Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: LGBT

  1. Czy Michał “Misiek” Koterski jest dobrym wzorem dla katolików?

    Możliwość komentowania Czy Michał “Misiek” Koterski jest dobrym wzorem dla katolików? została wyłączona

    Pan Michał “Misiek” Koterski od kilku lat jest przedstawiany w mass mediach – także, a może głównie, w tych katolickich – jako osoba, która po latach trwania w nałogach narkomanii i pijaństwa, wróciła do więzi z Bogiem i dziś może służyć wręcz jako przykład dobrego życia dla innych katolików. W niniejszym tekście chciałbym jednak wskazać na pewne ciemne aspekty życia pana Koterskiego, które wciąż mają miejsce. Zaznaczam, iż nie czynię tego, by kwestionować szczerość nawrócenia tego człowieka (to czy coś takiego miało miejsce w jego życiu, ostatecznie wie tylko Bóg). Nie sugeruję zatem przez poniższe wywody, że “Misiek” Koterski nie znajduje się w czymś, co tradycyjna teologia katolicka zwie “łaską uświęcającą” albo, iż jego nawrócenie jest czysto pokazową zagrywką, która ma przyciągnąć uwagę mass mediów do jego osoby. Cieszy mnie też to, że ów człowiek zerwał z wieloletnim uzależnieniem od alkoholu i narkotyków – w ten czy inny sposób jest to Bożą łaską daną temu człowiekowi, z powodu której należy się radować. Mimo jednak tych wszystkich powyższych zastrzeżeń uważam, że ktoś musi powiedzieć, iż “Król jest (częściowo) nagi“. Przedstawianie bowiem aktualnego życia pana Michała Koterskiego tak jakby nie wzbudzało już ono żadnych krytycznych uwag, może bowiem przynieść niemało szkody duszom katolików. Mam (co prawda niewielką, ale jednak) nadzieję, iż ktoś z otoczenia owego aktora przeczyta ten tekst i dla dobra również jego, odważy się przynajmniej zasugerować niektóre z krytycznych uwag poniżej przeze mnie czynionych.

    ***

    Pierwszą rzeczą, jaką należy poddać krytyce w związku z publiczną aktywnością p. Michała “Miśka” Koterskiego jest fakt, iż już od czasu deklarowanej przez siebie zmiany życia wystąpił on przynajmniej w jednym, w pewnych swych aspektach propagującym niemoralność, filmie fabularnym. Chodzi mi w tym miejscu o produkcję pt. “Swingersi” (2020, reżyseria Andrejs Ēķis). Film ten jest niemoralny po pierwsze dlatego, że w życzliwy sposób przedstawia się w nim – przynajmniej stałe – związki homoseksualne. Stałość relacji o charakterze homoseksualnym nie czyni ich jednak miłymi w oczach Boga, nawet jeśli są one mniejszym złem w porównaniu do rozwiązłości praktykowanej przez znaczną część sodomitów. Po drugie: chociaż wbrew pozorom jego fabuła nie zmierza do usprawiedliwiania przypadkowego seksu z przypadkowymi partnerami, a raczej kieruje uwagę widzów w stronę doceniania stabilności, a może i nawet wierności w ramach trwałego związku, to aby widz mógł dojść do tego wniosku, naraża się go na obcowanie z całą masą obsceniczności, bezwstydu i nieskromności. O ile więc można powiedzieć, iż w tym konkretnym aspekcie przesłanie tego filmu jawi się jako w miarę poprawne, to osiągnięto je za pomocą niedopuszczalnych moralnie środków wyrazu. Pomijając już bowiem to, że mnogość nieprzyzwoitych scen i dialogów tu zawartych może w raczej łatwy sposób przywieść do grzechu widzów, to w wypadku samych aktorów odgrywanie takich scen po prostu musi oznaczać popełnianie czegoś, co jest materią ciężkiego grzechu (Więcej na ten temat w tekście: “Grzech w pracy aktora”). W tym filmie widzimy wszak, jak pan Koterski rozebrany jest do obcisłych slipów, wykonuje różne obsceniczne gesty i pozy, a także w niedwuznaczny sposób obściskuje się z kobietą, która nie jest jego żoną. Nie jest zaś tak, iż dobry cel usprawiedliwia zastosowanie złych ze swej natury środków wyrazu. Tytułem analogii: niedozwolone moralnie byłoby nakręcenie filmu mającego potępiać znęcanie się nad zwierzętami poprzez umieszczenie w nim scen, które od aktorów wymagałaby nie tyle pozorowanego, ile rzeczywistego męczenia zwierząt. Podobnie na potępienie zasługuje kręcenie filmu, który co prawda w jednym ze swych wątków sceptycznie odnosi się praktykowania rozwiązłości seksualnej, ale jednocześnie wymaga się, by grający w nim aktorzy w rzeczywisty, a nie tylko udawany sposób popełniali w nim pewne nieczyste czyny.

    Dla kontrastu z postępowaniem p. Koterskiego, a także co najmniej publicznie nie poddających krytyce tego aspektu jego życia niektórych z księży i świeckich aktywistów katolickich (np. ks. Dominik Chmielewski, Marcin Zieliński) warto przypomnieć historię jednego z włoskich aktorów, który swego czasu został nawrócony przy udziale św. Pio z Pietrelciny (1887-1968). Chodzi mianowicie o Carla Campaniniego (1906-1984), który przyjął praktykę polegającą na tym, że przed przyjęciem roli w danym filmie prosił o przesłanie mu scenariusza i gdy po przeczytaniu takowego znajdował w nim choćby jedno dwuznaczne wyrażenie oświadczał:

    Ja, jako syn duchowy Ojca Pio, tej części nie akceptuję” (Patrz: O. Marcellino IasenzaNiro, „Ojciec” Święty Pio z Pietrelciny. Misja ocalenia dusz. Świadectwa, San Giovanni Rotondo 2006, s. 105).

    Jak pisze – w nawiązaniu do sprawy Carla Campaniniego – Diane Allen, jedna z autorek opisujących życie św. Pio:

    Odrzucał także role w wielu filmach, ponieważ Ojciec Pio doradzał mu, by nigdy nie brał udziału w projektach o niemoralnej treści. Wyjaśnił, że ludzie, którzy robią takie filmy, będą musieli odpowiedzieć przed Bogiem za swoje czyny – dotyczyło to wszystkich bez wyjątku: producentów, aktorów, rzemieślników budujących scenografię, a nawet kasjerów sprzedających bilety”.

    Cytat za: Diane Allen, “Módl się, ufaj i nie martw się. Część druga. Nowe historie o ojcu Pio”, Kraków 2016, s. 227 – 228.

    Czyż nie widzimy szokująco głębokiej przepaści pomiędzy postawą Campaniniego i św. Pio z jednej strony, a zachowaniem p. Koterskiego i przyklaskujących mu księży oraz świeckich katolików? Campanini z inspiracji św. Pio odrzucał role filmowe, w których znajdowałoby się choć jedno dwuznaczne wyrażenie. Tymczasem, p. Koterski wziął udział w filmie, w którym nie tylko, że mówił, ale też czynił sprośne oraz niemoralne rzeczy (tj. obsceniczne pozy, obnażanie się do obcisłych slipów, obściskiwanie się z nieswoją żoną), przy czym jeszcze film ów propagował homoseksualizm.

    ***

    Ważne uwagi krytyczne należy odnieść nie tylko wobec zawodowego życia p. Michała Koterskiego, ale także względem tego, jak zachowuje się on w różnych innych sytuacjach publicznych.

    I tak np. w nagrywanym w kwietniu 2023 roku podcaście Onet.pl prowadzonym przez panów Kubę Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego aktor ten z wielkim rozbawieniem nawiązywał do czynionej (przynajmniej niegdyś) przez siebie masturbacji, mówiąc, iż stracił dziewictwo z “Hanią Rączkowską”. Całość swego obscenicznego wywodu na ów temat p. Koterski ilustrował jeszcze czynionymi za pomocą ręki wulgarnymi gestami mającymi imitować męski onanizm (wszystko to można zobaczyć i usłyszeć mniej więcej pomiędzy minutą 29. 00 a 30. 16 poniższego linku). Co jak co, ale sposób i ton, w jaki “Misiek” wypowiadał się odnośnie swych doświadczeń z – będącym materią ciężkiego grzechu – występkiem masturbacji, w żaden, ale to żaden sposób, nie wskazuje na to, by on zań żałował.

    Na żartobliwych nawiązaniach do samogwałtu niestety nie kończą się “pozazawodowe”, a mający nieskromny i sprośny charakter, publiczne wybryki pana Michała Koterskiego. Wspomnieć wszak jeszcze można, chociażby o chwaleniu przez niego bardzo nieprzyzwoitego sposobu pozowania do zdjęć jego aktualnej partnerki życiowej Marceli Leszczak. Przy innych okazjach widzimy zaś, jak człowiek ten odziany tylko w krótkie spodenki obściskuje (w okolicach bioder) jeszcze mniej skromnie odzianą Marcelę, a także w obsceniczny sposób komentuje założony przez nią strój bikini (żartobliwie sugerując, iż inni mężczyźni będą mieć erekcję na ten widok).

    ***

    Jakie zatem wnioski należałoby wyciągnąć z powyższych wywodów? Otóż nie rozstrzygając tego, czy pan Michał “Misiek” Koterski jest w swym sumieniu winny któregokolwiek z grzechów ciężkich, na tzw. forum zewnętrznym należy go traktować jak jawnego grzesznika. Nawet jeśli bowiem jego sumienie co do takich rzeczy jak udział w niemoralnych filmach, onanizm, sprośność i rażąca nieskromność, byłoby w sposób niezawiniony błędne, ale szczere (co zwalnia, a przynajmniej łagodzi moralną odpowiedzialność za popełnianie niektórych obiektywnie złych czynów) to jako, iż nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, a przykład, jaki pan Koterski daje innym, jest skandaliczny, należałoby go potraktować jako kogoś, kto zasługuje na publiczną krytykę, a także różne kanoniczne kary. Można to porównać do sytuacji deklarującego swój katolicyzm polityka, który jednocześnie popierałby legalność aborcji. Osoba taka mogłaby wszak to czynić z powodu swego błędnego, acz szczerego sumienia – wówczas nie traciłaby ona tego co teologia katolicka zwie łaską uświęcającą. Jednakże fakt, iż przez swą publiczną działalność taki człowiek dezorientowałby i deprawował wielu innych katolików, pociągałby za sobą niejako konieczność zastosowania wobec niego różnych środków dyscyplinarnych. Innymi słowy, pozostawiając ostateczny sąd nad jego sumieniem Bogu, Kościół może i powinien osądzać zewnętrzną, dostępną ludzkim oczom rzeczywistość działań tych czy innych ludzi. A rzeczywistość w przypadku pana Michała Koterskiego jest taka, iż jego różne działania i wypowiedzi są obiektywnie ciężko niemoralne, gorszące i skandaliczne. Może wynika to z jego błędnego, acz szczerego sumienia (wówczas może znajdować się on na drodze do Nieba), a może wynika z zawinionego błędnego sumienia (wtedy byłby on na drodze do piekła). Zadaniem władz kościelnych nie jest jednak roztrząsanie powyższej okoliczności. Zadaniem autorytetów kościelnych jest ochrona powierzonych sobie dusz przed skandalem i zgorszeniem. Jako więc, że pan Koterski jest osobą publiczną, która aktualnie wręcz obnosi się ze swym katolicyzmem, powinno się publicznie poddać stanowczej krytyce wyżej wymienione przeze mnie jego czyny. Duszpasterz, w którego pieczy pozostaje ów aktor, winien najpierw łagodnie próbować wytłumaczyć mu obiektywną błędność i niemoralność jego zachowań, dać czas na poprawę, a gdy to nie pomoże odmówić mu – jako “jawnemu grzesznikowi” – Komunii świętej. Należałoby tak postąpić nawet wówczas, gdyby skutkiem ubocznym owego prawidłowego działania miałaby być rozpacz pana Koterskiego i wynikający z niej powrót owego człowieka do narkomanii i alkoholizmu. Dobro całej społeczności jest wszak ważniejsze od dobra jednostki, a stawianie jako wzoru katolika osoby czyniącej tak niemoralne rzeczy zagraża właśnie temu pierwszemu. Pozwolę też sobie zauważyć, iż do zła narkomanii czy też nałogowego pijaństwa nie trzeba przekonywać większej części społeczności katolickiej, podczas gdy niemoralność onanizmu, nieskromności, sprośności czy brania udziału w złych filmach jest przez znaczną część katolików kwestionowana. Z perspektywy więc duszpasterskiej tak naprawdę niewiele “zyskuje” się na promowaniu pana Koterskiego (gdyż nie trzeba zbytnio przekonywać do tego, iż narkomania oraz alkoholizm są degradującego i złe), ale za to wiele można stracić (osłabiając i tak niezbyt wielkie wsparcie katolików dla niektórych z norm moralnych tyczących się cnoty czystości i skromności).

