Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: muzułmanie

  1. Św. Józef Bilczewski: O zbawieniu innowierców

    Możliwość komentowania Św. Józef Bilczewski: O zbawieniu innowierców została wyłączona

    Kto bez własnej ciężkiej winy nie jest członkiem Kościoła katolickiego – może być zbawionym, jeśli mianowicie w dobrej wierze religię swoją niekatolicką uważa za prawdziwą, a w razie wątpliwości szczerze i usilnie szuka prawdy i chowa przykazania Boże. Taki innowierca, choć się sam nazywa prawosławnym lub protestantem, w oczach Boga jest katolikiem, należy do duszy Kościoła rzymskiego, składającej się ze wszystkich sprawiedliwych na ziemi. A jeśli umrze w stanie łaski poświęcającej, nie tylko może być zbawiony, ale idzie na pewno na szczęście wieczne z Bogiem.

    Także przed poganami Kościół katolicki nie zamyka Nieba. Uczy bowiem, że Chrystus umarł za wszystkich ludzi bez wyjątku, że jest światłem, <<które oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego>> (J 1, 9); to znaczy, że Bóg także niewiernym daje potrzebne do zbawienia łaski. W jaki sposób poganie przychodzą do znajomości najniezbędniejszych do zbawienia prawd religijnych, jest w bardzo wielu wypadkach największą tajemnicą. Św. Tomasz z Akwinu uczy, że gdyby poganin wychował się w lasach, a czynił dobrze i unikał złego wedle głosu rozumu i sumienia, to Bóg na pewno wewnętrznym oświeceniem da mu poznać potrzebne prawdy wiary, albo pośle doń misjonarza, jak św. Piotra posłał do setnika Korneliusza. Św. Augustyn inną wymienia nadzwyczajną drogę zbawienia, tj. że takiemu człowiekowi Pan Bóg da na nauczyciela choćby anioła z Nieba. Taki człowiek także należałby duszą do Kościoła katolickiego.

    W każdym razie jest pewnikiem, że Bóg sprawiedliwy i miłosierny każdego człowieka sądzić będzie wedle stopnia jego poznania religijnego, jakie miał i mógł mieć w warunkach, w których żył na ziemi, jako też wedle tego, czy był wiernym głosowi sumienia i łaski Chrystusowej.

    Św. Józef Bilczewski (arcybiskup Lwowa), List pasterski o św. Kościele Chrystusowym (Fragmenty). Cytat za: Ks. Stanisław Bartynowski SI, “Apologetyka podręczna. Obrona podstaw wiary katolickiej i odpowiedzi na zarzuty“. Wydawnictwo “Te Deum”, Warszawa 2001, s. 381.

    ***

    Przeczytaj też:

    Czy niechrześcijanie mogą być zbawieni?

    Czy grzechy przeciwko wierze są najcięższe?

    ***

    Grafika została załączona do tekstu za następującym linkiem internetowym: https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-23b.php3

  2. Czy niechrześcijanie mogą być zbawieni?

    Możliwość komentowania Czy niechrześcijanie mogą być zbawieni? została wyłączona

    A cóż sądzić o dorosłych? U tych musimy rozróżniać znowu, czy żyją lub nie podług prawa, jakie P. Bóg zapisał w sercu każdego człowieka, a więc też w ich sercu. Jeżeli żyją wbrew swojej lepszej woli i w sumieniu i tem samem ze świadomością popełniają grzechy ciężkie i tak umierają, wtedy jest pewnem, że idą na potępienie wieczne.

    Ale jeżeli idą za głosem sumienia i starają się rzetelnie wedle znajomości swojej służyć P. Bogu, wtedy zachodzi pytanie, czy mogą dostać się do nieba. Nie podobna dać jednak na nie odpowiedzi dokładnej. Z jednej strony, choćby przez całe życie nie popełnili żadnego grzechu ciężkiego, ciąży na nich grzech pierworodny. Z drugiej jednak strony, jeżeli gorliwie starają się o poznanie prawdy i o pobożność i są gotowi uczynić wszystko, czegoby P. Bóg żądał po nich, a więc w razie poznania przyjąć chrzest św. i wiarę Chrystusową, w takim razie możemy przyznać im prawdopodobnie t. z. chrzest pragnienia, który zastępuje sakrament chrztu św. Podobni oni do sprawiedliwych starego zakonu. – Wielu ojców Kościoła św. twierdzi, że P. Bóg tych nieochrzczonych, którzy służą sercem szczerem i dążą do poznania prawdy, przyprowadza do wiary Chrystusowej zawsze, w razie potrzeby nawet w sposób cudowny, jak to uczynił z rotmistrzem rzymskim Korneliuszem, którego Pismo św. jeszcze jako poganina nazywa (Dz. 10. 2) “pobożnym i bojącym się Boga” i którego nawrócenie P. Bóg przygotował przez anioła”. “P. Bóg – mówi św. Tomasz z Akwinu – nie dopuszcza, aby ten umarł w niedowiarstwie, z który z pomocą łaski Bożej szuka Go sercem prostem. Raczejby mu posłał anioła, aby mu zwiastować prawdy wiary potrzebne do osiągnięcia zbawienia, albo użył innego środka nadzwyczajnego, aby go przywieść do wiary”. Wynikałoby więc z tego, że tym, którzy jako niewierni żyją i umierają brak dobrej woli do nawrócenia i dla tego nie mogą uzyskać zbawienia – Zresztą nieraz pocieszające zachodzą wypadki, które wskazują jak niezgłębione jest miłosierdzie Boże; pocieszające są też słowa św. Piotra (Dz. 10. 35): “W każdym narodzie, który się Boga boi, a czyni sprawiedliwość, jest Jemu przyjemnym”. Jeden z pisarzy (Segur, Czy jest piekło? część 3, roz. 8), którego dla jego pism pochwaliła Stolica Apostolska, opowiada wypadek z życia zakonnicy żyjącej jeszcze wówczas, kiedy to pisał. Była ona z urodzenia żydówką, ale mając lat 20, mimo oporu matki została katoliczką. Matka wpadła w złość nie do opisania, a córka modliła się o nawrócenie matki. Widząc, że nie skutkują modlitwy, wstąpiła do zakonu, aby tą ofiarą uzyskać nawrócenie matki. Ale i to nie pomagało mimo umartwień, jakie zadawała sobie na tę intencję. Wtem otrzymała list, że matka nagle umarła jako żydówka. W chwilowej rozpaczy z tym listem pobiegła do kaplicy i tam wobec Najśw. Sakramentu wymawiała P. Jezusowi, że był głuchym na jej prośby, ale naraz dochodzi ją od ołtarza głos surowy: “Cóż ty wiesz o tem?”. Przelękniona stanęła jak wryta, a w tem usłyszała dalsze słowa Zbawiciela: “Wiesz o tem ku zawstydzeniu a zarazem ku pocieszeniu swemu, że z twej przyczyny dałem matce twej w chwili śmierci tak potężną łaską oświecenia i skruchy, iż ostatnie jej słowa były: Żałuję i umieram w wierze córki mojej. Matka twoja zbawiona; znajduje się teraz w czyścu, nie przestawaj się modlić się za nią!”

