Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: masturbacja

  1. Czy Michał “Misiek” Koterski jest dobrym wzorem dla katolików?

    Możliwość komentowania Czy Michał “Misiek” Koterski jest dobrym wzorem dla katolików? została wyłączona

    Pan Michał “Misiek” Koterski od kilku lat jest przedstawiany w mass mediach – także, a może głównie, w tych katolickich – jako osoba, która po latach trwania w nałogach narkomanii i pijaństwa, wróciła do więzi z Bogiem i dziś może służyć wręcz jako przykład dobrego życia dla innych katolików. W niniejszym tekście chciałbym jednak wskazać na pewne ciemne aspekty życia pana Koterskiego, które wciąż mają miejsce. Zaznaczam, iż nie czynię tego, by kwestionować szczerość nawrócenia tego człowieka (to czy coś takiego miało miejsce w jego życiu, ostatecznie wie tylko Bóg). Nie sugeruję zatem przez poniższe wywody, że “Misiek” Koterski nie znajduje się w czymś, co tradycyjna teologia katolicka zwie “łaską uświęcającą” albo, iż jego nawrócenie jest czysto pokazową zagrywką, która ma przyciągnąć uwagę mass mediów do jego osoby. Cieszy mnie też to, że ów człowiek zerwał z wieloletnim uzależnieniem od alkoholu i narkotyków – w ten czy inny sposób jest to Bożą łaską daną temu człowiekowi, z powodu której należy się radować. Mimo jednak tych wszystkich powyższych zastrzeżeń uważam, że ktoś musi powiedzieć, iż “Król jest (częściowo) nagi“. Przedstawianie bowiem aktualnego życia pana Michała Koterskiego tak jakby nie wzbudzało już ono żadnych krytycznych uwag, może bowiem przynieść niemało szkody duszom katolików. Mam (co prawda niewielką, ale jednak) nadzieję, iż ktoś z otoczenia owego aktora przeczyta ten tekst i dla dobra również jego, odważy się przynajmniej zasugerować niektóre z krytycznych uwag poniżej przeze mnie czynionych.

    ***

    Pierwszą rzeczą, jaką należy poddać krytyce w związku z publiczną aktywnością p. Michała “Miśka” Koterskiego jest fakt, iż już od czasu deklarowanej przez siebie zmiany życia wystąpił on przynajmniej w jednym, w pewnych swych aspektach propagującym niemoralność, filmie fabularnym. Chodzi mi w tym miejscu o produkcję pt. “Swingersi” (2020, reżyseria Andrejs Ēķis). Film ten jest niemoralny po pierwsze dlatego, że w życzliwy sposób przedstawia się w nim – przynajmniej stałe – związki homoseksualne. Stałość relacji o charakterze homoseksualnym nie czyni ich jednak miłymi w oczach Boga, nawet jeśli są one mniejszym złem w porównaniu do rozwiązłości praktykowanej przez znaczną część sodomitów. Po drugie: chociaż wbrew pozorom jego fabuła nie zmierza do usprawiedliwiania przypadkowego seksu z przypadkowymi partnerami, a raczej kieruje uwagę widzów w stronę doceniania stabilności, a może i nawet wierności w ramach trwałego związku, to aby widz mógł dojść do tego wniosku, naraża się go na obcowanie z całą masą obsceniczności, bezwstydu i nieskromności. O ile więc można powiedzieć, iż w tym konkretnym aspekcie przesłanie tego filmu jawi się jako w miarę poprawne, to osiągnięto je za pomocą niedopuszczalnych moralnie środków wyrazu. Pomijając już bowiem to, że mnogość nieprzyzwoitych scen i dialogów tu zawartych może w raczej łatwy sposób przywieść do grzechu widzów, to w wypadku samych aktorów odgrywanie takich scen po prostu musi oznaczać popełnianie czegoś, co jest materią ciężkiego grzechu (Więcej na ten temat w tekście: “Grzech w pracy aktora”). W tym filmie widzimy wszak, jak pan Koterski rozebrany jest do obcisłych slipów, wykonuje różne obsceniczne gesty i pozy, a także w niedwuznaczny sposób obściskuje się z kobietą, która nie jest jego żoną. Nie jest zaś tak, iż dobry cel usprawiedliwia zastosowanie złych ze swej natury środków wyrazu. Tytułem analogii: niedozwolone moralnie byłoby nakręcenie filmu mającego potępiać znęcanie się nad zwierzętami poprzez umieszczenie w nim scen, które od aktorów wymagałaby nie tyle pozorowanego, ile rzeczywistego męczenia zwierząt. Podobnie na potępienie zasługuje kręcenie filmu, który co prawda w jednym ze swych wątków sceptycznie odnosi się praktykowania rozwiązłości seksualnej, ale jednocześnie wymaga się, by grający w nim aktorzy w rzeczywisty, a nie tylko udawany sposób popełniali w nim pewne nieczyste czyny.