    Mirosław Salwowski

    ___

    Przeczytaj też:

    Grzech w pracy aktora

    Czy katolik może być aktorem?

    Czy ufać “katocelebrytom”?

    ___

    Obrazek wykorzystany w tym tekście został za następującym źródłem internetowym: https://www.urzadzamy.pl/salon/misiek-koterski-pochwalil-sie-jak-mieszka-z-marcela-najbardziej-uroczy-jest-pokoj-syna-aa-K6Zn-pgRd-bd8z.html

  2. O moralności w polityce zagranicznej

    Możliwość komentowania O moralności w polityce zagranicznej została wyłączona

    Ktoś powiedział: “Państwa nie mają przyjaciół. Państwa mają interesy“. Nie zgadzam się z duchem tego stwierdzenia. Jest to bowiem duch, który każe patrzeć na politykę międzynarodową przez pryzmat cynizmu i zimnych kalkulacji, a nie moralności, cnót i zasad. Tymczasem i w polityce międzynarodowej pierwsze skrzypce powinno odgrywać wejrzenie na wolę Boga i Jego sprawiedliwość – z wiarą, że wszystko inne (dobra materialne, powodzenie w interesach) będzie nam wówczas dane. Biblia mówi wszak: Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane (Mateusz 6, 33); Sprawiedliwość wywyższa naród, a czyn haniebny pomniejsza narody (Przysłów 14, 34).

    Owszem, często może nie być bardzo prostego i bardzo bezpośredniego przełożenia zasad moralnych, jakimi kierujemy się w życiu prywatnym na politykę zagraniczną – tym niemniej pewne najbardziej podstawowe normy cnotliwego postępowania powinny być i w niej zachowane. Poniżej postaram się wskazać na te z reguł moralnych, które winny być zachowywane przez rządzących także na płaszczyźnie postępowania z innymi narodami oraz państwami.

    ***

    Tak też i w polityce międzynarodowej obowiązują takie zasady moralne jak:

    1. Nie bije się ani nie zabija niewinnych, choćbyśmy mogli w ten sposób wiele zyskać. A więc rządzący nie mają moralnego prawa wszczynać niesprawiedliwych wojen, czyli napadać innych narodów po to, by zyskać w ten sposób więcej zasobów, pieniędzy, respektu pośród innych narodów albo też przejść do historii jako “sławni zdobywcy” etc. Kiedy zaś prowadzi się sprawiedliwą wojnę, to nie rozkazuje się swym żołnierzom posługiwania się na niej wewnętrznie złymi metodami, np. bezpośredniego zabijania niewalczących cywilów, gwałcenia kobiet. Powyższa reguła oznacza również, że nie popiera się w innych krajach (choćby nam wrogim) ruchów proaborcyjnych.

    2. Nie kłamie się o swych bliźnich ani nie mówi się o nich nieprawdy (choćby i byli naszymi największymi wrogami). A zatem nie wolno mówić o nieprzyjaznych sobie rządach rzeczy nieprawdziwych choćbyśmy mogli w ten sposób osiągnąć większe dobro (np. bardziej zmobilizować swój naród do obrony).

    3. Dotrzymuje się danych obietnic. Należy więc dotrzymywać podpisanych przez siebie traktatów, zobowiązań, umów międzynarodowych, etc. Jednymi z nielicznych wyjątków od tej zasady są sytuacje polegające na tym, iż w radykalny sposób zmieniły się okoliczności towarzyszące niegdyś podpisywaniu danej umowy, bądź też wypełnienie obietnicy, praktycznie rzecz biorąc, wiązałoby się z popełnieniem czegoś niemoralnego.


    4. W miarę możności pomaga się biednym i słabszym, daje się im jałmużnę, itd. A więc np. wspiera się kraje w których panuje bieda, wysyła im się żywność, leki. Pomaga się także narodom dotkniętym katastrofami naturalnymi, etc.


    5. Prowadzi się czyste i cnotliwe życie w sferze seksualnej. Ta zasada moralna w odniesieniu do polityki zagranicznej powinna oznaczać, iż np. nie zachęca się pracowników swego wywiadu do seksualnego uwodzenia dyplomatów innych państw oraz nie popiera się na terenie wrogich nam krajów ruchów pro-homoseksualnych, etc.


    6. Nie okrada się swych bliźnich. Nie rabuje się więc innych krajów, płaci uczciwie za zagraniczne produkty, itp.

    7. Wyznaje się wiarę w Pana naszego Jezusa Chrystusa. A więc w miarę możności popiera się prowadzenie misji chrześcijańskich w krajach niechrześcijańskich, a gdy pokojowe prowadzenie takich misji jest zagrożone w razie konieczności i, gdy jest to roztropne, wysyła się swych żołnierzy do obrony misjonarzy.

    ***

    Oczywiście, wszystko powyższe wydawać się może całkowicie nierealistyczną bajeczką i rzecz jasna historia polityki zagranicznej podałaby nam masę przykładów tego, w jaki sposób rządzący nie przestrzegali owych moralnych reguł. Jednak fakt bardzo częstego nieprzestrzegania pewnych zasad moralnych nie oznacza jeszcze, iż nie są one możliwe do praktycznej realizacji. Poza tym prawdopodobnie gdyby przyjrzeć się w sposób bardziej szczegółowy postępowaniu co bardziej świątobliwych i chrześcijańskich władców, to zobaczylibyśmy przykłady przestrzegania przez nich przynajmniej części z tych zasad. Ot, np. król Francji, św. Ludwik IX upierał się przy tym, iż złożona przez niego muzułmańskim wrogom obietnica, iż zapłacony zostanie za jego głowę okup w wysokości dwustu tysięcy lirów (był bowiem u nich przez pewien czas w niewoli), będzie skrupulatnie zrealizowana. Zaiste, piękny to był przykład dotrzymywania przez owego świętego monarchę danego słowa – choć wielu mogłoby to skrytykować jako przykład wręcz skrajnej głupoty.

    Mirosław Salwowski

    ___
    Obrazek został dołączony do artykułu za następującym źródłem internetowym: https://studioopinii.pl/tag/polityka-zagraniczna

  3. O wątpliwej roztropności wezwań Franciszka do dekryminalizacji sodomii

    Możliwość komentowania O wątpliwej roztropności wezwań Franciszka do dekryminalizacji sodomii została wyłączona

    Parę tygodni temu papież Franciszek – w swych, dzięki Bogu niemagisterialnych, acz publicznych – wypowiedziach, wyraził pogląd, iż należy działać na rzecz zniesienia prawnej karalności homoseksualizmu (czyli bardziej tradycyjnie rzecz ujmując: sodomii). Biskup Rzymu co prawda potwierdził przy tym, że akty homoseksualne są grzechem, jednakże jednocześnie stwierdził, iż kryminalizacja homoseksualizmu jest “niesprawiedliwością”, a ci z katolickich biskupów, którzy takowe prawa wciąż popierają, “powinni przejść proces nawrócenia”.
    ***
    W swej publicystycznej aktywności niejednokrotnie odnosiłem się tak do kwestii prawnej karalności aktów sodomskich, jak i pewnych obiegowych haseł oraz sloganów, które – prawdopodobnie w celu rozmiękczenia tradycyjnie chrześcijańskiego stanowiska względem homoseksualizmu – wysuwane są również w niektórych środowiskach katolickich. Pisałem więc np. o tym, że nie każda forma prawnej dyskryminacji osób homoseksualnych jest sprzeczna z szacunkiem i miłością im należną. W jednym ze swych tekstów rozróżniałem też pomiędzy tym co można nazwać mianem z jednej strony dobrej, z drugiej zaś strony złej “homofobii”. Wskazywałem też już na fakt wcześniejszych, a mocno dwuznacznych wypowiedzi aktualnego Biskupa Rzymu w owych tematach. Nie będę zatem w tym artykule rozwodził się szerzej nad wszystkimi argumentami, które przemawiają za tym, iż władze cywilne mają prawo do karania także prywatnych aktów sodomii i że taka kryminalizacja była, historycznie rzecz biorąc, jedną ze zdobyczy chrześcijańskiej cywilizacji. Przy tej okazji wspomnę tylko, iż określenie przez Franciszka praw penalizujących akty homoseksualne mianem “niesprawiedliwości” z tradycyjnie katolickiego punktu widzenia zakrawa na absurd, gdyż sugeruje się w ten sposób, iż ludzie mają co najmniej naturalne prawo do bycia tolerowanymi przez władze cywilne właśnie w związku z czynionymi przez siebie aktami sodomii. I choć owszem, władze cywilne nie mają moralnego prawa do represjonowania dokładnie wszystkich z “zewnętrznie” czynionych grzechów, to akurat czyny homoseksualne do tej kategorii złych moralnie aktów nie należą, czego jednym z dowodów jest fakt, iż sam Stwórca polecił rządzącym starożytnym Izraelem ich surowe karanie (patrz: Kpł 20, 13). Bóg zaś jako absolutnie dobry, święty i sprawiedliwy, nie mógłby nakazywać czynienia rzeczy będących ze swej natury złymi, niegodziwymi i niesprawiedliwymi (patrz: Syr 15, 19-20). Jak nauczał wszak na ten temat papież Pius XII:

    Przede wszystkim trzeba jasno stwierdzić, żadna ludzka władza (…) nie może wydać pozytywnego upoważnienia do nauczania lub czynienia tego, co byłoby wbrew religijnej prawdzie lub dobru moralnemu (…) Nawet Bóg nie mógłby dać takiego pozytywnego przykazania lub upoważnienia, gdyż stałoby to w sprzeczności z Jego absolutną prawdą i świętością” (Przemówienie „Ci resce”, podkreślenie moje – MS).

    ***

    Pozwolę sobie zatem sobie jeszcze zauważyć, iż apele papieża Franciszka o dekryminalizację aktów homoseksualnych wydają się być bardzo nieroztropne, a to z dwóch powodów.

    Po pierwsze: współcześnie, zasadniczo rzecz biorąc, są dwie kategorie krajów, gdzie sodomia jest wciąż penalizowana. Mowa oczywiście o państwach islamskich oraz niektórych z chrześcijańskich krajów Afryki. Muzułmanie u władzy najpewniej słowami katolickiego papieża się nie przejmują, ale już w przypadku części z chrześcijańskich krajów Afryki takie ryzyko nie jest wykluczone. Tymczasem w niejednym z chrześcijańskich państw Afryki wielkim problemem zdrowotnym i społecznym jest epidemia HIV/AIDS. W wielkiej mierze przyczynia się do tego panująca tam rozwiązłość heteroseksualna. Pomyślmy jednak logicznie, czy usunięcie praw kryminalizujących akty homoseksualne może przyczynić się do ograniczania w tych krajach owej epidemii, czy raczej istnieje znaczące niebezpieczeństwo, że tym bardziej ją tam zaostrzy i zaogni? Oczywiście, w grę wchodzi druga opcja, gdyż czyny homoseksualne są wielkim roznosicielem wirusa HIV. Rzecz jasna nie jest tak, iż w warunkach prawnego zakazu owych aktów nikt się ich nie dopuszcza, ale można spokojnie założyć, że kryminalizacja przyczynia się tu do tego, że takowe czyny popełniane są rzadziej, z mniejszą liczą partnerów, etc. A zatem dekryminalizacja sodomii w krajach Afryki może – w odniesieniu do szerzenia się HIV/AIDS – bardzo pogorszyć, już i tak złą sytuacją tam panującą. Myślę, że papież Franciszek powinien wziąć pod uwagę ten aspekt sprawy, gdyż jak na razie jego słowa w tym zakresie wyglądają na bardzo, ale to bardzo nieroztropne.