    Jakkolwiekbądź, P. Bogu zostawmy sąd, nad nieochrzczonym a sami trzymajmy się zasady, że nikt, ani chrześcijanin ani niechrześcijanin, nie będzie ponosił mąk piekielnych, który nie zasłuży na nie przez swe złe postępki.

    Cytat na podstawie: Ks. Wojciech Andersz, “Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów”, Tom II, Poznań 1908, s. 344 – 345.

    ___

    Przeczytaj też:

    Wszyscy ateiści pójdą do piekła

    ___

    Źródło grafiki dołączonej do tekstu: https://ifiwalkedwithjesus.com/acts-1034-43-what-he-said/

  3. O wojnie w islamie i jednej z nieprawd na ten temat

    Możliwość komentowania O wojnie w islamie i jednej z nieprawd na ten temat została wyłączona

    Jednym z tradycjonalistycznych katolików, których dość wysoko cenię jest pochodzący z Włoch prof. Roberto de Mattei. Moje uznanie zyskał on zwłaszcza wtedy, gdy – wbrew dużej części “tradsowskiego” środowiska sprzeciwił się przesadnie rygorystycznemu i de facto skrupulanckiemu potępianiu szczepionek przeciw Covid-19. Jak to się jednak mówi “Nikt nie jest doskonały” i okazuje się, że również prof. de Mattei popełnia pewne błędy, o jednym z których zamierzam poniżej napisać. Otóż w wydanej na polskim rynku przez Wydawnictwo Key4 książce tego uczonego zatytułowanej (w j. polskim) “Święta wojna oraz wojna sprawiedliwa z perspektywy chrześcijaństwa i islamu” możemy znaleźć następujące stwierdzenie:

    W przeciwieństwie do doktryny chrześcijańskiej i tradycji zachodniej, dla muzułmanów zasady prowadzenia wojny nie są w żaden sposób ograniczone przez łagodzące jej brutalność precyzyjne normy moralne” (Roberto de Mattei, “Święta wojna oraz wojna sprawiedliwa z perspektywy chrześcijaństwa i islamu”, Wydawnictwo Key4, Warszawa 2020, s. 102).

    Trzeba sobie jasno powiedzieć, że ta opinia na temat islamu jest nieprawdziwa. Wedle bowiem przynajmniej “tradycyjnej” doktryny islamskiej również na wojnie obowiązuje moralny zakaz zabijania kobiet, dzieci, starców i mnichów, a także okaleczania zwłok zabitych wrogów. Muzułmańskie stanowisko w tej kwestii w jednym ze swych artykułów w następujący sposób referuje doktor nauk prawnych, p. Piotr Łubiński:


    (…) To, co istotne to fakt, że analogicznie do prawa międzynarodowego islam dozwala na pozbawienie życia w czasie wojny. Podobnie jak normy prawa humanitarnego ogranicza możliwość pozbawienia życia osób, które w świetle prawa humanitarnego uznalibyśmy za nie-kombatantów.

    Islam ogranicza niszczenie dóbr uwzględniając zasadę konieczności wojskowej oraz innych działań realizujących zasadę humanitaryzmu. Abu Bakr (632–634), pierwszy kalif, powtarza słowa Mahometa do swojego przywódcy wojskowego Yazid Ibn Abi Sufyan w formie dziesięciu przykazań. Znaleźć w nich można takie sformułowania jak „nie wolno zabijać kobiet i dzieci starca”. Po podbiciu Mekki Prorok miał powiedzieć do podbitych ludów Quraysh, „czynię was wolnym”, potwierdzając znaną również w prawie humanitarnym zasadę humanitaryzmu. Omayyad Kalif Omar Ibn Abdul pisał tak „nie bądźcie dezerterami, nie popełniajcie aktu wiarołomstwa, nie okaleczajcie wroga, nie zabijacie dzieci” [Patrz: Piotr Łubiński, Prawo do życia a ataki samobójcze w islamie i prawie międzynarodowym, Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis, Studia de Securitate 8 (2018)].

    W tym miejscu można też przytoczyć słowa samego Mahometa, który podawał następujące zasady postępowania na wojnie (zacytuję je w tłumaczeniu na j. angielski):

    O people! I charge you with ten rules; learn them well! Stop, O people, that I may give you ten rules for your guidance in the battlefield. Do not commit treachery or deviate from the right path. You must not mutilate dead bodies. Neither kill a child, nor a woman, nor an aged man. Bring no harm to the trees, nor burn them with fire, especially those which are fruitful. Slay not any of the enemy’s flock, save for your food. You are likely to pass by people who have devoted their lives to monastic services; leave them alone (Cytat za: Wikipedia En, Islamic military jurisprudence).

    Oprócz więc wspomnianego wyżej zakazu zabijania kobiet, dzieci, starców i mnichów (oraz okaleczania zwłok wroga) widzimy więc, że wedle islamu na wojnie nie wolno zabijać także zwierząt należących do przeciwnika (chyba że miałyby one posłużyć za jedzenie), a nawet nie należy niszczyć wówczas drzew.

    Oczywiście, można w tym miejscu zadać pytanie, dlaczego w takim razie, muzułmańscy radykałowie od czasu do czasu dokonują ataków terrorystycznych, które są w bezpośredni sposób ukierunkowane nie na osoby uzbrojone (żołnierzy czy policjantów), ale na niewalczącą ludność cywilną (np. bywalców kawiarni, przechodniów w metrze)? Cóż, jest to pytanie, które należałoby skierować do tych konkretnych muzułmanów, którzy popełniają takie krwawe i obrzydliwe czyny. Gdybym sam miał możliwość to uczynić, to zapytałbym tych ludzi: Dlaczego wbrew nauce człowieka, którego uważacie za proroka i założyciela swej religii umyślnie i z premedytacją zabijacie również kobiety, dzieci i starców i to jeszcze nawet w sytuacji, gdy nie ma się do czynienia ze stanem wojny? Ponadto należy zauważyć, że pewne usprawiedliwiania tym podobnych aktów terrorystycznych formułowane w kręgach muzułmańskich są historycznie rzecz biorąc bardzo wtórną rzeczą (w sensie: powstały wiele wieków po samym Mahomecie) oraz sprawiają wrażenie sztucznego naginania tradycyjnych zasad islamskiej moralności pod coś, co można nazwać “potrzebą miejsca i czasu”. Przykładem tego może być rozumowanie tych obrońców islamskiego terroryzmu, którzy twierdzą, że skoro dane społeczeństwo popiera jakąś wojnę prowadzoną przez rząd swego kraju przeciw muzułmanom, to w takim razie również osoby cywilne należy traktować jako godnych zabicia wrogów. Na takie dictum można by jednak odpowiedzieć pytaniem: “Skąd wiecie, że ta kobieta, która zginęła w zamachu, popierała wojnę swego rządu? A czy 3-letnie dziecię wówczas zabite też popierało tę wojnę?“.

