Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: nieomylność Pisma świętego

  1. O dobrym moralnie wykluczaniu grzeszników

    Możliwość komentowania O dobrym moralnie wykluczaniu grzeszników została wyłączona

    Najpewniej każdy świadomy katolik słyszał o tych fragmentach Nowego Testamentu, w których napisane jest, iż nasz Pan Jezus Chrystus spotykał się i jadał “z grzesznikami oraz celnikami” (np. Marek 2: 15), co – w domyśle ma – uwiarygadniać popularną dziś w chrześcijaństwie narrację o tym, że “w Kościele nikogo nie można wykluczać”. Znacznie rzadziej jednak słyszy się o tych wersetach Nowego Testamentu, w których natchnieni przez Ducha Świętego autorzy wzywają do unikania pewnego rodzaju osób. I tak np. w Ewangelii św. Mateusza 18: 17 czytamy słowa Pana Jezusa o tym, iż “ten kto nie posłucha Kościoła ma być jak poganin i celnik”. W 2 liście do Tesaloniczan 3: 6 w “imię Jezusa Chrystusa” poleca się chrześcijanom, by “stronić od każdego brata, który postępuje wbrew porządkowi, a nie zgodnie z tradycją …”. Z kolei św. Jan Apostoł pisze, by tych, którzy nie podzielają prawdy o tym, iż Chrystus “przyszedł w ciele”: “nawet nie pozdrawiać” oraz “nie przyjmować do domu”, gdyż ten kto takowego człowieka pozdrawia “staje się współuczestnikiem jego złych uczynków” (por. 2 Jan 1: 7 -11). Wreszcie w 1 Liście do Koryntian 5: 9-13 czytamy takie o to słowa św. Pawła Apostoła na temat unikania pewnego rodzaju grzeszników:

     „Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami. Nie chodzi o rozpustników tego świata w ogóle ani o chciwców i zdzierców lub bałwochwalców; musielibyście bowiem całkowicie opuścić ten świat. Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. Jakże bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? Czyż i wy nie sądzicie tych, którzy są wewnątrz? Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych.

    Czy zatem nasz Pan Jezus Chrystus popadał w sprzeczność z samym Sobą, gdy przy pewnych okazjach jadał z “grzesznikami i celnikami”, a przy innych okazjach sugerował, by ludzi nieposłusznych Kościołowi unikać? A może to święci apostołowie Paweł i Jan nauczali rzeczy sprzecznych z przykładem, jaki dał nam Chrystus Pan, wówczas gdy polecali by z niektórymi ludźmi nie tylko nawet nie jadać, ale i ich nie pozdrawiać ani nie wpuszczać do swych domów? W niniejszym artykule zamierzam wykazać, iż ani Chrystus nie popadał tu w sprzeczność z samym Sobą, ani Apostołowie nie sprzeciwiali się nauce jaka płynęła z Jego przykładu jadania z “grzesznikami i celnikami”. Apostołowie zresztą nie mogliby popadać w taką sprzeczność z Panem naszym i Zbawcą, gdyż sam Jezus Chrystus utożsamił ich nauczanie ze swoim nauczaniem:

    Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łukasz 10: 16).

    Ponadto, całe Pismo święte jest natchnione, nieomylne i pożyteczne ku zbudowaniu dusz – a więc nie tylko Ewangelie, w których bezpośrednio zostały spisane czyny oraz słowa Jezusa Chrystusa. To natchnienie i nieomylność tyczy się dokładnie całej Biblii, a więc również listów spisanych przez świętych apostołów:

    Wszelkie Pismo od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości – aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu (2 Tm 3, 16 – 17).

    Warto w tym miejscu podkreślić, iż również Sobór Watykański II nauczał o tej nieomylności całego Pisma świętego:

    Ponieważ wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego, należy zatem uznawać, że księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia” (patrz: Tamże, Konst. Dei verbum, n. 11).