    Po drugie: aktualnie mamy do czynienia z czymś, co można nazwać “Międzynarodówką Pro-LGBT”. I naiwnym jest ten, kto myśli, iż owa “międzynarodówka” nie ma też na względzie krajów Afryki. Oczywiście, zdecydowanie za wcześnie jest tam domagać się ustanowienia “homomałżeństw” czy też prawa do adopcji dzieci dla par homoseksualnych. Jednakże od czegoś i na Czarnym Lądzie trzeba zacząć i pierwszym etapem walki na rzecz normalizacji sodomii będzie tam staranie się o dekryminalizację aktów homoseksualnych. Później, przyjdzie kolej na domaganie się innych elementów “pro-LGBTowskiego” pakietu, a więc np. zakaz wszelkich choćby i zdroworozsądkowych form dyskryminacji osób homoseksualnych, publiczne obnoszenie się z sodomią, kryminalizacja tzw. homofobii, by ukoronować to “homomałżeństwami” oraz prawem do adopcji. Podobny proces miał miejsce w Europie i obu Amerykach, a więc dlaczego nie miałoby się tak stać i w Afryce. Czy papież Franciszek zdaje sobie sprawę z tego, iż jego apele o dekryminalizację sodomii mogą łatwo się wpisać w plany “międzynarodówki pro-LGBT”?

    Mirosław Salwowski

    Źródło grafiki wykorzystanej w tekście:

    https://www.reckon.news/news/2023/01/its-not-a-crime-yes-but-its-a-sin-pope-francis-wants-homosexuality-decriminalized.html

  4. O liściku Franciszka w sprawie “katolików LGBT”

    Możliwość komentowania O liściku Franciszka w sprawie “katolików LGBT” została wyłączona

    Papież Franciszek w swym “słodkawym” a poświęconym “katolikom LGBT” liściku do ks. Jamesa Martina zachęcił, by “katolicy LGBT” czytali Dzieje Apostolskie, gdyż tam znajdą obraz prawdziwie dobrze funkcjonującego Kościoła.

    Przypatrzmy się więc tak Dziejom Apostolskim, jak i innym pismom Nowego Testamentu w kontekście tego jak funkcjonował i powinien funkcjonować Kościół. I tak podczas jednego z zebrań kościelnych pierwszy papież św. Piotr zapowiada Ananiaszowi i Safirze rychłą śmierć za to, iż oszukiwali na dobrach materialnych swą wspólnotę. Ta zapowiedź realizuje się w trybie natychmiastowym i trupy tych dwojga zostają wynoszone ze zgromadzenia (Dz 5, 1-11). Słodkie, motywujące i budujące samoakceptację – nieprawdaż?

    W liście do lokalnego kościoła w Koryncie św. Paweł Apostoł pisze, by chrześcijanin współżyjący z żoną własnego ojca został “wydany szatanowi na zatracenie ciała” (1 Kor 5, 1-5), a z tymi chrześcijanami, którzy jednocześnie dopuszczają się pewnych ciężkich nieprawości nawet nie jadać (1 Kor 5, 9-13). Słodkie i będące wzorem akceptacji i otwartości wobec wszystkich – nieprawdaż?

    W Apokalipsie św. Jana sam nasz Pan Jezus Chrystus bezpośrednio chwali jeden z lokalnych kościołów za to “że złych nie może znieść” (Ap 2, 2) i za to “że nienawidzi czynów nikolaitów” (Ap 2, 6). Inny zaś z kościołów lokalnych jest przez Pana Jezusa zganiony za to, że w jego szeregach są zwolennicy nikolaitów (Ap 2, 14-16). Z kolei kościołowi w Tiatyrze Chrystus zapowiada, że rzuci na łoże boleści niewiastę Jezabel, na tych co z nią cudzołożą, ześle wielkie utrapienie, a dzieci jej porazi śmiercią (Ap 2, 21-23). Słodkie, motywujące i budujące samoakceptację – nieprawdaż?


    Papież Franciszek w swym liście do ks. Jamesa Martina sugeruje, że nowotestamentowy wzór Kościoła to nic tylko wzajemne głaskanie się po główkach – tymczasem jak przeczyta się co rzeczywiście Nowy Testament na ten temat pisze, to widzimy tam: publicznie wymierzaną karę śmierci, wezwania do wykluczania i ostracyzmu społecznego, zapowiedzi wymierzania wielkiego cierpienia względem zatwardziałych grzeszników. A więc to był Kościół czy sekta – wedle Franciszka???

    Mirosław Salwowski

    ***
    Źródło obrazka wykorzystanego w tekście:
    https://www.thedailybeast.com/pope-francis-to-gay-catholic-god-made-you-this-way

  5. Marsze pro-LGBT powinny być zakazane

    Możliwość komentowania Marsze pro-LGBT powinny być zakazane została wyłączona

    Dnia 29 października 2021 roku Sejm RP skierował do prac komisji obywatelski projekt ustawy zakładający prawny zakaz organizowania zgromadzeń publicznych mających m.in. na celu propagowanie zachowań nieheteroseksualnych lub też związków o charakterze poligamicznym. Rzecz jasna, w praktyce uchwalenie takiego prawa, w głównej mierze uderzałoby w legalną możliwość organizowania tzw. marszów równości, czyli demonstracji organizowanych od kilkunastu lat w naszym kraju przez ruchy LGBT. Jako że pojawiło się kilka głosów zaangażowanych katolików (w tym najbardziej znany pochodzi od p. Tomasza Terlikowskiego) mocno polemizujących z ideą wprowadzenia takiego zakazu, chciałbym niniejszym odnieść się do wysuwanych przez nich argumentów.

    Oczywiście, jedną z najbardziej akcentowanych kwestii podnoszonych przez katolickich przeciwników ustawy zabraniającej marszów pro-LGBT jest zasada wolności słowa, która ma być naruszana przez wynikający z niej zakaz. Na ten argument można szczerze i otwarcie odpowiedzieć, iż taki zakaz rzeczywiście ograniczałby wolność słowa – jednak ta swoboda nie jest dobrem absolutnie nienaruszalnym. Tę prawdę (a więc, że wolność słowa nie powinna być nieograniczona) rozumie wciąż większość prawodawców, którzy utrzymują w mocy różne jej prawne ograniczenia. W naszym kraju nielegalne jest np. publiczne pochwalanie faszyzmu, komunizmu, pedofilii, zniesławianie innych osób, ujawnianie tajemnic państwowych. Co warto podkreślić w tym momencie to fakt, iż duża część z tych prawnych ograniczeń wolności słowa nie dotyczy sytuacji, w których skorzystanie z tej swobody mogłoby w bezpośredni sposób prowadzić do naruszenia czyjejś wolności. Owszem, pochwalanie komunizmu czy faszyzmu hipotetycznie rzecz biorąc, mogłoby w dalszej perspektywie wieść do poważnego ograniczenia wolności wielu ludzi (zakładając, że dałoby się do tego przekonać odpowiednio wiele osób), ale nawet coś takiego samo w sobie nie ogranicza ani bezpośrednio nie prowadzi do naruszenia czyjejś wolności. Ktoś może wszak uważać i dodatkowo publicznie to wyrażać, że “wrogów klasowych” należałoby w dobrze urządzonym społeczeństwie zamykać w łagrach, ale samo publiczne wyrażenie takiego poglądu nie prowadziłoby jeszcze w prostej linii do tego, że ów postulat zostałby zrealizowany. W tym sensie więc publiczne pochwalanie komunizmu ani bezpośrednio nie naruszałoby czyjejś wolności, ani też nawet w bardziej bliski sposób by do tego nie prowadziło. Paradoksalnie rzecz biorąc, sami aktywiści pro-LGBT de facto często przyznają, że wolność słowa powinna być prawnie ograniczana, nawet jeśli bezpośrednio nie narusza ona wolności innych ludzi. Jeśli bowiem poprzez prawne zakazy “mowy nienawiści” oraz “homofobii” coraz częściej rozumie się wyrażenie swego przekonania o poważnej grzeszności aktów homoseksualnych, to jest właśnie dowód na to, że przynajmniej część działaczy ruchów LGBT, którzy dążą do kryminalizacji “homofobii” w tym konkretnym aspekcie nie popiera libertariańskiego pojmowania wolności słowa.

    Ktoś, rzecz jasna, może twierdzić, iż nawet współczesne, a przywołane przeze mnie wyżej ograniczenia wolności słowa są niesłuszne, a władze cywilne powinny penalizować tylko te z nich z nich, które nawołują do bezpośredniego naruszania czyjejś swobody albo też bezpośredniego łamania prawa. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, w której ów “ideał” były konsekwentnie wdrażany w życie … Na ulicach naszych miast widzielibyśmy wówczas demonstracje nie tylko nazistów czy komunistów, ale też zwolenników legalizacji pedofilii. W mass mediach reklamowano by narkotyzowanie się, pijaństwo, kazirodztwo oraz handlowanie własnymi organami, a rasistowski sklepikarz mógłby dumnie wywiesić na swej własności hasło: “Czarnuchom wstęp wzbroniony. To moja własność i mam prawo nie wpuszczać do niej tych, których nie życzę sobie widzieć!“. Czy naprawdę w imię libertariańsko oraz skrajnie liberalnie pojmowanej wolności słowa chcielibyśmy żyć w takim państwie i społeczeństwie? Mimo wszystko myślę, że większość ludzi wciąż rozumie albo przynajmniej wyczuwa, że prawne ograniczenia wolności słowa sprowadzające się jedynie do zakazu bezpośredniego naruszania czyjejś wolności albo też stwarzania bardzo poważnego ryzyka jej naruszania, nie byłyby słuszne i odpowiednie. Władze cywilne powinny bowiem chronić ludzi nie tylko przed jawnym naruszaniem ich wolności, ale także winny bronić ich przed np. manipulacją, żerowaniem na ich niewiedzy czy też trudnej sytuacji materialnej. Państwo jest też od tego, by chronić inne niż fizyczne dobra swych obywateli (stąd np. zakazuje się szerzenia oszczerstw). Czasami też rządzący winni chronić ludzi przed zadawaniem sobie samemu poważnej krzywdy – i dlatego nielegalne powinno być np. namawianie choćby i dorosłych osób do samobójstwa czy samookaleczenia się. Oczywiście, to nie znaczy, że władze cywilne powinny karać wszystkie złe moralnie czyny. Niektóre ze złych moralnie uczynków są relatywnie nieznacznie szkodliwe społecznie (np. obżarstwo czy całkowicie samotnie i sekretnie czyniony onanizm) i w związku z tym ich prawne karanie byłoby z zasady nieroztropne. Karalność zaś niektórych z innych wypaczeń nie leży w samodzielnej kompetencji państwa (np. tych błędnych religii, które nie naruszają naturalnego prawa moralnego) i jeśliby rozważać stosowanie w tej sferze pewnych cywilnych represji to tylko w przypadku, gdyby władze kościelne w wyraźny sposób udzieliły rządzącym do tego swego upoważnienia. Istnieje jednak moralne prawo władz cywilnych do karania tych grzechów, które w poważny sposób krzywdzą innych ludzi (choćby i ktoś godził się dobrowolnie na taką krzywdę, np. skuteczne namawianie do samobójstwa), przez co w ewidentny sposób naruszają one tak prawo naturalne, jak i porządek sprawiedliwości. Tego rodzaju grzechy mogą być przez rządzących karane, nawet gdy dokonywane są w sferze prywatnej; a więc logicznie rzecz biorąc, tym bardziej zakazane powinno być ich publiczne propagowanie.

    ***

    Czy zachowania homoseksualne należą zatem do tych grzechów, które winny być przez władze cywilne karane, nawet wówczas, gdy nie wiążą się ono z gwałceniem czyjejś wolności? Sądzę, że tak, gdyż takie grzechy są jawnym i bardzo poważnym naruszeniem naturalnego prawa moralnego, które często wiąże się z narażaniem swego oraz czyjegoś zdrowia i życia na niemałe ryzyko (vide: AIDS, choroby weneryczne, rak jelita grubego, zaburzenia w kontrolowaniu odruchów defekacyjnych). Ponadto, rozprzestrzenianie się czynów homoseksualnych niejednokrotnie dokonuje się na drodze wykorzystywania czyjegoś braku życiowego bądź seksualnego doświadczenia. W Polsce np. 16-letni chłopiec może w legalny sposób wyrazić zgodę na odbycie stosunku seksualnego z 40-letnim mężczyzną. Nawet gdyby podwyższyć ten wiek zgody do lat 18, to dysproporcja pomiędzy poziomem życiowych doświadczeń 18-latka i 40-latka jest bardzo poważna i temu drugiemu bardzo łatwo jest manipulować tym pierwszym. Jeśli więc władze cywilne mają moralne prawo do zabraniania nawet prywatnych aktów homoseksualnych, to tym bardziej słusznym może być karanie ich publicznego propagowania. Tak zwane Marsze Równości mają zaś na celu normalizację takich zachowań – a co za tym idzie, rządzący mogą słusznie ich zakazywać.

