Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: konstytucja Dei Verbum 11

  1. Czy Sobór Watykański II zaprzeczył tradycyjnej doktrynie o absolutnej nieomylności Pisma świętego?

    Możliwość komentowania Czy Sobór Watykański II zaprzeczył tradycyjnej doktrynie o absolutnej nieomylności Pisma świętego? została wyłączona

    Chociaż nie jest to rzeczą raczej powszechnie wiadomą, “przedsoborowe” Magisterium Kościoła, niejednokrotnie i w sposób jednoznaczny potwierdzało doktrynę o absolutnej nieomylności i bezbłędności Pisma świętego. Innymi słowy, wedle “przedsoborowego” nauczania katolickiego Biblia jest wolna od wszelkich błędów, nie tylko wtedy gdy wypowiada się na tematy wiary i moralności, ale również gdy traktuje ona o sprawach historii, geografii czy biologii. To tradycyjne stanowisko Kościoła katolickiego na ów temat wyjaśniałem i przedstawiałem w różnych swych tekstach, do których pozwalam sobie poniżej zalinkować:

    Pismo święte jest całkowicie nieomylne i bezbłędne

    Trzy błędy na temat Biblii

    Czy Biblia jest podręcznikiem do historii, geografii i biologii?

    Niestety, pomimo owego jasnego i trwałego nauczania Kościoła na ów temat, od jakichś kilkudziesięciu lat poglądem większościowym pośród katolickich teologów zdaje się być opinia mówiąca, iż Pismo święte w rzeczywistości nie jest całkowicie nieomylne i posiada ono w swej treści niemało rzeczywistych błędów. W swym zaprzeczaniu tradycyjnemu nauczaniu Kościoła na temat absolutnej nieomylności Biblii niektórzy teolodzy próbują się powoływać na konstytucję „Dei Verbum” Soboru Watykańskiego II, w której czytamy:

    Ponieważ wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego, należy zatem uznawać, że księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia. Dlatego <<każde Pismo natchnione przez Boga użyteczne (jest) do pouczania, do przekonywania, do napominania, do kształcenia w sprawiedliwości: by człowiek Boży stał się doskonały i do wszelkiego dobrego dzieła zaprawiony>> (2 Tm 3, 16- 17) (tamże: n. 11)1.

    Owi teolodzy twierdzą zatem, że skoro przywołana wyżej konstytucja soborowa stwierdza, iż księgi biblijne uczą bez błędu prawdy, która miały być utrwalona „dla naszego zbawienia”, to takie sformułowanie może nie wykluczać błędu natchnionych autorów w tych sprawach, które w Piśmie świętym zostały umieszczone „nie dla naszego zbawienia”.

    Co należy sądzić o takiej, a nie innej interpretacji soborowej konstytucji “Dei Verbum”? Osobiście przyznam, iż taka interpretacja nauczania Soboru Watykańskiego II od razu wydała mi się dziwaczna, gdyż zawsze w naturalny sposób traktowałem soborowe stwierdzenie jako raczej przyznanie, iż wszystko co zostało zawarte w Piśmie świętym, zostało tam spisane właśnie „dla naszego zbawienia”, a nie że niektóre rzeczy umieszczone w Biblii nie mają związku z naszym wiecznym zbawieniem. Ponadto, teolodzy powołujący się na ów fragment nauczania ostatniego soboru wydają się ignorować inne zawarte w niej słowa, a mianowicie to, iż „wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni (…) powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego”. Jeśli zatem wszystko co znajduje się w Piśmie świętym należy uważać za „stwierdzone przez Ducha Świętego”, to tym samym wszystko tam zawarte jest wolne od błędu, gdyż Duch Święty nie naucza, ani nie autoryzuje żadnych błędów.

    Należy też przypomnieć, że w tym samym 11 punkcie konstytucji “Dei Verbum” ojcowie Vaticanum II nauczają rzeczy następującej:

    (…) Do sporządzenia Ksiąg świętych Bóg wybrał ludzi, którymi jako używającymi własnych zdolności i sił posłużył się, aby przy Jego działaniu w nich i przez nich, jako prawdziwi autorowie przekazali na piśmie to wszystko i tylko to, co On chciał” [podkreślenie moje – MS].

    I w wypadku zatem powyższego sformułowania widać sugestię, iż całe Pismo święte jest wolne od błędów, wszak bezbożnością byłoby zakładać, iż wolą Bożą byłoby przekazywanie przez natchnionych autorów jakichkolwiek błędów.

