Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: Stary Testament

  1. Czy poligamia jest wewnętrznie zła?

    Możliwość komentowania Czy poligamia jest wewnętrznie zła? została wyłączona

    Temat poligamii – czyli małżeństwa w ramach którego mężczyzna ma prawo mieć jednocześnie wiele żon – nie jest co prawda w sensie praktycznym ważnym dla zdecydowanej większości chrześcijan, ale stanowi dość istotne wyzwanie dla ukazywania wewnętrznej wiarygodności Pisma świętego oraz religii chrześcijańskiej. Z jednej bowiem strony księgi Starego Testamentu wydają się uwiarygadniać poligamię, z drugiej zaś prawie wszystkie wyznania chrześcijańskie są mniej lub bardziej zdecydowanie przeciwne tego rodzaju małżeństwom. Jaka jest więc prawda o poligamii? Czy jest ona wewnętrznie zła? A jeśli tak, to jak tłumaczyć fakt, iż ani Stary, ani nawet Nowy Testament w sposób bezpośredni i wyraźny, na żadnej ze swych stronic, nie zakazują ani nie potępiają tej praktyki? A może, poligamia mogła być moralnie dobra w czasach Starego Przymierza i dopiero okoliczności, w których przyszło żyć ludziom w erze Nowego Zakonu czynią ją zawsze lub prawie zawsze materią ciężkiego grzechu? Na te i tym podobne pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym artykule.

    Zaczynając od przyjrzenia się temu, co na temat poligamii ma do powiedzenia autorytatywne nauczanie katolickie, to muszę jasno stwierdzić, iż przynajmniej na tyle, na ile je znam, nie znajduje w nim odpowiedzi, czy jest ona wewnętrznie zła. Owszem, wszystkie z dokumentów kościelnych, z którymi się zapoznałem, potępiają ją, ale nie precyzują tego, czy czynią one to na zasadzie stwierdzenia jej wewnętrznego zła. Nakreślone przeze mnie wyżej rozróżnienie jest ważne, gdyż pewne rzeczy są – wedle doktryny katolickiej – złe „wewnętrznie”, a przez to moralnie naganne we wszelkich czasach, kulturach i okolicznościach. Jednak inne rzeczy mogą być złe „zewnętrznie” – to znaczy z powodu zwykle, choć nie zawsze towarzyszących im okoliczności. Na przykład, oglądanie pornografii jest zwykle „zewnętrznie” złe, ale nie jest ono „wewnętrznie” złe – a to dlatego, że bardzo trudno jest patrzeć na tego rodzaju materiały bez wywoływania przy tym seksualnej pożądliwości, jednak w pewnych szczególnych okolicznościach patrzenie na pornografię może być moralnie dozwolone: dobrym przykładem tego rodzaju sytuacji jest praca sędziego, policjanta czy prokuratora, przedstawiciele wszystkich tych zawodów czasami mają nawet obowiązek zapoznawania się z materiałami natury pornograficznej, a to w celu sprawiedliwego osądzenia lub rozeznania danej sprawy (powinni jednak przy tym starać się oddalać pożądliwe myśli i pragnienia, jakie zwykle rodzą się przy oglądaniu takich rzeczy). Tak więc, same stwierdzenia zawarte w kościelnych aktach Magisterium o tym, że poligamia „nie jest zgodna z prawem moralnym” (Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2387); jest „zdrożnym obyczajem żydowskim” (patrz: Leon XIII, „Arcanum divinae sapientiae”); Chrystus potępił poligamię (patrz: Pius XI, „Casti Connubi”) nie rozstrzygają jeszcze w bardziej jednoznaczny sposób, czy poligamię należy uważać za wewnętrznie złą. Mogą one to znaczyć (a ściślej rzecz biorąc: sugerować), ale nie muszą.

    Mimo jednak tego, iż nie widzę w nauczaniu katolickim wyraźnego stwierdzenia, że poligamia jest wewnętrznie zła, a także faktu jakiegoś rodzaju przyzwolenia na istnienie takowej w ramach ksiąg Starego Przymierza, myślę, że istnieją pewnego rodzaju słabsze bądź silniejsze poszlaki na rzecz tezy, iż rzeczywiście może być ona rozpatrywana właśnie w tych kategoriach. Oto kilka takich „poszlak”:

    1. Poligamia na kartach Pisma świętego – choć nie jest wyraźnie potępiana – to jest często łączona z mniejszymi bądź większymi kłopotami. Jaskrawym tego przykładem jest historia króla Salomona, który od bycia najmądrzejszym człowiekiem na świecie przeszedł do czczenia fałszywych bóstw, a stało się to za przyczyną wielości pogańskich żon, które on poślubił (por. 1 Krl 11, 3-4). Innym biblijnym przykładem negatywnych konsekwencji poligamii jest historia Abrahama, Sary i Hagar (por. Rdz 16, 3). Otóż Sara nie mogąc dać Abrahamowi potomka, postanowiła przekazać niewolnicę Hagar jako swego rodzaju drugą żonę dla swego męża (z nadzieją, iż ta pocznie mu dziecię). I choć owa nadzieja została spełniona – Hagar poczęła Abrahamowi syna Izmaela – to jego narodziny doprowadziły do konfliktu pomiędzy Sarą a Hagar.

    2. Poligamia nie jest przez natchnionych i nieomylnych autorów Pisma świętego nigdy chwalona. Również, teza o tym, iż Bóg nakazał komukolwiek praktykowanie poligamii wydaje się być dość kontrowersyjna. To jest ważna uwaga i rozróżnienie, gdyż o ile Bóg może – w pewnym biernym i „niechętnym” sensie (o czym szerzej będzie mowa poniżej) – zezwalać na dokonywanie nawet niektórych wewnętrznie złych czynów, to nie jest możliwe, by Stwórca takie uczynki chwalił albo też rozkazywał ich popełnienie. Ktoś może na ten argument odpowiedzieć, że Bóg owszem nakazał praktykowanie poligamii w następującym przepisie Prawa Mojżeszowego:

    Jeśli jaki mąż będzie miał dwie żony, jedną kochaną, a drugą niekochaną, i one urodzą mu synów, a pierworodnym będzie syn niekochanej – to w dniu przekazywania dziedzictwa nie może za pierworodnego uznać syna kochanej, gdy pierworodnym jest syn niekochanej. Jeśli pierworodnym jest syn niekochanej, musi mu przyznać podwójną część wszystkiego, co posiada, gdyż on ma prawo do pierworództwa” (Pwt 21,15–17; por. 1 Sm 1,1nn).

    Czy jednak powyższe starotestamentowe prawo tyczyło się w swej istocie nakazu zawierania poligamicznych małżeństw? Otóż nie, jego sedno sprowadzało się do ochrony słusznych interesów syna „niekochanej żony”. Nie jest to jednak polecenie typu „Miej więcej żon aniżeli jedną”.

    Obrońcy tezy o braku wewnętrznego zła poligamii mogą powołać się jednak na inny z nakazów Starego Zakonu, a mianowicie na tzw. prawo lewiratu:

    Jeśli bracia będą mieszkać wspólnie i jeden z nich umrze, a nie będzie miał syna, nie wyjdzie żona zmarłego za mąż za kogoś obcego, spoza rodziny, lecz szwagier jej zbliży się do niej, weźmie ją sobie za żonę, dopełniając obowiązku lewiratu.” (Pwt 25, 5).

    Istotnie zakładając, iż praktyczne zastosowanie powyższego biblijnego prawa miało miejsce również w przypadku już żonatych braci zmarłego mężczyzny, to ów nakaz byłby jednoznaczny z poleceniem praktykowania bigamii bądź poligamii. W samym tekście owego przepisu nie ma zaś odniesienia, iż może on być aplikowany tylko w przypadku tych spośród braci, którzy byliby wówczas samotni (a więc byliby kawalerami bądź wdowcami). Z drugiej zaś strony – choć w świetle naszego naturalnego doświadczenia – takie założenie może wydawać się czymś mało wiarygodnym, to nie można jednak w sposób absolutny wykluczyć hipotezy, iż Bóg w swej opatrzności tak pokierował praktycznym zastosowaniem prawa lewiratu, iż zawsze ono trafiało na samotnych mężczyzn (czyli kawalerów i/lub wdowców). Jest to co prawda mało prawdopodobne, ale nie zawsze nasza ludzka logika musi odpowiadać drogom Boskiej opatrzności. Sam zaś kojarzę z Biblii tylko dwa konkretne przypadki zastosowania prawa lewiratu: tyczą się one Onana (Rdz 38, 8-9) i Boaza (księga Rut). W obu z nich nie ma informacji o tym, by Onan i Boaz byli w chwili zawierania małżeństwa lewirackiego związani z innymi kobietami: nie można więc wykluczyć założenia, iż mogli być oni wtedy samotnymi mężczyznami. Muszę jednak w tym miejscu uczciwie powiedzieć, iż nie sprawdzałem treści Biblii pod tym kątem szczegółowo, a więc gdyby któryś z czytelników tego artykułu wskazał konkretny fragment Pisma świętego, z którego by wynikało, iż małżeństwo lewirackie zostało zawarte przez jednocześnie już żonatego mężczyznę, to byłby jednoznaczny dowód na to, że de facto instytucja ta była Boskim nakazem zawierania bigamicznych bądź poligamicznych małżeństw: a więc nie mogłyby być one tym samym wewnętrznie złe.

