Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: Katechizm św. Piusa X

  1. Czy “Fame MMA” jest gorsze od “tradycyjnych” pojedynków?

    Możliwość komentowania Czy “Fame MMA” jest gorsze od “tradycyjnych” pojedynków? została wyłączona

    Swego czasu, gdy krytykowałem boks zawodowy przyrównując go do potępionych przez tradycyjną moralność katolicką pojedynków, odpowiadano mi, iż analogia ta nie jest właściwa, gdyż w pojedynkach chodziło o obronę honoru i dobrego imienia, a w boksie chodzi o coś innego. Do dziś twierdzę, że zatem pod pewnymi względami publiczne i komercyjne walki bokserskie są gorsze od pojedynków, gdyż ochrona honoru i dobrego imienia są wartościami ważniejszymi niż dostarczanie publiczności rozrywki płynącej z widoku dwóch bijących się osób.

    Tymczasem jednak zaszła w naszej kulturze pewna znacząco zmiana, o której można moim zdaniem mówić, iż jak żywo przypomina – pod kątem intencji, a przynajmniej kreowanego medialnie przekazu – dawniej potępiane przez Kościół katolicki pojedynki. Otóż zauważmy to, pod jakim kątem są promowane owe przeróżne gale “freakfightowe”, “Fame MMA”, etc. Mianowicie, dobiera się do nich ludzi, którzy mają być znani ze wzajemnie do siebie żywionej niechęci lub nawet wrogości, następnie nakręca się wokół tego atmosferę obustronnej nienawiści (obrzucanie się obelgami, wyzwiskami, pomówieniami, itp.), czego finałem jest mniej lub bardziej krwawa walka na ringu. Pomijając więc rozważania, czy ta cała otoczka jest szczera czy sztucznie kreowana, to w świat ma iść przekaz, iż walka toczy się tu niejako o obrażony honor, dumę i dobre imię. Przy tym ta otoczka prawdopodobnie jest o wiele bardziej sprymityzowana i zdziczała niż “tradycyjne” pojedynki, gdyż w “naszych” patogalach biorą udział często osoby, które można by wręcz zaliczać do marginesu społecznego (byli albo aktualni przestępcy, pijacy, kobiety obnoszące się z rozpustą, itp), a dawniej zaś pojedynkowali się mężczyźni należący do tzw. wyższych sfer. Okoliczność ta najpewniej przekładała się na ich większą słowną ogładę i przynajmniej pozory okazywania jakiegoś tam szacunku wobec przeciwnika. Pod tym konkretnym względem współczesne walki w rodzaju „freak fight” czy „Fame MMA” są gorsze od „tradycyjnych” pojedynków, gdyż przynajmniej w swej warstwie słownej i emocjonalnej promują bardziej zdegenerowane i barbarzyńskie wzorce zachowań. Oczywiście, to nie znaczy, że owe „freak fighty” w każdym swym aspekcie są bardziej niemoralne od dawniejszej wersji pojedynków – w tych pierwszych zabicie przeciwnika zdarza się o wiele, wiele rzadziej niż w tych drugich. Jednak i ten fakt nie przesądza o rzekomej moralnej dopuszczalności tego typu walk. Wedle wszak Katechizmu św. Piusa X:

    Pojedynkowanie się jest również zakazane w takim przypadku, gdy nie ma ryzyka utraty życia, ponieważ zakazane jest nie tylko zabijanie, ale również dobrowolne zadawanie ran samemu sobie, albo innym” (tamże: cz. III, V Przykazanie, pyt. 9).

    ***

    Choć „freak fighty” – przynajmniej w dosłownym sensie – nie istniały w czasach, gdy Magisterium Kościoła potępiało pojedynki, to kwestią mądrości i roztropności jest umieć wyciągać logiczne wnioski z tradycyjnego nauczania odnośnie współczesnych zjawisk, które nie zostały w nim literalnie ujęte. Myślę, że jedną z takich logicznych konkluzji jest właśnie to, iż skoro „tradycyjne” pojedynki zostały potępione, to na taką negatywną ocenę zasługują też widowiska w rodzaju „freak fightów”. Nawet wszak jeśli nie są one tak krwawe jak dawniejsze pojedynki, to w takich aspektach jak promowanie nienawiści, wulgarności i prymitywizmu, są one już od nich gorsze.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:
    Dlaczego zawodowy boks i MMA są niemoralne?

    Czy boks to “tylko sport”?

    O boksie zawodowym ( i innych krwawych sportach)

    ***
    Grafika wykorzystana została w artykule za portalem TVP Sport. Ze względu na chrześcijańskie poczucie skromności i przyzwoitości pozwoliliśmy sobie na jej częściowe zamazanie.

  2. Ogień piekielny jest rzeczywisty, a nie tylko metaforyczny

    Leave a Comment

    Pismo święte wielokrotnie i w jasnych słowach opisuje piekło jako miejsce i rzeczywistość, w których to będzie  “nieugaszony ogień“, (Mk 9, 47),  potępieni  będą wrzuceni  do “jeziora gorejącego siarką” (Ap 21, 8), “pójdą na wieczną mękę” (Mt 25, 46), gdzie  “będą cierpieć katusze we dnie i w nocy na wieki wieków“(Ap 20, 10), “Pan Wszechmocny ich ukarze w dzień sądu, ześle w ich ciało ogień i robactwo, i jęczeć będą z bólu na wieki” (Jdt 16, 17). Biblia mówi też, iż w piekle “robak nie umiera, a ogień nie gaśnie” (Mk 9, 47 – 48); “Pan Jezus (przyjdzie) z aniołami swojej potęgi w płomienistym ogniu, wymierzyć karę tym, którzy Boga nie uznają i nie są posłuszni Ewangelii Pana naszego Jezusa” (2 Tes 1, 7-8) zaś “plewy (czyli zatwardziali grzesznicy – przyp. moje MS) będą spaleni w ogniu nieugaszonym” (Łk 3, 17).