    Dla kontrastu z postępowaniem p. Koterskiego, a także co najmniej publicznie nie poddających krytyce tego aspektu jego życia niektórych z księży i świeckich aktywistów katolickich (np. ks. Dominik Chmielewski, Marcin Zieliński) warto przypomnieć historię jednego z włoskich aktorów, który swego czasu został nawrócony przy udziale św. Pio z Pietrelciny (1887-1968). Chodzi mianowicie o Carla Campaniniego (1906-1984), który przyjął praktykę polegającą na tym, że przed przyjęciem roli w danym filmie prosił o przesłanie mu scenariusza i gdy po przeczytaniu takowego znajdował w nim choćby jedno dwuznaczne wyrażenie oświadczał:

    Ja, jako syn duchowy Ojca Pio, tej części nie akceptuję” (Patrz: O. Marcellino IasenzaNiro, „Ojciec” Święty Pio z Pietrelciny. Misja ocalenia dusz. Świadectwa, San Giovanni Rotondo 2006, s. 105).

    Jak pisze – w nawiązaniu do sprawy Carla Campaniniego – Diane Allen, jedna z autorek opisujących życie św. Pio:

    Odrzucał także role w wielu filmach, ponieważ Ojciec Pio doradzał mu, by nigdy nie brał udziału w projektach o niemoralnej treści. Wyjaśnił, że ludzie, którzy robią takie filmy, będą musieli odpowiedzieć przed Bogiem za swoje czyny – dotyczyło to wszystkich bez wyjątku: producentów, aktorów, rzemieślników budujących scenografię, a nawet kasjerów sprzedających bilety”.

    Cytat za: Diane Allen, “Módl się, ufaj i nie martw się. Część druga. Nowe historie o ojcu Pio”, Kraków 2016, s. 227 – 228.

    Czyż nie widzimy szokująco głębokiej przepaści pomiędzy postawą Campaniniego i św. Pio z jednej strony, a zachowaniem p. Koterskiego i przyklaskujących mu księży oraz świeckich katolików? Campanini z inspiracji św. Pio odrzucał role filmowe, w których znajdowałoby się choć jedno dwuznaczne wyrażenie. Tymczasem, p. Koterski wziął udział w filmie, w którym nie tylko, że mówił, ale też czynił sprośne oraz niemoralne rzeczy (tj. obsceniczne pozy, obnażanie się do obcisłych slipów, obściskiwanie się z nieswoją żoną), przy czym jeszcze film ów propagował homoseksualizm.

    ***

    Ważne uwagi krytyczne należy odnieść nie tylko wobec zawodowego życia p. Michała Koterskiego, ale także względem tego, jak zachowuje się on w różnych innych sytuacjach publicznych.

    I tak np. w nagrywanym w kwietniu 2023 roku podcaście Onet.pl prowadzonym przez panów Kubę Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego aktor ten z wielkim rozbawieniem nawiązywał do czynionej (przynajmniej niegdyś) przez siebie masturbacji, mówiąc, iż stracił dziewictwo z “Hanią Rączkowską”. Całość swego obscenicznego wywodu na ów temat p. Koterski ilustrował jeszcze czynionymi za pomocą ręki wulgarnymi gestami mającymi imitować męski onanizm (wszystko to można zobaczyć i usłyszeć mniej więcej pomiędzy minutą 29. 00 a 30. 16 poniższego linku). Co jak co, ale sposób i ton, w jaki “Misiek” wypowiadał się odnośnie swych doświadczeń z – będącym materią ciężkiego grzechu – występkiem masturbacji, w żaden, ale to żaden sposób, nie wskazuje na to, by on zań żałował.

