Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: św. Alfons Liguori

  1. Korekta mego wcześniejszego stanowiska w kwestii definicji kłamstwa

    Możliwość komentowania Korekta mego wcześniejszego stanowiska w kwestii definicji kłamstwa została wyłączona

    Wedle tradycyjnie katolickiego nauczania moralnego nigdy i nigdzie nie ma się moralnego prawa kłamać. Standardową kontrą do tego założenia jest przywołanie sytuacji przysłowiowych „Żydów z piwnicy”, a więc wywód w rodzaju: „Jeśliby nie miało się prawa nigdy kłamać, to udzielając w czasie niemieckiej okupacji schronienia Żydom, w razie przeszukania i bycia zapytanym o to <Czy są tu Żydzi?> należałoby de facto wydać ich na śmierć, gdyż nawet gdyby nie powiedziało się w tej sytuacji prawdy, to samo milczenie byłoby jasną wskazówką dla przeszukujących, jak sprawy mają się w swej rzeczywistości. To jest całkowicie nieludzkie i absurdalne podejście do moralności!

    Tradycyjna teologia moralna dawała na tym podobne dylematy zasadniczo dwie odpowiedzi:

    I. Uznanie, iż literalne oraz świadome powiedzenie nieprawdy (celem wprowadzenia w błąd) w takich sytuacjach, jest równoznaczne z popełnieniem kłamstwa, a więc nie może to być uznane za moralnie dozwolone, gdyż dobry cel nie uświęca wewnętrznie złych środków (a kłamstwo jest takim środkiem). W tego typu okolicznościach należy raczej milczeć i zdać się na Bożą opatrzność.

    Powyższy sposób definiowania kłamstwa ma w ramach katolickiej teologii moralnej najdłuższą historycznie tradycję i był popierany przez tak wielkich teologów, jak chociażby św. Augustyn z Hippony, św. Tomasz z Akwinu czy papież św. Grzegorz Wielki.

    II. Uznanie, iż nawet literalne oraz świadome powiedzenie nieprawdy w tym podobnych sytuacjach stanowi nie tyle kłamstwo, ile moralnie dozwolone zastrzeżenie domyślne. Innymi słowy, nawet świadome użycie dosłownie nieprawdziwych formuł może nie być kłamstwem, jeśli z całokształtu okoliczności temu towarzyszących, odbiorca naszych słów, jest w stanie łatwo domyślić się, że nie podaje mu się prawdziwej informacji. Wówczas to nie mielibyśmy do czynienia z intencjonalnym wprowadzaniem kogoś w błąd za pomocą świadomie wyrażonej nieprawdy, a zatem nie byłoby to kłamstwo.

    Historycznie rzecz biorąc, najważniejszym przedstawicielem tym podobnego podejścia do tematu był 18-wieczny biskup, teolog i moralista, św. Alfons Maria Liguori, za którego stanowiskiem poszła większość późniejszych katolickich teologów moralnych.

    O ile zwyczajne oraz powszechne nauczanie Kościoła zdecydowanie zgadza się co do tego, iż kłamstwo jest zawsze i wszędzie niedozwolone (więc wypowiadanie przeciwnych temu formuł jest czymś co najmniej bardzo bliskim herezji), o tyle kościelne Magisterium do tej pory w zasadzie nie rozstrzygnęło tego, który z dwóch powyżej zarysowanych sposobów rozumienia kłamstwa powinien być przyjęty przez chrześcijan. Dlatego też, o ile odrzucić należy formułowanie zdań w rodzaju „Dla ratowania życia można, a nawet należy kłamać”, o tyle w ramach uprawnionej swobody opinii mieszczą się różne sposoby definiowania tego, czym jest kłamstwo. Ze swej strony chciałem zaś wyrazić pogląd, że powiedzenie typu „Nie ma Żydów w piwnicy” w sytuacji, gdy tacy w tej piwnicy rzeczywiście przebywają, nie jest kłamstwem, jednak nie opieram tej swej opinii na nakreślonej w punkcie 2 zasadzie „zastrzeżenia domyślnego”, a raczej odwołuję się do zasady mówiącej, iż niektóre osoby nie mają prawa znać pewnych prawdziwych informacji, przez co nawet intencjonalne wprowadzenie ich w błąd, nie musi być kłamstwem. Na poparcie takiego swego stanowiska przedstawiam poniższe argumenty:

    1. Bóg w wielu miejscach Pisma św. owszem potępia i zakazuje kłamstwa (por. Wj 23,7; Kol 3,9; Syr 7,14; Ef 4,25; Mdr 1,11; Prz 12,22; Ps 5,7; J 8, 44, Ap 21, 6), jednak Boży sposób rozumienia danych słów nie zawsze musi w 100 procentach zgadzać się z tym, jaka jego definicja utrwaliła się kulturowo i historycznie. Przykładowo, wedle naszego potocznego rozumienia kradzieżą jest wszelkie odbieranie pod przymusem komuś jego pieniędzy i innego rodzaju własności. Logicznym zatem wnioskiem z tego płynącym byłoby uznanie za kradzież także przynajmniej tych podatków, których pobieranie nie zostało każdorazowo uzgodnione z ich płatnikiem. Pan Bóg ma jednak chyba nieco inną definicję kradzieży, skoro z jednej strony potępia kradzież (por. Mt 19,18; Wj 20,15)), a z drugiej nigdy nie nazywa podatków (jako takich) kradzieżą, a nawet poleca ich płacenie (por. Rz 13,6-7, Mt 22,21). Nie można zatem wykluczyć, iż podobna rozbieżność pomiędzy Boskim a ludzkim definiowaniem pewnych spraw, tyczy się też kłamstwa.

    2. Na kartach Biblii znajdziemy przynajmniej kilka przykładów tego, jak dla ratowania życia niewinnych bądź walki z niesprawiedliwym najeźdźcą, pewni jej „pozytywni bohaterowie” wprowadzali w błąd odbiorców swych wypowiedzi i czynili to za pomocą literalnie nieprawdziwych sformułowań. Działo się tak chociażby w przypadku hebrajskich położonych (por. Wj 1,15-21), Rahab (Joz 2,1-6), Elizeusza (2 Krl 16,19) oraz Judyty (por. Sdz 10,11-13). Oczywiście, na ów argument można odpowiedzieć tak, jak czynili to św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu i św. Grzegorz Wielki, a więc stwierdzić, iż Bóg błogosławił tym osobom nie z powodu użycia przez nie owych nieprawdziwych słów, ale pomimo tego. Jednak samo Pismo święte nie doprecyzowuje – ani w jedną, ani w drugą stronę – czy rzeczywiście Stwórca udzielał tym osobom swego błogosławieństwa pomimo owej okoliczności. Co więcej, w Księdze Tobiasza, nawet Boży Anioł, na pewnym etapie swej ziemskiej misji, posługuje się wypowiedzianym przez siebie nieprawdziwym stwierdzeniem (Tb 5, 4-7; 14-19). O ile, można przyjąć, że nawet bogobojni i sprawiedliwi a opisani w Piśmie świętym ludzie mogli czynić coś będącego materią grzechu i nie być nawet za to przez Boga upomniani czy skarceni, o tyle co najmniej bardzo trudno byłoby przyjąć podobne tłumaczenie w odniesieniu do dobrych, będących na służbie Boga, aniołów.

    3. Nawet będący zwolennikiem bardziej rygorystycznej definicji kłamstwa św. Tomasz z Akwinu usprawiedliwiał działania polegające na stosowaniu w czasie wojny tzw. forteli. Fortel, przypomnijmy zaś, polega na próbie wytworzenia fałszywego wrażenia poprzez używanie pewnego rodzaju znaków czy zewnętrznych zachowań (np. ustawianie makiet czołgów, przebieranie się w mundury wroga). Oczywiście, można próbować tłumaczyć takie działanie tym, iż intencją ma tu być raczej „ukrycie przed wrogiem informacji, aniżeli wprowadzenie go w błąd”, ale tego typu interpretacje są mało przekonujące. Rozsądnie jest po prostu założyć, że celem stosowania forteli wojennych jest wprowadzenie wrogów w błąd. I w tym miejscu dochodzimy do konkluzji, iż bardziej rygorystyczna definicja kłamstwa zawiera w sobie istotną niespójność, gdyż wedle niej kłamstwem jest celowe wprowadzanie w błąd nie tylko za pomocą świadomie fałszywych słów, ale także innych zewnętrznych znaków. Czym jednak jak nie jednym z rodzajów „innych zewnętrznych znaków” jest stosowanie forteli?