    Niczym więc dziwnym nie jest, że przez wiele wieków chrześcijanie rozumieli piekło, jako miejsce, “w którym grzesznicy smażą się w ogniu“.  Jak to zostało ujęte w jednym z popularnych podręczników nauki katolickiej:

    Kara zmysłów polega przede wszystkim na ogniu będącym fizyczną męką potępieńców (…) Chodzi tu zatem o prawdziwy, realny ogień, nie metaforyczny, podtrzymywany i podsycany mocą Bożą. Ten ogień działa na szatana i na dusze odłączone od ciała; po sądzie ostatecznym będzie dręczyć dusze i ciała” [1].

    Taka tradycyjna i dosłowna interpretacja piekła zaczęła się zmieniać w XIX wieku, kiedy to najpierw Adwentyści Dnia Siódmego, a później Świadkowie Jehowy zaczęli twierdzić, iż zadawanie wiecznych mąk choćby i zatwardziałym grzesznikom nie zgadza się z miłosiernym charakterem Boga, dlatego też coś takiego nie może być prawdą. Tego rodzaju myślenie w końcu zaczęło też być popularne i wśród katolików, którym co prawda nie wypadało wprost zanegować czegoś, co w końcu jest jednym z nieomylnie ogłoszonych dogmatów wiary katolickiej (a więc istnienia wiecznego piekła) jednak zaczęli oni – w imię swojego pojmowania miłosierdzia Boga – na różne sposoby łagodzić i osładzać pojmowanie natury wiecznego potępienia. Jedną zaś z metod owego “osładzania” piekła jest popularne twierdzenie, iż  jasne słowa Pisma świętego o “wiecznych ogniu” i tym podobnych karach dla złoczyńców nie mogą być odczytywane dosłownie i są tylko symbolami oraz metaforami innej, też przykrej, bolesnej i smutnej, ale nie odczuwalnej na płaszczyźnie zmysłowo-cielesnej rzeczywistości. Podkreśla się przy tym, że piekło będzie polegało na odłączeniu od Boga, a nie mękach, które będą odczuwane przez nasze zmysły i ciało (wówczas, gdy ono zmartwychwstanie).

    Co można odpowiedzieć na tego rodzaju twierdzenia i interpretacje? Cóż, patrząc na nie od strony tylko zdroworozsądkowej i racjonalnej, na ich przykładzie widać, jak podkreślanie pewnych prawdziwych elementów nauki o piekle (a więc prawdy o tym, że główną karą wiecznego potępienia będzie utrata Pana Boga na zawsze) połączone z lekceważeniem bądź negowaniem innych prawd na ten temat, praktycznie rzecz biorąc uspokaja i zwodzi tych, którzy swym życiem pędzą ku zatraceniu. Cóż bowiem oznacza powiedzenie jakiemuś wielkiemu grzesznikowi, któremu bardzo dobrze się powodzi na tym świecie: “Stracisz Boga na wieczność“? W wielu wypadkach jegomość taki odpowie: “To świetnie! Radzę sobie bez Boga na tym świecie doskonale: pełno mam kasy, samochodów i panienek. Kiedy pójdę do piekła, to bez Boga będę tam wiecznie imprezować ze swymi kumplami“. I nie ma co się łudzić, że ogrom ludzi tak myślących w końcu przejmie się pustką i bezsensem kryjącym się za takim wartościowaniem swego ziemskiego życia. Realistycznie rzecz ujmując, trzeba bowiem powiedzieć, iż różne doczesne uciechy mogą dość mocno zagłuszyć wyrzuty sumienia oraz tęsknotę za życiem pełnym głębszego sensu objawiającym się choćby “w szukaniu wpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości“.

    Ważniejsze jest jednak to, iż interpretacja zaprzeczająca realności ognia piekielnego i związanych z nim odczuwalnych na płaszczyźnie zmysłowej cierpień potępionych, a zawężająca te prawdy tylko do jakiejś symbolu i metafory cierpienia o charakterze duchowym jest po prostu niezgodna z odwiecznym nauczaniem Kościoła.

    Przykładowo, Katechizm św. Piusa V w następujących słowa naucza o charakterze mąk piekielnych:

    Będą i drugie męki cierpieć, że na wieki w ogniu będą goreć. A to zowią Teologowie <Paenam sensus> ( to określenie oznacza “kary zmysłowe” – przyp. moje MS). Bo, gdy kogo biją, czuje na ciele i na duszy swojej, tak gdy ludzi potępionych w piekle ogień będzie palił, czuć będą nie tylko na ciele, ale i na duszy swojej męki ogromne, a to bez pociechy i bez końca” [2].

    Ów Katechizm omawiając prawdę o zmartwychwstaniu ciała stwierdza też, iż potępieńcy:

    wszystkie spełna członki mieć będą, nie ku dobremu ich, ale ku większemu utrapieniu, iż w każdym członku będą boleść i wielką mękę cierpieć” [3].

