Możliwość komentowania Preferencje podatkowe dla samotnych rodziców są niemoralne została wyłączona
Niedawno premier Mateusz Morawiecki przedstawił na konferencji prasowej pomysł przywrócenia preferencyjnego rozliczania „samotnych rodziców” na zasadach sprzed wprowadzenia „Polskiego Ładu”. Obecnie bowiem przysługuje im ulga podatkowa w wysokości 1500 zł rocznie. Miałaby im przysługiwać możliwość obliczenia podatku jako dwukrotności podatku obliczonego od połowy dochodu. Zmiany postulowane przez premiera zakładać mają również obniżenie pierwszej stawki podatkowej do 12%. W tekście poniższym postaram się wyjaśnić, dlaczego zaproponowane działanie należy ocenić negatywnie.
Zacząć należy od tego, kogo uważa się za „samotnego rodzica” – w dużym uproszczeniu będzie to rodzic niepozostający w związku małżeńskim. Może być więc tak, że rodzice nie zawarli związku małżeńskiego, a następnie jeden z nich uzyskał od drugiego alimenty na dziecko, rodzice byli w związku małżeńskim i następnie się rozwiedli, dokonali separacji lub też jeden z nich zmarł. Jak widać są to różne sytuacje, a łączy je to, że rodzice nie są w związku małżeńskim.
Państwo w swojej polityce powinno raczej preferować wychowanie dzieci w pełnych rodzinach i zniechęcać do rozwodów i rozwiązłości, a nie przeciwnie. Po przyjęciu postulowanych zmian, podatkowo bardziej uzasadnione będzie niestety wychowywanie dzieci samotnie, a nie w małżeństwie. Małżonkowie mogą bowiem rozliczać się razem (o ile mają wspólnotę majątkową – nieuzasadniona dyskryminacja małżonków z rozdzielnością majątkową). Rozliczenie to jest jednak znacznie mniej korzystne, niż rozliczenie z dzieckiem, gdyż zawsze nie ma ono dochodu. Dla dochodów w przedziale 60 000 zł/rocznie – 120 000 zł/rocznie rodzic rozliczając się z nim będzie zyskiwał 3600 zł rocznie. Przy dochodach na poziomie 240 000 zł rocznie korzyści te mogą sięgnąć nawet 27 600 zł rocznie. Drugi rodzic zachowuje przy tym prawo do kwoty wolnej, nie traci go na rzecz samotnego rodzica. Rodzice żyjący w małżeństwie zyskają tyle samo, gdy jeden z małżonków odpowiada za całość dochodów rodziny. Gdy ich dochody są wyrównane (oba w przedziale 0-30 tys zł/rok, 30-120 tys/rok lub powyżej 120 tys/rok), korzyści w ogóle nie będzie.
Można wyjaśnić to na przykładzie: rodzice Ani tworzą małżeństwo, w którym mama zarabia 60 tysięcy rocznie, zaś tata 70 tysięcy rocznie. Rozliczają się razem i płacą 8400 zł rocznie. Rodzice Basi są po rozwodzie. Mama także zarabia 60 tysięcy zł rocznie, zaś tata 70 tysięcy złotych rocznie i płaci 12 tysięcy złotych rocznie alimentów. Mama Basi rozlicza się jako rodzic samotnie wychowujący dziecko i nie płaci w ogóle podatku dochodowego, zaś jej tata płaci 4800 zł rocznie, czyli jej rodzice mogą na rozwodzie zaoszczędzić 3600 zł rocznie.
Odpowiadając na argumenty zwolenników tego rozwiązania:
1. Państwo nie powinno interweniować w to, jak dorośli ludzie układają sobie życie. Odpowiedź: państwo jak najbardziej powinno zniechęcać (być może nawet środkami karnymi) ludzi do rozwiązłości i rozwodów. Postulowane rozwiązanie nie tylko jednak wyrównuje pozycję rozwodników i osób rozwiązłych z małżeństwami, ale te drugie dyskryminuje.