    ***

    To, co powyżej piszę o słuszności kryminalizacji nawet prywatnych aktów homoseksualnych, nie jest moim wymysłem. To, nie ja, ale sam Bóg wymyślił prawną karalność takich grzechów. W Starym Zakonie Bóg wszak nakazał karać czyny homoseksualne śmiercią (Kpł 20, 13). Powie ktoś, że prawa karno-cywilne Starego Przymierza nie obowiązują chrześcijańskich władców. To prawda, niemniej jednak fakt, że Bóg rozkazał surowo karać czynnych homoseksualistów, oznacza, że takie karanie nie jest samo w sobie sprzeczne z miłością bliźniego, gdyż Bóg jest Miłością (patrz: 1 J 8, 4) i nie nakazuje on w związku z tym rzeczy, które są sprzeczne z Jego charakterem i które jako takie byłyby złe (por. Syr 15, 19-20). Nawet zaś, jeśli przyjmiemy, że kara śmierci za czyny homoseksualne odnosiła się tylko do narodu żydowskiego w czasach Starego Przymierza, to takowa konstatacja nie oznacza jeszcze, że w czasach Nowego Przymierza owe zachowania nie powinny być przez władze cywilne karane choćby i w łagodniejszy sposób. Także bowiem Stary Testament jest odbiciem mądrości, miłości i sprawiedliwości Stwórcy i nawet jeśli w czasach spisywania tej Księgi potrzebne były Żydom bardziej surowe prawa niż dziś, to nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że w takim razie nie powinniśmy się kierować choćby tylko duchem tych praw. Oczywiście, że należy kierować się duchem (choć nie zawsze literą) starotestamentowego prawa cywilnego i karnego, gdyż jest on odbiciem Bożego charakteru. Przykładowo, jedno z praw cywilnych Starego Przymierza mówi, iż ludzkie odchody powinny być zakopywane w ziemi (Pwt 23, 9-14) – czy to oznacza, że pod rządami Nowego Testamentu ludzie nie powinni się troszczyć o utylizację fekaliów i np. załatwiać swe potrzeby fizjologiczne, gdzie popadnie? Rzecz jasna, że nie o to chodzi i nawet jeśli nie jesteśmy zobowiązani do zakopywania odchodów w ziemi, gdyż możemy je usuwać za pomocą innych środków – dajmy na to kanalizacji – to troska o higienę w tym zakresie jest nadal aktualna i ważna. Podobnie, choć chrześcijańscy władcy nie są zobowiązani do karania homoseksualizmu śmiercią, nie oznacza to, że w takim razie nie powinni oni zakazywać go za pomocą innych sankcji karnych.

    Prawna karalność czynów homoseksualnych jest też historyczną zdobyczą cywilizacji chrześcijańskiej. Przed tym wszak, jak chrześcijaństwo zyskało znaczący wpływ na prawo i życie społeczne starożytnego Rzymu oraz Grecji różne formy homoseksualizmu cieszyły się w nich tak moralną, jak i prawną akceptacją. Tyczyło się to zwłaszcza uwodzenia młodych chłopców przez starszych mężczyzn oraz bycia stroną aktywną w czasie homoseksualnych praktyk. Dopiero w 390 roku po Chrystusie, wówczas, gdy chrześcijaństwo było już religią panującą pod naciskiem św. Ambrożego, w Imperium Rzymskim zdelegalizowano wszelkie praktyki homoseksualne. Podobnie zresztą sytuacja wyglądała w innych rejonach świata, gdzie dominujące wcześniej pogaństwo było skłonne mniej lub bardziej akceptować homoseksualizm, jednak pod wpływem presji chrześcijan wprowadzało moralne i prawne obostrzenia wobec tej ohydy. Przykładowo, w pogańskiej Japonii stosunki homoseksualne nigdy nie były prawnie zakazane z wyjątkiem lat 1873 – 1880 kiedy to władze tego kraju zaczęły się otwierać na wpływy chrześcijańskiego Zachodu.

    Ponadto, Kościół katolicki w swych aktach magisterialnych i dyscyplinarnych nigdy w swej historii (nawet aktualnej) nie sprzeciwiał się kryminalizacji aktów homoseksualnych, a przeciwnie nieraz sugerował słuszność takowego prawnego zakazu. Czynił tak, chociażby Sobór Laterański V, gdy ogłaszał co następuje:

    Aby zaś zwłaszcza duchowni żyli w czystości i wstrzemięźliwości wedle zasad kanonów, postanawiamy, aby czyniący przeciwnie byli zgodnie z nimi karani. Jeśliby komuś, świeckiemu lub duchownemu, udowodniono zbrodnię, z powodu której „nadchodzi gniew Boży na buntowników”*, zostanie ukarany karami przewidzianymi przez święte kanony lub prawo cywilne. (Źródło: ks. Arkadiusz Baron, Henryk Pietras SJ, „Dokumenty Soborów Powszechnych”, t. 4, Kraków: Wydawnictwo WAM 2004, s. 101)

    Z kolei papież św. Pius V w bullach „Horrendum illud scelus” i„Cum Primum”, nakazując przekazywanie winnych czynów homoseksualnych księży władzy świeckiej, by ta skazywała ich na karę śmierci. Pius XI zaś w encyklice „Casti Connubii” nauczał, iż władze cywilne mają prawo oraz obowiązek karania niemałżeńskich związków seksualnych. I bynajmniej postulat delegalizacji owej nieprawości nie jest tylko reliktem „przedsoborowej” nauki Kościoła, gdyż jeszcze w wydanym przez papieża Benedykta XVI w 2006 roku „Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego” przeczytać możemy, iż „rozprzestrzenianie ciężkich wykroczeń przeciwko czystości winno być zakazane przez władze cywilne stosownymi prawami” (n. 494), a w punkcie poprzedzającym to stwierdzenie do takich występków zaliczono m.in. czyny homoseksualne (n. 492). Oczywiście, tzw. Marsze Równości mając na celu normalizację w społeczeństwie zachowań sodomskich przyczyniają się też do szerszego ich występowania, a więc interpretacja, iż zgodne z nauczaniem papieża Benedykta XVI byłoby ich prawne zakazanie nie wydaje się być nadużyciem.

    Wracając zaś do samej zasady wolności słowa to papież Leon XIII w encyklice “Libertas praestantissimum” tak uczył o słusznych i sprawiedliwych jej ograniczeniach:

    Zastanówmy się nieco nad wolnością słowa i wyrażania pismami tego wszystkiego, co się tylko spodoba. Ta wolność, jeżeli nie jest należycie miarkowaną, ale statek i granicę przekracza, to nie potrzeba nawet mówić, iż nie może mieć racji prawa. Prawo bowiem, to moralna moc, o której jak powiedzieliśmy i co częściej powtarzać należy, niedorzecznie byłoby utrzymywać, iż ją natura dała porównie i pospólnie tak prawdzie jak kłamstwu, zacności i brzydocie. Prawem jest, aby to, co jest prawdziwym, co jest uczciwym, swobodnie i roztropnie w państwie rozszerzać, iżby się stało własnością jak największej liczby osób; natomiast sprawiedliwe jest, aby kłamstwa opinie, ponad które nie masz większej zarazy dla umysłu; dalej występki, które ducha i obyczaje psowają, stłumiała pilnie publiczna władza, iżby się ze zgubą rzeczypospolitej nie zdołały rozpościerać. Słuszne jest, aby zboczenia rozpasanego umysłu, które bez wątpienia przyczyniają się do obałamucenia nieuczonego tłumu, powściągała tak samo powaga ustaw, jak zamachy gwałtu przeciw słabszym. I to tym bardziej, że znacznie większa część obywateli albo wcale nie potrafi, albo też nie bez największej trudności, oprzeć się kuglarstwom i sztuczkom dialektyki, zwłaszcza wtenczas, gdy te namiętnościom schlebiają. Dozwólcie każdemu z nieograniczoną swobodą mówić i pisać, a nie pozostanie nic świętego i nie zaczepionego: nie oszczędzą nawet owych największych i niewzruszonych zasad natury, które za wspólne, a zarazem najszlachetniejsze dziedzictwo rodzaju ludzkiego uważać należy. Tak więc po stopniowym przysłanianiu prawdy, cieniami, co często się zdarza, zapanuje z łatwością zgubny i różnoraki błąd mniemań. Z takiego stanu odniesie swawola tyle korzyści, ile wolność szkody: tym obszerniejszą bowiem i więcej ubezpieczoną staje się wolność, im silniej spętaną swawola. Lecz w materiach wolnych, które Bóg roztrząsaniu ludzi pozostawił, dozwolonym jest oczywiście myśleć, co się podoba, i swe myśli wolno wypowiadać, natura nie sprzeciwia się temu: taka bowiem wolność nie doprowadziła nigdy ludzi do przytłumienia prawdy, raczej często do jej zbadania i wykrycia.

    ***

    Mimo jednak przytoczonego przeze mnie powyżej tak “przed”, jak i “posoborowego” nauczania Kościoła o słusznych ograniczeniach tak wolności słowa, jak i pewnych prywatnie czynionych grzechów, część katolików może upierać się przy tym, że “aktualna” doktryna kościelna wręcz potępia postulaty takich zakazów. Owi katolicy powołują się tu na punkt 2358 Katechizmu Kościoła Katolickiego, w którym uczy się, że osoby homoseksualne powinny być traktowane w sposób pozbawiony wobec nich “jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji“. Interpretacja tego katechizmowego zapisu w duchu, jakoby każdego rodzaju dyskryminacja wobec takich ludzi była od razu “niesłuszną” czy “niesprawiedliwą” jest jednak nadinterpretacją. Oczywiście, może istnieć niesłuszna dyskryminacja osób homoseksualnych, ale nie każde ich dyskryminowanie jest niegodziwe. Jeśli odmawiamy takim ludziom pewnych naturalnych uprawnień, np. sklepikarz nie sprzeda chleba “gejowi” albo lekarz odmówi udzielenia pomocy medycznej takiej osobie to jest to przejaw ich niesłusznej dyskryminacji. Taka dyskryminacja nie odnosi się bowiem do złych moralnie działań tych osób, ale ich nie związanych z tym działań (potrzeby jedzenia, leczenia się, etc). Dyskryminacja jednak odnosząca się do ograniczania czy zakazywania ich obiektywnie złych działań (albo też blisko się do realizacji tego zła mogących odnosić) jest słuszna, godziwa i sprawiedliwa. Kardynał Joseph Ratzinger, w dokumencie Kongregacji Nauki Wiary „Omosessualit” precyzował rozróżnienie pomiędzy sprawiedliwą i niesprawiedliwą dyskryminacją homoseksualistów i lesbijek:

    Istnieją dziedziny, w których nie jest przejawem niesprawiedliwej dyskryminacji uwzględnienie skłonności seksualnej, na przykład gdy chodzi o adopcję dziecka lub powierzenie go opiekunom, zatrudnienie nauczycieli lub trenerów sportowych, służbę wojskową. Osoby homoseksualne, jako osoby ludzkie, mają te same prawa co wszyscy ludzie, w tym prawo do takiego traktowania, które nie uwłacza ich godności osobistej. Obok innych praw wszyscy ludzie mają prawo do pracy, mieszkania itd. Nie są to jednak prawa absolutne. Mogą zostać słusznie ograniczone ze względu na obiektywne nieuporządkowane zachowania zewnętrzne. Jest to nie tylko dopuszczalne, ale konieczne. Co więcej, zasada ta dotyczy nie tylko przypadków zachowań zawinionych, ale także działań osób chorych fizycznie lub umysłowo. Jest zatem przyjęte, że państwo może ograniczyć możliwość korzystania z pewnych praw, na przykład osobom cierpiącym na chorobę zakaźną lub umysłową, by chronić dobro wspólne” (tamże: n. 11-12).

