Możliwość komentowania Czy papież Franciszek jest zwolennikiem dekryminalizacji cudzołóstwa? została wyłączona
Ci spośród Czytelników, którzy w sposób bardziej stały obserwują moją blogową (a dawniej publicystyczną) aktywność zapewne wiedzą, iż osobiście jestem zwolennikiem kryminalizacji cudzołóstwa (czyli: niewierności małżeńskiej). Oczywiście, nie jest to jedynie moja prywatna opinia, ale jest to oficjalna doktryna Kościoła wyrażona przez papieża Piusa XI w encyklice “Casti connubii”. Być może, niektóre osoby w związku z tym zadają sobie pytanie odnoszące się do relacji pomiędzy tą doktryną katolicką, a niektórymi wypowiedziami papieża Franciszka tyczącymi się cudzołożników oraz homoseksualistów. Skoro wszak aktualny Biskup Rzymu łagodnie podchodzi do niektórych z żyjących w ponownych związkach cudzołożników i cudzołożnic, a także opowiada się za dekryminalizacją homoseksualizmu, to czyż nie należy wyciągnąć stąd wniosku, iż w takim razie dawniejsza doktryna Kościoła o słuszności karania niewierności małżeńskiej przez władze cywilne, jest już nieaktualna?
W moim przekonaniu wyciąganie tego typu analogii jest co najmniej zbyt daleko idące.
Nawet papież Franciszek w swym łagodnym podejściu do cudzołożników żyjących w nowych związkach nie posunął wszak się do negowania zasadności prawnej karalności niewierności małżeńskiej. Owszem w swej Adhortacji Apostolskiej “Amoris laetitia” zasugerował on to, że w pewnych okolicznościach wina za ów grzech może być łagodniejsza, ale i to nie oznacza samo w sobie kwestionowania postulatu prawnego zakazu cudzołóstwa. Tytułem analogii: to, że wina za kradzież może być raz większa, a raz mniejsza, nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem, iż złodziejstwo z samej swej zasady nie powinno być karane przez władze cywilne. Innym przykładem może być tu kwestia ponoszenia osobistej winy za bezpośrednie zabijanie niewinnych ludzi. Mimo tego, że takie zachowanie jest zawsze i wszędzie tzw. materią grzechu ciężkiego, to mogą zachodzić okoliczności, w których osobista wina za dopuszczenie się czegoś takiego będzie znacząco złagodzona – jak to ma prawdopodobnie często miejsce w przypadku tzw. afrykańskich dzieci-żołnierzy, które porywane w bardzo młodym wieku, następnie są narkotyzowane i przymuszane do owych czynów. I tym podobne sytuacje nie są jednak argumentem za zniesieniem prawnej karalności morderstwa.
Zastrzegam przy tym, iż nie sugeruję przez powyższe, że w takim razie papież Franciszek jest zapewne za kryminalizacją cudzołóstwa. Przeciwnie, nie zdziwiłbym się gdyby miało okazać się, iż jest on temu przeciwny. Jednak przynajmniej póki co nie wyrażał on w sposób publiczny swej opinii na ten temat, a to co wiemy w odniesieniu do jego wypowiedzi na inne pobliskie kwestie, nie upoważnia nas do formułowania tego rodzaju konkluzji.
Co do zaś wypowiedzi Franciszka udzielonych w jednym z medialnych wywiadów, w których wyrażał on swą krytykę dla praktyki kryminalizowania homoseksualizmu (tradycyjnie zwanego sodomią) to, choć nie należą one do Magisterium Kościoła i sam osobiście się z nimi nie zgadzam, i one w żaden konieczny logicznie sposób nie prowadzą do wniosków, że w takim razie cudzołóstwo powinno być wyjęte spod prawnych represji. Akty homoseksualne dokonywane w sposób dobrowolny pomiędzy dorosłymi, niepozostającymi w heteroseksualnym małżeństwie i zasadniczo świadomymi ich znaczenia ludźmi, choć są nienaturalne, obrzydliwe, a także często niebezpieczne dla zdrowia (z tego też ostatniego powodu uważam, że władze cywilne mają je prawo karać) to – w odróżnieniu od cudzołóstwa – nie zawierają one w sobie elementu poważnej niesprawiedliwości, którą wyrządza się osobom niewinnym (czyli zdradzanemu małżonkowi). Nie jest więc tak, iż osoba która z jednej strony twierdziłaby, że homoseksualna sodomia nie powinna być penalizowana, a z drugiej strona utrzymywałaby, iż niewierność małżeńska winna być karana przez państwo, z konieczności popadałaby w nielogiczność.
