Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: Katechizm Soboru Trydenckiego

  1. Tak, Maryja podlegała skutkom grzechu pierworodnego

    Możliwość komentowania Tak, Maryja podlegała skutkom grzechu pierworodnego została wyłączona

    Niektórzy tradycyjni teologowie twierdzą, iż dogmat Piusa IX o Niepokalanym Poczęciu Maryi – a więc, że została ona poczęta “bez wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego” odnosi się nie tylko do braku winy owego grzechu oraz poczęcia się przez Maryję w łasce uświęcającej, ale należy go interpretować również jako brak w Jej osobie skutków grzechu pierworodnego. Niniejszym pozwolę sobie przedstawić argumenty na rzeczy przeciwnej tezy, czyli twierdzenia, iż dogmatyczne zdefiniowanie doktryny o niepokalanym poczęciu nie miało na celu rozstrzygania kwestii odnoszącej się do tego, czy Maryja była wolna od wszelkich skutków grzechów pierworodnego, a chodziło w tym rozstrzygnięciu jedynie o podkreślenie, że nie została ona dotknięta winą tego grzechu, przez co już od pierwszej chwili swego poczęcia była Ona w stanie łaski uświęcającej i sprawiedliwości.

    A więc, u św. Jana Damasceńskiego czytamy:

    Wyznajemy też, że Chrystus przyjął wszystkie naturalne i bezwinne doznania właściwe człowiekowi. Przyjął bowiem całego człowieka i wszystko, co ludzkie oprócz grzechu, Bo grzech nie jest naturalny ani nie został nam wszczepiony przez Stwórcę, lecz pojawił się w naszej wolnej woli z posiewu szatana, i to za naszym przyzwoleniem, nie opanowując nas przemocą.

    Natomiast naturalne i bezwinne doznania nie zależą od naszej woli, a weszły do życia ludzkiego z wyroku Bożego po upadku (Adama). Należy do nich: głód, pragnienie, zmęczenie, trud, płacz, śmiertelność, ucieczka przed śmiercią, lęk, trwoga aż do krwawego potu, omdlałość natury wymagająca pomocy aniołów i inne tego rodzaju, jakie tylko właściwe są naturze ogółu ludzi.

    Wszystko to Pan wziął na siebie, by wszystko uświęcić. (…)” (Patrz: Św. Jan Damasceński, „Wykład wiary prawdziwej”, Instytut Wydawniczny Pax, Warszawa 1969, s. 184 – 185).

    Ta powyższa opinia owego świętego i doktora Kościoła jest potwierdzona w Katechizmie Soboru Trydenckiego, gdzie napisane zostało, iż:

    (…) Chrystus od początku narodzenia swego, łaski i prawdy zupełność miał, jednak natury ludzkiej krewkość, którą był przyjął niepierwej złożył, aż męki ucierpiał i śmierć podjął, i potem do nieśmiertelnej życia chwały zmartwychwstał; któż więc dziwować się będzie, jeżeli widzi chrześcijany, którzy już przez Chrzest niebieskiej łaski sprawiedliwości dostali, jednak upadłem i krewkiem ciałem są przyobleczeni, aby wielkie i częste prace dla Chrystusa Pana podjąwszy, po śmierci do żywota powróciwszy, dopiero godnymi się stali, którzyby z Chrystusem Panem żywota wiecznego użyli?” (Katechizm rzymski według uchwał św. Soboru Trydenckiego dla Plebanów ułożony z rozkazu najprzód Piusa V., potem Klemensa XIII, Kraków 1880, s. 166).

    W innym miejscu tego Katechizmu czytamy, że “wszyscy (ludzie) BEZ ŻADNEGO WYJĄTKU umrzeć mają” (co jest jednym ze skutków grzechu pierworodnego). Co więcej, ów dokument stwierdza, że sakrament chrztu “wszystkie zmazy naszych dusz gładzi” (Patrz: Katechizm rzymski jw., ss. 168, 115).

    Moim zdaniem jedynymi logicznymi konkluzjami wynikającymi z powyższych twierdzeń są następujące tezy:

    1. Maryja podobnie jak Chrystus Pan przyjęła skutki grzechu pierworodnego, gdyż byłoby wręcz bluźnierstwem przypuszczać, iż stworzenie mogłoby tu być bardziej uprzywilejowane od swego Stwórcy

    2. Wolność od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego od chwili poczęcia oznacza to, iż Maryja była przed Bogiem taka jaka nowo ochrzczone dziecię (nowo ochrzczone dziecię choć jest wolne od wszelkiej zmazy grzechowej, to jednak podlega skutkom wiadomego grzechu).

    3. Skoro od śmierci, która jest efektem grzechu pierworodnego, nie ma absolutnie żadnych wyjątków, to Maryja także umarła, a jeśli umarła to choćby na tym przykładzie widzimy, że podlegała skutkom grzechu pierworodnego.

    Sądzę również, że dogmat o niepokalanym poczęciu Maryi nie wyklucza tego, iż:

    – Maryja mogła być kuszona do grzechu (niepokalanie stworzeni Adam i Ewa też wszak byli kuszeni do grzechu, niepokalanie poczęty Jezus również był kuszony do grzechu)

    – Maryja mogła zgrzeszyć (niepokalanie stworzeni Adam i Ewa wszak zgrzeszyli; jest co prawda zwyczajną oraz powszechną doktryną Kościoła, iż Maryja faktycznie nigdy nie zgrzeszyła, jednak na płaszczyźnie hipotetycznej było to możliwe)

    – Maryja także wzrastała w cnotach i nie była z pierwszą chwilą swego poczęcia doskonała

    Inną sprawą jest na jakiej zasadzie Maryja podlegała niektórym ze skutków grzechu pierworodnego? Czy działo się to na mocy konieczności czy raczej wolnego wyboru owej błogosławionej niewiasty, która w ten sposób chciała uświęcić i dać dobry przykład tego, w jaki sposób można zmagać się z niedogodnościami wynikającymi ze skutków owego grzechu? Wedle tradycyjnego nauczania katolickiego nasz Pan Jezus Chrystus zgodził się wziąć na siebie tę rzeczywistość po to, by ją uświęcić – możemy więc na zasadzie analogii domniemywać, że i Maryja postanowiła w ten sposób postąpić.

    Mirosław Salwowski

    ***

    Przeczytaj też:

    “Niech więc każda dusza będzie duszą Maryi”

    Tak, Maryję można kochać zbyt mocno

    Czy Maryja ratuje upartych grzeszników po ich śmierci?

    Czy “Katolickie memy” propagują szatańskie zuchwalstwo?