    4. Jeszcze większe – niż do rygorystycznej definicji kłamstwa – zastrzeżenia można podnieść wobec teorii „zastrzeżenia domyślnego” forsowanej przez św. Alfonsa Liguoriego. Nie chodzi mi o to, iż tej teorii nie da się w sposób pewny i niekontrowersyjny nigdy zastosować. Owszem da się. Na przykład, gdybym jako osoba rasy białej mówił komuś, iż w rzeczywistości jestem czarnym Afrykaninem, to nie popełniałbym w ten sposób kłamstwa – a przynajmniej nie czyniłbym tego względem osoby widomej i zdrowej psychicznie – gdyż każda taka osoba powinna w rozsądny sposób umieć rozpoznać, że ma tu do czynienia z ewidentnie nieprawdziwym przekazem z mej strony. Jednak w istocie rzeczy zastrzeżenie domyślne jest usprawiedliwiane w wielu innych, znacznie mniej oczywistych sytuacjach. Na przykład, jednym z bardziej „tradycyjnych” casusów mających usprawiedliwiać zastosowanie zastrzeżenia domyślnego była podawana sytuacja polegająca na tym, iż sługa mówił niechcianemu gościowi, że „Pana nie ma w domu” podczas gdy w rzeczywistości ów pan był w domu. Tłumaczenie braku kłamliwości tej sytuacji było mniej więcej takie: „To jest zwyczajowa odpowiedź dawana w tego typu sytuacjach, więc ów niechciany gość, jeśli jest tylko rozsądny i obyty w świecie, powinien sam się domyśleć, iż w rzeczywistości została przekazana mu informacja <Pana nie ma w domu dla ciebie> albo <Pan nie chce się teraz z tobą widzieć>”. Trudno nie oprzeć się jednak wrażeniu, iż tym podobne usprawiedliwienia stosowania zastrzeżenia domyślnego, opierają się na bardzo niejasnych, wieloznacznych i mglistych kryteriach odnoszących się do tego, co ma być w rzeczywistości „rozsądnym zwyczajem”, „obyciem w świecie”, etc. Co ważniejsze, i w tego typu wypadkach, trudno jest uciec od wrażenia, iż w rzeczywistości, zastosowanie zastrzeżenia domyślnego ma na celu wprowadzanie w błąd naszych bliźnich, nawet jeśli nie chce się tego otwarcie przyznać.

    ***

    Wobec nakreślonych wyżej trudności pewien czas temu doszedłem do konkluzji, że za prawdopodobną należy uznać taką definicję kłamstwa, która uznaje, iż nie jest takowym występkiem celowe wprowadzenie w błąd tych osób, które w sposób jasny i jednoznaczny, nie mają moralnego prawa do poznania danej informacji. Uważam, że jest to najbardziej logiczne i uczciwe intelektualnie wyjście z opisanych powyżej trudności. Z takim zdefiniowaniem kłamstwa mieliśmy już zresztą do czynienia w wersji Katechizmu Jana Pawła II obowiązującej w latach 1992-1998, acz owo dopowiedzenie „tego kto ma prawo ją znać” (prawdę) zostało z niej wykreślone. Czy jednak oznacza to potępienie lub skrytykowanie owej teorii? Nie sądzę, gdyż potępienia lub inny rodzaj krytyki tych czy innych błędów odbywa się w Kościele katolickim innymi drogami niż zwykłe nieujęcie danej formuły w definicji tego czy innego występku. Gdy Magisterium zamierza potępić dane twierdzenie, to po prostu w wydawanych przez siebie dokumentach podaje jego treść, a następnie wyraża mniej lub bardziej surową jego krytykę. Samo zaś wykreślenie z Katechizmu danej formuły wydaje się być raczej obniżeniem jej rangi z poziomu oficjalnego i autorytatywnego nauczania do prywatnej, acz ciągle swobodnej do wyznawania, opinii teologicznej.

    Takie moje stanowisko w tej sprawie, nie wyklucza jednak tego, iż wciąż mam wiele szacunku wobec bardziej rygorystycznej definicji kłamstwa: jest ona wszak najmocniej ugruntowaną historycznie definicją, a ponadto kładzie duży akcent na zaufanie do Bożej Opatrzności oraz istnienie czynów wewnętrznie złych, których nigdy i nigdzie nie mamy moralnego prawa się dopuszczać. Ciągle nie wykluczam, że właśnie ta definicja może być tą prawdziwą albo najbliższą prawdzie o kłamstwie, jednak na tym etapie mych dociekań i rozważań, doszedłem po prostu do wniosku, iż bardziej prawdopodobna jest teza, którą wyłożyłem powyżej. Jako też osoba, która przez pewien czas była zwolennikiem, a następnie była kojarzona z poparciem dla rygorystycznej definicji kłamstwa, wiem też, jak bardzo nieuczciwych intelektualnie metod jej zwalczania dopuszczali się ludzie będący jej przeciwnikami. Jako jedną z bardziej perfidnych metod w tym zakresie pozwolę sobie przytoczyć sugestie o tym, jakoby zwolennicy rygorystycznej definicji kłamstwa byli motywowani swym domniemanym antysemityzmem, czy sympatiami wobec nazizmu i III Rzeszy (w sensie: „Nie żałujesz losu Żydów ukrywanych w piwnicy, bo jesteś antysemitą i neonazistą”). Tego typu sugestie były oburzające, choćby zważywszy na fakt, iż od dziesiątek już lat sam zwalczam na prawicy antysemityzm, neonazizm oraz poglądy tych, którzy uważają, iż w czasie II wojny światowej należało wspierać III Rzeszę jako co najmniej „mniejsze zło”. Nieprawdziwe – w sensie: niepokrywające się z moimi rzeczywistymi przekonaniami oraz intencjami – były też twierdzenia/sugestie o tym, jakoby wspieranie rygorystycznej definicji kłamstwa miało oznaczać powiedzenie nieprawdy niesprawiedliwym prześladowcom (jeśli już chodziło o milczenie w takiej sytuacji) czy też oznaczało poparcie dla absolutnego posłuszeństwa nawet niegodziwym prawom. W tym miejscu chciałbym więc zaapelować do uczestników tym podobnych dyskusji teologicznych o zachowywanie większej dozy szacunku i domniemania dobrych intencji dla swych oponentów – może się wszak okazać, że nawet jeśli w danej sprawie jest się bliższym prawdzie, to nieuczciwe i niemoralne metody, jakimi się posługujemy – mocno utrudniają dojście do tej prawdy tym, z którymi polemizujemy.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    Dwie katolickie definicje kłamstwa

    Czy powiedzenie nieprawdy niesprawiedliwemu agresorowi jest czy nie jest kłamstwem?

    O różnicy pomiędzy kłamstwem a tzw. zastrzeżeniem domyślnym

    Ps. Obrazek dołączony został do artykułu za następującym linkiem internetowym:
    https://media.ascensionpress.com/2018/04/18/is-it-ever-morally-ok-to-lie/

  2. Kardynał Thomas Gousset: O miłości nieprzyjaciół

    Możliwość komentowania Kardynał Thomas Gousset: O miłości nieprzyjaciół została wyłączona

    361. Miłość chrześcijańska nie wyłącza nikogo; powinna w ogóle rozciągać się do wszystkich ludzi, nawet do nieprzyjaciół naszych: “Miłujcie nieprzyjacioły wasze“, zaleca nam Jezus Chrystus; “czyńcie dobrze tym, co was przeklinają, a módlcie się za tymi którzy was potwarzają” [Luc. c. 6 v. 27, 28].

    Żeby dopełnić przykazania miłości względem nieprzyjaciół, niepotrzeba koniecznie kochać ich sposobem szczególnym, wyraźnym, jak się kocha przyjaciela, dobroczyńcę, osobę z którą się jest w stosunkach szczególnych. Dosyć jest, gdy kochając bliźniego jak siebie samego, nie wyłącza się ich od tej miłości ogólnej, gdyśmy zkądinąd gotowi do ich wsparcia, do udzielenia im pomocy, jakiej mogą potrzebować w przypadku konieczności: “Jeżeli łaknie nieprzyjaciel twój, nakarmij go” [Prov. c. 25 v. 21]. Poza tym obrębem, kochać ich miłością szczególną, jest to czyn doskonałości, rada, ale nie obowiązek [S. Tomasz, part 2, 2, quaest. 25. art. 8 i 9].

    362. Grzeszy się przeciw miłości, kiedy odmawiając ogólną modlitwę, na przykład modlitwę Pańską, albo rozdając jałmużnę tym, którzy się przedstawiają, wyłącza się nieprzyjaciół.