    3. Bóg owszem – w pewnym sensie – pozwolił na praktykowanie poligamii, ale uczynił to w ramach nie swego ściśle moralnego prawa, ale tego co można nazwać „karno-cywilną częścią Prawa Mojżeszowego”. Prawa zaś karne i cywilne mają to do siebie, iż mądry i roztropny władca, może w ich obrębie niechętnie zezwalać (czyli mówiąc bardziej tradycyjnym językiem: tolerować) na popełnianie niektórych wewnętrznie złych czynów. Takie zezwolenie/tolerancja jest wówczas udzielane po to, by zapobiec powstaniu większego zła bądź osiągnąć jakieś większe dobro. Można więc powiedzieć, iż dobre prawa czasami mogą/powinny tolerować wewnętrznie złe czyny. Przykładowo osobiście uważam, iż najlepszym prawem byłyby przepisy zakazujące i karzące dokonywanie aktów cudzołożnych i homoseksualnych, ale z drugiej strony nie w każdych okolicznościach byłoby roztropne ustanawianie takich restrykcji, przez co czasami jest lepiej na płaszczyźnie prawnej tolerować takie czyny, starając się w inny sposób je ograniczać. I podobnie mogło być z przyzwoleniem Prawa Mojżeszowego na istnienie poligamii: sam fakt jej prawnego tolerowania nie musiał oznaczać, że nie jest ona wewnętrznie zła, ale mógł mieć na celu zapobieżenie jakiemuś większego złu bądź ocalenie większego dobra. Nie byłoby to wówczas sprzeczne z tymi stwierdzeniami Pisma świętego, w których oświadcza się, iż Bóg „nikomu nie zezwolił grzeszyć” (Syr 15, 20), gdyż jak to zostało już wyżej nakreślone, należy rozróżnić pomiędzy prawnym a ściśle moralnym zezwoleniem na popełnianie danych czynów. Jeśli zaś chodzi o prawa tolerujące dane grzechy, to może mieć tu zastosowanie następujące biblijne stwierdzenie:

    Dlatego dopuściłem u nich prawa, które nie były dobre, i nakazy, według których nie mogli żyć.” (Ez 20, 25).

    4. Argumentem za moralną dobrocią poligamii nie jest fakt, iż praktykowali ją również generalnie sprawiedliwi mężowie Starego Testamentu (czyli np. Abraham, Mojżesz, Dawid). Nie każdy bowiem czyn owych ludzi został spisany przez biblijnych autorów po to, by dano nam przezeń przykład do naśladowania. I chociaż można założyć, iż owi czcigodni patriarchowie oraz królowie Starego Zakonu nie zaciągali nawet osobistej winy grzechu w związku z czynioną przez siebie poligamią, to okoliczność takowa nie czyniłaby jeszcze owego zwyczaju czymś moralnie właściwym. Należy wszak rozróżnić pomiędzy czymś, co tradycyjna teologia moralna zwie „grzechem materialnym” a „grzechem formalnym”. To pierwsze występuje wówczas, gdy czynimy coś, co jest obiektywnie złe, ale nie mamy przy tym czy to świadomości czy/i dobrowolności. Wówczas co prawda dochodzi do moralnego nieporządku, ale dana osoba nie jest winna w swym sumieniu popełnienia grzechu. To drugie – czyli „grzech formalny” następuje zaś wówczas, gdy oprócz obiektywnego naruszenia tej czy innej normy moralnej, w grę wchodzi też świadomość i/lub dobrowolność jej złamania: wtedy ciąży na naszym sumieniu wina grzechu. Jako że przynajmniej na kartach Starego Testamentu prawda o wewnętrznym złu poligamii nie została nam jeszcze objawiona, możemy założyć, iż tacy występujący tam sprawiedliwi mężowie jak Abraham, Mojżesz czy Dawid, biorąc sobie więcej niż jedną żonę równocześnie popełniali właśnie „grzech materialny” nie zaś „grzech formalny”.

    Przy tej okazji warto także zauważyć, że stwierdzenie jednego z biblijnych autorów o tym, że Bóg „dał” Dawidowi wiele żon i był gotów dać mu ich jeszcze więcej (por. 2 Sm 2, 18), także nie przemawia za brakiem wewnętrznego zła poligamii. Otóż w języku natchnionych autorów Pisma świętego zwroty mówiące, iż Bóg komuś coś „dał” mogą być czasami czymś analogicznym do tego co w naszej kulturze zwie się „skrótami myślowymi”. Innymi słowy, mogą one pomijać pewne ważne rozróżnienia, a tylko w bardzo zwięzły sposób informować o danej rzeczywistości. Ujmując zaś to bardziej teologicznie, to biblijne frazy w rodzaju „Bóg dał …” nie muszą w każdym przypadku ich użycia oznaczać, że dana sytuacja była wyrazem pozytywnej Bożej woli – mogą one czasami po prostu znaczyć, iż Bóg w swej opatrzności pozwolił na zaistnienie danego stanu rzeczy. Słuszność takiej interpretacji widać choćby na przykładzie poniższego fragmentu Biblii:

    To mówi Pan: Oto Ja wywiodę przeciwko tobie nieszczęście z własnego twego domu, żony zaś twoje zabiorę sprzed oczu twoich, a oddam je twojemu współzawodnikowi, który będzie obcował z twoimi żonami – wobec tego słońca” (2 Sm 12,11 – podkreślenie moje MS).

    W powyższym wersecie Bóg zapowiada, iż „odda” żony Dawida jego rywalowi i ten będzie z nimi „obcował”. Gdyby przyjąć, że zwroty typu „da”, „odda” zawsze oznaczają Boską aprobatę dla danego działania, znaczyłoby to, iż Bóg nie miał nic przeciwko cudzołożeniu innego mężczyzny z żonami Dawida (a w gorszym zaś wypadku nawet przeciw ich gwałceniu). Wiemy jednak z tego samego Pisma świętego, iż Bóg brzydzi się tak cudzołożeniem, jak i gwałceniem, więc przyjęcie takiej interpretacji zdaje się być bardzo pochopne i ryzykowne.

    5. Swego rodzaju opcją domyślną dla małżeństwa na kartach tak Starego, jak i Nowego Testamentu wydaje się być monogamia. Widać to chociażby w opisie ustanowienia przez Boga pierwszego małżeństwa, czyli związku Adama i Ewy nie zaś Adama i kilku kobiet – (por. Rdz 2, 18-24), na którą to prawdę powołał się Pan Jezus Chrystus nauczając o tym, iż małżeństwo nie powinno być rozbijane przez rozwody (patrz: Mt 19, 4). Także w innych fragmentach Pisma świętego, w których ukazywane jest piękno małżeńskich więzi, widzimy nawiązania raczej do monogamii aniżeli poligamii:

    Niech źródło twe świętym zostanie znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze, w miłości jej stale czuj rozkosz!” (Prz 5,18n).

    Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia” (Koh 9,9).

    Pan był świadkiem pomiędzy tobą a żoną twojej młodości, którą przeniewierczo opuściłeś. Ona była twoją towarzyszką i żoną twojego przymierza. (…) Wobec żony młodości twojej nie postępuj zdradliwie! Jeśli ktoś, nienawidząc, oddalił [żonę swoją] – mówi Pan, Bóg Izraela – wtedy gwałt pokrywał swoją szatą” (Ml 2,14–16).

    Proszę zauważyć, że we wszystkich wyżej cytowanych pochwałach małżeńskiej miłości i wierności, mowa jest o „żonie” (liczba pojedyncza), a nie „żonach” (liczba mnoga).

    PODSUMOWANIE

    Biorąc zatem pod uwagę wszystkie powyższe spostrzeżenia oraz rozważania uważam za prawdopodobną, opinię wedle której poligamia nigdy nie była nie tylko „ideałem”, ale nie była ona nawet przed nadejściem Nowego Przymierza zgodna z obiektywną moralnością. Jednocześnie jednak wielożeństwo nie było sprzeczne z tymi normami naturalnego prawa moralnego, które tradycyjna teologia zwie „pierwszorzędnymi”, a co za tym idzie bogobojni i sprawiedliwi mężowie Starego Zakonu, mogli być bez własnej winy, nie dostrzegać jej wewnętrznego zła. Bóg zaś w ramach ustanowionych przez Siebie praw cywilnych mógł ów stan rzeczy tolerować.

