Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: św. Jan Chrzciciel

  1. O sierpniowej abstynencji kilka słów i rozróżnień

    Możliwość komentowania O sierpniowej abstynencji kilka słów i rozróżnień została wyłączona

    Rozpoczął się sierpień, czyli tzw. miesiąc trzeźwości. Jest to inicjatywa ustanowiona w 1984 roku przez lokalny kościół w Polsce, w ramach której zachęca się polskich katolików do abstynencji właśnie w owym czasie. Warto przy tym dokonać pewnych rozróżnień, wyjaśnień i uszczegółowień.

    1. To, że historycznie rzecz biorąc, dany kościół lokalny wyszedł z jakąś inicjatywą już po Soborze Watykańskim II, nie oznacza, że z samego założenia coś takiego jest podejrzane. Zachęcanie do tego, by wierni na pewien czas wstrzymywali się od rzeczy dobrych i dozwolonych, ale z drugiej strony często dla wielu ludzi poważnie ryzykownych i niebezpiecznych (a właśnie tak należy postrzegać picie alkoholu) jak najbardziej mieści się w logice długiej przedsoborowej tradycji podejmowania rozmaitych wyrzeczeń, umartwień i postów podejmowanych w imię walki o większe dobro. Na tym podobnych zasadach wszak Kościół powszechny nawet zakazywał (a nie tylko zniechęcał) wiernym odbywania stosunków małżeńskich w określonych porach roku czy też zabraniał spożywania mięsa, a także nabiału w piątki i Wielkim Poście. Także w samym Piśmie świętym możemy odnaleźć wyraźne ślady tym podobnego myślenia oraz postawy. Przykładowo św. Paweł Apostoł pisał: Jeśli więc pokarm gorszy brata mego, przenigdy nie będę jadł mięsa, by nie gorszyć brata (1 Kor 8, 13). W Biblii mamy też przykłady wielkich sług i służebnic Boga, którzy w sposób całkowity powstrzymywali się od picia napojów alkoholowych, np. św. Jan Chrzciciel (por. Łk 1, 15); Samson (por. Sdz 13, 17); Judyta (por. Jdt 12, 2-9); Nazarejczycy (por. Lb 6, 3).

    2. Sierpień – wbrew wykrętom niektórych i pewnym niejasnościom semantycznym jest miesiącem, w którym lokalny kościół zachęca do całkowitego (a nie tylko umiarkowanego picia) zrezygnowania z alkoholu. Umiar, rozsądek i ostrożność w piciu alkoholu są moralną powinnością w każdym dniu i miesiącu roku.

    3. Nie ma nic błędnego i heretyckiego w zachęcaniu wiernych by przez pewien czas zrezygnowali całkowicie z picia alkoholu – o ile nie wypływa to z przekonania, iż nawet umiarkowane picie trunków jest wewnętrznie złe. Tak jak nie było niczego błędnego i heretyckiego w zobowiązywaniu wiernych do powstrzymywania się od stosunków małżeńskich w określonych porach roku – póki nie wypływało to z przekonania, iż seks jest wewnętrznie zły.

    4. Nie należy zarzucać kalwinistom i purytanom, iż byli przeciwnikami picia alkoholu, gdyż, historycznie rzecz biorąc, jest to nieprawdą i fałszem, a zatem świadome powtarzanie tej nieprawdziwej tezy jest oszczerstwem, z którego należy się poprawić i za które należy zadośćuczynić.

    5. Stawianie na tym samym poziomie czy lekceważenie szkód wynikających z nadużywania alkoholu poprzez wskazywanie na to, iż również nadużycia w zakresie jedzenia czy palenia tytoniu powodują rozmaite komplikacje, jest niezwykle słabym argumentem. Pijaństwo jest znacznie bardziej szkodliwe np. od przejadania się czy palenia papierosów, gdyż oprócz szkód fizycznych powoduje też rozliczne szkody psychiczne, emocjonalne, moralne i społeczne. Osoba, która zjadła na raz za dużo słodyczy, nie pójdzie pobić/zabić/zgwałcić drugiego człowieka. Po przebraniu miary w alkoholu zdarza się to niejednokrotnie.

    6. Oczywiście, trudno jest powstrzymać się od gorzkiego śmiechu gdy porówna się sierpniowe zachęty do abstynencji kierowane do wiernych z faktem, iż hierarchiczna część lokalnego kościoła w Polsce sama niejednokrotnie miała problemy nie tyle z zachowaniem abstynencji, co z karygodnym, obrzydliwym pijaństwem (vide: abp Głódź, biskup Jarecki, itd.). Złe czyny przewodników duchowych z samej zasady nie czynią fałszywymi ich nauczania. Czasami wręcz przeciwnie, nawet podkreślają jego prawdziwość. Psychologicznie wszak rzecz biorąc, ludzie mają silną tendencję do usprawiedliwiania tych grzechów, które sami popełniają. Gdy zaś pomimo popełniania samemu danych grzechów nie rezygnuje się z nauczania o ich szkodliwości, to w pewien sposób właśnie nawet podkreśla prawdziwość tej doktryny. Wspomnijmy w tym miejscu na słowa naszego Pana Jezusa Chrystusa, który mówił swego czasu o faryzeuszach: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią (Mt 23, 3).

    7. Kto mimo sierpniowych zachęt do abstynencji chce pić z umiarem, niech to czyni (nie popełni wtedy nawet “materialnego grzechu”), jednak obnoszenie się z czymś takim i to jeszcze w duchu wyraźnej kontry do zachęt lokalnego kościoła jest co najmniej niestosowne.