    ***

    Wyjaśnienie nakreślonej wyżej pozornej – i raczej lekkiej – sprzeczności nie wydaje się czymś trudnym. Otóż, jadanie Chrystusa z “z grzesznikami i celnikami” z jednej strony, z drugiej zaś nowotestamentowe wezwania co tego, by z pewnymi ludźmi “nawet nie jadać” i nawet ich nie pozdrawiać – najpewniej tyczą się dwóch zgoła odmiennych kontekstów sytuacyjnych. Gdy wszak Pan nasz jadał z grzesznikami i celnikami nie było jeszcze ustanowionego Kościoła (w sensie ścisłym), sakramentów Nowego Przymierza i religii chrześcijańskiej. Poza tym, być może owi “grzesznicy i celnicy” nie byli osobami, które miały wiele okazji do gruntownego zaznajomienia się z prawdami i zasadami – na tamten czas jeszcze prawdziwej – religii mojżeszowej. Owi “grzesznicy i celnicy” prawdopodobnie też nie pretendowali do tego, by w oczach innych Żydów uchodzić za osoby pobożne i bogobojne. Okazywana zatem im przez Pana Jezusa serdeczność, która przejawiała się we wspólnym zasiadaniu z nimi do posiłków, była ze strony Zbawiciela ukierunkowana na ich leczenie oraz nawrócenie (por. Łukasz 5: 31-32).

    Z drugiej strony pierwszymi adresatami listów apostolskich byli członkowie młodziutkiego Kościoła, a ich treść często tyczyła się niejako wewnętrznych problemów owej ledwie co narodzonej chrześcijańskiej wspólnoty. W cytowanym zaś 1 Liście do Koryntian 5: 9-13 św. Apostoł Paweł wyraźnie wskazuje, iż zasada “aby nawet nie jadać” z grzesznikami nie tyczy się ogółu grzeszników, ale obejmuje tych z nich, którzy utożsamiają się z Kościołem i chrześcijańską religią (vide: “który nazywając się bratem”). Warto w tym miejscu zaś przypomnieć, iż wspólnoty kościelne do których pisali apostołowie były społecznościami, w których bardzo żywe były wspomnienia tak nauczania i cudów samego Pana Jezusa Chrystusa, jak i wielu cudownych wydarzeń dokonywanych przez samych apostołów. Trudno więc porównać jakichś prawdopodobnie słabo obeznanych z judaizmem “grzeszników i celników” na co dzień żyjących na marginesie żydowskiej społeczności z chrześcijanami, którzy pomimo życia w pełnych pasji oraz cudów, wspólnotach kościelnych, i tak postanowili trwać w pewnych ciężkich nieprawościach i/lub herezjach. Ci pierwsi w naturalny sposób zasługiwali na więcej życzliwości, cierpliwości oraz wyrozumiałości. Tym drugim należała się zaś surowa dyscyplina przejawiająca się nawet w stosowaniu wobec nich broni ostracyzmu i wykluczenia. Oczywiście i w wypadku tych drugich owa surowość nie miała służyć ich absolutnemu potępieniu, ale jej celem było doprowadzenie ich do opamiętania, skruchy i nawrócenia. Jak wszak pisał w tym kontekście św. Paweł Apostoł:

    (…) wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana Jezusa [patrz: 1 Koryntian 5: 5].

    Myślę, iż dość trafną analogią będzie tu przywołanie z jednej strony osoby jakiejś prostytutki, która nie odebrała gruntowniejszej edukacji religijnej, z drugiej zaś postaci jakiegoś “pobożnego” członka włoskiej mafii, który co niedziela chodzi do kościoła, nosi sztandary na religijnych procesjach i jeszcze udziela się w rozmaitych pobożnościowych bractwach. Czy aby na pewno sprawiedliwe byłoby jednakowe – czy to łagodne czy surowe – potraktowanie tych dwóch osób? Myślę, że nie byłoby to sprawiedliwe i przypuszczam, że różne do nich podejście jest zgodne z duchem apostolskiego nauczania. Łagodność wobec takiej prostytutki byłaby zatem zgodna z przykładem Pana Jezusa Chrystusa, który po to by leczyć oraz nawracać grzeszników jadał z nimi nawet wspólnie posiłki. Jednakże podobna łagodność względem “pobożnego mafiosa” raczej tylko utwierdzałaby go w jego grzechach, hipokryzji oraz obłudzie. Raczej właśnie tym podobnych ludzi powinna spotykać ze strony innych chrześcijan surowa kara ostracyzmu i wykluczenia.

