. 39-40). Częściej jeszcze Pan Bóg obdarza grzeszników dobrami doczesnymi na to, aby ich pociągnąć ku Sobie, tak jak to czynią nieraz i ludzie, dobrodziejstwami usiłując pozyskać przeciwników. – Z drugiej strony nie ma człowieka, któryby obok cnót nie popełniał i grzechów, i kłamcą byłby wedle św. Jana (I Jan 1. 8-10), ktoby twierdził, że nie ma grzechu żadnego (por. Ekl. 7.21, Przyp. 20, 9). Pan Bóg tedy karze docześnie, aby człowiek mógł odpokutować za winy w tym życiu. Jest to więc łaskawość Boża.

    c). Zsyłając na sprawiedliwego nieszczęścia, Pan Bóg okazuje mu łaskawość i z tego względu, bo tym sposobem zachowuje go od grzechu. Nic gorszego nad powodzenie światowe, albowiem jest ono jakoby jad jaki, który przez samo oddychanie dostaje się do serca i zaraża je śmiertelnie. Osoby najpobożniejsze nie zdolne uchronić się tego przez czas dłuższy. Jakżeż bogobojnym był Dawid, dopóki pasał owce w domu ojca swego! Zaledwo został królem i począł używać zaszczytów i wygód, aż oto zaraz popadł w grzechy srogie … Dzisiaj nie widzimy dobrze niebezpieczeństw wszystkich, w którebyśmy popadli, gdyby Pan Bóg nie ratował od nich przez rozmaite nieszczęścia. Poznamy to na świecie drugim i będziemy dziękowali Panu Bogu za przedziwną opatrzność Jego. – Czyż nie chciałbyś tedy znieść ani jednego uderzenia tej ręki, która dla ciebie na krzyżu była przybitą? Pan Bóg przecież wszystko układa ku zbawieniu twemu. Wspomnij choćby na chorego! Ponosi on przykrości wszelakie: odmawia sobie jadła i napoju, choć głodny lub pragnący; zażywa przykre lekarstwa, każe wypalać i wyrzynać rany – wszystko to chętnie znosi i jeszcze płaci lekarzowi. Czyźbyśmy mniej mieli ufać Panu Jezusowi, lekarzowi niebieskiemu, który za nas cierpiał i umarł? Dawid, gdy Pan Bóg miał zesłać na niego, oświadczał (Psalm 37, 18): << Jam na bicze gotów jest;>> gdy je zaś już zesłał, wielbił P. Boga (Psalm 38. 10) <<Zamilkłem i nie otworzyłem ust moich, boś Ty uczynił>> (…).

    Ks. Wojciech Andersz, Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów, Tom I, Poznań 1908. s. 297 – 302.