2. Cierpią na tym też wdowy i wdowcy. Odpowiedź: Wdowy i wdowców można wyłączyć i przyznać im pewne ulgi.
3. Cierpią na tym też ofiary przemocy domowej, osoby zdradzane itp. Odpowiedź: powinny one udowodnić swoją sytuację i korzystać ze wsparcia jako ofiary przestępstw. Przede wszystkim jednak należy karać ich małżonków, a nie dyskryminować małżeństwa. W wielu przypadkach „samotne rodzicielstwo” jest skutkiem wyboru osoby, czy nawet jest pozorowane.
4. Bezdzietne małżeństwa mają możliwość wspólnego rozliczania, a samotni rodzice nie. Odpowiedź: Jeżeli oboje małżonkowie mają dochód 30 – 120 tysięcy złotych rocznie, to nic na tym nie zyskują. Jeśli jeden pracuje, a drugi jest bezrobotny, to bierze na utrzymanie niepracującego małżonka, dzięki czemu państwo nie musi mu płacić zasiłku okresowego (ok. 418 zł/mc, 5016 zł/rok), czym powoduje wymierne oszczędności dla państwa.
5. Mieszkanie przez rodziców w dwóch domach to większy koszt niż w jednym mieszkaniu (jak u małżonków). Odpowiedź: Tak, ale jest to skutkiem: śmierci jednego z rodziców (pkt. 2), winy jednej ze stron – wówczas ona powinna przede wszystkim to kompensować, jeśli zaś „samotny rodzic” sam tego chce, to państwo nie powinno go wspierać ekonomicznie w nieracjonalnej ekonomicznie decyzji (to tak jakby właściciele bardziej paliwożernych samochodów płacili mniej za jednostkę paliwa).
Podsumowując, państwo powinno walczyć z rozwiązłością, cudzołóstwem i rozwodami. Powinno wspierać rodziny i małżeństwa. Nie powinno jednak wyżej preferować „samotnych rodziców” kosztem małżeństw. Jako możliwe rozwiązania należy zasugerować:
1. Zostawienie rozwiązań w wersji przyjętej przez „Polski Ład”.
2. Przyznanie możliwości preferencyjnego rozliczenia przez „samotnych rodziców” dla tych, którzy są wdowcami/wdowami, ofiar gwałtów, ew. osób, które są samotnymi rodzicami na skutek rozwodu/separacji z wyłącznej winy drugiego małżonka, połączonej z przestępstwem dokonanym przez niego na szkodę członka rodziny.
3. Wprowadzenie możliwości rozliczenia na zasadach „samotnych rodziców” także dla rodziców w małżeństwach.
4. Wprowadzenie rozliczenia rodzinnego (obliczanie podatku od dochodu podzielonego przez liczbę członków rodziny, a następnie mnożenie go przez liczbę członków rodziny).
Jednocześnie należałoby dążyć do ograniczenia innych form dyskryminacji małżeństw, między innymi w przypadku zasad obliczania dochodu do świadczeń socjalnych.
Płacenie różnorodnych podatków nie jest przyjemne. Gdy uświadomimy sobie przy tym dodatkowo, iż współcześnie podatki nie tylko są wysokie, ale pewna ich część idzie na dotowanie złych działań (np. aborcji, in vitro czy promocji homoseksualizmu), ich płacenie staje się tym mniej miłe. Zrozumiałe są zatem coraz częściej pojawiające się pytania o różne moralne aspekty płacenia podatków.
Czy rzeczywiście płacenie podatków jest etycznym obowiązkiem w sytuacji, gdy ich wysokość faktycznie sięga połowy naszych dochodów? Czy płacenie wymaganych przez państwo danin wówczas, gdy pewien ich procent przeznaczany jest na finansowanie różnych niemoralnych przedsięwzięć, nie stanowi czasem niedozwolonych form brania udziału w tychże złych działaniach? A może wszelkiego rodzaju podatki tak naprawdę stanowią usankcjonowaną prawnie kradzież i dlatego dobrym uczynkiem jest uchylanie się od ich uiszczania?
Chrześcijańska powinność
Zacznijmy od tego, iż zarówno w świetle Pisma Świętego, jak i nauczania Magisterium Kościoła płacenie podatków jawi się bardzo jasno jako moralna powinność. Obowiązek uiszczania władzom cywilnym wymaganych należności był nauczany przez Pana Jezusa oraz św. Pawła Apostoła. Zbawiciel, zapytany o to, czy należy płacić podatki cesarzowi, wskazując na monetę podatkową z wizerunkiem owego władcy, odpowiedział: „Oddawajcie więc, co jest cesarskie cesarzowi, a co Bożego Bogu” (Mt 22, 21).