    ***

    Grafika została dołączona do powyższego tekstu za następującą stroną internetową: https://en.wikipedia.org/wiki/Immaculate_Heart_of_Mary

  2. Na czym polega Boża nienawiść do “miłujących nieprawość”?

    Leave a Comment

    Zapewne jednymi z najbardziej trudnych fragmentów Pisma świętego są te z nich, które w jasny sposób wyrażają prawdę o tym, iż Bóg nienawidzi oraz brzydzi się nie tylko grzechem, ale również tymi ludzi, których na kartach tej Księgi określa się mianem “kochających nieprawość“, “przewrotnych” oraz “krwawych” i “podstępnych“. W Biblii czytamy wszak następujące:


    Bo Ty nie jesteś Bogiem, któremu miła nieprawość, złego nie przyjmiesz do siebie w gościnę. Nieprawi nie ostoją się przed Tobą. Nienawidzisz wszystkich złoczyńców, zsyłasz zgubę na wszystkich, co mówią kłamliwie. Mężem krwawym i podstępnym brzydzi się Pan” (Psalm 5, 6-7);

    Jednakowo Bogu są nienawistni i grzesznik, i jego grzech” (Mądrości 14, 9);

    „Bo Pan się brzydzi przewrotnym, a z wiernymi obcuje przyjaźnie. Przekleństwo Pana na domu bezbożnych, On błogosławi mieszkanie prawych” (Przysłów 3, 32 -33).

    „Pan bada sprawiedliwego i występnego, nie cierpi Jego dusza tego, kto kocha nieprawość”(Psalm 11, 5).

    Powyższe stwierdzenia Pisma św. są najczęściej ignorowane, gdyż wydają się być one nie do pogodzenia z innymi prawdami wyrażanymi na kartach tej świętej Księgi, a więc tymi mówiącymi o Bożej miłości do grzeszników oraz o tym, że Bóg z miłości do złoczyńców posłał Swego Jednorodzonego Syna, by poniósł śmierć za winy nas wszystkich. Te – w pewnym sensie słuszne uwagi – nie dają jednak żadnego rozsądnego wyjaśnienia podstawowego problemu, którym jest to, iż oba – wydawałoby się sprzeczne ze sobą stwierdzenia (o Bożej nienawiści i miłości do grzeszników) znajdują się nie w dwóch odrębnych od siebie księgach, ale zostały zawarte w jednej i tej samej Księdze, którą jest Pismo święte.

    Prócz ignorowania biblijnych stwierdzeń o Bożej nienawiści i obrzydzeniu względem “miłujących nieprawość” czasami są jednak podejmowane jakieś próby znalezienia odpowiedzi na pytanie, jak jedna i ta sama Księga może łączyć ze sobą tak wydawałoby się przeciwstawne sobie prawdy, jak Boża miłość i nienawiść do złoczyńców. Poniżej pozwolę sobie nakreślić tego rodzaju próby, jednak już teraz nadmienię, iż wszystkie one są na gruncie prawowierności katolickiej niezwykle słabe.

    Czy Biblia się myli?

    Tak więc, pierwszą z prób wyjaśniania nakreślonego wyżej problemu jest twierdzenie/sugestia, jakoby osoby spisujące Pismo święte odnotowując fragmenty mówiące o Bożej nienawiści do złoczyńców kierowały się wówczas bardziej swymi niedoskonałymi, ludzkimi wyobrażeniami o Bożym charakterze, aniżeli objawioną im w tym względzie przez Ducha Świętego prawdą. Te wyjaśnienie jest jednak nie do pogodzenia z wiarą katolicką mówiącą nam, iż Pismo święte jest wolne od wszelkich błędów oraz, że wszystko co się w nim znajduje zostało stwierdzone przez Ducha Świętego. Katechizm św. Jana Pawła II uczy na temat w następujących słowach:

    Ponieważ wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego, należy zatem uznawać, że księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia” (n. 107).

    Z kolei papież Benedykt XV w encyklice „Spiritus Paraclitus” naucza:

    boskie natchnienie rozciąga się bez żadnego wyjątku i różnicy na wszystkie części pism biblijnych i żaden błąd nie może dotknąć natchnionego tekstu (…)” („Spiritus Paraclitus”).

    Czy Bóg się zmienił?

    Drugą z prób wyjaśnienia omawianego swego rodzaju przeciwstawianie obrazu Boga, jaki został nam przedstawiony w Starym Testamencie obrazowi Boga nakreślonemu w Nowym Testamencie. A zatem Bóg w Starym Przymierzu ma być pokazywany jako “gniewny oraz pomstliwy” za to Chrystus w Nowym Testamencie ukazuje nam Boga “miłosiernego, łaskawego i łagodnego”. I to wyjaśnienie nie wytrzymuje jednak próby ortodoksji, gdyż jego logika prowadzi do jawnie heretyckich wniosków. Albo bowiem musielibyśmy dojść tu do marcjonizmu to znaczy twierdzenia, iż Stary oraz Nowy Testament tak naprawdę nauczają o dwóch odmiennych od siebie Bóstwach. Albo też doszlibyśmy do stwierdzenia, że co prawda tak Stary jak i Nowy Testament uczą o jednym i tym samym Bogu, którego jednak charakter z czasem się w sposób radykalny zmieniał. To jednak nie zgadza się z tym, co na temat Bożego charakteru mówi choćby Księga Malachiasza (3: 6): “… Ja, Pan, nie odmieniam się” […]. Nie jest więc tak, iż Bóg zmienia się w Swych cechach charakteru albo też w Swych osobowych cechach. Przed 5000 lat Bóg był tak samo miłosierny jak dziś oraz istniał w trzech Osobach, a nie tylko jednej czy dwudziestu. Owszem, niektóre z zasad i praw ustanawianych przez Boga mogły się zmieniać i faktycznie się zmieniały w zależnie od pewnych czynników i okoliczności, np. kiedyś Bóg wymagał od członków wybranego przez Siebie ludu obrzezania, ale wymóg ten został przez Niego zniesiony przed prawie 2 000 lat. Nie należy jednak mylić zmiany niektórych Bożych wymagań ze zmianą Jego charakteru. Tytułem pewnej analogii: to, że ojciec stawiał nieco inne wymagania swemu synowi, gdy ten miał 6 lat niż gdy miał 16 lat nie oznacza, że jego charakter się zmienił. Taki ojciec może mieć ciągle te same cechy charakteru jednak wciąż pozostając w zgodzie z tymi swymi cechami może on w zależności od poziomu rozwoju swych dzieci w pewnych aspektach modyfikować wyznaczane im zasady postępowania. Warto zresztą dodać, iż nauczanie o niezmienności Boga jest jednym z dogmatów wiary katolickiej:

    Całą mocą wierzymy i bez zastrzeżenia wyznajemy, że jeden tylko jest prawdziwy Bóg, wieczny, nieskończony, niezmienny, niepojęty, wszechmocny i niewymowny, Ojciec i Syn, i Duch Święty: trzy Osoby, ale jedna istota, jedna substancja, czyli natura, całkowicie prosta” [Sobór Laterański IV, (1215): DS 800.] (podkreślenie moje – MS).

    Zresztą, jeśli uważniej przypatrzymy się temu co naucza Nowy Testament to również znajdziemy w nim fragmenty, które swą wymową przypominają to co Stary Testament uczył o Bożej nienawiści do “miłujących nieprawość“. Jednym z dobitniejszych tego przykładów są słowa Pana Jezusa, które kieruje On do lokalnego kościoła w Laodycei:

    “Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust (Ap 3, 15 – 16). [Podkreślenie moje – MS].

