Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: alkohol

  1. Purytanie pili wino i kochali seks

    Możliwość komentowania Purytanie pili wino i kochali seks została wyłączona

    Tak zwany purytanizm powszechnie kojarzony jest z niechęcią do przyjemności i „radości życia”. Mianem postaw „purytańskich” nazywa się więc np. wrogość wobec picia alkoholu czy też niechęć nawet wobec małżeńskiego seksu. W niniejszym tekście pokażę, iż co jak co, ale całkowicie fałszywym stereotypem jest utożsamianie tych dwóch wymienionych powyżej postaw z purytanami i purytanizmem.

    Po pierwsze bowiem: purytanie jak najbardziej aprobowali picie napojów alkoholowych, o ile było to czynione z umiarem (oczywiście nadużycia w tym względzie, czyli pijaństwo ganili i karali).

    Jeden z czołowych przedstawicieli ruchu purytańskiego – Increase Mather (będący w l. 1681 – 1701 prezydentem Uniwersytetu Harvarda) za Ojcami Kościoła mówił:

    Napój sam w sobie jest dobrym stworzeniem Bożym i należy go przyjmować z wdzięcznością, ale nadużywanie napoju pochodzi od szatana; wino jest od Boga, ale pijak jest od diabła” (Cytat za: https://en.wikipedia.org/wiki/Christian_views_on_alcohol, Dostęp: 23. 03. 2024).

    Jak z kolei pisze pan Maciej Kapek w dostępnym w Internecie opracowaniu pt. „Nie tylko czerstwy chleb i fasola. Religijność purytańska a kuchnia Nowej Anglii”:

    Purytanie pili także alkohol, a tawerny stanowiły ważne miejsca w ich społecznościach. Największą popularnością cieszyły się piwo i cydr. Podejście do alkoholu było bardzo podobne do purytańskiego stosunku do jedzenia. Grzechem były pijaństwo i obżarstwo, nie zaś rozsądne i umiarkowane korzystanie z tych dóbr”.

    Bzdurą jest zatem pomawianie purytan o wrogość wobec picia alkoholu. Taka antyalkoholowa postawa owszem pojawiła się w ramach pewnych kręgów protestanckich i postprotestanckich, ale purytanie nie mieli z nią nic wspólnego, gdyż jej początki to XIX wiek, a więc kilka pokoleń po tym jak ostatni z purytan wymarli. Trzeba po prostu uczciwie przyznać, że purytanizm w tym konkretnym aspekcie (czyli stosunku do alkoholu) był bliski tego, co na ów temat tradycyjnie nauczał Kościół katolicki.

    Po drugie: purytanie nie tylko, że nie byli niechętnie nastawieni do małżeńskiej seksualności, ale ją wręcz afirmowali. Jak deklaruje, znawca dziejów purytan i purytanizmu, emerytowany profesor historii Francis J. Bremer:

    Purytanie wierzyli, że wszystko, co stworzył Bóg, jest z natury dobre – łącznie ze stosunkiem płciowym

    Nie byli wrogo nastawieni do seksualności. Postrzegali seks i miłość jako ważne czynniki pomagające mężczyźnie i kobiecie w stworzeniu pełnego pasji związku i jego wzmocnieniu”.

    Jedną rzeczą, która cholernie wszystkich zaskakuje, jest to, że ludziom postawiono zarzuty – zarówno w sprawach kościelnych, jak i cywilnych – o NIE uprawianie seksu ze współmałżonkiem” (Cytat za: https://nypost.com/2016/10/21/the-puritans-really-loved-having-sex/, Dostęp: 23. 03. 2024).

    W tym zaś konkretnym aspekcie można powiedzieć, iż purytanie wyprzedzali nawet o kilka wieków katolicką teologię moralną, która owszem uważała seks w małżeństwie za rzecz moralnie właściwą, jednak jeszcze do 20 wieku niezbyt chętnie zatrzymywała się na przyjemnościach z nim związanych.

    ***

    Dlaczego o tym wszystkim piszę? Czyżbym był skrytym poplecznikiem purytanizmu i dlatego zależy mi na historycznym wybielaniu purytan? Oczywiście, że odpowiedź na to pytanie musi być negatywna, a to choćby dlatego, iż odrzucam i brzydzę się jedną z podstawowych dla purytanizmu doktryn, a więc wyznawaną przezeń kalwinistyczną, „podwójną predestynację”. Owa okoliczność nie uprawnia mnie jednak do zatajania prawdy, jaką znam, a więc faktów historycznych zdecydowanie przeczących pewnym powszechnym, a nieprawdziwym wyobrażeniom na temat tego, czym ma charakteryzować się „purytanizm”. Jak wszak miał mawiać św. Tomasz More, gdyby w jakimś sporze występował po jednej stronie jego ojciec, a po drugiej sam szatan i to ten drugi miałby słuszność, rację należałoby przyznać właśnie szatanowi. Niezależnie więc od tego, ile błędów i herezji nie byłoby po stronie tej czy innej grupy wyznaniowej, w jej krytyce należy trzymać się historycznej prawdy, a nie ją zniekształcać i zakłamywać. W odniesieniu zaś do kwestii alkoholu i (małżeńskiego) seksu purytanie zostali niesprawiedliwie oczernieni oraz zniesławieni. Nie należy – w imię choćby i najświętszych celów – przykładać do tego swej ręki.

    Mirosław Salwowski

    Obrazek został dołączony do powyższego tekstu za następującym linkiem internetowym: https://www.bostonmagazine.com/arts-entertainment/2016/10/18/puritans-and-sex-myth/

  2. Czy cud w Kanie uprawomocnia pijaństwo na weselach?

    Możliwość komentowania Czy cud w Kanie uprawomocnia pijaństwo na weselach? została wyłączona

    W kręgach konserwatywnych katolików dość często można spotkać się z sugestią, iż uczyniony przez Pana Jezusa Chrystusa – podczas wesela w Kanie Galilejskiej – cud przemienienia wody w wino, w rzeczywistości uwiarygadnia tezę, jakoby przynajmniej częściowe upijanie się w trakcie takich imprez miało być moralnie dozwolone. Zwolennicy takiej interpretacji tejże biblijnej historii wskazują na słowa starosty weselnego, który po owym cudzie rzekł:

    Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory” (J 2, 20)

    Ciąg myślowy jest więc tu następujący: 1. Goście weselni byli już podpici; 2. Jezus Chrystus przemienił duże ilości wody (6 kamiennych stągwi, czyli różnie licząc od 472 do 709 litrów) w wino, wówczas gdy goście byli już podpici; 3. A zatem sam Zbawiciel pomógł gościom weselnym w jeszcze dalszym upijaniu się, pokazując przez to, iż takie zachowanie może być moralnie uzasadnione w ramach tym podobnych imprez.

    Choć niektórym ludziom taka interpretacja 2 rozdziału Ewangelii św. Jana może wydawać się wiarygodna, to w rzeczywistości wiąże się z nią kilka poważnych problemów.

    Po pierwsze: Fakt, iż zwrot, który jest w Biblii Tysiąclecia przełożony jako „gdy się napiją” ma swe różne tłumaczenia (również te bardziej sugerujące stan pijaństwa, np. „gdy są już podpici”) może wskazywać na trudność w wiernym i dosłownym jego przetłumaczeniu. Język grecki – w którym pisany był Nowy Testament – ma swe niuanse i zawiłości, których dosłowne oddanie na inne języki narodowe, nie zawsze jest łatwe. Nie wiemy zatem, czy autorowi Ewangelii św. Jana aby na pewno chodziło o przekazanie czytelnikom Pisma świętego informacji, iż uczestnicy wesela w Kanie byli choćby częściowo pijani.

    Po drugie: stępienie bodźców smakowych nie musi wynikać z bycia pijanym bądź „podpitym”, ale może stanowić efekt dłuższego spożywania takiej samej potrawy. Gdybym np. przez 3 dni codziennie pił 0,5 litra wina, to zakładając, że w tym samym czasie – dużo bym jadł i był fizycznie aktywny – wcale bym się przez to nie upił, nie mniej jednak smak owego wina mógłby już dla mnie być znacznie mniej wyrazisty niż na początku. Przypomnijmy zaś, jaką specyfikę miały tradycyjne wesela żydowskie. Otóż zwykle trwały one 7 dni. Pijąc to samo wino przez 3 dni z rzędu można nie być pijanym, ale i tak można już w dużej mierze nie być wrażliwym na jego walory smakowe. Ewangelia św. Jana nie precyzuje co prawda, którego dnia wesela nasz Pan Jezus Chrystus uczynił swój cud, ale gdyby miało to miejsce np. 3 lub 4 dnia, to wówczas zacytowana wyżej uwaga weselnego starosty byłaby łatwa to wytłumaczenia właśnie w świetle nakreślonej wyżej okoliczności.

    Po trzecie: gdyby przyjąć interpretację, iż cud w Kanie Galilejskiej uprawomocnia upijanie się w ramach imprez weselnych, to byłby prawdziwy precedens w kontekście całej Biblii. Pismo święte zawsze bowiem, gdy mówi o pijaństwie, to przedstawia je w negatywnym kontekście i nigdy go nie chwali. Co więcej, natchnieni autorzy potępiają też coś, co dziś nazwalibyśmy mianem „pijackich imprez”. Chodzi o to, co w polskich tłumaczeniach Biblii oddawane jest jako „hulanki”, a co w języku greckim było określane jako kòmos. Słowo to trzykrotnie występuje w Nowym Testamencie i zawsze jest to tam potępiane (patrz: 1 P 4, 3-4; Rz 13, 12-14, Gal 5, 19-21). Jak podaje dzieło “A Greek-English Lexicon of the New Testament” (J. Thayer, 1889, s. 367), w starożytnych tekstach greckich słowo to odnosiło się do:

    „nocnego, hałaśliwego pochodu ku czci Bachusa lub innego bóstwa [albo zwycięzcy igrzysk] — po wieczornej biesiadzie podpici, rozochoceni osobnicy z pochodniami w rękach wychodzili na ulice, by przy muzyce śpiewać i bawić się pod domami swych przyjaciół i przyjaciółek”.