Obrazek załączony został do powyższego tekstu za następującym źródłem internetowym: https://people.com/human-interest/pope-francis-postpones-trip-to-africa-at-the-request-of-his-doctors-due-to-knee-problems/
Jak wiemy sprawujący swój pontyfikat w latach 1922 – 1939 papież Pius XI w wydanej przez siebie encyklice „Casti connubii” w sposób jasny i zdecydowany nauczał, iż władze cywilne powinny zakazywać oraz karać występek niewierności małżeńskiej. W dokumencie tym pisał wszak:
„Lecz, Czcigodni Bracia, w interesie państwa leży zabezpieczenie nie tylko materialnych warunków bytu rodziny i małżeństwa, ale także i tych, które się określa mianem dóbr duchowych: ustanowić mianowicie należy słuszne prawa i wiernie ich przestrzegać, aby stale chroniły czystą wierność oraz wzajemne wspieranie się małżonków” (podkreślenie moje – MS).
W tej samej encyklice Pius XI do rzędu „hańbiących i podłych pomysłów„, które „szlachetne poczucie, jakie cechuje wstydliwe małżeństwo, a nawet sam zdrowy pęd natury (…)odrzuca z pogardą i potępia” zaliczył między innymi pogląd tych, którzy:
„chcą, aby uznać za nijakie lub znieść wszelkie ustawy karne, jakie państwo wydało dla zachowania wierności małżeńskiej„.
Powyższe wypowiedzi Piusa XI należą oczywiście przynajmniej do tzw. autentycznego oraz zwyczajnego nauczania Kościoła, gdyż mają one charakter tak urzędowy, jak i publiczny (to znaczy zostały ujęte w encyklice papieskiej) oraz tyczą się moralności (czyli dokładniej rzecz ujmując moralnych powinności osób sprawujących rządy). Dodatkowo, stwierdzenia tego papieża miały charakter zdecydowany i stanowczy, nie mieszcząc się w kategorii jakichś luźnych spekulacji czy hipotetycznych rozważań. Poza tym – co jeszcze raz podkreślam – były to wypowiedzi na temat moralności (czyli tego jak należy postępować), a nie historii (np. w którym roku wybuchła II wojna światowa albo ile było ofiar Holocaustu) lub socjologii (np. stwierdzenia odnośnie do tego, który naród w historii był bardziej religijny).
Normalnym zatem wnioskiem, jaki katolicy winni wyciągnąć z powyższego, wydaje się konstatacja, że choć co prawda wskazane wyżej nauczanie Piusa XI nie należy do orzeczeń o charakterze dogmatycznym (czyli samych w sobie nieomylnych), to jednak jako część autentycznego i zwyczajnego nauczania Kościoła powinno być przyjmowany przez katolików z posłuszeństwem serca oraz rozumu. Nie wszyscy jednak katolicy tak rozumują, czego przykładem jest choćby internetowa rozmowa, jaką w ostatnich dniach odbyłem na profilu jednego z katolickich duchownych. Ksiądz ów w dyskusji ze mną utrzymywał, iż skoro “aktualna” (w znaczeniu “soborowa” oraz “posoborowa”) doktryna Kościoła nie powtarza już nauczania Piusa XI o potrzebie prawnej karalności cudzołóstwa, to oznacza właśnie, że rzeczone nauczanie już katolików nie obowiązuje. Czy należy więc zgodzić się z tym rozumowaniem?