    Ponadto taka, oderwana również od kontekstu tradycyjnego nauczania, interpretacja wypowiedzi ostatniego soboru na temat bezbłędności Biblii, zdaje się nie dostrzegać faktu, iż w przypisach do przywołanego wyżej soborowego stwierdzenia umieszczone zostały odwołania między innymi do punktów 124, 125, 126 oraz 127 encykliki Leona XIII “Providentissimus Deus”, gdzie doktryna o braku jakichkolwiek błędów w treści Pisma świętego została dokładnie, wyraźnie i jednoznacznie wyłożona.

    Nie należy także ignorować faktu, iż sam główny autor konstytucji „Dei Verbum” kardynał Augustine Bea zaprzeczył takim zawężającym wolność Biblii od błędów interpretacjom. W swych wspomnieniach odnoszących się do projektu owego dokumentu hierarcha ten pisał:

    An earlier schema (the third in succession) said that the sacred books teach ‘truth without error’. The following schema, the fourth, inspired by words of St. Augustine, added the adjective ‘saving’, so that the text asserted that the Scriptures taught ‘firmly, faithfully, wholly and without error the saving truth.’ In the voting which followed one hundred and eighty-four council fathers asked for the adjective ‘saving’ to be removed, because they feared it might lead to misunderstandings, as if the inerrancy of Scripture referred only to matters of faith and morality, whereas there might be error in the treatment of other matters. The Holy Father, to a certain extent sharing this anxiety, decided to ask the Commission to consider whether it would not be better to omit the adjective, as it might lead to some misunderstanding2.

    Następnie kardynał Bea zadaje pytanie czy nieomylność Biblii poświadczona przez soborową konstytucję “Dei Verbum” obejmuje też opis wydarzeń historycznych? Na co ów hierarcha odpowiada w następujący sposób:

    “For my own part I think that this question must be answered affirmatively, that is, that these ‘background’ events also are described without error. In fact, we declare in general that there is no limit set to this inerrancy, and that it applies to all that the inspired writer, and therefore all that the Holy Spirit by his means, affirms…. This thought, which re-occurs in various forms in the recent documents of the Magisterium of the Church is here clearly understood in a sense which excludes the possibility of the Scriptures containing any statement contrary to the reality of the facts. In particular, these documents of the Magisterium require us to recognize that Scripture gives a true account of events, naturally not in the sense that it always offers a complete and scientifically studied account, but in the sense that what is asserted in Scripture – even if it does not offer a complete picture – never contradicts the reality of the fact. If therefore the Council had wished to introduce here a new conception, different from that presented in these recent documents of the supreme teaching authority, which reflects the beliefs of the early fathers, it would have had to state this clearly and explicitly. Let us now ask whether there may be any indications to suggest such a restricted interpretation of inerrancy. The answer is decidedly negative. There is not the slightest sign of any such indication. On the contrary everything points against a restrictive interpretation3. (podkreślenie moje – MS).

    PODSUMOWANIE

    Nie ma zatem żadnych silniejszych podstaw, by twierdzić bądź sugerować, jakoby Sobór Watykański II zamierzał porzucić tradycyjnie katolicką doktrynę o absolutnej nieomylności Biblii na rzecz tzw. ograniczonej nieomylności owej Księgi. Zawarte zaś w konstytucji “Dei Verbum” stwierdzenie o tym, iż księgi biblijne są wolne od błędów ucząc “prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia” należy więc interpretować raczej jako stwierdzenie, iż wszystko co zawarte jest w Biblii stanowi prawdę utrwaloną dla naszego zbawienia, nie zaś, że niektóre ze znajdujących się tam fragmentów nie mają takiego charakteru.

    Mirosław Salwowski

    Przypisy:

    1 Patrz: Sobór Watykański II. Konstytucje, dekrety, deklaracje (tekst polski), Poznań: Wydawnictwo Pallottinum 1967, s. 355.

    2 Augustin Cardinal Bea, The Word of God and Mankind (Chicago: Franciscan Herald Press, 1967), 188.

    3 Ibid., 189-190.

    ***

    Obrazek dołączony został do powyższego artkułu za witryną: www.catholicworldreport.com

  2. O dobrym moralnie wykluczaniu grzeszników

    Możliwość komentowania O dobrym moralnie wykluczaniu grzeszników została wyłączona