    Tym podobne próby naginania tradycyjnych założeń danej religii do “potrzeb miejsca i czasu” nie są jednak charakterystyczne tylko dla niektórych muzułmanów 20 i 21 wieku. I pośród katolickich teologów można by wskazać na przykłady (również tych żyjących także przed Soborem Watykańskim II), tych którzy próbowali zniekształcać pewne jasne zasady moralne pod kątem norm kulturowych swych czasów. Przykładowo, Magisterium Kościoła bodajże od VII wieku zaczęło jasno potępiać pojedynki. Mimo tego faktu pojedynki były jednak popularne pośród pewnych warstw społecznych, znajdowali się więc tacy teolodzy katoliccy, którzy twierdzili, że co prawda pojedynkować się nie wolno, ale nie ma niczego złego w przyjściu na miejsce i czas wyznaczony na pojedynek i w razie czego “bronienia się przed atakiem”. Nie widzę zatem większego sensu w sugerowaniu akurat islamowi moralnej zgody na bezpośrednie zabijanie niewalczących cywilów w oparciu o to, że niektórzy islamscy teolodzy z 20 i 21 wieku próbują – w dość pokrętny sposób – to usprawiedliwiać. Treść islamu należy oceniać raczej przez pryzmat tego, co mówił i czynił sam Mahomet – a ten zabraniał zabijania kobiet, dzieci, starców i mnichów (również na wojnie). Jakieś wtórne i od razu wyglądające na próby sztucznego reinterpretowania tych zasad wywody znacznie później żyjących teologów islamskich nie powinny nam zaciemniać właściwej oceny moralności islamskiej.

    Piszę to wszystko bynajmniej nie jako zwolennik moralności islamskiej. Takową uznaje bowiem w pewnych ważnych kwestiach za wyraźnie niższą od tradycyjnie chrześcijańskiej etyki (pisałem o tym szerzej w tym miejscu). Nie jest jednak tak, iż o wyznawcach fałszywej religii mamy prawo mówić rzeczy nieprawdziwe. Świadome przypisywanie komuś zła lub błędu, których ten ktoś nie popełniał, albo nie wyznaje, jest oszczerstwem, a więc czymś wewnętrznie złym czym nie mamy prawa posługiwać się nigdy, nigdzie i w żadnych okolicznościach. Jest to szczególnie obrzydliwa forma kłamstwa, które i tak jest już złe ze swe swej natury i którego nie można popełniać nawet w trosce o czyjeś wieczne zbawienie. Gdyby np. ktoś postanowił wyolbrzymiać błędy fałszywych religii, przypisując ich wyznawcom grzechy, których oni nie popełnili – a wszystko to byłoby czynione z nadzieją bardziej skutecznego odwodzenia od owej błędnej religii, to i tak byłoby to postępowanie niemoralne i obiektywnie niemiłe Bogu. Pamiętajmy wszak o słowach naszego Pana Jezusa Chrystusa, że to poznanie Prawdy (a nie kłamstwo) nas wyzwoli (por. Ewangelia św. Jana 8, 32). Nawet zaś, gdyby chrześcijanie byliby teraz w stanie jakiejś formalnie wypowiedzianej wojny z muzułmanami to i wówczas nie mieliby oni moralnego prawa mówić nieprawdy tak na temat islamu, jak i jego wyznawców. I na temat wrogów w czasie wojny nie wolno mówić nieprawdy. Nie twierdzę teraz bynajmniej, iż prof. Roberto de Mattei świadomie dopuścił się pisania fałszu na temat islamu i muzułmanów. Być może pozwolił on sobie w sposób bezwiedny powtórzyć za kimś bzdury w tej kwestii. Nieprawdy należy jednak prostować – co też czynię przy tej okazji. A gdy się już pozna fakty na temat danej nieprawdy, to przynajmniej nie należy ich powtarzać – choćby to było czynione w słusznym celu ostrzegania dusz swych bliźnich przed błędami muzułmańskiej religii.

    Gdybym miał okazję coś prof. de Mattei bezpośrednio radzić to podpowiedziałbym mu, aby w następujący sposób przeredagował swe słowa na temat muzułmańskiej moralności w czasie wojny:

    W podobieństwie do doktryny chrześcijańskiej i tradycji zachodniej, będący założycielem islamu Mahomet nauczał o mających łagodzić brutalność prowadzenia wojny dość precyzyjnych zasadach moralnych. Zabraniał on na przykład muzułmanom zabijania w czasie wojny kobiet, dzieci, starców oraz mnichów. Mahomet owszem był fałszywym prorokiem, ale to nie oznacza, że w takim razie można mu sugerować różne nieprawdziwe rzeczy. Owszem, niektórzy współcześni a gorliwi muzułmanie wydają się ignorować lub w dziwny, pokrętny sposób reinterpretować powyżej przytoczone nauczanie Mahometa, ale to są daleko wtórne wykładnie tego co islam na ten temat tradycyjnie nauczał.

    Na sam koniec tego tekstu warto zacytować to co na temat mówienia nieprawdy o swych bliźnich pisał św. Franciszek Salezy w swym dziele “Filotea”. Choć owszem twierdził on w nim równocześnie, iż należy w jasny i głośny sposób ostrzegać przed religijnymi błędami, to jednak pisał on również:

    (…) Strzeż się przypisywać bliźniemu niesprawiedliwie zbrodni i grzechów, nie ujawniaj ukrytych, nie powiększaj jawnych, nie tłumacz na złe dobrych uczynków. Nie zaprzeczaj temu, co w kimś poznałaś dobrego, nie przemilczaj tego ze złośliwości ani nie umniejszaj słowami, bo tym wszystkim obrażałabyś Boga, zwłaszcza wtedy, gdybyś oskarżała fałszywie i zaprzeczała prawdzie ze szkodą dla bliźniego. Byłby to podwójny grzech – to jest kłamstwo i zarazem szkodzenie bliźniemu. (Św. Franciszek Salezy, Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, Klasztor Sióstr Wizytek, Kraków 2000, s. 190).

    Mirosław Salwowski

    Źródło obrazka wykorzystanego w artykule:
    https://www.history.com/news/why-muslims-see-the-crusades-so-differently-from-christians

  4. Libertyńskie oblicze islamu

    Możliwość komentowania Libertyńskie oblicze islamu została wyłączona

    Islam wraz ze swymi różnymi surowymi zasadami moralnymi może jawić się dla ludzi Zachodu jako religia bardzo konserwatywna i rygorystyczna. Co więcej, w ten sposób może być on postrzegany także na tle dzisiejszego chrześcijaństwa, które wszak straciło wiele ze swej dawnej surowości, jednoznaczności oraz czegoś, co można by nazwać “antyświatowością”. Jednak bardziej uważne przyjrzenie się moralności promowanej przez islam i porównanie jej z tradycyjnie pojmowaną moralnością chrześcijańską przekonuje, iż w pewnych mniej lub bardziej ważnych aspektach tyczących się etyki religia muzułmańska tak naprawdę jest wręcz libertyńska. Przyjrzyjmy się poniżej tym kwestiom moralnym, w których islam prezentuje stanowisko bardziej laksystyczne i przyzwalające niż tradycyjne chrześcijaństwo. Dla większej jasności w odbiorze tego mego wywodu dodam tylko, iż w tym konkretnym artykule omawiam tylko moralność reprezentowaną przez większościowy, czyli sunnicki nurt religii muzułmańskiej. Nie odwołuję się zatem poniżej do rozumienia zasad moralnych przez szyitów, którzy w niektórych kwestiach są jeszcze bardziej libertyńscy niż sunnici.