    Warto w tym kontekście podkreślić, iż zwrot, który w polskim tłumaczeniu został przełożony jako “wyrzucić z mych ust” w bardziej dosłownym swym znaczeniu brzmi dosadniej, a mianowicie: “zwymiotować“, a nawet “wyrzygać“. A więc Chrystus Pan przestrzega nas, że możemy dojść do takiego momentu w swym życiu, iż będzie chciał On nas “wyrzygać“. Przyznajmy, że niezbyt pasuje do wręcz romantycznego pojmowania miłości Bożej, jaką tą wizją jesteśmy dziś często karmieni w kościołach. Jeśli już to Pan Jezus “wyrzygujący” niektórych ludzi bardziej współbrzmi z przywołanymi wyżej wersetami Starego Testamentu w których Bóg “brzydzi się” oraz “nie cierpi” niektórych rodzajów ludzi (Ps 11, 5; Prz 3, 32).

    Z kolei w Liście do Rzymian św. Paweł w aprobatywny sposób przytacza starotestamentową księgę Malachiasza, gdzie czytamy, iż Bóg Jakuba umiłował a Ezawa miał w nienawiści (por. Rz 9, 13; Ml 1, 2-3). W opisie zaś Sądu Ostatecznego czytamy, iż Pan nasz Jezus Chrystus rzeknie do potępionych: “Idźcie precz ode Mnie, przeklęci (…)” [patrz: Mt 25, 41] oraz:
    Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7, 23). I w tym wypadku widzimy, iż słowa Chrystusa swą wymową pasują do nauczania Starego Testamentu wedle którego Bóg jest tym, który “złych nie przyjmie do siebie w gościnę”; “zsyła zgubę na wszystkich co mówią kłamliwie” zaś “Nieprawi nie ostoją się (przed Nim)” [por. Ps 5, 6-7].

    Czy Biblię należy rozumieć tylko niedosłownie?

    Kolejną próbą zaprzeczania nauczaniu Pisma św. na temat Bożej nienawiści jest popularne wśród katolików, acz zasadniczo niekatolickie twierdzenie o tym, jakoby Biblii “nie należało rozumieć dosłownie“. Oczywiście nie jest tak, iż dokładnie każde zdanie czy słowo zawarte w Piśmie świętym winno być rozumiane w dosłowny sposób jednak normalną regułą interpretacji tej Księgi jest właśnie rozumienie jej w taki sposób.

    Święty Tomasz z Akwinu nauczał wszak, iż: „Wszystkie rodzaje sensu Pisma świętego powinny się opierać na sensie dosłownym”  (Summa theologiae, I, 1, 10 ad 1). Papież Leon XIII potwierdził tę zasadę w swej encyklice „Providentissimus Deus”, gdzie uczył co następuje:

    Niech on [współczesny komentator] jednak z tego powodu nie sądzi, że ma drogę zamkniętą do posuwania się dalej w badaniu i wyjaśnianiu, a tym bardziej, gdy znajdzie się do tego słuszna przyczyna, – byle tylko szedł sumiennie za ową regułą, rozumnie przez św. Augustyna postawioną, a mianowicie, że należy jak najmniej odstępować od sensu literalnego i niejako właściwego, chyba że jakiś powód nie pozwoli go zatrzymać lub konieczność zmusi do opuszczenia go [Św. Aug., De Gen. ad litt. VIII, 7, [13].]. Tej reguły tym mocniej należy się trzymać, im większe jest niebezpieczeństwo pobłądzenia przy tak wielkim pożądaniu nowości i wolności zdań„ (podkreślenie moje – MS).

    Również Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie numer 116 powtarza wskazaną wyżej zasadę św. Tomasza z Akwinu, iż:

    Wszystkie rodzaje sensu Pisma świętego powinny się opierać na sensie dosłownym„.

    Poza tym również Tradycja Kościoła mówi o Bożej nienawiści do złoczyńców.

    Przykładowo, doktor Kościoła, św. Alfons Liguori w swym znamienitym dziele „Przygotowanie się do śmierci” stwierdza wprost:

    Bóg oświadczył wprost, że nienawidzi grzechu, a tym samym nienawidzi też tego, to go popełnia” [1] (podkreślenie moje – MS).

    Także Katechizm Soboru Trydenckiego naucza rzeczy następującej:

    Pan Bóg (…) ma w nienawiści wszystkich ludzi grzesznych, jako Dawid Prorok świadczy” [2]. Warto też dodać, iż niektóre z uznanych przez Kościół prywatnych objawień także mówi na ów temat w bardzo podobny sposób.

    Na przykład w objawieniach danych św. Brygidzie Wielkiej w odniesieniu do wróżbitów, czarownic oraz ludzi, którzy ich wspierają, czytamy takie słowa:

    Wszyscy oni – zarówno ci, którzy przeklętych wróżbitów i czarownice przetrzymują w swych domach i żywią ich, jak i  ci, którzy szukają u nich diabelskich porad i pomocy, jak wreszcie sami wróżbici i czarownice, obiecujący spełnić wspomniane życzenia – są przeklęci i znienawidzeni przez Boga. I jak długo będą trwać w tym stanie i takiej postawie, tak długo żadne natchnienie ani łaska Ducha Świętego nie spłynie na nich  i nie napełni ich serc. Jednakże ci, którzy by za to żałowali i pokornie oczyścili się, podejmując mocne postanowienie niewracania więcej do tych praktyk, dostąpią u Mojego Syna łaski i miłosierdzia” (podkreślenie moje – MS) [3].

    Co więcej, podobną myśl, jeśli uważnie się wczytać, można znaleźć nawet w objawieniach przekazanych św. Faustynie Kowalskiej, które wszak trudno jest oskarżać o niedocenianie prawdy o Bożym miłosierdziu. W jej słynnym już „Dzienniczku” możemy wszak przeczytać co następuje:

    Napisz: Jestem święty po trzykroć i brzydzę się najmniejszym grzechem. Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie moje ogarnia ją i usprawiedliwia. Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce moje, gdy oni wracają do mnie. Zapominam o goryczach, którymi poili moje serce, a cieszę się z ich powrotu. Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie mojej ręki. Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem moim, wpadną w sprawiedliwe ręce moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję (się) w tętno ich serca, kiedy uderzy dla mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daje im, czego pragną” (podkreślenie moje – MS) [4].

    Czym zatem jest Boża nienawiść do złoczyńców?

    Jak więc pogodzić jednoczesne nauczanie Pisma świętego o tym, iż Bóg z jednej strony kocha złoczyńców, z drugiej zaś ich nienawidzi? Otóż, mimo pozornie wielkiej sprzeczności jaka wydaje się zachodzić pomiędzy tymi obiema biblijnymi doktrynami połączenie ich ze sobą w jedną całość jest łatwiejsze niż wielu sobie myśli. Sęk bowiem w tym, iż natchnieni przez Ducha Świętego autorzy biblijni, gdy używali tych czy innych słów lub zwrotów nie musieli ich rozumieć dokładnie w 100 procentach tak, jak rozumie się je dziś. Wszyscy wszak wiemy, iż niektóre słowa przynajmniej częściowo zmieniają z biegiem czasu znaczenie. Nasze potoczne rozumienie słowa “nienawiść” owszem często wyklucza jednoczesne darzenie miłością nienawidzonej osoby. Gdy mówimy bowiem o kimś, że go “nienawidzimy” to nierzadko mamy na myśli, iż ta osoba jest dla nas całkowicie “skreślona”, nie chcemy jej do końca swych dni znać, wykluczamy uczynienie dla niej czegokolwiek dobrego, pragniemy dla tego kogoś tylko zła, a nawet piekła. I rzecz jasna takie nasze ludzkie potoczne rozumienie nienawiści zakłada coś grzesznego i niegodziwego. Czy jednak Bóg jest związany naszym rozumieniem słowa “nienawiść”? Oczywiście, że nie, wszak jak On sam o Sobie mówi:

    Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi drogami i myśli moje – nad myślami waszymi” (Iz 55, 9-9).