    Z powyższych słów wynika jasno, że potępieni będą cierpień nie tylko w sensie duchowym, ale również w znaczeniu cielesnym i zmysłowym, i że jednym ze środków kary będzie ogień zadający mękę ciału oraz zmysłom osób potępionych.

    W innych dokumentach kościelnych czytamy zaś, iż “po zmartwychwstaniu ciał, człowiek w całej pełni swej natury, to znaczy z duszą i w ciele będzie wiecznie szczęśliwy albo będzie wiecznie cierpiał” (Katechizm św. Piusa X) [4]; “Kościół wierzy (…), że kara wieczna czeka grzesznika, który będzie pozbawiony Boga; wierzy również, że ta kara obejmie całe <jestestwo> grzesznika” (Kongregacja Nauki Wiary, “List do biskupów o niektórych zagadnieniach dotyczących eschatologii” z dnia 17 maja 1979 roku, n. 7) [5].

    W przytoczonym powyżej liście Kongregacji Nauki Wiary z dnia 17 maja 1979 roku stwierdzono też, że:

    Obrazy użyte w Piśmie Świętym należy jednak uszanować. Trzeba koniecznie przyjąć ich głęboki sens, unikając ryzyka nadmiernego złagodzenia, które często jest równoznaczne z pozbawieniem istotnych treści, wyrażanych przez te obrazy“[6].

    Wreszcie zaś urząd Świętej Penitencjarni decyzją z dnia 30 kwietnia 1899 roku orzekł, że nie można dać rozgrzeszenia penitentowi, który będąc pouczony, uparcie utrzymywałby, że ogień piekielny nie jest ogniem realnym, lecz metaforycznym [7].

    Nie ma się zatem co łudzić, obraz piekła, jako miejsca/stanu, w którym grzesznicy “smażą się w ogniu“, mimo swych pewnych uproszczeń, z pewnością jest zdecydowanie bliższy Prawdzie, aniżeli ogólnikowa i niejasna wizja, w której jedyną karą potępionych jest “utrata Boga“.

    Mirosław Salwowski

    Przypisy:

    1. Patrz: “Wykład nauki chrześcijańskiej. Dogmatyka”, Bracia szkół chrześcijańskich, Poznań 1960, s. 417 – 418.

    2. Cytat za: “Katechizm rzymski z wyroku św. Soboru Trydenckiego ułożony, z rozkazu Piusa V. Papieża wydany, i od Klemensa XIII szczególniej zalecony. Tom I”, Warszawa 1827, s. 83-84.

    3. Cytat za: “Katechizm rzymski”, jw., s. 125.

    4. Cytat za: “Katechizm św. Piusa X. Vademecum katolika”, Sandomierz 2006, s. 64.

    5. Cytat za: “W trosce o pełnię wiary. Dokumenty Kongregacji Nauki Wiary 1966 – 1994”, Tarnów 1995, s. 131.

    6. Cytat za: “W trosce o pełnię wiary”, jw., s. 131.

    7. Cytat za: “Wykład nauki chrześcijańskiej. Dogmatyka”, jw., s. 418.

  3. Paszkwile, herezje i bluźnierstwa Stanisława Michalkiewicza

    Leave a Comment

    Na tej stronie pisałem już o tym, jak Pismo święte de facto było dyskredytowane przez pana Grzegorza Brauna, jednego ze znanych przedstawicieli prawicy katolickiej (patrz: https://salwowski.net/2018/12/27/grzegorz-braun-zniewaza-bohaterow-naszej-wiary/ ). Niedawno z pewnym zaskoczeniem przyjąłem fakt, iż inny znany konserwatywny publicysta, a mianowicie pan Stanisław Michalkiewicz poszedł w swych próbach podważania wiarygodności Biblii jeszcze dalej. Oto wszak w napisanym przez siebie tekście pt. “Filip de Villiers zdziera maski” (Tygodnik „Najwyższy Czas!”,  4 lipca 2019) pan Michalkiewicz sugeruje, iż jeden z fundamentalnych dla Starego Testamentu tekstów opisujących wyjście Hebrajczyków z ziemi Egiptu został zafałszowany na potrzeby “mitu założycielskiego Izraela”. Pisze on tam wszak co następuje:

    “W dzisiejszych czasach, a zresztą nie tylko w dzisiejszych, bo i w starożytnych, nie można się obejść bez tak zwanych „mitów założycielskich”. Na przykład mitem założycielskim Izraela była ucieczka z Egiptu, oczywiście podana w nader patetycznym sosie w Księdze Wyjścia. Jak pamiętamy, faraon uparł się, by Izraelitów z Egiptu nie wypuszczać, bo Najwyższy w tym celu specjalnie zatwardził mu serce. Czy zatwardził je faraonowi, na którym nie zrobiły wrażenia nawet plagi, czy też rozmiękczył je Izraelitom, którzy – być może – wcale nie chcieli z Egiptu uciekać w nieznane – tego oczywiście już się nie dowiemy. Warto jednak zatrzymać się nad jedną, ostatnią plagą, która zrobiła wrażenie nawet na złym faraonie. Chodzi oczywiście o zagładę wszystkich pierworodnych w ziemi egipskiej, których w ciągu jednej nocy wytracił Anioł Śmierci. Charakterystyczna jest przy tym wskazówka, jaką Izraelici, na polecenie Mojżesza udzielali Aniołowi Śmierci – gdzie ma zabijać, a gdzie nie. Jak pamiętamy, była to jucha barania, którą Izraelici posmarowali drzwi swoich domostw. Czy taka wskazówka była potrzebna Aniołowi, który chyba przecież i bez tego by wiedział, gdzie robić jatkę, a gdzie nie – czy też członkom specjalnego komanda morderców, którzy bez takiej wskazówki rzeczywiście mogliby narobić sporo zamieszania – tego oczywiście nie wiemy – ale warto w związku z tym zwrócić uwagę, że Izraelici pożyczyli od swoich egipskich sąsiadów kosztowności właśnie przed tą ostatnią plagą. Po co im te kosztowności były potrzebne – tajemnica to wielka, ale jeśli nawet, to wszystko układa się w scenariusz prowokacji. Mojżesz polecił pożyczyć jak najwięcej kosztowności, bo to miał być kapitał założycielski Ziemi Obiecanej, podobnie jak teraz „roszczenia” dotyczące „własności bezdziedzicznej”, zaś ostatnia plaga miała na celu zmuszenie Izraelitów do ucieczki – bo zanim faraon zostałby przekonany, że to Anioł, a nie jacyś nocni mordercy – to spadłaby niejedna głowa i potem nie miałby już kto uciekać. Nie było zatem wyjścia, jak dokonać Wyjścia – na szczęście z kosztownościami. Inna rzecz, że kiedy tylko podczas wędrówki coś szło nie tak, to zaraz Izraelici przeciwko Mojżeszowi „szemrali”, że jak tam w Egipcie było, to było, ale mieli pełną michę i w ogóle, a tu pustynia i zatracenie. Podobnie warto zwrócić uwagę, że kiedy Mojżesz zbyt długo namawiał się z Najwyższym na górze Synaj, Izraelici ze zrabowanych egipskich kosztowności ulali… złotego cielca, czyli egipskiego Apisa. Kiedy powracający Mojżesz to zobaczył, uległ atakowi furii i krzyknął: „kto z Panem – do mnie!” Kiedy zwolennicy Pana już go otoczyli, kazał im dziesiątkować czcicieli Złotego Cielca. Czy to nie byli przypadkiem członkowie komanda, które wykonało mokra robotę za Anioła Śmierci? (…)”

    Tak więc wedle pana Michalkiewicza prawdopodobną jest teza, jakoby w rzeczywistości pierworodnych synów Egiptu nie uśmiercił Boży Anioł (jak twierdzi Pismo święte), ale dokonali tego członkowie specjalnego żydowskiego komanda śmierci. Warto przy tym zwrócić uwagę na właściwy raczej dla młodocianych ateistów z Gimnazjum sposób w jaki ów prawicowy publicysta uzasadnia swą sugestię. Otóż, drzwi domostw, które miał ominąć niosący śmierć Anioł winny być oznaczone krwią zabitego w ofierze paschalnej baranka. Jednak przecież Anioł i bez takiego oznakowania wiedziałby w których domach mieszkają Hebrajczycy, a w których Egipcjanie … Stąd wniosek, że ta część biblijnej historii prawdopodobnie została sfałszowana na potrzeby “mitu założycielskiego Izraela” a zabicia pierworodnych synów Egiptu dokonali sami specjalnie do tego przeznaczeni Żydzi. Cóż, trudno o głębsze niezrozumienie znaczenia biblijnej relacji o tym, iż krew paschalnego baranka miała znaczyć domy Hebrajczyków po to, by Boży Anioł niosący śmierć je ominął. Była to oczywiście starotestamentowa zapowiedź Paschy Nowego Przymierza, a więc Ofiary Krzyżowej Bożego Baranka, czyli Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego przelana krew chroni nas od wiecznej śmierci. Nie wiem, czy pan Stanisław Michalkiewicz jest świadomy znaczenia tejże symboliki, jednak obiektywnie rzecz biorąc jego wywody na ów temat są paszkwilem uderzającym w prawdziwość Starego Testamentu.

    “Palestyński kacyk”, “żydowski królik”

    Na tym jednak nie koniec tym podobnych wynurzeń pana Michalkiewicza. Oto z artykule pt. “Oczyszczanie przedpola dla żydowskiej okupacji” publicysta ten wręcz pogardą wypowiada się o św. Dawidzie, królu Izraela (nazywa go wszak “żydowskim królikiem” oraz “palestyńskim kacykiem”) a także sugeruje, iż autor jednej z Ewangelii, a mianowicie św. Mateusz, uległ “żydowskiemu szowinizmowi”, gdy wywodził pochodzenie Pana Jezusa od rodu Dawida. W tekście tym czytamy wszak:

    “Sam pamiętam swoje zaskoczenie, kiedy córka powiedziała mi, że musiała uczyć się imion protoplastów 12 tak zwanych „pokoleń Izraela”, czyli naczelników tamtejszych koczowniczych rodów. Jeden z nich miał na imię Gad i jestem pewien, że musiało ono być znakomicie dobrane do charakteru jego nosiciela. Te żydowskie opowieści włączone zostały do nauki religii katolickiej dlatego, że gwoli przekonania starożytnych Żydów o autentyczności Jezusa z Nazaretu, jako Mesjasza, ewangelista św. Mateusz podał – trudno powiedzieć, czy autentyczny, czy też sprokurowany – bo przecież w tamtych czasach nie było żadnej dokumentacji stanu cywilnego – rodowód Jezusa, w którym dowodził, że pochodzi On z rodu żydowskiego królika Dawida. Na Żydach pewnie takie parantele robiły wrażenie i być może nadal robią, ale dlaczego miałyby robić na nas, którzy przecież żadnymi Żydami nie jesteśmy i palestyński królik Dawid wcale nie musi nam imponować, podobnie jak nie musi nam imponować murzyński król Kazondy, którego śmierć z powodu zapalenia się wypitej przezeń wódki, opisał Juliusz Verne w książce „Piętnastoletni kapitan”? Mniejsza zresztą już o nas, bo ważniejsze wydaje mi się przeświadczenie św. Mateusza, że wyprowadzenie rodowodu Jezusa, którego on sam uważał za Syna Stwórcy Wszechświata, od palestyńskiego kacyka, nie tylko przynosi Mu zaszczyt, ale w ogóle Go legitymizuje. Jedynym wyjaśnieniem, jakie przychodzi mi do głowy jest to, że i święty Mateusz nie był wolny od żydowskiego szowinizmu, który rzymski cesarz Klaudiusz w liście do Żydów aleksandryjskich określił, jako „chorobę świata cywilizowanego”. “

    Paszkwile, herezje, bluźnierstwa

    Wyżej cytowane twierdzenia pana Stanisława Michalkiewicza powinny być w zasadzie nazwane paszkwilami, bluźnierstwami oraz herezjami. Paszkwilami są one dlatego, że sugeruje się w nich, iż święci i natchnieni autorzy Biblii byli w rzeczywistości podłymi kłamcami wymyślającymi na potrzeby “mitu założycielskiego Izraela” bajki. Warto w tym miejscu zauważyć, iż Sobór Trydencki potępił podobne obchodzenie się z Pismem świętym:

    „Następnie [sobór] chce powstrzymać zuchwałość prowadzącą do profanacji słów i zdań z Pisma Świętego w: żartach, bajkach, czczej gadaninie, pochlebstwach, oszczerstwach, przesądach, bezbożnych i diabelskich przyśpiewkach, przepowiedniach i wróżbach, jak również w paszkwilach. Dla zniesienia tego rodzaju znieważania i pogardy poleca i nakazuje, aby w przyszłości nikt nie ośmielał się używać słów Pisma Świętego w takich i podobnych celach, wszyscy zaś zuchwalcy i gwałciciele Słowa Bożego, zostali ukarani przez biskupów zgodnie z prawem i wyrokiem sądu” (Dekret o wydaniu i korzystaniu z Ksiąg świętych, Sesja 4,  Rozdział II, 3).

    Bluźnierstwa pana Michalkiewicza polegają z kolei na tym, iż z wielkim lekceważeniem, jeśli nie wręcz pogardą wypowiada się on o biblijnym świętym, jakim był i jest król Dawid. Nauczanie katolickie głosi bowiem, iż z bluźnierstwem mamy do czynienia również wtedy, gdy obrażamy Świętych Pańskich:

    “Bluźnierstwo jest strasznym grzechem, który polega na użyciu słów lub na działaniach, które są zniewagą albo złorzeczeniem Bogu, Najświętszej Maryi Pannie, świętym albo rzeczom poświęconym Bogu” (Katechizm św. Piusa X, “O drugim przykazaniu Bożym”, p. 3).

    “Drugie przykazanie zabrania nadużywania imienia Bożego, to znaczy wszelkiego nieodpowiedniego używania imienia Boga, Jezusa Chrystusa, Najświętszej Maryi Panny i wszystkich świętych. (…) Zakaz bluźnierstwa rozciąga się także na słowa przeciw Kościołowi Chrystusa, świętym lub rzeczom świętym.” (…) [Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2146 i 2148].

    Herezją są zaś wywody wspomnianego wyżej prawicowego publicysty dlatego, iż poddają one w wątpliwość odwieczne, a także uroczyste nauczanie Kościoła o Boskim natchnieniu i absolutnej bezbłędności Pisma świętego:

    Albowiem wszystkie Księgi, które Kościół przyjął za święte i kanoniczne, tak w całości, jak we wszystkich swych częściach, zostały napisane pod natchnieniem Ducha Świętego.
     Takie jest stare i stałe przekonanie Kościoła, zdefiniowane nadto na Soborze Florenckim i Trydenckim, a ostatnio potwierdzone i wyraźniej sformułowane na Soborze Watykańskim [I], który orzekł w sposób bezwzględny, że Księgi Starego i Nowego Testamentu w całości i we wszystkich swych częściach, jako zostały wyliczone dekretem tego samego Soboru (Trydenckiego) i jako znajdują się w starych wydaniach Wulgaty łacińskiej, należy przyjmować za święte i kanoniczne. „Kościół zaś uważa je za święte i kanoniczne nie dlatego, iż były ułożone ludzkim tylko staraniem, a potem powagą Jego zostały potwierdzone, ani dlatego tylko, że zawierają Objawienie Boże bez błędu, lecz dlatego, że napisane pod natchnieniem Ducha Świętego Boga mają za Autora”[Conc. Vat. I, Sess. III, cap. 2, De revel.]. (…)