    Brak absolutnych norm moralnych

    Zacznijmy od tego, iż – wbrew pewnym pozorom – w muzułmańskiej moralności nie ma żadnych absolutnych norm moralnych. To znaczy nie ma tam takich zasad postępowania, których nie ma się moralnego prawa łamać nigdy i w żadnych okolicznościach, nawet dla ratowania życia swojego lub swych bliźnich. Choć owszem, niektóre z norm moralnych są w islamie bardzo mocno i stanowczo akcentowane, to w zasadzie każdą z nich można naruszyć wówczas, gdy w grę wchodzi ocalenie swego życia. Muzułmanin ma więc np. prawo pić alkohol, gdy nie ma w zasięgu ręki innego napoju albo jeść wieprzowinę, kiedy ma na innego jedzenia. Wyznawcom islamu za grzech nie jest poczytywane nawet zaparcie się wiary w Allaha i posłannictwo “proroka” Muhammada, wówczas, gdy takowe zostało uczynione pod przymusem. Tę zasadę sugeruje następujący wers Koranu:

    Ten, kto nie wierzy w Boga, choć przedtem w Niego wierzył – z wyjątkiem tego, kto został zmuszony, lecz serce jego jest spokojne w wierze – ten, kto otworzył swą pierś na niewiarę – nad nimi wszystkimi będzie gniew Boga i spotka ich kara ogromna!” (tamże: 16, 106 – podkreślenie moje MS).

    Z kolei w dziele “Życie Proroka” autorstwa Al-Sirah al-Halabiyyah czytamy następujące wspomnienie o jednej z rad udzielonych przez Muhammada:

    Po podbiciu miasta Khaybar przez muzułmanów, przed oblicze Proroka zbliżył się Hajaj ibn Aalat i powiedział: „O Proroku Allaha! Mam w Mekce dużo bogactwa i krewnych, i chciałbym ich odzyskać; czy będzie mi wybaczone jeżeli źle się wypowiem o tobie (aby uniknąć prześladowań)?” Prorok wybaczył mu i powiedział: „Powiedz cokolwiek będziesz musiał powiedzieć”.

    Powyższy brak w islamie absolutnych norm moralnych znacząco go odróżnia od tradycyjnego chrześcijaństwa, które uznaje istnienie tzw. aktów wewnętrznie złych, a więc takich czynów i zachowań, które są zawsze i wszędzie zakazane. O takich czynach naucza Katechizm Kościoła Katolickiego w punktach 1753-1754 oraz 1756:

    „Błędna jest więc ocena moralności czynów ludzkich, biorąca pod uwagę tylko intencję, która ją inspiruje, lub okoliczności (środowisko, presja społeczna lub konieczność działania, itd.) stanowiące ich tło. Istnieją czyny, które z siebie i w sobie, niezależnie od okoliczności i intencji, są zawsze i bezwzględnie niedozwolone ze względu na ich przedmiot, jak bluźnierstwo i krzywoprzysięstwo, zabójstwo i cudzołóstwo. Niedopuszczalne jest czynienie zła, by wynikło z niego dobro (…). Dobra intencja (np. pomoc bliźniemu) nie czyni dobrym, ani słusznym zachowania, które samo w sobie jest nieuporządkowane (jak kłamstwo czy oszczerstwo). Cel nie uświęca środków (…). Okoliczności, a w tym także konsekwencje, są drugorzędnymi elementami czynu moralnego. Przyczyniają się one do powiększenia lub zmniejszenia dobra lub zła moralnego czynów ludzkich (np. wysokość skradzionej kwoty). Mogą one również zmniejszyć lub zwiększyć odpowiedzialność sprawcy (np. działanie ze strachu przed śmiercią). Okoliczności nie mogą same z siebie zmienić jakości moralnej samych czynów; nie mogą uczynić ani dobrym, ani słusznym tego działania, które jest samo w sobie złe” (podkreślenia moje – MS).

    O takich zasadach nauczał też papież Pius XII:

    Fundamentalne obowiązki prawa moralnego opierają się na istocie i naturze człowieka, na jego podstawowych relacjach. I dlatego obowiązują w przypadku każdego człowieka. Fundamentalne obowiązki prawa chrześcijańskiego w stopniu, w którym są one nadrzędne wobec prawa naturalnego, opierają się na istocie nadprzyrodzonego porządku ustanowionego przez Boskiego Zbawiciela. Z zasadniczych relacji między człowiekiem a Bogiem, człowiekiem a człowiekiem, mężem a żoną, rodzicami a dziećmi z zasadniczej wspólnoty relacji typowych dla rodziny, w Kościele i w Państwie wynika między innymi, że nienawiść do Boga, bluźnierstwo, bałwochwalstwo, porzucanie prawdziwej wiary, wyparcie się wiary, krzywoprzysięstwo, morderstwo, dawanie fałszywego świadectwa, oszczerstwo, cudzołóstwo i nierząd, przemoc małżeńska, samogwałt, kradzież i rabunek, odbieranie rzeczy niezbędnych do przeżycia, pozbawianie pracowników ich sprawiedliwej zapłaty (Jk 5,4), monopolizacja podstawowego pożywienia, niesprawiedliwe podwyżki cen, nieuczciwe bankructwo, niesprawiedliwe manewry spekulacyjne – wszystko to jest surowo zabronione przez Boskiego Prawodawcę. Nie są tu konieczne żadne badania. Niezależnie od sytuacji danej osoby, nie ma ona żadnego innego wyboru, jak tylko zachować posłuszeństwo (…) Chrześcijanin nie może być nieświadomy faktu, że musi poświęcić wszystko, nawet własne życie, aby ocalić swoją duszę. Przypominają nam o tym wszyscy męczennicy. Męczenników jest bardzo wielu, również w naszych czasach. Matki Machabeuszy wraz ze swoimi synami święte Perpetua i Felicyta, wraz z ich nowo narodzonymi dziećmi; Maria Goretti i tysiące innych mężczyzn i kobiet, których czci Kościół – czy w obliczu sytuacji, w której się znaleźli, bezsensownie lub wręcz błędnie zaryzykowali krwawą śmierć? Nie, z pewnością nie, a w swojej krwi są oni najbardziej ewidentnymi świadkami prawdy przeciwko nowej moralności (Przemówienie o błędach moralności sytuacyjnej, 18 kwietnia 1952 r., nr 10-11, podkreślenia moje – MS).

    Islam nie do końca “Pro Life”

    Islam ma także bardziej libertyńskie podejście do sprawy aborcji. O ile tradycyjne chrześcijaństwo uważa bezpośrednie i zamierzone niszczenie nienarodzonego życia ludzkiego za zawsze złe i zawsze zakazane, muzułmańska moralność przewiduje w tym punkcie kilka wyjątków. Choć opinie szkół islamskich różnią się w tej sprawie między sobą, to wszystkie one uznają moralną zasadność aborcji przed 40 dniem ciąży w takich przypadkach jak zagrożenie dla życia lub zdrowia matki lub też, gdy urodzenie dziecka mogłoby wiązać się z wywołaniem poważnej szkody dla niego lub jego matki. Warto zresztą zauważyć, iż większość muzułmańskich uczonych uznaje 120 dzień życia płodowego za granicę, do której zabicie nienarodzonego dziecięcia jest moralnie dozwolone ze wskazanych wyżej powodów.

