Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: onanizm

  1. Opłakane skutki “klerykalizmu” (na przykładzie m.in. Marciala Maciela)

    Możliwość komentowania Opłakane skutki “klerykalizmu” (na przykładzie m.in. Marciala Maciela) została wyłączona

    Od dawna twierdzę, iż kryzys moralny duchowieństwa katolickiego jest splotem czynników tak “przedsoborowych” jak i “posoborowych”. Jedną z przyczyn o charakterze “przedsoborowym” jest osławiony “klerykalizm”, który streściłbym w dwóch punktach:

    1. Domniemaniu osobistej świętości każdego lub prawie każdego prezbitera i biskupa;

    2. Domniemaniu nieskazitelnej ortodoksji każdego lub prawie każdego prezbitera i biskupa.

    Takie “klerykalne” podejście może wydawać dobre owoce, gdy rzeczywiście trafiamy na świątobliwych i ortodoksyjnych duchownych. Jednak w łatwy sposób ta postawa może prowadzić do opłakanych efektów, gdy nie mamy takiego szczęścia i takich księży nie znajdujemy. Osobiście, od dawna instynktownie przyjmowałem inną postawę. Zamiast ślepego założenia, że jeśli mam do czynienia z księdzem, to ów “na pewno wie lepiej, no bo przecież ma wykształcenie teologiczne i święcenia“, stawiałem na własne dociekania i wgryzanie się w doktrynę katolicką, wychodząc z założenia, że jeśli Bóg dał nam rozum i intelekt, to nie możemy go w ślepy i bezkrytyczny sposób zamieniać na zaufanie do wiedzy tego czy innego księdza. Oczywiście, taka moja postawa spotykała się z niechętnymi doń reakcjami tak “posoborowych” katolików, jak i “tradsów” (w zależności od tego, księdza której opcji akurat krytykowałem). W mniej lub bardziej jasno stawiano mi wtedy zarzuty, że nie jest dobrze, gdy taki “amator” oraz osoba świecka jak ja uważa, iż może na płaszczyźnie doktrynalnej i moralnej krytykować tych czy innych księży, którzy wszak mają formalne wykształcenie teologiczne oraz łaskę święceń kapłańskich.

    ***

    Jednym z bardziej drastycznych przykładów na to, że jednak moja postawa, a nie opisany wyżej “klerykalizm” jest właściwy, stanowi historia ks. Marciala Maciela Degollado. Ów prezbiter rozpoczął swe haniebne czyny będąc jeszcze bardzo “tradycyjnym” kapłanem, odprawiając Msze “trydenckie” oraz mając za sobą naukę w przedsoborowym seminarium. Dodam zresztą, że i w czasie po Vaticanum II założeni przez niego “Legioniści Chrystusa” należeli do konserwatywnego skrzydła “posoborowia” i w wypowiedziach samego ks. Marciala pobrzmiewały pewne typowo tradsowskie wątki (vide: powtarzanie słów Pawła VI o dymie szatana, który wdarł się do Kościoła). Sam ów ksiądz uchodził zaś za świątobliwego prezbitera. Trudno więc się dziwić, iż przeciętny katolik podchodził do tego człowieka z ogromnym kredytem zaufania, co on sam perfidnie wykorzystywał. Otóż ks. Marcial Maciel wzywał do siebie młodych chłopców i zakonnice, sprzedając im bajeczkę, iż w związku z “konfliktem urynowo-spermowym” na który cierpi, sam papież Pius XII udzielił mu specjalnej dyspensy na uprawianie swego rodzaju “zdrowotnej” masturbacji. W związku z tym onanizowanie go przez młodych chłopców i zakonnice nie będzie występkiem obrzydłym Bogu, ale wspaniałym aktem chrześcijańskiej miłości oraz miłosierdzia. Cóż, więc na to mógł rzec młody chłopiec lub zakonnica nieobeznani w meandrach katolickiej doktryny moralnej dodatkowo wychodzący z założenia, że ksiądz z zasady musi wiedzieć lepiej, no bo przecież ma on wykształcenie teologiczne, łaskę święceń kapłańskich, a jeszcze dodatkowo mówi się o nim, jaki to świątobliwy duchowny jest? Czy taki chłopiec albo zakonnica ma “księdza pacierza uczyć”? Czy ma unieść się “pychą” i pokazywać, że wie lepiej od księdza, co jest zgodne z doktryną katolicką? Co to, to nie, no i w efekcie ci biedni chłopcy oraz zakonnice posłusznie onanizowali przebiegłego księdza Marciala ufając, że skoro on tak mówi, powołując się przy tym jeszcze na samego papieża, to musi mieć rację.

    Jeszcze innym, a bliższym nam Polakom przykładem niecnego wykorzystywania owego “klerykalnego” mechanizmu przez zdeprawowanych duchownych, może być postępowanie byłego kapelana prezydenta Lecha Wałęsy, ks. Franciszka Cybuli. Ten duchowny wykorzystując seksualnie jednego z młodych chłopców, uspokajał go przy tym, że “póki nie ma wytrysku póty nie ma grzechu“. Później zaś nawet – być może próbując usprawiedliwić się w swych własnych oczach – twierdził, iż w jego relacjach erotycznych z owym chłopcem udało mu się tak folgować swym żądzom, by jednak rzeczywiście nie osiągać przy tym stanu ejakulacji. Oczywiście i w wypadku ks. Franciszka Cybuli widzimy, jak próbował on wykorzystywać “teologiczne” zaufanie do siebie jako osoby duchownej, by móc łatwiej wykorzystywać osoby, które nie były ani osobami duchownymi, ani nie miały teologicznego wykształcenia.