    Nie powitać nieprzyjaciela nie jest uchybieniem miłości; lecz odmówić mu pozdrowienia lub odpowiedzieć na jego pozdrowienie, w okolicznościach, w których to odmówienie stanie się przedmiotem zgorszenia dla bliźniego, i może być wzięte za objaw nienawiści, nieprzyjaźni, jest to grzech przeciw miłości; grzech mniej więcej ciężki stosownie do okoliczności, na które trzeba zwrócić uwagę chcąc ocenić, według ich rzeczywistej wartości, tego rodzaju ubliżenia.

    363. Niekiedy wypada uprzedzić nieprzyjaciela; mianowicie kiedy jest naszym zwierzchnikiem, albo kiedy jest nadzieja, że przez takowe uprzedzenie przywiedzie się go do przychylniejszych uczuć. Są znowu zdarzenia, w których nie należy nawet oddawać powitaniem za powitanie. Ojciec naprzykład, przełożony, urzędnik, może nie odpowiadać na powitanie dziecka, podwładnego, skoro obraza jaką od niego odebrał jest ciężka i świeża; byleby nie działał przez nienawiść, lecz jedynie dla objawienia swojej przykrości i gniewu [Zob. Ś. Alfons, Coller, Billaard, P. Antoine, les Conferences d’Agners etc.].

    Jednakże pleban nie ma zapominać, że środkiem zjednania serc dla niego, i pozyskania ich dla Jezusa Chrystusa, jest uprzedzenie we wszystkiem tych, którzy się oświadczają jego nieprzyjaciółmi, oddawanie im dobrem za złem, błogosławienie ich gdy mu złorzeczą, staranie się ile możności o uniewinnienie przed Bogiem i przed ludźmi.

    364. Grzechem jest przeciw miłości, skoro odmawia się widzenia z nieprzyjacielem, chyba że jest powód do obawy, iż niepodobna będzie powściągnąć się w jego obecności. Słuszną ma zatem wymówkę na przykład osoba, starająca się unikać spotkania z tego jedynie powodu, lecz nie z uczucia nienawiści, z mordercą swojego ojca, syna lub uwodziciela córki.

    Niewolno mścić się za zniewagę, za krzywdę; pomsta zostawiona jest Bogu; do niego należy sądzić nas i naszych nieprzyjaciół należących do jego ludu: “Mihi vindicta, et ego retribuam. Et iterum: judicabit Dominus populum suum” [Hebr. c. 10. v. 30].

    365. Obowiązkiem z miłości wypływającym jest pojednanie się z nieprzyjaciołmi; grzeszy, kto nie chce słyszeć o pojednaniu się, o zbliżeniu. Ależ właściwie ten co obraził, winien pierwszy krok zrobić, prosić o przebaczenie. Jeżeli obiedwie strony uważają się za obrażone, pierwszy krok do zgody należy do tej, która dała powód do obrazy, lub która ciężej obraziła. Jeżeli obiedwie równo winne, obiedwie zarówno obowiązane są do uprzedzenia się wzajemnego, do korzystania z okazyi sposobnej, jaka się nastręczyć może, by przyjść do pojednania. Najczęściej przychodzi się do zbliżenia zwaśnionych za pośrednictwem przyjaciół mających przewagę nad ich umysłami.

    Nie można wszakże po wszystkich osobach wymagać aby prosiły o przebaczenie tych, których obraziły. Jeżeli to będą zwierzchnicy ubliżający swoim podwładnym, roztropność nie pozwala im robić pierwszego kroku mogącego narazić ich powagę. Ojciec względem syna inaczej powinien postępować, niż syn względem ojca; pan względem swojego sługi, inaczej niż sługa względem pana; zwierzchnik względem podwładnego, inaczej niż podwładny względem zwierzchnika. Lecz ten co dla stopnia uwolniony jest od przepraszania osoby obrażonej, powinien to wynagrodzić dając mu widoczne dowody względności szczególnej, zadosyć uczynienie odpowiednie przykrości, jaką mu wyrządził; ponieważ zwierzchnik nie powinien nadużywać powagi swojej względem nikogo.

    366. Powinnością naszą jest przebaczać tym, którzy nas obrazili, pierwej nawet nim oni winę swoją uznają. Bez tego niepodobna spodziewać się, aby Bóg przebaczyć nam grzechy nasze. Jeżeli wy nie przebaczycie, Ojciec niebieski nie przebaczy wam także: “Jeżeli zaś wy nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam grzechów waszych” [Math. c. 6 v. 15].

    Inna atoli jest rzecz przebaczyć, inna zrzec się praw swoich. Przebaczając z całą szczerością krzywdy sobie wyrządzone, można odwołać się do sądów dla uzyskania wynagrodzenia, byleby tylko nie czynić tego ani w duchu zemsty, ani z nienawiści lub jozjątrzenia, ale jedynie dla utrzymania drogą słuszną i prawą swojego dobra, wziętości i rzetelności.

    Ztemwszystkiem skoro ten, co względem nas zawinił, ofiaruje nam zadość uczynienie, jakiego z prawa wymagać możemy, miłość nie pozwala nam już go ścigać przed sądami, chyba, żeby to był człowiek niebezpieczny dla państwa, zgubny dla kraju. Jeszcze i w tym ostatnim przypadku obawiać się należy, aby ten, co oświadczając, że przebacza nieprzyjacielowi, a chce aby sprawiedliwość swoją drogą postępowała, nie łudził się sam, i nie działał raczej przez namiętność, aniżeli przez zamiłowanie dobra publicznego [Ś. Alfons Liguori, Theol. moral lib. II nr 29. Collet, le P. Antoine, les Conferences d’Agners etc.]. Spowiednicy baczyć na to powinni.

    Kardynał Thomas Marie Joseph Gousset, “Teologia moralna dla użytku plebanów i spowiedników”, Warszawa 1858, s. 158-161.

    ***

    Źródło grafiki wykorzystanej w tekście: https://pl.wikipedia.org/wiki/Thomas-Marie-Joseph_Gousset

  3. O karceniu cielesnym dzieci

    Leave a Comment

    Rózga i karność udziela mądrości, pozostawiony sobie chłopiec jest wstydem dla matki” – Przysłów 29: 15.

    ***

    Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go – w porę go karci” – Przysłów 13: 24.

    ***

    W sercu chłopięcym głupota się mieści, rózga karności wypędzi je stamtąd” – Przysłów 22: 15.

    ***

    Karcenia chłopcu nie żałuj, gdy rózgą uderzysz – nie umrze. Ty go rózgą uderzysz, a od Szeolu zachowasz mu duszę” – Przysłów 23: 13 – 14.
    ***

    Kto miłuje swego syna, często używa na niego rózgi,  aby na końcu mógł się nim cieszyć” – Mądrość Syracha 30: 1.

    ***

    Nie odejmuj swojej ręki od syna swego, ani od córki swojej, ale ucz ich od młodości bojaźni bożej” – Nauka Dwunastu Apostołów 4, 9 (Cytat za: “Pisma Ojców Apostolskich”, Poznań 1924, s. 28.)

    ***

    Nie obawiajcie się ich karcić i surowo upominać, bo chłostą ich nie zabijecie (patrz: Prz 23, 13), ale raczej ocalicie, jak to Salomon mówi gdzieś w Księdze Mądrości: <Karć syna, a kłopotu ci to zaoszczędzi> (patrz: Prz 29, 17 i Prz 19, 18a), <tak bowiem będzie dla ciebie dobrą nadzieją> (por. Prz 19, 18b), <ty go uderzysz rózgą, a duszę jego zachowasz od śmierci> (por. Prz 23,14). Tenże (Salomon) mówi jeszcze: <Kto rózgi żałuje, nienawidzi swego syna> (por. Prz 13, 24), oraz: <Okładaj rózgami jego boki, gdy jest jeszcze młody, aby, gdy zmężnieje, nie odmówił ci posłuchu> (por. Syr 30, 12). Kto więc nie chce upominać i karcić swego syna, nienawidzi swego dziecka. Uczcie więc wasze dzieci Słowa Pańskiego, bądźcie surowi dla nich nawet chłoszcząc je rózgami, wpajajcie im posłuszeństwo, uczcie je <od dzieciństwa świętych pism> (por. 2 Tym 3, 15) naszych i Boga, przekazujcie im całe Pismo Boże (…)” – Konstytucje Apostolskie IV, 11 (2-4). (Cytat za: „Synody i Kolekcje Praw, Tom II, Konstytucje Apostolskie oraz Kanony Pamfilosa z apostolskiego synodu w Antiochii; Prawo kanoniczne świętych Apostołów; Kary świętych Apostołów dla upadłych; Euchologion Serapiona”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2007, s. 103-104).

