Możliwość komentowania Czy Michał “Misiek” Koterski jest dobrym wzorem dla katolików? została wyłączona
Pan Michał “Misiek” Koterski od kilku lat jest przedstawiany w mass mediach – także, a może głównie, w tych katolickich – jako osoba, która po latach trwania w nałogach narkomanii i pijaństwa, wróciła do więzi z Bogiem i dziś może służyć wręcz jako przykład dobrego życia dla innych katolików. W niniejszym tekście chciałbym jednak wskazać na pewne ciemne aspekty życia pana Koterskiego, które wciąż mają miejsce. Zaznaczam, iż nie czynię tego, by kwestionować szczerość nawrócenia tego człowieka (to czy coś takiego miało miejsce w jego życiu, ostatecznie wie tylko Bóg). Nie sugeruję zatem przez poniższe wywody, że “Misiek” Koterski nie znajduje się w czymś, co tradycyjna teologia katolicka zwie “łaską uświęcającą” albo, iż jego nawrócenie jest czysto pokazową zagrywką, która ma przyciągnąć uwagę mass mediów do jego osoby. Cieszy mnie też to, że ów człowiek zerwał z wieloletnim uzależnieniem od alkoholu i narkotyków – w ten czy inny sposób jest to Bożą łaską daną temu człowiekowi, z powodu której należy się radować. Mimo jednak tych wszystkich powyższych zastrzeżeń uważam, że ktoś musi powiedzieć, iż “Król jest (częściowo) nagi“. Przedstawianie bowiem aktualnego życia pana Michała Koterskiego tak jakby nie wzbudzało już ono żadnych krytycznych uwag, może bowiem przynieść niemało szkody duszom katolików. Mam (co prawda niewielką, ale jednak) nadzieję, iż ktoś z otoczenia owego aktora przeczyta ten tekst i dla dobra również jego, odważy się przynajmniej zasugerować niektóre z krytycznych uwag poniżej przeze mnie czynionych.
***
Pierwszą rzeczą, jaką należy poddać krytyce w związku z publiczną aktywnością p. Michała “Miśka” Koterskiego jest fakt, iż już od czasu deklarowanej przez siebie zmiany życia wystąpił on przynajmniej w jednym, w pewnych swych aspektach propagującym niemoralność, filmie fabularnym. Chodzi mi w tym miejscu o produkcję pt. “Swingersi” (2020, reżyseria Andrejs Ēķis). Film ten jest niemoralny po pierwsze dlatego, że w życzliwy sposób przedstawia się w nim – przynajmniej stałe – związki homoseksualne. Stałość relacji o charakterze homoseksualnym nie czyni ich jednak miłymi w oczach Boga, nawet jeśli są one mniejszym złem w porównaniu do rozwiązłości praktykowanej przez znaczną część sodomitów. Po drugie: chociaż wbrew pozorom jego fabuła nie zmierza do usprawiedliwiania przypadkowego seksu z przypadkowymi partnerami, a raczej kieruje uwagę widzów w stronę doceniania stabilności, a może i nawet wierności w ramach trwałego związku, to aby widz mógł dojść do tego wniosku, naraża się go na obcowanie z całą masą obsceniczności, bezwstydu i nieskromności. O ile więc można powiedzieć, iż w tym konkretnym aspekcie przesłanie tego filmu jawi się jako w miarę poprawne, to osiągnięto je za pomocą niedopuszczalnych moralnie środków wyrazu. Pomijając już bowiem to, że mnogość nieprzyzwoitych scen i dialogów tu zawartych może w raczej łatwy sposób przywieść do grzechu widzów, to w wypadku samych aktorów odgrywanie takich scen po prostu musi oznaczać popełnianie czegoś, co jest materią ciężkiego grzechu (Więcej na ten temat w tekście: “Grzech w pracy aktora”). W tym filmie widzimy wszak, jak pan Koterski rozebrany jest do obcisłych slipów, wykonuje różne obsceniczne gesty i pozy, a także w niedwuznaczny sposób obściskuje się z kobietą, która nie jest jego żoną. Nie jest zaś tak, iż dobry cel usprawiedliwia zastosowanie złych ze swej natury środków wyrazu. Tytułem analogii: niedozwolone moralnie byłoby nakręcenie filmu mającego potępiać znęcanie się nad zwierzętami poprzez umieszczenie w nim scen, które od aktorów wymagałaby nie tyle pozorowanego, ile rzeczywistego męczenia zwierząt. Podobnie na potępienie zasługuje kręcenie filmu, który co prawda w jednym ze swych wątków sceptycznie odnosi się praktykowania rozwiązłości seksualnej, ale jednocześnie wymaga się, by grający w nim aktorzy w rzeczywisty, a nie tylko udawany sposób popełniali w nim pewne nieczyste czyny.
Dla kontrastu z postępowaniem p. Koterskiego, a także co najmniej publicznie nie poddających krytyce tego aspektu jego życia niektórych z księży i świeckich aktywistów katolickich (np. ks. Dominik Chmielewski, Marcin Zieliński) warto przypomnieć historię jednego z włoskich aktorów, który swego czasu został nawrócony przy udziale św. Pio z Pietrelciny (1887-1968). Chodzi mianowicie o Carla Campaniniego (1906-1984), który przyjął praktykę polegającą na tym, że przed przyjęciem roli w danym filmie prosił o przesłanie mu scenariusza i gdy po przeczytaniu takowego znajdował w nim choćby jedno dwuznaczne wyrażenie oświadczał:
“Ja, jako syn duchowy Ojca Pio, tej części nie akceptuję” (Patrz: O. Marcellino IasenzaNiro, „Ojciec” Święty Pio z Pietrelciny. Misja ocalenia dusz. Świadectwa, San Giovanni Rotondo 2006, s. 105).
Jak pisze – w nawiązaniu do sprawy Carla Campaniniego – Diane Allen, jedna z autorek opisujących życie św. Pio:
“Odrzucał także role w wielu filmach, ponieważ Ojciec Pio doradzał mu, by nigdy nie brał udziału w projektach o niemoralnej treści. Wyjaśnił, że ludzie, którzy robią takie filmy, będą musieli odpowiedzieć przed Bogiem za swoje czyny – dotyczyło to wszystkich bez wyjątku: producentów, aktorów, rzemieślników budujących scenografię, a nawet kasjerów sprzedających bilety”.
Cytat za: Diane Allen, “Módl się, ufaj i nie martw się. Część druga. Nowe historie o ojcu Pio”, Kraków 2016, s. 227 – 228.
Czyż nie widzimy szokująco głębokiej przepaści pomiędzy postawą Campaniniego i św. Pio z jednej strony, a zachowaniem p. Koterskiego i przyklaskujących mu księży oraz świeckich katolików? Campanini z inspiracji św. Pio odrzucał role filmowe, w których znajdowałoby się choć jedno dwuznaczne wyrażenie. Tymczasem, p. Koterski wziął udział w filmie, w którym nie tylko, że mówił, ale też czynił sprośne oraz niemoralne rzeczy (tj. obsceniczne pozy, obnażanie się do obcisłych slipów, obściskiwanie się z nieswoją żoną), przy czym jeszcze film ów propagował homoseksualizm.
***
Ważne uwagi krytyczne należy odnieść nie tylko wobec zawodowego życia p. Michała Koterskiego, ale także względem tego, jak zachowuje się on w różnych innych sytuacjach publicznych.
I tak np. w nagrywanym w kwietniu 2023 roku podcaście Onet.pl prowadzonym przez panów Kubę Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego aktor ten z wielkim rozbawieniem nawiązywał do czynionej (przynajmniej niegdyś) przez siebie masturbacji, mówiąc, iż stracił dziewictwo z “Hanią Rączkowską”. Całość swego obscenicznego wywodu na ów temat p. Koterski ilustrował jeszcze czynionymi za pomocą ręki wulgarnymi gestami mającymi imitować męski onanizm (wszystko to można zobaczyć i usłyszeć mniej więcej pomiędzy minutą 29. 00 a 30. 16 poniższego linku). Co jak co, ale sposób i ton, w jaki “Misiek” wypowiadał się odnośnie swych doświadczeń z – będącym materią ciężkiego grzechu – występkiem masturbacji, w żaden, ale to żaden sposób, nie wskazuje na to, by on zań żałował.
Na żartobliwych nawiązaniach do samogwałtu niestety nie kończą się “pozazawodowe”, a mający nieskromny i sprośny charakter, publiczne wybryki pana Michała Koterskiego. Wspomnieć wszak jeszcze można, chociażby o chwaleniu przez niego bardzo nieprzyzwoitego sposobu pozowania do zdjęć jego aktualnej partnerki życiowej Marceli Leszczak. Przy innych okazjach widzimy zaś, jak człowiek ten odziany tylko w krótkie spodenki obściskuje (w okolicach bioder) jeszcze mniej skromnie odzianą Marcelę, a także w obsceniczny sposób komentuje założony przez nią strój bikini (żartobliwie sugerując, iż inni mężczyźni będą mieć erekcję na ten widok).