    ***

    Niektórzy katolicy mogą jednak lekceważyć również “posoborowe” nauczanie katolickie powołując się na niektóre z wypowiedzi aktualnego papieża Franciszka, w których ten z aprobatą wypowiadał się nawet o instytucji związków cywilnych dla osób tej samej płci. Skoro więc, nawet związki partnerskie dla takich ludzi miałyby być akceptowane to logicznym wydawałoby się popieranie legalności publicznego promowania aktów sodomskich. Na ten argument trzeba odpowiedzieć, iż przywołane wypowiedzi Franciszka, choć były wyrażane publicznie, to nie należą do jego urzędowego, oficjalnego nauczania. Wszystkie one były wyrażane kanałami nieoficjalnymi (np. wywiadami dla mass mediów), a więc nie mają one rangi wiążącego sumienia katolików Magisterium. Nie byłbym też na 100 procent pewien, iż wspieranie w pewnych okolicznościach kulturowych i historycznych wprowadzenia instytucji związków partnerskich w sposób absolutny musi zakładać uniwersalny sprzeciw wobec kryminalizacji choćby i prywatnych aktów homoseksualnych wówczas, gdy roztropność by na to pozwała. Sam mogę się przyznać do tego, iż jako zwolennik takiej penalizacji, czasami rozważałem to, czy w sytuacji gdy aktów homoseksualnych nie dałoby się zakazać, lepsze dla takich osób nie byłoby wprowadzenie czegoś, co przynajmniej teoretycznie mogłoby ograniczać ich bardzo częstą oraz wybujałą rozwiązłość? Innymi słowy, czy wprowadzenie instytucji zakładającej jakąś wierność i stałość nie byłoby lepsze od przysłowiowego skakania z “kwiatka na kwiatek”? Oczywiście, nawet stała i wierna sobie relacja dwóch homoseksualistów czy lesbijek jest materią bardzo ciężkiego grzechu, jednak czymś jeszcze gorszym i sprawiającym wiele krzywd jest ciągłe zmienianie swych partnerów (bądź partnerek). Choć tego nie popieram, to rozumiałbym więc kogoś, kto w imię ograniczania rozwiązłości osób homoseksualnych wspierałby tworzenie dla nich stałych związków opartych na wierności. I jeszcze raz podkreślam, nie musiałoby się to w sposób konieczny wykluczać z tym, że ta sama osoba uznawałaby za moralnie uzasadnione karanie przez władze cywilne wszelkich aktów sodomskich wówczas, gdy okoliczności by na to pozwalały. Nie sądzę, by podobny styl rozumowania stał za wypowiedziami Franciszka na ów temat, nie mniej jednak wskazuję, że nie musi być absolutnej i niedającej się usunąć sprzeczności pomiędzy oboma wskazanymi wyżej postulatami.

    ***

    Kolejnym argumentem przeciw delegalizacji tzw. marszów równości może być powołanie się na tradycyjnie katolicką zasadą tolerowanie mniejszego zła. Czasami wszak nie tylko można, ale należy tolerować coś, czego zakazanie mogłoby przynieść gorsze skutki. Na przykład, w czasie wojny dowódca armii może tolerować fakt korzystania przez jego żołnierzy z usług prostytutek, jeśli poważnie obawia się, że w razie zakazu takiego zachowania, jego podwładni częściej gwałcili by kobiety i dziewczęta. Zgwałcenie jest większym złem niż skorzystanie z usług prostytutki, a więc w takich okolicznościach dowódca armii mógłby słusznie tolerować to drugie po to, by ograniczyć występowanie tego pierwszego. Zaznaczam, że mówię tutaj o tradycyjnie pojmowanej tolerancji, a nie czymś, co byłoby już formalną współpracą ze złem, a więc np. pochwalaniu, doradzaniu czy nakazywaniu żołnierzom czynienia aktów seksualnych z prostytutkami. To drugie byłoby oczywiście zawsze złe i moralnie zakazane. Co innego, tradycyjnie pojmowane tolerowanie mniejszego zła (czyli jego niekaranie), a co innego zachęcanie doń czy bezpośrednie współuczestniczenie w nim (co jest zawsze zabronione).

    Czy zatem należy we współczesnych czasach prawnie tolerować nawet publiczną propagandę aktów homoseksualnych z obawy, by próba jej zakazania nie dała jeszcze gorszych efektów (np. czynienia z aktywistów LGBT męczenników, dojście do władzy lewicy i liberałów)? Cóż, odpowiedź na to pytanie nie wydaje mi się łatwa, ale nawet gdyby była ona pozytywna, to uwarunkowana okolicznościami tymczasowa tolerancja dla takich niegodziwości nie powinna zakładać zaprzeczania z samej swej natury moralnemu prawu władz cywilnych do ich karania. Poza tym realistycznie na to patrząc, to nie istnieją duże szanse na delegalizację marszów równości, ale samo podnoszenie takiego postulatu może mieć swą pozytywną wartość. A to dlatego, że jego głoszenie w przestrzeni publicznej może przecierać w dalszej przyszłości szlaki do faktycznego spełnienia tym podobnych pomysłów. Poza tym doświadczenie wydaje się pokazywać, że im bardziej ustępuje się ruchom LGBT pola, tym bardziej się one agresywne w swych dążeniach i postulatach. Pokazanie im bardziej twardego sprzeciwu być może więc będzie opóźniać ich marsz przez instytucje, kulturę oraz prawo.

    ***

    Trafnym argumentem nie jest też wskazywanie na to, iż pijaństwo uderza bardziej w dobro rodziny i społeczeństwa niż sodomia. Owszem, można powiedzieć, że tak jest, choćby dlatego, że upijanie się stanowi przywarę u większej ilości ludzi niż czyny homoseksualne. Tyle że akurat na płaszczyźnie prawnej władze cywilne naszego kraju uczyniły wiele by zniechęcać ludzi do pijaństwa. Zakazane jest wszak np. sprzedawanie alkoholu osobom nietrzeźwym i nieletnim, reklamowanie trunków za pomocą pozytywnych skojarzeń z pijaństwem, a osoby mające duże problemy z upijaniem się mogą nawet być przymusowo skierowane na leczenie odwykowe. Zapewne istnieją poważne problemy z praktyczną realizacją tych dobrych praw, nie mniej jednak nie można powiedzieć, że rządzący nie robią nic, by chronić małoletnich, rodziny i społeczeństwo przed pijaństwem. Zakaz organizowania demonstracji wspierających LGBT byłby zatem analogiczny do wspomnianych przeze mnie ograniczeń prawnych tyczących się używania oraz promowania napojów alkoholowych. Zaznaczam, że moje powyższe przychylne odniesienia do zwalczania pijaństwa za pomocą prawa nie są w żadnym razie oznaką popierania przeze mnie prohibicji alkoholowej, którą to oceniam jako prawo przesadzone, a przez to nieodpowiednie.

    ***

    Nie jest wreszcie trafnym argumentem sugestia, jakoby karanie publicznego propagowania grzechów sodomskich było równoznaczne z obdarzeniem nienawiścią osób je czyniących. Wręcz przeciwnie, karanie nieprawości może być aktem miłości – tak do ich ofiar, do społeczeństwa, które ma być przed nimi chronione, jak i do samych sprawców, których w ten sposób chce się poprawić, a przynajmniej ograniczyć ich złe oddziaływanie na innych. Święty Tomasz z Akwinu omawiając przykazanie miłości bliźniego, tak o tym pisał:

    To nie jest grzech, kiedy według wymagań sprawiedliwości ogranicza się złych ludzi w ich działaniu. Ci, którzy to czynią, według Apostoła “z woli Boga pełnią swój urząd” (Rz 13, 6). I jest to wyrazem miłości, kara bowiem służy duchowemu dobru. Poza tym dobro społeczności jest cenniejsze niż dobro pojedynczego człowieka (Cytat za: Św. Tomasz z Akwinu, “Wykład pacierza”, Wydawnictwo “W drodze”, Poznań 2019, s. 195-196).

    ***

    Na sam koniec chciałbym zaznaczyć, że fakt popierania przeze mnie ustawy zakazującej “marszów równości” nie jest w mym wypadku równoznaczny ze wspieraniem wszystkich elementów otoczki temu towarzyszącej bądź ją poprzedzającej. Bardzo krytycznie odnoszę się np. do wypowiedzi pani Kai Godek (inicjatorki zbiórki podpisów pod rzeczonym projektem ustawy), w której twierdziła ona, że “geje chcą adoptować dzieci, by je gwałcić“. Nie ma dowodów na słuszność hipotezy, iż większość osób homoseksualnych molestuje adoptowane przez siebie dzieci, a tym bardziej nie ma przesłanek, by uznawać, iż większość takich ludzi czyni to w sposób intencjonalny. Tego rodzaju wypowiedzi należy więc uznać za obiektywnie oszczercze albo będące przynajmniej materią grzechu lekkomyślnego i pochopnego osądu swych bliźnich. O nikim nie należy mówić nieprawdy, choćbyśmy bardzo krytycznie odnosili się do pewnych złych działań danej osoby. Uważam też za co najmniej przesadzone i nieadekwatne analogie, jakie pomiędzy ruchem LGBT a nazistowską III Rzeszą snuł przy prezentowaniu projektu ustawy w Sejmie RP pan Krzysztof Kasprzak (najbliższy współpracownik Kai Godek). Należy jednak oddzielić ziarno od plew, a więc nie zawsze właściwe uzasadnienia od jako takiego słusznego postulatu prawnego zakazu organizowania pro-sodomskich manifestacji.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    10 powodów dla których czyny homoseksualne powinny być prawnie zakazane i karalne

    O dobrej i złej “homofobii”

    Które grzechy powinni być karane przez państwo?

    Czy karanie homoseksualistów jest sprzeczne z szacunkiem i miłością do nich?

  6. Czy “marsze równości” mogą komuś “ukraść” męża?

    Możliwość komentowania Czy “marsze równości” mogą komuś “ukraść” męża? została wyłączona

    Nie tak dawno, na jednej z platform streamingowych oglądałem debatę pomiędzy posłem Krzysztofem Śmiszkiem a Kają Godek na temat projektu ustawy zakazującego marszów LGBT. Pośród różnych wypowiedzi padających w tymże programie moją uwagę przykuło jedno raczej retoryczne pytanie ze strony posła Śmiszka do pani Godek. Otóż polityk ten w pewnym momencie zapytał panią Kaję: “Czy naprawdę wierzy Pani, że marsz równości może ukraść Pani męża?” (cytat z mej strony co prawda niedosłowny, ale oddający istotę tego pytania – przyp. moje MS). Nie trzeba być zbyt inteligentnym i dociekliwym, by domyślać się sposobu myślenia ukrytego w tym retorycznym zapytaniu. Pan poseł Śmiszek prawdopodobnie chciał w nim wyrazić przekonanie, że jeśli ktoś znajduje się już w heteroseksualnym małżeństwie to żadne demonstracje pro-LGBT nie zachęcą go do porzucenia swej rodziny i praktykowania czynów homoseksualnych. W niniejszym artykule chciałbym wskazać na to, iż taki – domyślnie negowany przez pana Śmiszka – scenariusz, wcale nie wydaje się abstrakcyjnym.

    ***

    Otóż, wyobraźmy sobie mężczyznę, który miał silniejsze bądź słabsze tendencje homoseksualne, ale pomimo żywienia takowych postanowił w pewnym momencie swego życia zawrzeć normalny, tradycyjny związek małżeński z kobietą. Sam fakt, iż miałby on takie skłonności, nie musiałby czynić jego małżeństwa nieszczęśliwym. Owszem, konieczność walki z pojawiającymi się od czasu do czasu myślami i pokusami o charakterze homoseksualnym, byłaby dla takiego człowieka pewnym problemem, ale przecież samo istnienie w naszym życiu problemów i kłopotów nie czyni go od razu nieszczęśliwym. Posiadanie dzieci, realizacja swego ojcowskiego powołania, bliskość drugiej osoby choćby i w postaci otaczającej go ciepłem oraz opieką kobiety mogłaby czynić życie tego mężczyzny całkiem szczęśliwym. Taki mężczyzna, mimo swych tendencji homoseksualnych mógłby prowadzić całkiem normalne, spokojne oraz ustabilizowane życie rodzinne i małżeńskie, pozostawiając na poboczu swe nieuporządkowane ciągoty. Taki człowiek być może nigdy nie angażowałby się w homoseksualne pożycie, nie stykał się z gejowską pornografią oraz nie chodził do miejsc sodomskich schadzek. W ramach kultury i porządku prawnego, które zwalczałyby aktywność homoseksualną taki scenariusz wcale nie wydaje się nierealistyczny.

    Oczywiście, zawsze zdarzali by się homoseksualni mężczyźni, którzy zdradzaliby swe żony z innymi mężczyznami, jednak można mieć nadzieję, iż niechętna aktom sodomii kultura oraz prawo w znacznym stopniu ograniczałaby występowanie takich godnych pożałowania występków.