    Mirosław Salwowski

    ***
    Źródło obrazka załączonego do powyższego artykułu: themonastery.org

  2. Czy niewolnictwo powinno być przywrócone?

    Możliwość komentowania Czy niewolnictwo powinno być przywrócone? została wyłączona

    To, co potocznie zwykliśmy zwać niewolnictwem – a więc instytucję polegającą na tym, iż porywano niewinnych ludzi z miejsca ich zamieszkania, następnie sprzedawano, by na końcu pozostawić ich nieograniczonej lub prawie nieograniczonej władzy panów – oczywiście było wewnętrznie złe. To nie znaczy, iż każdy “pan” (w sensie: właściciel niewolników) działający w ramach tego niemoralnego systemu sam postępował źle. Nie wszyscy bowiem z owych “panów” musieli korzystać z przysługujących im “uprawnień”, a więc np. gwałcić swe niewolnice, okrutnie bić za błahostki niewolników czy obciążać ich nadmiernymi pracami. To nie zmienia jednak faktu, iż same prawne oraz zwyczajowe uregulowania tego systemu był wewnętrznie złe. I jak się wczytać w Biblię, złożyć w kawałeczki poszczególne jej wypowiedzi na ów temat, to wychodzi właśnie nam mniej więcej taka właśnie sugestia. Prawo Mojżeszowe nakazywało wszak karać śmiercią porywaczy oraz handlarzy ludźmi (Wj 21,16), a także surowo karać tych z pośród właścicieli niewolników, którzy doprowadzili do ich zabicia (Wj 21, 20), zakazywało nadmiernego bicia niewolników ( Wj 21, 26). W wypadku, gdy u Izraelity ukrył się jakiś uciekający przed swym panem niewolnik, istniał zakaz wydawania go jego dotychczasowemu właścicielowi, a ów uciekinier mógł sobie wybrać miejsce, gdzie zechce żyć i „gdzie będzie czuł się dobrze”. To prawo zostało zakończone słowami: „Nie będziesz go dręczył” (Powt. Prawa 23, 16 – 17). Stary Testament przewidywał też, iż hebrajscy niewolnicy mieli być uwalniani co 7 lat, zaś niehebrajscy co 50 lat (Wj 21, 2; Pwt. Prawa 15, 12 – 15, Kpł 25, 10). Nowy Testament z kolei do grzeszników zalicza – obok np. homoseksualistów, rozpustników, kłamców, krzywoprzysiężców – handlarzy ludźmi (1 Tm 1, 10). Oczywiście w Nowym Testamencie są wezwania, aby niewolnicy byli posłuszni nie tylko łagodnym, ale także surowym panom (patrz: 1 P 2, 18), co jednak nie oznacza samo w sobie pochwalania złego traktowania niewolników, ale stanowi raczej zachętę do cierpliwego znoszenia złego traktowania ze strony innych ludzi (por. 1 P 2, 19-23).

    Dobrze się więc stało, iż taka wewnętrznie zła instytucja została prawnie zakazana i nie ma praktycznie szans na jej restaurację. Władze cywilne bowiem są od tego, by karać zło i złych (patrz: Rz 13, 3-4) oraz “uwalniać uciśnionego z rąk ciemięzcy” (Jr 22, 3).

    Można jednak wyobrazić sobie takie formy znaczącego ograniczania wolności innych osób, które pod pewnymi względami będę przypominały to, co potocznie zwaliśmy niewolnictwem, a jednak nie będę wewnętrznie złe. W dużej mierze wciąż coś takiego w ramach naszej kultury i cywilizacji istnieje. Ot, choćby możliwość zamknięcia przestępców i obciążenia ich przymusową pracą. W takiej sytuacji można powiedzieć, iż przestępcy są “niewolnikami państwa”. Międzynarodowe konwencje wojenne wciąż dopuszczają bodajże też możliwość narzucenia przymusowej pracy jeńcom wojennym. Zdrowy rozsądek łatwo przyjmuje owe ograniczenia wolności pewnych osób za godziwe i sprawiedliwe, gdyż zasadzają się one nie na arbitralnej decyzji o narzucaniu takich ograniczeń, ale ich sedno sprowadza się do narzucenia pewnych form karnej odpowiedzialności za własne niemoralne zachowania (przestępczość, udział w niesprawiedliwej wojnie). Choć tak bycie więźniem, jak i jeńcem wojennym, może słabiej kojarzyć się z niewolnictwem, ze względu na to, iż wykonawcą kary jest tu instytucja publiczna (państwo), a nie jednostki prywatne, to nietrudno sobie wyobrazić sytuację polegającą na tym, iż państwo przekazywałoby pewnych przestępców czy jeńców wojennych osobom prywatnym. Na przykład, złodziej który okradł daną rodzinę, musiałby dla niej przez pewien czas przymusowo pracować. Czy to byłoby samo w sobie niesprawiedliwe? Oczywiście, że nie. Czy kojarzyłoby się to w silniejszy sposób z tym, co historycznie utożsamialiśmy z niewolnictwem? Jasne, że tak. Czy taka sytuacja sprzyjałaby nadużyciom popełnianym wobec ukaranej w ten sposób osoby? Tak, sprzyjałaby, ale koszarowanie ludzi w więzieniach też sprzyja licznym nadużyciom, a nie postulujemy likwidacji więzień.

    Sytuacja polegająca więc na tym, że pewni ludzie dokonujący niemoralnych wyborów byliby przekazywani przez władze cywilne w ramach kary osobom prywatnym, zapewne przez wielu byłaby nazwana “niewolnictwem”, ale byłoby to wtedy “sprawiedliwe niewolnictwo”. Oczywiście, przy zastrzeżeniu, iż władza takiej prywatnej osoby nad tak ukaranym człowiekiem byłaby ściśle ograniczona (np. nie wolno byłoby seksualnie molestować tak ukaranego, cielesne karcenie takowego byłoby ściśle limitowane, istniałyby ograniczenia co do czasu jego pracy).

    Jak zatem podejść do trudności polegającej na tym, iż przez wieki Magisterium Kościoła i tradycyjna teologia rozróżniały pomiędzy “sprawiedliwym” a “niesprawiedliwym niewolnictwem” (por. Deklaracja św. Oficjum z dnia 20 czerwca 1866 roku), a współczesna doktryna katolicka potępia niewolnictwo jako “wewnętrznie złe” (por. Jan Paweł II, encyklika “Veritatis splendor”, n. 80)? Cóż, myślę, że – przynajmniej póki Magisterium nie dokona w tej kwestii bardziej szczegółowych rozróżnień i wyjaśnień – można tę trudność interpretować w kategoriach raczej pozornej niż rzeczywistej sprzeczności. Rzecz może się bowiem sprowadzać do odmiennych definicji pojęcia “niewolnictwo”. Przez “niewolnictwo” może tu być rozumiana właśnie nieograniczona lub prawie nieograniczona władza jednego człowieka nad drugim, ale już niekoniecznie pewne daleko idące, jednakże sprawiedliwe ograniczenia wolności innych osób.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    Czy niewolnictwo jest wewnętrznie złe?

    Czy chrześcijaństwo popierało niewolnictwo?

    Konfederacja walczyła o ocalenie niewolnictwa

    Obrazek umieszczony przy powyższym artykule zostały wykorzystany za następującym źródłem internetowym: https://historyreclaimed.co.uk/slavery-its-all-bad/

  3. 10 uwag o cielesnym karceniu chłopców

    Możliwość komentowania 10 uwag o cielesnym karceniu chłopców została wyłączona

    Punkt 1. Pismo święte w niektórych księgach Starego Testamentu pochwala używanie “rózgi”w celu karcenia wykroczeń popełnianych przez dzieci płci męskiej (czyli chłopców). Biblijne fragmenty, w których takowy sposób karcenia jest pochwalany i przynajmniej doradzany to między innymi: Prz 13: 24; Prz 22: 15; Prz 23: 13 – 14 ; Prz 29: 15, Syr 30: 1. Zgodnie z nauczaniem katolickim całe Pismo święte jest natchnione przez Ducha Świętego oraz wolne od jakichkolwiek błędów (por: Sobór Watykański II, konst. Dei verbum 11). Nie można więc twierdzić bądź sugerować, iż biblijne rady tyczące się używania wobec chłopców rózgi stanowią wyraz prymitywnych przekonań ludzi ówczesnych czasów, których autorzy błędnie myśleli, że taka jest Boża wola na ten temat.

    Wielu współczesnych teologów twierdzi bądź sugeruje, iż Biblia jest wolna od błędów tylko w sferze wiary i moralności albo też jest ona nieomylna tylko „w rzeczach odnoszących się do zbawienia”. Jest to pogląd błędny, niezgodny tak z „przedsoborowym” nauczaniem Kościoła, jak i prawidłowym rozumieniem nauczania ostatniego z soborów powszechnych. Jednak nawet gdyby przyjąć słuszność tych opinii, to i tak wychodziłoby na to, że biblijne rady tyczące się cielesnego karcenia chłopców są nieomylne i wolne od błędów. W oczywisty sposób tyczą się one bowiem moralności, a ponadto same o sobie mówią, że ich przestrzeganie ma związek ze zbawieniem duszy: Karcenia chłopcu nie żałuj, gdy rózgą uderzysz – nie umrze. Ty go uderzysz rózgą, a od Szeolu zachowasz mu duszę (Prz 23: 13-14 – podkreślenie moje MS).

    ***

    Punkt 2. Próba dyskredytowania starotestamentowych rad tyczących się cielesnego karcenia chłopców za pomocą przywoływania innych “brutalnych” i “krwawych” przykazań Starego Testamentu jest błędna. Oczywiście, że takie polecane w Starym Testamencie sankcje karne jak: kara śmierci, chłosta czy obcięcie dłoni nie są same w sobie złe i choć wraz z nastaniem Nowego Przymierza prawno-karna część Mojżeszowego Prawodawstwa przestała obowiązywać w sensie ścisłym, to jednak i w naszych czasach nie są one jako takie niegodziwe, a rządzący mogą je zgodnie z prawem moralnym aplikować do ustanowionego przez siebie prawodawstwa, o ile roztropnie uznają, iż w danych okolicznościach sankcje takowe będą lepiej służyły ochronie społeczeństwa oraz poprawie karanych w ten sposób winnych.