***
Jakie zatem wnioski należałoby wyciągnąć z powyższych wywodów? Otóż nie rozstrzygając tego, czy pan Michał “Misiek” Koterski jest w swym sumieniu winny któregokolwiek z grzechów ciężkich, na tzw. forum zewnętrznym należy go traktować jak jawnego grzesznika. Nawet jeśli bowiem jego sumienie co do takich rzeczy jak udział w niemoralnych filmach, onanizm, sprośność i rażąca nieskromność, byłoby w sposób niezawiniony błędne, ale szczere (co zwalnia, a przynajmniej łagodzi moralną odpowiedzialność za popełnianie niektórych obiektywnie złych czynów) to jako, iż nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, a przykład, jaki pan Koterski daje innym, jest skandaliczny, należałoby go potraktować jako kogoś, kto zasługuje na publiczną krytykę, a także różne kanoniczne kary. Można to porównać do sytuacji deklarującego swój katolicyzm polityka, który jednocześnie popierałby legalność aborcji. Osoba taka mogłaby wszak to czynić z powodu swego błędnego, acz szczerego sumienia – wówczas nie traciłaby ona tego co teologia katolicka zwie łaską uświęcającą. Jednakże fakt, iż przez swą publiczną działalność taki człowiek dezorientowałby i deprawował wielu innych katolików, pociągałby za sobą niejako konieczność zastosowania wobec niego różnych środków dyscyplinarnych. Innymi słowy, pozostawiając ostateczny sąd nad jego sumieniem Bogu, Kościół może i powinien osądzać zewnętrzną, dostępną ludzkim oczom rzeczywistość działań tych czy innych ludzi. A rzeczywistość w przypadku pana Michała Koterskiego jest taka, iż jego różne działania i wypowiedzi są obiektywnie ciężko niemoralne, gorszące i skandaliczne. Może wynika to z jego błędnego, acz szczerego sumienia (wówczas może znajdować się on na drodze do Nieba), a może wynika z zawinionego błędnego sumienia (wtedy byłby on na drodze do piekła). Zadaniem władz kościelnych nie jest jednak roztrząsanie powyższej okoliczności. Zadaniem autorytetów kościelnych jest ochrona powierzonych sobie dusz przed skandalem i zgorszeniem. Jako więc, że pan Koterski jest osobą publiczną, która aktualnie wręcz obnosi się ze swym katolicyzmem, powinno się publicznie poddać stanowczej krytyce wyżej wymienione przeze mnie jego czyny. Duszpasterz, w którego pieczy pozostaje ów aktor, winien najpierw łagodnie próbować wytłumaczyć mu obiektywną błędność i niemoralność jego zachowań, dać czas na poprawę, a gdy to nie pomoże odmówić mu – jako “jawnemu grzesznikowi” – Komunii świętej. Należałoby tak postąpić nawet wówczas, gdyby skutkiem ubocznym owego prawidłowego działania miałaby być rozpacz pana Koterskiego i wynikający z niej powrót owego człowieka do narkomanii i alkoholizmu. Dobro całej społeczności jest wszak ważniejsze od dobra jednostki, a stawianie jako wzoru katolika osoby czyniącej tak niemoralne rzeczy zagraża właśnie temu pierwszemu. Pozwolę też sobie zauważyć, iż do zła narkomanii czy też nałogowego pijaństwa nie trzeba przekonywać większej części społeczności katolickiej, podczas gdy niemoralność onanizmu, nieskromności, sprośności czy brania udziału w złych filmach jest przez znaczną część katolików kwestionowana. Z perspektywy więc duszpasterskiej tak naprawdę niewiele “zyskuje” się na promowaniu pana Koterskiego (gdyż nie trzeba zbytnio przekonywać do tego, iż narkomania oraz alkoholizm są degradującego i złe), ale za to wiele można stracić (osłabiając i tak niezbyt wielkie wsparcie katolików dla niektórych z norm moralnych tyczących się cnoty czystości i skromności).
Możliwość komentowania Kara śmierci w Ugandzie za “kwalifikowaną” sodomię. Co o tym sądzić? została wyłączona
Pod koniec maja b. roku w Ugandzie uchwalono prawo, wedle którego za “kwalifikowane” formy aktów homoseksualnych (np. współżycie będąc zarażonym HIV, czynienie tego z nieletnimi) może grozić nawet kara śmierci. Choć co prawda sam osobiście nie podzielam poglądu o tym, iż kara śmierci powinna być – w erze Nowego Przymierza – faworyzowana/preferowana jako sankcja za aktywność homoseksualną (tradycyjnie zwana: sodomią), to sądzę, że należy być też bardzo dalekim od bardziej stanowczej krytyki czy absolutnego potępiania tej decyzji ugandyjskich władz.
Czy bowiem karanie śmiercią za akty homoseksualne jest wewnętrznie złe? Jeśli wierzymy w nieomylność i bezbłędność Pisma świętego, to nie możemy tego powiedzieć. Wewnętrznie złe jest bowiem coś, co jest moralnie zakazane zawsze i wszędzie, w każdych okolicznościach, czasach i w każdej kulturze (por. Jan Paweł II, encyklika “Veritatis splendor”, n. 52, 76, 80 – 81, 91 – 93, 96, 102, 115; Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 1753-1754, 1756). Bóg jako Istota ze wszech miar mądra, a także cierpliwa, może tolerować akty wewnętrznie złe i może taką tolerancję polecać rządzącym, ale Boskiej tolerancji nie należy mylić z Boskimi nakazami/poleceniami, by czynić coś wewnętrznie złego. O ile więc Stwórca może tolerować wewnętrznie złe czyny, to nie może ich nakazywać (por. Syrach 15, 19-20; Pius XII, Przemówienie “Ci resce”). Tymczasem Bóg przynajmniej jednemu narodowi (Żydom pod Przymierzem Mojżeszowym) właśnie nakazał karanie śmiercią za akty sodomii (patrz: Księga Kapłańska 20, 13). Gdyby więc kara śmierci za czyny homoseksualne była wewnętrznie zła, to absolutnie dobry i święty Bóg nie mógłby jej nakazać.
Oczywiście, nawet Boskie nakazy tyczące się prawa karnego dane Mojżeszowi, nie obowiązują już chrześcijan sprawujących rządy nad poszczególnymi krajami i narodami. Jednak z drugiej strony nie są im one zakazane (patrz: Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, Iª-IIae q. 78 a. 1 co). W odróżnieniu od przepisów Prawa Mojżeszowego odnoszących się do świątynnej liturgii (składanie ofiar ze zwierząt) i tego co można nazwać sakramentami Starego Zakonu (np. obrzezanie, sprawowanie Paschy), nie są one zakazane chrześcijańskim władcom, gdyż nie da się wykluczyć, iż w pewnych miejscach i okolicznościach wciąż będą istniały uwarunkowania usprawiedliwiające ich stosowanie.
Nawet gdyby więc przyjąć, troszkę dyskusyjną tezę o tym, że w ustanawianiu i wymierzaniu sankcji karnych należy w pierwszym rzędzie kierować się nie zasadą proporcjonalnej odpłaty za poszczególne grzechy, ale tym czy łagodniejsze kary spełnią swą odstraszającą i prewencyjną rolę, to i tak nie można wykluczyć, iż również dziś w pewnych rejonach świata istnieją okoliczności usprawiedliwiające karanie śmiercią za akty homoseksualne. Czy Uganda do nich należy? Pełnej prawdy na ten temat zapewne dowiemy się na Sądzie Ostatecznym, jednak to co wiemy na temat tego kraju uprawdopodabnia opinię, że tak może być w rzeczywistości. Uganda boryka się bowiem aktualnie z mocno rosnącą liczbą zakażeń wirusem HIV (w 2020 było to 38 000 przypadków, w 2022 takowych było 54 000). W kraju tym dodatkowo służba zdrowia jest na dość niskim poziomie, a duża korupcja może też czynić system więziennictwa niezbyt “szczelnym” i wydolnym. Wszystko to daje podstawy do stwierdzenia z dużym stopniem prawdopodobieństwa, iż karanie śmiercią za przynajmniej pewne “kwalifikowane” formy aktów homoseksualnych może być w Ugandzie doby dzisiejszej moralnie słuszne, a w związku z tym uczynkiem zasługującym w oczach Stwórcy na nagrodę i błogosławieństwo.
Możliwość komentowania O rażącej niespójności logicznej papieża Franciszka została wyłączona
Gdy przeglądałem ostatnio różne materiały poświęcone stosunkowi Kościoła katolickiego względem problemu legalizacji bądź depenalizacji narkotyków natknąłem się na jedną z wypowiedzi papieża Franciszka, nad którą trudno jest mi przejść obojętnie. Chodzi mi mianowicie o słowa które wypowiedział on w czerwcu 2014 roku do uczestników konferencji “International Drug Enforcement Conference”. Otóż aktualny Biskup Rzymu sprzeciwił się tam nawet ograniczonej legalizacji miękkich narkotyków, stwierdzając, iż takowa “jest nie tylko wysoce wątpliwa z prawnego punktu widzenia, ale też nie przynosi oczekiwanych efektów“. Ponadto Franciszek swe stanowisko w tej sprawie uzasadnił w następujący sposób: “Chcę to powiedzieć z największą stanowczością: narkotyku nie zwycięża się narkotykiem. Narkotyki są złem, a ze złem nie można iść na ustępstwa czy kompromisy“.
A zatem papież Franciszek sprzeciwia się legalizacji rzeczy co prawda szkodliwej zdrowotnie i będącej materią grzechu, ale jednocześnie mogącej być przedmiotem dobrowolnych interakcji dokonywanych pomiędzy dorosłymi osobami. Franciszek nie jestem zatem libertarianinem i za to konkretnie można go pochwalić. Nie należy jednak chwalić obecnego Biskupa Rzymu za to, iż logiki (prawdopodobnie) stojącej za sprzeciwem wobec legalizacji nawet miękkich narkotyków nie zastosował wobec zagadnienia dekryminalizacji aktów homoseksualnych (który to postulat niestety został przez niego wsparty). Jeśli bowiem popierać nielegalność nawet miękkich narkotyków dlatego, że ich rekreacyjne zażywanie ma być materią grzechu ciężkiego, to tym bardziej powinno wspierać się kryminalizację aktów homoseksualnych (inaczej mówiąc: sodomii), które są szczególnym rodzajem grzechu ciężkiego, gdyż tradycyjnie są one zaliczane do “grzechów wołających o pomstę do nieba”. Z kolei, jeżeli argumentować za pozostawieniem miękkich narkotyków nielegalnymi z powodu szkód, jakie mają one wyrządzać ludzkiemu zdrowiu, to czyż i tej przesłanki nie należałoby zastosować do aktów homoseksualnych, które stanowią rozsadnik HIV/AIDS, chorób wenerycznych, a także sprzyjają one powstawianiu takich zdrowotnych zaburzeń jak: rak jelita grubego czy też problemy z trzymaniem kału? Wreszcie też, jeśli za legalizacją narkotyków miękkich nie ma przemawiać fakt, iż mogą one być zażywane dobrowolnie przez osoby dorosłe, to czyż ta sama okoliczność nie powinna być zaaplikowana względem sodomii?
Podsumowując: czyż można nazwać logicznym z jednej strony popieranie dekryminalizacji aktów homoseksualnych, z drugiej zaś sprzeciwianie się legalizacji nie tylko twardych, ale nawet miękkich narkotyków?