    ***

    Ponieważ (…) dzieci podlegają władzy ojca, a słudzy swego pana, wolno ojcu chłostać swego syna, a panu swego sługę, by ich poprawić i wychować” – Św. Tomasz z Akwinu.

    ***

    Gdzie zaś nie przynoszą skutku dobre słowa i karcenie, tam należy zabrać się do kar: zwłaszcza gdy dzieci jeszcze nie wyrosną, wtedy jest rzeczą niepodobną, aby ich można ukrócić `Kto folguje rózdze, nienawidzi syna swego`. (Przyp. 13, 24). Nienawidzi syna swego ten, który go nie karze, kiedy potrzeba. I tego kiedyś Pan Bóg ukarze (…) Alić należy karać dzieci roztropnie, nie w uniesieniu gniewnym, jak to teraz nieraz czynią ojcowie i matki: bo wtedy nic nie osiągną, gdyż wówczas dzieci stają się jeszcze krnąbrniejsze. Najpierw wypada dzieci upominać, potem im grozić a wreszcie ukarać, ale po ojcowsku, a nie po katowsku, z umiarkowaniem, bez złorzeczeń i bez przekleństwa. Można je zamknąć w pokoju, ująć cokolwiek z pokarmu, nie dać odzienia lepszego, a jak potrzeba użyć rózgi, a nie kija. A jest zasadą ustaloną, aby nie kłaść ręki na dziecko póki wrzenie namiętności nie ustąpi, dopiero po uśmierzeniu gniewu karajcie” – Św. Alfons Liguori, (Cytat za: “Katechizm św. Alfonsa Liguoriego”, Miejsce Piastowe 1931, s. 68 – 69).

    ***

    Otóż, nie jesteście dobrymi rodzicami, lecz okrutnikami i samo sobie gotujecie hańbę, jeśli w razie potrzeby nie karzecie dziecka, choćby i cieleśnie, bo o tej karze będę mówił przede wszystkim. Potwierdza słowa moje Duch św., mówi bowiem (Przyp. 13, 24): <Kto folguje rózdze, nienawidzi syna swego>, to znowu (Przyp. 29, 15): <Rózga i karanie daje mądrość, dziecię zaś puszczone ma swą wolę, zawstydza matkę swoją> (…) Trzeba tez karać z miłością, więc nigdy w gniewie, nigdy w złości, nigdy z przekleństwem, ze złorzeczeniem, bo uczy Pismo św. (Syr. 19, 28): <Fałszywym jest karanie w gniewie sromocącego>. Kara powinna pochodzić jakoby od Pana Boga, a nie jakoby od czarta przeklętego, to jest z gwałtownością czartowską. Dzieci powinny odczuć, że rodzice karzą je tylko niechętnie i tylko dla tego, że tego wymaga ich powinność. Rodzice mają tak tak karać, iżby śmiał mogli powiedzieć dziecku: <Dla tego, że cię kocham, karzę cię właśnie>” – Ks. Wojciech Andersz, cytat za: “Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów, Tom III”, Poznań 1909, ss. 472, 476.

    ***

    Tu interesują nas te przypadki, kiedy bicie jest bolesne, a nawet szkodliwe dla ciała. Także tu nie można zakazać władzom społecznym i wychowawczym stosowania tego środka karnego, zawsze rzecz jasna w granicach nie szkodzących zdrowiu. Nie jest natomiast nikomu dozwolone bicie bliźniego pod wpływem gniewu i dla zemsty lub z chęci dokuczenia i sprawienia przykrości. (…)” – Jacek Woroniecki OP, “Katolicka etyka wychowawcza. Tom II. Etyka szczegółowa. Część 2”, Lublin 2000, s. 170-171.

    Przeczytaj też: Czy kary cielesne są niemoralne?

    Nota od redakcji: Pisownia cytowanych wypowiedzi została nieznacznie uwspółcześniona.

  4. Św. Alfons Liguori: Jak powinien zachować się spowiednik wobec grzeszników recydywistów?

    Możliwość komentowania Św. Alfons Liguori: Jak powinien zachować się spowiednik wobec grzeszników recydywistów? została wyłączona

    Recydywiści natomiast są to ci, którzy po spowiedzi upadli na nowo w ten sam lub prawie ten sam sposób, bez poprawy. Jak powszechnie się uczy, nie mogą oni otrzymać rozgrzeszenia przez znaki zwyczajne, to znaczy przez samą spowiedź i powiedzenie, że żałują i postanawiają poprawę. Wynika to z rozporządzenia 50 potępionego przez Innocentego XI, ponieważ zaciągnięty nawyk i powtarzające się upadki w przeszłości i bez żadnej poprawy wzbudzają poważne podejrzenie, że żal i postanowienie, które penitent czyni, nie są prawdziwe. Toteż należy im odłożyć rozgrzeszenie na pewien czas, aż zauważy się jakiś roztropny znak poprawy. W tym miejscu trzeba się użalić nad wielkim upadkiem, do jakiego prowadzą liczni źli spowiednicy, którzy rozgrzeszają bez różnicy tych recydywistów. Ci ostatni bowiem, widząc, że zawsze z taką łatwością są rozgrzeszani, gubią wstręt do grzechu i dalej gniją w złych nawykach aż do śmierci. Niektórzy uczeni dopuszczają, że recydywista może być rozgrzeszony od razu za pomocą zwyczajnych znaków nawet trzeci i czwarty raz, ale ja nigdy nie mogłem zgodzić się z tą opinią. Nałogowiec bowiem, który upadł ponownie po jednej choćby spowiedzi bez poprawy, jest już prawdziwym recydywistą i wzbudza uzasadnione podejrzenie, że nie jest odpowiednio dysponowany. (…)

    Oby Bóg sprawił, że spowiednicy będą rozgrzeszać recydywistów tylko wówczas, gdy ci wykazują się znakami nadzwyczajnymi! Zło polega na tym, że większość, by nie powiedzieć znakomita większość spowiedników powszechnie rozgrzesza recydywistów bez różnicy, bez znaku nadzwyczajnego, bez napomnienia ich i bez wskazania im przynajmniej jakiegoś środka do poprawy. I z tego właśnie naprawdę bierze się (a nie z rozgrzeszenia dysponowanych) powszechny upadek tak wielu dusz.

    Św. Alfons Maria de Liguori, “Praktyczny przewodnik dla spowiednika aby dobrze sprawował swoją posługę“, Kraków 2010, ss. 88-89, 97-98.

  5. Na czym polega Boża nienawiść do “miłujących nieprawość”?

    Leave a Comment

    Zapewne jednymi z najbardziej trudnych fragmentów Pisma świętego są te z nich, które w jasny sposób wyrażają prawdę o tym, iż Bóg nienawidzi oraz brzydzi się nie tylko grzechem, ale również tymi ludzi, których na kartach tej Księgi określa się mianem “kochających nieprawość“, “przewrotnych” oraz “krwawych” i “podstępnych“. W Biblii czytamy wszak następujące:


    Bo Ty nie jesteś Bogiem, któremu miła nieprawość, złego nie przyjmiesz do siebie w gościnę. Nieprawi nie ostoją się przed Tobą. Nienawidzisz wszystkich złoczyńców, zsyłasz zgubę na wszystkich, co mówią kłamliwie. Mężem krwawym i podstępnym brzydzi się Pan” (Psalm 5, 6-7);

    Jednakowo Bogu są nienawistni i grzesznik, i jego grzech” (Mądrości 14, 9);

    „Bo Pan się brzydzi przewrotnym, a z wiernymi obcuje przyjaźnie. Przekleństwo Pana na domu bezbożnych, On błogosławi mieszkanie prawych” (Przysłów 3, 32 -33).

    „Pan bada sprawiedliwego i występnego, nie cierpi Jego dusza tego, kto kocha nieprawość”(Psalm 11, 5).

    Powyższe stwierdzenia Pisma św. są najczęściej ignorowane, gdyż wydają się być one nie do pogodzenia z innymi prawdami wyrażanymi na kartach tej świętej Księgi, a więc tymi mówiącymi o Bożej miłości do grzeszników oraz o tym, że Bóg z miłości do złoczyńców posłał Swego Jednorodzonego Syna, by poniósł śmierć za winy nas wszystkich. Te – w pewnym sensie słuszne uwagi – nie dają jednak żadnego rozsądnego wyjaśnienia podstawowego problemu, którym jest to, iż oba – wydawałoby się sprzeczne ze sobą stwierdzenia (o Bożej nienawiści i miłości do grzeszników) znajdują się nie w dwóch odrębnych od siebie księgach, ale zostały zawarte w jednej i tej samej Księdze, którą jest Pismo święte.