    ***

    Punkt 3. Choć jak to zostało już stwierdzone wyżej, nie wszystkie przykazania Starego Testamentu aktualnie obowiązują, to żadne z nich nie było samo w sobie złe. Przykładowo, nakaz obrzezania nie obowiązuje już chrześcijan, ale to nie znaczy, że Bóg w tym względzie polecał Żydom czynienie czegoś złego. Poza tym, o ile niektóre ze starotestamentowych przykazań straciły na swej aktualności wraz ze śmiercią i zmartwychwstaniem Pana Jezusa, to żaden fragment Nowego Testamentu nie uchyla ważności i aktualności starotestamentowych porad odnoszących się do cielesnego karcenia dzieci.

    ***

    Punkt 4. Twierdzenie, iż biblijne rady tyczące się używania wobec chłopców “rózgi” nie powinny być interpretowane w dosłownym duchu, ale że są one pewnego rodzaju symbolem innych niemających charakteru fizycznego kar nie są przekonujące. Język Pisma świętego jest w tych miejscach daleki od poezji, metafor czy hiperbol. Poza tym, o ile protestanci mogą mieć kłopot z odróżnieniem tego, co w Biblii należy rozumieć dosłownie, a co symbolicznie, takiego kłopotu w wielu kwestiach nie powinni mieć katolicy, którym z pomocą w tym odróżnianiu przychodzą Ojcowie Kościoła, Święci Pańscy, Papieże, Sobory, zatwierdzeni teolodzy, etc. A prawda jest taka, że w tradycyjnej teologii katolickiej zawsze rozumiano rzeczone biblijne rady w duchu dosłownym, to znaczy jako pochwałę fizycznego karcenia dzieci wówczas, gdy swym złym postępowaniem na takowe karcenie zasłużą.

    Również żydzi, którzy byli pierwszymi odbiorcami, biblijnych rad odnoszących się do cielesnego karcenia chłopców, rozumieli je w sposób dosłowny. Ten fakt rodzi zaś konkluzję, iż Bożą intencją było dosłowne ich rozumienie. Gdyby bowiem Bóg natchnął autorów Biblii do takiego formułowania rad na wzmiankowany temat, iż ich odbiorcy (starożytni żydzi) nie potrafiliby ich prawidłowo (tu: niedosłownie) zrozumieć, to byłoby to ze strony Boga oszustwo – Bóg jednak nigdy nie kłamie.

    Niektórzy mogą w tym miejscu sugerować, że nie wszyscy święci pańscy popierali karcenie cielesne dzieci, przywołując postać św. Jana Bosco, który w prowadzonych przez siebie szkołach zakazał stosowania takich sankcji. Przykład tego jednego świętego nie przekonuje, gdyż po pierwsze nie wiemy, czy jego zakaz wynikał z krytycznego spojrzenia na takowe karcenie we wszelkich sytuacjach i okolicznościach, czy raczej odnosił się w ścisły sposób do kontekstu szkoły jako takiej. W tym drugim wypadku byłoby zaś to bardziej zrozumiałe, gdyż istnieje różnica pomiędzy karceniem cielesnym ze strony rodzica, a takowym dyscyplinowaniem ze strony osoby dla dziecka obcej, jaką jest nauczyciel. Osoba obca może mieć bowiem mniej hamulców przed nadużywaniem owej kary, a ponadto jej autorytet jest w oczach dziecka mniejszy niż autorytet rodzica. Dlatego stosowanie kar cielesnych przez nauczycieli w szkołach może być postrzegane jako mniej roztropne i mniej odpowiednie niż używanie takowych przez rodziców.

    Na sam koniec tego punktu warto podkreślić, iż nawet papież Franciszek w aprobujący sposób wypowiedział się o stosowaniu kar cielesnych, o ile te są czynione z umiarem i miłością. Fakt ten jest wart zaznaczenia, gdyż Franciszek raczej nie słynie ze zbyt „fundamentalistycznej” interpretacji Biblii, ani też popierania rozwiązań „przemocowych” (patrz: jego sprzeciw wobec kary śmierci oraz pewnego rodzaju sceptycyzm wobec doktryny wojny sprawiedliwej). Warte zatem uwagi jest odnotowanie faktu, iż w odniesieniu do konkretnego zagadnienia cielesnego karcenia dzieci „de facto” podtrzymał on tak dosłowne rozumienie Pisma świętego, jak i wsparł on stosowanie rozwiązań „przemocowych”.

    ***

    Punkt 5. Niektórzy sugerują, iż jest sprzeczne z charakterem Pana naszego Jezusa Chrystusa odwoływanie się do kar cielesnych, jednak bliższe przyjrzenie się Nowemu Testamentowi nie potwierdza tego założenia. Przykładowo w Dziejach Apostolskich czytamy, iż św. Paweł Apostoł oślepił Elimasa za sprzeciwianie się przez niego szerzeniu Ewangelii (Dz 13: 11). Można się spytać, czy ów Apostoł dokonał tego za pomocą jakichś czarodziejskich sztuczek czy może jednak uczynił to za wolą i z upoważnienia Pana Jezusa? Z kolei w Apokalipsie św. Jana Chrystus pisze, iż “rzuca na łoże boleści” fałszywą prorokinię Jezebel (Ap 2, 22). Inne fizyczne kary, za którymi z pewnością stoi aprobata Pana naszego Jezusa Chrystusa to np. ukaranie śmiercią Annaniasza i Safiry za to, iż próbowali oszukać na płaszczyźnie finansowej wczesną gminę chrześcijańską (Dz 5: 1-11) oraz zeżarcie przez robactwo Heroda za przyjmowanie przez niego bałwochwalczej czci mu okazywanej (Dz 12: 23 ). Jeśli więc ktoś dworuje sobie z wizji Boga, który np. za karę zsyła komuś ból zęba, to niech przyjmie do wiadomości prawdę, iż Bóg zsyłał o wiele boleśniejsze i dotkliwsze kary, a więc np. oślepienie czy śmierć.

    ***

    Punkt 6. Negowanie słuszności biblijnych rad tyczących się kar cielesnych za pomocą twierdzeń w rodzaju “Biblia nie jest podręcznikiem do pedagogiki” jest niedorzeczne i równie dobrze można by w ten sposób negować biblijne zasady odnoszące się do homoseksualizmu, twierdząc, że “wszak Biblia nie jest podręcznikiem do seksuologii“.

    ***

    Punkt 7. Twierdzenia naukowców (choćby i powszechne dla nich w swym czasie) mogą być błędne i ich autorytet nie powinien być stawiany wyżej niż Pismo święte. Ta uwaga tyczy się także popularnych współcześnie twierdzeń pedagogów i psychologów o tym, jakoby kary cielesne wobec dzieci były zawsze i wszędzie szkodliwe.

    ***

    Punkt 8. Rzecz jasna aprobata dla karcenia cielesnego dzieci nie może przeradzać się w przyzwalanie na bicie dzieci bez umiaru, w emocjonalnym uniesieniu, przy akompaniamencie wulgarnych wyzwisk, itp. Przynajmniej zatem, gdy takowe dyscyplinowanie jest legalne (patrz: Pkt 10) winno odbywać się ono w sposób umiarkowany, niezagrażający ich zdrowiu, nieprzynoszący im jakichś trwałych szkód cielesnych, z jednoczesnym okazaniem im troski oraz miłości. Kary cielesne powinny być też stosowane przy poważniejszych wykroczeniach i po wyczerpaniu wcześniej stosowanych łagodniejszych sankcji.

    ***

    Punkt 9. Jako że Pismo święte chwaląc cielesne karcenie dzieci mówi o tym tylko w stosunku do chłopców, dość prawdopodobną wydaje się być opinia, iż takowych kar nie powinno się stosować wobec dziewczynek. Za słusznością takowej opinii wydają się też przemawiać pewne naturalne różnice w psychologicznej, emocjonalnej i fizycznej strukturze chłopców i dziewczynek wyrażające się w większej kruchości, słabości oraz delikatności tych drugich.

    ***

    Punkt 10. Kontrowersyjną kwestią jest to, czy w sytuacji, gdy władze danego kraju zakazują wszelkiego cielesnego karcenia dzieci, rodzice mogą lub powinni być posłuszni takiemu prawu. Z jednej bowiem strony, jak mówi Pismo święte „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29), z drugiej zaś takowe nieposłuszeństwo wobec władz cywilnych, zasadniczo rzecz biorąc tyczy się sytuacji, gdy rządzący polecają nam łamanie jakichś Bożych zakazów (np. nie cudzołóż, nie okłamuj bliźniego, nie kłaniaj się bożkom, nie zabijaj niewinnych) lub Bożych nakazów (np. głoś Dobrą Nowinę o Chrystusie, wspomagaj biednych jałmużną). W ramach moralności naturalnej i chrześcijańskiej prócz Bożych zakazów i nakazów można jednak też wyodrębnić coś, co można nazwać „Bożymi radami”. Do takich Bożych rad zaliczyć można np. nadstawienie drugiego policzka, wyzbycie się własnego majątku. Myślę też, że jest dozwolone bycie posłusznym tym niesprawiedliwym prawo władz cywilnych, które zmuszają nas do niewdrażania jakiejś Bożej rady w życie – zwłaszcza wtedy, gdy efektem takiego nieposłuszeństwa miałoby być jakieś większe zło. Nie wiem, czy w stosunku do słów Pisma świętego chwalących cielesne karcenie chłopców należy mówić raczej o Bożych „radach”, aniżeli Bożych „nakazach”, ale gdyby uznać, że mamy do czynienia z tymi pierwszymi, to sądzę, że byłoby moralnie dozwolone zrezygnowanie przez rodziców z takowego sposobu karania, wówczas, gdy nieposłuszeństwo mogłoby się skończyć czymś, co dla rozwoju dziecka byłoby prawdopodobnie gorsze w skutkach (np. uwięzieniem rodzica, odebraniem rodzicom praw opiekuńczych nad dzieckiem). W każdym razie, nawet jeśli roztropne jest bycie posłusznym takim ludzkim zakazom, to prawa zabraniające cielesnego karcenia chłopców – jeśli wywodzą się one z przekonania o nieodłącznym moralnym złu takich form dyscypliny – są niesłuszne i niesprawiedliwe.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    O karceniu cielesnym dzieci

    Czy kary cielesne są niemoralne?