    Takie było nauczanie Ojców, które zawsze uważali za rzecz pewną. „Ponieważ, mówi św. Augustyn, oni (tj. święci pisarze) pisali to, co im On sam (tj. Bóg ) pokazał i powiedział, nie można powiedzieć, że On sam nie pisał; gdyż członki pisały to, co poznały od dyktującej głowy”[Św. August, De cons. Evang. I, 35 [54]]. A święty Grzegorz Wielki oświadcza: „Jest rzeczą niepotrzebną badać, kto te rzeczy napisał, skoro wierzy, się mocno, że Autorem Księgi jest Duch Święty. Ten bowiem to napisał, kto dyktował rzeczy mające być napisane; ten napisał, kto był inspiratorem całego dzieła”[Św. Grzeg. W, Moral. in 1. lob praef. 1, 2.]. Wynika z tego, że ci, co sądzą, iż w ustępach autentycznych Ksiąg świętych może znajdować się jakiś błąd, ci z pewnością albo zniekształcają katolickie pojęcie Bożego natchnienia, albo samego Boga czynią sprawcą błędu.

    Wszyscy Ojcowie i Doktorowie byli jak najmocniej przekonani, że Księgi Boże w tej formie, w jakiej wyszły spod pióra świętych pisarzy, są w zupełności wolne od wszelkiego błędu (…) Wszyscy wyznawali jednomyślnie, że Księgi te, tak w całości jak i w swych częściach, są jednako dziełem natchnienia Bożego, i że sam Bóg, mówiąc przez świętych autorów, nie mógł bezwzględnie powiedzieć niczego, co by odbiegało od prawdy”. (Leon XIII, „Providentissimus Deus”).

    Pomiędzy zdrową a chorą podejrzliwością wobec Żydów

    Na sam koniec warto zauważyć, iż istnieje duża różnica pomiędzy zdrową, tradycyjnie chrześcijańską podejrzliwością wobec Żydów, a zdegenerowaną i chorą podejrzliwością względem nich. Ta, pierwsza wynika ze świadomości faktu, iż swego czasu większość Żydów odrzuciła lub nie poznała Jezusa Chrystusa jako swego Pana i Zbawcy. W związku z tym też kolejne pokolenia Żydów były wychowywane w mniejszej bądź większej niechęci wobec chrześcijaństwa. Zdrowa podejrzliwość wobec Żydów jest świadoma tych faktów, ale zarazem godzi wiedzę na ich temat z miłością wobec tego narodu, a także docenieniem tego, co ów przyniósł światu dobrego i co wciąż jest w nim zasługujące na pochwałę.

    Zdegenerowana i chora podejrzliwość wobec Żydów cechuje się zaś m.in. obsesją na ich punkcie, co z kolei wiąże się z doszukiwaniem się u nich za wszelką cenę zła i niegodziwości. Niestety tego rodzaju antysemicka podejrzliwość posuwa się nawet do atakowania Pisma świętego, a zwłaszcza Starego Testamentu, jako żydowskich wytworów pełnych zmyślonych i okrutnych opowieści oraz szowinistycznych bajek. Jak widać takiemu zdegenerowanemu antysemityzmowi ulegają w naszym kraju niektórzy z prawicowych publicystów i polityków. Czego dobrymi przykładami są właśnie Grzegorz Braun oraz Stanisław Michalkiewicz.

    Mirosław Salwowski

  4. Uciskanie przybyszów jest grzechem wołającym o pomstę do Nieba

    Leave a Comment

    Tradycyjna moralistyka katolicka pośród różnych rodzajów i kategorii grzechów wymienia te z nich, które zwie się mianem “wołających o pomstę do Nieba”. Katechizm św. Piusa X wylicza je w następujący sposób:

    1. Dobrowolne morderstwo. 2) Grzech wbrew naturze. 3) Uciskanie ubogich. 4) Pozbawianie robotników ich sprawiedliwej zapłaty” (Cytat za: Katechizm św. Piusa X. Vademecum katolika, Sandomierz 2006, s. 207).

    Z kolei ogłoszony przez papieża św. Jana Pawła II Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie numer 1867 ujmuje nauczanie na temat tych strasznych nieprawości tak:

    Tradycja katechetyczna przypomina również, że istnieją “grzechy, które wołają o pomstę do nieba”. Wołają więc do nieba: krew Abla (Por. Rdz 4, 10) , grzech Sodomitów (Por. Rdz 18, 20), narzekanie uciemiężonego ludu w Egipcie (Por. Wj 3, 7-10), skarga cudzoziemca (podkreślenie moje – MS), wdowy i sieroty (Por. Wj 22, 20-22), niesprawiedliwość względem najemnika ( Por. Pwt 24, 14-15; Jk 5, 4).

    Warto zwrócić uwagę na pewien szczegół. Otóż, do osób “ubogich”, których uciskanie jest szczególnie obrzydłe Panu Bogu, zalicza się też “cudzoziemców”, czyli tych ludzi, których ciężkie warunki panujące w ich ojczyźnie, skłoniły do szukania schronienia w naszym kraju. Biblia mówi wszak na przykład:

    Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców, bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej. Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty.  Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę,  zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami (Wj 22, 20 – 22).

