Czy grzechy przeciwko wierze są najcięższe?
Co pewien czas słyszy się pośród tradycjonalistycznych katolików formułę: “Grzechy przeciwko wierze są o wiele cięższe niż grzechy przeciw moralności“. Konteksty w których słyszy się/czyta te słowa, są nieraz zdumiewające. Przed laty np. czytałem wywody, z których wynikało, że lepiej jest już obejrzeć film porno niż iść na “modernistyczny i neoprotestancki NOM“. Szokujące? Owszem – ale zarazem jednak do bólu logiczne. Ostatnio zaś ta formuła została przywołana przez p. Michała Mikłaszewskiego, który na łamach polskiego sedewakantystycznego portalu “Tenete Traditiones”, przy okazji krytykowania Jana Pawła II zasugerował, iż zarzuty o tuszowanie przezeń pedofilii i tak są o wiele mniej poważne niż to, że miał on grzeszyć przeciwko wierze (Asyż, słynne całowanie Koranu, itd.):
Te wszystkie ohydne akty apostazji Wojtyły, na czele z obrzydliwością spotkania w Asyżu, 3 Października 1986 r., były dużo gorszą zbrodnią, niż wszelkie zarzuty o rzekome tuszowanie czy ukrywanie pedofilii, nawet gdyby były prawdziwe. Śmierć duchowa milinów dusz jest dużo gorsza niż fizyczne wykorzystywanie nieletnich, czy ukrywanie tego typu przypadków. Oczywiście jedno i drugie jest godne potępienia, jednak musimy sobie zdawać sprawę, że zbrodnia herezji jest czymś dużo gorszym, jest grzechem przeciwko Bogu, sprzeniewierzeniem się Jego Prawu i odrzuceniem Jego Słowa! Dlatego właśnie herezja, apostazja i inne grzechy przeciwko wierze są gorsze od grzechów przeciwko moralności i jakichkolwiek grzechów przeciwko człowiekowi, gorsze nawet od umyślnego zabójstwa, od aborcji czy sodomii. (Patrz: “44 lata temu Karol Wojtyła został nowym okupantem Stolicy Apostolskiej jako antypapież Jan Paweł II”.)
Problem z akcentowaniem formuły “Grzechy przeciwko wierze są o wiele cięższe niż grzechy przeciwko moralności” jest jednak taki, że owszem z jednej strony na płaszczyźnie czysto teoretycznej jest ona słuszna i ortodoksyjna; jednak z drugiej strony już na płaszczyźnie praktycznej może bardzo często wprowadzać w błąd. Chodzi bowiem o to, że tradycyjna moralistyka katolicka rozróżnia pomiędzy tzw. “materialnymi grzechami” a “formalnymi grzechami”. Z tymi pierwszymi mamy do czynienia wówczas, gdy spełniona jest materia grzechu, ale nie ma innych niż owa materia czynników do zaistnienia winy grzechu (np. nie ma świadomości albo wyboru woli). Klasycznym przykładem zaistnienia czegoś, co jest tylko “materialnym grzechem” stanowi sytuacja polegająca na tym, iż katolik je mięso w piątek myśląc, że jest czwartek – materia grzechu co prawda zaistniała, ale świadomość nie – i stąd także nie ma jeszcze winy grzechu. “Formalnymi grzechami” są zaś sytuacje, w których oprócz materii grzechu dochodzą świadomość i wolna wola, a więc rzeczy które razem z materią danego czynu decydują o zaistnieniu osobistej winy grzechu.
Rozróżnienie zaś grzechów materialnych od formalnych, materii grzechu od winy grzechu ma bardzo ważne znaczenie, jeśli chodzi o praktyczną implikację formuły “Grzechy przeciwko wierze są znacznie cięższe od grzechów przeciw moralności“. W praktyce życiowej bowiem jest znacznie trudniej formalnie zgrzeszyć przeciw wierze niż przeciw moralności i prawu naturalnemu. Podstawowe zasady moralne mamy bowiem przez Boga zapisane w swych sercach i umysłach – czego nie można powiedzieć o różnych szczegółowych prawdach wiary (wyjmując te tyczące się istnienia jedynego Boga – one owszem są zapisane w nas “genetycznie”). Rodzimy się więc z wiedzą o tym, że np. kłamstwo, cudzołóstwo, morderstwo niewinnego są złe – ale nie rodzimy się z wiedzą o tym, że istnieje Przeistoczenie, Maryja pozostałą zawsze dziewicą, a św. Piotr otrzymał Prymat nad całym Kościołem. W sensie formalnym znacznie łatwiej jest więc zgrzeszyć przeciwko moralności i prawu naturalnemu niż przeciwko wierze w szereg szczegółowych a objawionych na poziomie zewnętrznym prawd wiary. Ażeby formalnie zgrzeszyć np. kłamstwem, wystarczy być człowiekiem. Ażeby formalnie zgrzeszyć przeciwko objawionej wierze, nie wystarczy być człowiekiem, ale trzeba jeszcze to poselstwo wiary w sposób wiarygodny i poparty mocnymi dowodami usłyszeć, rozważyć w swym sercu i rozumie różne argumenty “za i przeciw” i dopiero wówczas, gdy będąc przekonanymi co do prawdziwości danej nauki i tak ją odrzucimy, dochodzi do zaistnienia czegoś co można nazwać “formalnym grzechem przeciwko wierze“.