    ***

    Na sam koniec pozwolę sobie na pewnego rodzaju osobiste świadectwo tego, w jaki sposób sam realizuję nakreślone wyżej zasady i rozróżnienia w podejściu do różnego rodzaju złoczyńców. Otóż, choć np. mam dość “rygorystyczne” podejście do grzechu sodomii – uważam, że takowa powinna być kryminalizowana i to nawet wówczas, gdy dzieje się ona prywatnie – nie mam większych problemów z tym by okazywać serdeczność tym ludziom. Raz, nawet zdarzyło mi się z takowymi – w pewnym sensie “biesiadować” – to znaczy siedzieć z nimi przy jednym stole i popijać soczek. W tym swym podejściu wychodzę bowiem z założenia, że wielu z nich w silniejszy sposób nie utożsamia się z chrześcijaństwem, a być może dewiacyjne skłonności niektórych z nich są efektem jakichś krzywd wyrządzonych im przez osoby duchowne (np. seksualnego molestowania). Z drugiej strony zdarzyło mi się już raz w sposób definitywny zerwać jakąkolwiek znajomość z kimś kogo określiłbym jako “religijnego grzesznika”. Człowiek ten łączył bowiem intensywność różnych religijnych praktyk (Msza, Komunia, stosowanie pobożnych formuł przy powitaniach i pozdrowieniach) z nie tylko trwaniem przy pewnych ciężkich nieprawościach, ale jeszcze przy jednych okazjach ich usprawiedliwianiem, przy innych zaś czymś co można by nazwać próbą ich obłudnego pomniejszania. Z biegiem czasu dojrzałem więc do – motywowanej nauczaniem Nowego Testamentu – decyzji o zerwaniu wszelkich towarzyskich relacji z tym człowiekiem.

    Mirosław Salwowski

  2. Czy Biblia jest podręcznikiem do historii, geografii i biologii?

    Leave a Comment

    Gdy rozmawia się dziś o dyskusyjnych kwestiach z pogranicza Pisma świętego i pewnych nauk świeckich (np. ewolucji) częstym stwierdzeniem, jakie pojawia się na rzecz tezy, iż Biblia nie ma autorytetu, by móc coś orzec w tych sprawach jest powoływanie się na jedno ze zdań wypowiedzianych niegdyś przez św. Augustyna z Hippony. Ów Doktor Kościoła napisał wszak, iż: „Pan Jezus nie powiedział «Poślę wam Ducha Pocieszyciela, aby pouczył was o torach Słońca i Księżyca». Chciał przecież ukształtować chrześcijan, a nie astronomów (łac. mathematicos). Dla ludzkich potrzeb zupełnie wystarczy to, czego nauczymy się o tym w szkole” [1].

    Jest jednak sporym nadużyciem twierdzić, że skoro głównym celem Pisma św. nie było dostarczanie ludziom specjalistycznych informacji z zakresu historii, biologii czy geografii, to w takim razie Księga ta nie ma absolutnie nic do powiedzenia w tych sprawach i że gdy się o nich wypowiada to może się wówczas mylić. W istocie rzeczy Magisterium Kościoła uczy, że Pismo święte jest całkowicie nieomylne i bezbłędne również wówczas, gdy wypowiada się na temat spraw innych niż te bezpośrednio dotyczące wiary i moralności. Twierdzenie przeciwne zostało wszak odrzucone w nauczaniu kilku papieży np. przez Leona XIII w encyklice „„Providentissimus Deus”, Benedykta XV w encyklice „Spiritus Paraclitus”, Piusa XII w encyklice „Humani generis”. Choć styl, w którym Biblia mówi o kwestiach z zakresu nauk świeckich owszem różni się od specjalistycznego tonu, w jakim zredagowane są różne podręczniki czy wykłady, owa okoliczność nie implikuje jeszcze pomyłek biblijnych autorów na ów temat. Dominikanin, o. Michał Chaberek w następujący sposób wyjaśnia to rozróżnienie: “Czy to, że Pismo Święte nie jest podręcznikiem we współczesnym rozumieniu daje podstawy do unieważnienia jego treści? Jest wiele sytuacji, w których o prawdzie historycznej czy naukowej dowiadujemy się nie z podręczników, ale za pośrednictwem innych form przekazu. Kiedy na przykład babcia opowiada wnuczkowi o Powstaniu Warszawskim, to ani nie zmyśla, ani nie pisze podręcznika do historii. A jednak opowiada o prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w konkretnym czasie i miejscu. Podobnie z tego, że Pismo Święte nie jest podręcznikiem do historii nie wynika, że nie opowiada prawdziwej historii. Z tego, że nie jest podręcznikiem do przyrody, nie wynika, że nie mówi nic o przyrodzie, czy o sposobie powstania świata” [2].