    ***

    Jakże inaczej sytuacja mogłaby wyglądać, gdyby tacy duchowni jak ks. Marcial Degollado i Franciszek Cybula trafili na katolika łączącego w sobie nienawiść i obrzydzenie do grzechu z pogłębioną wiedzą na temat doktryny i teologii katolickiej. Taki katolik nie kupił bajeczki o tym, że ten czy inny papież może dyspensować od Bożego prawa. Taki katolik wiedziałby, że dobry cel nie uświęca środków złych ze swej natury, a bezpośrednie powodowanie masturbacji jest właśnie jednym z takich wewnętrznie złych czynów. Taki katolik mógłby powiedzieć zboczonemu księdzu Marcialowi, iż św. Oficjum w dekrecie z 24 lipca 1929 roku stwierdziło, że masturbacja jest moralnie niedozwolona również, gdy jest przeprowadzana w celach zdrowotnych. Taki katolik mógłby wreszcie odrzec księdzu Cybule, że papież Aleksander VII i św. Oficjum pismem z 18 marca 1666 roku potępili twierdzenie o tym, jakoby pocałunki dokonywane z intencją poszukiwania seksualnej przyjemności nie są grzechem śmiertelnym, o ile nie towarzyszy im niebezpieczeństwo “całkowitego spełnienia”. Logicznie zaś wynika z tego potępienia, iż nie tylko pocałunki, ale również wszelkie inne gesty i dotknięcia, są materią grzechu ciężkiego również wówczas, gdy szuka się w nich “tylko” nazwijmy to “częściowej” przyjemności seksualnej, a więc unika się przy nich osiągnięcia orgazmu (czyli w przypadku mężczyzn: wytrysku nasienia).

    Ktoś może jednak powie, że aby odmówić księdzu czegoś takiego nie trzeba było znać dogłębnie doktrynę katolicką, ale wystarczył “katolicki zmysł wiary” spotykany wszak i u prostych ludzi. Przykro mi, ale w przypadku tych młodych chłopców i zakonnic ów “zmysł wiary” nie zadziałał.

    ***

    I na sam koniec warto wspomnieć postać bł. Franza Jägerstättera. On nie miał formalnego wykształcenia teologicznego i nie miał łaski święceń prezbiteriatu. Jednak połączenie intelektualnej uczciwości, samodzielnego zgłębiania nauki katolickiej oraz szczerej nienawiści do grzechu sprawiło, iż “de facto” lepiej znał doktrynę Kościoła nie tylko od swego księdza proboszcza, ale także od swego biskupa diecezjalnego. I ostatecznie historia Kościoła to mu przyznała rację, a nie jego księdzu proboszczowi i księdzu biskupowi.

    Mirosław Salwowski

  2. Czy masturbacja w celach medycznych jest moralnie dozwolona?

    Leave a Comment

    Czy męski onanizm jest dozwolony w takich dobrych celach jak leczenie/wykrywanie bezpłodności? A może jest on usprawiedliwiony także wówczas, gdy za jego pomocą można wykryć jakąś chorobę weneryczną? Powyższe pytanie pojawia się od czasu do czasu w różnych miejscach i nie zawsze odpowiedź na nie wydaje się być wszystkim jasna. Tymczasem, nie trzeba wielu wywodów, by pokazać, iż w świetle katolickiego nauczania żaden bezpośrednio zamierzony akt masturbacji nie jest dozwolony czy usprawiedliwiony w jakichkolwiek, choćby i najbardziej ekstremalnych okolicznościach. Dobry cel nie uświęca bowiem tych ze środków działania, które są wewnętrznie złe. Leczenie bezpłodnosci i chorób wenerycznych oczywiście jest jako takie dobre i godne poparcia, jednak masturbacja jest czynem poważnie i wewnętrznie złym, przez co nie może być ona usprawiedliwiona czy dozwolona ani w poniżej wymienionych ani w innych szlachetnych celach. Nawet, gdyby za pomocą jednego aktu onanizmu można było uratować cały świat od zagłady, nie można byłoby go i wtedy aprobować.

     

    Magisterium Kościoła w bardziej bezpośredni sposób odpowiadało już co najmniej kilka razy na powyżej zarysowane pytania. Święte Oficjum (dzisiejsza Kongregacja Nauki Wiary) w dokumencie z dnia 24 lipca 1929 roku w odpowiedzi na pytanie: “Czy godzi się powodować bezpośrednią masturbację dla uzyskania nasienia w celu wykrycia i ewentualnego leczenia zakaźnej choroby?” odpowiedziało: “Nie godzi się“. Z kolei, papież Pius XII w dniu 8 października 1953 roku w przemówieniu do uczestników XXVI Kongresu Włoskiego Towarzystwa Urologicznego stwierdził wyraźnie:

    bezpośrednie powodowanie masturbacji w celu uzyskania nasienia, nie jest godziwe, jakikolwiek byłby cel tego badania (podkreślenie moje – MS).

    Ponadto, Kongregacja Nauki Wiary w swej deklaracji “Persona humana” z dnia 29 grudnia 1975 roku zadeklarowała co następuje:

    zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną Tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i ciężko nieuporządkowanym. Twierdzenie to bierze się z przeświadczenia, że bez względu na świadomy i dobrowolny motyw użycie władz seksualnych poza prawidłowym pożyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się ich celowości (podkreślenie moje – MS).

     

    Warto poza tym zauważyć, iż nawet, gdyby nie było powyższych wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, to i tak łatwo byłoby udowodnić, że praktyki onanistyczne są zawsze niedopuszczalne moralnie. Z innych wypowiedzi Kościoła wynika bowiem jasno i niezbicie, iż istnieją akty, które są w każdych okolicznościach złe oraz zakazane, a jednym z takich aktów jest właśnie masturbacja.