Św. Paweł w liście do Rzymian, ucząc o roli, jaką w społeczeństwie pełni władza, oraz o związanym z tym obowiązku okazywania jej posłuszeństwa i szacunku, napominał m.in.:
„Z tego samego też powodu płacicie podatki. Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd. Oddajcie każdemu to, mu się należy: komu podatek – podatek, komu cło – cło, komu uległość – uległość, komu cześć – cześć. ” (tamże: 13, 6-7).
W będących ważnym zapisem wiary i obyczajowości pierwszych chrześcijan dokumencie o nazwie „Konstytucje Apostolskie” znajdujemy zaś następujący zapis:
„Będziesz się lękał króla, wiedząc, że ustanowienie pochodzi od Pana. Będziesz szanował przedstawicieli władzy jako sługi Boga, oni bowiem karcą wszelką nieprawość. Dobrowolnie płaćcie im podatki, cło i wszelką należność” (tamże: VII, 16).
W sposób jasny na ten temat wypowiada się też – zatwierdzony i ogłoszony przez Jana Pawła II – Katechizm Kościoła Katolickiego:
„Uległość wobec władzy i współodpowiedzialność za dobro wspólne wymagają z moralnego punktu widzenia płacenia podatków, korzystania z prawa wyborczego, obrony kraju (…)” (tamże: n. 2240).
Zalegalizowana kradzież?
Już sam fakt, iż w ramach tradycyjnej moralności chrześcijańskiej mieści się obowiązek płacenia podatków, zadaje kłam twierdzeniom co poniektórych skrajnych liberałów i libertarian, jakoby wszelkie podatki były jedną z form kradzieży, tyle że dokonywaną przez państwo. Jeśli bowiem podatek ze swej istoty jest kradzieżą, to absurdem byłoby mówienie o tym, iż istnieje moralna powinność uiszczania go. Nie istnieje bowiem coś takiego jak moralny obowiązek oddawania złodziejowi rzeczy, które należą do nas.
Albo więc wszelkie podatki są złodziejstwem i wówczas nie mamy moralnej powinności ich płacić, albo też podatki jako takie nie stanowią kradzieży, ale są czymś, co z naszej strony należy się państwu – i w związku tym powinniśmy sumiennie je uiszczać.
Owszem, pozornie rzecz biorąc, podatki wyglądają na kradzież. Wszak polegają one na tym, iż władze cywilne zabierają obywatelom część ich pieniędzy niezależnie od tego, czy wyrażają oni na to zgodę, czy nie. Nie każde naruszenie czyjejś własności stanowi jednak kradzież. Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie nr 2408 tak wyjaśnia, na czym polega ów występek:
„Siódme przykazanie zabrania kradzieży, która polega na przywłaszczeniu dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Nie mamy do czynienia z kradzieżą, jeśli przyzwolenie może być domniemane lub jeśli jego odmowa byłaby sprzeczna z rozumem i z powszechnym przeznaczeniem dóbr. Ma to miejsce w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie, odzież…) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i korzystanie z nich”.