Możliwość komentowania O wątpliwej roztropności wezwań Franciszka do dekryminalizacji sodomii została wyłączona
Parę tygodni temu papież Franciszek – w swych, dzięki Bogu niemagisterialnych, acz publicznych – wypowiedziach, wyraził pogląd, iż należy działać na rzecz zniesienia prawnej karalności homoseksualizmu (czyli bardziej tradycyjnie rzecz ujmując: sodomii). Biskup Rzymu co prawda potwierdził przy tym, że akty homoseksualne są grzechem, jednakże jednocześnie stwierdził, iż kryminalizacja homoseksualizmu jest “niesprawiedliwością”, a ci z katolickich biskupów, którzy takowe prawa wciąż popierają, “powinni przejść proces nawrócenia”. *** W swej publicystycznej aktywności niejednokrotnie odnosiłem się tak do kwestii prawnej karalności aktów sodomskich, jak i pewnych obiegowych haseł oraz sloganów, które – prawdopodobnie w celu rozmiękczenia tradycyjnie chrześcijańskiego stanowiska względem homoseksualizmu – wysuwane są również w niektórych środowiskach katolickich. Pisałem więc np. o tym, że nie każda forma prawnej dyskryminacji osób homoseksualnych jest sprzeczna z szacunkiem i miłością im należną. W jednym ze swych tekstów rozróżniałem też pomiędzy tym co można nazwać mianem z jednej strony dobrej, z drugiej zaś strony złej “homofobii”. Wskazywałem też już na fakt wcześniejszych, a mocno dwuznacznych wypowiedzi aktualnego Biskupa Rzymu w owych tematach. Nie będę zatem w tym artykule rozwodził się szerzej nad wszystkimi argumentami, które przemawiają za tym, iż władze cywilne mają prawo do karania także prywatnych aktów sodomii i że taka kryminalizacja była, historycznie rzecz biorąc, jedną ze zdobyczy chrześcijańskiej cywilizacji. Przy tej okazji wspomnę tylko, iż określenie przez Franciszka praw penalizujących akty homoseksualne mianem “niesprawiedliwości” z tradycyjnie katolickiego punktu widzenia zakrawa na absurd, gdyż sugeruje się w ten sposób, iż ludzie mają co najmniej naturalne prawo do bycia tolerowanymi przez władze cywilne właśnie w związku z czynionymi przez siebie aktami sodomii. I choć owszem, władze cywilne nie mają moralnego prawa do represjonowania dokładnie wszystkich z “zewnętrznie” czynionych grzechów, to akurat czyny homoseksualne do tej kategorii złych moralnie aktów nie należą, czego jednym z dowodów jest fakt, iż sam Stwórca polecił rządzącym starożytnym Izraelem ich surowe karanie (patrz: Kpł 20, 13). Bóg zaś jako absolutnie dobry, święty i sprawiedliwy, nie mógłby nakazywać czynienia rzeczy będących ze swej natury złymi, niegodziwymi i niesprawiedliwymi (patrz: Syr 15, 19-20). Jak nauczał wszak na ten temat papież Pius XII:
„Przede wszystkim trzeba jasno stwierdzić, żadna ludzka władza (…) nie może wydać pozytywnego upoważnienia do nauczania lub czynienia tego, co byłoby wbrew religijnej prawdzie lub dobru moralnemu (…) Nawet Bóg nie mógłby dać takiego pozytywnego przykazania lub upoważnienia, gdyż stałoby to w sprzeczności z Jego absolutną prawdą i świętością” (Przemówienie „Ci resce”, podkreślenie moje – MS).
***
Pozwolę sobie zatem sobie jeszcze zauważyć, iż apele papieża Franciszka o dekryminalizację aktów homoseksualnych wydają się być bardzo nieroztropne, a to z dwóch powodów.
Po pierwsze: współcześnie, zasadniczo rzecz biorąc, są dwie kategorie krajów, gdzie sodomia jest wciąż penalizowana. Mowa oczywiście o państwach islamskich oraz niektórych z chrześcijańskich krajów Afryki. Muzułmanie u władzy najpewniej słowami katolickiego papieża się nie przejmują, ale już w przypadku części z chrześcijańskich krajów Afryki takie ryzyko nie jest wykluczone. Tymczasem w niejednym z chrześcijańskich państw Afryki wielkim problemem zdrowotnym i społecznym jest epidemia HIV/AIDS. W wielkiej mierze przyczynia się do tego panująca tam rozwiązłość heteroseksualna. Pomyślmy jednak logicznie, czy usunięcie praw kryminalizujących akty homoseksualne może przyczynić się do ograniczania w tych krajach owej epidemii, czy raczej istnieje znaczące niebezpieczeństwo, że tym bardziej ją tam zaostrzy i zaogni? Oczywiście, w grę wchodzi druga opcja, gdyż czyny homoseksualne są wielkim roznosicielem wirusa HIV. Rzecz jasna nie jest tak, iż w warunkach prawnego zakazu owych aktów nikt się ich nie dopuszcza, ale można spokojnie założyć, że kryminalizacja przyczynia się tu do tego, że takowe czyny popełniane są rzadziej, z mniejszą liczą partnerów, etc. A zatem dekryminalizacja sodomii w krajach Afryki może – w odniesieniu do szerzenia się HIV/AIDS – bardzo pogorszyć, już i tak złą sytuacją tam panującą. Myślę, że papież Franciszek powinien wziąć pod uwagę ten aspekt sprawy, gdyż jak na razie jego słowa w tym zakresie wyglądają na bardzo, ale to bardzo nieroztropne.
Po drugie: aktualnie mamy do czynienia z czymś, co można nazwać “Międzynarodówką Pro-LGBT”. I naiwnym jest ten, kto myśli, iż owa “międzynarodówka” nie ma też na względzie krajów Afryki. Oczywiście, zdecydowanie za wcześnie jest tam domagać się ustanowienia “homomałżeństw” czy też prawa do adopcji dzieci dla par homoseksualnych. Jednakże od czegoś i na Czarnym Lądzie trzeba zacząć i pierwszym etapem walki na rzecz normalizacji sodomii będzie tam staranie się o dekryminalizację aktów homoseksualnych. Później, przyjdzie kolej na domaganie się innych elementów “pro-LGBTowskiego” pakietu, a więc np. zakaz wszelkich choćby i zdroworozsądkowych form dyskryminacji osób homoseksualnych, publiczne obnoszenie się z sodomią, kryminalizacja tzw. homofobii, by ukoronować to “homomałżeństwami” oraz prawem do adopcji. Podobny proces miał miejsce w Europie i obu Amerykach, a więc dlaczego nie miałoby się tak stać i w Afryce. Czy papież Franciszek zdaje sobie sprawę z tego, iż jego apele o dekryminalizację sodomii mogą łatwo się wpisać w plany “międzynarodówki pro-LGBT”?
Możliwość komentowania O tym dlaczego pijaństwo jest (prawdopodobnie) gorsze od aktów homoseksualnych została wyłączona
W świetle katolickiego nauczania moralnego jest jasne, iż zarówno tzw. doskonałe pijaństwo (czyli te związane z całkowitą utratą kontroli rozumu), jak i akty homoseksualne (tradycyjnie zwane: sodomią) są materią grzechu ciężkiego, w związku z czym ci, którzy popełniają takie czyny, w bardzo poważny sposób narażają się na karę wiecznego potępienia. W oparciu o autorytet Pisma świętego tak ową sprawę ujmował chociażby ojciec i doktor Kościoła, św. Cezary z Arles:
Bracia najdrożsi! Ludzie dlatego się upijają z taką łatwością, bo uważają, że pijaństwo jest małym grzechem, albo w ogóle nim nie jest. Ale za tę niewiedzę najbardziej kapłani zdadzą sprawę w dzień sądu, jeżeli zaniedbują głoszenia kazań powierzonemu sobie ludowi o tym, jakie i jak wielkie jest zło wypływające z pijaństwa. Kto więc uważa, że pijaństwo jest małym grzechem, jeżeli się nie poprawi i nie będzie czynił pokuty za swe pijaństwo, nie minie go wieczna kara. Dręczyć go będzie kara bez ulgi razem z cudzołożnikami i zabójcami, zgodnie z tym, co dobrze wiecie, jak Apostoł głosił: << Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani lubieżnicy, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani chciwcy, ani cudzołożnicy, ani pijacy nie odziedziczą Królestwa Bożego>> ( 1 Koryntian 6: 9 – 10). Patrzcie, że pijaków zrównał Apostoł z rozpustnikami, bałwochwalcami, homoseksualistami i cudzołożnikami. Powiedział również: << Nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości >> (Efezjan 5: 18). Dlatego też niech każdy sobie określi i rozważy, czy pijaństwo jest grzechem ciężkim, a wówczas pijaństwo, nigdy nie będzie mogło go pokonać albo z trudnością (…).
Pijaństwo, jak studnia prowadząca do piekła, wszystkich gubi, jeżeli nie następuje godna pokuta, a po niej poprawa, tak mocno ich trzyma w sobie, że nie pozwala im zupełnie wydostać się z ciemności studni piekielnej na światło czystości i trzeźwości“.
Cytat za: Św. Cezary z Arles, “Kazania do ludu (1-80)”, Kraków 2011, ss. 272 – 273; 277.
Jako jednak, że i pośród grzechów ciężkich nie wszystkie są sobie równe, można słusznie zapytać, co jest materią cięższego grzechu: tzw. doskonałe pijaństwo czy akty homoseksualne (sodomia)? W niniejszym tekście zamierzam przedstawić argumenty wskazujące na tezę, iż to jednak tzw. doskonałe pijaństwo jest grzechem cięższym niż sodomia.
A więc:
1. Pijaństwo można zaliczyć do grzechów przeciw V Przykazaniu, a sodomię do grzechów przeciwko VI Przykazaniu. Co prawda nie jest to kryterium absolutne i zawsze niezawodne, ale ogólnie rzecz biorąc ciężkość danych niemoralnych czynów mierzy się tym, przeciwko którym z hierarchii Bożych przykazań owe grzechy występują. Na przykład bałwochwalstwo jest większym złem niż morderstwo, albowiem narusza ono I Przykazanie. Z kolei morderstwo jest większym grzechem niż nierząd, cudzołóstwo, sodomia, kłamstwo czy kradzież – na tej samej zasadzie.
2. Pijaństwo wydaje się po prostu wywoływać więcej szkód i krzywd tak dla pijącego, jak i jego otoczenia, niż sodomia. Mam tu myśli choćby więcej chorób z niego wynikających oraz więcej pobocznych grzechów, które często czyni się w wyniku upojenia alkoholowego. Nałogowy pijak będzie miał też znacznie większe problemy w zwyczajnym funkcjonowaniu społecznym (praca, rodzina, etc.) niż choćby nałogowy sodomita.
3. Pijaństwo bardziej zaciemnia rozum niż akty sodomii.
4. Nie przekonuje mnie, że akty sodomii są “przeciw naturze”, a już akty pijaństwa rzekomo niby nie są? Czy bowiem np. wymiotowanie wskutek pijaństwa albo uczucia tzw. kaca nie wskazują już na to, że akt upicia się jest sprzeczny z rozumowym celem naturalnego pragnienia picia? Czy stworzona przez Boga w ten sposób natura nie informuje nas, iż upijanie się jest nienaturalne?