    Środki antykoncepcyjne czasami dozwolone

    Podobnie, religia muzułmańska wykazuje się bardziej przyzwalającym stosunkiem do używania środków antykoncepcyjnych. Historycznie rzecz biorąc, różne wyznania chrześcijańskie jednomyślnie uznawały sztuczne ubezpłodnienie aktów małżeńskich za zawsze złe i zakazane, aż do nieszczęsnego wyłomu, który w pierwszej połowie XX wieku uczyniła wspólnota anglikańska. Islam zaś nie ma większych problemów z uznawaniem godziwości antykoncepcji w pewnych określonych okolicznościach, którymi są wspólna zgoda obu małżonków, brak szkód z tego wynikających oraz tymczasowość, a nie stałość w jej praktykowaniu (często podaje się tu przykład dwóch lat po porodzie, w których to czasie kobieta karmi swe dziecko piersią).

    Masturbacja dopuszczalna dla ważnych celów

    Islamscy uczeni zgodnie z ogólną muzułmańską zasadą braku absolutów moralnych, choć potępiają co do zasady masturbację, zgadzają się jednak na takową dla takich celów jak leczenie bezpłodności. I w tym wypadku tradycyjnie katolickie stanowisko jest surowsze od islamu. Święte Oficjum (dzisiejsza Kongregacja Nauki Wiary) w dokumencie z dnia 24 lipca 1929 roku w odpowiedzi na pytanie:Czy godzi się powodować bezpośrednią masturbację dla uzyskania nasienia w celu wykrycia i ewentualnego leczenia zakaźnej choroby?” odpowiedziało: „Nie godzi się„.

    Z kolei, papież Pius XII w dniu 8 października 1953 roku w przemówieniu do uczestników XXVI Kongresu Włoskiego Towarzystwa Urologicznego stwierdził wyraźnie:

    “bezpośrednie powodowanie masturbacji w celu uzyskania nasienia, nie jest godziwe, jakikolwiek byłby cel tego badania (podkreślenie moje – MS).

    Rozwody oraz niewolnictwo seksualne

    Wyraźnym kontrastem pomiędzy islamem a tradycyjną moralnością katolicką jest też stanowisko takowego wobec rozwodów i ponownych małżeństw. Muzułmańska “ortodoksja” choć ceni sobie małżeństwo, jako instytucję, pozwala na jego rozwiązanie praktycznie rzecz biorąc w wielu sytuacjach. Co więcej, rozwód jest w islamie nawet nakazany wówczas, gdy powołani przez oboje ze skłóconych stron rozjemcy orzekną, iż nie ma innego rozwiązania niż zakończenie małżeństwa. Wedle religii muzułmańskiej rozwody są zakazane jedynie wówczas, gdy nie ma ku temu poważnych oraz uzasadnionych powodów. Należy oczywiście dodać, iż obie strony rozwiązanego małżeństwa mogą w prawowity sposób wchodzić w relacje małżeńskie z nowymi osobami.

    Jeszcze bardziej libertyńskie stanowisko islam ma wobec kwestii seksualnego współżycia z niewolnicami. Otóż w sytuacji, gdy niewolnictwo jest w danym kraju i danych czasach legalne, męski właściciel żeńskich niewolnic może swobodnie praktykować z nimi seks. W praktyce oznaczało to, iż mężczyzna, którego stać by było np. na posiadanie 100 żeńskich niewolnic, mógłby zgodnie z zasadami islamu seksualnie obcować z nimi wszystkimi, nawet nie pojmując ich za żony. Doktrynalną podstawą uzasadniającą seksualne niewolnictwo są następujące wersy Koranu:

    (Są wam zabronione) kobiety już zamężne, oprócz tych, którymi zawładnęły wasze prawice. Oto co przepisał wam Bóg!” (4: 24).

    (Szczęśliwi są wierzący, którzy zachowują wstrzemięźliwość) z wyjątkiem swoich żon i tych, którymi zawładnęła ich prawica” (23: 6).

    (I tych, którzy zachowują czystość) i żyją tylko z żonami i tymi, którymi zawładnęły ich prawice – wtedy oni nie są ganieni” (70: 30).

    W zbiorze hadisów Sahih Muslim (8. 3432) tak komentuje się przytoczony wyżej wers 4: 24 Koranu:

    Podczas bitwy pod Hunayn, Posłaniec Allaha wysłał armię do Autas i walczył z wrogiem. Zwyciężając przeciwników, wziął ich w niewolę, a towarzysze Posłańca Allaha wydawali się powstrzymywać od stosunków z uprowadzonymi kobietami ze względu na ich politeistycznych mężów. Wtedy Najwyższy Allah zesłał im wers: <<(są wam zabronione) kobiety już zamężne, oprócz tych, którymi zawładnęły wasze prawice (Koran 4: 24)>>“.

    Jasne jest więc, iż islam uznaje za moralnie dozwolone współżycie seksualne nie tylko z własną żoną lub żonami, ale również z tymi “którymi zawładnęły wasze prawice”, a więc np. pojmanymi jako niewolnice w czasie wypraw wojennych kobietami. Co więcej jest to dozwolone nawet wtedy, gdy dotychczasowi mężowie tych kobiet jeszcze żyją. Nie ma też żadnych przesłanek by twierdzić, iż seks z owymi kobietami może się wedle muzułmańskiej moralności odbywać tylko za ich zgodą. Można więc powiedzieć, że religia islamska zezwala na gwałcenie niewolnic. Ten odrażający aspekt islamu jest tu tylko łagodzony przez pewne obostrzenia, jakie szkoły koraniczne dają przy obchodzeniu się z niewolnicami. Otóż, nie wolno takich kobiet odstępować w celach seksualnych innym mężczyznom. W wypadku zaś, gdy wykorzystana przez swego właściciela niewolnica zajdzie z nim w ciążę, ta nie może być przez niego sprzedana innym ludziom, zaś dziecko w skutek tego narodzone ma równe prawo do majątku swego ojca.

    W tym kontekście warto zauważyć, że gdy terrorystyczne Państwo Islamskie wydawało na opanowanych przez siebie terenach szczegółowe instrukcje odnośnie między innymi tego, na jakich zasadach muzułmanie mogą współżyć seksualnie z posiadanymi przez siebie niewolnicami, było właśnie wierne zasadom wyznawanej przez siebie religii.