    Czy Bóg okłamał żydów i chrześcijan?

    “Antyklapsowe” błędy ks. Grzegorza Kramera

  4. Grzegorz Braun znieważa bohaterów naszej wiary

    Leave a Comment

    Pamiętam jak przed laty uczestnicząc w rekolekcjach ignacjańskich prowadzonych przez ks. Karla Stehlina FSSPX słyszałem, jak tenże prezbiter krytycznie wspominał o pewnych przesadnie antysemickich publikacjach, w których ukazywano Mojżesza jako żydowskiego nacjonalistę uzurpującego sobie misję od Boga. Dziś jednak okazuje się, iż jeden ze znanych zwolenników i wiernych Bractwa św. Piusa X głosi publicznie bardzo podobne poglądy. Chodzi mi o wypowiedzi pana Grzegorza Brauna ujęte w dostępnym na serwisie YouTube filmie pt. “Grzegorz Braun: Żydowska Chanuka to świętowanie krwawego tryumfu plemienia nad drugim #144KNews” https://www.youtube.com/watch?v=ZAgCzNk08eM&t=1620s

    Przyznam, iż choć znając w moim odczuciu przesadnie krytyczne wypowiedzi pana Brauna na temat Żydów spodziewałem się po samym tytule tego filmu czegoś będącego z pogranicza prawowierności, to mówiąc kolokwialnie “zdębiałem”, gdy zacząłem odsłuchiwać jego treść poświęconą obchodzonej przez Żydów “Chanuce”. Wszak aż tak wręcz bluźnierczych słów i fraz po panu Grzegorzu Braunie nie oczekiwałem. Od minuty 19. 06 do 23. 33 człowiek ten odnosząc się do historycznego tła “Chanuki” nazywa jej świętowanie rytuałem “dzikim, plemiennym, rasistowskim“, “świętem żydowskiej nietolerancji“, “celebracją żydowskiego ekstremizmu“, “żydowskiego, plemiennego, dzikiego fundamentalizmu“. W kontekście owego święta pan Braun mówi też: “To jest świętowanie nietolerancji. Celebrowanie rasizmu. Celebrowanie plemiennego kultu, w którym zwracamy się do Pana Boga, ale, ale Boga ekskluzywnie plemiennego“.

    Bohaterowie wiary, a nie żydowscy ekstremiści

    Abstrahując od tego, czy po śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa powinno się obchodzić Chanukę, jest po prostu wielkim skandalem mówienie o jej historycznym tle w taki sposób, jak czyni to pan Braun. Święto Chanuka jest bowiem celebrowaniem wydarzeń opisanych w należących do katolickiego kanonu biblijnego  dwóch księgach machabejskich. Tłem tego święta jest opowieść o tym, jak natchnieni i wspomagani przez jedynego prawdziwego Boga Machabeusze przeciwstawili się krwawo uciskającej ówczesną prawdziwą religię, jaką był starożytny judaizm, pogańskiej tyranii króla Antiocha IV Epifanesa. W księgach machabejskich znajdują się też piękne i wzniosłe opisy męczeństwa, jakie w obronie prawdziwej wiary poniosły np. siedmiu braci i ich matka (2 Mch 7) oraz starzec Eleazar (2 Mch 6, 18 – 31).

    Machabeusze nie byli więc “dzikimi fundamentalistami” i “rasistami”.  Są oni za to autentycznymi bohaterami również naszej katolickiej wiary, którym należy się szczery i głęboki szacunek. Historia ich zmagań i nierzadko krwawego męczeństwa należy do źródeł także chrześcijańskiej religii i jest prawdziwą obelgą jej deprecjonowanie, w taki sposób jak czyni to pan Braun. Bóg, który wspomagał Machabejczyków, nie jest jakimś “ekskluzywnym plemiennie Bogiem”, ale jest prawdziwym, wszechmocnym,  jedynym w Trójcy Bogiem. Pomijam już zaś nawet to, iż prawdopodobnie Pan Jezus obchodził Chanukę (J 10, 22-23).

    Ktoś może jednak powie, że pan Braun ma rację co do Chanuki, gdyż chrześcijanie nie powinni obchodzić starotestamentowych obrzędów i ceremonii. To prawda, że te z obrzędów Starego Przymierza, których celem było wskazywanie na Chrystusa już przeminęły i że chrześcijanom nie wolno ich obchodzić (choć akurat kwestią dyskusyjną jest czy konkretnie Chanuka do nich należała). Uczniom Jezusa nie wolno ich obchodzić nie dlatego, jakoby były one wyrazem “dzikiego żydowskiego fundamentalizmu i rasizmu” oraz reprezentowały wiarę w “plemiennego Boga”. Chrześcijanie nie powinni celebrować obrzędów Starego Testamentu, gdyż owe zapowiadały przyjście Jezusa, a skoro Chrystus już przyszedł zostały One w Jego osobie i dziele wypełnione. Przykładowo, nie należy obchodzić na sposób starozakonny Paschy, gdyż to ofiara krzyżowa i zmartwychwstanie Pana Jezusa jest Paschą Nowego Testamentu, ale to nie znaczy, że Pascha Starego Przymierza była celebracją “zwycięstwa żydowskich rasistów pod wodzą wierzących w swego plemiennego Boga ekstremistów Mojżesza i Aarona nad ludem Egiptu”. Kto by w ten sposób uzasadniał nieobchodzenie przez chrześcijan starozakonnej Paschy po prostu bluźniłby przeciwko Bogu i obrażałby Jego świętych. A niestety właśnie w ten sposób obchodzenie Chanuki kwestionuje pan Grzegorz Braun.

    Pomijam już to, że p. Braun omawiając temat historycznego tła Chanuki wykazuje się kompletną niewiedzą co do pewnych ich ważnych szczegółów. Myli on bowiem umiejscowioną w innym czasie i w innej księdze Biblii historię Judyty odcinającej głowę Holofernesowi z wydarzeniami, które stoją u podstaw obchodzenia Chanuki.

    Grzegorz Braun kontra Ojcowie Kościoła

    Na koniec, tytułem przeciwwagi dla “antychanukowego” obłędu pana Grzegorza Brauna warto przytoczyć z jakim szacunkiem o Machabeuszach wypowiadali się Ojcowie i Święci Kościoła:

    Kim byli Machabejczycy? … Nie u wielu zaznają czci, gdyż ich męczeńskie zmagania nie miały miejsca po Chrystusie. Lecz godni są uczczenia przez wszystkich, ponieważ ich męstwo dotyczyły wartości wiary ojców religijnych. Złożyli bowiem świadectwo przed cierpieniem Chrystusa na to, co mieli czynić prześladowani po Chrystusie i naśladujący Jego śmierć w naszej obronie. Oni bowiem, bez takiego przykładu, skoro wykazali się tak wielką cnotą, o ileż by okazali się doskonali, wstępując w szranki po przykładzie, jaki dał nam Chrystus! (…) – św. Grzegorz z Nazjanzu, “Mowa 15: Pochwała Machabejczyków”.

    Oto masz męstwo wojenne, w którym niemało jest szlachetności i piękna, ponieważ przekłada ono śmierć nad niewolę i hańbę! A cóż mam mówić o cierpieniach męczenników? Żeby szeroko się nie rozwodzić, zapytam, czy młodzieńcy machabejscy mniejszy odnieśli tryumf nad pysznym królem Antiochem niż ich ojcowie? (2 Mch 7, 1-4). Przecież tamci zwyciężyli przy pomocy oręża, ci bez broni. Stąd niezwyciężony zastęp siedmiu chłopców, otoczony wojskami króla. (…) św. Ambroży, “Obowiązki duchownych” 1, 41, 202n.

    Gotowiśmy raczej umrzeć, niźli zakon Boży ojczysty przestąpić ( 2 Mch 7, 2). Taką odpowiedź dała znakomita rodzina Machabeuszów Antyochowi, okrutnemu prześladowcy religii żydowskiej. Młodzi Hebrajczycy odpowiedzieli śmiało i odważnie: Bogu winniśmy miłość i żadna męczarnia nie odwiedzie nas od Niego. Gotowiśmy na wszystko, ciała nasze są w twej mocy. Ale nasza wiara i miłość nie uznaje twej władzy i panowania. Nie myśl, że uczynimy coś takiego, co by się Panu nie podobało, z radością umrzemy za wiarę. Istotnie, nie zachwiali się w swem postanowieniu, gotowi przy łasce Bożej dla zachowania wiary wszystko utracić: majątek, godności, a nawet i życie. Czy was nie wprawia w podziwienie męstwo owych starozakonnych Męczenników, którzy mniej od nas łask posiadali? Bracia moi, ci ludzie nie widzieli jako my Jezusa Chrystusa, niosącego krzyż na Kalwarię, nie widzieli również niezliczonych Męczenników, którzy na wzór Jezusa Chrystusa z takim bohaterstwem cierpieli za wiarę; oni właśnie nam torowali drogę. Nie słyszeli wcale Jezusa Chrystusa, który z krzyża zdaje się do nas przemawiać: Dziatki moje, wstąpcie na swą Kalwarię, jak ja wstąpiłem na swoją Golgotę. Ta zachęta może nam dodać męstwa i otuchy. Oni jej jednak nie mieli! (…) Starajmy się naśladować tych bohaterów (…). – św. Jan Vianney, Kazanie o męczeństwie Machabeuszów.