5. Nie przekonuje mnie, iż akty sodomii mają być cięższe od pijaństwa, gdyż “tradycyjnie” (konkretnie od XVI wieku) są one zaliczane do katalogu “grzechów wołających o pomstę do nieba“, a pijaństwo nie jest do takowych zaliczane. Po pierwsze bowiem ów tradycyjny katalog nie jest katalogiem zamkniętym i wyłącznym. Nie jest wykluczone, że pewne złe czyny będą w przyszłości do niego dopisane. Pismo święte informuje nas jeszcze o przynajmniej jednym występku wołającym o pomstę do nieba, o którym katechizmy tradycyjnie milczą. Chodzi mianowicie o grzech krwawego prześladowania chrześcijan. W Apokalipsie św. Jana czytamy wszak, iż “dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli” wołały do Boga o karę za ich niewinnie przelaną krew: “Jak długo jeszcze Władco święty i prawdziwy nie będziesz sądził i wymierzał za krew naszą kary tym, co mieszkają na ziemi?“ (tamże: 6, 10). Po drugie: ateizm, bałwochwalstwo i satanizm są grzechami cięższymi od morderstwa i sodomii, a jednak nie są tradycyjnie ujmowane w wyliczeniach “grzechów wołających o pomstę do nieba”.
Piszę o tym wszystkim bez większego entuzjazmu. A to dlatego, że w kręgu mych odbiorców nie znajdzie ów pogląd poklasku, gdyż konserwatywni katolicy prawdopodobnie znacznie częściej się upijają niż sodomizują. Ponadto na płaszczyźnie emocjonalnej mniej więcej równo brzydzę się tak pijaństwem jak i sodomią. Nie od rzeczy będzie tu też wspomnieć, iż działacze LGBT nieraz grozili mi sądami oraz prokuraturą za me wypowiedzi odnoszące się np. do słuszności prawnej kryminalizacji sodomii. Trzeba się jednak wznieść ponad własne emocje i spróbować na rozmaite kwestie patrzeć bardziej rozumowo i obiektywnie. I właśnie z takiego rozumowego oraz obiektywnego patrzenia na te dwie rzeczy wychodzi mi taka a nie inna ocena tych spraw.
Możliwość komentowania Marsze pro-LGBT powinny być zakazane została wyłączona
Dnia 29 października 2021 roku Sejm RP skierował do prac komisji obywatelski projekt ustawy zakładający prawny zakaz organizowania zgromadzeń publicznych mających m.in. na celu propagowanie zachowań nieheteroseksualnych lub też związków o charakterze poligamicznym. Rzecz jasna, w praktyce uchwalenie takiego prawa, w głównej mierze uderzałoby w legalną możliwość organizowania tzw. marszów równości, czyli demonstracji organizowanych od kilkunastu lat w naszym kraju przez ruchy LGBT. Jako że pojawiło się kilka głosów zaangażowanych katolików (w tym najbardziej znany pochodzi od p. Tomasza Terlikowskiego) mocno polemizujących z ideą wprowadzenia takiego zakazu, chciałbym niniejszym odnieść się do wysuwanych przez nich argumentów.
Oczywiście, jedną z najbardziej akcentowanych kwestii podnoszonych przez katolickich przeciwników ustawy zabraniającej marszów pro-LGBT jest zasada wolności słowa, która ma być naruszana przez wynikający z niej zakaz. Na ten argument można szczerze i otwarcie odpowiedzieć, iż taki zakaz rzeczywiście ograniczałby wolność słowa – jednak ta swoboda nie jest dobrem absolutnie nienaruszalnym. Tę prawdę (a więc, że wolność słowa nie powinna być nieograniczona) rozumie wciąż większość prawodawców, którzy utrzymują w mocy różne jej prawne ograniczenia. W naszym kraju nielegalne jest np. publiczne pochwalanie faszyzmu, komunizmu, pedofilii, zniesławianie innych osób, ujawnianie tajemnic państwowych. Co warto podkreślić w tym momencie to fakt, iż duża część z tych prawnych ograniczeń wolności słowa nie dotyczy sytuacji, w których skorzystanie z tej swobody mogłoby w bezpośredni sposób prowadzić do naruszenia czyjejś wolności. Owszem, pochwalanie komunizmu czy faszyzmu hipotetycznie rzecz biorąc, mogłoby w dalszej perspektywie wieść do poważnego ograniczenia wolności wielu ludzi (zakładając, że dałoby się do tego przekonać odpowiednio wiele osób), ale nawet coś takiego samo w sobie nie ogranicza ani bezpośrednio nie prowadzi do naruszenia czyjejś wolności. Ktoś może wszak uważać i dodatkowo publicznie to wyrażać, że “wrogów klasowych” należałoby w dobrze urządzonym społeczeństwie zamykać w łagrach, ale samo publiczne wyrażenie takiego poglądu nie prowadziłoby jeszcze w prostej linii do tego, że ów postulat zostałby zrealizowany. W tym sensie więc publiczne pochwalanie komunizmu ani bezpośrednio nie naruszałoby czyjejś wolności, ani też nawet w bardziej bliski sposób by do tego nie prowadziło. Paradoksalnie rzecz biorąc, sami aktywiści pro-LGBT de facto często przyznają, że wolność słowa powinna być prawnie ograniczana, nawet jeśli bezpośrednio nie narusza ona wolności innych ludzi. Jeśli bowiem poprzez prawne zakazy “mowy nienawiści” oraz “homofobii” coraz częściej rozumie się wyrażenie swego przekonania o poważnej grzeszności aktów homoseksualnych, to jest właśnie dowód na to, że przynajmniej część działaczy ruchów LGBT, którzy dążą do kryminalizacji “homofobii” w tym konkretnym aspekcie nie popiera libertariańskiego pojmowania wolności słowa.
Ktoś, rzecz jasna, może twierdzić, iż nawet współczesne, a przywołane przeze mnie wyżej ograniczenia wolności słowa są niesłuszne, a władze cywilne powinny penalizować tylko te z nich z nich, które nawołują do bezpośredniego naruszania czyjejś swobody albo też bezpośredniego łamania prawa. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, w której ów “ideał” były konsekwentnie wdrażany w życie … Na ulicach naszych miast widzielibyśmy wówczas demonstracje nie tylko nazistów czy komunistów, ale też zwolenników legalizacji pedofilii. W mass mediach reklamowano by narkotyzowanie się, pijaństwo, kazirodztwo oraz handlowanie własnymi organami, a rasistowski sklepikarz mógłby dumnie wywiesić na swej własności hasło: “Czarnuchom wstęp wzbroniony. To moja własność i mam prawo nie wpuszczać do niej tych, których nie życzę sobie widzieć!“. Czy naprawdę w imię libertariańsko oraz skrajnie liberalnie pojmowanej wolności słowa chcielibyśmy żyć w takim państwie i społeczeństwie? Mimo wszystko myślę, że większość ludzi wciąż rozumie albo przynajmniej wyczuwa, że prawne ograniczenia wolności słowa sprowadzające się jedynie do zakazu bezpośredniego naruszania czyjejś wolności albo też stwarzania bardzo poważnego ryzyka jej naruszania, nie byłyby słuszne i odpowiednie. Władze cywilne powinny bowiem chronić ludzi nie tylko przed jawnym naruszaniem ich wolności, ale także winny bronić ich przed np. manipulacją, żerowaniem na ich niewiedzy czy też trudnej sytuacji materialnej. Państwo jest też od tego, by chronić inne niż fizyczne dobra swych obywateli (stąd np. zakazuje się szerzenia oszczerstw). Czasami też rządzący winni chronić ludzi przed zadawaniem sobie samemu poważnej krzywdy – i dlatego nielegalne powinno być np. namawianie choćby i dorosłych osób do samobójstwa czy samookaleczenia się. Oczywiście, to nie znaczy, że władze cywilne powinny karać wszystkie złe moralnie czyny. Niektóre ze złych moralnie uczynków są relatywnie nieznacznie szkodliwe społecznie (np. obżarstwo czy całkowicie samotnie i sekretnie czyniony onanizm) i w związku z tym ich prawne karanie byłoby z zasady nieroztropne. Karalność zaś niektórych z innych wypaczeń nie leży w samodzielnej kompetencji państwa (np. tych błędnych religii, które nie naruszają naturalnego prawa moralnego) i jeśliby rozważać stosowanie w tej sferze pewnych cywilnych represji to tylko w przypadku, gdyby władze kościelne w wyraźny sposób udzieliły rządzącym do tego swego upoważnienia. Istnieje jednak moralne prawo władz cywilnych do karania tych grzechów, które w poważny sposób krzywdzą innych ludzi (choćby i ktoś godził się dobrowolnie na taką krzywdę, np. skuteczne namawianie do samobójstwa), przez co w ewidentny sposób naruszają one tak prawo naturalne, jak i porządek sprawiedliwości. Tego rodzaju grzechy mogą być przez rządzących karane, nawet gdy dokonywane są w sferze prywatnej; a więc logicznie rzecz biorąc, tym bardziej zakazane powinno być ich publiczne propagowanie.
***
Czy zachowania homoseksualne należą zatem do tych grzechów, które winny być przez władze cywilne karane, nawet wówczas, gdy nie wiążą się ono z gwałceniem czyjejś wolności? Sądzę, że tak, gdyż takie grzechy są jawnym i bardzo poważnym naruszeniem naturalnego prawa moralnego, które często wiąże się z narażaniem swego oraz czyjegoś zdrowia i życia na niemałe ryzyko (vide: AIDS, choroby weneryczne, rak jelita grubego, zaburzenia w kontrolowaniu odruchów defekacyjnych). Ponadto, rozprzestrzenianie się czynów homoseksualnych niejednokrotnie dokonuje się na drodze wykorzystywania czyjegoś braku życiowego bądź seksualnego doświadczenia. W Polsce np. 16-letni chłopiec może w legalny sposób wyrazić zgodę na odbycie stosunku seksualnego z 40-letnim mężczyzną. Nawet gdyby podwyższyć ten wiek zgody do lat 18, to dysproporcja pomiędzy poziomem życiowych doświadczeń 18-latka i 40-latka jest bardzo poważna i temu drugiemu bardzo łatwo jest manipulować tym pierwszym. Jeśli więc władze cywilne mają moralne prawo do zabraniania nawet prywatnych aktów homoseksualnych, to tym bardziej słusznym może być karanie ich publicznego propagowania. Tak zwane Marsze Równości mają zaś na celu normalizację takich zachowań – a co za tym idzie, rządzący mogą słusznie ich zakazywać.