    Prócz ignorowania biblijnych stwierdzeń o Bożej nienawiści i obrzydzeniu względem “miłujących nieprawość” czasami są jednak podejmowane jakieś próby znalezienia odpowiedzi na pytanie, jak jedna i ta sama Księga może łączyć ze sobą tak wydawałoby się przeciwstawne sobie prawdy, jak Boża miłość i nienawiść do złoczyńców. Poniżej pozwolę sobie nakreślić tego rodzaju próby, jednak już teraz nadmienię, iż wszystkie one są na gruncie prawowierności katolickiej niezwykle słabe.

    Czy Biblia się myli?

    Tak więc, pierwszą z prób wyjaśniania nakreślonego wyżej problemu jest twierdzenie/sugestia, jakoby osoby spisujące Pismo święte odnotowując fragmenty mówiące o Bożej nienawiści do złoczyńców kierowały się wówczas bardziej swymi niedoskonałymi, ludzkimi wyobrażeniami o Bożym charakterze, aniżeli objawioną im w tym względzie przez Ducha Świętego prawdą. Te wyjaśnienie jest jednak nie do pogodzenia z wiarą katolicką mówiącą nam, iż Pismo święte jest wolne od wszelkich błędów oraz, że wszystko co się w nim znajduje zostało stwierdzone przez Ducha Świętego. Katechizm św. Jana Pawła II uczy na temat w następujących słowach:

    Ponieważ wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego, należy zatem uznawać, że księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia” (n. 107).

    Z kolei papież Benedykt XV w encyklice „Spiritus Paraclitus” naucza:

    boskie natchnienie rozciąga się bez żadnego wyjątku i różnicy na wszystkie części pism biblijnych i żaden błąd nie może dotknąć natchnionego tekstu (…)” („Spiritus Paraclitus”).

    Czy Bóg się zmienił?

    Drugą z prób wyjaśnienia omawianego swego rodzaju przeciwstawianie obrazu Boga, jaki został nam przedstawiony w Starym Testamencie obrazowi Boga nakreślonemu w Nowym Testamencie. A zatem Bóg w Starym Przymierzu ma być pokazywany jako “gniewny oraz pomstliwy” za to Chrystus w Nowym Testamencie ukazuje nam Boga “miłosiernego, łaskawego i łagodnego”. I to wyjaśnienie nie wytrzymuje jednak próby ortodoksji, gdyż jego logika prowadzi do jawnie heretyckich wniosków. Albo bowiem musielibyśmy dojść tu do marcjonizmu to znaczy twierdzenia, iż Stary oraz Nowy Testament tak naprawdę nauczają o dwóch odmiennych od siebie Bóstwach. Albo też doszlibyśmy do stwierdzenia, że co prawda tak Stary jak i Nowy Testament uczą o jednym i tym samym Bogu, którego jednak charakter z czasem się w sposób radykalny zmieniał. To jednak nie zgadza się z tym, co na temat Bożego charakteru mówi choćby Księga Malachiasza (3: 6): “… Ja, Pan, nie odmieniam się” […]. Nie jest więc tak, iż Bóg zmienia się w Swych cechach charakteru albo też w Swych osobowych cechach. Przed 5000 lat Bóg był tak samo miłosierny jak dziś oraz istniał w trzech Osobach, a nie tylko jednej czy dwudziestu. Owszem, niektóre z zasad i praw ustanawianych przez Boga mogły się zmieniać i faktycznie się zmieniały w zależnie od pewnych czynników i okoliczności, np. kiedyś Bóg wymagał od członków wybranego przez Siebie ludu obrzezania, ale wymóg ten został przez Niego zniesiony przed prawie 2 000 lat. Nie należy jednak mylić zmiany niektórych Bożych wymagań ze zmianą Jego charakteru. Tytułem pewnej analogii: to, że ojciec stawiał nieco inne wymagania swemu synowi, gdy ten miał 6 lat niż gdy miał 16 lat nie oznacza, że jego charakter się zmienił. Taki ojciec może mieć ciągle te same cechy charakteru jednak wciąż pozostając w zgodzie z tymi swymi cechami może on w zależności od poziomu rozwoju swych dzieci w pewnych aspektach modyfikować wyznaczane im zasady postępowania. Warto zresztą dodać, iż nauczanie o niezmienności Boga jest jednym z dogmatów wiary katolickiej:

    Całą mocą wierzymy i bez zastrzeżenia wyznajemy, że jeden tylko jest prawdziwy Bóg, wieczny, nieskończony, niezmienny, niepojęty, wszechmocny i niewymowny, Ojciec i Syn, i Duch Święty: trzy Osoby, ale jedna istota, jedna substancja, czyli natura, całkowicie prosta” [Sobór Laterański IV, (1215): DS 800.] (podkreślenie moje – MS).

    Zresztą, jeśli uważniej przypatrzymy się temu co naucza Nowy Testament to również znajdziemy w nim fragmenty, które swą wymową przypominają to co Stary Testament uczył o Bożej nienawiści do “miłujących nieprawość“. Jednym z dobitniejszych tego przykładów są słowa Pana Jezusa, które kieruje On do lokalnego kościoła w Laodycei:

    “Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust (Ap 3, 15 – 16). [Podkreślenie moje – MS].

    Warto w tym kontekście podkreślić, iż zwrot, który w polskim tłumaczeniu został przełożony jako “wyrzucić z mych ust” w bardziej dosłownym swym znaczeniu brzmi dosadniej, a mianowicie: “zwymiotować“, a nawet “wyrzygać“. A więc Chrystus Pan przestrzega nas, że możemy dojść do takiego momentu w swym życiu, iż będzie chciał On nas “wyrzygać“. Przyznajmy, że niezbyt pasuje do wręcz romantycznego pojmowania miłości Bożej, jaką tą wizją jesteśmy dziś często karmieni w kościołach. Jeśli już to Pan Jezus “wyrzygujący” niektórych ludzi bardziej współbrzmi z przywołanymi wyżej wersetami Starego Testamentu w których Bóg “brzydzi się” oraz “nie cierpi” niektórych rodzajów ludzi (Ps 11, 5; Prz 3, 32).

    Z kolei w Liście do Rzymian św. Paweł w aprobatywny sposób przytacza starotestamentową księgę Malachiasza, gdzie czytamy, iż Bóg Jakuba umiłował a Ezawa miał w nienawiści (por. Rz 9, 13; Ml 1, 2-3). W opisie zaś Sądu Ostatecznego czytamy, iż Pan nasz Jezus Chrystus rzeknie do potępionych: “Idźcie precz ode Mnie, przeklęci (…)” [patrz: Mt 25, 41] oraz:
    Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7, 23). I w tym wypadku widzimy, iż słowa Chrystusa swą wymową pasują do nauczania Starego Testamentu wedle którego Bóg jest tym, który “złych nie przyjmie do siebie w gościnę”; “zsyła zgubę na wszystkich co mówią kłamliwie” zaś “Nieprawi nie ostoją się (przed Nim)” [por. Ps 5, 6-7].

    Czy Biblię należy rozumieć tylko niedosłownie?

    Kolejną próbą zaprzeczania nauczaniu Pisma św. na temat Bożej nienawiści jest popularne wśród katolików, acz zasadniczo niekatolickie twierdzenie o tym, jakoby Biblii “nie należało rozumieć dosłownie“. Oczywiście nie jest tak, iż dokładnie każde zdanie czy słowo zawarte w Piśmie świętym winno być rozumiane w dosłowny sposób jednak normalną regułą interpretacji tej Księgi jest właśnie rozumienie jej w taki sposób.

    Święty Tomasz z Akwinu nauczał wszak, iż: „Wszystkie rodzaje sensu Pisma świętego powinny się opierać na sensie dosłownym”  (Summa theologiae, I, 1, 10 ad 1). Papież Leon XIII potwierdził tę zasadę w swej encyklice „Providentissimus Deus”, gdzie uczył co następuje:

    Niech on [współczesny komentator] jednak z tego powodu nie sądzi, że ma drogę zamkniętą do posuwania się dalej w badaniu i wyjaśnianiu, a tym bardziej, gdy znajdzie się do tego słuszna przyczyna, – byle tylko szedł sumiennie za ową regułą, rozumnie przez św. Augustyna postawioną, a mianowicie, że należy jak najmniej odstępować od sensu literalnego i niejako właściwego, chyba że jakiś powód nie pozwoli go zatrzymać lub konieczność zmusi do opuszczenia go [Św. Aug., De Gen. ad litt. VIII, 7, [13].]. Tej reguły tym mocniej należy się trzymać, im większe jest niebezpieczeństwo pobłądzenia przy tak wielkim pożądaniu nowości i wolności zdań„ (podkreślenie moje – MS).