    Mirosław Salwowski

  5. Kamienowanie złych synów w Starym Testamencie było wyrazem miłości

    Leave a Comment

    Różne z praw i przykazań, które Bóg dał w Starym Testamencie, są ulubionym celem ataków rozmaitych wrogów chrześcijaństwa. Mają one – wedle autorów tych ataków – pokazywać, iż albo tak naprawdę Bóg w Starym Zakonie był zły i okrutny, albo zaś Stary Testament jest bardziej zbiorem prymitywnych żydowskich wyobrażeń o Bogu, aniżeli autentyczną Prawdą o Bogu. Jednym z przykładów takiego rzekomo niemiłosiernego prawa Starego Testamentu jest następująca zapisana w nim zasada:

    Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny,  ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, i powiedzą starszym miasta: Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu. Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się” (Pwt 21, 18-21).

    Cóż może być bardziej okrutnego od powyższego prawa – mówią wrogowie Starego Testamentu – niż wydawanie swych dzieci na śmierć? Czy jednak, aby na pewno owe starotestamentalne przykazanie było w absolutny sposób sprzeczne z miłością i miłosierdziem? Zastanówmy się nad tym przez chwilę.

    Sięgnijmy po pewną analogię. Otóż powiedzmy, że jacyś rodzice wiedzą, iż ich syn jest notoryczynym gwałcicielem i jeśli nie doniosą na niego do odpowiednich organów ścigania, to będzie on to czynił dalej. Oczywiście, na płaszczyźnie emocjonalnej, decyzja o zadenuncjonowaniu swego zwyrodniałego syna będzie dla nich bardzo trudna, a może nawet wyda im się sprzeczna z miłością, jaką winni mu okazywać. Ale, czy rzeczywiście można powiedzieć, iż zgłoszenie takiego syna na policję (a co za tym idzie de facto skierowanie go do więzienia) będzie nie do pogodzenia z miłością, jaka mu się należy? Oczywiście, że nie. Wręcz przeciwnie, rodzice, którzy doniosą na swego syna-gwałciciela postąpią zgodnie z miłością – tak do całego społeczeństwa, względem jego potencjalnych przyszłych ofiar, jak i ostatecznie wobec niego samego. Czy bowiem wyrazem miłości wobec innych bliźnich byłoby pozostawianie na wolności groźnego przestępcy i złoczyńcy? Rzecz jasna, że nie byłaby to oznaka autentycznej miłości wobec tych, których ich syn już skrzywdził i których mógłby jeszcze skrzywdzić. Czy wreszcie, miłością wobec syna-gwałciciela byłoby dawanie mu bezkarności w jego ohydnym postępowaniu? Nie, to nie byłaby prawdziwa miłość, gdyż nie służyłaby jego dobru. Bezkarność bowiem jest najlepszą szkołą demoralizacji, a rodzicom powinno zależeć na tym, by ich syn się poprawił. Ukaranie więc jego czynów, nie byłoby ze strony rodziców aktem nienawiści, ale przeciwnie stanowiłoby wyraz trudnej, twardej, niemniej jednak prawdziwej i dojrzałej miłości.

     

    OK, powie może ktoś, ale przecież w przypadku starotestamentowego prawa mamy do czynienia ze współpracą rodziców w wymierzeniu ich synowi znacznie bardziej surowej kary (wyrok śmierci) za lżejsze niż gwałt występki (pijaństwo i rozpustę). Czy to aby na pewno jest miłosierne? Nie widzę powodów, by uznawać takie postępowanie za jakoś fundamentalnie różniące się od przyczynienia się do skazania swego dziecka na karę więzienia. Po pierwsze bowiem, kara śmierci może być dla skazanego większym dobrodziejstwem niż więzienie. W więzieniu bowiem skazani często jeszcze bardziej się deprawują, a ponadto nieraz są ofiarami różnych aktów przemocy fizycznej i seksualnej. Kara śmierci może zaś pobudzić skazanego do głębszej refleksji nad swym życiem (które ma się niebawem skończyć), a w efekcie pomóc mu pojednać się z Bogiem i bliźnimi. Jeśli zaś, ktoś nawet w obliczu zbliżającej się dla niego egzekucji nie nawróci się, to przynajmniej odbierze mu się możność dalszego czynienia zła, przez co ochroni się społeczeństwo przed jego zbrodniczą działalnością. Po drugie: choć owszem rozpusta i pijaństwo są lżejszymi występkami niż gwałt, to jednak są one wciąż poważnymi grzechami, które przysparzają wielu cierpień ludziom wokół. Zasługują więc one na odpowiednią karę. W Starym Testamencie Bóg w swej mądrości nakazał w niektórych przypadkach karać coś takiego śmiercią. Czy było to niemiłosierne? Nie. Prawo to było  tak miłosierne, jak i rozsądne. W tamtym czasie naród żydowski był bowiem otoczony przez nieraz wręcz ekstremalnie zdeprawowane narody (które np. zabijały dzieci w ofierze swym bożkom, uprawiały świątynną prostytucję) i okoliczność ta uzasadniała stosowanie bardziej surowych praw karnych, które jednak nie musiały być wdrażane w czasach późniejszych, gdy zmieniły się niektóre z uwarunkowań kulturowych.

     

     

  6. Czy tatuaże są dozwolone?

    Leave a Comment

    Wedle mej opinii zwyczaj “ozdabiania” swej cielesnej powłoki za pomocą trwałych, nie dających się w sposób normalny usunąć, malunków (czyli tatuaży), stanowi coś nad wyraz wątpliwego moralnie i w związku z tym powinien być stanowczo odradzany. Co pewien jednak czas, temat stosowności bądź niestosowności tatuaży wraca, zaś różni księża wypowiadający się w tej sprawie reprezentują odmienne opinie. Przykładowo, znani duchowni, ks. Grzegorz Kramer i o. Adam Szustak sami nie kryją, iż posiadają tatuaże, opatrując ów fakt mniej lub bardziej aprobatywnym komentarzem ze swej strony. Z kolei inni także dość rozpoznawalni księża wypowiadają się mocno krytycznie na temat tej praktyki. Warto więc może zebrać w jednym miejscu argumenty chrześcijańskich zwolenników tatuowania się, by następnie dać na nie konkretną odpowiedź.

     

    ARGUMENTY OBROŃCÓW TATUAŻY

    1. Zakaz tatuowania się jest jednym z tych przykazań Starego Testamentu, które  nie zostały powtórzone przez Pana Jezusa i Apostołów w Nowym Testamencie. Przykazania zaś Starego Przymierza nie obowiązują chrześcijan, więc nie można uznać tatuowania się za zakazane w aktualnych czasach.

    2. Kontekst starotestamentowego zakazu tatuowania się wskazuje na to, iż nie tyczy się on naszych czasów, gdyż obok tego zakazu podano też różne prawa i przepisy, które z pewnością nie obowiązują już chrześcijan, np.  nieobsiewanie pola dwoma rodzajami ziarna, nieobcinanie w kółko włosów na głowie.

    3. Jest wątpliwe, czy aby na pewno w przywoływanym przez przeciwników zakazie tatuowania się chodzi o tę praktykę czy może o coś innego. Ów zakaz brzmi bowiem: “Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym. Nie będziecie się tatuować” (Kapłańska 19: 28).  Prawdopodobnie nie chodzi więc o samo czynienie sobie trwałych malunków na ciele, ale o robienie sobie tego w określonym celu, czyli na znak żałoby po zmarłej osobie. Jeśli więc ktoś czyni sobie tatuaże w innych celach niż przywołany wyżej, to nie łamie tym samym tego Bożego zakazu.

    4. Starożytny zwyczaj tatuowania się miał ścisłe odniesienie do pogańskich wierzeń i dlatego był zakazany w Starym Przymierzu. Jeśli więc dany tatuaż nie ma treści i intencji o charakterze pogańskim, to nie można tego ganić jako czegoś nieodpowiedniego.

    5. Nawet jeśli zwyczaj tatuowania się ma pochodzenie pogańskie, to nie oznacza jeszcze, że jest to coś per se złego lub niebezpiecznego. Wiele z rozpowszechnionych dziś rzeczy ma pochodzenie pogańskie, a przecież nie potępia się ich praktykowania (np. w języku angielskim poszczególne dni tygodnia pochodzą od imion pogańskich bóstw).

    6. Argument o tym, jakoby tatuowanie się było czymś nieodpowiednim, gdyż stanowi poprawianie Bożego dzieła stworzenia nie jest trafny, albowiem wiele z naszych działań polega na udoskonalaniu i ulepszaniu sposobu funkcjonowania naszego organizmu czy otaczającego nas świata, np. używanie dezodorantu, obcinanie paznokci, leczenie chorób, koszenie trawy.