    Ktoś może teraz powie, iż w ramach chrześcijaństwo niewolnictwo też było przez wiele wieków akceptowane, a chrześcijańscy panowie nieraz seksualnie wykorzystywali posiadane przez siebie niewolnice. To jest jednak tylko po części prawda. Jako, że nie jest celem tego artykułu szczegółowe omawianie tego, na ile i w jakim stopniu religia chrześcijańska rzeczywiście aprobowała niewolnictwo, zatrzymam się w tej chwili tylko nad kwestią seksu z niewolnicami. A więc, owszem, takie okropności były najpewniej często popełniane i przez chrześcijan, jednak w odróżnieniu od islamu trudno by było znaleźć w pismach papieży czy teologów akceptacji dla takiej praktyki. Być może, część księży bądź pastorów de facto w prywatnych rozmowach wyrażało swą aprobatę dla tych ohydnych czynów, ale byłoby to i tak coś innego niż “oficjalna” zgoda na popełnianie takiego występku. Poza tym w aprobowanych przez Kościół objawieniach św. Brygidy Szwedzkiej czytamy o Bożym potępieniu względem seksualnego wykorzystywania niewolnic:

    “(…) Również niektórzy odnoszą się do swoich służących lub niewolnic z takim lekceważeniem i pogardą, jak, gdyby były psami; sprzedają je mianowicie i – co gorsza – oddają je do domów rozpusty celem wstrętnego i odrażającego zarobku. Inni trzymają je w swoich domach jak nałożnice, dla siebie i dla przyjaciół; jest to odrażające i oburzające dla Boga, dla Mnie i wszystkich mieszkańców Nieba” (Cytat za: Św. Brygida Wielka, “Objawienia i inne dzieła”, Kraków 2004, s. 337).

    Podsumowanie

    Jak więc widać, wbrew pozorom problemem religii muzułmańskiej jest bardziej to, iż jest ona w pewnych aspektach zanadto libertyńska i przyzwalająca aniżeli przesadnie rygorystyczna czy “purytańska”. Wszystko powyższe nie oznacza oczywiście, iż cała muzułmańska moralność jest błędna oraz zła. Rzecz jasne zdecydowana większość rzeczy jest tam dobra, właściwa i zgodna z Prawem Bożym oraz naturalnym. Co więcej, to co jest w moralności islamskiej dobre niejednokrotnie jest bardziej wyraźnie widoczne wśród muzułmanów niż pośród chrześcijan. I to właśnie jest jeden z tragicznych paradoksów współczesności.

    Mirosław Salwowski

  5. Czy słowa tej muzułmanki są naprawdę szokujące?

    Leave a Comment

    Co pewien czas po “prawej stronie” Internetu pojawia się poniższa wrzutka z wypowiedzią polskiej muzułmanki, w której ta stwierdza, że w razie, gdyby wedle “Prawa Szariatu” zaistniała sytuacja, iż jej własnemu synowi “trzeba by było obciąć głowę”  to “musiałaby wziąć to na klatę”.  Jak można było przewidzieć, reakcjami na te słowa owej wyznawczyni islamu są określenia typu: “szokujące”, “oburzające”, etc. Niektórzy twierdzą też, iż owa wypowiedź tej muzułmanki to najlepszy dowód na to, iż muzułmanie z pewnością nie wierzą w tego samego Boga co chrześcijanie.

     

    Czy jednak rzeczywiście cytowane wyżej słowa są “oburzające” i “szokujące”??? Otóż nie sądzę.

    Zacznijmy od tego, iż najbardziej oczywista interpretacja tej wypowiedzi nie oznacza bynajmniej aprobaty dla krwawych samosądów wymierzanych członkom własnej rodziny. Prawo Szariatu, na które powołuje się autorka cytowanych słów, zakłada bowiem wymierzanie różnych sankcji karnych (w tym i śmierci) na drodze sądowej. Nie jest więc tak, że np. skoro za homoseksualizm czy morderstwo wedle Szariatu należy się kara śmierci, to każdy może wziąć nóż i poderżnąć gardło winnym tych nieprawości ludziom. Musi najpierw odbyć się proces sądowy z udziałem sędziów, świadków, z podaniem dowodów na rzecz winy oskarżonych i dopiero po tym może być zasądzona i wykonana kara śmierci. Muzułmance tej nie chodziło więc najprawdopodobniej o to, że w razie, gdyby jej własny syn popełnił coś zasługującego na karę śmierci, to zabiłaby go bez sądu własnymi rękoma. Rzecz raczej w tym, iż w takim wypadku zaakceptowałaby najwyższy wymiar kary – nawet, gdyby został on sądownie orzeczony wobec bliskiego członka jej rodziny. Czy jest w tym coś złego, dziwnego, bezbożnego lub odrażającego? Patrząc na to od strony zdroworozsądkowej i racjonalnej (a nie emocjonalnej) to naprawdę nie ma w tym niczego, na co można byłoby się oburzać. Jest to prostu wyrażenie zasady przedkładania sprawiedliwości nad własne przywiązania rodzinne i emocjonalne. Przykładowo, jeśli czyjś syn zgwałci dziewczynę, to czy rodzice powinni go chronić przed wymiarem sprawiedliwości, bo przecież jest ich dzieckiem? Nie, tak dla dobra jego, jak i całego społeczeństwa, nie powinni go chronić przed sprawiedliwą karą.

     

    Poza tym, sam Bóg w Starym Przymierzu nakazał podobny rodzaj postępowania:

    Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny,  ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta,
     i powiedzą starszym miasta: Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu. Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się” (Pwt 21, 18-21).

    I nie chodzi tu o to, czy każde z przykazań Starego Przymierza obowiązuje, czy nie obowiązuje, ale o to, że autorem każdego z nich był Bóg (a więc również Pan Jezus). A skoro tak, to nie można wypowiadać się o takim sposobie myślenia i postępowania, tak jakby były one same w sobie złe oraz godne absolutnego potępienia. Gdyby tak było to sam Bóg nakazywałby coś per se złego i niegodziwego, a to z jest z natury swej niemożliwe. Jak bowiem mówi Pismo święte: „Nikomu  nie przykazał On być bezbożnym i nikomu nie zezwolił grzeszyć” (Syr 15, 19-20); “wszystkie Twoje przykazania są sprawiedliwe” (Ps 119, 172). Papież Pius XII wykładał tę prawdę w następujący sposób: „Przede wszystkim trzeba jasno stwierdzić, żadna ludzka władza (…) nie może wydać pozytywnego upoważnienia do nauczania lub czynienia tego, co byłoby wbrew religijnej prawdzie lub dobru moralnemu (…) Nawet Bóg nie mógłby dać takiego pozytywnego przykazania lub upoważnienia, gdyż stałoby to w sprzeczności z Jego absolutną prawdą i świętością” (Przemówienie „Ci resce”, podkreślenie moje – MS).

     

    Czy to znaczy, że islam jest prawdziwy i objawiony przez Boga? Oczywiście, że nie. Religia muzułmańska jest błędna i zwodnicza, jednak nie każde podane w niej stwierdzenie oraz zasada są fałszywe. Należy polemizować z islamem, pokazywać muzułmanom błędy ich religii oraz przekonywać do przyjęcia wiary w zbawczą moc Chrystusa i Jego męki krzyżowej. Ale doprawdy nie ma sensu atakować islamu za cokolwiek, tak, iż nieraz “de facto” podważa się zasady nie tylko zdrowego rozsądku, ale i własnej chrześcijańskiej religii.