    Również Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie numer 116 powtarza wskazaną wyżej zasadę św. Tomasza z Akwinu, iż:

    Wszystkie rodzaje sensu Pisma świętego powinny się opierać na sensie dosłownym„.

    Poza tym również Tradycja Kościoła mówi o Bożej nienawiści do złoczyńców.

    Przykładowo, doktor Kościoła, św. Alfons Liguori w swym znamienitym dziele „Przygotowanie się do śmierci” stwierdza wprost:

    Bóg oświadczył wprost, że nienawidzi grzechu, a tym samym nienawidzi też tego, to go popełnia” [1] (podkreślenie moje – MS).

    Także Katechizm Soboru Trydenckiego naucza rzeczy następującej:

    Pan Bóg (…) ma w nienawiści wszystkich ludzi grzesznych, jako Dawid Prorok świadczy” [2]. Warto też dodać, iż niektóre z uznanych przez Kościół prywatnych objawień także mówi na ów temat w bardzo podobny sposób.

    Na przykład w objawieniach danych św. Brygidzie Wielkiej w odniesieniu do wróżbitów, czarownic oraz ludzi, którzy ich wspierają, czytamy takie słowa:

    Wszyscy oni – zarówno ci, którzy przeklętych wróżbitów i czarownice przetrzymują w swych domach i żywią ich, jak i  ci, którzy szukają u nich diabelskich porad i pomocy, jak wreszcie sami wróżbici i czarownice, obiecujący spełnić wspomniane życzenia – są przeklęci i znienawidzeni przez Boga. I jak długo będą trwać w tym stanie i takiej postawie, tak długo żadne natchnienie ani łaska Ducha Świętego nie spłynie na nich  i nie napełni ich serc. Jednakże ci, którzy by za to żałowali i pokornie oczyścili się, podejmując mocne postanowienie niewracania więcej do tych praktyk, dostąpią u Mojego Syna łaski i miłosierdzia” (podkreślenie moje – MS) [3].

    Co więcej, podobną myśl, jeśli uważnie się wczytać, można znaleźć nawet w objawieniach przekazanych św. Faustynie Kowalskiej, które wszak trudno jest oskarżać o niedocenianie prawdy o Bożym miłosierdziu. W jej słynnym już „Dzienniczku” możemy wszak przeczytać co następuje:

    Napisz: Jestem święty po trzykroć i brzydzę się najmniejszym grzechem. Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech, ale kiedy żałuje, to nie ma granicy dla mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie moje ogarnia ją i usprawiedliwia. Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce moje, gdy oni wracają do mnie. Zapominam o goryczach, którymi poili moje serce, a cieszę się z ich powrotu. Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie mojej ręki. Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem moim, wpadną w sprawiedliwe ręce moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłuchuję (się) w tętno ich serca, kiedy uderzy dla mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daje im, czego pragną” (podkreślenie moje – MS) [4].

    Czym zatem jest Boża nienawiść do złoczyńców?

    Jak więc pogodzić jednoczesne nauczanie Pisma świętego o tym, iż Bóg z jednej strony kocha złoczyńców, z drugiej zaś ich nienawidzi? Otóż, mimo pozornie wielkiej sprzeczności jaka wydaje się zachodzić pomiędzy tymi obiema biblijnymi doktrynami połączenie ich ze sobą w jedną całość jest łatwiejsze niż wielu sobie myśli. Sęk bowiem w tym, iż natchnieni przez Ducha Świętego autorzy biblijni, gdy używali tych czy innych słów lub zwrotów nie musieli ich rozumieć dokładnie w 100 procentach tak, jak rozumie się je dziś. Wszyscy wszak wiemy, iż niektóre słowa przynajmniej częściowo zmieniają z biegiem czasu znaczenie. Nasze potoczne rozumienie słowa “nienawiść” owszem często wyklucza jednoczesne darzenie miłością nienawidzonej osoby. Gdy mówimy bowiem o kimś, że go “nienawidzimy” to nierzadko mamy na myśli, iż ta osoba jest dla nas całkowicie “skreślona”, nie chcemy jej do końca swych dni znać, wykluczamy uczynienie dla niej czegokolwiek dobrego, pragniemy dla tego kogoś tylko zła, a nawet piekła. I rzecz jasna takie nasze ludzkie potoczne rozumienie nienawiści zakłada coś grzesznego i niegodziwego. Czy jednak Bóg jest związany naszym rozumieniem słowa “nienawiść”? Oczywiście, że nie, wszak jak On sam o Sobie mówi:

    Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi drogami i myśli moje – nad myślami waszymi” (Iz 55, 9-9).

    Najlepszym zatem wyjaśnieniem omawianego problemu wydaje się konstatacja, iż Bóg w pewien (całkowicie znany Sobie) sposób, w Swym charakterze, łączy ze sobą z jednej strony miłość i życzliwość wobec bezbożnych, z nienawiścią i obrzydzeniem wobec nich. Boża miłość wobec złoczyńców polega na tym, że póki żyją oni jeszcze na tym świecie, Wszechmogący pragnie dla nich zbawienia, nie chcąc ich wiecznej śmierci oraz zguby (2 P 3, 9; Ez 33, 11).  Najwyższym tego wyrazem był Krzyż Chrystusa, gdzie Bóg Ojciec wydał swego Jednorodzonego Syna na odkupienie win wszystkich ludzi (por. 1 J 4, 8-9; Rz 8, 32). Innymi tego przejawami jest to, iż Bóg na różne sposoby wzywa i zachęca złoczyńców, by porzucili swe nieprawości i okazali skruchę. W sferze zaś bardziej doczesnej Bóg także w pewien sposób okazuje bezbożnym Swą życzliwość, sprawiając, że  „słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5, 45) – innymi słowy, Wszechmogący sprawia, iż (ogólnie rzecz biorąc) także źli i niesprawiedliwi mają co jeść, co pić, gdzie mieszkać, w co się ubrać, etc.

    Z kolei Boża nienawiść wobec złoczyńców i bezbożnych wyraża się w tym, że już na tej ziemi Bóg w szczególny sposób objawia im Swój gniew i przygotowuje im karę (Ps 11, 6; Syr 39, 28-31; Prz 16, 4), nie odpowiada na ich modlitwy (Prz 28, 9) oraz nie przyjmuje ich ofiar (Prz 21, 27). W pewien sposób, jeszcze za swego doczesnego życia, źli, bezbożni i niesprawiedliwi są też od Boga dalecy, są Jego wrogami (Ps 68, 21) i są Mu obrzydli (Ps 5, 7; Prz 3, 32) . W najwyższym zaś stopniu owa Boża nienawiść oraz obrzydzenie do występnych i bezbożnych spełnią się w karze wiecznego ognia, na którą owych ludzi skarze sam Pan Jezus, wyrażając w ten sposób względem nich Swój święty i sprawiedliwy gniew (por. 2 Tes 1, 5-9; Mt 25, 41-46; 1 Tes 4, 6; Jud 1, 14-16). 

    Podsumowanie

    Oczywiście można zgodzić się w tym, że ze względu na nasze potoczne rozumienie słowa “nienawiść” powinno się z dużą ostrożnością posługiwać tymi fragmentami Pisma świętego, które mówią o Bożej nienawiści względem “miłujących nieprawość”. Ta ostrożność nie powinna jednak przeradzać się w faktyczne ignorowanie czy cenzurowanie tego co w Słowie Bożym jest dla nas niezrozumiałe lub trudne do przyjęcia. Po prostu, jeśli Pismo święte i Tradycja Kościoła mówią o Bożej nienawiści do złoczyńców to trzeba to z pokorą przyjąć oraz dobrze zrozumieć, nie zaś traktować to, jako coś czego się wstydzimy i czego się wypieramy.

    Mirosław Salwowski

    Przypisy:

    1 . Cytat za: Św. Alfons Maria de Liguori, „Przygotowanie do śmierci„, Kraków 2011, s. 141.

    2. Cytat za: „Katechizm rzymski z wyroku św. Soboru Trydenckiego ułożony, z rozkazu Piusa V. Papieża wydany, i od Klemensa XIII szczególniej zalecony. Tom III”, Warszawa 1827, s. 197.

    3. Cytat za: Św. Brygida Wielka, „Objawienia i inne dzieła„, Kraków 2004, s. 338.

    4. Cytat za: Św. s. M. Faustyna Kowalska, „Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej„, Warszawa 2007, s. 575.