    Najlepszym zatem wyjaśnieniem omawianego problemu wydaje się konstatacja, iż Bóg w pewien (całkowicie znany Sobie) sposób, w Swym charakterze, łączy ze sobą z jednej strony miłość i życzliwość wobec bezbożnych, z nienawiścią i obrzydzeniem wobec nich. Boża miłość wobec złoczyńców polega na tym, że póki żyją oni jeszcze na tym świecie, Wszechmogący pragnie dla nich zbawienia, nie chcąc ich wiecznej śmierci oraz zguby (2 P 3, 9; Ez 33, 11).  Najwyższym tego wyrazem był Krzyż Chrystusa, gdzie Bóg Ojciec wydał swego Jednorodzonego Syna na odkupienie win wszystkich ludzi (por. 1 J 4, 8-9; Rz 8, 32). Innymi tego przejawami jest to, iż Bóg na różne sposoby wzywa i zachęca złoczyńców, by porzucili swe nieprawości i okazali skruchę. W sferze zaś bardziej doczesnej Bóg także w pewien sposób okazuje bezbożnym Swą życzliwość, sprawiając, że  „słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5, 45) – innymi słowy, Wszechmogący sprawia, iż (ogólnie rzecz biorąc) także źli i niesprawiedliwi mają co jeść, co pić, gdzie mieszkać, w co się ubrać, etc.

    Z kolei Boża nienawiść wobec złoczyńców i bezbożnych wyraża się w tym, że już na tej ziemi Bóg w szczególny sposób objawia im Swój gniew i przygotowuje im karę (Ps 11, 6; Syr 39, 28-31; Prz 16, 4), nie odpowiada na ich modlitwy (Prz 28, 9) oraz nie przyjmuje ich ofiar (Prz 21, 27). W pewien sposób, jeszcze za swego doczesnego życia, źli, bezbożni i niesprawiedliwi są też od Boga dalecy, są Jego wrogami (Ps 68, 21) i są Mu obrzydli (Ps 5, 7; Prz 3, 32) . W najwyższym zaś stopniu owa Boża nienawiść oraz obrzydzenie do występnych i bezbożnych spełnią się w karze wiecznego ognia, na którą owych ludzi skarze sam Pan Jezus, wyrażając w ten sposób względem nich Swój święty i sprawiedliwy gniew (por. 2 Tes 1, 5-9; Mt 25, 41-46; 1 Tes 4, 6; Jud 1, 14-16). 

    Podsumowanie

    Oczywiście można zgodzić się w tym, że ze względu na nasze potoczne rozumienie słowa “nienawiść” powinno się z dużą ostrożnością posługiwać tymi fragmentami Pisma świętego, które mówią o Bożej nienawiści względem “miłujących nieprawość”. Ta ostrożność nie powinna jednak przeradzać się w faktyczne ignorowanie czy cenzurowanie tego co w Słowie Bożym jest dla nas niezrozumiałe lub trudne do przyjęcia. Po prostu, jeśli Pismo święte i Tradycja Kościoła mówią o Bożej nienawiści do złoczyńców to trzeba to z pokorą przyjąć oraz dobrze zrozumieć, nie zaś traktować to, jako coś czego się wstydzimy i czego się wypieramy.

    Mirosław Salwowski

    Przypisy:

    1 . Cytat za: Św. Alfons Maria de Liguori, „Przygotowanie do śmierci„, Kraków 2011, s. 141.

    2. Cytat za: „Katechizm rzymski z wyroku św. Soboru Trydenckiego ułożony, z rozkazu Piusa V. Papieża wydany, i od Klemensa XIII szczególniej zalecony. Tom III”, Warszawa 1827, s. 197.

    3. Cytat za: Św. Brygida Wielka, „Objawienia i inne dzieła„, Kraków 2004, s. 338.

    4. Cytat za: Św. s. M. Faustyna Kowalska, „Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej„, Warszawa 2007, s. 575.

  3. Czy Żydzi są narodem morderców Chrystusa?

    Leave a Comment

    Sobór Watykański II w deklaracji “Nostra Aetate” uczy na temat odpowiedzialności narodu żydowskiego za mękę i śmierć Pana naszego Jezusa Chrystusa między innymi:

    A choć władze żydowskie wraz ze swymi zwolennikami domagały się śmierci Chrystusa, jednakże to, co popełniono podczas Jego męki, nie może być przypisane ani wszystkim bez różnicy Żydom wówczas żyjącym, ani Żydom dzisiejszym“.

    Z kolei, opublikowany w 1992 roku Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie numer 598 stwierdza:

    Uwzględniając fakt, że nasze grzechy dotykają samego Chrystusa, Kościół nie waha się przypisać chrześcijanom największej odpowiedzialności za mękę Jezusa, którą zbyt często obciążali jedynie Żydów.

    Część tradycjonalistycznych katolików (zwłaszcza tych skupionych wokół Bractwa św. Piusa X) krytykowało powyższe “soborowe” oraz “posoborowe” nauczanie Kościoła, jako rzekome zerwanie z tradycyjną teologią katolicką, w ramach której nieraz obdarzano Żydów mianem “narodu bogobójców”. Czy te zarzuty są uzasadnione?

    Zacznijmy od tego, iż naprawdę trudno jest widzieć coś błędnego lub zwodniczego w przytoczonym wyżej nauczaniu Vaticanum II o tym, iż nie można przypisywać takiej samej odpowiedzialności za śmierć Pana Jezusa ani wszystkim Żydom żyjącym w tamtym czasie ani tym bardziej Żydom dzisiejszym. Takie odrzucone przez Sobór Watykański II twierdzenie nie jest bowiem umocowane ani w Piśmie świętym, ani nawet w zdrowym rozsądku. Po pierwsze bowiem, Biblia nie wspomina o tym, by w czasie procesu i ukrzyżowania Chrystusa wszyscy Żydzi popierali zabicie Jezusa. Owszem, za zbrodnią bogobójstwa opowiedziały się władze religijne narodu żydowskiego czyli Sanhedryn oraz liczne zgromadzenie Żydów obecne na placu umiejscowionym przed siedzibą rzymskiego namiestnika Piłata. Pomijając jednak już zaś nawet tak oczywiste wyjątki Żydów, którzy nie popierali w tamtym czasie i miejscu skazania Pana Jezusa na śmierć, a więc np. Najświętszej Marii Panny, Nikodema, Józefa z Arymatei, Apostołów (nie licząc Judasza), to i tak nie sposób założyć, iż dokładnie wszyscy inni członkowie narodu żydowskiego byli obecni w tłumie wołającym do Piłata: “Ukrzyżuj Go!“. Owszem, na tym haniebnym zgromadzeniu było obecnych wielu Żydów, jednak nie wiemy jakiego dokładnie procentu ówczesnej nacji żydowskiej to dotyczyło. Nawet jeśli była to duża część spośród ówcześnie żyjących Żydów to i tak nie byli to wszyscy Żydzi.