***
To, co powyżej piszę o słuszności kryminalizacji nawet prywatnych aktów homoseksualnych, nie jest moim wymysłem. To, nie ja, ale sam Bóg wymyślił prawną karalność takich grzechów. W Starym Zakonie Bóg wszak nakazał karać czyny homoseksualne śmiercią (Kpł 20, 13). Powie ktoś, że prawa karno-cywilne Starego Przymierza nie obowiązują chrześcijańskich władców. To prawda, niemniej jednak fakt, że Bóg rozkazał surowo karać czynnych homoseksualistów, oznacza, że takie karanie nie jest samo w sobie sprzeczne z miłością bliźniego, gdyż Bóg jest Miłością (patrz: 1 J 8, 4) i nie nakazuje on w związku z tym rzeczy, które są sprzeczne z Jego charakterem i które jako takie byłyby złe (por. Syr 15, 19-20). Nawet zaś, jeśli przyjmiemy, że kara śmierci za czyny homoseksualne odnosiła się tylko do narodu żydowskiego w czasach Starego Przymierza, to takowa konstatacja nie oznacza jeszcze, że w czasach Nowego Przymierza owe zachowania nie powinny być przez władze cywilne karane choćby i w łagodniejszy sposób. Także bowiem Stary Testament jest odbiciem mądrości, miłości i sprawiedliwości Stwórcy i nawet jeśli w czasach spisywania tej Księgi potrzebne były Żydom bardziej surowe prawa niż dziś, to nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że w takim razie nie powinniśmy się kierować choćby tylko duchem tych praw. Oczywiście, że należy kierować się duchem (choć nie zawsze literą) starotestamentowego prawa cywilnego i karnego, gdyż jest on odbiciem Bożego charakteru. Przykładowo, jedno z praw cywilnych Starego Przymierza mówi, iż ludzkie odchody powinny być zakopywane w ziemi (Pwt 23, 9-14) – czy to oznacza, że pod rządami Nowego Testamentu ludzie nie powinni się troszczyć o utylizację fekaliów i np. załatwiać swe potrzeby fizjologiczne, gdzie popadnie? Rzecz jasna, że nie o to chodzi i nawet jeśli nie jesteśmy zobowiązani do zakopywania odchodów w ziemi, gdyż możemy je usuwać za pomocą innych środków – dajmy na to kanalizacji – to troska o higienę w tym zakresie jest nadal aktualna i ważna. Podobnie, choć chrześcijańscy władcy nie są zobowiązani do karania homoseksualizmu śmiercią, nie oznacza to, że w takim razie nie powinni oni zakazywać go za pomocą innych sankcji karnych.
Prawna karalność czynów homoseksualnych jest też historyczną zdobyczą cywilizacji chrześcijańskiej. Przed tym wszak, jak chrześcijaństwo zyskało znaczący wpływ na prawo i życie społeczne starożytnego Rzymu oraz Grecji różne formy homoseksualizmu cieszyły się w nich tak moralną, jak i prawną akceptacją. Tyczyło się to zwłaszcza uwodzenia młodych chłopców przez starszych mężczyzn oraz bycia stroną aktywną w czasie homoseksualnych praktyk. Dopiero w 390 roku po Chrystusie, wówczas, gdy chrześcijaństwo było już religią panującą pod naciskiem św. Ambrożego, w Imperium Rzymskim zdelegalizowano wszelkie praktyki homoseksualne. Podobnie zresztą sytuacja wyglądała w innych rejonach świata, gdzie dominujące wcześniej pogaństwo było skłonne mniej lub bardziej akceptować homoseksualizm, jednak pod wpływem presji chrześcijan wprowadzało moralne i prawne obostrzenia wobec tej ohydy. Przykładowo, w pogańskiej Japonii stosunki homoseksualne nigdy nie były prawnie zakazane z wyjątkiem lat 1873 – 1880 kiedy to władze tego kraju zaczęły się otwierać na wpływy chrześcijańskiego Zachodu.
Ponadto, Kościół katolicki w swych aktach magisterialnych i dyscyplinarnych nigdy w swej historii (nawet aktualnej) nie sprzeciwiał się kryminalizacji aktów homoseksualnych, a przeciwnie nieraz sugerował słuszność takowego prawnego zakazu. Czynił tak, chociażby Sobór Laterański V, gdy ogłaszał co następuje:
Aby zaś zwłaszcza duchowni żyli w czystości i wstrzemięźliwości wedle zasad kanonów, postanawiamy, aby czyniący przeciwnie byli zgodnie z nimi karani. Jeśliby komuś, świeckiemu lub duchownemu, udowodniono zbrodnię, z powodu której „nadchodzi gniew Boży na buntowników”*, zostanie ukarany karami przewidzianymi przez święte kanony lub prawo cywilne. (Źródło: ks. Arkadiusz Baron, Henryk Pietras SJ, „Dokumenty Soborów Powszechnych”, t. 4, Kraków: Wydawnictwo WAM 2004, s. 101)
Z kolei papież św. Pius V w bullach „Horrendum illud scelus” i„Cum Primum”, nakazując przekazywanie winnych czynów homoseksualnych księży władzy świeckiej, by ta skazywała ich na karę śmierci. Pius XI zaś w encyklice „Casti Connubii” nauczał, iż władze cywilne mają prawo oraz obowiązek karania niemałżeńskich związków seksualnych. I bynajmniej postulat delegalizacji owej nieprawości nie jest tylko reliktem „przedsoborowej” nauki Kościoła, gdyż jeszcze w wydanym przez papieża Benedykta XVI w 2006 roku „Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego” przeczytać możemy, iż „rozprzestrzenianie ciężkich wykroczeń przeciwko czystości winno być zakazane przez władze cywilne stosownymi prawami” (n. 494), a w punkcie poprzedzającym to stwierdzenie do takich występków zaliczono m.in. czyny homoseksualne (n. 492). Oczywiście, tzw. Marsze Równości mając na celu normalizację w społeczeństwie zachowań sodomskich przyczyniają się też do szerszego ich występowania, a więc interpretacja, iż zgodne z nauczaniem papieża Benedykta XVI byłoby ich prawne zakazanie nie wydaje się być nadużyciem.
Wracając zaś do samej zasady wolności słowa to papież Leon XIII w encyklice “Libertas praestantissimum” tak uczył o słusznych i sprawiedliwych jej ograniczeniach:
Zastanówmy się nieco nad wolnością słowa i wyrażania pismami tego wszystkiego, co się tylko spodoba. Ta wolność, jeżeli nie jest należycie miarkowaną, ale statek i granicę przekracza, to nie potrzeba nawet mówić, iż nie może mieć racji prawa. Prawo bowiem, to moralna moc, o której jak powiedzieliśmy i co częściej powtarzać należy, niedorzecznie byłoby utrzymywać, iż ją natura dała porównie i pospólnie tak prawdzie jak kłamstwu, zacności i brzydocie. Prawem jest, aby to, co jest prawdziwym, co jest uczciwym, swobodnie i roztropnie w państwie rozszerzać, iżby się stało własnością jak największej liczby osób; natomiast sprawiedliwe jest, aby kłamstwa opinie, ponad które nie masz większej zarazy dla umysłu; dalej występki, które ducha i obyczaje psowają, stłumiała pilnie publiczna władza, iżby się ze zgubą rzeczypospolitej nie zdołały rozpościerać. Słuszne jest, aby zboczenia rozpasanego umysłu, które bez wątpienia przyczyniają się do obałamucenia nieuczonego tłumu, powściągała tak samo powaga ustaw, jak zamachy gwałtu przeciw słabszym. I to tym bardziej, że znacznie większa część obywateli albo wcale nie potrafi, albo też nie bez największej trudności, oprzeć się kuglarstwom i sztuczkom dialektyki, zwłaszcza wtenczas, gdy te namiętnościom schlebiają. Dozwólcie każdemu z nieograniczoną swobodą mówić i pisać, a nie pozostanie nic świętego i nie zaczepionego: nie oszczędzą nawet owych największych i niewzruszonych zasad natury, które za wspólne, a zarazem najszlachetniejsze dziedzictwo rodzaju ludzkiego uważać należy. Tak więc po stopniowym przysłanianiu prawdy, cieniami, co często się zdarza, zapanuje z łatwością zgubny i różnoraki błąd mniemań. Z takiego stanu odniesie swawola tyle korzyści, ile wolność szkody: tym obszerniejszą bowiem i więcej ubezpieczoną staje się wolność, im silniej spętaną swawola. Lecz w materiach wolnych, które Bóg roztrząsaniu ludzi pozostawił, dozwolonym jest oczywiście myśleć, co się podoba, i swe myśli wolno wypowiadać, natura nie sprzeciwia się temu: taka bowiem wolność nie doprowadziła nigdy ludzi do przytłumienia prawdy, raczej często do jej zbadania i wykrycia.
***
Mimo jednak przytoczonego przeze mnie powyżej tak “przed”, jak i “posoborowego” nauczania Kościoła o słusznych ograniczeniach tak wolności słowa, jak i pewnych prywatnie czynionych grzechów, część katolików może upierać się przy tym, że “aktualna” doktryna kościelna wręcz potępia postulaty takich zakazów. Owi katolicy powołują się tu na punkt 2358 Katechizmu Kościoła Katolickiego, w którym uczy się, że osoby homoseksualne powinny być traktowane w sposób pozbawiony wobec nich “jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji“. Interpretacja tego katechizmowego zapisu w duchu, jakoby każdego rodzaju dyskryminacja wobec takich ludzi była od razu “niesłuszną” czy “niesprawiedliwą” jest jednak nadinterpretacją. Oczywiście, może istnieć niesłuszna dyskryminacja osób homoseksualnych, ale nie każde ich dyskryminowanie jest niegodziwe. Jeśli odmawiamy takim ludziom pewnych naturalnych uprawnień, np. sklepikarz nie sprzeda chleba “gejowi” albo lekarz odmówi udzielenia pomocy medycznej takiej osobie to jest to przejaw ich niesłusznej dyskryminacji. Taka dyskryminacja nie odnosi się bowiem do złych moralnie działań tych osób, ale ich nie związanych z tym działań (potrzeby jedzenia, leczenia się, etc). Dyskryminacja jednak odnosząca się do ograniczania czy zakazywania ich obiektywnie złych działań (albo też blisko się do realizacji tego zła mogących odnosić) jest słuszna, godziwa i sprawiedliwa. Kardynał Joseph Ratzinger, w dokumencie Kongregacji Nauki Wiary „Omosessualit” precyzował rozróżnienie pomiędzy sprawiedliwą i niesprawiedliwą dyskryminacją homoseksualistów i lesbijek:
„Istnieją dziedziny, w których nie jest przejawem niesprawiedliwej dyskryminacji uwzględnienie skłonności seksualnej, na przykład gdy chodzi o adopcję dziecka lub powierzenie go opiekunom, zatrudnienie nauczycieli lub trenerów sportowych, służbę wojskową. Osoby homoseksualne, jako osoby ludzkie, mają te same prawa co wszyscy ludzie, w tym prawo do takiego traktowania, które nie uwłacza ich godności osobistej. Obok innych praw wszyscy ludzie mają prawo do pracy, mieszkania itd. Nie są to jednak prawa absolutne. Mogą zostać słusznie ograniczone ze względu na obiektywne nieuporządkowane zachowania zewnętrzne. Jest to nie tylko dopuszczalne, ale konieczne. Co więcej, zasada ta dotyczy nie tylko przypadków zachowań zawinionych, ale także działań osób chorych fizycznie lub umysłowo. Jest zatem przyjęte, że państwo może ograniczyć możliwość korzystania z pewnych praw, na przykład osobom cierpiącym na chorobę zakaźną lub umysłową, by chronić dobro wspólne” (tamże: n. 11-12).
