Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: małżeństwo

  1. Czy poligamia jest wewnętrznie zła?

    Możliwość komentowania Czy poligamia jest wewnętrznie zła? została wyłączona

    Temat poligamii – czyli małżeństwa w ramach którego mężczyzna ma prawo mieć jednocześnie wiele żon – nie jest co prawda w sensie praktycznym ważnym dla zdecydowanej większości chrześcijan, ale stanowi dość istotne wyzwanie dla ukazywania wewnętrznej wiarygodności Pisma świętego oraz religii chrześcijańskiej. Z jednej bowiem strony księgi Starego Testamentu wydają się uwiarygadniać poligamię, z drugiej zaś prawie wszystkie wyznania chrześcijańskie są mniej lub bardziej zdecydowanie przeciwne tego rodzaju małżeństwom. Jaka jest więc prawda o poligamii? Czy jest ona wewnętrznie zła? A jeśli tak, to jak tłumaczyć fakt, iż ani Stary, ani nawet Nowy Testament w sposób bezpośredni i wyraźny, na żadnej ze swych stronic, nie zakazują ani nie potępiają tej praktyki? A może, poligamia mogła być moralnie dobra w czasach Starego Przymierza i dopiero okoliczności, w których przyszło żyć ludziom w erze Nowego Zakonu czynią ją zawsze lub prawie zawsze materią ciężkiego grzechu? Na te i tym podobne pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym artykule.

    Zaczynając od przyjrzenia się temu, co na temat poligamii ma do powiedzenia autorytatywne nauczanie katolickie, to muszę jasno stwierdzić, iż przynajmniej na tyle, na ile je znam, nie znajduje w nim odpowiedzi, czy jest ona wewnętrznie zła. Owszem, wszystkie z dokumentów kościelnych, z którymi się zapoznałem, potępiają ją, ale nie precyzują tego, czy czynią one to na zasadzie stwierdzenia jej wewnętrznego zła. Nakreślone przeze mnie wyżej rozróżnienie jest ważne, gdyż pewne rzeczy są – wedle doktryny katolickiej – złe „wewnętrznie”, a przez to moralnie naganne we wszelkich czasach, kulturach i okolicznościach. Jednak inne rzeczy mogą być złe „zewnętrznie” – to znaczy z powodu zwykle, choć nie zawsze towarzyszących im okoliczności. Na przykład, oglądanie pornografii jest zwykle „zewnętrznie” złe, ale nie jest ono „wewnętrznie” złe – a to dlatego, że bardzo trudno jest patrzeć na tego rodzaju materiały bez wywoływania przy tym seksualnej pożądliwości, jednak w pewnych szczególnych okolicznościach patrzenie na pornografię może być moralnie dozwolone: dobrym przykładem tego rodzaju sytuacji jest praca sędziego, policjanta czy prokuratora, przedstawiciele wszystkich tych zawodów czasami mają nawet obowiązek zapoznawania się z materiałami natury pornograficznej, a to w celu sprawiedliwego osądzenia lub rozeznania danej sprawy (powinni jednak przy tym starać się oddalać pożądliwe myśli i pragnienia, jakie zwykle rodzą się przy oglądaniu takich rzeczy). Tak więc, same stwierdzenia zawarte w kościelnych aktach Magisterium o tym, że poligamia „nie jest zgodna z prawem moralnym” (Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2387); jest „zdrożnym obyczajem żydowskim” (patrz: Leon XIII, „Arcanum divinae sapientiae”); Chrystus potępił poligamię (patrz: Pius XI, „Casti Connubi”) nie rozstrzygają jeszcze w bardziej jednoznaczny sposób, czy poligamię należy uważać za wewnętrznie złą. Mogą one to znaczyć (a ściślej rzecz biorąc: sugerować), ale nie muszą.

    Mimo jednak tego, iż nie widzę w nauczaniu katolickim wyraźnego stwierdzenia, że poligamia jest wewnętrznie zła, a także faktu jakiegoś rodzaju przyzwolenia na istnienie takowej w ramach ksiąg Starego Przymierza, myślę, że istnieją pewnego rodzaju słabsze bądź silniejsze poszlaki na rzecz tezy, iż rzeczywiście może być ona rozpatrywana właśnie w tych kategoriach. Oto kilka takich „poszlak”:

    1. Poligamia na kartach Pisma świętego – choć nie jest wyraźnie potępiana – to jest często łączona z mniejszymi bądź większymi kłopotami. Jaskrawym tego przykładem jest historia króla Salomona, który od bycia najmądrzejszym człowiekiem na świecie przeszedł do czczenia fałszywych bóstw, a stało się to za przyczyną wielości pogańskich żon, które on poślubił (por. 1 Krl 11, 3-4). Innym biblijnym przykładem negatywnych konsekwencji poligamii jest historia Abrahama, Sary i Hagar (por. Rdz 16, 3). Otóż Sara nie mogąc dać Abrahamowi potomka, postanowiła przekazać niewolnicę Hagar jako swego rodzaju drugą żonę dla swego męża (z nadzieją, iż ta pocznie mu dziecię). I choć owa nadzieja została spełniona – Hagar poczęła Abrahamowi syna Izmaela – to jego narodziny doprowadziły do konfliktu pomiędzy Sarą a Hagar.