    Stwierdzenie Soboru Watykańskiego II o tym, iż nie można “bez różnicy” (czyli inaczej mówiąc: w takim samym stopniu) obciążać wszystkich żyjących w czasie ukrzyżowania Chrystusa czy tym bardziej istniejących współcześnie Żydów jest więc tak zdroworozsądkowe, jak i biblijne. Czy w takim razie należy potępić często używane w tradycyjnej teologii katolickiej sformułowanie nazywające Żydów mianem “narodu bogobójców”? Cóż, odpowiedź na to pytanie nie należy do bardzo łatwych. Z jednej bowiem strony nie wszyscy Żydzi popierali skazanie na śmierć Pana Jezusa, z drugiej zaś strony wielu z nich właśnie tak uczyniło. Warto też zauważyć, iż ogół Żydów został w relatywnie krótkim czasie ukarany przez Boga zburzeniem światyni w Jerozolimie a następnie ich wygnaniem z Palestyny co uprawdopodabnia tezę o tym, że rzeczywiście duża część narodu żydowskiego mogła solidaryzować się z posunięciem swych władz (czyli Sanhedrynu), które zdecydowały się wydać Zbawiciela na śmierć.

    Czy może więc błędne i sprzeczne z Tradycją Kościoła jest stwierdzenie punktu 598 “posoborowego” Katechizmu Kościoła Katolickiego o tym, iż to chrześcijanie ponoszą największą odpowiedzialność za mękę Jezusa? Cóż, owe sformułowanie może być uznane za lekko dwuznaczne, gdyż brakuje w nim dodania słowa, iż to “źli” chrześcijanie są większymi od żydów mordercami Chrystusa. Albowiem na płaszczyźnie nadprzyrodzonej to grzechy wszystkich ludzi przyczyniły się do śmierci Pana Jezusa. Im zaś kto ma większy dostęp do łask, tym jego wina jaką ponosi za popełniane przez siebie akty nieposłuszeństwa Bogu jest większa. Chrześcijanie zaś mają danych więcej łask niż żydzi, a co się z tym wiąże popełniane przez nich grzechy są większe aniżeli żydów. Im więc dany chrześcijanin więcej grzeszy tym większym też – w sensie nadprzyrodzonym – jest mordercą Chrystusa. Gdyby więc uściślić i doprecyzować punkt 598 Katechizmu Kościoła Katolickiego poprzez dodanie doń dopowiedzenia, iż to źli chrześcijanie ponoszą większą od Żydów odpowiedzialność za mękę Pana Jezusa to nie byłoby w tym stwierdzeniu jakiejkolwiek, choćby i lekkiej dwuznaczności. Warto zresztą odnotować co na ten temat nauczał Katechizm Soboru Trydenckiego:

    Musimy uznać za winnych tej strasznej nieprawości tych, którzy nadal popadają w grzechy. To nasze przestępstwa sprowadziły na Pana naszego Jezusa Chrystusa mękę krzyża; z pewnością więc, ci, którzy pogrążają się w nieładzie moralnym i złu, <krzyżują … w sobie Syna Bożego i wystawiają go na pośmiewisko> (Hbr 6,6). Trzeba uznać, że nasza wina jest w tym przypadku większa niż Żydów. Oni bowiem, według świadectwa Apostoła, <nie ukrzyżowaliby Pana chwały> (1 Kor 2,8), gdyby go poznali. My przeciwnie, wyznajemy, że Go znamy. Gdy więc zapieramy się Go przez nasze uczynki, podnosimy na niego w jakiś sposób nasze zbrodnicze ręce“.

    Nie od rzeczy będzie zresztą przypomnienie tego co na temat odpowiedzialności złych chrześcijan za śmierć Chrystusa uczył św. Jan Maria Vianney, patron wszystkich proboszczów:

    Źli chrześcijanie będą kiedyś w piekle ponosili straszniejsze męczarnie, niż niewierni… Chrześcijanom, gdy tylko dojdą do wieku, w którym mogą już korzystać z rozumu, przyświeca niczym wspaniałe słońce pochodnia wiary. W sposób wystarczający mogą więc poznać swoje obowiązki względem Boga, względem samych siebie, względem bliźniego. Jakie straszne, jakie okropne będzie piekło chrześcijan! Jak niebo oddalone jest od ziemi, tak potępienie chrześcijanin będzie daleko cięższe od potępienia niewiernych. Bo sprawiedliwy Bóg surowiej ukarze tego, kto otrzymał więcej łask, ale wzgardził nimi, zamiast z nich korzystać i wiernie służyć Panu… Jak z trupów potopionych Egipcjan wypływa woda, tak z ust potępieńców przez całą wieczność będą płynęły narzekania, że nie chcieli wykorzystywać Bożych łask, że za życia znieważali Ciało i Krew Jezusową w Komunii Świętej. Na wieki – wedle słów św. Bernarda – stać im będą przed oczyma cierpienia i męka Jezusa Chrystusa, które zniósł także dla ich zbawienia… nie zniknie im nigdy sprzed oczu obraz łez, które przelał Boski Zbawiciel, obraz Jego pokuty… Będą Go widzieli w Ogrodzie Oliwnym, gdzie krwawymi łzami opłakiwał ich grzechy. Zobaczą go w śmiertelnej agonii, zobaczą włóczonego po ulicach Jerozolimy. Będą słyszeli uderzenia młotów, które Go krzyżowały na Kalwarii (…)” (Cytat za: Św. Jan Maria Vianney, “Kazania Proboszcza z Ars”, Warszawa 1999, ss. 337, 340).

    Po raz pierwszy powyższy artykuł ukazał się na portalu Fronda.pl: https://www.fronda.pl/a/z-ambony-strzeleckiej-salwowskiego-czy-zydzi-sa-narodem-mordercow-chrystusa,125493.html

  4. Kamienowanie cudzołożników i cudzołożnic było dobre, mądre oraz sprawiedliwe

    Leave a Comment

     

    Jednym z bardziej kontrowersjnych aspektów Starego Testamentu jest fakt, iż zawarte w nim Prawo Mojżeszowe nakazywało karać śmiercią za grzech cudzołóstwa (czyli niewierności małżeńskiej). Pośród praw i przykazań, jakie Bóg dał Mojżeszowi zawarte jest wszak następujące polecenie:

    Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego, będzie ukarany śmiercią, i cudzołożnik i cudzołożnica (Kpł 20, 10).

    Jeśli znajdzie się człowieka śpiącego z kobietą zamężną, oboje umrą: mężczyzna śpiący z kobietą i ta kobieta. Usuniesz zło z Izraela (Pwt 22, 22).