Milczenie nie zawsze oznacza negację
Zacznijmy od tego, iż owszem (poza jednym wyjątkiem o którym więcej poniżej) “soborowe” (czyli Vaticanum II) oraz “posoborowe” Magisterium Kościoła nie powtarza nauczania Piusa XI na temat potrzeby prawnej karalności cudzołóstwa, to jednak nie formułuje też ono tezy przeciwnej do tejże doktryny. Innymi słowy, aktualne Magisterium Kościoła po prostu nie wypowiada się na temat tego, czy cudzołóstwo powinno być prawnie karalne, ale nie mówi też czegoś przeciwnego temu, co na ów temat uczył Pius XI. Nie ma więc we współczesnym oficjalnym nauczaniu Kościoła ani postulatu: “Niewierność małżeńska powinna być przez władze cywilne karalna” ani także tezy przeciwnej, czyli :”Niewierność małżeńska nie powinna być przez władze cywilne karalna“. Nawet więc, gdyby uznać, że istotnie nauczanie Piusa XI już nie obowiązuje katolików, to z całą pewnością nie można by przejść od tego do konstatacji, że w takim razie ci katolicy, którzy współcześnie popierają prawną karalność cudzołóstwa polemizują, albo okazują w ten sposób jakieś nieposłuszeństwo aktualnemu Magisterium Kościoła. W takim bowiem wypadku milczenie nauczania Kościoła na ów temat oznaczałoby po prostu, iż katolicy mają swobodę opinii na temat tego, czy władze cywilne powinny, czy nie powinny karać występek niewierności małżeńskiej.
Przejdźmy jednak do najbardziej istotnego wątku tego artykułu. Spróbujmy bowiem odpowiedzieć na pytanie, czy fakt prawie całkowitego milczenia soborowego i posoborowego Magisterium Kościoła w kwestii prawnej karalności cudzołóstwa oznacza, iż wcześniejsze nauczanie Piusa XI na ten temat już katolików nie obowiązuje? Otóż mam spore wątpliwości, czy aby na pewno można wysunąć taką tezę.
Po pierwsze bowiem: można by zapytać, przez ile lat Kościół nie powinien wypowiadać się na dany temat, by uznać, że dawniejsze nauczanie już nie jest dla katolików wiążące? Czy to ma być 10, 20, 50, a może 100 lub 200 lat? Czy jeśliby np. przez ostatnich 15 lat nie wyszedł z Watykanu żaden dokument podtrzymujący tradycyjne nauczanie o tym, iż prawo państwowe winno zakazywać i karać zbrodnię aborcji oznaczałoby to w takim razie, że katolicy mogą już popierać prawną legalizację zabijania nienarodzonych dzieci? A co w przypadku, jeśliby takie urzędowe milczenie Kościoła na ów temat trwało nie 15, ale dajmy na to 50 albo i 100 lat?
Między innymi z tego powodu, uważam za bezpieczniejsze przyjmowanie założenia, że jeśli nawet samo w sobie nie-nieomylne nauczanie Kościoła nie jest powtarzane przez jakiś czas, ale jednocześnie aktualne Magisterium nie przeszło do głoszenia jakiejś przeciwnej temu wcześniejszemu nauczaniu tezy, to należy zakładać, że takie wcześniejsze nauczanie nadal jest obowiązujące. Oczywiście, zastrzegam, iż powyższe rozważania dotyczą możliwości zaprzeczenia tylko tzw. autentycznemu zwyczajnemu Magisterium, które samo w sobie nie jest nieomylne. Nie tyczą się jednak one ani uroczystego ani tzw. powszechnego (a nie tylko autentycznego) i zwyczajnego nauczania Kościoła, któremu to nauczaniu nie ma prawa zaprzeczać żaden papież ani sobór. Te dwa rodzaje nauczania katolickiego cieszą się bowiem wolnością od błędu i omyłki, a następni papieże lub sobory mogą je tylko precyzować i rozwijać, jeśli chodzi o rozumienie różnych szczegółów w nim zawartych. Przykładowo, żaden papież nie mógłby w prawowity sposób zobowiązać katolików w sumieniu do przyjęcia twierdzenia, iż picie alkoholu nawet czynione w bardzo ostrożny i umiarkowany sposób jest zawsze moralnie niedopuszczalne, gdyż przeczyłoby to powszechnemu i zwyczajnemu nauczaniu Kościoła na ten temat. Wyobrażam sobie jednak sytuację polegającą jednak na tym, że któryś z następnych papieży stwierdziłby, iż, dajmy na to, konkretnie wódka jako napój alkoholowy jest zbyt mocno upajająca i w związku z tym jej spożywanie jest zawsze moralnie niedozwolone. Nie odebrałbym też jako przeczenia tradycyjnemu nauczaniu na temat dopuszczalności umiarkowanego picia alkoholu, gdyby ten lub inny Biskup Rzymu w odniesieniu do konkretnego narodu, w którym bardzo silne byłyby tradycje pijaństwa i nadużywania trunków wzywał całą tamtejszą społeczność do całkowitego wyrzeczenia się spożywania napojów alkoholowych.