    2. Poligamia nie jest przez natchnionych i nieomylnych autorów Pisma świętego nigdy chwalona. Również, teza o tym, iż Bóg nakazał komukolwiek praktykowanie poligamii wydaje się być dość kontrowersyjna. To jest ważna uwaga i rozróżnienie, gdyż o ile Bóg może – w pewnym biernym i „niechętnym” sensie (o czym szerzej będzie mowa poniżej) – zezwalać na dokonywanie nawet niektórych wewnętrznie złych czynów, to nie jest możliwe, by Stwórca takie uczynki chwalił albo też rozkazywał ich popełnienie. Ktoś może na ten argument odpowiedzieć, że Bóg owszem nakazał praktykowanie poligamii w następującym przepisie Prawa Mojżeszowego:

    Jeśli jaki mąż będzie miał dwie żony, jedną kochaną, a drugą niekochaną, i one urodzą mu synów, a pierworodnym będzie syn niekochanej – to w dniu przekazywania dziedzictwa nie może za pierworodnego uznać syna kochanej, gdy pierworodnym jest syn niekochanej. Jeśli pierworodnym jest syn niekochanej, musi mu przyznać podwójną część wszystkiego, co posiada, gdyż on ma prawo do pierworództwa” (Pwt 21,15–17; por. 1 Sm 1,1nn).

    Czy jednak powyższe starotestamentowe prawo tyczyło się w swej istocie nakazu zawierania poligamicznych małżeństw? Otóż nie, jego sedno sprowadzało się do ochrony słusznych interesów syna „niekochanej żony”. Nie jest to jednak polecenie typu „Miej więcej żon aniżeli jedną”.

    Obrońcy tezy o braku wewnętrznego zła poligamii mogą powołać się jednak na inny z nakazów Starego Zakonu, a mianowicie na tzw. prawo lewiratu:

    Jeśli bracia będą mieszkać wspólnie i jeden z nich umrze, a nie będzie miał syna, nie wyjdzie żona zmarłego za mąż za kogoś obcego, spoza rodziny, lecz szwagier jej zbliży się do niej, weźmie ją sobie za żonę, dopełniając obowiązku lewiratu.” (Pwt 25, 5).

    Istotnie zakładając, iż praktyczne zastosowanie powyższego biblijnego prawa miało miejsce również w przypadku już żonatych braci zmarłego mężczyzny, to ów nakaz byłby jednoznaczny z poleceniem praktykowania bigamii bądź poligamii. W samym tekście owego przepisu nie ma zaś odniesienia, iż może on być aplikowany tylko w przypadku tych spośród braci, którzy byliby wówczas samotni (a więc byliby kawalerami bądź wdowcami). Z drugiej zaś strony – choć w świetle naszego naturalnego doświadczenia – takie założenie może wydawać się czymś mało wiarygodnym, to nie można jednak w sposób absolutny wykluczyć hipotezy, iż Bóg w swej opatrzności tak pokierował praktycznym zastosowaniem prawa lewiratu, iż zawsze ono trafiało na samotnych mężczyzn (czyli kawalerów i/lub wdowców). Jest to co prawda mało prawdopodobne, ale nie zawsze nasza ludzka logika musi odpowiadać drogom Boskiej opatrzności. Sam zaś kojarzę z Biblii tylko dwa konkretne przypadki zastosowania prawa lewiratu: tyczą się one Onana (Rdz 38, 8-9) i Boaza (księga Rut). W obu z nich nie ma informacji o tym, by Onan i Boaz byli w chwili zawierania małżeństwa lewirackiego związani z innymi kobietami: nie można więc wykluczyć założenia, iż mogli być oni wtedy samotnymi mężczyznami. Muszę jednak w tym miejscu uczciwie powiedzieć, iż nie sprawdzałem treści Biblii pod tym kątem szczegółowo, a więc gdyby któryś z czytelników tego artykułu wskazał konkretny fragment Pisma świętego, z którego by wynikało, iż małżeństwo lewirackie zostało zawarte przez jednocześnie już żonatego mężczyznę, to byłby jednoznaczny dowód na to, że de facto instytucja ta była Boskim nakazem zawierania bigamicznych bądź poligamicznych małżeństw: a więc nie mogłyby być one tym samym wewnętrznie złe.