***
Niektórzy katolicy mogą jednak lekceważyć również “posoborowe” nauczanie katolickie powołując się na niektóre z wypowiedzi aktualnego papieża Franciszka, w których ten z aprobatą wypowiadał się nawet o instytucji związków cywilnych dla osób tej samej płci. Skoro więc, nawet związki partnerskie dla takich ludzi miałyby być akceptowane to logicznym wydawałoby się popieranie legalności publicznego promowania aktów sodomskich. Na ten argument trzeba odpowiedzieć, iż przywołane wypowiedzi Franciszka, choć były wyrażane publicznie, to nie należą do jego urzędowego, oficjalnego nauczania. Wszystkie one były wyrażane kanałami nieoficjalnymi (np. wywiadami dla mass mediów), a więc nie mają one rangi wiążącego sumienia katolików Magisterium. Nie byłbym też na 100 procent pewien, iż wspieranie w pewnych okolicznościach kulturowych i historycznych wprowadzenia instytucji związków partnerskich w sposób absolutny musi zakładać uniwersalny sprzeciw wobec kryminalizacji choćby i prywatnych aktów homoseksualnych wówczas, gdy roztropność by na to pozwała. Sam mogę się przyznać do tego, iż jako zwolennik takiej penalizacji, czasami rozważałem to, czy w sytuacji gdy aktów homoseksualnych nie dałoby się zakazać, lepsze dla takich osób nie byłoby wprowadzenie czegoś, co przynajmniej teoretycznie mogłoby ograniczać ich bardzo częstą oraz wybujałą rozwiązłość? Innymi słowy, czy wprowadzenie instytucji zakładającej jakąś wierność i stałość nie byłoby lepsze od przysłowiowego skakania z “kwiatka na kwiatek”? Oczywiście, nawet stała i wierna sobie relacja dwóch homoseksualistów czy lesbijek jest materią bardzo ciężkiego grzechu, jednak czymś jeszcze gorszym i sprawiającym wiele krzywd jest ciągłe zmienianie swych partnerów (bądź partnerek). Choć tego nie popieram, to rozumiałbym więc kogoś, kto w imię ograniczania rozwiązłości osób homoseksualnych wspierałby tworzenie dla nich stałych związków opartych na wierności. I jeszcze raz podkreślam, nie musiałoby się to w sposób konieczny wykluczać z tym, że ta sama osoba uznawałaby za moralnie uzasadnione karanie przez władze cywilne wszelkich aktów sodomskich wówczas, gdy okoliczności by na to pozwalały. Nie sądzę, by podobny styl rozumowania stał za wypowiedziami Franciszka na ów temat, nie mniej jednak wskazuję, że nie musi być absolutnej i niedającej się usunąć sprzeczności pomiędzy oboma wskazanymi wyżej postulatami.
***
Kolejnym argumentem przeciw delegalizacji tzw. marszów równości może być powołanie się na tradycyjnie katolicką zasadą tolerowanie mniejszego zła. Czasami wszak nie tylko można, ale należy tolerować coś, czego zakazanie mogłoby przynieść gorsze skutki. Na przykład, w czasie wojny dowódca armii może tolerować fakt korzystania przez jego żołnierzy z usług prostytutek, jeśli poważnie obawia się, że w razie zakazu takiego zachowania, jego podwładni częściej gwałcili by kobiety i dziewczęta. Zgwałcenie jest większym złem niż skorzystanie z usług prostytutki, a więc w takich okolicznościach dowódca armii mógłby słusznie tolerować to drugie po to, by ograniczyć występowanie tego pierwszego. Zaznaczam, że mówię tutaj o tradycyjnie pojmowanej tolerancji, a nie czymś, co byłoby już formalną współpracą ze złem, a więc np. pochwalaniu, doradzaniu czy nakazywaniu żołnierzom czynienia aktów seksualnych z prostytutkami. To drugie byłoby oczywiście zawsze złe i moralnie zakazane. Co innego, tradycyjnie pojmowane tolerowanie mniejszego zła (czyli jego niekaranie), a co innego zachęcanie doń czy bezpośrednie współuczestniczenie w nim (co jest zawsze zabronione).
Czy zatem należy we współczesnych czasach prawnie tolerować nawet publiczną propagandę aktów homoseksualnych z obawy, by próba jej zakazania nie dała jeszcze gorszych efektów (np. czynienia z aktywistów LGBT męczenników, dojście do władzy lewicy i liberałów)? Cóż, odpowiedź na to pytanie nie wydaje mi się łatwa, ale nawet gdyby była ona pozytywna, to uwarunkowana okolicznościami tymczasowa tolerancja dla takich niegodziwości nie powinna zakładać zaprzeczania z samej swej natury moralnemu prawu władz cywilnych do ich karania. Poza tym realistycznie na to patrząc, to nie istnieją duże szanse na delegalizację marszów równości, ale samo podnoszenie takiego postulatu może mieć swą pozytywną wartość. A to dlatego, że jego głoszenie w przestrzeni publicznej może przecierać w dalszej przyszłości szlaki do faktycznego spełnienia tym podobnych pomysłów. Poza tym doświadczenie wydaje się pokazywać, że im bardziej ustępuje się ruchom LGBT pola, tym bardziej się one agresywne w swych dążeniach i postulatach. Pokazanie im bardziej twardego sprzeciwu być może więc będzie opóźniać ich marsz przez instytucje, kulturę oraz prawo.
***
Trafnym argumentem nie jest też wskazywanie na to, iż pijaństwo uderza bardziej w dobro rodziny i społeczeństwa niż sodomia. Owszem, można powiedzieć, że tak jest, choćby dlatego, że upijanie się stanowi przywarę u większej ilości ludzi niż czyny homoseksualne. Tyle że akurat na płaszczyźnie prawnej władze cywilne naszego kraju uczyniły wiele by zniechęcać ludzi do pijaństwa. Zakazane jest wszak np. sprzedawanie alkoholu osobom nietrzeźwym i nieletnim, reklamowanie trunków za pomocą pozytywnych skojarzeń z pijaństwem, a osoby mające duże problemy z upijaniem się mogą nawet być przymusowo skierowane na leczenie odwykowe. Zapewne istnieją poważne problemy z praktyczną realizacją tych dobrych praw, nie mniej jednak nie można powiedzieć, że rządzący nie robią nic, by chronić małoletnich, rodziny i społeczeństwo przed pijaństwem. Zakaz organizowania demonstracji wspierających LGBT byłby zatem analogiczny do wspomnianych przeze mnie ograniczeń prawnych tyczących się używania oraz promowania napojów alkoholowych. Zaznaczam, że moje powyższe przychylne odniesienia do zwalczania pijaństwa za pomocą prawa nie są w żadnym razie oznaką popierania przeze mnie prohibicji alkoholowej, którą to oceniam jako prawo przesadzone, a przez to nieodpowiednie.
***
Nie jest wreszcie trafnym argumentem sugestia, jakoby karanie publicznego propagowania grzechów sodomskich było równoznaczne z obdarzeniem nienawiścią osób je czyniących. Wręcz przeciwnie, karanie nieprawości może być aktem miłości – tak do ich ofiar, do społeczeństwa, które ma być przed nimi chronione, jak i do samych sprawców, których w ten sposób chce się poprawić, a przynajmniej ograniczyć ich złe oddziaływanie na innych. Święty Tomasz z Akwinu omawiając przykazanie miłości bliźniego, tak o tym pisał:
To nie jest grzech, kiedy według wymagań sprawiedliwości ogranicza się złych ludzi w ich działaniu. Ci, którzy to czynią, według Apostoła “z woli Boga pełnią swój urząd” (Rz 13, 6). I jest to wyrazem miłości, kara bowiem służy duchowemu dobru. Poza tym dobro społeczności jest cenniejsze niż dobro pojedynczego człowieka (Cytat za: Św. Tomasz z Akwinu, “Wykład pacierza”, Wydawnictwo “W drodze”, Poznań 2019, s. 195-196).
***
Na sam koniec chciałbym zaznaczyć, że fakt popierania przeze mnie ustawy zakazującej “marszów równości” nie jest w mym wypadku równoznaczny ze wspieraniem wszystkich elementów otoczki temu towarzyszącej bądź ją poprzedzającej. Bardzo krytycznie odnoszę się np. do wypowiedzi pani Kai Godek (inicjatorki zbiórki podpisów pod rzeczonym projektem ustawy), w której twierdziła ona, że “geje chcą adoptować dzieci, by je gwałcić“. Nie ma dowodów na słuszność hipotezy, iż większość osób homoseksualnych molestuje adoptowane przez siebie dzieci, a tym bardziej nie ma przesłanek, by uznawać, iż większość takich ludzi czyni to w sposób intencjonalny. Tego rodzaju wypowiedzi należy więc uznać za obiektywnie oszczercze albo będące przynajmniej materią grzechu lekkomyślnego i pochopnego osądu swych bliźnich. O nikim nie należy mówić nieprawdy, choćbyśmy bardzo krytycznie odnosili się do pewnych złych działań danej osoby. Uważam też za co najmniej przesadzone i nieadekwatne analogie, jakie pomiędzy ruchem LGBT a nazistowską III Rzeszą snuł przy prezentowaniu projektu ustawy w Sejmie RP pan Krzysztof Kasprzak (najbliższy współpracownik Kai Godek). Należy jednak oddzielić ziarno od plew, a więc nie zawsze właściwe uzasadnienia od jako takiego słusznego postulatu prawnego zakazu organizowania pro-sodomskich manifestacji.
Możliwość komentowania Pismo Św. i nauka Kościoła a karanie grzechu sodomskiego została wyłączona
X. Rafał Główczyński SDS, w internecie działający pod pseudonimem “Ksiądz z osiedla”, umieścił niedawno na swoim kanale film dotyczący przyczyn apostazji. Uważam, że kanał x. Rafała jest warty uwagi. Jestem również wdzięczny temu kapłanowi za to, że jego działalność ma bardzo pozytywny wpływ na ewangelizację i katechizację polskiej młodzieży. Niestety, w filmie dotyczącym apostazji, przedstawił on fałszywy obraz karalności grzechu sodomskiego w Piśmie Świętym i nauce Kościoła. Potępił on karalność sodomii we współczesnych państwach arabskich oraz w dawnych państwach katolickich (np. w XVI-wiecznej Hiszpanii). Stwierdził, iż kraje katolickie, które ścigały sodomię, pobłądziły i wprowadziły ustawy sprzeczne z Biblią i nauką Kościoła. Wg x. Rafała, Pismo Św. nigdzie nie nakazuje karania czynnych homoseksualistów śmiercią.