    Jedną z dobrych zasad tradycyjnej egzegezy katolickiej jest to, by bardziej niejasne i dwuznaczne fragmenty Pisma świętego tłumaczyć i wykładać w świetle jego bardziej jasnych i jednoznacznych ustępów. I w tym wypadku wydaje się, że mamy do czynienia właśnie z tego typu sytuacją. A więc z jednej strony mamy niejasny i dwuznaczny fragment z 2 rozdziału Ewangelii św. Jana, który owszem może być interpretowany jako moralne przyzwolenie dla upijania się na weselach; z drugiej jednak strony w całym Piśmie świętym mamy co najmniej kilkanaście fragmentów jasno potępiających pijaństwo.

    Po czwarte: wedle nauczania soborów trydenckiego i watykańskiego pierwszego, zakazanym jest interpretowanie Pisma świętego wbrew jednomyślnej wykładni takowego dokonanej przez Ojców Kościoła:

    Oprócz tego dla poskromienia lekkomyślności myślenia [sobór] po­stanawia, aby nikt w oparciu o własne sądy dotyczące wiary i moralności, należące do gmachu nauki chrześcijańskiej, nie dostosowywał Pisma Świę­tego do swoich opinii, wbrew rozumieniu, które utrzymywała i utrzymuje święta Matka Kościół. Do niego należy podawanie prawdziwego sensu i wy­jaśnianie Pisma Świętego. Niech też nikt nie komentuje Pisma Świętego wbrew jednomyślnej opinii ojców, nawet gdyby komentarze takie nigdy nie miały być publikowane. Ordynariusze ujawnią takie przypadki i na winnych nałożą kary ustanowione w prawie. (Sobór Trydencki, Sesja 4, 2. Podkreślenie moje MS).

    Podobnie przyjmuję Pismo św. według tego znaczenia, w jakim je pojmowała i pojmuje święta Matka Kościół, do którego należy wydanie sądu o prawdziwym znaczeniu i wyjaśnianiu Pisma św. Nigdy nie będę go pojmował i wyjaśniał inaczej, jak zgodnie z jednomyślnym przekonaniem Ojców (Trydenckie wyznanie wiary zostało ogłoszone bullą papieża Piusa IV „Iniunctum nobis” z 13 listopada 1564 roku oraz powtórzone przez bł. Piusa IX w czasie 2 sesji Soboru Watykańskiego I, Podkreślenie moje – MS).

    Jeśli zatem katolik, chce interpretować 2 rozdział Ewangelii św. Jana jako moralną aprobatę dla pijaństwa na imprezach weselnych, to wypadałoby, aby wskazał choć jednego Ojca Kościoła, który by w tym podobny sposób wykładał ową część Biblii. Jeśli zaś czegoś takiego uczynić nie można, a przeciwnie bez problemu da się wykazać, iż wielu Ojców Kościoła potępiało pijaństwo – to bez rozróżnień na takie sytuacje jak wesela – tego typu wykładanie wspomnianego fragmentu Pisma świętego, przynajmniej co do swego ducha, przypomina raczej protestancką zasadę prywatnej interpretacji oraz „Sola Scriptura”, nie zaś tradycyjnie katolickie podejście do Biblii.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:
    Jak powinny wyglądać katolickie wesela?

    Ks. Jakub Wujek o ulubionej Ewangelii pijaków

    Św. Augustyn: Lepiej umrzeć niż się upić

    Św. Cezary z Arles: “Zło pijaństwo jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe”

    Ps. Grafika wykorzystana została w tekście za następującym linkiem internetowym: https://sspx.org/en/news-events/news/canas-wedding-lessons-matrimony-3128

  3. Czy chrześcijanie powinni przestrzegać praw tyczących się alkoholowej prohibicji?

    Możliwość komentowania Czy chrześcijanie powinni przestrzegać praw tyczących się alkoholowej prohibicji? została wyłączona

    Jestem na tyle długo blisko światka konserwatywnych i tradycyjnych katolików, by wiedzieć/wyczuwać, iż istnieje w takowym problem tyczący się recepcji katolickiej doktryny tyczącej się tak alkoholu, jak i posłuszeństwa prawu oraz rządzącym. Ujmując tę kwestię bardziej konkretnie: takowi katolicy nieraz ignorują pochwały dobrowolnej abstynencji płynące od papieży, biskupów i teologów oraz znacząco poszerzają sobie granice, w których dozwolone moralnie jest bycie nieposłusznym władzom. Z połączenia zaś tych dwóch trendów wychodzi czasami teza o tym, jakoby całkowicie dopuszczalne moralnie było bycie nieposłusznym tym prawom cywilnym, które zakazują bądź znacząco ograniczają możliwość legalnego spożywania alkoholu, zawsze wtedy, gdy uzna się takie restrykcje za niesłuszne. W praktyce takie myślenie może prowadzić nie tylko do raczenia się alkoholem w krajach, gdzie obowiązuje całkowita lub prawie całkowita prohibicja (vide: państwa muzułmańskie). Przyjęcie takiej perspektywy może usprawiedliwiać też ignorowanie niezbyt daleko idących ograniczeń w sprzedaży i konsumpcji alkoholu, a więc np. zakazu podawania trunków osobom poniżej 18 roku życia (czyż wszak i 16-letni chłopcy nie mogą pić z umiarem?).

    W niniejszym artykule zamierzam pokazać argumenty przemawiające za tym, iż nakreślony wyżej sposób myślenia jest błędny, a dobrzy katolicy powinni – zasadniczo rzecz biorąc – przestrzegać nawet tych obiektywnie przesadzonych i niesłusznych – zakazów i ograniczeń tyczących się handlu i spożywania alkoholu, o ile takowe są ustanawiane przez legalnie rządzących.

    ***

    Chętnie przyznam, iż w powyższym modelu myślenia odnoszącym się do “alkoholowych zakazów” tkwią pewne “ziarna prawdy”. Picie alkoholu z umiarem, ostrożnością i rozwagą może być moralnie dobre. Władze cywilne powinny zaś raczej zakazywać (niektórych) złych moralnie działań aniżeli tych, które są dobre. A zatem jako wniosek z połączenia tych dwóch przesłanek może się jawić następująca konkluzja: rządzący zabraniający bądź poważnie ograniczający coś, co jest moralnie dobre, postępują niesprawiedliwie, a więc w tym aspekcie nie należy im się nasze posłuszeństwo. Przyjęcie takiego spojrzenia na tę sprawę jest kuszące, ale polega na bardzo daleko idących uproszczeniach. Po pierwsze bowiem, nie jest tak, iż władze cywilne mają moralne prawo zakazywać tylko tych z ludzkich działań, które są poważnie i wewnętrznie złe (czyli są niegodziwe w każdych okolicznościach). Rządzący mają prawo mocno ograniczać, a czasami nawet zabraniać, również te z aktów, które mogą być w pewnych okolicznościach dobre, ale z którymi wiąże się bardzo poważne ryzyko ich nadużycia. Przykładowo, jazda samochodem z prędkością 120 km na godzinę w terenie zabudowanym może być moralnie dobra (np. gdy ściga się groźnego terrorystę), ale to nie znaczy, że państwo nie ma prawa zakazać ogółowi obywateli takiego działania. Podobnie, nie jest czymś wewnętrznie złym być posiadaczem czołgu, co nie jest jednak równoznaczne z tym, iż rządzący nie mają uprawnienia do wydania zakazu handlu czołgami w kontekście bardziej zwyczajnych kontaktów międzyludzkich. Po prostu im istnieje większe ryzyko nadużycia danej rzeczy/zachowania, tym legalne władze mają większe prawo by je ograniczać, a może i czasami nawet całkowicie zakazywać. Bo powiedzmy sobie szczerze, czy społeczeństwo, w którym każdy dorosły człowiek mógłby kupić sobie czołg albo jeździć z prędkością 120 km na godzinę w terenie zabudowanym, byłoby społeczeństwem lepszym i bezpieczniejszym? Podobnie więc fakt, iż picie alkoholu może być moralnie dobrym zachowaniem, nie oznacza, iż władze cywilne nie mają prawa wprowadzać w tym zakresie mniej lub daleko idących ograniczeń i restrykcji. Wiedzą powszechną jest wszak, że istniało i istnieje wiele nadużyć z tym związanych, a zatem mądrzy oraz roztropni władcy powinni próbować dostosować skalę prawnych ograniczeń tego się tyczących do poziomu niebezpieczeństwa występowania takowych nadużyć. W pewnych zresztą okolicznościach za moralnie uprawnione można śmiało uznać wprowadzenie całkowitego zakazu handlu alkoholem. Przykładem takiej sytuacji może być historia północnoamerykańskich Indian, którzy przez wieki, żyli bez napojów alkoholowych, przez co ich organizmy oraz zwyczaje nie były przystosowane do ich spożywania. Gdy więc niektórzy z białych i europejskich handlarzy podawali tym ludziom alkohol, ci bardzo szybko degradowali się przez to tak moralnie, jak i fizycznie. Widząc ten problem, władze części z angielskich kolonii całkowicie zakazały sprzedaży napojów alkoholowych Indianom. Czy można mieć o to do nich pretensje? Bynajmniej! Tacy rządzący postąpili mądrze, widząc, iż ryzyko spożywania alkoholu dla Indian jest zbyt wielkie i dlatego należy całkowicie zabronić sprzedaży trunków tym ludziom. Podobnie zresztą i dziś, mało kto by uznał za niesprawiedliwe całkowite zakazanie podawania alkoholu dzieciom do 7 roku życia. Nie każde więc poważniejsze ograniczenie czy nawet całkowity zakaz tyczący się alkoholu musi być prawem niesprawiedliwym. A jeśli nie potrafimy pokazać, iż dane przepisy prawne są jawnie niesprawiedliwe, to powinnyśmy być im w sumieniu posłuszni. W wypadku bowiem wątpliwości, czy prawo jest sprawiedliwe, czy niesprawiedliwe, słuszność należy przypisywać władzom cywilnym:

    Na tej to zasadzie ojcowie i pasterze kościoła, ustawnie skłaniali wiernych do płacenia podatków, nauczając ich, że nie można być nigdy nieposłusznym prawom krajowym, chyba gdyby wymagały rzeczy sprzecznych z moralnością i religią, lub były oczywiście niesprawiedliwymi. Na przypadek wątpliwości, należy przechylać się na korzyść prawodawcy i oświadczyć się za prawem” (Patrz: Kardynał Gousset, Teologia moralna dla użytku plebanów i spowiedników, Warszawa 1858, s. 61)

    Nie jest więc tak, iż w przypadku jakiejkolwiek wątpliwości co do sprawiedliwości poszczególnych praw cywilnych, mamy jako chrześcijanie uprawnienie do bycia im nieposłusznymi. To dopiero oczywisty charakter takiej niesprawiedliwości, daje nam (i to ograniczone, jak zostanie wskazane niżej) moralne prawo do bycia nieposłusznymi. Któż jednak poważy się utrzymywać, iż takie prawne ograniczenia w handlu alkoholem jak “nocna prohibicja” (vide: zakaz sprzedaży trunków w godzinach nocnych) czy karalność podawania takowych napojów młodzieży do lat 18 (czy choćby 21, jak to miejsce np. w USA) są przykładami praw “jawnie niesprawiedliwych”?!?

    ***

    Ktoś może się jednak uprzeć, iż prawa w rodzaju “amerykańskiej prohibicji” z lat 1918-1933 czy też antyalkoholowe przepisy obowiązujące w części krajów islamskich stanowią właśnie przykład “jawnej niesprawiedliwości”, gdyż – przynajmniej w przypadku tych drugich – stoi za nimi błędna doktrynalnie intencja traktująca nawet umiarkowane spożywanie alkoholu jako coś per se złego i grzesznego. Nawet jednak gdyby w ten sposób kwalifikować tego rodzaju przepisy (do czego nie jestem przekonany w 100 procentach), to nie każda “jawna niesprawiedliwość” upoważnia chrześcijan do bycia nieposłusznymi. Święty Tomasz z Akwinu wyróżniał w tym względzie dwa rodzaje niesprawiedliwych praw. Pierwsze to takie prawa, które wprost nakazują nam czynić coś sprzecznego z Prawem Bożym lub naturalnym. Na przykład, władca poleca swym poddanym czcić bożki, cudzołożyć, zabijać niewinnych, sodomizować się. Rzecz jasna, w tego typu przypadkach, nie tylko mamy prawo, ale istnieje po naszej stronie ścisły moralny obowiązek bycia nieposłusznymi. Zakazywanie jednak handlu alkoholem czy jego spożywania, z pewnością jednak to takich sytuacji nie należy, gdyż powstrzymanie się choćby od umiarkowanego picia nie jest materią grzechu – w przeciwnym razie wszak i np. św. Jan Chrzciciel byłby grzesznikiem, gdyż nie pił on “wina ani sycery” (por: Łukasz 1,15).

    Drugim rodzajem praw niesprawiedliwych są takie przepisy, które (cytując Tomasza z Akwinu):

    są sprzeczne z dobrem ludzi. W przeciwieństwie do praw sprawiedliwych są z tymże dobrem sprzeczne: albo ze względu na cel, gdy np. jakiś naczelnik nakłada swoim poddanym uciążliwe prawa nie służące pożytkowi wspólnemu ale raczej zaspokajaniu własnej pożądliwości lub dla własnej chwały; albo z powodu ich twórcy; np. gdy ktoś w wydawaniu prawa wychodzi poza granice powierzonej sobie władzy

    Jednakże w przypadku tego typu niesprawiedliwości obywatele nie tylko, że nie są zobowiązani do nieposłuszeństwa, ale nawet nie zawsze do niego mają moralne prawo:

    Stąd też takowe prawa nie obowiązują w sumieniu, chyba dla uniknięcia zgorszenia (represji?) lub zamieszek. Z tego bowiem powodu człowiek powinien zrzec się nawet swoich uprawnień, stosownie do nauki Pańskiej:Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków idź dwa tysiące. Temu, kto chce wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz” (patrz: Mt 5, 40-41) (Św. Tomasz z Akwinu, podkreślenie moje – MS)

    A zatem np. ze względu na niebezpieczeństwo dawania zgorszenia należy przestrzegać tego rodzaju niesprawiedliwych przepisów. Gdyby więc jakieś bardzo daleko idące prawa “antyalkoholowe” uznać za rzeczywiście będące “jawnie niesprawiedliwymi”, to sama ta okoliczność jeszcze nie dawałaby chrześcijanom bezwzględnego prawa do opierania się nim. Jeśliby z takiego nieposłuszeństwa miałoby wyniknąć np. zgorszenie dla innych, to należałoby raczej być posłusznym niesprawiedliwemu prawu. O zgorszenie zaś w przypadku alkoholu nie jest trudno, a to właśnie ze względu na nadużycia, które często towarzyszą jego spożywaniu. Pomyślmy, czy aby na pewno dobrym świadectwem – dajmy na to dla muzułmanów – byliby ci chrześcijanie, którzy nie mogliby się powstrzymać od picia napojów alkoholowych, nawet w sytuacji, gdy groziłyby im za to kary i represje? Czyż taka postawa chrześcijan nie dawałaby muzułmanom słusznego powodu, by postrzegać tych pierwszych jako osoby mocno niepowściągliwe i mające duże trudności z kontrolowaniem picia alkoholu? Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć nauczanie św. Pawła Apostoła:

    Dobrą rzeczą jest nie jeść mięsa i nie pić wina, nie czynić niczego, co twego brata razi ” (Rzymian 14, 21).

    Co prawda, muzułmanie na płaszczyźnie nadprzyrodzonej nie są naszymi braćmi, to jednak myślę, iż duch owej apostolskiej doktryny może być łatwo zastosowany także do nich. Zresztą w Nowym Testamencie wiele razy powtarza się wezwanie, by być dobrym przykładem również dla pogan i niewierzących (np. 1 Piotr 2, 12; 1 Tymoteusz 3, 7; Tytus 2, 3-5; Rzymian 2, 17-24).

    W tym kontekście warto zresztą zacytować jednego z męczenników II wojny światowej, bł. Franciszka Jägerstättera (który został stracony za moralnie uprawnione nieposłuszeństwo wobec władzy):

    Nie wolno nam także zapominać, że powinniśmy być posłuszni władzy świeckiej, nawet wówczas, gdy jest to niezmiernie trudne. Należy okazywać wierne posłuszeństwo świeckim władcom i przełożonym, mimo częstego wrażenia, że jesteśmy traktowani przez władzę niesprawiedliwie. (…) Przykazania boskie mówią nam wprawdzie, że powinniśmy okazywać posłuszeństwo także zwierzchności świeckiej, nawet jeśli nie jest natury chrześcijańskiej, ale tylko do momentu, gdy nie narzuca nam nic złego. Bogu należy się większe posłuszeństwo niż człowiekowi”  (Cytat za: Erna Putz, „Boży dezerter. Franz Jägerstätter 1907 – 1943„, Warszawa 2008. s. 300 – 301).

    ***

    A zatem podsumowując: trudno jest stwierdzić, by nawet daleko idące restrykcje w handlu alkoholem były przepisami o charakterze jawnie niesprawiedliwym. Gdyby nawet jednak niektóre z nich należałoby w ten sposób zakwalifikować (w co osobiście wątpię), to i tak ze względu na poważne ryzyko zgorszenia dawanego swym bliźnim, należałoby im być raczej posłusznym aniżeli nieposłusznym.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    O posłuszeństwie władzy i granicach tego posłuszeństwa

    Przeciwko mentalnej anarchii i upadkowi zasady szacunku wobec władzy

    Św. Tomasz z Akwinu: Czy prawo ludzkie obowiązuje w sumieniu?