    3. Bóg owszem – w pewnym sensie – pozwolił na praktykowanie poligamii, ale uczynił to w ramach nie swego ściśle moralnego prawa, ale tego co można nazwać „karno-cywilną częścią Prawa Mojżeszowego”. Prawa zaś karne i cywilne mają to do siebie, iż mądry i roztropny władca, może w ich obrębie niechętnie zezwalać (czyli mówiąc bardziej tradycyjnym językiem: tolerować) na popełnianie niektórych wewnętrznie złych czynów. Takie zezwolenie/tolerancja jest wówczas udzielane po to, by zapobiec powstaniu większego zła bądź osiągnąć jakieś większe dobro. Można więc powiedzieć, iż dobre prawa czasami mogą/powinny tolerować wewnętrznie złe czyny. Przykładowo osobiście uważam, iż najlepszym prawem byłyby przepisy zakazujące i karzące dokonywanie aktów cudzołożnych i homoseksualnych, ale z drugiej strony nie w każdych okolicznościach byłoby roztropne ustanawianie takich restrykcji, przez co czasami jest lepiej na płaszczyźnie prawnej tolerować takie czyny, starając się w inny sposób je ograniczać. I podobnie mogło być z przyzwoleniem Prawa Mojżeszowego na istnienie poligamii: sam fakt jej prawnego tolerowania nie musiał oznaczać, że nie jest ona wewnętrznie zła, ale mógł mieć na celu zapobieżenie jakiemuś większego złu bądź ocalenie większego dobra. Nie byłoby to wówczas sprzeczne z tymi stwierdzeniami Pisma świętego, w których oświadcza się, iż Bóg „nikomu nie zezwolił grzeszyć” (Syr 15, 20), gdyż jak to zostało już wyżej nakreślone, należy rozróżnić pomiędzy prawnym a ściśle moralnym zezwoleniem na popełnianie danych czynów. Jeśli zaś chodzi o prawa tolerujące dane grzechy, to może mieć tu zastosowanie następujące biblijne stwierdzenie:

    Dlatego dopuściłem u nich prawa, które nie były dobre, i nakazy, według których nie mogli żyć.” (Ez 20, 25).

    4. Argumentem za moralną dobrocią poligamii nie jest fakt, iż praktykowali ją również generalnie sprawiedliwi mężowie Starego Testamentu (czyli np. Abraham, Mojżesz, Dawid). Nie każdy bowiem czyn owych ludzi został spisany przez biblijnych autorów po to, by dano nam przezeń przykład do naśladowania. I chociaż można założyć, iż owi czcigodni patriarchowie oraz królowie Starego Zakonu nie zaciągali nawet osobistej winy grzechu w związku z czynioną przez siebie poligamią, to okoliczność takowa nie czyniłaby jeszcze owego zwyczaju czymś moralnie właściwym. Należy wszak rozróżnić pomiędzy czymś, co tradycyjna teologia moralna zwie „grzechem materialnym” a „grzechem formalnym”. To pierwsze występuje wówczas, gdy czynimy coś, co jest obiektywnie złe, ale nie mamy przy tym czy to świadomości czy/i dobrowolności. Wówczas co prawda dochodzi do moralnego nieporządku, ale dana osoba nie jest winna w swym sumieniu popełnienia grzechu. To drugie – czyli „grzech formalny” następuje zaś wówczas, gdy oprócz obiektywnego naruszenia tej czy innej normy moralnej, w grę wchodzi też świadomość i/lub dobrowolność jej złamania: wtedy ciąży na naszym sumieniu wina grzechu. Jako że przynajmniej na kartach Starego Testamentu prawda o wewnętrznym złu poligamii nie została nam jeszcze objawiona, możemy założyć, iż tacy występujący tam sprawiedliwi mężowie jak Abraham, Mojżesz czy Dawid, biorąc sobie więcej niż jedną żonę równocześnie popełniali właśnie „grzech materialny” nie zaś „grzech formalny”.

    Przy tej okazji warto także zauważyć, że stwierdzenie jednego z biblijnych autorów o tym, że Bóg „dał” Dawidowi wiele żon i był gotów dać mu ich jeszcze więcej (por. 2 Sm 2, 18), także nie przemawia za brakiem wewnętrznego zła poligamii. Otóż w języku natchnionych autorów Pisma świętego zwroty mówiące, iż Bóg komuś coś „dał” mogą być czasami czymś analogicznym do tego co w naszej kulturze zwie się „skrótami myślowymi”. Innymi słowy, mogą one pomijać pewne ważne rozróżnienia, a tylko w bardzo zwięzły sposób informować o danej rzeczywistości. Ujmując zaś to bardziej teologicznie, to biblijne frazy w rodzaju „Bóg dał …” nie muszą w każdym przypadku ich użycia oznaczać, że dana sytuacja była wyrazem pozytywnej Bożej woli – mogą one czasami po prostu znaczyć, iż Bóg w swej opatrzności pozwolił na zaistnienie danego stanu rzeczy. Słuszność takiej interpretacji widać choćby na przykładzie poniższego fragmentu Biblii:

    To mówi Pan: Oto Ja wywiodę przeciwko tobie nieszczęście z własnego twego domu, żony zaś twoje zabiorę sprzed oczu twoich, a oddam je twojemu współzawodnikowi, który będzie obcował z twoimi żonami – wobec tego słońca” (2 Sm 12,11 – podkreślenie moje MS).

    W powyższym wersecie Bóg zapowiada, iż „odda” żony Dawida jego rywalowi i ten będzie z nimi „obcował”. Gdyby przyjąć, że zwroty typu „da”, „odda” zawsze oznaczają Boską aprobatę dla danego działania, znaczyłoby to, iż Bóg nie miał nic przeciwko cudzołożeniu innego mężczyzny z żonami Dawida (a w gorszym zaś wypadku nawet przeciw ich gwałceniu). Wiemy jednak z tego samego Pisma świętego, iż Bóg brzydzi się tak cudzołożeniem, jak i gwałceniem, więc przyjęcie takiej interpretacji zdaje się być bardzo pochopne i ryzykowne.