    Warto zresztą zauważyć, iż praktycznie rzecz biorąc, rozdzielenie tego co Pismo święte mówi na temat religii i moralności od zawartych tam faktów historycznych, geograficznych, biologicznych, jest bardzo niebezpieczne. Ktoś może np. zacząć poddawać w wątpliwość istnienie potopu, zniszczenie Sodomy i Gomory, dziewicze poczęcie Pana Jezusa albo relacje dotyczące śmierci Mesjasza, twierdząc, że przecież w tych sprawach Biblia dotyka warstwy historycznej (np. okoliczności procesu Zbawiciela), przyrodniczej (zniszczenie całej ziemi przez potop) czy biologicznej (kwestia poczęcia Jezusa), a więc nie należy traktować tego co w tych sprawach zapisane jest na jej stronach jako bezbłędnych faktów. Na tych i wielu innych przykładach, widać jednak jak bardzo pewne relacje historyczne, przyrodnicze czy biologiczne łączą się z prawdami wiary i zasadami moralności. To, że np. Pismo święte mówi, iż Dekalog został nadany na górze Synaj (a nie na Mount Blanc czy Rysach) choć dotyczy też faktu geograficznego, ma znaczenie również religijne. Oddzielanie więc sfery wiary i moralności, w których wypowiada się nieomylnie Biblia od innych spraw, w których rzekomo natchnieni autorzy mogli błądzić, jest zatem tak naprawdę czymś sztucznym i w dalszej perspektywie prowadzącym do podważania wiary w absolutną nieomylność i bezbłędność Pisma świętego, jako taką.

     

    Przypisy:
    1. Patrz: Św. Augustyn, Contra Felicem manichaeum, I, 10.

    2. Patrz: “Unieważnianie Pisma Świętego. Rozmowa z o. Michałem Chaberkiem”, Christianitas.org, http://christianitas.org/news/uniewaznianie-pisma-swietego-rozmowa-z-o-michalem-chaberkiem/

  3. Trzy błędy na temat Biblii

    Leave a Comment

    Bywa, że ktoś w opozycji do jakiegoś błędnego poglądu sam popada w błędy i nadużycia. Historia zna dużo wiele tego przykładów. Dziewiętnastowieczny dziki kapitalizm przydał wielu zwolenników komunizmowi. Z kolei w reakcji na komunizm tysiące ludzi stawało się faszystami, lub co znacznie gorsze, nazistami. Dzisiaj zaś, popularny na zachodzie libertynizm, liberalizm i słabość wielu wyznań chrześcijańskich sprawia, że wielu kieruje się w stronę islamu. Wydaje się, iż z czymś podobnym mamy do czynienia na płaszczyźnie relacji katolicko-protestanckich. Otóż, w reakcji na błąd protestantów, którzy zakwestionowali wielką rolę Tradycji i Magisterium Kościoła w dawaniu interpretacji Pisma świętego, wielu katolików zaczęło wyznawać błędy i herezje na temat Biblii, wierząc jednocześnie, iż w ten sposób potwierdzają tylko swą katolicką prawowierność w opozycji do protestantyzmu. Pośród takich niezgodnych z nauczaniem Magisterium Kościoła, acz mimo to popularnych wśród katolików twierdzeń, najbardziej w oczy rzucają się trzy poglądy:

    Opinia pierwsza: Pismo święte nie jest bezbłędne przynajmniej wtedy, gdy wypowiada się na tematy historyczne, geograficzne, przyrodnicze, biologiczne.