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    ___

    Źródło grafiki wykorzystanej w artykule:

    https://www.dts24.pl/nowy-sacz-czy-wroci-mozliwosc-alkoholowych-zakupow-noca-oddajemy-glos-czytelnikom/

  4. O tym dlaczego pijaństwo jest (prawdopodobnie) gorsze od aktów homoseksualnych

    Możliwość komentowania O tym dlaczego pijaństwo jest (prawdopodobnie) gorsze od aktów homoseksualnych została wyłączona

    W świetle katolickiego nauczania moralnego jest jasne, iż zarówno tzw. doskonałe pijaństwo (czyli te związane z całkowitą utratą kontroli rozumu), jak i akty homoseksualne (tradycyjnie zwane: sodomią) są materią grzechu ciężkiego, w związku z czym ci, którzy popełniają takie czyny, w bardzo poważny sposób narażają się na karę wiecznego potępienia. W oparciu o autorytet Pisma świętego tak ową sprawę ujmował chociażby ojciec i doktor Kościoła, św. Cezary z Arles:

    Bracia najdrożsi! Ludzie dlatego się upijają z taką łatwością, bo uważają, że pijaństwo jest małym grzechem, albo w ogóle nim nie jest. Ale za tę niewiedzę najbardziej kapłani zdadzą sprawę w dzień sądu, jeżeli zaniedbują głoszenia kazań powierzonemu sobie ludowi o tym, jakie i jak wielkie jest zło wypływające z pijaństwa. Kto więc uważa, że pijaństwo jest małym grzechem, jeżeli się nie poprawi i nie będzie czynił pokuty za swe pijaństwo, nie minie go wieczna kara. Dręczyć go będzie kara bez ulgi razem z cudzołożnikami i zabójcami, zgodnie z tym, co dobrze wiecie, jak Apostoł głosił: << Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani lubieżnicy, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani chciwcy, ani cudzołożnicy, ani  pijacy nie odziedziczą Królestwa Bożego>> ( 1 Koryntian 6: 9 – 10). Patrzcie, że pijaków zrównał Apostoł z rozpustnikami, bałwochwalcami, homoseksualistami i cudzołożnikami. Powiedział również: << Nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości >> (Efezjan 5: 18). Dlatego też niech  każdy  sobie określi i rozważy, czy pijaństwo jest grzechem ciężkim, a wówczas pijaństwo, nigdy nie będzie mogło go pokonać albo z trudnością (…).

    Pijaństwo, jak studnia prowadząca do piekła, wszystkich gubi, jeżeli nie następuje godna pokuta, a po niej poprawa, tak mocno ich trzyma w sobie, że nie pozwala im zupełnie wydostać się z ciemności studni piekielnej na światło czystości i trzeźwości“.

    Cytat za: Św. Cezary z Arles, “Kazania do ludu (1-80)”, Kraków 2011, ss. 272 – 273; 277.

    Jako jednak, że i pośród grzechów ciężkich nie wszystkie są sobie równe, można słusznie zapytać, co jest materią cięższego grzechu: tzw. doskonałe pijaństwo czy akty homoseksualne (sodomia)? W niniejszym tekście zamierzam przedstawić argumenty wskazujące na tezę, iż to jednak tzw. doskonałe pijaństwo jest grzechem cięższym niż sodomia.

    A więc:

    1. Pijaństwo można zaliczyć do grzechów przeciw V Przykazaniu, a sodomię do grzechów przeciwko VI Przykazaniu. Co prawda nie jest to kryterium absolutne i zawsze niezawodne, ale ogólnie rzecz biorąc ciężkość danych niemoralnych czynów mierzy się tym, przeciwko którym z hierarchii Bożych przykazań owe grzechy występują. Na przykład bałwochwalstwo jest większym złem niż morderstwo, albowiem narusza ono I Przykazanie. Z kolei morderstwo jest większym grzechem niż nierząd, cudzołóstwo, sodomia, kłamstwo czy kradzież – na tej samej zasadzie.

    2. Pijaństwo wydaje się po prostu wywoływać więcej szkód i krzywd tak dla pijącego, jak i jego otoczenia, niż sodomia. Mam tu myśli choćby więcej chorób z niego wynikających oraz więcej pobocznych grzechów, które często czyni się w wyniku upojenia alkoholowego. Nałogowy pijak będzie miał też znacznie większe problemy w zwyczajnym funkcjonowaniu społecznym (praca, rodzina, etc.) niż choćby nałogowy sodomita.

    3. Pijaństwo bardziej zaciemnia rozum niż akty sodomii.

    4. Nie przekonuje mnie, że akty sodomii są “przeciw naturze”, a już akty pijaństwa rzekomo niby nie są? Czy bowiem np. wymiotowanie wskutek pijaństwa albo uczucia tzw. kaca nie wskazują już na to, że akt upicia się jest sprzeczny z rozumowym celem naturalnego pragnienia picia? Czy stworzona przez Boga w ten sposób natura nie informuje nas, iż upijanie się jest nienaturalne?

    5. Nie przekonuje mnie, iż akty sodomii mają być cięższe od pijaństwa, gdyż “tradycyjnie” (konkretnie od XVI wieku) są one zaliczane do katalogu “grzechów wołających o pomstę do nieba“, a pijaństwo nie jest do takowych zaliczane. Po pierwsze bowiem ów tradycyjny katalog nie jest katalogiem zamkniętym i wyłącznym. Nie jest wykluczone, że pewne złe czyny będą w przyszłości do niego dopisane. Pismo święte informuje nas jeszcze o przynajmniej jednym występku wołającym o pomstę do nieba, o którym katechizmy tradycyjnie milczą. Chodzi mianowicie o grzech krwawego prześladowania chrześcijan. W Apokalipsie św. Jana czytamy wszak, iż “dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli” wołały do Boga o karę za ich niewinnie przelaną krew: “Jak długo jeszcze Władco święty i prawdziwy nie będziesz sądził i wymierzał za krew naszą kary tym, co mieszkają na ziemi? (tamże: 6, 10). Po drugie: ateizm, bałwochwalstwo i satanizm są grzechami cięższymi od morderstwa i sodomii, a jednak nie są tradycyjnie ujmowane w wyliczeniach “grzechów wołających o pomstę do nieba”.

    Piszę o tym wszystkim bez większego entuzjazmu. A to dlatego, że w kręgu mych odbiorców nie znajdzie ów pogląd poklasku, gdyż konserwatywni katolicy prawdopodobnie znacznie częściej się upijają niż sodomizują. Ponadto na płaszczyźnie emocjonalnej mniej więcej równo brzydzę się tak pijaństwem jak i sodomią. Nie od rzeczy będzie tu też wspomnieć, iż działacze LGBT nieraz grozili mi sądami oraz prokuraturą za me wypowiedzi odnoszące się np. do słuszności prawnej kryminalizacji sodomii. Trzeba się jednak wznieść ponad własne emocje i spróbować na rozmaite kwestie patrzeć bardziej rozumowo i obiektywnie. I właśnie z takiego rozumowego oraz obiektywnego patrzenia na te dwie rzeczy wychodzi mi taka a nie inna ocena tych spraw.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    Pijaństwo (nie mylić z umiarkowanym piciem) powinno być kryminalizowane

    Czy Pan Jezus w Kanie Galilejskiej pobłogosławił pijaństwo?

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    Św. Cezary z Arles: “Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe”

    Św. Jan Chryzostom: Wino jest od Boga, pijaństwo od diabła

    O tradycyjnie chrześcijańskiej kulturze picia alkoholu

    Obrazek został użyty w tekście za następującym źródłem internetowym:
    https://philosiblog.com/2014/03/08/drunkenness-is-nothing-but-voluntary-madness/

  5. O sierpniowej abstynencji kilka słów i rozróżnień

    Możliwość komentowania O sierpniowej abstynencji kilka słów i rozróżnień została wyłączona

    Rozpoczął się sierpień, czyli tzw. miesiąc trzeźwości. Jest to inicjatywa ustanowiona w 1984 roku przez lokalny kościół w Polsce, w ramach której zachęca się polskich katolików do abstynencji właśnie w owym czasie. Warto przy tym dokonać pewnych rozróżnień, wyjaśnień i uszczegółowień.

    1. To, że historycznie rzecz biorąc, dany kościół lokalny wyszedł z jakąś inicjatywą już po Soborze Watykańskim II, nie oznacza, że z samego założenia coś takiego jest podejrzane. Zachęcanie do tego, by wierni na pewien czas wstrzymywali się od rzeczy dobrych i dozwolonych, ale z drugiej strony często dla wielu ludzi poważnie ryzykownych i niebezpiecznych (a właśnie tak należy postrzegać picie alkoholu) jak najbardziej mieści się w logice długiej przedsoborowej tradycji podejmowania rozmaitych wyrzeczeń, umartwień i postów podejmowanych w imię walki o większe dobro. Na tym podobnych zasadach wszak Kościół powszechny nawet zakazywał (a nie tylko zniechęcał) wiernym odbywania stosunków małżeńskich w określonych porach roku czy też zabraniał spożywania mięsa, a także nabiału w piątki i Wielkim Poście. Także w samym Piśmie świętym możemy odnaleźć wyraźne ślady tym podobnego myślenia oraz postawy. Przykładowo św. Paweł Apostoł pisał: Jeśli więc pokarm gorszy brata mego, przenigdy nie będę jadł mięsa, by nie gorszyć brata (1 Kor 8, 13). W Biblii mamy też przykłady wielkich sług i służebnic Boga, którzy w sposób całkowity powstrzymywali się od picia napojów alkoholowych, np. św. Jan Chrzciciel (por. Łk 1, 15); Samson (por. Sdz 13, 17); Judyta (por. Jdt 12, 2-9); Nazarejczycy (por. Lb 6, 3).

    2. Sierpień – wbrew wykrętom niektórych i pewnym niejasnościom semantycznym jest miesiącem, w którym lokalny kościół zachęca do całkowitego (a nie tylko umiarkowanego picia) zrezygnowania z alkoholu. Umiar, rozsądek i ostrożność w piciu alkoholu są moralną powinnością w każdym dniu i miesiącu roku.