    Jako, że w naszym kręgu kulturowym niewierności małżeńskiej nie karze się śmiercią od paruset lat, a od jakichś 20 do 50 lat zrezygnowano z jakichkolwiek sankcji karnych względem tego występku, w naturalny sposób nie utożsamiamy cudzołóstwa z czymś, co powinno być represjonowane przez władze cywilne. A co dopiero w takim razie mówić o wymierzaniu za ów czyn najsurowszej ziemskiej kary, jaką jest śmierć? W poniższym artykule zamierzam udowodnić, iż:

    1. Starotestamentowe prawo nakazujące karać śmiercią za cudzołóstwo było Bożym, a nie ludzkim zamysłem.

    2. Zwłaszcza w czasach Starego Testamentu było to prawo dobre, mądre i sprawiedliwe.
    3. Pan nasz Jezus Chrystus uwalniając cudzołożną kobietę od kary śmierci (J 8, 1 – 11) nie zamierzał pokazać, iż rzeczone prawo starotestamentowe było złe, Jego Ojciec ustanawiajac je się pomylił i w przyszłości nikt nie będzie miał absolutnie żadnego uprawnienia do karania w ten czy inny sposób cudzołóstwa.

    4. Nawet po nastaniu czasów Nowego Testamentu nie można powiedzieć, iż karanie śmiercią cudzołóstwa jest zawsze złe czy zawsze niewłaściwe.

    A zatem:

    Ad. 1. Prawo polecające karanie śmiercią za zdradę małżeńską nie było wymysłem jakichś prymitywnych ludów pustynnych, ale stanowiło zamysł Boga. To nie Żydzi wpadli na ten pomysł, a później przypisali swe fantazje Bogu, ale to Bóg nakazał im to czynić. Dowodem na to jest fakt, iż w Księdze Kapłańskiej omawiane prawo poprzedzone jest słowami: “Dalej Pan mówił do Mojżesza … (Kpł 20, 1). Z kolei, w Księdze Powtórzonego Prawa część, w której spisany jest nakaz karania śmiercią cudzołóstwa kończy się stwierdzeniem: “Dziś Pan, Bóg twój, rozkazuje ci wykonać te prawa i nakazy. Przestrzegaj ich, wypełniaj z całego swego serca i z całej duszy” (Pwt 26, 16). To więc nie Mojżesz albo inny Żyd ubzdurał sobie, iż niewierność małżeńska ma być karana śmiercią, ale sam Pan Bóg przekazał mu to polecenie. Bóg ze swej istoty nie mógł się zaś mylić czy nakazywać czynienia czegoś co było zawsze i wszędzie złe. Jak bowiem mówi Pismo święte: „Nikomu  nie przykazał On być bezbożnym i nikomu nie zezwolił grzeszyć” (Syr 15, 19-20).

    Pius XII wykładał tę prawdę w następujący sposób:

    Przede wszystkim trzeba jasno stwierdzić, żadna ludzka władza (…) nie może wydać pozytywnego upoważnienia do nauczania lub czynienia tego, co byłoby wbrew religijnej prawdzie lub dobru moralnemu (…) Nawet Bóg nie mógłby dać takiego pozytywnego przykazania lub upoważnienia, gdyż stałoby to w sprzeczności z Jego absolutną prawdą i świętością” (Przemówienie „Ci resce”, podkreślenie moje – MS).

    Starotestamentowe prawo nakazujace karanie cudzołóstwa śmiercią było więc prawem mądrym, dobrym i sprawiedliwym, gdyż w rzeczy samej nie mogło być innym, skoro pochodziło ono od Boga. Katechizm Soboru Trydenckiego potwierdza zresztą, iż owe prawo było Bożego autorstwa:

    Bo i w starym Zakonie Pan Bóg był rozkazał  kamieniować cudzołożników: i wszystkie niemal prawa pospolite cudzołożników na gardle karzą.

    Ktoś powie może jednak, iż prawo nakazujące karanie śmiercią za cudzołóstwo było takim samym prawem, jak zgoda Mojżesza na rozwody, ktora została udzielona Żydom nie dlatego, jakoby rozwodzenie się było czymś dobrym i sprawiedliwym, ale po to, by ustrzec ową społeczność od popadania w jeszcze większe zło (jakim np. mogło by być wówczas zabijanie żon, z którymi nie chciałoby się dalej przebywać). Nie jest to jednak trafna analogia, gdyż jak uczył Pan Jezus prawo o rozwodzie było zezwoleniem na ów czyn, a nie rozkazem czy poleceniem jego dokonania. Chrystus mówi wszak:

    Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było (Mt 19, 8).

    Zauważmy, że Zbawiciel nie mówi tu, iż Mojżesz nakazał rozwodzenie się czy też je pochwalał, ale że na nie tylko zezwalał. Jest zaś zasadnicza różnica pomiędzy zezwalaniem na coś, a nakazywaniem czy pochwalaniem czegoś. Dobry prawodawca może dla uniknięcia większego zła pozwalać na popełnianie mniejszego zła, ale nie może go nakazywać, pochwalać czy do niego zachęcać. Uczy o tym Magisterium Kościoła:

    Podczas, gdy Kościół zapewnia prawa tylko temu co prawdziwe i czcigodne, to jednak nie sprzeciwia się tolerancji, którą władza publiczna, aby uniknąć większego zła albo osiągnąć bądź zachować większe dobro, uznaje za stosowną praktykować ze względu na pewne rzeczy stojące w opozycji do prawdy i sprawiedliwości (Leon XIII, “Libertas praestantissumum”).

    Tymczasem prawo karzące cudzołożników i cudzołożnice śmiercią było właśnie nakazem, a nie tylko zezwoleniem.

     

    Ad. 2. Choć kara śmierci za cudzołóstwo może nam się wydawać okrutna i niemiłosierna, to Bóg znał lepiej niż my okoliczności czasów oraz miejsca, w których ustanowił On to prawo. Stopień surowości danych sankcji karnych może być różny, w zależności od uwarunkowań historycznych i kulturowych, w których owe prawa funkcjonują. Na przykład, surowiej karze się różne przestępstwa w czasie wojny, a łagodniej podczas pokoju – i nie ma w tym niczego złego. Inaczej karze sie dzieci, a inaczej osoby dorosłe – i w tym też nie ma niczego niewłaściwego. Większa kara należy się za kradzież chleba w sytuacji plagi głodu, a mniejsza wówczas, gdy żywności jest pod dostatkiem i taka kradzież nie zdecyduje o tym, iż ktoś będzie przez następne kilka dni głodował. Okoliczności historyczno-kulturowe czasów i miejsca, w których Bóg nakazał karanie śmiercią cudzołóstwa były zaś takie, iż Żydzi żyli wówczas otoczeni przez pogańskie i bardzo zdeprawowane (również w sferze seksualnej) narody. Dla sąsiadujących z Izraelem ludów niczym dziwnym nie były takie ohydne praktyki jak homoseksualizm, zoofilia, pedofilia oraz sakralna prostytucja. Roztropne więc i madrę było temperowanie skłonności Żydów do przejmowania różnych pogańskich obyczajów za pomocą bardziej surowych sankcji karnych.