    5. Swego rodzaju opcją domyślną dla małżeństwa na kartach tak Starego, jak i Nowego Testamentu wydaje się być monogamia. Widać to chociażby w opisie ustanowienia przez Boga pierwszego małżeństwa, czyli związku Adama i Ewy nie zaś Adama i kilku kobiet – (por. Rdz 2, 18-24), na którą to prawdę powołał się Pan Jezus Chrystus nauczając o tym, iż małżeństwo nie powinno być rozbijane przez rozwody (patrz: Mt 19, 4). Także w innych fragmentach Pisma świętego, w których ukazywane jest piękno małżeńskich więzi, widzimy nawiązania raczej do monogamii aniżeli poligamii:

    Niech źródło twe świętym zostanie znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze, w miłości jej stale czuj rozkosz!” (Prz 5,18n).

    Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia” (Koh 9,9).

    Pan był świadkiem pomiędzy tobą a żoną twojej młodości, którą przeniewierczo opuściłeś. Ona była twoją towarzyszką i żoną twojego przymierza. (…) Wobec żony młodości twojej nie postępuj zdradliwie! Jeśli ktoś, nienawidząc, oddalił [żonę swoją] – mówi Pan, Bóg Izraela – wtedy gwałt pokrywał swoją szatą” (Ml 2,14–16).

    Proszę zauważyć, że we wszystkich wyżej cytowanych pochwałach małżeńskiej miłości i wierności, mowa jest o „żonie” (liczba pojedyncza), a nie „żonach” (liczba mnoga).

    PODSUMOWANIE

    Biorąc zatem pod uwagę wszystkie powyższe spostrzeżenia oraz rozważania uważam za prawdopodobną, opinię wedle której poligamia nigdy nie była nie tylko „ideałem”, ale nie była ona nawet przed nadejściem Nowego Przymierza zgodna z obiektywną moralnością. Jednocześnie jednak wielożeństwo nie było sprzeczne z tymi normami naturalnego prawa moralnego, które tradycyjna teologia zwie „pierwszorzędnymi”, a co za tym idzie bogobojni i sprawiedliwi mężowie Starego Zakonu, mogli być bez własnej winy, nie dostrzegać jej wewnętrznego zła. Bóg zaś w ramach ustanowionych przez Siebie praw cywilnych mógł ów stan rzeczy tolerować.

    Mirosław Salwowski

    ***
    Źródło obrazka załączonego do powyższego artykułu: themonastery.org

  2. Co było “nie tak” z drugim kościelnym ślubem Jacka Kurskiego?

    Możliwość komentowania Co było “nie tak” z drugim kościelnym ślubem Jacka Kurskiego? została wyłączona

    Nie milkną echa wydarzenia, jakim był drugi kościelny ślub pana Jacka Kurskiego, który zawarł on w minioną sobotę (18. 07. 2020 r.) w łagiewnickim sanktuarium ze swą dotychczasową drugą już cywilną żoną (a raczej konkubiną). Kontrowersje wzbudza tu fakt, że ,aby wziąć ów ślub, pan Kurski musiał doczekać się stwierdzenia nieważności swego pierwszego, a trwającego przeszło 20 lat kościelnego małżeństwa, z którego zrodzonych zostało troje dzieci. W związku z tym wszystkim pada wiele sugestii czy wręcz otwartych oskarżeń o oszustwo, przekupstwo, symonię, polityczne układy między władzami kościelnymi a aktualną obozem rządzącym, których elementem miałyby być również stwierdzenie nieważności pierwszego małżeństwa pana Kurskiego oraz zgoda na zawarcie przez niego drugiego katolickiego ślubu. Poniżej skreślę parę zdań o tym, jak osobiście widzę całą tę sytuację.

    ***

    Oskarżenia o oszustwo, przekupstwo, symonię, polityczne układy, itp. wydają się jednak na wyrost. Akta procesu kościelnego w sprawie pierwszego małżeństwa pana Jacka Kurskiego nie są bowiem publicznie znane. Nie można zaś apriorycznie wykluczać, iż jedna z rzeczywistych przesłanek do stwierdzenia nieważności kościelnego ślubu mogła w tym przypadku zaistnieć. Na przykład, jeśli korzystający z usług prostytutek mężczyzna chce poślubić daną niewiastę, ale i tak zamierza kontynuować swój niecny proceder po takim ślubie, to z zaistnieniem prawdziwego małżeństwa nie mamy do czynienia choćby i takowe trwało nie 20, ale 60 lat, a jego owocem było nie troje, ale dziesięcioro dzieci. Po prostu po stronie takiego mężczyzny brak jest rzeczywistej intencji zawarcia ważnego małżeństwa, a wypowiadane przez niego słowa ślubnej przysięgi są tylko symulacją i udawaniem. Do zawarcia małżeństwa wówczas nie dochodzi choćby i takowemu asystował sam papież, a Msza św. mająca temu towarzyszyć odbywała się w samej Bazylice św. Piotra. Czy coś podobnego miało miejsce w przypadku pana Kurskiego? Oczywiście tego nie wiem, choć fakt, iż zdradzał on swą pierwszą żonę jeszcze wówczas, gdy byli w oczach władz kościelnych małżeństwem, może to uwiarygadniać. Z drugiej strony na pewno dziwnie wygląda stwierdzanie nieważności małżeństwa trwającego przeszło dwie dekady i którego owocem było troje dzieci. Jednak póki nie mamy jasnych dowodów lub choćby mocnych przesłanek, by podejrzewać, że doszło w tym wypadku do jakiegoś, kolokwialnie mówiąc “przekrętu” powinniśmy i tę sytuację próbować interpretować w sposób korzystny i pozytywny. Tak naucza o tym chociażby Katechizm Kościoła Katolickiego idąc tu za św. Ignacym Loyolą:

    Każdy dobry chrześcijanin winien być bardziej skory do ocalenia wypowiedzi bliźniego niż do jej potępienia. A jeśli nie może jej ocalić, niech spyta go, jak on ją rozumie; a jeśli on rozumie ją źle, niech go poprawi z miłością; a jeśli to nie wystarcza, niech szuka wszelkich środków stosownych do tego, aby on, dobrze ją rozumiejąc, mógł się ocalić (patrz: św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, 22; zobacz również; Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2478).

    Powyższa sentencja św. Ignacego Loyoli jest poprzedzona uwagą autorów Katechizmu, w której czytamy:

    W celu uniknięcia wydawania pochopnego sądu każdy powinien zatroszczyć się, by – w takiej mierze, w jakiej to możliwe – interpretować w pozytywnym sensie myśli, słowa i czyny swego bliźniego (…) (Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2478).

    ***

    Na tym jednak koniec mej próby obrony całej tej sytuacji. Uważam bowiem, że nawet jeśli stwierdzenie nieważności pierwszego małżeństwa pana Kurskiego miałoby się okazać oparte na rzeczywistych podstawach, to cała reszta okoliczności tej sprawy wzbudza zbyt wiele wątpliwości i dwuznaczności.

    Po pierwsze bowiem: jeśli ktoś przez swe cudzołóstwa doprowadził do zniszczenia swego pierwszego związku (jak to miało miejsce w przypadku pana Jacka Kurskiego), to nie powinien mieć on przynajmniej przez dłuższy czas możliwości zawarcia drugiego ważnego ślubu kościelnego. Nie wiem, czy w prawie kanonicznym istnieją uregulowania się tego tyczące, ale jeśli takowych tam nie ma, to powinny być one tam wprowadzone. Jest bowiem rzeczą gorszącą, by ktoś, kto wcześniej aktywnie przyczyniał się do niszczenia swego związku, w krótkim czasie po ustaniu takowego brał – i to jeszcze w uroczystej oprawie – nowy ślub kościelny. Takiemu człowiekowi – zakładając, że jego pierwsze małżeństwo rzeczywiście nie zaistniało – najpierw powinno się wyznaczyć co najmniej 5-letni okres próby i pokuty, w którym ten udowodniłby swym czystym, cnotliwym i wstrzemięźliwym życiem, iż poważnie traktuje instytucję małżeństwa i dopiero potem pozwalać mu na zawarcie takowego.

    Po drugie: ktoś, kto zniszczył swój pierwszy związek, nie powinien mieć żadnej uroczystej oprawy swego kościelnego ślubu. A więc, jeśli już to małżeństwo powinien on zawierać w jakimś małym kościółku, z udziałem najbliższej rodziny, bez podniosłych śpiewów, organów, etc. Sobotni ślub pana Jacka Kurskiego był zaś przeprowadzony w zupełnie odwrotnym duchu: ważna i reprezentatywna świątynia; zaproszeni dziennikarze, “Panna młoda” odziana w białą suknię (mimo że też wcześniej miała kościelne małżeństwo).

    Po trzecie: zgodnie z tradycyjną dyscypliną kościelną kapłani nie powinni błogosławić małżeństw jawnych grzeszników. Pan Kurski zaś nie dość, że patronował pełnym prymitywnej manipulacji i wątpliwym moralnie rozrywkom (np. promowanie muzyki Disco Polo), to ze swą obecną już kościelną żoną wcześniej przez kilka lat żył w jawnym konkubinacie (przypieczętowanym ślubem cywilnym). Oczywiście, gdyby istniały dowody, że nawrócił on się z tych nieprawości – np. wycofał złe widowiska z prowadzonej przez siebie telewizji, ogłosił, iż do czasu zawarcia małżeństwa przestaje żyć w konkubinacie – to byłaby inna sprawa. Jednakże do niczego takiego nie doszło, a zatem pan Jacek Kurski powinien być uważany za jawnego grzesznika. W zasadzie to – np. w odniesieniu do jawnego konkubinatu, w którym pan Kurski żył przed swym drugim kościelnym ślubem – można założyć, że w piątek 17. 07. 2020 roku kładł się on spać ze swą konkubiną, po to, by w sobotę 18. 07. 2020 roku ślubować jej w łagiewnickim kościele dozgonną miłość i wierność. A coś takiego poważnie naprawdę nie wygląda. Powie ktoś może, że przecież nie wiem tego i może przez 30 dni do zawarcia swego drugiego kościelnego ślubu pan Kurski żył ze swą konkubiną w absolutnej i nienagannej czystości (a więc nie tylko żadnych stosunków, ale też jakichkolwiek zmysłowych pocałunków i dotknięć). Oczywiście czysto teoretycznie jest to możliwe, jednak jeśli ktoś w sposób publiczny i oficjalny potwierdził swą wolę życia w konkubinacie w urzędzie (zwą tę mianem “ślubu cywilnego”) to tym samym dał innym prawo do zakładania, że będzie on w tym stanie prowadził też seksualną aktywność. I póki, nie udowodni, że jest inaczej, takie założenie, jak poczynione przeze mnie powyżej są po prostu zasadne i zgodne ze zdrowym rozsądkiem.