    Na żartobliwych nawiązaniach do samogwałtu niestety nie kończą się “pozazawodowe”, a mający nieskromny i sprośny charakter, publiczne wybryki pana Michała Koterskiego. Wspomnieć wszak jeszcze można, chociażby o chwaleniu przez niego bardzo nieprzyzwoitego sposobu pozowania do zdjęć jego aktualnej partnerki życiowej Marceli Leszczak. Przy innych okazjach widzimy zaś, jak człowiek ten odziany tylko w krótkie spodenki obściskuje (w okolicach bioder) jeszcze mniej skromnie odzianą Marcelę, a także w obsceniczny sposób komentuje założony przez nią strój bikini (żartobliwie sugerując, iż inni mężczyźni będą mieć erekcję na ten widok).

    ***

    Jakie zatem wnioski należałoby wyciągnąć z powyższych wywodów? Otóż nie rozstrzygając tego, czy pan Michał “Misiek” Koterski jest w swym sumieniu winny któregokolwiek z grzechów ciężkich, na tzw. forum zewnętrznym należy go traktować jak jawnego grzesznika. Nawet jeśli bowiem jego sumienie co do takich rzeczy jak udział w niemoralnych filmach, onanizm, sprośność i rażąca nieskromność, byłoby w sposób niezawiniony błędne, ale szczere (co zwalnia, a przynajmniej łagodzi moralną odpowiedzialność za popełnianie niektórych obiektywnie złych czynów) to jako, iż nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, a przykład, jaki pan Koterski daje innym, jest skandaliczny, należałoby go potraktować jako kogoś, kto zasługuje na publiczną krytykę, a także różne kanoniczne kary. Można to porównać do sytuacji deklarującego swój katolicyzm polityka, który jednocześnie popierałby legalność aborcji. Osoba taka mogłaby wszak to czynić z powodu swego błędnego, acz szczerego sumienia – wówczas nie traciłaby ona tego co teologia katolicka zwie łaską uświęcającą. Jednakże fakt, iż przez swą publiczną działalność taki człowiek dezorientowałby i deprawował wielu innych katolików, pociągałby za sobą niejako konieczność zastosowania wobec niego różnych środków dyscyplinarnych. Innymi słowy, pozostawiając ostateczny sąd nad jego sumieniem Bogu, Kościół może i powinien osądzać zewnętrzną, dostępną ludzkim oczom rzeczywistość działań tych czy innych ludzi. A rzeczywistość w przypadku pana Michała Koterskiego jest taka, iż jego różne działania i wypowiedzi są obiektywnie ciężko niemoralne, gorszące i skandaliczne. Może wynika to z jego błędnego, acz szczerego sumienia (wówczas może znajdować się on na drodze do Nieba), a może wynika z zawinionego błędnego sumienia (wtedy byłby on na drodze do piekła). Zadaniem władz kościelnych nie jest jednak roztrząsanie powyższej okoliczności. Zadaniem autorytetów kościelnych jest ochrona powierzonych sobie dusz przed skandalem i zgorszeniem. Jako więc, że pan Koterski jest osobą publiczną, która aktualnie wręcz obnosi się ze swym katolicyzmem, powinno się publicznie poddać stanowczej krytyce wyżej wymienione przeze mnie jego czyny. Duszpasterz, w którego pieczy pozostaje ów aktor, winien najpierw łagodnie próbować wytłumaczyć mu obiektywną błędność i niemoralność jego zachowań, dać czas na poprawę, a gdy to nie pomoże odmówić mu – jako “jawnemu grzesznikowi” – Komunii świętej. Należałoby tak postąpić nawet wówczas, gdyby skutkiem ubocznym owego prawidłowego działania miałaby być rozpacz pana Koterskiego i wynikający z niej powrót owego człowieka do narkomanii i alkoholizmu. Dobro całej społeczności jest wszak ważniejsze od dobra jednostki, a stawianie jako wzoru katolika osoby czyniącej tak niemoralne rzeczy zagraża właśnie temu pierwszemu. Pozwolę też sobie zauważyć, iż do zła narkomanii czy też nałogowego pijaństwa nie trzeba przekonywać większej części społeczności katolickiej, podczas gdy niemoralność onanizmu, nieskromności, sprośności czy brania udziału w złych filmach jest przez znaczną część katolików kwestionowana. Z perspektywy więc duszpasterskiej tak naprawdę niewiele “zyskuje” się na promowaniu pana Koterskiego (gdyż nie trzeba zbytnio przekonywać do tego, iż narkomania oraz alkoholizm są degradującego i złe), ale za to wiele można stracić (osłabiając i tak niezbyt wielkie wsparcie katolików dla niektórych z norm moralnych tyczących się cnoty czystości i skromności).