    Najpewniej każdy świadomy katolik słyszał o tych fragmentach Nowego Testamentu, w których napisane jest, iż nasz Pan Jezus Chrystus spotykał się i jadał “z grzesznikami oraz celnikami” (np. Marek 2: 15), co – w domyśle ma – uwiarygadniać popularną dziś w chrześcijaństwie narrację o tym, że “w Kościele nikogo nie można wykluczać”. Znacznie rzadziej jednak słyszy się o tych wersetach Nowego Testamentu, w których natchnieni przez Ducha Świętego autorzy wzywają do unikania pewnego rodzaju osób. I tak np. w Ewangelii św. Mateusza 18: 17 czytamy słowa Pana Jezusa o tym, iż “ten kto nie posłucha Kościoła ma być jak poganin i celnik”. W 2 liście do Tesaloniczan 3: 6 w “imię Jezusa Chrystusa” poleca się chrześcijanom, by “stronić od każdego brata, który postępuje wbrew porządkowi, a nie zgodnie z tradycją …”. Z kolei św. Jan Apostoł pisze, by tych, którzy nie podzielają prawdy o tym, iż Chrystus “przyszedł w ciele”: “nawet nie pozdrawiać” oraz “nie przyjmować do domu”, gdyż ten kto takowego człowieka pozdrawia “staje się współuczestnikiem jego złych uczynków” (por. 2 Jan 1: 7 -11). Wreszcie w 1 Liście do Koryntian 5: 9-13 czytamy takie o to słowa św. Pawła Apostoła na temat unikania pewnego rodzaju grzeszników:

     „Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami. Nie chodzi o rozpustników tego świata w ogóle ani o chciwców i zdzierców lub bałwochwalców; musielibyście bowiem całkowicie opuścić ten świat. Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. Jakże bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? Czyż i wy nie sądzicie tych, którzy są wewnątrz? Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych.

    Czy zatem nasz Pan Jezus Chrystus popadał w sprzeczność z samym Sobą, gdy przy pewnych okazjach jadał z “grzesznikami i celnikami”, a przy innych okazjach sugerował, by ludzi nieposłusznych Kościołowi unikać? A może to święci apostołowie Paweł i Jan nauczali rzeczy sprzecznych z przykładem, jaki dał nam Chrystus Pan, wówczas gdy polecali by z niektórymi ludźmi nie tylko nawet nie jadać, ale i ich nie pozdrawiać ani nie wpuszczać do swych domów? W niniejszym artykule zamierzam wykazać, iż ani Chrystus nie popadał tu w sprzeczność z samym Sobą, ani Apostołowie nie sprzeciwiali się nauce jaka płynęła z Jego przykładu jadania z “grzesznikami i celnikami”. Apostołowie zresztą nie mogliby popadać w taką sprzeczność z Panem naszym i Zbawcą, gdyż sam Jezus Chrystus utożsamił ich nauczanie ze swoim nauczaniem:

    Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łukasz 10: 16).

    Ponadto, całe Pismo święte jest natchnione, nieomylne i pożyteczne ku zbudowaniu dusz – a więc nie tylko Ewangelie, w których bezpośrednio zostały spisane czyny oraz słowa Jezusa Chrystusa. To natchnienie i nieomylność tyczy się dokładnie całej Biblii, a więc również listów spisanych przez świętych apostołów:

    Wszelkie Pismo od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości – aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu (2 Tm 3, 16 – 17).

    Warto w tym miejscu podkreślić, iż również Sobór Watykański II nauczał o tej nieomylności całego Pisma świętego:

    Ponieważ wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego, należy zatem uznawać, że księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia” (patrz: Tamże, Konst. Dei verbum, n. 11).

    ***

    Wyjaśnienie nakreślonej wyżej pozornej – i raczej lekkiej – sprzeczności nie wydaje się czymś trudnym. Otóż, jadanie Chrystusa z “z grzesznikami i celnikami” z jednej strony, z drugiej zaś nowotestamentowe wezwania co tego, by z pewnymi ludźmi “nawet nie jadać” i nawet ich nie pozdrawiać – najpewniej tyczą się dwóch zgoła odmiennych kontekstów sytuacyjnych. Gdy wszak Pan nasz jadał z grzesznikami i celnikami nie było jeszcze ustanowionego Kościoła (w sensie ścisłym), sakramentów Nowego Przymierza i religii chrześcijańskiej. Poza tym, być może owi “grzesznicy i celnicy” nie byli osobami, które miały wiele okazji do gruntownego zaznajomienia się z prawdami i zasadami – na tamten czas jeszcze prawdziwej – religii mojżeszowej. Owi “grzesznicy i celnicy” prawdopodobnie też nie pretendowali do tego, by w oczach innych Żydów uchodzić za osoby pobożne i bogobojne. Okazywana zatem im przez Pana Jezusa serdeczność, która przejawiała się we wspólnym zasiadaniu z nimi do posiłków, była ze strony Zbawiciela ukierunkowana na ich leczenie oraz nawrócenie (por. Łukasz 5: 31-32).