    Zwolennicy tego poglądu wychodząc ze słusznego założenia, iż Biblia jest przewodnikiem na drodze wiary i moralności, nie zaś podręcznikiem historii, geografii czy biologii, fałszywie jednak twierdzą, jakoby poza kwestiami dotyczącymi ściśle religii i obyczajów mogła ona podawać informacje błędne i nieprawdziwe. Opinia ta została jednak niejednokrotnie – implicite, a nieraz też explicite – odrzucona przez Magisterium Kościoła. Dekret św. Oficjum „Lamentabili” odrzucił i potępił m.in. następujący pogląd:

    Natchnienie Boże nie rozciąga się do tego stopnia na całość Pisma świętego, by wszystkie i poszczególne jego części zabezpieczało przed wszelkim błędem”.

    Benedykt XV napiętnował opinię zakładającą, iż Boże natchnienie Pisma świętego ograniczało się tylko do kwestii religijnych zaś w zakresie nauk świeckich „Bóg dopuszcza słabość pisarza” potwierdzając zarazem odwieczną naukę Kościoła o tym, że:

    boskie natchnienie rozciąga się bez żadnego wyjątku i różnicy na wszystkie części pism biblijnych i żaden błąd nie może dotknąć natchnionego tekstu(…)” („Spiritus Paraclitus”).

    Pius XII w encyklice „Humani generis” nauczał:

    Są bowiem tacy, co przekręcając zuchwale definicję Watykańskiego Soboru o Bogu, jako właściwym autorze ksiąg świętych, wznawiają zdanie, kilkakrotnie już potępione, jakoby Pismo święte w tym tylko nie mogło zawierać błędu, co wypowiada o Bogu albo o rzeczach, moralności i religii dotyczących. Co więcej, całkiem opacznie mówią o jakimś ludzkim sensie ksiąg świętych, pod którym miałby być ukryty, jako wyłączny podmiot bezbłędności, inny sens, Boży” (n. 17).

    Katechizm bł. Jana Pawła II powtarza zaś, za konstytucją „Dei verbum” Soboru Watykańskiego II, iż:

    Ponieważ wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego, należy zatem uznawać, że księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia” (n. 107).

    Ktoś powie jednak: „Jakie znacznie ma to, iż Pismo święte nie myli się w kwestiach nie dotyczących wiary i moralności, skoro nie ma ono za zadanie uczyć nas historii, przyrody albo geografii?”. Otóż, jak najbardziej ma to znaczenie. W istocie bowiem, choć Biblia była spisywana przez ludzi i w związku z tym poszczególne jej księgi noszą pewne znamiona charakterystycznego dla poszczególnych autorów stylu, to jednocześnie jednak wszystko co zostało w niej zapisane pochodzi od Ducha Świętego i ma za zadanie budować naszą wiarę i cnotliwe życie. Praktycznie, rozdzielenie tego co Pismo święte mówi na temat religii i moralności od zawartych tam faktów historycznych, geograficznych, biologicznych, jest bardzo niebezpieczne. Ktoś może np. zacząć poddawać w wątpliwość istnienie potopu, zniszczenie Sodomy i Gomory, dziewicze poczęcie Pana Jezusa albo relacje dotyczące śmierci Mesjasza, twierdząc, że przecież w tych sprawach Biblia dotyka warstwy historycznej (np. okoliczności procesu Zbawiciela), przyrodniczej (zniszczenie całej ziemi przez potop) czy biologicznej (kwestia poczęcia Jezusa), a więc nie należy traktować tego co w tych sprawach zapisane jest na jej stronach, jako bezbłędnych faktów. Na tych i wielu innych przykładach, widać jednak jak bardzo pewne relacje historyczne, przyrodnicze czy biologiczne łączą się z prawdami wiary i zasadami moralności. To, że np. Pismo święte mówi, iż Dekalog został nadany na górze Synaj (a nie na Mount Blanc czy Rysach) choć dotyczy też faktu geograficznego, ma znaczenie również religijne. Oddzielanie więc sfery wiary i moralności, w których wypowiada się nieomylnie Biblia od innych spraw, w których rzekomo natchnieni autorzy mogli błądzić, jest zatem tak naprawdę czymś sztucznym i w dalszej perspektywie prowadzącym do podważania wiary w absolutną nieomylność i bezbłędność Pisma świętego, jako taką.