     

    Ad. 3. Zachowanie Pana Jezusa względem cudzołożnej kobiety wielu przedstawia w taki sposób, jakby chciał On pokazać, iż nie zgadzał się ze zbytnią surowością Swego Ojca, a Swój przykład miłosierdzia wobec grzeszników przeciwstawiał okrucieństwu i srogości praw Starego Przymierza. Jest to jednak perspektywa całkowicie błędna, gdyż Jezus był całkowicie oddany woli Swego Ojca (J 5, 30), stanowi Jego doskonały Obraz (Kol 1, 15), a ponadto sam jest Słowem (J 1, 14), które Bóg Ojciec wypowiedział również w Starym Testamencie. Jeden ze starożytnych dokumentów kościelnych, jakim są Konstytucje Apostolskie wprost mówi o Jezusie jako tym, który “wziął ogień i spuścił go na Sodomę” (tamże: V: 20, 5), a także pisze o Nim następująco:

    Jego ujrzał Jozue, syn Nawego, jako uzbrojonego wodza zastępów Pana i swego sprzymierzeńca w wyprawie na Jerycho (tamże: V: 20, 7)

    Możemy więc być na więcej niż 100 procent pewni, że Pan Jezus nie miał absolutnie nic przeciwko woli Swego Ojca, wyrażonej w Prawie Mojżeszowym, a którą było karanie cudzołóstwa śmiercią. Dlaczego więc Chrystus doprowadził do zaniechania wykonania kary śmierci na cudzołożnej kobiecie? Możliwych i wiarygodnych przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka:

    a) Prawo nakazujace karanie śmiercią różnych grzechów (w tym cudzołóstwa) było Bożym prawem, ale przez samego Boga nie było traktowane jako przepis, który nie zna absolutnie żadnych wyjątków. W pewnych okolicznościach również w Starym Testamencie Bóg odstępował od karania śmiercią sprawców przestępstw zagrożonych tą sankcją. Przykładowo, mimo że Kain zamordował swego brata Abla, Bóg polecił, by żaden z ludzi nie czyhał na jego życie ( Rdz 4, 15) – zasadniczo jednak mordercy byli z nakazu Bożego karani śmiercią (Rdz 9, 6). Król Dawid popełnił nawet dwa grzechy, za które Prawo Mojżeszowe rozkazywało ich sprawców uśmiercać (a mianowicie dopuścił się cudzołóstwa i morderstwa), ale pomimo tego faktu Bóg posłał do Dawida swego proroka, by ten go zganił, a także zapowiedział śmierć jego syna (2 Sm 1 – 14), ale jego samego jako sprawcę tych obrzydliwości nie nakazał ukarać śmiercią. Jeszcze innym przykładem takiego nie-absolutnego podejścia Boga do kary śmierci za różne grzechy jest fakt postępowania pobożnego króla Asy, który co prawda pozbawił swą matkę godności królowej-matki za to, że ta uczyniła bożka ku czci Aszery, jednak nie polecił jej za to uśmiercić ( 1 Krl 15, 13) mimo, że Prawo Mojżeszowe nakazywało coś takiego karać śmiercią (Pwt 17, 2-5). W Piśmie świętym nie czytamy jednak o tym, by Asa został skarcony przez Boga za zbytnią łagodność w tej kwestii.

    Skoro więc nawet w Starym Testamencie Bóg czynił wyjątki od swego przykazania karania śmiercią, to i w Nowym Testamencie mógł coś takiego uczynić.

    b) W czasie ziemskiego życia Pana Jezusa Żydzi znajdowali się pod obcym panowaniem nie mogli sami orzekać i wykonywać wyroków śmierci.  Gdyby więc Chrystus wziął udział w kamienowaniu cudzołożnicy, dopuściłby się złamania prawa i samosądu. Jezus co prawda był Bogiem i jako Boga nie krępowały Go prawa stanowione przez ludzi, ale zgodził się być też Człowiekiem, a co się z tym wiąże, przystał też na posłuszeństwo tym z ludzkich praw, które jako takie nie stanowiły nieposłuszeństwa wobec Boga.

    c) Intencje faryzeuszy, którzy przyprowadzili do Jezusa cudzołożną kobietę nie były czyste. Pismo święte zaświadcza bowiem, że uczynili to “wystawiając Go na próbę, aby mieć o co Go oskarżyć” (J 8, 6). Poza tym, można zadać pytanie, co się stało ze wspólnikiem grzechu tej kobiety, czyli cudzołożnym mężczyzną? Przecież Prawo Mojżeszowe nakazywało karać śmiercią tak mężczyznę jak i kobietę przyłapanych na tym występku (Pwt 22, 22). Skoro udało się do Jezusa przyprowadzić kobietę przyłapaną na cudzołóstwie, dlaczego nie uczyniono tego w stosunku do mężczyzny?

    Powyższe okoliczności wskazują więc na to, iż faryzeuszom bardziej chodziło o złośliwe przyczepienie się do Pana Jezusa aniżeli o sprawiedliwe i zgodne z Prawem Mojżeszowym ukaranie cudzołóstwa.

    d) Pan Jezus jako Bóg znał serce i przyszłość owej cudzołożnej kobiety. Wiedział, że szczerze się ona nawróci i da później przykład gorliwej pokuty za popełnione przez siebie grzechy (to mówią na ów temat różne źródła).  A skoro tak, to wiedział też, że większym dobrem w tym konkretnym wypadku będzie darowanie jej życia aniżeli jej uśmiercenie. Można to porównać do sytuacji, w której z jakichś  powodów wiedzielibyśmy, iż dany morderca w przyszłości się nawróci, będzie ostrzegał wielu innych ludzi, by nie podążali jego drogą, przez co odwiedzie wielu od naśladowania swego dawnego złego przykładu. Co by było lepsze w takiej sytuacji? Skazanie go na śmierć i wykonanie na nim wyroku,czy może jednak pozwolenie, by dalej żył i dawał dobry przykład tysiącom ludzi? Oczywiście, że lepszym rozwiązaniem byłoby darowanie życia takiemu człowiekowi. Problem polegałby tylko na tym, że my ludzie zwykle nie możemy znać przyszłości w takich wypadkach, co jednak nie było dla Chrystusa jako Boga trudnością.

     

    Ad. 4. Choć osobiście jestem przekonany, iż w czasach współczesnych lepiej jest preferować łagodniejsze niż śmierć kary za cudzołóstwo, to nie jestem w stanie potępić tych spośród władców, którzy po głębokim namyśle doszli do wniosku, że w swych krajach będą represjonować ów występek nawet w tak surowy sposób. Nie można bowiem wykluczyć wystąpienia podobnych co w Starym Testamencie okoliczności, które upoważniałyby do surowszego karania takich grzechów. Prawa karno-cywilne Starego Przymierza co prawda nie obowiązują chrześcijańskich władców w sensie bardziej ścisłym, ale też nie są im zakazane. W wielu katolickich państwach cudzołóstwo było zagrożone karą śmierci przez wiele wieków i Kościół przeciwko temu nie oponował ani nie protestował.

     

     

     

     

  5. Czy należy bać się szatana?

    Leave a Comment

    W  Ewangelii wg. św. Łukasza 12, 4-5 przytaczane są następujące słowa Pana naszego Jezusa Chrystusa:

    Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic już więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo macie się obawiać; bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie!“.