Po drugie: jeśli przyjmiemy założenie, że milczenie tego czy innego aktualnego dokumentu kościelnego na dany temat oznacza, iż wcześniejsze nauczanie już nie obowiązuje, to możemy dojść czasami do bardzo dziwnych wniosków. Przykładowo, Katechizm Kościoła Katolickiego z 1992 roku słusznie potępiając grzech obmowy (tamże, n. 2477 i 2479) nie powtarza przy tym tradycyjnego nauczania moralistów katolickich o tym, jak powinien się zachować człowiek, który słyszy obmowę (czyli, że winien wówczas albo polecić obmówcy zamilknięcie, albo też wyrazić swe niezadowolenie z tego tytułu w inny sposób). Czy to jednak oznacza, że to nauczanie katolickie nie jest już obowiązujące?
Owszem, różne dokumenty kościelne mogą w miarę dokładny sposób przedstawiać wykładnię Magisterium na wiele tematów, ale to nie znaczy, że czynią to one w sposób absolutny. Innymi słowy, nie można oczekiwać od dokumentów Magisterium – choćby i miały one kilkaset stron – iż przedstawią dokładnie całą naukę Kościoła na absolutnie każdy temat. To jest zupełnie nierealistyczne i niepraktyczne podejście do tematu.
Po trzecie: tak naprawdę nie jestem pewien, czy w “soborowym” i “posoborowym” Magisterium Kościoła w żadnym miejscu nie powtarza się nauczania Piusa XI na temat potrzeby prawnej karalności niewierności małżeńskiej. O ile bowiem np. Katechizm Kościoła Katolickiego z 1992 roku odnosząc się do obowiązków władz cywilnych w sferze moralności seksualnej, wspomina jedynie o tym, że takowe winny zabraniać produkcji i rozpowszechniania pornografii (patrz: n. 2354), o tyle już ogłoszone przez Benedykta XVI w 2005 roku Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego wydaje się tę kwestię traktować szerzej w punkcie numer 494, nauczając co następuje:
„Władze cywilne, ponieważ są zobowiązane szanować godność osoby ludzkiej, powinny stwarzać środowisko przyjazne dla czystości, zakazując także stosownymi prawami, rozprzestrzeniania się wyżej wspomnianych ciężkich wykroczeń przeciwko czystości, aby chronić przede wszystkim małoletnich i bardziej słabych” (podkreślenie moje – MS).
Ów zapis jest zaś nawiązaniem do punktu 492, gdzie do ciężkich wykroczeń przeciwko cnocie czystości zostało zaliczone między innymi cudzołóstwo, czyli niewierność małżeńska.
Oczywiście, nie chcę przez powyższe powiedzieć, że w takim razie papież Benedykt XVI w sposób jasny i jednoznaczny powtórzył w ten sposób nauczanie Piusa XI. Ciągle bowiem można zastanawiać się, co przez “rozprzestrzenianie ciężkich wykroczeń przeciw czystości” należy tu rozumieć? Czy wystarczy już tu tylko w prywatnym zaciszu namawiać kogoś do cudzołóstwa (wszak i w ten sposób ów występek się rozprzestrzenia)? Czy może chodzi o działania o bardziej zorganizowanym charakterze (np. działalność portali randkowych ułatwiających niewierność małżeńską lub też upowszechnianie pism, filmów i innego rodzaju wydawnictw usprawiedliwiających cudzołożenie)? Tak czy inaczej, stwierdzenie Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego na ten temat jest jednak w pewien sposób bliższe nauczaniu Piusa XI, osłabiając tezę, jakoby aktualne Magisterium Kościoła już w żaden, ale to żaden sposób nie wypowiadało się w tej kwestii.