    3. Nie ma nic błędnego i heretyckiego w zachęcaniu wiernych by przez pewien czas zrezygnowali całkowicie z picia alkoholu – o ile nie wypływa to z przekonania, iż nawet umiarkowane picie trunków jest wewnętrznie złe. Tak jak nie było niczego błędnego i heretyckiego w zobowiązywaniu wiernych do powstrzymywania się od stosunków małżeńskich w określonych porach roku – póki nie wypływało to z przekonania, iż seks jest wewnętrznie zły.

    4. Nie należy zarzucać kalwinistom i purytanom, iż byli przeciwnikami picia alkoholu, gdyż, historycznie rzecz biorąc, jest to nieprawdą i fałszem, a zatem świadome powtarzanie tej nieprawdziwej tezy jest oszczerstwem, z którego należy się poprawić i za które należy zadośćuczynić.

    5. Stawianie na tym samym poziomie czy lekceważenie szkód wynikających z nadużywania alkoholu poprzez wskazywanie na to, iż również nadużycia w zakresie jedzenia czy palenia tytoniu powodują rozmaite komplikacje, jest niezwykle słabym argumentem. Pijaństwo jest znacznie bardziej szkodliwe np. od przejadania się czy palenia papierosów, gdyż oprócz szkód fizycznych powoduje też rozliczne szkody psychiczne, emocjonalne, moralne i społeczne. Osoba, która zjadła na raz za dużo słodyczy, nie pójdzie pobić/zabić/zgwałcić drugiego człowieka. Po przebraniu miary w alkoholu zdarza się to niejednokrotnie.

    6. Oczywiście, trudno jest powstrzymać się od gorzkiego śmiechu gdy porówna się sierpniowe zachęty do abstynencji kierowane do wiernych z faktem, iż hierarchiczna część lokalnego kościoła w Polsce sama niejednokrotnie miała problemy nie tyle z zachowaniem abstynencji, co z karygodnym, obrzydliwym pijaństwem (vide: abp Głódź, biskup Jarecki, itd.). Złe czyny przewodników duchowych z samej zasady nie czynią fałszywymi ich nauczania. Czasami wręcz przeciwnie, nawet podkreślają jego prawdziwość. Psychologicznie wszak rzecz biorąc, ludzie mają silną tendencję do usprawiedliwiania tych grzechów, które sami popełniają. Gdy zaś pomimo popełniania samemu danych grzechów nie rezygnuje się z nauczania o ich szkodliwości, to w pewien sposób właśnie nawet podkreśla prawdziwość tej doktryny. Wspomnijmy w tym miejscu na słowa naszego Pana Jezusa Chrystusa, który mówił swego czasu o faryzeuszach: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią (Mt 23, 3).

    7. Kto mimo sierpniowych zachęt do abstynencji chce pić z umiarem, niech to czyni (nie popełni wtedy nawet “materialnego grzechu”), jednak obnoszenie się z czymś takim i to jeszcze w duchu wyraźnej kontry do zachęt lokalnego kościoła jest co najmniej niestosowne.

    Mirosław Salwowski
    ***

    Źródło obrazka wykorzystanego w tekście:
    https://sw.gov.pl/aktualnosc/zaklad-karny-nr-2-w-grudziadzu-sierpien-miesiacem-trzezwosci

    ***

    Przeczytaj też:

    Polscy biskupi nie propagują “kalwinistyczno-purytańskiej” herezji abstynencji

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    O tradycyjnie chrześcijańskiej kulturze picia alkoholu

    Św. Cezary z Arles: Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe

  6. Pijaństwo (nie mylić z umiarkowanym piciem) powinno być kryminalizowane

    Możliwość komentowania Pijaństwo (nie mylić z umiarkowanym piciem) powinno być kryminalizowane została wyłączona

    O ile wielu ludzi dostrzega szkody społeczne będące efektem pijaństwa, o tyle bardzo rzadko zdarza się, by ktoś popierał wprowadzenie prawnej karalności (choćby i “tylko” prywatnego) upijania się. W tym artykule zamierzam wskazać na argumenty przemawiające za rozważeniem słuszności takiego postulatu.

    A więc po pierwsze, za kryminalizacją pijaństwa przemawia fakt, iż jest to zachowanie bardzo niebezpieczne dla otoczenia. Nie muszę chyba w tym miejscu rozwodzić się nad tym, ile przestępstw, różnego rodzaju wypadków i chorób powstaje w wyniku upijania się. I wskutek tego grzechu cierpią nie tylko sami pijacy, ale również osoby postronne i niewinne, np. żony i dzieci takich ludzi, ofiary wypadków komunikacyjnych, etc. Pijaka można więc przyrównać do chodzącej i tykającej bomby zegarowej. Nawet jeśli będziemy mieli szczęście, że w danych okolicznościach taka bomba nie wybuchnie i nikogo nie zrani, to ryzyko wystąpienia jej eksplozji jest duże. Podając jeszcze inną analogię: osoba pijana jest jak pirat drogowy – nawet jeśli danego dnia taki “pirat” nikogo nie skrzywdzi, to jego działanie stwarza innym wielki dyskomfort na drodze, a poza tym jest dla nich bardzo niebezpieczne. Libertarianie oraz liberałowie mogą twierdzić, że zachowania niebezpieczne społecznie nie powinny być kryminalizowane, dopóki nie naruszają w bezpośredni sposób czyjejś wolności – ale brakiem zdrowego rozsądku jest utrzymywać taki pogląd! Równie dobrze można by wszak mówić, że jazda po pijanemu nie powinna być prawnie karalna aż do momentu, gdy dany kierowca nie spowoduje wypadku na drodze. Któż jednak w imię “poszanowania wolności” pijaków godziłby się na taki absurd?!?

    Po drugie: pijaństwo często wiąże się z naruszaniem obowiązków sprawiedliwości, jakie zaciągamy wobec swych bliźnich. Mam tu na myśli mężów i ojców, którzy wydają pieniądze na upijanie się, kosztem wydatków potrzebnych dla ich żon oraz dzieci. Można powiedzieć, że w zasadzie każda złotówka, którą pijak przeznacza na swój grzech, a którą powinien wydać na potrzeby swej rodziny, stanowi w rzeczywistości okradanie swej żony i dzieci. Dlatego też tradycyjni moraliści twierdzili, że żony mężczyzn, którzy roztrwaniają pieniądze, mają moralne prawo potajemnie zabierać im pieniądze i nie będzie to z ich strony kradzieżą. Przykładowo, kardynał Thomas M.J. Gousset pisał na ów temat rzecz następującą:

    (…) Nie należy jednak uważać za winną kradzieży żonę, która bierze z dóbr spólności ile jej potrzeba na skromne utrzymanie stosowne do jej stanu, na przyzwoite ubranie dzieci, i inne rzeczy niezbędne dla rodziny, skoro mąż marnotrawca lub skąpiec, nie opatruje ich potrzeb koniecznych.

    Kardynał Gousset, „Teologia moralna dla użytku plebanów i spowiedników”, Tom I, Warszawa 1858, s. 238.

    Któż zaś ośmieli się przeczyć temu, że zachowania poważnie niesprawiedliwe, niebezpieczne oraz szkodliwe dla innych nie powinny być przedmiotem karnych represji ze stron władz cywilnych?

    ***

    Oczywiście, zdaje sobie sprawę z tego, iż powyższe moje wywody mogą nie wyczerpywać tematu i wobec zasadności prawnego karania pijaństwa niektórzy ludzie będą podnosić pewne argumenty. Postaram się poniżej odpowiedzieć na kilka z możliwych takich kontrargumentów.

    Nawet Prawo Mojżeszowe, które nakazywało karanie wielu grzechów, nie przewidywało karalności pijaństwa.

    Nie jest to prawdą. Prawo Mojżeszowe nakazywało karać (i to śmiercią) przynajmniej za niektóre przypadki pijaństwa. W Starym Zakonie czytamy wszak:

    Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny,  ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, i powiedzą starszym miasta: Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu. Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się” (Pwt 21, 18-21 – podkreślenie moje MS).

    Z powyższego Bożego przykazania widzimy zatem, iż pijaństwo miało być karane śmiercią w przypadku, gdy było ono połączone z rozpustą oraz uporczywym nieposłuszeństwem wobec napomnień rodzonego ojca i matki. Nie należy zatem szukać w Piśmie świętym jakiegoś naturalnego prawa do braku kary za pijaństwo ze strony władz cywilnych.

    Poza tym nawet gdyby Prawo Mojżeszowe nie nakazywało nigdy i w żadnym wypadku karać pijaństwa (co nie jest – jak już wyżej wskazałem – prawdą), to i tak nie byłby to jeszcze rozstrzygający argument przeciwko wprowadzeniu takich praw przez chrześcijańskich władców. Prawo Mojżeszowe, choć bowiem było dobre, mądre i sprawiedliwe, to nie we wszystkich swych aspektach reprezentowało tak wysoki poziom moralności co księgi Nowego Testamentu. A z wyższej moralności Nowego Przymierza płyną też czasami konkluzje o charakterze prawnych wskazań dla chrześcijańskich rządzących. Przykładowo, Prawo Mojżeszowe tolerowało rozwody oraz poligamię, ale władcy chrześcijańscy – na ile w danych okolicznościach będzie to roztropne – powinni dążyć do prawnego zakazania tych rzeczy.