    Choć w dość naturalny i prosty sposób wydaje się, iż powyższe przestrogi odnoszą się do samego Boga, istnieją tacy duszpasterze i kaznodzieje, którzy zaprzeczają tej interpretacji. Przykładowo, ks. Grzegorz Kramer, w jednym ze swych internetowych filmików twierdzi, że Pan Jezus chciał wezwać nas do tego, byśmy bali się szatana, a nie Boga. Taka ezgegeza wydaje się być prostą konsekwencją szerszego trendu w duszpasterstwie, który neguje objawioną po wielkroć  w Piśmie świętym prawdę o tym, że Boga i Jego wyroków należy się bać. Jednak, czy owa interpretacja jest prawidłowa? Czy naprawdę należy się bać szatana, a nie Boga?

     

    Zacznijmy od tego, iż gdyby rzeczywiście Chrystus w przytoczonym wyżej fragmencie swego nauczania chciał nas zachęcić do lękania się szatana, to byłby jedyny fragment w całej Biblii, który by taką postawę wobec tej osoby zalecał. Nie ma bowiem w Piśmie świętym żadnych innych ustępów polecających czy pochwalających okazywanie lęku wobec szatana. Jest za to masa biblijnych wezwań do tego, by bać się Pana Boga ( np. Pwt 6, 1- 2; Koh 12, 12; Ps 34, 10; Syr 1, 20; 1 P 2, 17; Ap 16, 4). Co więcej, w rzeczywistości Pismo święte zaleca nam nie to, byśmy się bali szatana, ale coś odwrotnego: mamy mu się odważnie przeciwstawiać. Św. Piotr Apostoł w jednym ze swych kanonicznych listów pisze wszak:

    Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawiajcie się jemu” (1 P 5, 8-9).

    Dlaczego więc, nagle mielibyśmy uznać, iż Pan Jezus wbrew wielu innym fragmentom Pisma św. zachęcał nas do bania się szatana, a nie Boga? Może dlatego, że prawda o Bogu, którego wyroków, sprawiedliwości i gniewu należy się bać, nie pasuje do współczesnego, zbyt ckliwego duszpasterstwa?

     

    Ktoś może jednak powie, że skoro Chrystus mówił o baniu się “Tego, który ma moc wtrącić do piekła”, to musi chodzić o szatana – wszak to mu, a nie Bogu zależy na wiecznym potępieniu człowieka. I ta interpretacja nie wytrzymuje jednak krytyki. Szatan owszem chce zatracić w piekle jak najwięcej ludzkich dusz, ale nie ma on mocy, by wtrącić kogokolwiek do piekła. Gdyby taką moc on miał, to jako, że nienawidzi wszystkich ludzi, wtrąciłby do otchłani piekielnych nas wszystkich – niezależnie do tego, czy bylibyśmy winni czy niewinni. To Pan Bóg jako najwyższy i wszechmocny Sędzia “ma moc wtrącać do piekła”. To Bóg (a w szczególności nasz Pan Jezus Chrystus) na podstawie naszych wolnych wyborów, osądzi i wyda wyrok wiecznego potępienia w odniesieniu do tych, którzy aż do swej śmierci odmówią nawrócenia się.

    Wszystko powyższe, nie jest bynajmniej moją prywatną wykładnią Pisma świętego, gdyż w odniesieniu do słów z Ewangelii św. Łukasza 12, 4-5 mamy jasną interpretację Magisterium Kościoła głoszącą, iż odnoszą się one do Boga, a nie szatana. Katechizm św. Piusa V w swej części pierwszej (omówienie art 1, pytanie 13) naucza bowiem:

    A iż Pana Boga samego  się bać mamy, sam Pan Chrystus nas uczy: ukażę wam kogo  się bać macie. Bójcie się tego, który kiedy zabije, ma moc posłać do piekła (Łuk 12)”.

     

    Nie ma więc, co się łudzić i oszukiwać. Ani kontekst całej Biblii, ani tradycyjna wykładnia Kościoła nie wskazują na to, by słowa o tym, “którego należy się bać i który ma moc wtrącić do piekła” odnosiły się do szatana. Odnoszą się one do Boga. To nie znaczy, że mamy się jednak bardziej Boga bać niż Go kochać. Oczywiście, że miłość musi być u nas w odniesieniu do naszego Stwórcy i Zbawcy na pierwszym miejscu. Jednak, miłość nie zawsze musi być sprzeczna z bojaźnią. Przykładowo, dziecko może szczerze kochać swych rodziców, a jednocześnie bać się ich kary. Podobnie i my możemy zarazem kochać Boga, jak i bać się Jego sprawiedliwych kar. Nie ma w tym żadnej zasadnicznej sprzeczności.

     

  6. Katechizm św. Piusa V: Boże kary są wyrazem Bożej miłości

    Leave a Comment

    “A iż wiele jest ludzi prostych, których gdy Pan Bóg karze, rozumieją, iż łaskę swoją od nich oddalił ojcowską; przeto potrzeba tego nauczać takowych, aby wiedzieli, iż gdy nas Pan Bóg dotyka i nawiedza takim frasunkiem albo przygodą, nie czyni tego z gniewu, ale z tejże miłości ojcowskiej ku nam. Albowiem dla tego grzesznych tu karze, aby się polepszyli, żeby przez te doczesne karanie od wiecznego ich obronił, i choćby nas najbardziej karał, nigdy miłosierdzia swojego od nas nie oddala, jako on mąż cierpliwy Job S. mówił: Pan Bóg zrani i sam uleczy, On uderzy i sam uzdrowi (Job. 19). Także i Jeremiasz prorok mówi: Karałeś mnie i wyćwiczyłem się, jako cielec nieukrócony (Jerem. 31). Przeto przystoi każdemu chrześcijańskiemu człowiekowi, aby w takowych niemiłych przygodach, uznawał ojcowską łaskę bożą, i nie rozumiał żeby go Pan Bóg miał zapomnieć, albo przygodach jego nie wiedział; gdyż sam Chrystus Pan świadczy, iż włosy nasze policzone są, a żaden z nich z głowy naszej nie spadnie bez ojcowskiej woli (Łuk. 21). I owszem człowiek ma się tym cieszyć, co powiedzieć Pan Bóg o sobie raczył: Ja kogo miłuję, karzę (Apok. 3). Także i Paweł S. upomina: Synu miły, nie zaniedbywaj karności pańskiej ani się frasuj, gdy cię Pan Bóg karze: bo kogo miłuje, tego też karze: jeżeli was nie karze, znać, iż was nie ma za własnych synów (Hebr. 12). Więc jeżeliśmy Rodzicom swoim cielesnym posłusznymi byli, choć nas karali, i w uczciwości ich mieli; daleko więcej powinniśmy tę cześć posłuszeństwo Bogu Ojcu niebieskiemu”.

     

    „Katechizm rzymski z wyroku św. Soboru Trydenckiego ułożony, z rozkazu Piusa V. Papieża wydany, i od Klemensa XIII szczególniej zalecony. Tom I”, Warszawa 1827, s. 142 – 143.