    Opinia druga: Pismo święte z zasady nie należy interpretować dosłownie, gdyż jest w nim wiele przenośni, mitów i bajek.

    Zwolennicy tego poglądu pragnąc przeciwstawić się protestanckim interpretacjom Biblii podważającym niektóre z prawd wiary katolickiej nawet nie zdają sobie sprawy z tego, iż sami wkraczają w ten sposób na drogę prowadzącą do jeszcze większych błędów i herezji niż te wyznawane przez protestantów. Jest bowiem dokładnie odwrotnie. Zdecydowana większość prawd i zasad nauczanych zawartych w Piśmie świętym jest interpretowana przez Magisterium Kościoła w dosłowny, a nie metaforyczny sposób. Kościół katolicki dosłownie tłumaczy między innymi nauczanie Biblii o tym, że:

    – Nasi pierwsi rodzice zgrzeszyli, a przez to pozbawili cały rodzaj ludzki chwały Bożej, naznaczając naszą naturę grzechem i jego ranami

    – Pan Bóg jest Stwórcą nieba i ziemi oraz wszystkich rzeczy

    – tym że wszyscy ludzie są potomkami Adama i Ewy

    – istnieją dobre anioły, które służąc Panu Bogu, opiekują się nami i nas chronią

    – Pan Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza i za złe karze

    – istnieje osobowy szatan, który wraz ze swymi demonami kusi, zwodzi i namawia nas do grzechu

    – zatwardziali grzesznicy trafią do wiecznego ognia piekielnego

    – Pan Jezus dokonywał prawdziwych cudów

    – Pan Jezus został zabity dla naszego zbawienia i rzeczywiście zmartwychwstał w ciele trzeciego dnia

    – podczas ostatniej wieczerzy Zbawiciel prawdziwie przemienił chleb i wino w Swoje Ciało i Krew

    – bałwochwalstwo, okultyzm, kłamstwo, morderstwo, cudzołóstwo, nierząd, homoseksualizm, prostytucja, oszustwo, branie łapówek, kradzież są grzechami i obrzydliwościami w oczach Pana Boga.

    Oczywiście niektóre fragmenty Pisma świętego, Tradycja Kościoła interpretuje bardziej niedosłownie niż literalnie (np. słowa o odcięciu dłoni i wyłupieniu oka), ale jest to raczej wyjątek, aniżeli reguła. Tak naprawdę niewiele fragmentów Pisma świętego jest interpretowanych przez Tradycję i Magisterium Kościoła w metaforyczny sposób. Wiele razy też Kościół otwarcie potępiał metaforyczne rozumienie pewnych fragmentów Biblii albo też wyjaśniał, że dane ustępy Pisma świętego należy interpretować w sposób dosłowny. Miało to miejsce choćby w przypadku orzeczenie Papieskiej Komisji Biblijnej z 30 czerwca 1909 roku, w którym wyjaśniano, że trzy pierwsze (mówiące o stworzeniu przez Boga wszystkich rzeczy) rozdziały Księgi Rodzaju należy interpretować w sposób dosłowny i historyczny.

    Sprowadzanie Biblii do wielkiego zbioru mitów, bajek i przenośni owocuje tylko licznymi herezjami relatywizującymi nauczanie Słowa Bożego w kwestiach wiary i moralności. Taka postawa jest czymś znacznie bardziej niebezpiecznym niż błędy i herezje, które w sferze interpretacji Pisma świętego głoszą fundamentalistyczni protestanci. Jeśli z zasady mamy rozumieć Biblię nie w dosłowny sposób, to cóż stoi na przeszkodzie, by zacząć usprawiedliwiać np. homoseksualizm („Ach, wprawdzie Pismo potępia współżycie homoseksualne, ale przecież nie można tego traktować dosłownie ...”)?

    Opinia trzecia: Stary Testament jest nieważny i nieaktualny.