    Mirosław Salwowski

    ___

    Przeczytaj też:

    Grzech w pracy aktora

    Czy katolik może być aktorem?

    Czy ufać “katocelebrytom”?

    ___

    Obrazek wykorzystany w tym tekście został za następującym źródłem internetowym: https://www.urzadzamy.pl/salon/misiek-koterski-pochwalil-sie-jak-mieszka-z-marcela-najbardziej-uroczy-jest-pokoj-syna-aa-K6Zn-pgRd-bd8z.html

  2. Opłakane skutki “klerykalizmu” (na przykładzie m.in. Marciala Maciela)

    Możliwość komentowania Opłakane skutki “klerykalizmu” (na przykładzie m.in. Marciala Maciela) została wyłączona

    Od dawna twierdzę, iż kryzys moralny duchowieństwa katolickiego jest splotem czynników tak “przedsoborowych” jak i “posoborowych”. Jedną z przyczyn o charakterze “przedsoborowym” jest osławiony “klerykalizm”, który streściłbym w dwóch punktach:

    1. Domniemaniu osobistej świętości każdego lub prawie każdego prezbitera i biskupa;

    2. Domniemaniu nieskazitelnej ortodoksji każdego lub prawie każdego prezbitera i biskupa.

    Takie “klerykalne” podejście może wydawać dobre owoce, gdy rzeczywiście trafiamy na świątobliwych i ortodoksyjnych duchownych. Jednak w łatwy sposób ta postawa może prowadzić do opłakanych efektów, gdy nie mamy takiego szczęścia i takich księży nie znajdujemy. Osobiście, od dawna instynktownie przyjmowałem inną postawę. Zamiast ślepego założenia, że jeśli mam do czynienia z księdzem, to ów “na pewno wie lepiej, no bo przecież ma wykształcenie teologiczne i święcenia“, stawiałem na własne dociekania i wgryzanie się w doktrynę katolicką, wychodząc z założenia, że jeśli Bóg dał nam rozum i intelekt, to nie możemy go w ślepy i bezkrytyczny sposób zamieniać na zaufanie do wiedzy tego czy innego księdza. Oczywiście, taka moja postawa spotykała się z niechętnymi doń reakcjami tak “posoborowych” katolików, jak i “tradsów” (w zależności od tego, księdza której opcji akurat krytykowałem). W mniej lub bardziej jasno stawiano mi wtedy zarzuty, że nie jest dobrze, gdy taki “amator” oraz osoba świecka jak ja uważa, iż może na płaszczyźnie doktrynalnej i moralnej krytykować tych czy innych księży, którzy wszak mają formalne wykształcenie teologiczne oraz łaskę święceń kapłańskich.