    Mirosław Salwowski
    ***

    Źródło obrazka wykorzystanego w tekście:
    https://sw.gov.pl/aktualnosc/zaklad-karny-nr-2-w-grudziadzu-sierpien-miesiacem-trzezwosci

    ***

    Przeczytaj też:

    Polscy biskupi nie propagują “kalwinistyczno-purytańskiej” herezji abstynencji

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    O tradycyjnie chrześcijańskiej kulturze picia alkoholu

    Św. Cezary z Arles: Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe

  2. Hodowla zwierząt futerkowych nie powinna być zakazana

    Leave a Comment

    Jest rzeczą moralnie jasną, iż zadawanie zwierzętom niepotrzebnych cierpień bądź też ich zabijanie dla błahych powodów stanowi coś odrażającego i nagannego. Tę etyczną normę możemy wywieść tak z Pisma świętego (Prz 12, 10; Pwt 22, 6-7; 25, 4), jak i z nauczania katolickiego (Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2418). Prawdopodobnie też ta zasada moralna należy do tych reguł postępowania, które winny być wpisane do ludzkiego prawodawstwa (choć nie wszystkie grzechy powinny być prawnie zakazane). Czy zatem polscy ustawodawcy winni zabronić praktyki hodowli zwierząt futerkowych? Otóż nie sądzę.

    Jest wiele praktyk, które można spokojnie uznać za niepotrzebne dręczenie i zabijanie zwierząt. Należą do nich chociażby: “Corrida”, walki psów i kogutów, testowanie kosmetyków na zwierzętach, bicie psów po to by sporządzane z nich później mięso było bardziej smaczne. Samo jednak wytwarzanie ubrań ze zwierząt nie jest taką naganną praktyką, gdyż coś takiego w jasny sposób zaakceptował nasz Stwórca. Bóg sam wszak sporządził dla naszych pierwszych rodziców odzienie ze skór (Rdz 3, 21), a będący wielkim Bożym prorokiem św. Jan Chrzciciel ubierał się w wielbłądzią sierść i skórzany pas (Mt 3, 4). Pan nasz Jezus Chrystus uznał wielkość cnót owego Bożego męża, mówiąc o nim: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela (Mt 11, 11). Nie ma więc nic złego w noszeniu ubrań ze zwierząt, skoro sam Bóg je dał człowiekowi, a wielce bogobojny Jan Chrzciciel w takowe się odziewał. A jeśli nie jest występnym noszenie takiego odzienia, to logicznie rzecz biorąc, nie stanowi też grzechu zabijanie zwierząt w tym celu. Zasadę tę potwierdza zresztą nauczanie Magisterium Kościoła:

    Jest więc uprawnione wykorzystywanie zwierząt jako pokarmu i do wytwarzania odzieży (Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2417).

    Ktoś może jednak powie, że trudno porównywać odziewanie się św. Jana Chrzciciela w wielbłądzią sierść, która to nie stanowiła zbytku i raczej nie była przesadnie miła w dotyku z noszeniem futer, które są zbytkiem, próżnością i przesadnie wydelikacają ludzkie zmysły (gdyż są bardzo miłe w dotyku). Nie jest to jednak do końca dobry argument. Owszem, noszenie futrzanych kurtek i płaszczy nieraz trąci ekstrawagancją i próżnością, dlatego powinno być to odradzane. Jednak nie wszystkie z wyrobów futrzanych mają taki charakter. Przykładowo, futrzane kapcie, rękawiczki czy nawet czapki nie rzucają się tak w oczy jak wspomniane wyżej kurtki i płaszcze, dlatego można je spokojnie nosić. Co do zaś zarzutu, iż odziewanie się w futrzane ubrania zbyt wydelikaca zmysły, to dotykamy tu zbyt cienkiej granicy, przy wytaczaniu której trudno jest rozeznać bardziej obiektywne i powszechne normy moralne, więc tym bardziej nie jest rozsądne, by ludzkie prawo w to ingerowało. Ogólnie rzecz biorąc, nie ma jednak nic złego w dążeniu do ubierania się w rzeczy wygodne i miłe dla zmysłu dotyku (oczywiście z zachowaniem w tej sferze bardziej nadrzędnych zasad, a więc np. szacunku dla wstydliwości, skromności). Noszenie zaś włosiennicy, choć może być chwalebne, to bynajmniej nie jest moralnym obowiązkiem.

    Częstym argumentem przeciwko noszeniu ubrań uczynionych ze zwierzęcej skóry jest twierdzenie, iż co prawda w dawniejszych wiekach ludzie nie mieli pod tym względem większego wyboru, ale dziś są już inne czasy (czyli jest znacznie większa dostępność ubrań niebędących zwierzęcego pochodzenia). Jest to jednak wątpliwe podejście do tej sprawy. Nie mamy bowiem w Piśmie św. przesłanek, by twierdzić, iż Boża aprobata dla używania ubrań sporządzonych ze zwierząt została czy zostanie na tej ziemi cofnięta. Ponadto, wyżej cytowany Katechizm, który akceptuje takowe odzienie, pochodzi z czasów nam współczesnych. Mimo zaś faktycznie większej dostępności innego rodzaju ubrań ów Katechizm nawet nie odradza używania ubrań odzwierzęcego pochodzenia. Należy też wziąć pod uwagę to, iż np. futra ze zwierząt są po prostu trwalsze i zdrowsze w użyciu dla człowieka.

     

    To wszystko oczywiście nie oznacza, że w takim razie akceptować należy niehumanitarne metody hodowli i zabijania zwierząt futerkowych. Jeśli jednak rzeczywiście te czy inne barbarzyńskie metody obchodzenia się z owymi istotami są częste, to najpierw należy zadbać o przestrzeganie już obowiązującego prawa w tym zakresie.