    Tradycja krajów katolickich w ciągu wieków nie przewidywała kryminalizacji prywatnie czynionego pijaństwa.

    To też nie jest do końca prawdą, ale nawet gdyby tak było to i tak nie byłby to jeszcze decydujący argument. Czasami bowiem, kraje katolickie potrzebowały wielu wieków, by dojrzeć do uznania słuszności realizacji pewnych prawnych postulatów. Dobrym tego przykładem jest zakaz niewolnictwa, który w krajach katolickich został – miejmy nadzieję ostatecznie – zaprowadzony w XIX wieku.

    A przytoczony kontrargument nie jest do końca prawdą, gdyż da się pokazać przykłady katolickich władców, którzy – czasami aż do przesady – zwalczali za pomocą prawnych represji nawet prywatne pijaństwo. Na czele takowych wymienić należy Brzetysława I Czeskiego (1002 -1055), który to w wydanych przez siebie dekretach nakazał przyłapanych na piciu poddanych wtrącać do więzień aż do czasu zapłacenia przez nich do książęcego skarbca kwoty 300 denarów (Link do informacji na ten temat znajduje się w tym miejscu). Niestety nie dotarłem do informacji na temat tego, czy pod pojęciem “przyłapanych na piciu” należało tu uważać osoby tylko upijające się, czy też pijące z umiarem (w tym drugim wypadku byłaby to oczywiście przesada), jednak, tak czy inaczej, wychodzi na to, że pośród władców katolickich był co najmniej jeden, który karał nawet prywatne pijaństwo. Jako przykład innego z katolickich władców, który zachęcał do prawnego represjonowania pijaństwa, podać można króla Francji św. Ludwika IX, który to w liście do swego syna pisał:

    (…) troszcz się aby grzech został unicestwiony w twoich ziemiach, to znaczy bluźnierstwa i wszystkie rzeczy, które czyni się lub mówi przeciw Bogu, Najświętszej Marii Pannie i świętym, grzechy cielesne, gry w kości, tawerny, lub inne grzechy. Zgnieć wszystko to w swojej ziemi roztropnie i w dobry sposób” (podkreślenie – moje MS).

    Patrz:  Jean de Joinville, „Czyny Ludwika Świętego króla Francji”, Warszawa 2002, s. 212-213.

    Jeśli chodzi o bardziej duszpasterskie działania to mogę tu powołać się na przykład św. Franciszka Ksawerego, który na prowadzonych przez siebie misjach nakazywał wtrącanie do aresztu niewiast dopuszczających się pijaństwa:

    Św. Franciszkowi Ksaweremu doniesiono, iż kobiety z Punnaikayal oddają się pijaństwu. Ksawery posłał tam jednego człowieka, jako policjanta, obiecując mu, że za każdą kobietę, którą pochwyci na piciu araku, otrzyma nagrodę jeden “fanam”, winna zaś odsiedzi karę 3-dniowego aresztu.

    Patrz: O. Stanisław Cieślak SJ, “Św. Franciszek Ksawery (Wielcy ludzie Kościoła)”, Kraków 2005, s. 40.

    Widać zatem, iż nie jest w 100 procentach prawdziwy argument o tym, że w historii katolickich krajów i społeczności nie znalazłoby się żadnych przykładów kryminalizacji prywatnego pijaństwa. Ja sam, nie będąc historykiem i nie poddając tego zagadnienia badaniu potrafiłem wynaleźć na to 2-3 przykłady, więc kto wie, ilu tym podobnych działań ze strony władców katolickich doliczyliby się profesjonalni historycy, którzy chcieliby się zająć szczegółową analizą tego tematu.

    Karanie pijaństwa byłoby niepraktyczne, gdyż mogłoby prowadzić do skazywania niewinnych (np. chorych) ludzi.

    Jeśli w tym argumencie chodzi o to, że np. policjant mógłby wziąć za osobę pijaną człowieka tak naprawdę chorego i skierować wniosek o jego ukaranie, to jest to słaby kontrargument. Zwłaszcza dziś, gdy istnieją wszak alkomaty można łatwo wykazać, czy takie rzeczy jak bełkotliwa mowa, niespójność ruchów, itp są wynikiem przebrania miary w piciu alkoholu czy też rzeczywistych chorobowych zaburzeń.

    ***

    Kończąc, pragnę zaznaczyć, iż w żadnym razie, powyższy artykuł nie stanowi poparcia dla postulatu prohibicji. Co innego, wszak picie alkoholu z umiarem oraz ostrożnością (co może być dobre i miłe Bogu), a co innego upijanie się, które nie “tylko” jest grzechem, ale stanowi zachowanie bardzo poważnie szkodliwe społecznie. Rzecz jasna, nie wszystkie grzechy powinny być karane przez władze cywilne, ale te z nich, które w wyraźny sposób szkodzą innym ludziom, należy zwalczać również za pomocą świeckiego miecza (por. Rzymian 13, 1-4). Pijaństwo zaś z pewnością należy do tej kategorii grzechów.

    Mirosław Salwowski

    Źródło obrazka wykorzystanego w artykule:
    https://melmagazine.com/en-us/story/medieval-europe-beer-clean-water

    Przeczytaj też:

    Które grzechy powinny karane przez państwo?

    Czy karanie nieprawości mija się z celem?

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    Św. Cezary z Arles: „Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe”

    O tradycyjnie chrześcijańskiej kulturze picia alkoholu

  7. Czy podwyższanie cen za alkohol ma sens?

    Możliwość komentowania Czy podwyższanie cen za alkohol ma sens? została wyłączona

    Żaden rozsądny człowiek nie powinien mieć wątpliwości co do tego, iż w interesie całego społeczeństwa leży zniechęcanie do nadmiernego spożywania napojów alkoholowych (czyli upijania się). Oczywiście, nie chodzi tu o picie alkoholu w sposób ostrożny i umiarkowany, ale właśnie o upijanie się, które wyrządza duże szkody nie tylko ludziom bezpośrednio to czyniącym, ale też osobom postronnym (ot, choćby żonom i dzieciom pijaków). Można jednak postawić pytanie odnośnie do tego, jaki konkretnie kształt winny mieć różne formy zniechęcania ludzi do przebierania miary w piciu alkoholu? Za jeden z bardziej kontrowersyjnych przejawów takiego zniechęcania podaje się przykład odgórnego, czyli państwowego podwyższania cen napojów alkoholowych, które dokonywane jest przez władze cywilne za pomocą różnych specjalnych akcyz, podatków itp. nakładanych na takie wyroby. Argument przeciwników owej praktyki sprowadza się do próby wykazywania jej bezsensu poprzez wskazywanie na to, iż osoby uzależnione od alkoholu i tak – pomimo jego coraz wyższych cen – będą go kupować, a więc najwięcej szkód z tego tytułu poniosą bliscy takiego człowieka, w bardziej zaś skrajnych wypadkach pijacy, by zdobyć większą ilość pieniędzy, mogą posuwać się do kradzieży albo rozbojów. Poniżej postaram się zastanowić nad tym, czy ten argument przeciwko nakładaniu coraz wyższych podatków na napoje alkoholowe jest słuszny?

    Jeśli skoncentrujemy się na grupie tych ludzi, którzy są nałogowymi alkoholikami, to owszem wspomniana wyżej praktyka nie wydaje się rozsądna. Dla takiego człowieka priorytetem jest bowiem zdobycie pieniędzy na alkohol i kolejne podwyżki cen tego produktu raczej nie sprawią, że zacznie on pić go znacznie mniej. Alkoholik co najwyżej jeszcze bardziej ograniczy inne swe wydatki, by móc kupić swój ulubiony napój, albo i zacznie dopuszczać się przestępstw w celu zdobycia pieniędzy na ów cel. Prawdopodobnie też taki człowiek zacznie zaopatrywać się w alkohol pochodzący z “szarej strefy”, przez co jeszcze bardziej narazi na ryzyko swe życie i zdrowie. Oczywiście, nie da się całkowicie wykluczyć tego, że w przypadku niektórych alkoholików wyższe ceny alkoholu wpłyną na to, iż zaczną oni spożywać trunki w nieco mniejszych ilościach niż dotychczas albo też w bardziej intensywny sposób będą myśleć o powzięciu terapii mającej leczyć ich nałóg (czasami rzeczywiście się jej podejmując). Te pozytywne skutki prawdopodobnie jednak dotyczyć będą mniejszości z alkoholików, a w przypadku większości z nich podwyżki cen napojów wiadomego rodzaju skłonią do jeszcze bardziej niebezpiecznych, patologicznych i aspołecznych zachowań.

    Nałogowi alkoholicy stanowią jednak niewielką część społeczeństwa (w naszym kraju jest od 600 do 800 tysięcy osób, czyli ok. 2 procent). Znacznie szerszym ilościowo problemem społecznym są ludzie upijający się okazjonalnie, którzy jednak nie weszli jeszcze na drogę uzależnienia od alkoholu. Należy wziąć też pod uwagę te osoby, które raczej się nie upijają, i być może, w przypadku których wyższe ceny alkoholu zniechęcają ich do kupowania większych ilości trunków. Można też w tym obszarze w specjalny sposób wyodrębnić ludzi młodych, którzy nie zarabiają jeszcze większych pieniędzy, a którzy ze względu na wysokie ceny będą kupować mniejsze ilości alkoholu, aniżeli czyniliby to w sytuacji, gdyby takowe napoje były tańsze. W odniesieniu do takich młodych osób jest to tym bardziej ważne, gdyż to, jak często będą oni upijali się w tym okresie swego życia, może zadecydować czy później popadną w alkoholowe uzależnienie.