    Ateistyczna propaganda lubi powtarzać za Marcjonem, jednym ze starożytnych heretyków, zarzuty względem Starego Testamentu, kreując ów na wielką księgę nienawiści, obskurantyzmu i nietolerancji. Pan Bóg w Starym Testamencie ma być bardzo surowy względem grzeszników, zsyłając na nich deszcze siarki i ognia (Sodoma i Gomora), nakazując karać śmiercią m.in. czarownice, bałwochwalców, homoseksualistów i cudzołożników, nakazując niszczyć pogańskie bożki, etc. Wydaje się, iż sporo katolików dało się w pewien sposób przekonać do takiego, negatywnego spojrzenia na Stary Testament. Owszem, aspirujący do bycia prawowiernymi, katolicy nie powiedzą za Marcjonem, że „Bóg Starego Testamentu jest złym Bogiem, który nie ma nic wspólnego z Jezusem Chrystusem”. Tym nie mniej jednak tendencja do wstydzenia się tej części Pisma świętego jest wyraźnie dostrzegalna. Jest to widoczne zwłaszcza w różnych dyskusjach, przy okazjach, których jedna strona używa argumentów ze Starego Testamentu. Druga strona niemal zawsze odpowie wówczas coś w stylu: „Ależ to Stary Testament, to już nie obowiązuje”. Na czym polega błąd takiego stawiania sprawy? Otóż o ile prawdą jest, że niektóre ze starotestamentowych praw i przykazań przestały obowiązywać chrześcijan, o tyle nie można czegoś takiego twierdzić w stosunku do całości Starego Testamentu jako takiego.

    Zdecydowana większość zawartych tam przykazań, praw, napomnień, przestróg i pouczeń została powtórzona w Nowym Testamencie i wciąż jest aktualna, ważna i obowiązująca. Co więcej, niedorzecznością byłoby odrzucanie niektórych ze starotestamentowych przykazań, tylko dlatego, że zostały w Nowym Testamencie wyraźnie powtórzone. Na przykład, w żadnej z nowotestamentowych ksiąg nie ma powtórzenia zakazów seksu ze zwierzętami, czynienia ze swych córek sakralnych prostytutek oraz palenia dzieci w ofierze Molochowi, ale któż ośmieliłby się twierdzić, że skoro tak, to nie obowiązują już one chrześcijan? W Nowym Testamencie nie zostały też jasno i wyraźnie powtórzone takie zasady jak:

    1.Karanie śmiercią winnych ciężkich występków. W trzynastym rozdziale listu do Rzymian jest tylko ogólnikowa mowa o „mieczu, który nosi władza, by karać zło”, co wcale nie musi oznaczać stwierdzenia moralnego prawa do karania śmiercią, gdyż ów „miecz” można rozumieć jako przyznanie, że rządzący powinni stosować przymus, ale niekoniecznie karę śmierci. I dziś wszak państwa, które w swych prawodawstwach odrzuciły najwyższy wymiar kary posługują się wszak „mieczem” – policjanci noszą pałki, broń palną, którą mogą używać, armia jest wyposażona w karabiny, czołgi, działa, samoloty. Wszystko to jest odpowiednikiem starożytnego, biblijnego „miecza dzierżonego przez władzę”, ale występuje z jednoczesnym odrzuceniem kary śmierci.

    2. Kary cielesne wobec dzieci. W Nowym Testamencie (w szóstym rozdziale listu do Efezjan) jest tylko mowa o tym, by ojcowie wychowywali swe dzieci „w karności”, ale nie jest przy tym sprecyzowane, za pomocą jakich metod ma być owa karność realizowana. Poza tym wezwanie do wychowywania dzieci w karności jest poprzedzone nakazem: „nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci” (Ef 6, 4), co jest przez niektórych interpretowane, jako sugestia odrzucenia karania za pomocą rózgi, paska czy klapsów.