Przyjrzyjmy się, jak ta sprawa naprawdę wygląda. W Piśmie Św. odnajdujemy następujący fragment:
Kto by spał z mężczyzną obcowaniem niewieścim, obydwaj haniebny czyn popełnili: śmiercią niechaj umrą, krew ich niechaj będzie na nich. (Kpł 20, 13)
Przepis ten należy do tzw. sądów Starego Testamentu, czyli praw karnych i cywilnych, obowiązujących w starożytnym Izraelu. Jezus wypełnił Prawo Mojżeszowe, a więc nie obowiązuje nas już nakaz karania sodomitów śmiercią. Prawo to było jednak dobre, słuszne i sprawiedliwe w tamtym czasie i miejscu, ponieważ Bóg nigdy nie dałby nam prawa, które nakazywałoby czynić zło:
Nie mów: “On mnie w błąd wprowadził”, bo Mu nie potrzeba bezbożnych ludzi. Wszelkiej obrzydliwości błędu Pan nienawidzi, i nie będzie się podobała bojącym się go. Bóg od początku stworzył człowieka i zostawił go w mocy rady jego. Przydał prawa i przykazania swoje; jeśli będziesz chciał prawa zachować i na wieki wiarę miłą trzymać, zachowają cię. (…) Nikomu nie rozkazał źle czynić i nie dał nikomu pozwolenia grzeszyć; albowiem nie pragnie mnóstwa synów niewiernych i niepożytecznych. (Syr 15, 12-15.20)
Ponadto, legalna władza państwowa może stosować rozwiązania prawne, które Bóg nadał Żydom, jeśli tylko uzna je za pożyteczne w danym czasie i miejscu. Św. Tomasz z Akwinu pisze:
Przykazania sądownicze nie miały na zawsze obowiązywać; zgasły na skutek przyjścia Chrystusa: inaczej jednak niż przykazania obrzędowe. Te ostatnie do tego stopnia zgasły że stały się nie tylko martwe, lecz także śmiercionośne dla tych, którzy by je zachowywali po Chrystusie, zwłaszcza po rozprzestrzenieniu się ewangelii. Natomiast przykazania sądownicze stały się wprawdzie martwe, bo już nie mają siły obowiązywania, nie stały się jednak śmiercionośne. Bo gdyby jakiś rządca państwa nakazał je zachowywać w swoim państwie, nie popełniłby grzechu; chyba żeby ktoś je zachowywał lub nakazał zachowywać jako mające siłę obowiązywania z ustanowienia starego prawa. Taki bowiem zamiar ich zachowywania byłby śmiercionośny. (Summa theologiae, Iª-IIae q. 78 a. 1 co.)
Osoby, które negują prawną karalność sodomii powołując się na wygaśnięcie Prawa Mojżeszowego, powinny zatem konsekwentnie opowiadać się za zniesieniem kar za morderstwo czy kradzież. Stąd też słusznie państwa katolickie wprowadzały surowe kary za ten obrzydliwy i sprzeczny z naturą występek. X. Rafał uważa jednak, że robiły to wbrew oficjalnemu nauczaniu Kościoła. Również jest to nieprawda. Przytoczmy kilka orzeczeń papieskich i soborowych:
1) Sobór Laterański V:
Aby zaś zwłaszcza duchowni żyli w czystości i wstrzemięźliwości wedle zasad kanonów, postanawiamy, aby czyniący przeciwnie byli zgodnie z nimi karani. Jeśliby komuś, świeckiemu lub duchownemu, udowodniono zbrodnię, z powodu której „nadchodzi gniew Boży na buntowników”*, zostanie ukarany karami przewidzianymi przez święte kanony lub prawo cywilne. (Źródło: ks. Arkadiusz Baron, Henryk Pietras SJ, “Dokumenty Soborów Powszechnych”, t. 4, Kraków: Wydawnictwo WAM 2004, s. 101)
*Tą zbrodnią jest grzech sodomski, o czym informuje nas 11. kanon Soboru Laterańskiego III, potępiający homoseksualnych duchownych.
2) Pius V, bulla Cum Primum:
Jeśli ktoś dopuści się tej ohydnej zbrodni przeciwko naturze, która spowodowała rozpętanie gniewu Bożego przeciwko dzieciom nieprawości, zostanie oddany w ręce sądu świeckiego, aby zostać ukarany, a jeśli jest duchownym, zostanie poddany tej samej karze po pozbawieniu godności kościelnej. (Źródło: Magnum Bullarium Romanum, t. 2, s. 180)
3) Pius V, bulla Horrendum illud scelus:
Po tym jak [księża-sodomici] zostaną zdegradowani przez sąd kościelny, mogą być przekazani władzy świeckiej, a ona ma prawo wykonać na nich tę samą karę, jaką otrzymują świeccy, którzy wpadli w tę otchłań – która jest ustanowiona w prawomocnych rozporządzeniach. (Źródło: Magnum Bullarium Romanum, t. 2, s. 267)
Jak widać, prawo państwowe karało czyny homoseksualne za wyraźną aprobatą Kościoła. Ponadto, większość ustaw karnych w państwach katolickich przewidywało wówczas karę śmierci za ten obrzydliwy występek. Zobaczmy sobie chociażby Constitutio Criminalis Carolina, a więc kodeks karny wprowadzony w Rzeszy przez cesarza Karola V, obowiązujący w całej Europie w miastach na prawie niemieckim (także w Polsce):
Gdzieby kto takowy nalezion był, żeby albo z bydlęciem, albo chłop z chłopem przeciw przyrodzeniu sprawę miał, takowi mają na gardle być skarani, a według obyczaju ogniem mają bydź spaleni, bez wszelakiego zmiłowania y łaski. (Źródło: Ten Postępek wybran iest z Praw Cesarskich…, str. 39)
Podsumowanie
Nie jest prawdą, że Biblia nie mówi o karaniu śmiercią za czyny homoseksualne. Nie jest również prawdą, że nauka Kościoła zabrania władzy państwowej karania tego występku. Wręcz przeciwnie, Kościół w minionych wiekach akceptował to, że prawa karne państw katolickich wymierzały sodomitom surowe kary, łącznie z karą śmierci. Nie oznacza to jednak, że państwo musi karać czynnych homoseksualistów śmiercią. Nie należy jednak potępiać państw, które zabraniają swoim obywatelom grzechu sodomskiego.
Możliwość komentowania Czy “marsze równości” mogą komuś “ukraść” męża? została wyłączona
Nie tak dawno, na jednej z platform streamingowych oglądałem debatę pomiędzy posłem Krzysztofem Śmiszkiem a Kają Godek na temat projektu ustawy zakazującego marszów LGBT. Pośród różnych wypowiedzi padających w tymże programie moją uwagę przykuło jedno raczej retoryczne pytanie ze strony posła Śmiszka do pani Godek. Otóż polityk ten w pewnym momencie zapytał panią Kaję: “Czy naprawdę wierzy Pani, że marsz równości może ukraść Pani męża?” (cytat z mej strony co prawda niedosłowny, ale oddający istotę tego pytania – przyp. moje MS). Nie trzeba być zbyt inteligentnym i dociekliwym, by domyślać się sposobu myślenia ukrytego w tym retorycznym zapytaniu. Pan poseł Śmiszek prawdopodobnie chciał w nim wyrazić przekonanie, że jeśli ktoś znajduje się już w heteroseksualnym małżeństwie to żadne demonstracje pro-LGBT nie zachęcą go do porzucenia swej rodziny i praktykowania czynów homoseksualnych. W niniejszym artykule chciałbym wskazać na to, iż taki – domyślnie negowany przez pana Śmiszka – scenariusz, wcale nie wydaje się abstrakcyjnym.
***
Otóż, wyobraźmy sobie mężczyznę, który miał silniejsze bądź słabsze tendencje homoseksualne, ale pomimo żywienia takowych postanowił w pewnym momencie swego życia zawrzeć normalny, tradycyjny związek małżeński z kobietą. Sam fakt, iż miałby on takie skłonności, nie musiałby czynić jego małżeństwa nieszczęśliwym. Owszem, konieczność walki z pojawiającymi się od czasu do czasu myślami i pokusami o charakterze homoseksualnym, byłaby dla takiego człowieka pewnym problemem, ale przecież samo istnienie w naszym życiu problemów i kłopotów nie czyni go od razu nieszczęśliwym. Posiadanie dzieci, realizacja swego ojcowskiego powołania, bliskość drugiej osoby choćby i w postaci otaczającej go ciepłem oraz opieką kobiety mogłaby czynić życie tego mężczyzny całkiem szczęśliwym. Taki mężczyzna, mimo swych tendencji homoseksualnych mógłby prowadzić całkiem normalne, spokojne oraz ustabilizowane życie rodzinne i małżeńskie, pozostawiając na poboczu swe nieuporządkowane ciągoty. Taki człowiek być może nigdy nie angażowałby się w homoseksualne pożycie, nie stykał się z gejowską pornografią oraz nie chodził do miejsc sodomskich schadzek. W ramach kultury i porządku prawnego, które zwalczałyby aktywność homoseksualną taki scenariusz wcale nie wydaje się nierealistyczny.
Oczywiście, zawsze zdarzali by się homoseksualni mężczyźni, którzy zdradzaliby swe żony z innymi mężczyznami, jednak można mieć nadzieję, iż niechętna aktom sodomii kultura oraz prawo w znacznym stopniu ograniczałaby występowanie takich godnych pożałowania występków.
Rzecz jasna zdaję sobie sprawę z tego, iż nakreślony przeze mnie wyżej scenariusz dla zwolenników ruchu LGBT jest wizją uciśnionych przez “homofobiczną” kulturę oraz prawo mężczyzn i kobiet, którzy dali się “psychologicznie sterroryzować” nie podążając za swymi prawdziwymi pragnieniami. Cóż, nie chcę w poniższym artykule rozwlekać tego wątku, ale w tym miejscu wskażę tylko, że nie każde pragnienie jest godne realizacji i nieraz po prostu trzeba takowe pragnienia w sobie tłamsić, czego przykładem są choćby ludzie z tendencjami do pijaństwa, sadyzmu, okrucieństwa, zoofilii, pedofilii czy nekrofilii.