     

    Ps. Link do cytowanej w artykule wypowiedzi muzułmanki:

     

  6. Dlaczego Europa powinna przyjąć – na rozsądnych warunkach – muzułmańskich imigrantów?

    Leave a Comment

    Niemal cała prawica w naszym kraju jest zgodna co do tego, iż w obliczu aktualnego kryzysu imigranckiego, nie powinno przyjmować się do państw Europy żadnych muzułmańskich imigrantów z Bliskiego Wschodu i północnej Afryki. Dominującą narracją przeciwko muzułmańskiej imigracji jest nazywanie takowej mianem ” islamskiej inwazji” oraz nagłaśnianie różnych przypadków niewłaściwego czy nawet karygodnego zachowania się imigrantów, np. poczynając od niechęci do podejmowania przez nich pracy, molestowania kobiet, a skończywszy na aktach przemocy, a nawet terroryzmu w ich wykonaniu.

    Ze swej strony, konsekwentnie przeciwstawiam się takiej narracji, twierdząc, iż kraje Europy, na rozsądnych zasadach i na miarę swych ekonomicznych możliwości powinny przyjmować jakąś część z napływających doń imigrantów z Bliskiego Wschodu oraz Afryki Północnej, także w wypadku, gdy takowi przybysze wyznają islam. Poniżej w kilku punktach chciałbym uzasadnić takie, a nie inne swe stanowisko.

     

    1. Mówienie o tym, że imigracja muzułmanów do Europy jest ich “inwazją” na ten kontynent stanowi semantyczne nadużycie. Aby móc rozsądnie coś takiego twierdzić należałoby wpierw udowodnić albo przynajmniej uprawdopodobnić, iż większość z tych przybyszy rzeczywiście ma wobec Europejczyków agresywne zamiary, albo też knuje dalekosiężne plany przejęcia przez muzułmanów władzy w Europie. Oczywiste jest jednak to, że nikt takiej tezy nie udowodni, ani nie uprawdopodobni, gdyż jest ona oparta na daleko posuniętych przypuszczeniach co do intencji przybyszy albo też niezbyt pewnych enuncjacjach medialnych przedstawicieli Państwa Islamskiego (IS). Co do tego ostatniego wątku, to w różnych kręgach prawicowych swego czasu nagłaśniane były rzekome wypowiedzi IS o tym, że “wyślą oni na łódkach do Europy tysiące muzułmanów”, jednak oficjalne deklaracje tej organizacji były utrzymane w całkowicie przeciwnym duchu. Jak pisze – w zresztą dość sceptycznym wobec imigracji – artykule pt. “Kto naprawdę stoi za falą migrantów szturmujących Europę?” p. Tomasz Otłowski: “samo IS oficjalnie oświadczyło, że ucieczka/emigracja (arab. hidżra) tych tysięcy muzułmanów do Europy to grzech i działanie zakazane (haram) w islamie. Według Państwa Islamskiego obowiązkiem tych ludzi jest raczej udanie się na hidżrę do samego kalifatu. Zachowanie takie postulował zresztą jeden z pierwszych numerów angielskojęzycznego periodyku propagandowo-informacyjnego IS – “Dabiq” – z lata 2014 roku. Poza tym IS nie byłoby w stanie – w sensie organizacyjnym i politycznym – sprowokować takiego masowego exodusu z Turcji, choć z pewnością może do pewnego stopnia stać za większym napływem imigrantów z Libii”.

    Rzecz jasna, w przypadku uprawdopodobnienia okoliczności, iż dany imigrant rzeczywiście ma wobec mieszkańców Europy agresywne zamiary, nie powinno się mu udzielać azylu w Europie, lub też powinno się go takowego statusu pozbawić. Jednak niesprawiedliwym uogólnieniem i przesadą jest mówienie o ogóle muzułmańskiej imigracji jako formie inwazji bądź najazdu na Europę.

     

    2. Choć mówienie o “inwazji imigrantów” jest nadużyciem, faktem pozostaje to, iż wraz z milionami muzułmańskich przybyszy może przedostać się do Europy garstka terrorystów. W zasadzie, należałoby powiedzieć, iż to już się stało, gdyż np. w zamachach w Paryżu z 13. 11. 2015 roku brało udział – obok miejscowych muzułmanów – także paru przybyłych wcześniej imigrantów z Bliskiego Wschodu.

    Jaki jednak należy wyciągnąć z tej okoliczności wniosek? Nie wpuścić 10 tysięcy potrzebujących pomocy ludzi, gdyż wśród nich może znaleźć się 1 lub 2 terrorystów? Można myśleć i w ten sposób, ale wówczas należałoby też konsekwentnie domagać się np. delegalizacji handlu i spożywania alkoholu (albowiem większość morderstw, gwałtów i brutalnych przestępstw jest dokonywana pod jego wpływem) albo nawet zakazać poruszania się wszelkimi pojazdami mechanicznymi (gdyż rokrocznie w samej Polsce parę tysięcy ludzi ginie w wypadkach samochodowych). To raczej nie byłyby jednak zbyt mądre pomysły. Mimo wszystko, nie należy zakazywać alkoholu, tylko karać za pijaństwa i zachęcanie do takowych, mając tę smutną świadomość, iż tak czy inaczej za sporą część brutalnych przestępstw będzie odpowiadało nadużycie trunków. Nie powinno się też likwidować samochodów, pomimo tego, że jakkolwiek byśmy w inny sposób nie dbali o bezpieczeństwo na drogach, zawsze dojdzie do mniejszej bądź większej ilości groźnych wypadków z ich udziałem. Na podobnej zasadzie, mimo ryzyka, iż nawet przy bardzo dokładnym sprawdzaniu wpuszczanych do Europy imigrantów nie uda się wykryć wśród nich wszystkich potencjalnych bądź realnych terrorystów, nie należy w takim razie z samej zasady odmawiać azylu dla jakichkolwiek muzułmańskich przybyszów. Oczywiście, należy zrobić wszystko co możliwe, aby wspomniane ryzyko zminimalizować, ale z powodu niego nie należy wylewać przysłowiowego dziecka z kąpielą. Nie od rzeczy będzie tu zresztą przypomnieć o postawie samego Boga, który był gotów ocalić występną Sodomę i Gomorę jeśli pośród rzesz występnych i zdeprawowanych ich mieszkańców znalazłoby się choćby 10 sprawiedliwych (Rodzaju 18: 32).

     

    3. Przeciwnicy przyjmowania jakichkolwiek islamskich imigrantów akcentują roszczeniowe postawy wśród nich obecne, a także niechęć do pracy mającą charakteryzować część z tych ludzi. Oczywiście, jak mówi Pismo święte “jeśli ktoś nie chce pracować niech też nie je” (2 Tymoteusz 3: 10) – stąd wniosek, że nie należy pomagać tym, którzy z samej zasady nie chcą pracować. Nie powinno się też okazywać materialnej pomocy wówczas, gdy takowa miałaby się okazać bliską i/lub bezpośrednią pomocą do grzechu (np. daje się komuś pieniądze na jedzenie, a ów obdarowany się za nie upija).  W tym też wyraża się rozumność i rozsądek okazywania chrześcijańskiego miłosierdzia, które nie ma utrwalać patologii i demoralizować.