***
Przywołane przeze mnie powyżej rozróżnienia nie są jakąś “posoborową nowinką”. Ot, zobaczmy co chociażby na ten temat pisał “przedsoborowy” polski teolog i prezbiter, ks. Wojciech Andersz:
“Chociaż jednak niektórzy mają wiarę fałszywą, nie zawsze grzeszą, już dla tego samego. Jak bowiem niewiara, tak i wiara fałszywa pochodzi albo z nieświadomości niezawinionej albo z obojętności, albo z usposobienia złośliwego. Ponieważ zaś, gdzie nie ma winy własnej, tam nie ma też grzechu osobistego, przeto tacy, którzy bez winy własnej wyznają wiarę fałszywą, nie mają grzechu i do Kościoła św. katolickiego należą sposobem duchowym. Natomiast grzeszą, którzy z obojętności nie dbają o poznanie prawdy chrześcijańskiej. Najwięcej grzeszną jest wiara fałszywa tych, którzy to czynią ze złośliwości, tacy bowiem popełniają grzech przeciw Duchowi św., grzeszą przeciw uznanej przez siebie prawdzie chrześcijańskiej. Patrzcie tedy, najmilsi, jak okropny grzech popełnia taki innowierca, który przekonał się o prawdziwości wiary katolickiej, ale ze złości lub ze względów ludzkich katolikiem zostać nie chce! Taki stawia opór Kościołowi św., a ponieważ Kościół św. jest zastępcą Chrystusa Pana na ziemi, przeto też stawia opór samemu Chrystusowi Panu” (Patrz: Ks. Wojciech Andersz, “Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów“, Tom III, O Przykazaniach, Poznań 1909, s. 222).
Inny z tradycyjnych teologów jezuita Hermann Busenbaum – cytowany zresztą aprobatywnie przez św. Johna Henry Newmana – tak formułuje ów problem:
“Heretyk, tak długo, jak długo uważa swoją sektę za bardziej lub w równym stopniu zasługującą na wiarę, nie ma obowiązku wierzenia (w Kościół (…) Ludzie wychowani w herezji i przekonywani od lat dziecięcych, że poddajemy w wątpliwość słowo Boże, że jesteśmy bałwochwalcami, zgubnymi kłamcami i dlatego należy wystrzegać się nas jak zarazy, nie mogą, dopóki trwa z nich tego rodzaju przekonanie, słuchać nas z czystym sumieniem” (Patrz: H. Busenbaum, “Medulla theologiae moralis”, s. 54. , Cytat za: Św. John Henry Newman, Sumienie chrześcijańskie, Wydawnictwo WAM, Kraków 2019, s. 90).
***
Ostatecznie można zaś domniemywać, iż to formalne grzechy przeciwko moralności są znacznie częstsze niż formalne grzechy przeciwko wierze. Ta konstatacja wynika z pism św. Alfonsa Liguoriego i prywatnych objawień w Fatimie. W obu tych źródłach czytamy, że grzechami przez które ludzie najczęściej idą do piekła, są grzechy nieczystości, a więc grzechy przeciw moralności i prawu naturalnemu, a nie grzechy przeciwko wierze. Tymczasem tak w czasach św. Alfonsa Liguoriego, jak i objawień w Fatimie (zresztą i jak do tej pory) zdecydowana większość ludzi nie wyznawała nawet chrześcijaństwa, a co to dopiero mówiąc konkretnie: rzymskiego katolicyzmu. Gdyby więc formalne grzechy przeciwko wierze były częstsze niż formalne grzechy przeciwko moralności, to należałoby wówczas powiedzieć, że większość dusz idzie na potępienie właśnie z powodu grzechów przeciwko wierze.
Mirosław Salwowski
***
Grafika została wykorzystana w powyższym artykule za następującym źródłem internetowym: https://www.catholic.com/encyclopedia/heresy