    3. Zakazywanie bądź ograniczanie przez rządzących kultu bożków. W Starym Testamencie pełno jest Bożych wezwań do niszczenia bałwanów albo pochwał ludzi tak czyniących (zobacz np.: Ks. Powt. Prawa 7, 25 – 26; Ks. Powt. Prawa 29, 16 – 17; Ks. Powt. Prawa 12, 2- 3; Ks. Powt. Prawa 7, 5 ; Ks. Liczb 33, 51 – 52; 1 Król. 15;11-13; 2 Kron. 34, 1-6). Jednak Nowy Testament milczy na ten temat. W Starym Testamencie czytamy też, iż wielcy Boży zabijali fałszywych proroków i bałwochwalców, co bynajmniej nie było im poczytywane za grzech. Eliasz jednego dnia uśmiercił nawet 450 bałwochwalców (patrz: 1 Król. 18, 40) i nie przeszkodziło to bynajmniej w jego wniebowzięciu (2 Król. 2, 11). W Nowym Testamencie nie ma jednak żadnej wzmianki, z której wynikałoby, iż np. Apostołowie niszczyli posągi bożków, albo też wzywali do tego innych. W dziewiętnastym rozdziale Dziejów Apostolskich czytamy tylko, iż nawróceni z okultyzmu chrześcijanie znosili dawniej posiadane przez siebie magiczne księgi i palili je publicznie (patrz: Dz. Apostol. 19, 19). Nie tu jednak bezpośredniego podobieństwa pomiędzy starotestamentowym sposobem postępowania z podobnymi obrzydliwościami, gdyż w tym wypadku, niszczenie takich przedmiotów odbywało się dobrowolnie, za zgodą ich posiadaczy. W Starym Testamencie zaś nakaz niszczenia bożków nie był uwarunkowany klauzulą: „Czyńcie tak, o ile ich właściciele wyrażą na to zgodę”.

    Mimo to jednak, Magisterium Kościoła i tradycyjna moralistyka katolicka przez wieki popierały karę śmierci, stosowanie „rózgi” względem dzieci (a także dorosłych sprawców przestępstw, a także niszczenie bożków oraz innego rodzaju ograniczanie fałszywych kultów. Najwidoczniej więc, sam fakt braku w Nowym Testamencie jasnych powtórzeń pewnych nakazów i zakazów ze Starego Testamentu, nie jest dostatecznym argumentem na rzecz ich porzucenia pod hasłem: „To Stary Testament i dlatego to już nie obowiązuje chrześcijan”.

    Co więcej, w pewnych aspektach, Boża „surowość” względem grzechu i zatwardziałych grzeszników została podkreślona bardziej w Nowym aniżeli w Starym Testamencie. Na przykład, miłosierny i łagodny Pan Jezus jest też ukazany jako ten, który skaże na wieczne męki piekielne tych, którzy żyli bezbożnie, nie czynili dobrych uczynków i swym życiem zapierali się wiary w Niego (patrz: Mt 25). Katechizm bł. Jana Pawła II wyraźnie uczy:

    Stary Testament jest nieodłączną częścią Pisma świętego. Jego księgi są natchnione przez Boga i zachowują trwałą wartość, ponieważ Stare Przymierze nigdy nie zostało odwołane(…) Chrześcijanie czczą Stary Testament jako prawdziwe słowo Boże. Kościół zawsze z mocą przeciwstawiał się idei odrzucenia Starego Testamentu pod pretekstem, że Nowy Testament doprowadził do jego przedawnienia (marcjonizm)” (n. 121, 123).

    Pismo święte jest integralną całością i lekceważenie którejkolwiek z jego części musi skutkować okaleczaniem Bożego Objawienia, a przez to być niebezpieczne dla wzrostu naszej wiary i postępu w cnotach. Tak jak Stary Testament jest kaleki bez Nowego Testamentu, tak Nowy nie istnieje bez Starego. Lekceważąc Stary Testament pozbawiamy się całej wielkiej skarbnicy modlitw (Psalmy), mądrości zawartej w przykazaniach, prawach i pouczeniach (Pięcioksiąg Mojżeszowy,. Mądrość Syracha, Księga Przypowieści), wspaniałych wzorów wiary, męstwa, zaufania Panu Bogu (Abraham, Mojżesz, Eliasz, Elizeusz, Dawid, itp.).

    Szanujmy zatem i czcijmy Pismo święte, wierząc w jego absolutną bezbłędność i nieomylność, nie sprowadzając go do wielkiego zbioru mitów i bajek oraz uznając jego integralność i całość.