    7. Chorwaccy katolicy i egipscy Koptowie przez wieki tatuowali sobie krzyże na nadgarstkach, aby w obliczu prześladowań ze strony muzułmanów nie wyrzec się wiary. Podobnie i dziś można zrobić sobie tatuaż o treści chrześcijańskiej, dając w ten sposób piękne świadectwo wiary w Pana Jezusa i Jego Ewangelię.

     

    ODPOWIEDZI NA ARGUMENTY OBROŃCÓW TATUAŻY

    Ad. 1. Jest prawdą, iż zawarta w Starym Testamencie zasada: “Nie będziecie się tatuować” (Kapłańska 19: 28) nie została w sposób bezpośredni powtórzona w żadnej z ksiąg Nowego Testamentu. Ale to nie znaczy jeszcze, że w takim razie na pewno ona nie obowiązuje. Starotestamentowy zakaz zoofilii też nie został powtórzony w Nowym Testamencie, ale czy w takim razie oznacza to, iż seks ze zwierzętami jest dozwolony chrześcijanom?

    Na to, iż zakaz tatuowania się może być dalej wiążącym przykazaniem wskazuje fakt, iż przynajmniej jeden z papieży zabronił praktykowania owego zwyczaju. Uczynił tak Hadrian I w roku 726. Chyba zaś, nie muszę przypominać nikomu, iż rok 726 był czasem na długo po ustaniu Starego Przymierza.

    Ad. 2. Zakaz tatuowania się został ujęty w 19 rozdziale Księgi Kapłańskiej, gdzie zostało podanych ok. 29 różnych nakazów i zakazów. Zdecydowana większość z tych 29 zasad, gdyż jakieś 24 z nich, może być spokojnie uznana za mająca uniwersalne znaczenie moralne i obowiązujące chrześcijan. Przykładowo, obok zakaz tatuowania się czytamy tam m.in. o szanowaniu matki i ojca, zakazie kradzieży, oszustwa i kłamstwa, nieuprawianiu czarów, wróżbiarstwa, niezwracania się do wywołujących zmarłych, wydawaniu sprawiedliwych wyroków, niewyzyskiwaniu swego bliźniego. Zaledwie kilka z podanych tam reguł odnosi się do rzeczy, które nie są tradycyjnie obecne w nauczaniu chrześcijańskim jako aktualne, a więc np. zakaz obsiewania pola dwoma gatunkami ziarna czy też noszenia szat z dwóch rodzajów lnu. Zwolennicy zaś tatuaży powołują się na tę zdecydowaną mniejszość przykazań z 19 rozdziału Księgi Kapłańskiej, by przekonać innych, że na pewno zakaz tatuowania się należy do tej samej kategorii nie tyczących się uniwersalnej i obiektywnej moralności reguł. To jest podejście manipulacyjne albo wynikające z pośpiesznej, nieuważnej lektury tej części owej księgi. Obecność zakazu tatuowania się w 19 rozdziale Księgi Kapłańskiej samo w sobie jeszcze nie rozstrzyga tego, czy zasada ta jest wyrazem obiektywnej moralności czy może jest zmienną, uwarunkowaną kulturowo normą.

    Ad. 3. To, że zakaz nacinania ciała na znak żałoby po zmarłym został umieszczony obok zakazu tatuowania się nie oznacza od razu, iż na pewno w takim razie jest to jedna i ta sama zasada. Można by tak powiedzieć, gdyby 28 werset 19 rozdziału Księgi Kapłańskiej brzmiał: “Nie będziecie się tatuować po to, by czynić znak żałoby po zmarłym“. Jednak ten fragment tak nie brzmi. Jest więc prawdopodobną tezą, iż Księga Kapłańska (19: 28) podaje dwa odrębne od siebie zakazy, a nie tylko jeden zakaz.

    Ad. 4. Pismo święte nie podaje uzasadnienia zakazu tatuowania się, dlatego twierdzenie, iż przykazanie to było motywowane jego ówczesną pogańską treścią jest pewnego rodzaju domysłem. Zresztą to, że prawdopodobnie w starożytności tatuaże odwoływały się do pogaństwa nie oznacza, iż w takim razie tatuowanie nie nawiązujące do takich treści jest automatycznie OK. Przykładowo, w Starym Testamencie potępia się i zakazuje prostytucji o charakterze kultowym (czyli takiej sprawowanej w ramach pogańskiego kultu), ale czy w takim razie oznacza to, iż prostytucja nie-sakralna, lecz komercyjna jest moralnie w porządku?

    Ad. 5. Nie wszystkie rzeczy, które były praktykowane przez pogan są od razu złe czy niebezpieczne (np. poganie nosili buty, co nie oznacza, że było to czymś niewłaściwym), ale trzeba odróżnić coś co jest specyficznego dla pogańskich społeczności od tego, co jest nie jest dla takowych czymś wyróżniającym i oryginalnym. Przykładowo, poganie nosili obuwie, ale nie było to rzeczą ich wyróżniającą, gdyż żydzi i chrześcijanie też praktykowali ów zwyczaj. Jednak np. składanie krwawych ofiar z ludzi czy sakralna prostytucja miały swój początek w pogańskich narodach, były one wśród nich często rozpowszechnione, a jeśli zdarzały się takowe rzeczy wśród żydów, to stanowiły one wynik naśladownictwa pogańskich obyczajów. Podobnie, zwyczaj tatuowania się miał swe początki w pogańskich społecznościach, a do narodów chrześcijańskich dotarł później w skutek naśladownictwa tychże ludów. Choć nie jest to jeszcze argument w 100 procentach niezawodny, to sam ów fakt (pogańskie korzenie i popularność wśród pogan owego zwyczaju) powinien nas pobudzać do szczególnej ostrożności i podejrzliwości wobec tatuowania się. Choć bowiem poganie nie błądzą zawsze i wszędzie, to jednak ich umysł oraz serce są w większym stopniu narażone na oddziaływanie szatana i jego demonów, a także są oni bardziej podatni na różne pokusy do grzechu.

    Ad. 6. Należy odróżnić te ingerencje w funkcjonowanie naszego organizmu oraz otaczającego nas świata przyrody, które służą czemuś dobremu i konstruktywnemu od tych z nich, które są w zasadzie bezużyteczne, a jeśli już to służą próżności, nieskromności oraz powodują mniejsze bądź większe ryzyko dla zdrowia. Nie można więc np. porównać choćby obcinania włosów i paznokci z robieniem tatuaży. Te pierwsze czynności w oczywisty sposób służą lepszemu funkcjonowaniu naszych ciał (zbyt długie włosy mogą utrudniać widzenie, długie paznokcie ranić innych, łamać się powodując uszkodzenia palców, etc.). Tatuowanie się jednak z praktycznego i zdrowotnego punktu widzenia niczemu zasadniczo nie służy, a jeśli już to może zaszkodzić. Od strony estetycznej jest to bowiem oszpecanie siebie, które polega na wstrzykiwaniu w swój organizm sztucznych barwników, co powoduje może nie duże, ale jednak pewne ryzyko dla zdrowia. Bilans możliwych zysków i strat w przypadku tatuaży nie wypada dla nich pozytywnie. Są one bowiem tym rodzajem nienaturalnej interwencji w organizm, która żadnego wymiernego dobra nie powoduje, a za to oszpeca i wywołuje możliwe komplikacje zdrowotne.

    Ad. 7. Nie istnieje dogmat o bezgrzeszności i bezbłędności chorwackich katolików oraz egipskich Koptów. To, że oni coś przez wieki często czynili, nie oznacza od razu, że na pewno było to dobre. Mogli wszak robić rzeczy niewłaściwe w dobrych intencjach. Poza tym, nawet, gdyby uznać, że ten przypadek tatuowania się dałoby się uzasadnić, to i tak nie dałoby się tego usprawiedliwienia rozciągnąć na innego rodzaju tatuaże. Chorwaccy katolicy i egipscy Koptowie czynili to bowiem po to, by nie wyrzec się wiary w Chrystusa, w ogromnej zaś większości przypadków tatuaży nie czyni się w tej intencji, ani też nie ma żadnej ku temu potrzeby. Jeśli zaś chodzi o tatuaże o treści chrześcijańskiej czynione czasami w naszych czasach i w naszym kręgu kulturowym, to i ich zasadność można zakwestionować. Istnieje bowiem wiele innych sposobów przyznawania się do wiary w Pana Jezusa (np. modlitwa przed posiłkiem), z którymi nie wiąże się tyle podejrzanych konotacji co z tatuażami.

     

    PODSUMOWANIE

    Argumenty podawane w obronie tatuaży nie wydają się brzmieć zbyt wiarygodnie i przekonująco. Nie widać mocnych przesłanek na rzecz tezy, jakoby starotestamentowy zakaz tatuowania się miał charakter przykazania obrzędowego, a przez to tymczasowego i nie będącego wyrazem naturalnego prawa oraz porządku moralnego.  Tak naprawdę, już sam naturalny zmysł, intuicja oraz rozsądek wydają się podpowiadać nam, iż jest to zupełnie bezużyteczne oszpecanie swego ciała i nawet jeśli na siłę dałoby się wymyślić jakieś dobra mające z tego wyniknąć, to po stronie minusów tatuowania się można bez problemu wskazać więcej rzeczy.