    Rzecz jasna zdaję sobie sprawę z tego, iż nakreślony przeze mnie wyżej scenariusz dla zwolenników ruchu LGBT jest wizją uciśnionych przez “homofobiczną” kulturę oraz prawo mężczyzn i kobiet, którzy dali się “psychologicznie sterroryzować” nie podążając za swymi prawdziwymi pragnieniami. Cóż, nie chcę w poniższym artykule rozwlekać tego wątku, ale w tym miejscu wskażę tylko, że nie każde pragnienie jest godne realizacji i nieraz po prostu trzeba takowe pragnienia w sobie tłamsić, czego przykładem są choćby ludzie z tendencjami do pijaństwa, sadyzmu, okrucieństwa, zoofilii, pedofilii czy nekrofilii.

    ***

    Wyobraźmy sobie teraz sytuację takiego homoseksualnego mężczyzny w ramach społeczeństwa, którego kultura i prawo są przychylne aktom sodomii z jednej strony, a niechętne “homofobii” z drugiej. O ile, “homofobiczna” kultura i prawo zachęcały takiego mężczyznę do ujarzmiania swych nieuporządkowanych tendencji oraz trwania w normalnym i tradycyjnym małżeństwie, o tyle sytuacja odwrotna, niemal na co dzień będzie zachęcała go do ulegania tym skłonnościom. Człowiek taki będzie bowiem często słyszał o tym, że aktywność homoseksualna jest całkowicie normalna oraz pożądana (za to krytyka takowej nie jest normalna), w łatwy sposób może on wtedy też umówić się na sodomski seks oraz mieć dostęp do gejowskiej pornografii. W ostatecznym więc rozrachunku, takiemu homoseksualnemu mężczyźnie o wiele trudniej będzie być wiernym swej żonie i ryzyko, że w pewnym momencie porzuci on swą rodzinę na rzecz gejowskiego stylu życia, znacznie wzrośnie.

    ***

    Odpowiadając za tym na retoryczne pytanie pana Krzysztofa Śmiszka: tak, przysłowiowy “marsz równości” może ukraść niejednej kobiecie męża i niejednemu mężczyźnie żonę. Między innymi z tego względu, potrzebne są różne prawa, które – w zależności od okoliczności danego miejsca i czasu – będą albo ograniczały aktywność homoseksualną oraz jej propagowanie, albo też będą jej zakazywały.

    Mirosław Salwowski

  7. Papież Franciszek a prawa osób homoseksualnych

    Możliwość komentowania Papież Franciszek a prawa osób homoseksualnych została wyłączona

    W ostatnim czasie mass media informowały o – nie mającej rangi magisterialnej – wypowiedzi papieża Franciszka, w której ten miał stwierdzić:

    Osoby homoseksualne mają prawo do bycia w rodzinie; są dziećmi Boga; mają prawo do rodziny. Nikogo nie można wyrzucić z rodziny, ani sprawić, by jego życie było z tego powodu niemożliwe. To, co musimy stworzyć, to prawo do wspólnego pożycia. One mają prawo do tego, by być prawnie chronionymi”.

    Szybko wyodrębniły się dwie interpretacje powyższych słów Franciszka. Zwolennicy pierwszej z nich twierdzą, że obecny Biskup Rzymu poparł w ten sposób prawną instytucję związków partnerskich dla osób homoseksualnych. Zwolennicy drugiej interpretacji utrzymują, iż wypowiedź Franciszka tyczyła się sytuacji, w których dzieci o tendencjach homoseksualnych są wyrzucane z domu przez swych rodziców i w ten sposób papież sprzeciwił się takiej praktyce, sugerując przy tym, że powinna być ona prawnie zakazana.

    Osobiście uważam, że niezależnie od tego, którą wykładnię słów Franciszka przyjąć, tak czy inaczej stawiają one formację doktrynalną aktualnego papieża w podejrzanym świetle. Poniżej postaram się wyjaśnić, skąd bierze się taka, a nie inna ma opinia na ów temat.

    ***

    Po pierwsze: samo pojęcie praw osób homoseksualnych jest dwuznaczne. Owszem, homoseksualiści i lesbijki mają swe prawa. Jednakże są to prawa naturalne przysługujące im jako ludziom, a nie jako osobom z zaburzeniami seksualnymi. Innymi słowy, jeśli dane działanie osoby homoseksualnej nie tyczy się w bardziej bezpośredni czy bliski sposób realizacji jej dewiacyjnych skłonności i jest ono zgodne z moralnością, to władze cywilne powinny je chronić. Na przykład osoba homoseksualna ma prawo do własności prywatnej (posiadania domu na własność), działalności gospodarczej (prowadzenia dajmy na to piekarni). Jednakże osoby homoseksualne nie mają żadnego naturalnego prawa do praktykowania swych ohydnych czynów (choćby i prywatnie) ani tym bardziej do ich propagowania w sferze publicznej. Wielką zuchwałością jest zatem domaganie się od władz cywilnych ochrony i uznawania tak rozumianych “praw” osób homoseksualnych. Pozwolę sobie przypomnieć w tym miejscu, iż Kongregacja Nauki Wiary w swym liście “Homosexualitatis problema” z dnia 1 października 1986 roku stwierdzała, że aktywność homoseksualna jest zachowaniem “dla którego nikt nie może domagać się jakiegokolwiek prawa” krytykując przy tym wprowadzanie prawodawstwa cywilnego biorącego w obronę takową aktywność (patrz: tamże, n. 10). Z kolei Leon XIII w encyklice “Immortale Dei” uczył:

    tego co się prawdzie i cnocie sprzeciwia, nie godzi się na jaw wydobywać i przed oczy ludziom stawiać, a tym mniej opieką prawa godzi się popierać

    Warto też wspomnieć, iż mówienie czy sugerowanie w odniesieniu do aktywności homoseksualnej, że powinna ona cieszyć się opieką ze strony władz cywilnych, jest po prostu niezgodne z Pismem świętym. Nowy Testament poucza nas bowiem o tym, iż zadaniem władz cywilnych jest karanie zła oraz złoczyńców (patrz: Rz 13, 3-4; 1 P 2, 14). W Starym Testamencie zaś mężczyźni współżyjący ze sobą mieli być z Bożego rozkazu karani nawet śmiercią (patrz: Kpł 20, 13). I choć starotestamentowe prawa karne nie obowiązują już w ścisłym sensie chrześcijan sprawujących rządy nad narodami, to nie można powiedzieć, iż taka sankcja karna była wewnętrznie zła, gdyż Stwórca jako absolutnie dobry i święty nigdy nie rozkazuje ludziom grzeszyć (por. Syr 15, 19-20).

    Po drugie: nawet gdyby rozumieć przez prawa osób dopuszczających się czynów sodomskich np. domniemane prawo do bycia niewyrzuconym przez rodziców z domu, to również w tym wypadku trudno mówić o jakichś bardziej uniwersalnych czy tym bardziej absolutnych zasadach. Rodzice mają po prostu prawo karać swe dzieci za popełnianie takich występków (zresztą władze cywilne też mają prawo je karać) i jeśli nie widać nadziei na poprawę, a dalsza bytność takich osób pod jednym dachem może deprawować np. pozostałe dzieci, to wyrzucenie z domu sodomity czy lesbijki nie wydaje się w żaden sposób działaniem “per se” złym, ale jawi się jako jedna z moralnie uprawnionych metod karcenia. Można to porównać z wyrzuceniem narkomana z domu. Jeśli pomimo wcześniejszych łagodniejszych sankcji ktoś taki nadal to czyni, a jeszcze dodatkowo próbuje namawiać do zażywania narkotyków swych braci i siostry, to wyrzucenie takiej osoby z domu może być moralnie w porządku. Myślę, że takie podejście jest zgodne przynajmniej z duchem nauczania św. Pawła Apostoła (które jest jednocześnie nauczaniem Pana Jezusa – por. Łk 10, 16), który w jednym ze swych listów dawał następujące pouczenie:

    Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. Jakże bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? Czyż i wy nie sądzicie tych, którzy są wewnątrz?  Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych (1 Kor 5, 11-13).

    Powyższe oczywiście nie oznacza, że wyrzucony z rodzinnego domu sodomita czy narkoman nie powinien już mieć żadnej możliwości powrotu doń. Rzecz jasna, jeśli w pewnym momencie taka osoba zadeklaruje chęć walki ze swym grzechem i pewne zewnętrzne oznaki będą wskazywały na to, że nie jest to tylko pozorowana i udawana deklaracja, to należy wtedy kogoś takiego ponownie przyjąć do domu.

    ***

    Reasumując: jakkolwiek by nie interpretować niemagisterialne słowa papieża Franciszka o potrzebie prawnej ochrony dla osób homoseksualnych, to nie mają one podstawy ani w Piśmie świętym ani w Tradycji Kościoła. Jest czymś bardzo smutnym, że Franciszek kolejny raz miesza katolikom w głowach.

    Mirosław Salwowski

  8. Promotorzy i uczestnicy marszów LGBT powinni być ekskomunikowani

    Leave a Comment

    W Kodeksie Prawa Kanonicznego nie ma zapisów, które w bezpośredni sposób poruszałyby kwestię uczestnictwa i wspierania marszów, których celem jest udzielanie poparcia homoseksualnym grzechom oraz innego rodzaju dewiacjom. Istnieją jednak poważne przesłanki, by twierdzić, że uczestnictwo w takich wydarzeniach albo ich popieranie co najmniej bardzo przybliża katolika do zaciągnięcia kary ekskomuniki na mocy samego zaistnienia faktu. A nawet, gdyby nie można było jeszcze mówić o ekskomunice za takie zachowania to i tak władze kościelne powinny w stanowczy sposób ukarać uczestników oraz promotorów marszów wspierających idee LGBT. Poniżej spróbuję wyjaśnić powody, dla których oceniam tę sytuację właśnie w ten sposób.

    Po pierwsze, ogólnie rzecz biorąc ochrzczeni katolicy, którzy uczestniczą lub promują marsze LGBT, są co najmniej podejrzani o przestępstwo herezji. A kanoniczne przestępstwo herezji mocą samego faktu ściąga na winnego karę automatycznej ekskomuniki. Kodeks Prawa Kanonicznego mówi wszak:

    Odstępca od wiary, heretyk lub schizmatyk podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa”  (kanon 1364).

    Dlaczego zaś katolicy popierający marsze LGBT są podejrzani o herezję? Ano dlatego, że intencją marszów LGBT jest kwestionowanie tego, co w oparciu o Boże Objawienie na temat grzechów sodomskich uczy zwyczajne i powszechne Magisterium Kościoła. A negowanie bądź poddawanie w wątpliwość między innymi tego rodzaju nauczania katolickiego wypełnia znamiona herezji. Herezją jest bowiem: “uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą Boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej” (vide: Kodeks Prawa Kanonicznego, kanon 751). Sobór Watykański I deklaruje zaś, iż:

    “wiarą boską i katolicką należy wierzyć w to wszystko, co zawiera się w słowie Bożym spisanym lub przekazanym, i jest do wierzenia przedkładane przez Kościół – albo uroczystym orzeczeniem, albo zwyczajnym i powszechnym nauczaniem – jako objawione przez Boga” (Patrz: „Konstytucja dogmatyczna o wierze katolickiej”, Rozdział III, p. 34) .

    Nawet zaś, gdyby uznać podejrzenie o zaciągnięcie ekskomuniki przez uczestników lub promotorów marszów LGBT za zbyt surowe podejście, to należałoby się zastanowić, czy ludzie o których mowa nie podpadają pod kanon 1369 Prawa Kanonicznego?:

    kto w publicznym widowisku, w kazaniu, w rozpowszechnionym piśmie albo w inny sposób przy pomocy środków społecznego przekazu, wypowiada bluźnierstwo, poważnie narusza dobre obyczaje albo znieważa religię lub Kościół bądź wywołuje nienawiść lub pogardę, powinien być ukarany sprawiedliwą karą

    Tak czy inaczej, osoby aktywnie uczestniczące w marszach LGBT zasługują na to, by być przez władze kościelne przykładnie ukarani, gdyż w sposób publiczny poważnie naruszają dobre obyczaje, popierając jeden z wołających o pomstę do Nieba grzechów.

  9. O dobrej i złej “homofobii”

    Leave a Comment

    Ruch LGBT należy zwalczać. To nie ulega żadnej wątpliwości. Jednak w każdej walce powinny obowiązywać jakieś reguły, których nie należy przekraczać, choćby i dzięki ich złamaniu można byłoby odnieść zwycięstwo nad przeciwnikiem. Poniżej spróbuję zatem nakreślić, kiedy walka z ruchem LGBT jest moralnie oraz światopoglądowo dobra, a kiedy zaczyna ulegać wypaczeniu i degeneracji.