    Czy jednak przeciwnicy imigracji mogą z całą pewnością powiedzieć, iż lenistwo i roszczeniowość charakteryzują wszystkich muzułmańskich imigrantów? Rzecz jasna, że nie są w stanie tego stwierdzić i tego rodzaju sugestie nie mogą być traktowane w innych kategoriach niż niesprawiedliwe uogólnienia oraz pochopne i lekkomyślne osądy. Nawet, gdyby 80 procent imigrantów charakteryzowało się wyżej wymienionymi cechami, to przecież pozostaje 20 procent z nich, którym pomoc się należy. Rzeczą zaś odpowiednich instytucji jest wypracowanie takich procedur, których celem byłoby możliwie jak najbardziej skuteczne rozeznanie, którzy z imigrantów są leniami, a którym z nich chce się pracować i w związku z tym celem ich przyjazdu nie jest lekkie życie na przysłowiowym “socjalu”. 

     

    4. Przeciwnicy przyjmowania do Europy jakichkolwiek muzułmańskich imigrantów mówią, iż praktyka ta oznacza wspieranie dążenia do przekształcenia naszego kontynentu w “islamski kalifat”. Takie założenie jest jednak problematyczne z wielu względów. 

    Po pierwsze bowiem: jest dość wątpliwe, by większą część z przybywających do Europy imigrantów stanowili jacyś gorliwi muzułmanie. Jak już to można raczej domniemywać, iż wielu z nich to wyznawcy islamu dość “letni”, “umiarkowani”, przywiązani do swej religii bardziej ze względów rodzinnych i kulturowych aniżeli z głębokiego przekonania. Ci ludzie często wszak właśnie uciekają przed rządami gorliwych muzułmanów z IS. Gdyby sami takowymi żarliwymi wyznawcami islamu byli to bardziej logiczną postawą byłoby raczej pozostanie na terenach rządzonych przez IS. Co do zaś tego rodzaju “letnich” i “umiarkowanych” muzułmanów można mieć relatywnie silną nadzieję, iż nawrócą się oni na chrześcijaństwo albo też wychowają swe dzieci na niezbyt gorliwych wyznawców islamu. Pobyt zaś takich ludzi w Europie stwarza im więcej możliwości do nawrócenia się na wiarę chrześcijańską niż miałoby to miejsce w krajach ich pochodzenia. 

    Po drugie: nawet, gdyby chrześcijaństwo w Europie było bardzo silne to w rozsądnych ilościach należałoby przyjmować muzułmańskich imigrantów między innymi właśnie po to, by móc łatwiej ich ewangelizować i nawracać. Wysyłanie misjonarzy chrześcijańskich do krajów muzułmańskich jest ze znanych względów mocno utrudnione, więc przyjmowanie muzułmanów do chrześcijańskiej Europy byłoby jedną z metod ich nawracania. 

    Po trzecie: Europa obecnie jest raczej postchrześcijańska aniżeli chrześcijańska i w realnie dającej się przewidzieć perspektywie wpływy chrześcijaństwa na jej życie społeczne oraz publiczne będą raczej maleć. Już dziś w wielu krajach Europy większość mieszkańców stanowią ateiści lub agnostycy, a liczba osób regularnie chodzących do tego czy innego kościoła oscyluje pomiędzy 5 a 25 procent. Religia chrześcijańska napotyka też na coraz większe trudności ze strony rządzących, gdyż np. głoszenie biblijnej nauki o obrzydliwości homoseksualizmu jest w części krajów UE klasyfikowane jako przestępstwo “mowy nienawiści”. Jeśli ów trend się nie odwróci, to za jakieś 50 lat sytuacja na tych polach będzie zapewne wyglądała jeszcze gorzej. Można więc zapytać, czy aby na pewno napływ do Europy kilkuset tysięcy muzułmanów przyniesie jej więcej dobra czy więcej zła? Ktoś powie na to, że “nie leczy się dżumy cholerą”, ale ja nie traktowałbym błędów socliberalizmu i agnostycyzmu panujących w Europie jako zła takiego samego jak islam. Oczywiście, są różne aspekty tych wszystkich ideologii, filozofii i religii, tak też jedne z nich są “na plus” dla socliberalizmu, a inne stawiają od nich wyżej islam. Jednak w ogólnej i generalnej perspektywie wydaje się, że to islamska Europa byłaby lepsza od Europy zlaicyzowanej, socliberalnej i spod znaku “Gender” oraz LGBT. Na przykład, mimo wszystko lepiej jest być już wierzącym w jednego Boga muzułmaninem niż agnostykiem czy ateistą (choćby dlatego, że ma się wtedy większe szanse zbawienia). Podobnie, czymś mniej złym jest posiadanie czterech żon niż choćby jednego homoseksualnego “męża” z którym to razem można jeszcze adoptować dziecko. Islamski strój kobiet jest być może czasami lekką przesadą, ale i tak jest czymś nieporównywalnie lepszym od sposobu w jaki ubierają się Europejki. Życie chrześcijan w państwach rządzonych zgodnie z zasadami Koranu jest trudne, ale mogą oni mieć własne kościoły i do takowych chodzić, gdzie raczej nie cenzuruje się kazań chrześcijańskich duchownych. Tymczasem coraz bardziej realną wizją dla Europy jest to, że co prawda i pod rządami soc-liberałów chrześcijanie będą mogli chodzić do swych kościołów, jednak nie będą mogli oni tam słyszeć prawowiernej nauki na pewne kwestie. 

    Po czwarte: to, że dziś nie będzie się wpuszczać do Europy muzułmanów samo w sobie nie przywróci na naszym kontynencie siły i żywotności chrześcijaństwa. Jeśli rodowici Europejczycy nie zaczną na nowo żyć wiarą swych przodków oraz mieć dużo dzieci, to nawet jeśliby się wyrzuciło z Europy wszystkich muzułmanów, czeka nas co najwyżej bardziej przyśpieszona oraz pogłębiona laicyzacja i dechrystianizacja.

     

    Oczywiście, to wszystko nie oznacza, że należy przyjmować jakichkolwiek muzułmańskich imigrantów, nie patrząc na ich nastawienie do pracy, pokojowe lub agresywne zamiary czy też ekonomiczne zdolności danego państwa. Rzecz jasna, wszystkie te czynniki należy uwzględnić udzielając muzułmanom z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej azylu. Jest też kwestia odpowiedniej formy, w której należałoby pomagać tym ludziom – tu moim zdaniem najlepszą opcję podpowiedział papież Franciszek zachęcając wszystkie parafie Europy do przyjęcia po jednej rodzinie imigranckiej. Dlaczego jest to prawdopodobnie najlepsze z rozwiązań? Ano, dlatego, że rozsiewając muzułmańskich imigrantów po terenie całego kraju utrudnia im się tworzenie gett, zaś kładąc akcent na przyjmowanie całych rodzin zmniejsza się prawdopodobieństwo wystąpienia takich patologii jak terroryzm (gdyż ojciec rodziny ma znacznie pilniejsze sprawy na głowie niż obmyślanie planów zamachów).