    Summa summarum więc w odniesieniu do ogromnej większości społeczeństwa (czyli tylko okazjonalnie upijających się osób albo też tych, którzy nie upijają się nigdy lub prawie nigdy) podwyższanie cen alkoholu może mieć zasadniczo pozytywny skutek w postaci zmniejszenia przez nich częstotliwości i/albo ilości spożywanych przez nich trunków. A zatem większa część ludzi może być w ten sposób zniechęcona do wejścia na drogę pijaństwa albo też do częstszego niż zwykle oddawania się tej nieprawości.

    Skoro prawdopodobnym wydaje się, iż podwyższanie cen alkoholu zaowocuje tym, że więcej ludzi będzie mniej pić, a tylko odnośnie do znacznej mniejszości z nich coś takiego nie przyniesie żadnego pozytywnego rezultatu, to tym samym takie działanie ze strony władz cywilnych można chyba uznać za zgodne z jedną z tradycyjnych zasad moralności katolickiej, a mianowicie regułą podwójnego skutku. Zasada ta mówi, że można podjąć się danego działania, jeśli nie jest ono samo w sobie złe, ale mimo to przewidujemy, że część z jego skutków może być negatywna. W przypadku takich dobrych lub przynajmniej obojętnych moralnie działań należy ważyć, czy przyniosą one więcej dobrych czy złych efektów. Na przykład, karanie przestępców więzieniem nie jest samo w sobie złe, dlatego choć w swych ubocznych efektach często przynosi wiele złych skutków (pogłębianie się deprawacji osadzonych, praktyczne rozbijanie rodzin, itd), to jednak mimo to dobre skutki kary więzienia przeważają nad ich złymi owocami (duża część ludzi nie wchodzi na drogę przestępczości ze strachu przed karą, osadzeni w więzieniach kryminaliści nie mogą swobodnie w tym czasie szkodzić osobom pozostającym na wolności itp). Oczywiście tego rodzaju ważenie dobrych i złych skutków nie mogłoby być zastosowane wobec kar, które byłyby same w sobie złe i niesprawiedliwe (np. hipotetycznej kary zgwałcenia osoby winnej jakiegoś występku albo pozabijania niewinnych członków jej rodziny). Póki jednak dana kara nie ma charakteru wewnętrznie złego, póty można i należy rozważać to, czy przyniesienie ona więcej dobrych czy złych skutków. Czy zaś podwyższanie cen za napoje alkoholowe, które motywowane jest chęcią ograniczania pijaństwa, stanowi coś per se złego i niegodziwego? Oczywiście, że nie. Dlatego też należy starać się wyważyć czy takie zabiegi prawne przyniosą więcej dobrych czy więcej złych efektów.

    Mirosław Salwowski

  8. Św. Cezary z Arles: “Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe”

    Leave a Comment

    Bracia najdrożsi! Chociaż z miłosierdzia Chrystusa ufam, że boicie się zła pijaństwa jak otchłani piekielnej i nie tylko sami nie chcecie się więcej upijać, ale i innych nie namawiacie, ani nie zmuszacie, by przyjmowali więcej niż wypada, to to jednak, ponieważ nie można postąpić inaczej, skoro są niektórzy zaniedbujący to, którzy nie chcą być trzeźwi, dlatego wy, którzy zawsze urządzacie trzeźwe przyjęcia, nie bierzcie tego do siebie, ponieważ na biskupach ciąży obowiązek karcenia pijaków.

    Zło pijaństwa, bracia najdrożsi, jest zbyt ciężkie a Bogu obrzydłe i tak po całym świecie się rozszerzyło i u tak wielu weszło w zwyczaj, że przez tych co nie chcą uznać Bożych przykazań już nie jest uważane za grzech i do tego stopnia, że na ucztach swoich wyśmiewają tych, co mniej mogą pić i mocą wrogiej przyjaźni nie wstydzą się zaklinać ludzi, aby pili więcej niż wypada. Ten mniejsze zło popełnia, kto drugiego mieczem rani, niż ten, kto zmusza drugiego, aby pił więcej niż uchodzi, ponieważ przez opilstwo zabija jego duszę. 

    A ponieważ nasze ciała są ziemskie, więc podobnie jak deszcz obfitszy i dłuższy, niż go potrzeba, tak ziemię nawadnia i w błoto zamienia, że na niej żadna uprawa nie jest możliwa, tak i nasze ciało przez pijaństwo  nie może przyjąć duchowej kultury, ani nie może wydać spodziewanych owoców potrzebnych dla duszy. A więc, jak  wszyscy ludzie z upragnieniem wyglądają potrzebnego i wystarczającego deszczu dla swoich pól, aby modli je pielęgnować i cieszyć się z obfitości plonów rolnych, tak i na roli naszego ciała tylko tyle powinni ludzie pić, ile wypada, aby przez zbyt obfite picie ta rola ciała nie zamieniła się jakby w bagnisko, i raczej robaki i węże wad mogła rodzić, niż wydawać owoce dobrych uczynków. Wszyscy pijacy wyglądają jak jakieś bagna. Co bowiem rodzi się na bagnach, to dobrze kochanie wiecie. Wszystko co się tam rodzi, jak wiemy, żadnego pożytecznego owocu nie przynosi. Rodzą się tam węże i pijawki, rodzą się żaby i różnego rodzaje robaków, które raczej wstręt budzić mogą niż przynosić coś nadającego się do spożycia. Nawet drzewa i zioła, które na bagnach rosną albo nad jego brzegami zwykły wyrastać, żadnego pożytku nie przynoszą prócz tego tylko, że corocznie się je spala na ogniskach. Patrzcie! Co z pijaństwa się rodzi, to na ogień jest przeznaczone. 

     Tacy są, jak już powiedziałem, wszyscy pijacy, których obiady przeciągają się aż w późną noc, których wieczerze oglądają ranne słońce, którzy stać nie potrafią nawet, gdy wydaje się że poszczą, których zmysły są otępiałe, ociężałe i w jakimś sensie już obumarłe. Wreszcie często w upojeniu nawet samych siebie nie poznają, ani innych, nie mogą ani chodzić, ani stać, ani nie są w stanie niczego rozsądnego powiedzieć ani usłyszeć. Często nawet, aż do wymiotów nie wstydzą się upijać i piją bez miary. Przynosi się im coraz większe kubki. Rywalizacja jest bez wątpienia prawem picia. Kto w piciu potrafi innych pokonać, ten otrzymuje pochwałę w grzechu. Stąd rodzą się kłótnie i spory, później kończyny wiją się skręcają w różnych i strasznych tańcach, dalej popełnia się cudzołóstwa a nieraz zabójstwa. Ilekroć piją za dużo, jakby paraliżem tknięci, nie mogą chodzić o własnych nogach, pozwalają się wnosić na rękach w upokarzający sposób do łóżek. W ich oczach ciemność, w głowie szał i okropny ból, a na twarzy wypieki, wszystkie członki drżą, a w duszy i umyśle otępienie. (…).

     

    Bracia najdrożsi! Ludzie dlatego się upijają z taką łatwością, bo uważają, że pijaństwo jest małym grzechem, albo w ogóle nim nie jest. Ale za tę niewiedzę najbardziej kapłani zdadzą sprawę w dzień sądu, jeżeli zaniedbują głoszenia kazań powierzonemu sobie ludowi o tym, jakie i jak wielkie jest zło wypływające z pijaństwa. Kto więc uważa, że pijaństwo jest małym grzechem, jeżeli się nie poprawi i nie będzie czynił pokuty za swe pijaństwo, nie minie go wieczna kara. Dręczyć go będzie kara bez ulgi razem z cudzołożnikami i zabójcami, zgodnie z tym, co dobrze wiecie, jak Apostoł głosił: << Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani lubieżnicy, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani chciwcy, ani cudzołożnicy, ani  pijacy nie odziedziczą Królestwa Bożego>> ( 1 Koryntian 6: 9 – 10). Patrzcie, że pijaków zrównał Apostoł z rozpustnikami, bałwochwalcami, homoseksualistami i cudzołożnikami. Powiedział również: << Nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości >> (Efezjan 5: 18). Dlatego też niech  każdy  sobie określi i rozważy, czy pijaństwo jest grzechem ciężkim, a wówczas pijaństwo, nigdy nie będzie mogło go pokonać albo z trudnością (…).

    Pijaństwo, jak studnia prowadząca do piekła, wszystkich gubi, jeżeli nie następuje godna pokuta, a po niej poprawa, tak mocno ich trzyma w sobie, że nie pozwala im zupełnie wydostać się z ciemności studni piekielnej na światło czystości i trzeźwości“.

    Cytat za: Św. Cezary z Arles, “Kazania do ludu (1-80)”, Kraków 2011, ss. 269 – 270; 272 – 273; 277.

     

  9. Pius XI: Kościół abstynencji nie narzuca, ale ją pochwala

    Leave a Comment

    Katolik w trunkach nie widzi trucizny lecz jeden z darów bożych. Winna latorośl została nawet przez Stwórcę upatrzona na przedziwną osłonę tajemnicy Eucharystii. Lecz nadmierne użycie trunków wyskokowych jest trucizną, trucizną dla dobrobytu, trucizną małżeńskiego szczęścia i pokoju domowego, a także aż nazbyt gwałtowną i częstą trucizną dla rozwoju przyszłych pokoleń.