     

  7. Które z przykazań i praw Starego Testamentu obowiązują chrześcijan?

    Leave a Comment

    Przy omawianiu niektórych kwestii moralnych w rodzaju zdobienia swego ciała tatuażami, cielesnego karcenia dzieci czy też stosowania kary śmierci za pewne nieprawości, częstym argumentem jaki jest stosowany przez przeciwników bądź zwolenników tych rzeczy jest stwierdzenie, iż “chrześcijan nie obowiązują prawa Starego Testamentu“. Czy jest to zasadne twierdzenie? Owszem, jest to zdanie prawdziwe, ale tylko po części. Część bowiem z przykazań i praw Starego Testamentu nie obowiązuje chrześcijan (a pełnienie niektórych z nich jest im nawet zakazane), ale część z tych przykazań i praw jak najbardziej wiąże nas w sumieniu. Nie można więc tu dać żadnej absolutnej i ogólnej reguły typu: “Chrześcijan nie obowiązują przykazania Starego Zakonu” albo przeciwnie “Chrześcijan obowiązują przykazania Starego Przymierza“. Odpowiedź na pytanie, czy uczniów Pana Jezusa obowiązuje zapisane wcześniej w Starym Testamencie przykazanie będzie bowiem zależała od rozpoznania, czy to przykazanie miało charakter moralny, sądowy czy obrzędowy.  Mówiąc bowiem w skrócie – moralne przykazania Starego Przymierza jak najbardziej wiążą chrześcijan w sumieniu; prawa tam zawarte o charakterze sądowym nie obowiązują chrześcijan w sensie ścisłym, ale ich spełnianie nie jest też chrześcijanom zakazane; z kolei przykazania Starego Zakonu o charakterze obrzędowym nie tylko nie obowiązują chrześcijan, ale są im zakazane pod karą grzechu.

    Wskazane wyżej rozróżnienia nie są mego autorstwa, ale stanowią najbardziej klasycznie chrześcijańskie podejście do kwestii obowiązywania praw i przykazań Starego Testamentu. W ten sposób na ów temat nauczał w swej “Sumie teologicznej” choćby św. Tomasz z Akwinu. Pochylmy się więc na chwilę nad uzasadnieniem tych tradycyjnych rozróżnień tyczących się obowiązywania przykazań Starego Zakonu.

    Przykazania moralne Starego Testamentu to np. zakaz zabijania niewinnych, cudzołożenia, oszukiwania, kłamania, nakaz szanowania rodziców, wspierania ubogich, itp. Zasady te są niezmienne, gdyż tyczą się funkcjonowania ludzkiej natury, która jest też w swych zasadniczych podstawach niezmienna i niezależna od uwarunkowań kultury, historii czy okoliczności. To, że morderstwo, cudzołóstwo, kłamstwo czy oszustwo rani oraz krzywdzi naszych bliźnich było prawdziwe 6 tysięcy lat temu, tysiąc lat temu, jak i będzie prawdziwe za 100 tysięcy lat, jeśli tylko jeszcze nasz świat będzie istniał. Natura tych rzeczy się nie zmieni, tak jak nie zmieni się to, iż kobiety rodzą dzieci, jako ludzie mamy krew, serce, wątrobę, itp.

    Przykazania sądowe Starego Testamentu to przede wszystkim różnego rodzaju kary i sankcje, które były przewidziane za popełnienie poszczególnego rodzaju grzechów, a więc np. zabijanie za czary, homoseksualizm, bałwochwalstwo, nakaz zwrócenia w poczwórny bądź pięciokrotny sposób wartości skradzionej przez siebie rzeczy, etc. Te prawa nie obowiązują w sensie ścisłym chrześcijan, gdyż zostały dane jednemu konkretnemu  narodowi (czyli Żydom) przy uwzględnieniu warunków, w którym przyszło mu żyć oraz szczególnej misji dziejowej, która została mu powierzona. Narody zaś o charakterze chrześcijańskim nie muszą ich przestrzegać pod karą grzechu, gdyż nie żyją w dokładnie takich samych warunkach, w jakich żyli niegdyś Żydzi. To jednak nie oznacza, że chrześcijańscy władcy nie mają moralnego prawa do wprowadzania części bądź nawet całości sądowych praw Starego Testamentu, o ile po namyśle i roztropnym rozeznaniu uznają, iż okoliczności, w których przyszło im panować, czynią wskazanym taką prawną adaptację. Chrześcijański władca ma więc np. prawo karać śmiercią za cudzołóstwo, morderstwo, czary czy homoseksualizm i nie można go za to ganić czy potępiać. Tym bardziej zaś, chrześcijańscy władcy nie tylko mają prawo, ale wręcz powinni inspirować się duchem praw sądowych Starego Testamentu, gdyż przykazania te były autorstwa Boga i odzwierciedlały Jego charakter oraz mądrość. Tak więc, nawet jeśli w danym chrześcijańskim państwie nie karze się śmiercią cudzołóstwa czy homoseksualizmu, to jeszcze nie oznacza, że występki te powinny być z samej zasady wolne od jakichkolwiek kar. Czyny te bowiem tak jak niegdyś szkodzą społeczeństwu, więc choć surowość kary za owe, nie musi być dokładnie taka sama jak pod Starym Przymierzem, nie znaczy jednak to, iż mają być one prawnie bezkarne. Podsumowując jednak tę część naszych rozważań – prawa sądowego Starego Zakonu w ich ścisłym i literalnym sensie nie są chrześcijanom ani nakazane, ani zakazane.

    Przykazania obrzędowe Starego Testamentu to różne przepisy i regulacje tyczące się judaistycznego kultu świątynnego, sposobu składania ofiar, ówczesnego kapłaństwa, poszczególnych świąt, itp. Te prawa i przepisy są zakazane chrześcijanom, dlatego, że ich celem było wskazywanie na doskonałą ofiarę Pana Jezusa, która miała przyjść, a wraz z ofiarą Chrystusa straciły one swą aktualność i znaczenie. Po śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa kontynuowanie tych obrzędów sugerowałoby więc, iż Mesjasz jeszcze nie nadszedł i nie spełnił swej ofiarniczej misji, a to byłoby wielkim bluźnierstwem.

     

    Oczywiście, w przypadku poszczególnych przykazań Starego Testamentu może zachodzić trudność w rozeznaniu, czy należą one do moralnych, sądowych lub obrzędowych? W jaki sposób to rozpoznać. Poniżej podam parę kryteriów pomocnych w takim rozeznaniu.

    Po pierwsze: przykazania moralne często – choć nie zawsze – są powtórzone w treści Nowego Testamentu lub pismach Ojców Kościoła. Na przykład apostołowie w swych listach nieraz pisali, iż nie należy kraść, kłamać, oszukiwać, cudzołożyć, czynić bałwochwalstwa, a trzeba za to szanować rodziców, wspierać ubogich, itd. Z kolei, jeśli chodzi o starotestamentowy zakaz przebierania się w szaty płci przeciwnej, to co prawda owa zasada nie jest dosłownie powtórzona w Nowym Testamencie, jednak podają ją w swych pismach Ojcowie Kościoła – stąd wniosek, iż prawdopodobnie również ta reguła miała charakter ściśle moralny.

    Po drugie: jeśli w księgach Nowego Testamentu nie ma wskazania na to, iż dane przykazanie ze Starego Testamentu wciąż obowiązuje chrześcijan, to jest to prawdopodobna (choć niekoniecznie absolutnie pewna) przesłanka na rzecz tezy, iż dana zasada już nie obowiązuje. Na przykład, w Nowym Testamencie nie powtarza się zasad typu, iż nie wolno łączyć mięsa z mlekiem czy też ubierać się w szaty składające się jednocześnie z wełny i lnu – milczenie tej części Biblii na ów temat jest więc wskazówką na rzecz tezy, iż owe przykazania już nie obowiązują chrześcijan. Ale uwaga, nie zawsze to tak działa. Na przykład, starotestamentowy zakaz zoofilii nie jest dosłownie powtórzony w Nowym Testamencie, ale któż w związku z tym ośmielałby się twierdzić, że w takim razie seks ze zwierzętami jest chrześcijanom dozwolony.

    Po trzecie: część z przykazań Starego Testamentu została mniej lub bardziej wyraźnie odwołana w Nowym Testamencie. Na przykład św. Paweł Apostoł pisze, że poddawanie się obrzędowi obrzezania poddaje w wątpliwość ofiarę Pana Jezusa. W innym miejscu ów apostoł pisze zaś, żeby nikt nie sądził chrześcijan z powodu zachowywania świąt nowiu i szabatu. Z kolei, całe ustępy Listu do Hebrajczyków poświęcone są wyjaśnianiu tego, iż prawa obrzędowego Starego Przymierza miały swą wartość do czasu śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa.

    Po czwarte: może zdarzyć się tak, że co prawda w sensie dosłownym dana zasada Starego Testamentu nie obowiązuje chrześcijan, ale duch za nią stojący przekazuje nam zasadę moralną, którą mamy się kierować. Przykładowo, w Starym Zakonie Bóg nakazał wypłacać robotnikom ich zarobek na koniec każdego dnia pracy. Prawdopodobnie nie oznacza to, iż system comiesięcznych wypłat jest niemoralny, jednak głębszy sens tego przykazania, a mianowicie to, iż należy w sposób regularny wypłacać pracownikom ich pensje i nie powinno się z nimi zalegać jest zawsze aktualny.