    ***

    Jednym z bardziej drastycznych przykładów na to, że jednak moja postawa, a nie opisany wyżej “klerykalizm” jest właściwy, stanowi historia ks. Marciala Maciela Degollado. Ów prezbiter rozpoczął swe haniebne czyny będąc jeszcze bardzo “tradycyjnym” kapłanem, odprawiając Msze “trydenckie” oraz mając za sobą naukę w przedsoborowym seminarium. Dodam zresztą, że i w czasie po Vaticanum II założeni przez niego “Legioniści Chrystusa” należeli do konserwatywnego skrzydła “posoborowia” i w wypowiedziach samego ks. Marciala pobrzmiewały pewne typowo tradsowskie wątki (vide: powtarzanie słów Pawła VI o dymie szatana, który wdarł się do Kościoła). Sam ów ksiądz uchodził zaś za świątobliwego prezbitera. Trudno więc się dziwić, iż przeciętny katolik podchodził do tego człowieka z ogromnym kredytem zaufania, co on sam perfidnie wykorzystywał. Otóż ks. Marcial Maciel wzywał do siebie młodych chłopców i zakonnice, sprzedając im bajeczkę, iż w związku z “konfliktem urynowo-spermowym” na który cierpi, sam papież Pius XII udzielił mu specjalnej dyspensy na uprawianie swego rodzaju “zdrowotnej” masturbacji. W związku z tym onanizowanie go przez młodych chłopców i zakonnice nie będzie występkiem obrzydłym Bogu, ale wspaniałym aktem chrześcijańskiej miłości oraz miłosierdzia. Cóż, więc na to mógł rzec młody chłopiec lub zakonnica nieobeznani w meandrach katolickiej doktryny moralnej dodatkowo wychodzący z założenia, że ksiądz z zasady musi wiedzieć lepiej, no bo przecież ma on wykształcenie teologiczne, łaskę święceń kapłańskich, a jeszcze dodatkowo mówi się o nim, jaki to świątobliwy duchowny jest? Czy taki chłopiec albo zakonnica ma “księdza pacierza uczyć”? Czy ma unieść się “pychą” i pokazywać, że wie lepiej od księdza, co jest zgodne z doktryną katolicką? Co to, to nie, no i w efekcie ci biedni chłopcy oraz zakonnice posłusznie onanizowali przebiegłego księdza Marciala ufając, że skoro on tak mówi, powołując się przy tym jeszcze na samego papieża, to musi mieć rację.

    Jeszcze innym, a bliższym nam Polakom przykładem niecnego wykorzystywania owego “klerykalnego” mechanizmu przez zdeprawowanych duchownych, może być postępowanie byłego kapelana prezydenta Lecha Wałęsy, ks. Franciszka Cybuli. Ten duchowny wykorzystując seksualnie jednego z młodych chłopców, uspokajał go przy tym, że “póki nie ma wytrysku póty nie ma grzechu“. Później zaś nawet – być może próbując usprawiedliwić się w swych własnych oczach – twierdził, iż w jego relacjach erotycznych z owym chłopcem udało mu się tak folgować swym żądzom, by jednak rzeczywiście nie osiągać przy tym stanu ejakulacji. Oczywiście i w wypadku ks. Franciszka Cybuli widzimy, jak próbował on wykorzystywać “teologiczne” zaufanie do siebie jako osoby duchownej, by móc łatwiej wykorzystywać osoby, które nie były ani osobami duchownymi, ani nie miały teologicznego wykształcenia.

    ***

    Jakże inaczej sytuacja mogłaby wyglądać, gdyby tacy duchowni jak ks. Marcial Degollado i Franciszek Cybula trafili na katolika łączącego w sobie nienawiść i obrzydzenie do grzechu z pogłębioną wiedzą na temat doktryny i teologii katolickiej. Taki katolik nie kupił bajeczki o tym, że ten czy inny papież może dyspensować od Bożego prawa. Taki katolik wiedziałby, że dobry cel nie uświęca środków złych ze swej natury, a bezpośrednie powodowanie masturbacji jest właśnie jednym z takich wewnętrznie złych czynów. Taki katolik mógłby powiedzieć zboczonemu księdzu Marcialowi, iż św. Oficjum w dekrecie z 24 lipca 1929 roku stwierdziło, że masturbacja jest moralnie niedozwolona również, gdy jest przeprowadzana w celach zdrowotnych. Taki katolik mógłby wreszcie odrzec księdzu Cybule, że papież Aleksander VII i św. Oficjum pismem z 18 marca 1666 roku potępili twierdzenie o tym, jakoby pocałunki dokonywane z intencją poszukiwania seksualnej przyjemności nie są grzechem śmiertelnym, o ile nie towarzyszy im niebezpieczeństwo “całkowitego spełnienia”. Logicznie zaś wynika z tego potępienia, iż nie tylko pocałunki, ale również wszelkie inne gesty i dotknięcia, są materią grzechu ciężkiego również wówczas, gdy szuka się w nich “tylko” nazwijmy to “częściowej” przyjemności seksualnej, a więc unika się przy nich osiągnięcia orgazmu (czyli w przypadku mężczyzn: wytrysku nasienia).