    Dobra “homofobia”

    A więc dobra “homofobia” jest wówczas, gdy:

    Akcentujemy, iż grzechy homoseksualne są szczególnie ciężkie, gdyż wołają o pomstę do Nieba. Oczywiście, każdy najmniejszy nawet grzech jest rzeczą straszną, gdyż stanowi coś gorszego od nawet największego doczesnego nieszczęścia. Nie mniej jednak nie wszystkie grzechy są sobie równe. Są grzechy mniejsze i są większe. Ba, nawet pośród grzechów ciężkich nie wszystkie z nich są tak samo złe i okropne. Jedne z grzechów ciężkich bardziej obrażają Boga, a inne mniej co będzie wiązało się ze stopniem dolegliwości kar piekielnych za poszczególne z owych nieprawości. Przykładowo nierząd (czyli seks pomiędzy osobami wolnymi) jest ciężką nieprawością, ale cudzołóstwo (czyli zdrada małżeńska) jest czymś znacznie gorszym, w związku z czym cudzołożnicy będą cierpieć w piekle większe męki od tych, którzy dopuszczali się samego tylko nierządu. Wracając zaś do czynów homoseksualnych, to takowe pośród różnych grzechów ciężkich są szczególnym objawem degeneracji, gdyż stanowią bezpośrednie naruszenie naturalnego porządku i ściągają na ziemię różne Boże kary. Należy więc podkreślać szczególne zło aktów homoseksualnych, nie zaś rozmywać je w “religijnie poprawnych” sformułowaniach typu: “Homoseksualizm jest co prawda grzechem, ale przecież wszyscy jesteśmy grzesznikami“.

    Dobrą “homofobią” jest też popieranie prawnej karalności czynów homoseksualnych. Takie zachowania należą bowiem do czynów szczególnie niebezpiecznych społecznie i w związku z tym władze cywilne mają prawo je penalizować. Stopień surowości sankcji karnych może być różny i powinien być roztropnie rozeznawany przez osoby odpowiedzialne za sprawowanie władzy cywilnej.

    Dobrą “homofobią” jest także opowiadanie się za tymi z form dyskryminacji osób homoseksualnych, które są słuszne, roztropne i sprawiedliwe. I może to tyczyć się – podkreślam nie tylko osób aktywnych homoseksualnie – ale nawet jedynie odczuwających silne tendencje homoseksualne. Przykładowo, nie jest czymś roztropnym wpuszczanie osób homoseksualnych do seminariów duchownych czy nowicjatów zakonnych. Podobnie nie jest mądrym rozwiązaniem pozwalanie osobom homoseksualnym na to, by były wychowawcami w szkołach z męskim internatem. Takie ograniczenia wobec owych ludzi są czymś słusznym, gdyż nawet jeśli dany człowiek nie ma zamiaru homoseksualnie grzeszyć, to jednak długie przebywanie w wyłącznie męskim towarzystwie może stać się dla niego silną pokusą do grzechu.

    Dobra “homofobia” polega również na tym, iż unikamy nawiązywania bliższych relacji z osobami popełniającymi czyny homoseksualne wówczas, gdy coś takiego mogłoby zostać uznane za uwiarygadnianie ich złych uczynków. Św. Paweł Apostoł w imieniu Pana Jezusa nauczał wszak, że nie należy “nawet jadać” z takimi jawnogrzesznikami, którzy “zwą się naszymi braćmi” (patrz: 1 Kor 5, 9-11). Tytułem przykładu zatem, jeśli ktoś zwie się katolikiem i chrześcijaninem, a jednocześnie obnosi się ze swymi homoseksualnymi nieprawościami, to z kimś takim nie należy nawiązywać bliższych relacji.

    Zła “homofobia”

    Wszystko powyższe jest dobrą “homofobią”. Przejdę więc teraz do wskazania złych przejawów “homofobii”. A zatem ze złą “homofobią” mamy do czynienia wtedy, gdy:

    Kierujemy w stronę osób homoseksualnych słowa o charakterze wulgarnym. Wprowadzanie – nawet do walki ze złem i niegodziwościami – wulgarnej mowy przypomina próbę wycinania zgangrenowanej tkanki za pomocą umaczanego w fekaliach noża. Najbardziej prawdopodobnym efektem takiej operacji będzie tylko rozjątrzenie ran. Wulgarność jest bowiem mocno połączona z wadą nieczystości, stanowiąc jej jakże częsty słowny wyraz oraz ekspresję. Tak jak gangrenę winno się wycinać za pomocą sterylnie czystych narzędzi, tak z grzechem sodomii należy walczyć w sposób czysty i cnotliwy, a więc bez wulgarności, oszczerstw i innych występków. Pamiętajmy o tym, czego nauczał choćby św. Paweł Apostoł: “Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21).

    Zła “homofobia” zachodzi też wówczas, gdy w sposób samowolny używamy przemocy i siły fizycznej względem osób homoseksualnych. To bowiem władze cywilne z Bożego upoważnienia noszą miecz, by karać zło i złych (por. Rz 13, 3-4), a nie prywatne jednostki. Trudno zaś mówić o moralnie usprawiedliwionym przypadku używania przemocy w ramach tzw. koniecznej obrony w sytuacji, gdy np. demonstrujemy przeciw marszom LGBT. Pojęcie obrony koniecznej było bowiem przez tradycyjną moralistykę katolicką formułowane w ścisłym kontekście odpierania przemocy o charakterze fizycznym i nie powinno się tego pojęcia rozszerzać na innego rodzaju sytuacje.

    Zła “homofobia” jest również wtedy, gdy sami nie dajemy np. swym ubiorem i wyglądem dobrej alternatywy wobec tego, co prezentują nam ruchy LGBT. Czy bowiem, dajmy na to protestująca przeciw “marszom równości” młoda niewiasta odziana w krótką obcisłą spódniczkę prezentuje znacznie lepszy widok, niż powiedzmy jakaś feministyczna lesbijka z obciętymi na krótko włosami i kolczykami w nosie? Czyż jakiś uczestniczący w kontrach do marszów LGBT kibic, który w piątek po imprezie uprawiał ze swą dziewczyną za przeproszeniem seks analny, czynił coś choćby o wiele mniej złego niż aktywni homoseksualiści i lesbijki? Otóż nie, nie czynił on w ten sposób czegoś znacznie mniej nieprawego, gdyż choć owszem zwykły nierząd jest grzechem mniejszym od aktów homoseksualnych to jednak wspomniana przeze mnie forma aktywności seksualnej (czyli seks analny) należy do tego samego rodzaju nieprawości co homoseksualizm (to znaczy czegoś, co tradycyjnie miało miano “grzechów przeciw naturze”).

    Złym rodzajem “homofobii” jest też stosowanie zbyt daleko idących, a przez to pochopnych oraz niesprawiedliwych oskarżeń wobec homoseksualistów i lesbijek. Można wszak i należy mówić, że adopcja dzieci przez pary homoseksualne jest czymś złym, ale czy to musi się łączyć z twierdzeniem bądź sugestią, że każda taka para będzie seksualnie molestować adoptowane dzieci??? Oczywiście, nie należy tak mówić, gdyż nawet jeśli ryzyko takich zachowań w owych okolicznościach jest większe, to nie znaczy, że istnieje absolutna i nieznająca wyjątków zależność pomiędzy adopcją dzieci przez pary homoseksualne, a ich późniejszym molestowaniem.

    Walczmy z LGBT rycersko i sprawiedliwie

    Podsumowując: walczmy z ruchami LGBT, ale róbmy to w zgodzie z regułami moralnymi, czyli w sposób sprawiedliwymi, rycerski, bez ciosów poniżej pasa i tym podobnych brzydkich zagrywek.

  10. Kilka racjonalnych powodów dla których należy uznać homoseksualizm za zły i nienaturalny

    Leave a Comment

    Znanym sloganem obrońców homoseksualizmu jest twierdzenie, jakoby jego przeciwnicy powoływali się w swej krytyce wyłącznie na argumenty “stricte religijne”, unikając argumentacji odwołującej się do rozumnych kryteriów pozwalających rozróżniać dobro od zła. Ten zarzut jest jednak dość podstępny. Z jednej strony bowiem z zasady poddaje w wątpliwość zasadność używania “nadprzyrodzonej retoryki” w dyskusji, przez co zachęca nas de facto do przyjmowania laickiej i świeckiej perspektywy. Z drugiej zaś strony sugeruje się w ten sposób, iż moralność wypływająca z religii ma w sobie dużo elementów niedorzeczności, sprzeczności z rozumem, by nie powiedzieć absurdu. Jest oczywiste, że żadnej z tych dwóch sugestii nie powinniśmy przyjąć. Jeśli bowiem wierzymy w Boga, to Jego wola, winna być dla nas najwyższym kryterium rozeznawania pomiędzy dobrem i złem i nie należy tego ukrywać przed innymi. Jest też jasne, iż wypisane w naszych sercach i porządku naturalnym przez Boga zasady moralnego postępowania, nie mogą być nieracjonalne czy absurdalne, gdyż pochodzą One od najmądrzejszego, wszystko wiedzącego Stwórcy.

    Jako wieloletni, stały czytelnik konserwatywnej prasy, mogę z całą pewnością powiedzieć, że przytoczony wyżej zarzut nie jest prawdziwy. W swym życiu czytałem bowiem wiele tekstów, które krytykowały homoseksualne zachowania właśnie z naukowych i racjonalnych pozycji. Nie negując bowiem ani nie ignorując religijnych przyczyn dla których homoseksualizm winien być uważany za zły, dewiacyjny i nienaturalny, można wskazać sporo mocnych argumentów przeciwko niemu poruszając się na płaszczyźnie rozumu, logiki i zdrowego rozsądku. Przyjrzyjmy się poniżej kilku takim argumentom.

     

    1. Homoseksualizm w oczywisty sposób jest nienaturalny.

    Trudno zaprzeczyć temu, iż wszystko w naturze ma swój cel, porządek i logikę. I nie jest rzeczą zbyt trudną rozeznać, co mieści się w owym naturalnym porządku, a co jest od niego wypaczeniem i dewiacją. Czy bowiem ktoś dyskutuje z tym, iż normalnym sposobem picia mleka jest wlewanie go do ust, a nie wciąganie nosem? Albo czy trudnym jest przyznanie racji, że – zasadniczo rzecz biorąc – to nogi, a nie ręce zostały dane ludziom do chodzenia?

    Tymczasem w odniesieniu do seksualności neguje się najbardziej oczywiste reguły, które się do niej odnoszą. Jest bowiem jasne, że ciało mężczyzny i kobiety oraz zachodzące w nich reakcje fizjologiczne są tak skonstruowane, iż pasują oni do siebie na płaszczyźnie seksualnej. Tymczasem, stosunki homoseksualne wymagają istnego “kombinatorstwa” w naturze naszych ciał. Jest to zwłaszcza widoczne w przypadku męskiego homoseksualizmu, gdzie przeważająca i podstawowa forma intymnych zbliżeń ma charakter “analny”. Nie trzeba się długo rozwodzić nad tym, iż odbyt biologicznie nie jest przystosowany do wkładania weń penisa. Ktoś powiedział kiedyś dość obcesowo, iż “gdyby homoseksualizm był normalny i naturalny, to odbytnica wydzielałaby w czasie seksu wazelinę“. Nie jest to może zbyt eleganckie postawienie sprawy, tym nie mniej stanowi ono swoisty “strzał w dziesiątkę“. Po prostu stosunki homoseksualne przypominają picie wody za pomocą nosa albo też chodzenie na rękach zamiast nogach. Także praktykowany przez homoseksualistów i lesbijki seks oralny, choć nie jawi się tak drastycznie jak stosunki analne, trudno uznać za realizację naturalnego przeznaczenia poszczególnych części ludzkiego ciała.

    Ktoś powie, że przecież seks analny i oralny praktykują ze sobą również mężczyźni i kobiety. To prawda, jednak w tym wypadku, jest to niekonieczna forma seksualnych zbliżeń i można by się bez takowych doskonale obejść. Poza tym, doświadczenie pokazuje, iż takowe formy pożycia w świecie heteroseksualnym są częstsze właśnie w jego zdegenerowanych formach (cudzołóstwo, nierząd, prostytucja i pornografia) aniżeli normalnych i prawowitych przejawach takowego (czyli małżeństwie). Nie jest wszak tajemnicą, iż żony najczęściej z niechęcią podchodzą do czynienia ze swymi mężami podobnych praktyk. Tymczasem w przypadku relacji homoseksualnych stosunki analne i oralne są po prostu wyrazem specyficznej konieczności.