    Pismo święte zresztą w wielu innych miejscach uczy o tym, iż przybyszów należy przyjmować z miłością, szacunkiem oraz troską:

    Przeklęty, kto łamie prawo przybysza, sieroty i wdowy. A cały lud powie: Amen” (Pwt 27: 19)

    Jeśli w waszym kraju osiedli się przybysz, nie będziecie go uciskać. Przybysza, który osiedlił się wśród was, będziecie uważać za obywatela. Będziesz go miłował tak jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19, 33-34)

    Jeśli będziesz żął we żniwa na swoim polu i zapomnisz snopka na polu, nie wrócisz się, aby go zabrać, lecz zostanie dla obcego, sieroty i wdowy, aby ci błogosławił Pan, Bóg twój, we wszystkim, co czynić będą twe ręce. Jeśli będziesz zbierał oliwki, nie będziesz drugi raz trząsł gałęzi; niech zostanie coś dla obcego, sieroty i wdowy. Gdy będziesz zbierał winogrona, nie szukaj powtórnie pozostałych winogron; niech zostaną dla obcego, sieroty i wdowy.  Pamiętaj, żeś i ty był niewolnikiem w ziemi egipskiej; dlatego ja ci nakazuję zachować to prawo” (Pwt 24, 19 – 22)

    Nie trudno jest się domyśleć dlaczego “przybysze”, “obcy”, “cudzoziemcy” (mówiąc bardziej zaś współczesnym językiem: imigranci) są zaliczani przez Pismo święte i naukę katolicką do kategorii “ubogich”, których uciskanie stanowi jeden z wołających o pomstę do Nieba grzechów. Otóż, ten kto decyduje się opuścić swój rodzinny kraj, najczęściej nie czyni tego dla kaprysu. W większości powodów przyczyny imigracji są poważne: wojna, bieda, bezrobocie, represje polityczne. Co więcej, przybycie do obcego sobie kraju też często wiąże się z licznymi trudnościami takimi jak: nieznajomość języka kraju do którego się przybywa (lub też słaba jego znajomość), brak orientacji na rynku pracy oraz w przepisach prawnych, nieobecność w danym państwie rodziny i przyjaciół. Te i inne okoliczności czynią więc większą część przybyszów osobami, które można nazwać mianem “ubogich” oraz “słabych”. I dlatego też jakieś specjalne utrudnianie im życia jest tak wstrętne Bogu, że woła do Niego o pomstę.

    W świetle powyższego można by więc zapytać, jak moralnie należałoby ocenić agresywnie antyimigrancką kampanię, która nie tak dawno była prowadzona przez dużą część naszej prawicy? Nie mówię tu oczywiście o rozsądnym podnoszeniu problemów związanych z masową imigracją, ale mam w tym momencie na myśli choćby oklaskiwane przez wielu twierdzenia prof. Wolniewicza wedle którego należało zatapiać łódki z imigrantami czy też oburzenie na pomysł utworzenia w Polsce korytarza humanitarnego dla najbardziej potrzebujących, imigrantów, czyli tych z nich, którzy są chorzy, starsi albo też są dziećmi z traumą wojenną.

    Mirosław Salwowski

  5. Piekło jest wyrokiem Boga, a nie tylko decyzją człowieka

    Leave a Comment

    Ci, którzy mówią jeszcze o możliwości wiecznego potępienia grzeszników, jednocześnie “rękoma i nogami” bronią się przed jakimkolwiek mieszaniem w to Boga, który wedle nich, jest zbyt dobry i miłosierny, by mógł skazywać jakiekolwiek ze swych stworzeń na wieczną mękę. “To nie Bóg potępia i skazuje na piekło zatwardziałych grzeszników, ale to oni sami się potępiają i na nie skazują, woląc być w piekle niż żyć w miłości Boże w niebie. Pan Bóg zaś tak bardzo szanuje wolną wolę człowieka, iż nie weźmie do siebie tych, którzy nie chcą z Nim być” – oto najczęstsze wyjaśnienie, jakie słyszy się dziś z ust tych, którzy próbują jeszcze w jakiś sposób bronić nauki o piekle.

    Jakkolwiek miło jest słuchać o Bogu, który “nigdy nie potępia” i “nigdy nie sądzi“, trzeba jasno stwierdzić, iż ten rodzaj “obrony piekła” jest bzdurą i de facto herezją. Tylko jeden wątek w owym uzasadnieniu jest prawdziwy, a mianowicie; stwierdzenie faktu, iż zatwardziali grzesznicy swym złym życiem wybierają sobie bycie w wiecznym piekle zamiast życia z Bogiem w niebie. Cała reszta tej doktryny jest już jednak fałszywa i zwodnicza.

    Pismo święte i Tradycja Kościoła jasno bowiem nauczają, iż niepoprawnie źli i bezbożni nie tylko sami siebie potępiają, ale też ściągają na siebie karę wiecznego potępienia ze sprawiedliwego wyroku samego Chrystusa Pana. W Biblii czytamy wszak, iż Pan Bóg przyjdzie:

    aby dokonać sądu nad wszystkimi i ukarać wszystkich bezbożników za wszystkie bezbożne uczynki, przez które okazywała się ich bezbożność, i za wszystkie twarde słowa, które wypowiadali przeciwko Niemu grzesznicy bezbożni»” (List św. Judy 1, 15);

    Znamy przecież Tego, który powiedział: Do Mnie [należy] pomsta i Ja odpłacę. I znowu: Sam Pan będzie sądził lud swój. Straszną jest rzeczą wpaść w ręce Boga żyjącego.” (Hebrajczyków 10, 30 – 31);

    “Oto przez swoją zatwardziałość i serce nieskłonne do nawrócenia skarbisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie” ( Rzymian 2, 5-8).