Podsumowanie
Biorąc więc pod uwagę wszystkie powyższe rozważania, uważam za bardzo wątpliwą tezę, jakoby domniemany brak powtórzenia przez aktualne Magisterium Kościoła nauczania papieża Piusa XI o tym, że niewierność małżeńska powinna być prawnie karalna, oznaczał, że w takim razie owa doktryna przestała być częścią obowiązującego katolików w sumieniu nauczania. A już jako skrajnie niesprawiedliwe oceniam sugestie, jakoby podtrzymywanie słuszności tego postulatu było wyrazem polemiki czy nieposłuszeństwa wobec “soborowego” i “posoborowego” nauczania Kościoła.
W społeczności domowej, wzmocnionej węzłem miłości, winien koniecznie zakwitnąć czynnik, nazywany przez św. Augustyna porządkiem miłości. Porządek ten obejmując tak pierwszeństwo męża przed żoną i dziećmi, jak i skora, wolna od niechęci uległość i podporządkowanie się żony. To poleca Apostoł w tych słowach: “Żony niechaj będą poddane swym mężom, jako Panu. Albowiem mąż jest głową żony, jako Chrystus jest głową Kościoła” (Efez., V, 22-23). To zaś podporządkowanie się, bynajmniej nie zaprzecza i nie znosi tej wolności, która niewieście słusznie przysługuje na podstawie godności ludzkiej i ze względu na zaszczytne obowiązki małżonki, matki i towarzyszki. Nie zobowiązuje ją też ono do posłuszeństwa dla jakichkolwiek zachcianek męża, mniej zgodnych z rozsądkiem i jej kobiecą godnością, nie stawia jej też na równi z osobami, które prawo uważa za małoletnie i którym dla braku dojrzałego sądu i życiowego doświadczenia odmawia się wolnego wykonywania praw osobistych, lecz zakazuje wolności przesadnej, zaniedbującej dobro rodziny; niedopuszcza się również do tego, aby w ciele rodziny było oderwane serce od głowy, z ogromną szkodą dla całości ciała i z niebezpieczeństwem bliskiej jego zagłady. Gdy bowiem mąż jest głową rodziny, żona jest jej sercem, i jak mąż posiada pierwszeństwo rządów, tak żona może i powinna zagarnąć dla siebie pierwszeństwo miłości, jako jej się należące.
Stopień i sposób podporządkowania się żony wobec męża może być różny, zależnie od okoliczności w stosunku do osób, miejsc i czasu. Jeżeli mąż swoje obowiązki zaniedbuje, wtedy jest to nawet powinnością żony zastąpić go w rządzie rodziny. Jednakże nigdy i nigdzie nie wolno obalać lub naruszać zasadniczej budowy rodziny i jej podstawowego prawa, postanowionego i zatwierdzonego przez Boga. O stosunku i porządku, jaki zachodzić powinien między mężem a żoną, naucza z przedziwną mądrością ś.p. Nasz Poprzednik Leon XIII we wspomnianej już swej Encyklice o małżeństwie chrześcijańskim: “Mąż jest przełożonym rodziny i głową niewiasty. Żona, ponieważ jest ciałem z ciała i kością z jego gośći, ma być mężowi posłuszną, jednak nie na sposób służącej, lecz towarzyszki, tak mianowicie, aby jej posłuszeństwo nie przyniosło ujmy ani uczciwości ani jej godności. I w tym, który przewodzi, i w tej, która słucha, ponieważ oboje mają przedstawiać obraz – on Chrystusa, ona Kościoła – niech przewodniczką wzajemnych obowiązków będzie zawsze Boża miłość” (Encyklika “Arcanum”, 10 luty 1880).
Pius XI, “Encyklika o małżeństwie chrześcijańskim (Casti connubii)”, Londyn 1943, Wydawnictwa dokumentów nauki Kościoła, s. 26-27.