***
Wyobraźmy sobie teraz sytuację takiego homoseksualnego mężczyzny w ramach społeczeństwa, którego kultura i prawo są przychylne aktom sodomii z jednej strony, a niechętne “homofobii” z drugiej. O ile, “homofobiczna” kultura i prawo zachęcały takiego mężczyznę do ujarzmiania swych nieuporządkowanych tendencji oraz trwania w normalnym i tradycyjnym małżeństwie, o tyle sytuacja odwrotna, niemal na co dzień będzie zachęcała go do ulegania tym skłonnościom. Człowiek taki będzie bowiem często słyszał o tym, że aktywność homoseksualna jest całkowicie normalna oraz pożądana (za to krytyka takowej nie jest normalna), w łatwy sposób może on wtedy też umówić się na sodomski seks oraz mieć dostęp do gejowskiej pornografii. W ostatecznym więc rozrachunku, takiemu homoseksualnemu mężczyźnie o wiele trudniej będzie być wiernym swej żonie i ryzyko, że w pewnym momencie porzuci on swą rodzinę na rzecz gejowskiego stylu życia, znacznie wzrośnie.
***
Odpowiadając za tym na retoryczne pytanie pana Krzysztofa Śmiszka: tak, przysłowiowy “marsz równości” może ukraść niejednej kobiecie męża i niejednemu mężczyźnie żonę. Między innymi z tego względu, potrzebne są różne prawa, które – w zależności od okoliczności danego miejsca i czasu – będą albo ograniczały aktywność homoseksualną oraz jej propagowanie, albo też będą jej zakazywały.
W Kodeksie Prawa Kanonicznego nie ma zapisów, które w bezpośredni sposób poruszałyby kwestię uczestnictwa i wspierania marszów, których celem jest udzielanie poparcia homoseksualnym grzechom oraz innego rodzaju dewiacjom. Istnieją jednak poważne przesłanki, by twierdzić, że uczestnictwo w takich wydarzeniach albo ich popieranie co najmniej bardzo przybliża katolika do zaciągnięcia kary ekskomuniki na mocy samego zaistnienia faktu. A nawet, gdyby nie można było jeszcze mówić o ekskomunice za takie zachowania to i tak władze kościelne powinny w stanowczy sposób ukarać uczestników oraz promotorów marszów wspierających idee LGBT. Poniżej spróbuję wyjaśnić powody, dla których oceniam tę sytuację właśnie w ten sposób.
Po pierwsze, ogólnie rzecz biorąc ochrzczeni katolicy, którzy uczestniczą lub promują marsze LGBT, są co najmniej podejrzani o przestępstwo herezji. A kanoniczne przestępstwo herezji mocą samego faktu ściąga na winnego karę automatycznej ekskomuniki. Kodeks Prawa Kanonicznego mówi wszak:
“Odstępca od wiary, heretyk lub schizmatyk podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa” (kanon 1364).
Dlaczego zaś katolicy popierający marsze LGBT są podejrzani o herezję? Ano dlatego, że intencją marszów LGBT jest kwestionowanie tego, co w oparciu o Boże Objawienie na temat grzechów sodomskich uczy zwyczajne i powszechne Magisterium Kościoła. A negowanie bądź poddawanie w wątpliwość między innymi tego rodzaju nauczania katolickiego wypełnia znamiona herezji. Herezją jest bowiem: “uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą Boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej” (vide: Kodeks Prawa Kanonicznego, kanon 751). Sobór Watykański I deklaruje zaś, iż:
“wiarą boską i katolicką należy wierzyć w to wszystko, co zawiera się w słowie Bożym spisanym lub przekazanym, i jest do wierzenia przedkładane przez Kościół – albo uroczystym orzeczeniem, albo zwyczajnym i powszechnym nauczaniem – jako objawione przez Boga” (Patrz: „Konstytucja dogmatyczna o wierze katolickiej”, Rozdział III, p. 34) .
Nawet zaś, gdyby uznać podejrzenie o zaciągnięcie ekskomuniki przez uczestników lub promotorów marszów LGBT za zbyt surowe podejście, to należałoby się zastanowić, czy ludzie o których mowa nie podpadają pod kanon 1369 Prawa Kanonicznego?:
„kto w publicznym widowisku, w kazaniu, w rozpowszechnionym piśmie albo w inny sposób przy pomocy środków społecznego przekazu, wypowiada bluźnierstwo, poważnie narusza dobre obyczaje albo znieważa religię lub Kościół bądź wywołuje nienawiść lub pogardę, powinien być ukarany sprawiedliwą karą”
Tak czy inaczej, osoby aktywnie uczestniczące w marszach LGBT zasługują na to, by być przez władze kościelne przykładnie ukarani, gdyż w sposób publiczny poważnie naruszają dobre obyczaje, popierając jeden z wołających o pomstę do Nieba grzechów.
Tomasz Terlikowski jest znanym konserwatywnym publicystą katolickim, którego gorliwość i oddanie dla pewnych elementów nauki moralnej Kościoła zasługuje na pochwałę. Nie mniej jednak jak każdemu człowiekowi przydarza mu się błądzić, co należy też jemu pokazać. Jednym z przykładów błędnych wypowiedzi Tomasza Terlikowskiego są słowa, które – w odpowiedzi jednej ze współdyskutantek – napisał w dniu 10 kwietnia b. roku – na swej facebookowej tablicy. Otóż pan Terlikowski najpierw zasugerował, iż nie widzi w katolickiej wykładni Pisma świętego i Tradycji Kościoła podstaw do wspierania karania śmiercią czynnych homoseksualistów, a gdy dyskutująca z nim osoba wskazała na konkretne fragmenty Biblii, w których o takowej sankcji za ów grzech jest mowa, publicysta ten napisał, co następuje:
“Szanowna Pani, katolicka lektura Pisma Świętego dokonuje się zawsze w świetle Tradycji i Magisterium. Nigdy nie czytamy Pisma Św. literalnie. Tak gwoli ścisłości. Nie jesteśmy fundamentalistami biblijnymi. I nigdy nimi nie byliśmy”.
Nie wiem, czy Tomasz Terlikowski pewnych rzeczy nie wie, czy może na potrzeby dyskusji, nie chce o pewnych kwestiach mówić, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że jego powyższe sugestie i wypowiedzi nie są zgodne ani z prawdą historyczną, ani też nauczaniem katolickim.
Po pierwsze bowiem, w Tradycji Kościoła znajdowały się wypowiedzi i akty wspierające karanie śmiercią za czynny homoseksualizm. Jednym z tego przykładów są dwie bulle autorstwa papieża św. Piusa V: “Cum Primum” oraz “Horrendum illus scelum”. W tych dokumentach tenże święty papież nakazał wydawanie winnych homoseksualnych postępków duchownych władzom cywilnym, by stosowały wobec takowych takie same kary, jakie ówczesne prawo przewidywało za owe grzechy popełniane przez osoby świeckie. A przypomnijmy, że wówczas częstą karą – również w państwach katolickich – za akty homoseksualne była właśnie kara śmierci.
I nie twierdzę teraz, że każdy katolik z pewnością musi zgadzać się z karaniem śmiercią czynnych homoseksualistów i lesbijek. Wspomniane bulle św. Piusa V jako takie miały bowiem charakter raczej dyscyplinarny, a nie stricte doktrynalny, przez co jako takie nie zobowiązywały katolików do automatycznego uznawania ich za słuszne. Nie mniej jednak, jest historycznym faktem, iż w Tradycji Kościoła miały miejsce czyny i wypowiedzi wspierające karanie śmiercią za sodomię. Można się z tym nie zgadzać, ale należy wówczas uczciwie zmierzyć się z tym historycznym faktem.
Po drugie: kompletną bzdurą jest twierdzenie Tomasza Terlikowskiego, jakoby katolicka lektura Pisma świętego “nigdy” nie polegała na jego “literalnym odczytywaniu”. Jest bowiem niemal dokładnie odwrotnie. Tradycyjnie katolicka wykładnia Biblii zazwyczaj (choć nie zawsze) opiera się na jej dosłownym rozumieniu. Święty Tomasz z Akwinu nauczał, iż: „Wszystkie rodzaje sensu Pisma świętego powinny się opierać na sensie dosłownym” (Summa theologiae, I, 1, 10 ad 1). Papież Leon XIII potwierdził tę zasadę w swej encyklice „Providentissimus Deus”, gdzie uczył, co następuje:
„Niech on [współczesny komentator] jednak z tego powodu nie sądzi, że ma drogę zamkniętą do posuwania się dalej w badaniu i wyjaśnianiu, a tym bardziej, gdy znajdzie się do tego słuszna przyczyna, – byle tylko szedł sumiennie za ową regułą, rozumnie przez św. Augustyna postawioną, a mianowicie, że należy jak najmniej odstępować od sensu literalnego i niejako właściwego, chyba że jakiś powód nie pozwoli go zatrzymać lub konieczność zmusi do opuszczenia go [Św. Aug., De Gen. ad litt. VIII, 7, [13].]. Tej reguły tym mocniej należy się trzymać, im większe jest niebezpieczeństwo pobłądzenia przy tak wielkim pożądaniu nowości i wolności zdań„ (Podkreślenie moje – MS).
Również Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie numer 116 powtarza wskazaną wyżej zasadę św. Tomasza z Akwinu, iż: „Wszystkie rodzaje sensu Pisma świętego powinny się opierać na sensie dosłownym„.
Jednym z bardziej dobitnych przykładów tego, iż Magisterium i Tradycja Kościoła wykłada Pismo święte w sposób literalny, jest choćby dogmat o Rzeczywistej i Substancjalnej Obecności Ciała i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa w konsekrowanych Hostiach. To dogmatyczne nauczanie jest oczywiście dosłownym i literalnym rozumieniem następujących słów z Ewangelii św. Mateusza: “Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (tamże: 26, 26-28). A podobnych przykładów literalnej interpretacji Pisma św. jaką daje nam Magisterium Kościoła jest o wiele, wiele więcej.
Warto zresztą zauważyć, iż pan Terlikowski de facto popada w sprzeczność sam ze sobą, gdy pisze, iż Pisma świętego “nigdy” nie należy traktować literalnie. Gdyby bowiem tak było, to również w kwestii potępienia przez Biblię aktów homoseksualnych (które wspomniany redaktor wszak też piętnuje) należałoby uciekać się do niedosłowności wskazując zarazem, że przecież owe potępienie było formułowane w kontekście innych czasów, innej kultury i innych zwyczajów (jak czyni to zresztą wielu teologów). Tradycja i Magisterium Kościoła od wieków rozeznaje jednak biblijne potępienia homoseksualizmu w sensie dosłownym i uniwersalnym, a nie symbolicznym czy też kulturowo relatywistycznym. Niech się więc Tomasz Terlikowski zdecyduje, albo Biblii rzeczywiście nie należy “nigdy” interpretować literalnie, a wówczas jego publicystyczne batalie przeciwko sodomii można schować do buta, albo jednak Pismo święte częściej niż mu się to wydaje trzeba wykładać dosłownie.