    Już sam opis Sądu Ostatecznego wystarczyłby na odparcie twierdzeń o wyłącznym “samo-karaniu” i “samo-potępieniu” się zatwardziałych grzeszników i Bogu, “który tylko uszanuje tę wolną decyzję“. Nie czytamy tam wszak, iż Pan Jezus powie do złych i bezbożnych: “Ach, moi kochani, tak bardzo szanuję waszą wolność, że pozwalam wam iść do piekła, zamiast nieba“. W Ewangelii św. Mateusza napisane zostało coś wręcz przeciwnego, a mianowicie twarde słowa Chrystusa skierowane do potępieńców: “Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” (tamże: 25, 41). A więc to sam Pan Jezus wyda wyrok na potępieńców, odrzucając ich od Siebie i przeklinając ich na wieki. Co więcej zauważmy, że ludzie, na których Chrystus wyda wyrok potępienia nie przyznają, iż zasłużyli na swój los, ale próbują się bronić twierdząc, że przecież w imię Boga prorokowali, uzdrawiali, czynili cuda, wyganiali złe duchy, etc (Mateusz 7: 21 – 22).

    Także w nauczaniu katolickim widzimy to jasno. Ojcowie Kościoła zwykli mówić wszak, że o ile pierwsze przyjście Jezusa było objawieniem przede wszystkim Jego nieskończonej miłości i miłosierdzia dla grzeszników (czego najdobitniejszym wyrazem była męka i śmierć na Krzyżu), o tyle Jego drugie, powtórne przyjście będzie w stosunku do zatwardziałych złoczyńców manifestacją Jego sprawiedliwości i świętego gniewu.

    Św. Jan Vianney tak o tym mówił:

    Teraz zjawia się On, jako surowy i nieubłagany Sędzia! To nie litościwy Pasterz, który szuka zbłąkanych owieczek, żeby im przebaczyć, ale Bóg pomsty, który na zawsze już oddziela grzeszników od sprawiedliwych, w zapalczywości Swojego gniewu karze przewrotnych, a sprawiedliwych zanurza w zdroje wiecznych rozkoszy (…) Niedługo już ten zaślepieniec, który spokojnie żył sobie w grzechu, usłyszy wyrok odrzucenia (…) Naprawdę przyjdzie chwila, w której nie będzie już miłosierdzia”[1].

    Synod Toledański VI uczył zaś:

    Oczekujemy również, że On (Chrystus) przyjdzie na końcu wieków, w tym samym czasie, kiedy zmartwychwstaną wszyscy, którzy wcześniej pomarli, aby wynagrodzić sprawiedliwych i ukarać niegodziwych, wedle swego doskonale sprawiedliwego wyroku”.

    Z kolei Katechizm św. Piusa X naucza, iż:

    na końcu świata Jezus Chrystus przyjdzie z nieba w całej swej chwale i majestacie, aby sądzić wszystkich ludzi, zarówno dobrych jak i złych, i aby każdemu udzielić nagrody lub wymierzyć karę stosownie do ich własnych zasług” [2].

    Warto też zauważyć, iż – jak pisze św. Alfons Liguori: “W tym życiu grzesznicy boją się śmierci, ale w piekle będą jej najbardziej pragnąć” [3].  Św. Cyryl Jerozolimski uczył z kolei, że  potępieni wołają i płaczą, lecz nikt nie przychodzi im z pomocą i nikt się nad nimi nie lituje. Gdyby piekło polegało tylko na “samokaraniu” się zatwardziałych złoczyńców, to owe słowa nie miałyby większego sensu.

    Można powiedzieć, że to w osobach potępieńców, w najwyższym stopniu spełnią się słowa Pisma świętego:

    Bo Ty nie jesteś Bogiem, któremu miła nieprawość, złego nie przyjmiesz do siebie w gościnę. Nieprawi nie ostoją się przed Tobą. Nienawidzisz wszystkich złoczyńców, zsyłasz zgubę na wszystkich, co mówią kłamliwie. Mężem krwawym i podstępnym brzydzi się Pan” (Psalm 5, 6-7);

    Jednakowo Bogu są nienawistni i grzesznik, i jego grzech” (Mądrości 14, 9);

    “Wszystko celowo uczynił Pan, także grzesznika na dzień nieszczęścia” (Przysłów 16, 4).

    Podsumowując: w pewnym sensie jest prawdą, że zatwardziały grzesznik przez swój upór sam wybiera sobie piekło, jednak to Bóg wydaje na niego wyrok. Sam jednak grzesznik, gdyby mógł uniknąć kary piekła, najpewniej by to zrobił. Można to porównać z ziemskim wymiarem kary i sprawiedliwości. Przestępca w tym sensie wybiera sobie karę więzienia, iż wie, że jego czyny są zabronione i grożą odpowiednimi sankcjami. Jednak to sędzia, a nie on sam, wydaje na niego wyrok i osądza wobec niego karę. Gdyby osądzony w ten sposób przestępca był w stanie uwolnić się od kary, to najpewniej by to zrobił.

    Mirosław Salwowski

    Przypisy:

    1. Cytat za: “Kazania Proboszcza z Ars“, Warszawa 2009, s. 377, 380.

    2. Cytat za: “Katechizm św. Piusa X. Vademecum katolika“, Sandomierz 2006, s. 41.

    3. Cytat za: Św. Alfons Maria de Liguori, “Przygotowanie do śmierci“, wydawnictwo Homo Dei, Kraków 2011, s. 247.