Mimo iż pogląd wedle którego należy: “uznać za nijakie lub znieść wszelkie ustawy karne, jakie państwo wydało dla zachowania wierności małżeńskiej” został przez papieża Piusa XI w encyklice “Casti Connubii” jasno potępiony jako “podły i haniebny pomysł“, nawet wśród konserwatywnych katolików nie brakuje przeciwników prawnego zakazu i karalności zdrady małżeńskiej (to znaczy cudzołóstwa). Chyba najczęściej powtarzanym przez nich argumentem (a może bardziej hasłem?) przeciwko owej tradycyjnej doktrynie jest twierdzenie, iż tego rodzaju prawo byłoby praktycznie nie do wyegzekwowania, a gdyby rządzący rzeczywiście chcieli je wprowadzać w życie musieliby przeprowadzać jakąś totalną inwigilację społeczeństwa (np. montować kamery w sypialniach obywateli) i wsadzać do więzień jakieś 50 procent społeczeństwa.
Przywołany wyżej argument przeciwników prawnej karalności cudzołóstwa wydaje się być na pierwszy rzut oka trafny, jednak po bliższej analizie okazuje się bardzo powierzchownym, kalekim oraz przynajmniej częściowo opartym na fałszywych założeniach. Zwolennicy tego poglądu nie zauważają bowiem choćby tego, iż nie musi być celem każdego z prawnych zakazów wykrycie wszystkich czy choćby większości z objętych nim zachowań. Czasami celem danego prawa może być po prostu częściowe ograniczenie występowania danego czynu poprzez wzmacnianie w społeczeństwie przekonania o jego złu i obrzydliwości oraz niezbyt częste jego egzekwowanie w praktyce. O co chodzi w tym rozumowaniu? Pokażę to na przykładzie funkcjonowania prawnego zakazu zoofilii (czyli seksualnego współżycia ze zwierzętami). Otóż, nawet w krajach, gdzie zboczenie to jest prawnie zakazane i karalne, policja zwykle nie inwigiluje posiadaczy czworonogów na wypadek tego, czy aby część z nich nie czyni z nimi czegoś sprośnego. W takich państwach raczej bardzo rzadkie są też procesy o zoofilię (nie wiem np. czy w Polsce w zeszłym, to jest 2015 roku odbyła się choćby jedna sprawa karna w takiej sprawie). Można jednak założyć, iż każdego roku, dajmy na to, w przeszło 30-milionowym kraju kilka tysięcy ludzi dopuszcza się tego zboczenia. Ktoś mógłby więc powiedzieć, że skoro na kilka tysięcy faktycznie dopuszczających się zoofilii ludzi, rocznie skazywanych jest za ów czyn jedynie kilka, kilkanaście, a może góra kilkadziesiąt osób, to w takim razie prawo takie jest martwe i należy je znieść. W tym myśleniu tkwi jednak poważny błąd. Otóż, wyobraźmy sobie, że w myśl takiego założenia, prawodawca postanawia znieść prawny zakaz prywatnych praktyk zoofilskich. Prawdopodobnie, w ciągu 1, 2 czy 3 lat nie oznaczałoby to gwałtownego wzrostu przypadków seksualnego wykorzystywania zwierząt. Ale, czy można by coś takiego założyć w przełożeniu do całego pokolenia wychowanego w poczuciu bezkarności takowego zboczenia? Czy w ciągu 20-30 lat takiej prawnej bezkarności można uznać za prawdopodobne, iż liczba przypadków zoofilii nie wzrosłaby, dajmy na to z 5 tysięcy rocznie do 10 -15 tysięcy? Otóż, owszem prawdopodobnie, doszłoby do podobnego wzrostu i nie trudno jest wskazać na możliwe tego przyczyny. Otóż, o ile w sytuacji nawet słabo egzekwowanego zakazu zoofilii, dopuszczający się takich rzeczy musiałby się przynajmniej trochę liczyć z ryzykiem, iż spotka go za to kara, o tyle w przypadku zniesienia takiego zakazu, to niebezpieczeństwo odeszłoby w niebyt. W związku z tym, taki zoofil w śmielszy niż w czasach prawnej karalności tej obrzydliwości sposób mógłby mówić o tym innym, zachęcać do tego innych, a także częściej niż wcześniej wykorzystywać zwierzęta. I nawet, jeśli większość ludzi ciągle z dezaprobatą patrzyłaby na jego ohydne czyny, to taki człowiek mógłby wciągnąć w swe zboczenie więcej ludzi niż w czasach jego prawnej nielegalności. Sam też tym bardziej mógłby się w swej obrzydliwości pogrążać, czyniąc ją częściej, gdyż zapewnienie ze strony państwa o całkowitej bezkarności, czyniłaby go jeszcze bardziej zuchwałym i “odważnym” w jej popełnianiu. Dodatkowo, o ile funkcjonowanie prawnego zakazu sprawiało, iż wielu ludziom owe czyny wydawałyby się tym bardziej ohydne, o tyle ich legalizacja osłabiałaby w społeczeństwie poczucie, iż są one w rzeczywistości złe, obrzydliwe i wstrętne. O ile, w czasach karalności zoofilii 99 procent mieszkańców danego kraju uważałoby ją za coś absolutnie złego, o tyle już po 30 latach od zniesienia jej prawnego zakazu, tak uważałoby już np. 80 procent, zaś dalszych 20 procent w różny sposób relatywizowałoby jej zło, mówiąc, że “to zależy”, “że jeśli robi się to w swoim domu, to nic mi do tego”, albo, że to jest “po prostu jedna z seksualnych orientacji”.