Chociaż w przywołanym powyżej fragmencie Katechizmu nie ma bezpośrednio mowy o podatkach, to jednak nie trudno jest na jego podstawie wykazać, iż podatki jako takie, choć są przymusowym odbieraniem przez państwo czyichś pieniędzy, nie stanowią kradzieży. Państwo bowiem jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli. Wszyscy wszak w jakimś zakresie korzystamy z instytucji finansowanych przez rząd. Odmowa płacenia podatków byłaby więc sprzeczna z rozumem, gdyż doprowadziłaby do totalnej destabilizacji funkcjonowania władz cywilnych – a te przecież są niezbędne w każdej społeczności.Postrzeganie podatków jako kradzieży staje się jeszcze mniej wiarygodne, gdy zważymy na to, że Pismo Święte, choć w niejednym miejscu potępia kradzież, to jednak nie tylko nakazuje płacenie podatków, lecz nie piętnuje też wykonywania zawodu poborcy podatkowego. Z jednej strony czytamy wszak w Biblii takie słowa jak: „Nie będziesz kradł” (Wj 20, 15); „Nie kradnij” (Mt 19, 18); „Kto kradnie, niech kraść przestanie” (Ef 4, 28); „Ani złodzieje, ani chciwi (…), ani zdziercy nie odziedziczą Królestwa Bożego” (1 Kor 6, 10) – z drugiej jednak strony w tej samej Biblii czytamy, iż znany ze swej niezłomności i bezkompromisowości w głoszeniu i obronie Bożych zasad św. Jan Chrzciciel przychodzącym do niego poborcom podatków (tzn. celnikom) nie nakazał porzucenia swego zawodu, lecz powiedział im: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co dla was ustalono” (Łk 3, 13). Z kolei pełniący funkcję przełożonego nad poborcami podatkowymi Zacheusz, gdy nawrócił się do Pana Jezusa i „zbawienie stało się udziałem jego domu” (Łk 19, 9), zadeklarował, iż odda połowę swego majątku ubogim oraz zwróci poczwórnie, jeśli kogoś skrzywdził, jednakże nie obiecał porzucenia swej profesji (por. Łk 19, 8). Jak widać więc, Pismo Święte potępia tylko nadużycia w pracy polegającej na pobieraniu podatków, nie zaś sam ów zawód. Gdyby jednak wszelkie podatki były kradzieżą, to konsekwentnie rzecz biorąc, praca poborcy podatkowego nie różniłaby się niczym istotnym od fachu złodzieja. A zatem prawi i bogobojni ludzie nie mogliby jej wykonywać. Skoro jednak mają do tego moralne prawo, to wniosek jest jasny: pobieranie podatków nie jest złodziejstwem, a podatki nie stanowią kradzieży.
Ponadto niepłacenie podatków jest sprzeczne z zasadą powszechnego przeznaczenia dóbr, gdyż nawet jeśli uznamy, iż sami nie potrzebujemy żadnej pomocy ze strony państwa (choćby nawet w postaci policji i armii mających nas chronić), to nie możemy tego powiedzieć o innych współobywatelach (nie każdego wszak stać na wynajęcie prywatnej armii dobrze uzbrojonych ochroniarzy). A zatem odmawianie płacenia podatków jest jakąś formą braku solidarności społecznej oraz egoizmu.
Współudział w złu?
A co w przypadkach, gdy jakiś procent z naszych pieniędzy rząd wydaje na wpieranie różnych form zła? Czy wówczas płacenie podatków nie oznacza współudziału w finansowanych przez państwo nieprawościach? W czasach ziemskiego życia Pana Jezusa oraz św. Pawła Apostoła władze Cesarstwa Rzymskiego wydawały pewną część (prawdopodobnie wyraźnie większą niż ma to miejsce obecnie) pieniędzy podatników na różne złe cele: prowadzenie zaborczych, niesprawiedliwych wojen, budowę i utrzymanie bałwochwalczych świątyń, rozwiązłe życie dworu itp. A mimo to Pan Jezus i św. Paweł Apostoł jasno nauczali, iż powinno się płacić podatki. Jak zatem wyjaśnić fakt, iż Biblia, która w wielu miejscach mówi, że naszą postawą wobec zła winny być: „nienawiść” (por. Prz 8, 13; Ps 101, 3); „niezwracanie ku niemu oczu” (Ps 101, 3); „brzydzenie się nim” (Rz 12, 9); „trzymanie się od niego z daleka” (1 Tes 5, 22), brak uczestnictwa w nim, a raczej karcenie owego (Ef 5, 11), brak przyzwolenia nań (Rz 1, 32) – gdy chodzi o płacenie podatków, zajmuje stanowisko wydające się, szczególnie w kontekście tamtego czasu, pewnym kompromisem?
Albo jak wytłumaczyć fakt, iż starożytni chrześcijanie, dla których często nie do przyjęcia była praca choćby i tylko przy upiększaniu pogańskich świątyń, jednocześnie za swój obowiązek uważali płacenie podatków, z których pewien procent szedł właśnie na ten cel?