    Ostrożne i umiarkowane używanie napojów alkoholowych nie jest grzechem. Ale nadużycie alkoholu jest grzechem, a tam, gdzie staje się powodem smutnych następstw, grzechem ciężkim, a nawet wołającym o pomstę do nieba. Umiarkowanie i abstynencja są w pierwszej linii naturalnymi środkami panowania nad sobą i dlatego jak wszystkie inne siły czysto naturalne nie są zdolne do wyrobienia moralnie mocnych charakterów.

    Lecz tam, gdzie wzrastają one na gruncie silnej woli, na którą pada nadprzyrodzona rosa łask, są one bardzo cennymi i nieodzownymi środkami do wytworzenia równowagi między ciałem i duszą, materią a duchem, której Bóg się domaga.

    Kościół katolicki nie może się zgodzić na przymus całkowitej prohibicji. Obowiązek całkowitej abstynencji zachodzi tylko wtedy, gdy inaczej nie można opanować namiętności. Lecz dobrowolna abstynencja w celu zadośćuczynienia za grzechy nadużycia alkoholu, dawania bliźnim dobrego przykładu i powstrzymywania ich od nadmiernego spożycia trunków wyskokowych jest apostolstwem, które Kościół św. popiera i uznaje, pochwala i błogosławi.

     Pius XI, 26 VII 1929 rok
  10. Polscy biskupi nie propagują “kalwinistyczno-purytańskiej” herezji abstynencji.

    Leave a Comment

    W ostatnim czasie ukazał się list biskupa Tadeusza Bronakowskiego (pełniącego z ramienia polskiego Episkopatu funkcję przewodniczącego Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych), w którym ten zaapelował do Polaków o uczczenie 100 rocznicy odzyskania przez nasz kraj niepodległości stu dniami całkowitej abstynencji od napojów alkoholowych. Niektórzy z tradycjonalistycznych katolików szybko wykorzystali tę sytuację, by zarzucić polskim biskupom propagowanie “kalwinistycznej” i “purytańskiej” herezji abstynencji. Niestety nie są to w tych kręgach oskarżenia nowe, gdyż podobne głosy da się w nich słyszeć rokrocznie, gdy zbliża lub rozpoczyna się sierpień, a więc miesiąc, w którym polscy biskupi od wielu już lat tradycyjnie apelują o zachowanie abstynencji od alkoholu. Niestety, ale trzeba jasno powiedzieć, iż tego rodzaju oskarżenia i zarzuty świadczą tylko o co najmniej kompletnej ignorancji, a może i złej woli ich autorów.

     

    Przede wszystkim, należy sobie raz na zawsze powiedzieć, że “herezja abstynencji” nie ma charakteru “kalwinistycznego” i “purytańskiego”. Ani bowiem Jan Kalwin, ani jego uczniowie, ani purytanie nie twierdzili, iż picie alkoholu z umiarem i ostrożnością jest grzechem czy występkiem. Jan Kalwin pisał, iż:

    dozwolone jest używanie wina nie tylko w przypadku konieczności, ale także w ten sposób, abyśmy byli weseli” (Komentarz do Psalmu 104).

    Takie samo podejście do tej kwestii zajmowali purytanie. W zakładanych przez siebie na terenach dzisiejszych USA koloniach oczywiście w ten czy inny sposób zwalczali pijaństwo (co było dobre), ale nie zakazywali picia alkoholu jako takiego. Wręcz przeciwnie, w amerykańskich koloniach XVII i XVIII wieku, napoje alkoholowe spożywano jawnie, często i przy różnych okazjach. Dość powiedzieć, że na przewożącym do Ameryki Północnej  pierwszych purytańskich kolonistów statku “Mayflower” było więcej piwa niż wody, a  produkcja rumu stała się najwcześniejszą i najlepiej prosperującą gałęzią gospodarki kolonialnej Nowej Anglii. Znawca amerykańskiej historii i kultury, Zbigniew Lewicki tak opisuje podejście do alkoholu mieszkańców XVII i XVIII wiecznych kolonii:

    Alkohol pito nawet do śniadania, co walnie przyczyniło się do rozpowszechnienia przekonania, iż Amerykanie to “naród pijaków”. Jak jednak pisze Mark H. Zanger, “trudno mówić o alkoholizmie w społeczeństwie, w którym każdy pije do każdego posiłku” (…). Konsumpcja alkoholu gwałtownie wzrastała przy wszelkich specjalnych okazjach: ślubach, pogrzebach, zakończeniu budowy kościoła czy wyświęcaniu duchownych. Gospodarz, który nie podałby w takich okolicznościach alkoholu, byłby długo i negatywnie wspominany. Towarzyską wartość kolonisty mierzono liczbą toastów, jakie był w stanie wznieść i spełnić, gdyż w dobrym tonie było ceremionialne spożywanie alkoholu, co jednak nie powodowało zmniejszenia rozmiarów ani tempa konsumpcji. (…) na głowę przeciętnego białego kolonisty powyżej piętnastego roku życia przypadało wówczas dwa litry czystego alkoholu miesięcznie, czyli mniej więcej dwa razy więcej niż obecnie w Ameryce (Zbigniew Lewicki, “Historia cywilizacji amerykańskiej. Era tworzenia 1607 – 1789”, Warszawa 2009, s. 267).

    Jest zatem szczytem ignorancji przypisywanie czy to Kalwinowi czy purytanom “herezji abstynencji”. Oczywiście, wyznawali oni różne wstrętne herezje, ale rzekome twierdzenie o tym, by picie alkoholu było samo w sobie etycznie złe, do nich nie należało. Nie istnieje zatem coś takiego jak “kalwinistyczna i purytańska herezja abstynencji”. Każdy, kto coś takiego utrzymuje, jest co najmniej ignorantem, a jeśli powtarza takie twierdzenie po tym jak został poinformowany o fałszywości takowej myślowej zbitki, to z ignoranta staje się kłamcą i oszczercą. Jest bowiem kłamstwem i oszczerstwem świadome przypisywanie rzeczy nie mających miejsca również heretykom (także tym, którzy już nie żyją).

     

    Nawet więc, gdyby polski Episkopat propagował jakieś błędy czy herezji w odniesieniu do kwestii spożywania alkoholu, to nie miałyby one charakteru “kalwinistycznego” i “purytańskiego”. Jednak w rzeczonym na początku tego artykułu liście i apelu biskupa Tadeusza Bronakowskiego nie ma stwierdzeń o tym, jakoby picie alkoholu było zawsze i wszędzie złe (a coś takiego owszem byłoby herezją). Są oczywiście nagany pijaństwa ale w tym nie ma przecież żadnej kontrowersji. Są zachęty do dobrowolnego wyrzeczenia się alkoholu na czas 100 dni dla uczczenia okrągłej rocznicy polskiej niepodległości, ale i w tym nie ma niczego złego. Nie są to bowiem nakazy dozgonnej i absolutnej abstynencji od alkoholu dla wszystkich ludzi w każdym czasie. Poza tym, to są tylko zachęty, a władze kościelne gdyby chciały miałyby nawet moc nałożyć na swych wiernych obowiązek czasowej abstynencji od alkoholu – tak jak czyni się to wciąż np. wobec mięsa (którego katolicy w niektórych krajach nie mogą spożywać w niemal wszystkie piątki całego roku) oraz jak to było niegdyś ustanawiane nawet w stosunku do małżeńskiego seksu (którego małżonkom nie wolno było czynić przez około 40 procent roku). W liście bp Bronakowskiego nie ma także zachęt do wprowadzenia prohibicji, ale jest tylko poparcie słusznych i rozsądnych postulatów w rodzaju całkowitego zakazu reklamy trunków, usunięcia takowych napojów ze sprzedaży na stacjach paliwowych czy też podniesienia wieku legalnego nabywania alkoholu do progu 20 lat.

    Na sam koniec warto przytoczyć mądre słowa Piusa XI w jego liście z dnia 26 lipca 1926 roku:

    Katolik w trunkach nie widzi trucizny lecz jeden z darów bożych. Winna latorośl została nawet przez Stwórcę upatrzona na przedziwną osłonę tajemnicy Eucharystii. Lecz nadmierne użycie trunków wyskokowych jest trucizną, trucizną dla dobrobytu, trucizną małżeńskiego szczęścia i pokoju domowego, a także aż nazbyt gwałtowną i częstą trucizną dla rozwoju przyszłych pokoleń. Ostrożne i umiarkowane używanie napojów alkoholowych nie jest grzechem. Ale nadużycie alkoholu jest grzechem, a tam, gdzie staje się powodem smutnych następstw, grzechem ciężkim, a nawet wołającym o pomstę do nieba. Umiarkowanie i abstynencja są w pierwszej linii naturalnymi środkami panowania nad sobą i dlatego jak wszystkie inne siły czysto naturalne nie są zdolne do wyrobienia moralnie mocnych charakterów. Lecz tam, gdzie wzrastają one na gruncie silnej woli, na którą pada nadprzyrodzona rosa łask, są one bardzo cennymi i nieodzownymi środkami do wytworzenia równowagi między ciałem i duszą, materią a duchem, której Bóg się domaga. Kościół katolicki nie może się zgodzić na przymus całkowitej prohibicji. Obowiązek całkowitej abstynencji zachodzi tylko wtedy, gdy inaczej nie można opanować namiętności. Lecz dobrowolna abstynencja w celu zadośćuczynienia za grzechy nadużycia alkoholu, dawania bliźnim dobrego przykładu i powstrzymywania ich od nadmiernego spożycia trunków wyskokowych jest apostolstwem, które Kościół św. popiera i uznaje, pochwala i błogosławi.