Tak też, czy mimo braku szeroko zakrojonej inwigilacji właścicieli zwierząt oraz bardzo rzadkich procesów karnych przeciw zoofilom, państwa utrzymujące prawny zakaz zoofilii czynią źle, utrzymując w ten sposób rzekomo “martwe prawo”? Oczywiście, że robią one dobrze zakazując seksualnego wykorzystywania zwierząt, gdyż najpewniej zdają sobie sprawę z tego, iż legalizacja tej praktyki w dłuższej perspektywie czasowej przyczyniałaby się do jej rozszerzania oraz osłabiania w społeczeństwie przekonania o jej złu. I działoby się tak najpewniej również w sytuacji, gdyby zoofilia została zalegalizowana “tylko” w jej prywatnym wymiarze, a publiczna propaganda tego zboczenia wciąż byłaby prawnie zakazana.
Bardzo podobnie jest ze zniesieniem prawnego zakazu i karalności zdrady małżeńskiej. Nawet, jeśli zdecydowana większość z winnych cudzołóstwa i tak nie jest zań karana, to w warunkach jego nielegalności muszą oni przynajmniej kilka razy zastanowić się nad tym, czy aby na pewno chwalić tym przed innymi, czy opłaca się uwodzić cudzą żonę, etc.? W ten sposób ich zły wpływ na społeczeństwo zmniejsza się. Ponadto, mąż czy żona, przed którymi stoi pokusa cudzołóstwa muszą też kilka razy zastanowić się, czy aby na pewno kilkadziesiąt minut przyjemności jest warte poniesienia choćby i małego, ale jednak ryzyka odczucia na sobie prawnie negatywnych tego konsekwencji? W ten zaś sposób część ludzi, która w warunkach prawnej legalności cudzołóstwa uczyniłaby je, w sytuacji gdy jest ono zakazane, powstrzyma się od niego. Dochodzi do tego jeszcze kwestia wychowawczej roli prawa, a więc faktu, iż prawo zakazując danego zachowania wzmacnia w ludziach przekonanie o tym, że jest ono złe i ohydne. O ile więc, w sytuacji, gdy cudzołóstwo jest legalne jego poziom w danym społeczeństwie może sięgać 30-50 procent, o tyle w sytuacji, gdy jest ono nielegalne, nawet, gdy procesy tyczącego się takowego są rzadkie, ten procent może być dwu albo i trzykrotnie niższy. W ten sposób, nawet bez systemu powszechnej inwigilacji społeczeństwa, zostaje osiągnięty cel danego prawa, którym jest ograniczenie występowania zakazanego przezeń negatywnego zjawiska w społeczeństwie.
I jeszcze na koniec – prawny zakaz niewierności małżeńskiej nie musi oznaczać, iż winne osoby szłyby zań do więzienia. Takie postawienie sprawy wynika bowiem z błędnego założenia, jakoby wsadzenie kogoś za kratki było jedyną możliwą i najlepszą karą. Tymczasem, istnieje wiele możliwych, a przy tym mogących się okazać lepszymi i bardziej wychowawczymi od więzienia sankcji karnych, np. grzywna, prace społeczne, chłosta, zakucie w dyby. Dlaczego niby mamy sądzić, iż każde przestępstwo powinno być karane więzieniem?