  6. “Antyklapsowe” błędy ks. Grzegorza Kramera

    Leave a Comment

    Ks. Grzegorz Kramer SJ sprawia wrażenie dobrego kapłana, a jego publiczne wypowiedzi bardzo często są mniej lub bardziej słuszne i budujące. Na uznanie zasługuje fakt, iż nieraz krytykuje (ale w sposób życzliwy i nieagresywny) wady i przywary swych braci w kapłaństwie. Niestety jednak od czasu do czasu ks. Grzegorzowi zdarza się powiedzieć coś niedorzecznego, a nawet wprost heretyckiego.

    Działo się tak np. gdy twierdził, iż słowa Pana Jezusa o tym, iż mamy się bać tego kto może naszą duszę zatracić w piekle (patrz: Łk 12, 4-5) odnoszą się do szatana (podczas gdy w rzeczywistości tyczą się one Boga). Innym razem, ks. Kramer kwestionował tradycyjne nauczanie Kościoła uczące, że zabijanie wrogich żołnierzy w czasie wojny sprawiedliwej może być moralnie dozwolone. W niedawnym zaś czasie, wziął się on za podważanie tego co Pismo święte i Tradycja Kościoła nauczają o stosowności cielesnego karcenia dzieci. W swym publicznie udostępnionym dnia 29 grudnia 2018 roku na Facebooku poście ksiądz Grzegorz Kramer pisze bowiem między innymi:

    “(…) Nie da się pogodzić chrześcijaństwa z biciem dzieci. Nie ma czegoś takiego jak śmieszne rozróżnienie na “to tylko klaps i pobicie”. To zawsze jest pogarda okazana mniejszemu.
    Nie bij!”.

    Powyższe słowa w oczywisty sposób przeczą nauczaniu Pisma świętego na temat cielesnego karcenia dzieci, które nie tylko zezwala, ale po prostu doradza i chwali ów środek dyscyplinujący:

    Rózga i karność udziela mądrości, pozostawiony sobie chłopiec jest wstydem dla matki” – Prz 29: 15.

    W sercu chłopięcym głupota się mieści, rózga karności wypędzi je stamtąd” – Prz 22: 15.

    Karcenia chłopcu nie żałuj, gdy rózgą uderzysz – nie umrze. Ty go rózgą uderzysz, a od Szeolu zachowasz mu duszę” – Prz 23: 13 – 14.

    Kto miłuje swego syna, często używa na niego rózgi, aby na końcu mógł się nim cieszyć” – Syr 30: 1.

    Ksiądz Grzegorz, gdy niektórzy z użytkowników Facebooka przypominali mu owe biblijne wersety sprowadzał je do tych zasad i praw Starego Testamentu, które wraz ze śmiercią i zmartwychwstaniem Pana Jezusa przeminęły. Jest jednak skrajnie kontrowersyjnym założenie, iż starotestamentowe pochwały cielesnego karcenia dzieci rzeczywiście uległy dezaktualizacji wraz z nastaniem Nowego Testamentu. Owszem, niektóre z praw i przepisów Starego Przymierza już nie obowiązują chrześcijan, gdyż np. ich celem było zapowiadanie sakramentów i praw Nowego Przymierza (dajmy na to cielesne obrzezanie było zapowiedzią chrztu świętego, zabijanie i spożywanie mięsa baranków w czasie Paschy stanowiło zapowiedź zabicia Pana Jezusa, etc). Ale to nie znaczy, że w takim razie żadne z zasad i przykazań ujętych na kartach Starego Testamentu nie są już wiążące i ważne dla chrześcijan. Pochwały zaś cielesnego karcenia dzieci nie stanowią wyżej wskazanych starozakonnych obrzędów, ale są częścią moralnych wskazówek dotyczących codziennych międzyludzkich relacji. Ponadto, o ile niektóre z praw Starego Testamentu były wyrazem roztropnego tolerowania mniejszego zła, które w danym czasie nie można było wykorzenić (vide: przyzwolenie na rozwody czy poligamię) o tyle kar cielesnych względem dzieci Bóg nie tyle toleruje, co je pochwala i doradza. Stwórca ze swej natury jako absolutnie dobry i święty nie może w pozytywny sposób zatwierdzać czegoś co by było złe w swej istocie (a więc zawsze i wszędzie). Jak bowiem mówi Pismo święte: „Nikomu nie przykazał On być bezbożnym i nikomu nie zezwolił grzeszyć” (Syr 15, 19-20). Pius XII wykładał tę prawdę w następujący sposób:

    Przede wszystkim trzeba jasno stwierdzić, żadna ludzka władza (…) nie może wydać pozytywnego upoważnienia do nauczania lub czynienia tego, co byłoby wbrew religijnej prawdzie lub dobru moralnemu (…) Nawet Bóg nie mógłby dać takiego pozytywnego przykazania lub upoważnienia, gdyż stałoby to w sprzeczności z Jego absolutną prawdą i świętością” (Przemówienie „Ci resce”, podkreślenie moje – MS).

    Poza tym, moralna prawowitość karcenia cielesnego dzieci była tradycyjnie nauczana również przez katolickich moralistów (którzy wszak żyli już w czasach Nowego, a nie Starego Przymierza). Przykładowo, doktor Kościoła i patron spowiedników oraz teologów moralnych, św. Alfons Liguori w taki mądry i wyważony sposób pisał na ów temat:

    Gdzie zaś nie przynoszą skutku dobre słowa i karcenie, tam należy zabrać się do kar: zwłaszcza gdy dzieci jeszcze nie wyrosną, wtedy jest rzeczą niepodobną, aby ich można ukrócić `Kto folguje rózdze, nienawidzi syna swego`. (Przyp. 13, 24). Nienawidzi syna swego ten, który go nie karze, kiedy potrzeba. I tego kiedyś Pan Bóg ukarze (…) Alić należy karać dzieci roztropnie, nie w uniesieniu gniewnym, jak to teraz nieraz czynią ojcowie i matki: bo wtedy nic nie osiągną, gdyż wówczas dzieci stają się jeszcze krnąbrniejsze. Najpierw wypada dzieci upominać, potem im grozić a wreszcie ukarać, ale po ojcowski, a nie po katowsku, z umiarkowaniem, bez złorzeczeń i bez przekleństwa. Można je zamknąć w pokoju, ująć cokolwiek z pokarmu, nie dać odzienia lepszego, a jak potrzeba użyć rózgi, a nie kija. A jest zasadą ustaloną, aby nie kłaść ręki na dziecko póki wrzenie namiętności nie ustąpi, dopiero po uśmierzeniu gniewu karajcie”  (Cytat za: “Katechizm św. Alfonsa Liguoriego Doktora Kościoła rozszerzony przez ks. Bronisława Markiewicza”, Miejsce Piastowe 1931, s. 68 – 69).

    Ks. Grzegorz Kramer w oczywisty sposób więc błądzi twierdząc, iż wszelkiego rodzaju cielesne karcenie dzieci jest zawsze złe i szkodliwe. Nie wiem, czy powyższe argumenty do niego dotrą, ale niech przynajmniej przed fałszywością jego poglądów w tej sprawie będą ostrzeżeni inni.

    Nota od redakcji: Powyższy artykuł po raz pierwszy ukazał się na portalu Fronda.pl: http://www.fronda.pl/a/z-ambony-strzeleckiej-salwowskiego-antyklapsowe-herezje-ks-grzegorza-kramera%2C121005.html

  7. Jim Caviezel o “grzeszkach” Mela Gibsona

    Leave a Comment

    W jednym z ostatnich numerów katolickiego tygodnika “Gość Niedzielny” zamieszczony został wywiad ze znanym aktorem, odtwórcą roli Chrystusa w filmie “Pasja” p. Jimem Caviezelem (“Odpowiedzią jest Bóg”, Gość Niedzielny, 16 kwietnia 2017 ). Trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do większości z wygłaszanych tam przez owego aktora zdań, jednak jedno ze stwierdzeń, które Caviezel wygłosił przy tej okazji wymaga zdecydowanie krytycznego komentarza. Otóż zapytany o – w domyśle – niemoralne prowadzenie się samego reżysera “Pasji”, czyli Mela Gibsona, p. Jim Caviezel stwierdził co następuje:

    W przypadku Mela to nie było nic nadzwyczajnego, ale te grzeszki wyciągnięto mu po nakręceniu “Pasji” (podkreślenie moje – MS).