    Z drugiej strony pierwszymi adresatami listów apostolskich byli członkowie młodziutkiego Kościoła, a ich treść często tyczyła się niejako wewnętrznych problemów owej ledwie co narodzonej chrześcijańskiej wspólnoty. W cytowanym zaś 1 Liście do Koryntian 5: 9-13 św. Apostoł Paweł wyraźnie wskazuje, iż zasada “aby nawet nie jadać” z grzesznikami nie tyczy się ogółu grzeszników, ale obejmuje tych z nich, którzy utożsamiają się z Kościołem i chrześcijańską religią (vide: “który nazywając się bratem”). Warto w tym miejscu zaś przypomnieć, iż wspólnoty kościelne do których pisali apostołowie były społecznościami, w których bardzo żywe były wspomnienia tak nauczania i cudów samego Pana Jezusa Chrystusa, jak i wielu cudownych wydarzeń dokonywanych przez samych apostołów. Trudno więc porównać jakichś prawdopodobnie słabo obeznanych z judaizmem “grzeszników i celników” na co dzień żyjących na marginesie żydowskiej społeczności z chrześcijanami, którzy pomimo życia w pełnych pasji oraz cudów, wspólnotach kościelnych, i tak postanowili trwać w pewnych ciężkich nieprawościach i/lub herezjach. Ci pierwsi w naturalny sposób zasługiwali na więcej życzliwości, cierpliwości oraz wyrozumiałości. Tym drugim należała się zaś surowa dyscyplina przejawiająca się nawet w stosowaniu wobec nich broni ostracyzmu i wykluczenia. Oczywiście i w wypadku tych drugich owa surowość nie miała służyć ich absolutnemu potępieniu, ale jej celem było doprowadzenie ich do opamiętania, skruchy i nawrócenia. Jak wszak pisał w tym kontekście św. Paweł Apostoł:

    (…) wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana Jezusa [patrz: 1 Koryntian 5: 5].

    Myślę, iż dość trafną analogią będzie tu przywołanie z jednej strony osoby jakiejś prostytutki, która nie odebrała gruntowniejszej edukacji religijnej, z drugiej zaś postaci jakiegoś “pobożnego” członka włoskiej mafii, który co niedziela chodzi do kościoła, nosi sztandary na religijnych procesjach i jeszcze udziela się w rozmaitych pobożnościowych bractwach. Czy aby na pewno sprawiedliwe byłoby jednakowe – czy to łagodne czy surowe – potraktowanie tych dwóch osób? Myślę, że nie byłoby to sprawiedliwe i przypuszczam, że różne do nich podejście jest zgodne z duchem apostolskiego nauczania. Łagodność wobec takiej prostytutki byłaby zatem zgodna z przykładem Pana Jezusa Chrystusa, który po to by leczyć oraz nawracać grzeszników jadał z nimi nawet wspólnie posiłki. Jednakże podobna łagodność względem “pobożnego mafiosa” raczej tylko utwierdzałaby go w jego grzechach, hipokryzji oraz obłudzie. Raczej właśnie tym podobnych ludzi powinna spotykać ze strony innych chrześcijan surowa kara ostracyzmu i wykluczenia.

    ***

    Na sam koniec pozwolę sobie na pewnego rodzaju osobiste świadectwo tego, w jaki sposób sam realizuję nakreślone wyżej zasady i rozróżnienia w podejściu do różnego rodzaju złoczyńców. Otóż, choć np. mam dość “rygorystyczne” podejście do grzechu sodomii – uważam, że takowa powinna być kryminalizowana i to nawet wówczas, gdy dzieje się ona prywatnie – nie mam większych problemów z tym by okazywać serdeczność tym ludziom. Raz, nawet zdarzyło mi się z takowymi – w pewnym sensie “biesiadować” – to znaczy siedzieć z nimi przy jednym stole i popijać soczek. W tym swym podejściu wychodzę bowiem z założenia, że wielu z nich w silniejszy sposób nie utożsamia się z chrześcijaństwem, a być może dewiacyjne skłonności niektórych z nich są efektem jakichś krzywd wyrządzonych im przez osoby duchowne (np. seksualnego molestowania). Z drugiej strony zdarzyło mi się już raz w sposób definitywny zerwać jakąkolwiek znajomość z kimś kogo określiłbym jako “religijnego grzesznika”. Człowiek ten łączył bowiem intensywność różnych religijnych praktyk (Msza, Komunia, stosowanie pobożnych formuł przy powitaniach i pozdrowieniach) z nie tylko trwaniem przy pewnych ciężkich nieprawościach, ale jeszcze przy jednych okazjach ich usprawiedliwianiem, przy innych zaś czymś co można by nazwać próbą ich obłudnego pomniejszania. Z biegiem czasu dojrzałem więc do – motywowanej nauczaniem Nowego Testamentu – decyzji o zerwaniu wszelkich towarzyskich relacji z tym człowiekiem.

    Mirosław Salwowski