    Mirosław Salwowski

  3. Jak powinny wyglądać katolickie wesela?

    Leave a Comment

    Św. Jan Chryzostom:
    Kiedy zaś wyprawiasz wesele, nie krąż po domach, pożyczając lustra i szaty. Albowiem to, co się odbywa, nie jest dla ostentacji, ani też nie prowadzisz córki na paradę. Rozweselając natomiast dom tym, co w nim jest, zwołaj sąsiadów, przyjaciół i krewnych. Tych o których wiesz, że są mądrzy zwołaj i zachęcaj aby zadowolili się tym, co jest. Niech nie będzie obecny pośród ciebie nikt spośród tych, którzy przychodzą z miejsca tańców. Jest to bowiem wydatek zbyteczny i niestosowny. Przede wszystkim zaproś Chrystusa (…) Nie przyozdabiaj panny młodej ozdobami wykonanymi ze złota, lecz łagodnością, dyskrecją oraz zwykłym odzieniem (…) Obiady i wieczerze niech będą pełne nie pijaństwa, lecz radości duchowej. Albowiem nieskończone będą bogactwa pochodzące z takiego małżeństwa (…) Zobacz, ile zła pochodzi z wesel, które odbywają się obecnie (jeżeli w ogóle można je nazwać weselami, a nie zewnętrznymi obchodami) (…)

    Nie mówię, aby zabraniać schodzenia się i wspólnych biesiad, lecz aby zakazać nieprzyzwoitości. Chcę bowiem, aby przyjemność była prawdziwą przyjemnością, a nie karą i kaźnią, pijaństwem i hałaśliwą zabawą. Niech się dowiedzą (poganie), że chrześcijanie potrafią ucztować, i to ucztować przyzwoicie.

    <<Weselcie się w Panu – mówi (psalmista) – z drżeniem>> (Ps 2, 11, LXX). A jak można się weselić? Odmawiając hymny, odprawiając modły, wprowadzając psalmy w miejsce owych nieszlachetnych śpiewek. W ten sposób Chrystus będzie obecny przy stole i napełni całą ucztę błogosławieństwem, gdy się modlisz, gdy śpiewasz pieśni duchowe, gdy zapraszasz ubogich do udziału w tym, coś zastawił, gdy postawisz na straży biesiady czujny porządek i umiarkowanie. W ten sposób uczty uczynisz kościołem, gdy zamiast niewczesnych okrzyków i oklasków będziesz sławił Pana wszechrzeczy.

    I nie mów mi, że panuje inne prawo biesiadne, lecz popraw to co jest złe! << Czy jecie – mówi Paweł – czy pijecie, czy co innego czynicie, wszystko czyńcie na chwałę Bożą>> (1 Kor 10, 31)” [1].

     

    Ks. Jakub Wujek:
    A co się God dotyczy: uczciwa to rzecz jest przyjaciół wzywać na gody, i z nimi się weselić; ale tak, aby na godziech miejsce Panu Chrystusowi i Pannie Maryi matce jego i zwolennikom jego; to jest, wszelakiej uczciwości, i ludziom cnotliwym a pobożnym było. Bo tak oni święci Patriarchowie gody swoje sprawowali. Jako u Tobiasza napisano: Iż udali się na gody, ale i gody z bojaźnią Bożą obchodzili (Księga Tobiasza 8). Jako i ci w Kanie Galilejskiej, na swoje gody naprosili byli tych wdzięcznych gości.

    A szczęśliwesz te gody na których tacy goście bywają. Daj Boże, aby u Chrześcijan zawżdy takie gody sprawowane były. Ale się bardzo boję, że takich god siła, na których Pan Jezus z Maryją i uczniami swymi, żadnego miejsca nie mają. Bo jakaż społeczność światłości z ciemnościami? Albo co za towarzystwo może mieć Chrystus z sprośnym Czartem (2 Koryntian 6: 14 – 15)? Co tam Chrystus ma czynić, gdzie się nie po chrześcijańsku, nie wedle Chrystusa nie dzieje? Na których godziech jest P. Chrystus, tamci zbytki żadne, ani obżarstwa, ani opilstwa, ani tańce, ani wszeteczności, ani insze nieuczciwości miejsca mieć nie mogą. Gdzie Pan Chrystus jest, tamci wszystko uczciwie się dzieje, tam nie wołają, nalej, rozlej, nie tłuką się po kąciech, skacząc i wrzeszcząc by szaleni, ale pomierne jedzenie i picie, pomierne wesele bywa: a choć tam wina i picia niewiele, ale rozmów uczciwych i spraw pobożnych dostatek być musi.