    Oczywiście, nienaturalność danego zachowania nie zawsze jest decydującym kryterium jego moralnego zła lub dobra – jakby nie patrzeć wszak dializa nerek, karmienie za pomocą kroplówki czy nawet zwykła operacja chirurgiczna nie są naturalne, ale nie oznacza to przecież, że są one w ten sposób niemoralne. Tym nie mniej pogwałcenie celowości i naturalnego przeznaczenia sygnalizuje nam, że dzieje się tu coś bardzo niebezpiecznego. Kiedy zaś naturalny porządek jest naruszany nie w nadzwyczajnych czy ekstremalnych okolicznościach, ale robi się z samego założenia i czyni z tego swego rodzaju normę, to jest to już moralnie złe.

    2. Homoseksualizm (zwłaszcza męski) w samej swej naturze zawiera wielką skłonność do rozwiązłości.

    Gdyby poprosić ludzi o przemyślaną odpowiedź, to prawdopodobnie, nawet współcześnie (mimo szerokiej propagandy libertynizmu seksualnego), mniejszość ludzi przyznałaby, iż rozwiązłość seksualna przynosi dobre rzeczy dla jednostek, rodzin czy społeczeństw. Mimo wszystko, większość ludzi ciągle uważa, że seks powinien być osadzony w kontekście wzajemnej wierności, szacunku, odpowiedzialności i przynajmniej w miarę stałego związku (choć niestety niekoniecznie już małżeństwa). Nie jest bowiem czymś trudnym do rozeznania dostrzeżenie faktu, iż wzrost nieporządku w tej dziedzinie pociąga ze sobą odpowiednio więcej negatywnych skutków – złamanych serc, samotności, porzuconych bądź zabitych dzieci, chorób wenerycznych, itd.

    Natura heteroseksualizmu – mimo wielu istniejących i tu wypaczeń – faktycznie sprzyja bowiem tym wartościom i regułom. O ile bowiem, męska seksualność ma tendencje do większego promiskuityzmu i “skakania z kwiatka na kwiatek”, o tyle już żeńska seksualność ma silną skłonność do stabilności, wierności i odpowiedzialności. W heteroseksualnym związku te dwa podejścia stykają się ze sobą i ścierają. Kobieta w związku z mężczyzną najczęściej będzie dążyć do tego, by był on jej wierny, brał odpowiedzialność za poczęte dzieci, etc. Innymi słowy, kobieta zazwyczaj dąży do tego, by męską seksualność bardziej ucywilizować i wziąć w karby. I trzeba powiedzieć, że heteroseksualizm – mówiąc kolokwialnie – często zdawał i mimo wszystko wciąż zdaje egzamin. Większość heteroseksualnych mężczyzn i kobiet żyje ze sobą w związkach małżeńskich i nawet współcześnie większa część z tych małżeństw nie kończy się rozwodem. W zależności od danego kraju poziom rozwodów waha się bowiem od najniższych 15-20 procent do najwyższych 40-60 procent – tak więc “wyśrodkowując” można przyjąć, iż “przeciętna” średnia rozwodzących się heteroseksualnych małżeństw to jakieś 30 do 35 procent. Owszem, to nie jest mało i stanowi to o jakieś 30 do 35 procent rozwodów za wiele, ale mimo to pokazuje względną trwałość i stabilność tradycyjnego heteroseksualnego małżeństwa.

    Podobnie, gdy przyjrzymy się poziomowi zdrad w takowych małżeństwach dojdziemy do wniosku, iż wzajemna wierność nie jest tu wcale zjawiskiem rzadkim i unikalnym. I tak np. wedle badań przeprowadzonych w ciągu 15 lat przez Uniwersytety w Waszyngtonie i Seatlle na przeszło 19 tysiącach mężczyzn i kobiet, poziom cudzołóstwa wśród płci męskiej waha się pomiędzy 20 a 28 procent, zaś jeśli chodzi o niewiasty wskaźnik ten to liczby rzędu 5 do 15 procent1. Z kolei badania Giessen z 2000 r. Sugerują, że nawet w odniesieniu do niemałżeńskich związków heteroseksualnych poziom incydentalnej bądź trwałej niewierności to ok. 30 do 40 procent. Jedne z wyższych wskaźników cudzołóstwa można było odnotować w latach 90-tych XX wieku w Rosji – mianowicie miało ono dotyczyć 50 procent tamtejszych mężczyzn i 25 procent kobiet2.

    Nawet, gdy przyjrzymy się ilości erotycznych partnerów w ciągu całego życia wśród osób heteroseksualnych, to – według światowego raportu “Durexu” z 2005 roku – średnia wynosi tu 9 (dla mężczyzn jest to 10, a dla kobiet 6 )3. Ba, choć odsetek osób niewspółżyjących seksualnie przed ślubem jest współcześnie niemal powszechnie dramatycznie niski (i waha się pomiędzy 1 a 10 %), to w amerykańskim pokoleniu urodzonym przed 1910 rokiem, poziom ten sięgał 87 procent wśród niewiast i 50 procent pośród mężczyzn4..

    A jak wyglądają podobne statystyki wśród osób praktykujących homoseksualizm?

    Po pierwsze, choć niestety rośnie liczba krajów, w których osoby homoseksualne mogą oficjalnie zawierać ze sobą “związki partnerskie” bądź “małżeństwa” zdecydowana mniejszość z nich korzysta z tej możliwości (np. ok. 3 proc. w Holandii, niewiele ponad 2 proc. w Szwecji, w Vermont w USA było to 21 procent)5.

    Chyba wszystkie z badań potwierdzają, iż “statystyczny gej” ma nieporównywalnie więcej partnerów seksualnych niż “statystyczny heteroseksualista”. Jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku w USA przeszło 70 procent ankietowanych homoseksualistów rasy białej przyznawało się do posiadania więcej niż 500 partnerów erotycznych6. Co prawda, epidemia AIDS po części ostudziła tę gigantyczną rozwiązłość “gejów”, ale mimo to odnośne liczby wciąż są oszałamiające. Wedle raportu “Lambda” z 1996 r. 40 procent homoseksualistów miało przeszło 40 kochanków. Z kolei, opublikowane w 1997 roku badania pod kierownictwem Paula Van de Vena obejmujące wypowiedzi 2538 starszych homoseksualistów wykazały, iż od 20,4 do 31,4 procent spośród nich deklarowało utrzymywanie stosunków erotycznych z 500 lub więcej partnerami. Najczęstszą zaś wymienianą przez starszych “gejów” liczbą było pomiędzy 101 a 500 kochanków7.

    A może przynajmniej jeśli chodzi o wzajemną wierność w ramach trwającego związku homoseksualiści są podobni do osób heteroseksualnych? Nic z tych rzeczy. Wedle opublikowanej przez wydawnictwo Uniwersytetu Oxfordzkiego “Handbook of Family Diversity” osoby żyjące w stałych związkach “gejowskich” jednocześnie deklarowały, iż w czasie trwania tychże relacje średnio rocznie miały okazyjnie przeciętnie od 4 do 5 partnerów seksualnych8. Z kolei, w badaniu przeprowadzonym przez Davida P. McWhirtera i Andrewa Mattisona na 156 homoseksualnych (72 pary) mężczyznach będących ze sobą w związku trwającym przynajmniej rok, tylko 7 par stwierdziło, iż ma stosunki erotyczne wyłącznie w ich ramach. Wszystkie inne pary z owej grupy stwierdziły, że dozwalają sobie na mniejszy bądź większy zakres niewierności9.

    Czego to wszystko dowodzi? Pro-gejowska propaganda może w nieskończoność eksploatować przykłady poszczególnych stabilnych i wiernych sobie związków homoseksualnych, ale statystki mówią same za siebie. Zdrada w takich związkach jest na porządku dziennym i dotyczy olbrzymiej większości z nich. Homoseksualiści zaś mają zazwyczaj o wiele więcej partnerów seksualnych niż osoby heteroseksualne. W tym świecie wzajemna wierność i powściągliwość są czymś unikalnym, normą jest zaś gigantyczna rozwiązłość, “otwarte związki” i szalony libertynizm oraz promiskuityzm. Choć rewolucja seksualna poczyniła swe niszczycielskie postępy także wśród heteroseksualnych mężczyzn i niewiast (zwłaszcza jeśli chodzi o podejście do seksu przedmałżeńskiego), to w porównaniu z homoseksualistami wciąż jawią się oni niczym cnotliwi purytanie (i to nawet biorąc poprawkę na to, że osoby hetero częściej ukrywają swe seksualne wybryki). Czy można więc na poważnie zaprzeczać temu, iż w samej naturze (zwłaszcza męskiego) homoseksualizmu leży wielka skłonność do erotycznego zdziczenia, rozwydrzenia i hiper-rozwiązłości???

    3. Homoseksualizm jest bezpłodny (nie ma z niego dzieci).

    W całym świecie zasadniczą funkcją seksu jest prokreacja. Trudno też zanegować to, iż dzieci są tym co bardzo ubogaca i czyni znacznie trwalszym dany związek. Posiadanie potomstwa sprzyja odpowiedzialności, wierności i szacunkowi. Dzieci są wreszcie wspaniałym owocem wzajemnej miłości i seksualnej intymności. Choć prokreacja nie jest jest jedyną funkcją seksu, to jednak nie można zaprzeczyć, że stanowi ona jego ważny element. Kiedy brak jest potomstwa, łatwiej jest o niewierność, porzucenie partnera i zatracanie się w poszukiwaniu coraz to nowszych doznań seksualnych. Oczywiście bezpłodność w pożyciu płciowym nie jest sama w sobie zła (o ile nie jest z góry zamierzona i planowana), ale stanowi ona częste źródło cierpienia i frustracji.

    Homoseksualizm jako będący pod tym względem jałowy z samej swej natury, musi więc napędzać cierpienie, frustrację i zatracanie się w seksie. Próby swoistego “łatania” tego stanu rzeczy poprzez wprowadzanie instytucji adopcji dzieci dla takich związków powoduje zaś tylko nowe kłopoty będąc tworzeniem kolejnej nienaturalnej i dewiacyjnej hybrydy. Dzieci po prostu nie pasują do jednopłciowych związków – gdyby tak było, to osobniki tej samej płci zachodziłyby ze sobą w ciążę, a czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziano.

    Podsumowując: Pan Bóg wiedział co robi, zakazując i potępiając zachowania homoseksualne.

    Ps. W tym artykule skupiłem się na badaniach i statystykach dotyczących głównie USA, Kanady, Europy (w tym Rosji) oraz kilku krajów azjatyckich. Pominąłem tutaj kraje Ameryki Łacińskiej i i Afryki, gdzie poziom heteroseksualnej rozwiązłości jest najczęściej znacznie wyższy niż w USA, Kanadzie i Europie – można jednak śmiało przypuszczać, iż i tam libertynizm homoseksualistów odpowiednio przewyższa odnośne statystyki rozpasania erotycznego osób heteroseksualnych.

    Przypisy: 

    1Patrz: http://en.wikipedia.org/wiki/Adultery

    2Patrz: Pamela Druckerman, “Dlaczego zdradzamy? Światowy atlas niewierności”, Wydawnictwo Literackie, 2013, s. 171.

    3Patrz: http://web.archive.org/web/20080430082451/http://www.durex.com/cm/gss2005Content.asp?intQid=943&intMenuOpen=

    4Patrz: James R. Petersen, Stulecie seksu, Poznań 2002, s. 145.

    5Patrz: “Facts:Population,” Directory and Complete Guide to Sweden 2000″ oraz “At a Glance: Netherlands Statistics” UNICEF . Podaję za: http://www.frc.org/get.cfm?i=IS04C02

    6Patrz: A. P. Bell and M. S. Weinberg, “Homosexualities: A Study of Diversity Among Men and Women”(New York: Simon and Schuster, 1978), s. 308, 309. Podaję za: http://www.frc.org/get.cfm?i=IS04C02

    7 Patrz: Paul Van de Ven et al., “A Comparative Demographic and Sexual Profile of Older Homosexually Active Men,” Journal of Sex Research 34 (1997): 354. Podaję za: http://www.frc.org/get.cfm?i=IS04C02

    8 Patrz: David H. Demo, “Handbook of Family Diversity”, (New York:Oxford University Press, 2000): 73. Podaję za: http://www.frc.org/get.cfm?i=IS04C02

    9 Patrz: David P. McWhirter, Andrew M. Mattison, “The Male Couple: How Relationships Develop”(Englewood Cliffs: Prentice-Hall, 1984): 252, 253. Podaję za: http://www.frc.org/get.cfm?i=IS04C02