Odpowiedź na to pytanie staje się w miarę jasna, gdy weźmiemy pod uwagę jedną z tradycyjnych reguł moralistyki katolickiej, a mianowicie tzw. zasadę podwójnego skutku. Reguła ta wychodzi z założenia, iż efektem czynów, które są zasadniczo dobre lub przynajmniej obojętne moralnie, może być nieraz jakieś zło. Na przykład płacenie umówionej pensji jest nie tylko dobre, ale stanowi obowiązek pracodawcy. I dlatego należy to czynić, nawet jeśli jacyś pracownicy przeznaczają cześć swych zarobków na takie nieprawości jak pijaństwo, cudzołóstwo czy wizyty w klubach nocnych. Mamy tu więc do czynienia z czynem dobrym, którego ubocznym efektem może być i faktycznie nierzadko jest coś złego. Jeślibyśmy zastosowali regułę podwójnego skutku do kwestii płacenia podatków, to wychodzi nam mniej więcej coś takiego: większa część podatków idzie na finansowanie dobrych celów, dlatego też ich płacenie jest dobre, a fakt, iż mniejsza ich część przeznaczana jest na opłacanie złych rzeczy, stanowi efekt uboczny naszego dobrego działania.
Czy podatki należy płacić zawsze i wszędzie?
Oczywiście fakt, iż – zasadniczo rzecz biorąc – należy płacić podatki, nie oznacza, że państwo ma prawo je przeznaczać, na cokolwiek chce. Nie jest to też równoznaczne ze stwierdzeniem, iż władze cywilne mają prawo ustalać jakąkolwiek ich wysokość. Pismo Święte naucza wszak również: „Król umacnia kraj prawem; kto ściąga wiele podatków, niszczy go” (Prz 29, 4). Odpowiedzialnością rządzących jest to, by podatki nie stawały się ani źródłem wspierania różnych nieprawości, ani też formą niesprawiedliwego ograbiania obywateli niemal ze wszystkiego. Mimo to jednak bardzo kontrowersyjne wydaje się, by w razie każdorazowej wątpliwości co do np. wysokości podatku obywatele mogli samowolnie odmawiać ich zapłaty. Praktycznie bowiem prowadziłoby to do chaosu i bezprawia. Wszak każdy podatek może wydawać się zbyt duży do płacenia. A tak naprawdę nie jest rzeczą łatwą ustalenie, jaka wysokość podatku jest sprawiedliwa, a jaka nie, gdyż w grę wchodzi tu wiele różnych okoliczności oraz interesów różnych grup społecznych i jednostek.
Czy zatem nie istnieją żadne wyjątki od moralnego nakazu płacenia podatków? Obowiązek płacenia podatków nie należy do tej grupy moralnych zasad, od których nie ma żadnych wyjątków. Moralna norma „Płaćcie podatki” jest bowiem przykazaniem pozytywnym (a więc określeniem, co należy czynić), a nie negatywnym (określeniem, co jest zabronione). Wedle zaś nauczania Kościoła, od pozytywnych norm moralnych – w odróżnieniu od Bożych zakazów negatywnych – mogą istnieć pewne wyjątki. Jest to uzasadnione tym, że o ile zawsze można powstrzymać się od popełnienia jakiegoś zła (np. kłamstwa, cudzołóstwa czy morderstwa niewinnego), to jeśli chodzi o nasze „pozytywne” powinności, nie zawsze jest możliwe ich wypełnienie. Na przykład powinniśmy praktykować jałmużnę, ale zdarzają się przypadki, gdy po prostu niczego nie mamy, w związku z czym niemożliwe jest, byśmy komuś coś podarowali. Zapewne więc gdyby płacenie podatków oznaczało dla kogoś głodowanie, brak odzienia czy dachu nad głową, taki człowiek byłby zwolniony z obowiązku ich uiszczania. Człowiek bowiem nie istnieje dla państwa, lecz państwo zostało stworzone dla człowieka. Nieporozumieniem byłoby zatem domaganie się od ludzi tak daleko posuniętego posłuszeństwa władzy cywilnej, iż oznaczałoby ono np. głodowanie, bycie bezdomnym lub marznięcie z zimna. Nie zmienia to jednak słuszności ogólnej zasady płacenia podatków i nie oznacza, że można się od nich uchylać np. po to, by mieć więcej pieniędzy na nowy samochód, większy dom czy posyłanie swych dzieci do lepszej szkoły.