    Bo abyś nie mniemał, aby Pan Chrystus, tym pochwalał obżarstwo twoje, uczyniwszy z wody bardzo dobre wino, nie kazał go zaraz na stół dawać, aby nikomu nie dał przyczyny opilstwa: ale je do sprawce onego wesela kazał odnosić, aby im przystojnie szafował wedle potrzeby. Takimi tedy godam świętym Pan Chrystus błogosławić raczy, i przemienia im wodę w wino: to jest, wszystkie trudności i frasunki lekkie a znośne czyni, wszystkimi potrzebami opatruje, i na dobrych dziatkach po tym cieszyć raczy. Ale tym, którzy Chrystusa na swe gody prosić nie chcą, a nie w bojaźni Bożej, ale w pożądliwości swojej stan Małżeński przyjmują, to się więc dostaje jako pospolicie mówią: Iż odprawiwszy gody, muszą cierpieć głody: iż kłopotu i gomonu końca nie masz: iż w domu piekła zawsze dosyć. Bo Czart okrutny, który nad takowymi moc ma, ustawicznie ich wiedzie do tego: aby to rozłączył, co sam Pan Bóg złączył. Przetoż rozmaite niezgody, i niepokoje między nimi sieje, a miłość między społeczną rozejmuje. A to na nie Pan Bóg sprawiedliwie dopuszcza: iż tego okrucieństwa na sobie nosić muszą, którego się powodem złączyli, bojaźń Bożą z serce swego wyrzuciwszy” [2].

     

    Ks. Franciszek Pouget:

    (Pytanie). Jak trzeba przepędzić dzień weselny?

    (Odpowiedź). Jest to dzień święty, który nie godzi się na wzór pogan nie znających Boga, znieważać przez rozwiązłość, gry, tańce, pijaństwo, obżarstwo, mowy przeciwne świętobliwości chrześcijańskiej.

    (Pytanie) Izaliż niewolno nowożeńcom dzień ślubu swego przepędzić wesoło, sprawić ucztę i zaprosić na nie krewnych i przyjaciół swoich?

    (Odpowiedź). To wszystko jest rzeczą słuszną i przyzwoitą, zgodną z rozumem, upoważnioną przez Pismo S. i stwierdzoną przykładem Jezusa Chrystusa, który obecnością swoją raczył zaszczycić gody małżeńskie w Kanie galileyskiej, gdzie zapobiegając niedostatkowi nowożeńców, wodę cudownie przemienił w wino. Same tylko zbytki, rozpusty, tańce, mowy sprośne i inne rozrywki nieprzyzwoite, powinny być zgoła wywołane z wesel chrześcijańskich.

    (Pytanie). Czy nie masz jeszcze innych przestróg potrzebnych dla nowożeńców na dzień weselny?

    (Odpowiedź). Należałoby im powiedzieć: 1. że dzień weselny tak powinni przepędzić na uczcie i uciechach, żeby nie zapomnieli o modlitwie. 2. Co niegdyś Anioł Rafał przykazał młodszemu Tobiaszowi, ażeby pojąwszy żonę przez trzy dni z nią zostawał w wstrzemięźliwości, bawiąc się tym czasem modlitwą. to też miałoby się radzić wszystkim nowożeńcom. Czwarty Sobór Kartagiński przepisuje im takową powściągliwość na pierwszy dzień wesela. Toż samo dawniej nakazanem było i w Kościele francuskim. Teraz zaś im to się nie rozkazuje, ale tylko radzi, aby za wspólną umową zachowali [3].

     

    Nota od redakcji: Pisownia cytowanego tekstu ks. Jakuba Wujka pod względem ortograficznym i gramatycznym została miejscami poprawiona w celu łatwiejszej lektury przez czytelników.

    Przypisy:
    [1] Św. Jan Chryzostom, Cytat za: James L. Pandrea, “Depozyt wiary. Jak Kościół katolicki zachował autentyczną doktrynę wczesnych chrześcijan“, Kraków 2017, s. 155 oraz “Ojcowie żywi 21. Karmię was tym, czym sam żyję. Ojcowie Kościoła komentują niedzielne czytania biblijne“, Kraków 2014, s. 282 – 283.
    [2] Ks. Jakub Wujek, „Wykład Pisma świętego – Postilla Catholica„, cz. I. Komorów 1997, s. 128 – 129.
    [3] Ks. Franciszek Pouget, “Nauki katolickie w sposób katechizmowy w których wyłożone są w krótkości z Pisma Świętego i Podania: Dzieje, zasady religii, moralność chrześcijańska sakramenta, modły, obrzędy i zwyczaje Kościoła“, Tom III, Warszawa 1830, s. 376 – 377.

     

  4. Co oznacza posłuszeństwo żony wobec męża?

    Leave a Comment

    Boża zasada mówiąca o tym, iż to mąż jest głową rodziny, a w związku z tym żona powinna mu okazywać posłuszeństwo, jest współcześnie także w środowiskach katolickich, bardzo często negowana, lekceważona, albo przynajmniej mocno relatywizowana. Przyjrzyjmy się zatem niektórym z aspektów tej zasady oraz sposobom, za pomocą których jest ona podważana.