    Jak można jednak nazywać jakikolwiek grzech (choćby i “tylko” powszedni) w taki sposób. Przecież nawet najmniejszy z grzechów jest straszniejszy niż największe doczesne nieszczęście. Zobaczmy, jak tradycyjne nauczanie katolickie na temat grzechów powszednich referuje doktor Kościoła, patron moralistów i spowiedników, św. Alfons Liguori:

    Grzech zaś powszedni nie zabija duszy, ale tylko ją rani. On nie jest zniewagą Boga ciężką, ale (jest) jednak Jego obrazą. Jest większym złem jedno kłamstwo i złorzeczenie lekkie, aniżeli gdyby zostali do piekła wtrąceni wszyscy ludzie, wszyscy święci Pańscy i wszyscy aniołowie (…) Św. Bazyli mawiał: “Kto się ośmieli nazywać jakikolwiek grzech lekkim” – Należy pamiętać, iż każdy grzech jest obrazą Boga, której mamy unikać więcej, aniżeli jakiekolwiek nieszczęścia i złego (Cytat za: “Katechizm św. Alfonsa Liguoriego”, Miejsce Piastowe 1931, s. 4, podkreślenie moje – MS).

    Z powyższych słów jasno wynika, iż nawet grzechów powszednich nie należy lekceważyć. Co prawda nie wysyłają one nas do piekła, ale grożą za nie straszne cierpienia w czyśćcu i nimi też się brzydzi Bóg. Nawet więc, gdyby Jimowi Caviezelowi chodziło tylko o grzechy powszednie, to i tak niedopuszczalne byłoby mówienie o nich per “grzeszki”. Tymczasem zaś, jest rzeczą powszechnie wiadomą, iż różne ze złych czynów w wykonaniu Mela Gibsona wypełniały coś, co w moralistyce nazywa się materią grzechu śmiertelnego – np. niewierność małżeńska i pijaństwo. Jak więc można trywializować te wielkie obrzydliwości nazywając je “grzeszkami”?!?

    Być może cytowane słowa Caviezela o “grzeszkach” Mela Gibsona są tylko z jego stroną niezamierzoną niezręcznością językową, której celem nie jest propagowanie heretyckiej doktryny o lekceważeniu niektórych z grzechów. Warto jednak pamiętać, iż stosowanie takich sformułowań wobec czegoś, co jest aktem nieposłuszeństwa Bogu stanowi coś niedopuszczalnego. Nie ma “grzeszków”. Są grzechy albo powszednie albo śmiertelne. Wszystkie zaś grzechy są obrzydliwością w oczach Boga, czymś co ukrzyżowało naszego Pana Jezusa Chrystusa oraz rzeczywistością, która co najmniej rani nas samych oraz naszych bliźnich.

     

     

  8. Św. Alfons Liguori: Wielka to kara, gdy Bóg nas nie karze

    Leave a Comment

    Ktoś powie: “Bóg był dla mnie dotychczas tak miłosierny, więc ufam, że taki będzie w przyszłości”. Odpowiem: dlatego że był dla ciebie taki miłosierny, chcesz Go znów obrażać? A zatem aż tak (mówi ci św. Paweł) pomiatasz Bożą dobrocią i cierpliwością? Czyż nie wiesz, że Pan tolerował Cię aż do tej pory bynajmniej nie po to, byś nadal Go obrażał, ale po to, byś opłakiwał uczynione zło? “Czy bogactwami dobroci i cierpliwości, i łagodności Jego gardzisz? Czy nie wiesz, że dobroć Boża przywodzi cię do pokuty?” (Rz 2, 4 Wlg). Jeśli ty sam ufając w Boże miłosierdzie, nie położysz kresu swym grzechom, położy im kres Pan. “Jeśli ktoś się nie nawróci, miecz swój On wyostrzy” (Ps 7, 13). “Moja jest pomsta i Ja oddam na czas” (Pwt 32, 35 Wlg). Bóg czeka cierpliwie, ale gdy nadejdzie czas odpłaty, już nie czeka, lecz karze.

    Pan czeka, aby wam okazać łaskę” (Iz 30, 18). Bóg czeka na grzesznika, by się poprawił, ale gdy widzi, że czasu danego mu na opłakiwanie grzechów używa on na ich pomnażenie, wzywa ten czas, by go sądził: “(Bóg) wezwał przeciw mnie czas” (Lm 1, 15 Wlg). To samo mówi św. Grzegorz: “Tenże czas przychodzi, aby go osądzić“, czyli ten sam czas dany jako skarb, to samo miłosierdzie w tym przypadku nadużyte przyczynią się do tym surowszego ukarania go i tym szybszego opuszczenia go przez Boga. “Staraliśmy się Babilon uzdrowić, lecz nie dał się wyleczyć. Porzućmy go!” (Jr 51, 9). A w jaki sposób Bóg opuszcza grzesznika? Albo zsyła na niego śmierć, albo dopuszcza, by umarł w grzechu; albo pozbawia go licznych łask, albo pozostawia go z samą tylko łaską wystarczającą, z której pomocą mógłby sie wprawdzie teoretycznie zbawić, ale w praktyce się nie zbawi. Zaślepiony umysł, zatwardziałe serce, utrwalone skutki popełnionego zła sprawiają, że jego zbawienie jest moralnie niemożliwe; pozostawiony w tym stanie, będzie opuszczony wprawdzie nie absolutnie, ale co najmniej moralnie. “Pokażę wam, co uczynię winnicy mojej: rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiony, rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano” (Iz 5, 5). Ach, jakaż to straszna kara! Cóż to znaczy, gdy gospodarz rozbiera płot i pozwala, by do winnicy wchodził, kto chce, człowiek i zwierzę? Znaczy to, że ją opuszcza. To samo robi Bóg, opuszczając jakąś duszę: rozbiera jej płot bojaźni przed Nim i wyrzutów sumienia i pozostawia ją w ciemności, a wtedy wchodzą do niej wszelkie potwory zła. “Mrok sprowadzasz i noc nastaje, w niej krąży wszelki zwierz leśny” (Ps 104, 20). Grzesznik zaś, opuszczony przez Boga w tej ciemności, odtąd gardzi wszystkim: Bożą łaską, niebem, upomnieniami, ekskomuniką kościelną, a nawet drwi sobie z niebezpieczeństwa potępienia. “Bezbożnik, gdy zstąpi w głębinę grzechów, wszystko ma sobie za nic” (Prz 18, 3 Wlg).

    Bóg pozostawi go w tym życiu bez kary, ale to właśnie będzie dla niego najsurowszą karą. “Jeżeli okazać łaskę złoczyńcy, on nie nauczy się sprawiedliwości” (Iz 26, 10). Św. Bernard komentuje to zdanie następująco: “Nie chcę takiej łaski; surowsza ona niż wszelki gniew” (Kazanie 42 na Pieśń nad pieśniami). O jakaż to okropna kara, gdy Bóg pozostawia grzesznika w mocy jego grzechu, jak gdyby nie żądał już od niego rozliczenia się! “(Bóg) nie będzie go traktował według wielkości swego gniewu” (Ps 10, 4 Wlg). I nawet wydaje się, jakby w ogóle nie był na niego zagniewany. “Uśmierzę mój gniew na ciebie i odstąpi od ciebie moja zapalczywość” (Ez 16, 42). I wygląda na to, że pozwala mu zdobywać wszystko, czego tylko ten pożąda z dóbr tej ziemi. “Pozostawiłem ich twardości ich serca; niech postępują według swych zamysłów” (Ps 81, 13). Nieszczęśni grzesznicy, którym w tym życiu się powodzi! Jest to znak, że Bóg czeka, by ich uczynić ofiarami swojej sprawiedliwości w życiu wiecznym. Jeremiasz pyta: “Dlaczego życie przewrotnych upływa pomyślnie?” (Jr 12, 1). I dalej odpowiada: “Oddziel ich ja owce na rzeź” (w. 3). Nie ma w tym życiu kary większej nad tę, gdy Bóg pozwala grzesznikowi dodawać grzech do grzechu, jak mówi Dawid: “Do winy ich dodaj winę, niech nie dostąpią u Ciebie usprawiedliwienia” (Ps 69, 28). Na ten temat wypowiada się także św. Robert Bellarmin: “Za grzech nie ma większej kary niż (następny) grzech“. Lepiej by było dla niejednego z tych nieszczęśników, gdyby Pan zesłał na niego śmierć już po pierwszym grzechu, bo umierając później, stanie się winny tylu piekieł, ile grzechów popełnił.

     

    Św. Alfons Maria de Liguori, “Przygotowanie do śmierci”, wydawnictwo Homo Dei, Kraków 2011, s. 160 – 163.