    Ktoś może jednak powie, że aby odmówić księdzu czegoś takiego nie trzeba było znać dogłębnie doktrynę katolicką, ale wystarczył “katolicki zmysł wiary” spotykany wszak i u prostych ludzi. Przykro mi, ale w przypadku tych młodych chłopców i zakonnic ów “zmysł wiary” nie zadziałał.

    ***

    I na sam koniec warto wspomnieć postać bł. Franza Jägerstättera. On nie miał formalnego wykształcenia teologicznego i nie miał łaski święceń prezbiteriatu. Jednak połączenie intelektualnej uczciwości, samodzielnego zgłębiania nauki katolickiej oraz szczerej nienawiści do grzechu sprawiło, iż “de facto” lepiej znał doktrynę Kościoła nie tylko od swego księdza proboszcza, ale także od swego biskupa diecezjalnego. I ostatecznie historia Kościoła to mu przyznała rację, a nie jego księdzu proboszczowi i księdzu biskupowi.

    Mirosław Salwowski

  3. Czy masturbacja w celach medycznych jest moralnie dozwolona?

    Leave a Comment

    Czy męski onanizm jest dozwolony w takich dobrych celach jak leczenie/wykrywanie bezpłodności? A może jest on usprawiedliwiony także wówczas, gdy za jego pomocą można wykryć jakąś chorobę weneryczną? Powyższe pytanie pojawia się od czasu do czasu w różnych miejscach i nie zawsze odpowiedź na nie wydaje się być wszystkim jasna. Tymczasem, nie trzeba wielu wywodów, by pokazać, iż w świetle katolickiego nauczania żaden bezpośrednio zamierzony akt masturbacji nie jest dozwolony czy usprawiedliwiony w jakichkolwiek, choćby i najbardziej ekstremalnych okolicznościach. Dobry cel nie uświęca bowiem tych ze środków działania, które są wewnętrznie złe. Leczenie bezpłodnosci i chorób wenerycznych oczywiście jest jako takie dobre i godne poparcia, jednak masturbacja jest czynem poważnie i wewnętrznie złym, przez co nie może być ona usprawiedliwiona czy dozwolona ani w poniżej wymienionych ani w innych szlachetnych celach. Nawet, gdyby za pomocą jednego aktu onanizmu można było uratować cały świat od zagłady, nie można byłoby go i wtedy aprobować.

     

    Magisterium Kościoła w bardziej bezpośredni sposób odpowiadało już co najmniej kilka razy na powyżej zarysowane pytania. Święte Oficjum (dzisiejsza Kongregacja Nauki Wiary) w dokumencie z dnia 24 lipca 1929 roku w odpowiedzi na pytanie: “Czy godzi się powodować bezpośrednią masturbację dla uzyskania nasienia w celu wykrycia i ewentualnego leczenia zakaźnej choroby?” odpowiedziało: “Nie godzi się“. Z kolei, papież Pius XII w dniu 8 października 1953 roku w przemówieniu do uczestników XXVI Kongresu Włoskiego Towarzystwa Urologicznego stwierdził wyraźnie:

    bezpośrednie powodowanie masturbacji w celu uzyskania nasienia, nie jest godziwe, jakikolwiek byłby cel tego badania (podkreślenie moje – MS).

    Ponadto, Kongregacja Nauki Wiary w swej deklaracji “Persona humana” z dnia 29 grudnia 1975 roku zadeklarowała co następuje:

    zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną Tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i ciężko nieuporządkowanym. Twierdzenie to bierze się z przeświadczenia, że bez względu na świadomy i dobrowolny motyw użycie władz seksualnych poza prawidłowym pożyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się ich celowości (podkreślenie moje – MS).

     

    Warto poza tym zauważyć, iż nawet, gdyby nie było powyższych wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, to i tak łatwo byłoby udowodnić, że praktyki onanistyczne są zawsze niedopuszczalne moralnie. Z innych wypowiedzi Kościoła wynika bowiem jasno i niezbicie, iż istnieją akty, które są w każdych okolicznościach złe oraz zakazane, a jednym z takich aktów jest właśnie masturbacja.