    Jednym z najczęściej używanych argumentów przeciwko posłuszeństwu żony wobec męża jest twierdzenie, jakoby owo biblijne nauczanie było produktem patriarchalnej i ukierunkowanej na mężczyzn kultury, w ramach której spisywane i tworzone było Pismo święte. Jest to jednak typowe, aż do nudności, relatywizowanie nauczania Biblii, za pomocą którego można unieważnić dosłownie każde z zapisanych w niej przykazań, prawd i pouczeń. Choć owszem nie można zaprzeczyć temu, iż w treści Pisma święte znajdują się pewne odwołania do kultury i pojęć czasów, w których było ono spisywane, to tym nie mniej zapisane w tej Księdze rzeczy nie są po prostu zapisem historii obyczajów tamtych czasów, ale stanowią Boże Słowo dane ku pouczenia wszystkim ludziom wszystkich czasów. Biblijna zasada posłuszeństwa żony wobec męża jest tak samo Bożym pouczeniem, jak znajdujące się tam zakazy zabijania niewinnych, cudzołożenia, oszukiwania, etc. Jak mówi Pismo święte samo o sobie:

    Wszelkie Pismo od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości –  aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu” (2 Tm 3, 16);

    Słowo Pańskie – to słowo szczere, wypróbowane srebro, bez domieszki ziemi siedmiokroć czyszczone” (Ps 12, 7);

    Niebo i ziemia przeminą, a moje słowa nie przeminą” (Łk 21, 33).

    Innym ze sposobów podważania omawianej zasady jest próba faktycznego jej unieważnienia za pomocą stronniczej interpretacji jednego zdania z listu do Efezjan, w którym to św. Paweł Apostoł opisując relacje pomiędzy mężem a żoną stwierdza: “Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej!” (tamże: 5, 21). Wielu próbuje dowodzić za pomocą tego fragmentu, iż rzekomo w ten sposób Pismo św. unieważnia regułę posłuszeństwa żony mężowi, gdyż z owego wersetu ma wynikać, że mąż ma być też posłuszny żonie. Skoro więc oboje małżonkowie mają być sobie poddani to ma oznaczać, że nie ma żadnego “pierwszeństwa w posłuszeństwie”, które należało by się mężowi od żony. Ta interpretacja jest jednak słaba, choćby z tego powodu, iż istnieje wiele tekstów biblijnych, w których wzywa się żony do posłuszeństwa mężom oraz pochwala się tę cnotę (np. Tt 2, 5; 1 P 3, 1-2; 1 P 3, 5-6). Co więcej, w Piśmie św. to mąż, a nie żona jest nazywany głową kobiety (1 Kor 11, 3), a to przynajmniej sugeruje zasadę, iż to mąż ma być swego rodzaju “kierownikiem” rodziny podejmując najważniejsze i kluczowe dla niej decyzje. Gdyby rodzina miała dwie głowy, to można by rozumieć słowa o “wzajemnym poddaniu się” w sensie braku “pierwszeństwa w posłuszeństwie”.  Ale skoro rodzina ma tylko jedną głowę, a nie dwie i tą głową jest mąż, a nie żona, to płynie z tego dość prosty wniosek, iż “pierwszeństwo w posłuszeństwie” przysługuje właśnie mu. Co więc może oznaczać “wzajemne poddanie się w bojaźni Chrystusowej” małżonków? Cóż, nie jest to zbyt trudne do wyjaśnienia. Otóż, w życiu małżeństwa i rodziny nieraz może dochodzić do sytuacji, gdy miłość nakazuje mężowi, by był uległy słusznym oczekiwaniom swej żony. Na przykład żona może być w danym czasie chora, a mąż ma wówczas ochotę na seks. W takiej sytuacji mąż powinien być poddanym żonie i nie domagać się od niej cielesnego obcowania. Inny przykład, żona może być bardzo zmęczona i prosić męża, by umył naczynia. I w tym wypadku, mąż powinien spełnić życzenie swej żony. Ale te i inne przypadki, w których dobrze jest, gdy mąż okazuje swej żonie pewną uległość, nie zmieniają generalnej zasady, iż to on, a nie żona jest głową rodziny i to niego do należy ostatnie słowo w kluczowych sprawach tyczących się domu.

    Oczywiście, zasada posłuszeństwa żony mężowi nie usprawiedliwia spełniania przez żonę wszelkich choćby i ewidentnie niemoralnych zachcianek męża – mąż np. nie ma prawa nakazać żonie okłamywać swych bliźnich, a gdyby coś takiego polecił jej czynić, to ona “powinna słuchać raczej Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Mąż nie powinien też traktować swej żony w sposób, który potocznie przypisywany jest sposobowi odnoszenia się panów do niewolników czy sług. Nie należy więc ze swej mężowskiej władzy czynić swego rodzaju tyranii, odnosząc się do żony w sposób wyniosły, opryskliwy, pogardliwy czy okrutny.

     

    Przeczytaj też: https://salwowski.net/2017/01/17/pius-xi-o-posluszenstwie-zony-mezowi/