Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: Judyta

  1. Korekta mego wcześniejszego stanowiska w kwestii definicji kłamstwa

    Możliwość komentowania Korekta mego wcześniejszego stanowiska w kwestii definicji kłamstwa została wyłączona

    Wedle tradycyjnie katolickiego nauczania moralnego nigdy i nigdzie nie ma się moralnego prawa kłamać. Standardową kontrą do tego założenia jest przywołanie sytuacji przysłowiowych „Żydów z piwnicy”, a więc wywód w rodzaju: „Jeśliby nie miało się prawa nigdy kłamać, to udzielając w czasie niemieckiej okupacji schronienia Żydom, w razie przeszukania i bycia zapytanym o to <Czy są tu Żydzi?> należałoby de facto wydać ich na śmierć, gdyż nawet gdyby nie powiedziało się w tej sytuacji prawdy, to samo milczenie byłoby jasną wskazówką dla przeszukujących, jak sprawy mają się w swej rzeczywistości. To jest całkowicie nieludzkie i absurdalne podejście do moralności!

    Tradycyjna teologia moralna dawała na tym podobne dylematy zasadniczo dwie odpowiedzi:

    I. Uznanie, iż literalne oraz świadome powiedzenie nieprawdy (celem wprowadzenia w błąd) w takich sytuacjach, jest równoznaczne z popełnieniem kłamstwa, a więc nie może to być uznane za moralnie dozwolone, gdyż dobry cel nie uświęca wewnętrznie złych środków (a kłamstwo jest takim środkiem). W tego typu okolicznościach należy raczej milczeć i zdać się na Bożą opatrzność.

    Powyższy sposób definiowania kłamstwa ma w ramach katolickiej teologii moralnej najdłuższą historycznie tradycję i był popierany przez tak wielkich teologów, jak chociażby św. Augustyn z Hippony, św. Tomasz z Akwinu czy papież św. Grzegorz Wielki.

    II. Uznanie, iż nawet literalne oraz świadome powiedzenie nieprawdy w tym podobnych sytuacjach stanowi nie tyle kłamstwo, ile moralnie dozwolone zastrzeżenie domyślne. Innymi słowy, nawet świadome użycie dosłownie nieprawdziwych formuł może nie być kłamstwem, jeśli z całokształtu okoliczności temu towarzyszących, odbiorca naszych słów, jest w stanie łatwo domyślić się, że nie podaje mu się prawdziwej informacji. Wówczas to nie mielibyśmy do czynienia z intencjonalnym wprowadzaniem kogoś w błąd za pomocą świadomie wyrażonej nieprawdy, a zatem nie byłoby to kłamstwo.

    Historycznie rzecz biorąc, najważniejszym przedstawicielem tym podobnego podejścia do tematu był 18-wieczny biskup, teolog i moralista, św. Alfons Maria Liguori, za którego stanowiskiem poszła większość późniejszych katolickich teologów moralnych.

    O ile zwyczajne oraz powszechne nauczanie Kościoła zdecydowanie zgadza się co do tego, iż kłamstwo jest zawsze i wszędzie niedozwolone (więc wypowiadanie przeciwnych temu formuł jest czymś co najmniej bardzo bliskim herezji), o tyle kościelne Magisterium do tej pory w zasadzie nie rozstrzygnęło tego, który z dwóch powyżej zarysowanych sposobów rozumienia kłamstwa powinien być przyjęty przez chrześcijan. Dlatego też, o ile odrzucić należy formułowanie zdań w rodzaju „Dla ratowania życia można, a nawet należy kłamać”, o tyle w ramach uprawnionej swobody opinii mieszczą się różne sposoby definiowania tego, czym jest kłamstwo. Ze swej strony chciałem zaś wyrazić pogląd, że powiedzenie typu „Nie ma Żydów w piwnicy” w sytuacji, gdy tacy w tej piwnicy rzeczywiście przebywają, nie jest kłamstwem, jednak nie opieram tej swej opinii na nakreślonej w punkcie 2 zasadzie „zastrzeżenia domyślnego”, a raczej odwołuję się do zasady mówiącej, iż niektóre osoby nie mają prawa znać pewnych prawdziwych informacji, przez co nawet intencjonalne wprowadzenie ich w błąd, nie musi być kłamstwem. Na poparcie takiego swego stanowiska przedstawiam poniższe argumenty:

    1. Bóg w wielu miejscach Pisma św. owszem potępia i zakazuje kłamstwa (por. Wj 23,7; Kol 3,9; Syr 7,14; Ef 4,25; Mdr 1,11; Prz 12,22; Ps 5,7; J 8, 44, Ap 21, 6), jednak Boży sposób rozumienia danych słów nie zawsze musi w 100 procentach zgadzać się z tym, jaka jego definicja utrwaliła się kulturowo i historycznie. Przykładowo, wedle naszego potocznego rozumienia kradzieżą jest wszelkie odbieranie pod przymusem komuś jego pieniędzy i innego rodzaju własności. Logicznym zatem wnioskiem z tego płynącym byłoby uznanie za kradzież także przynajmniej tych podatków, których pobieranie nie zostało każdorazowo uzgodnione z ich płatnikiem. Pan Bóg ma jednak chyba nieco inną definicję kradzieży, skoro z jednej strony potępia kradzież (por. Mt 19,18; Wj 20,15)), a z drugiej nigdy nie nazywa podatków (jako takich) kradzieżą, a nawet poleca ich płacenie (por. Rz 13,6-7, Mt 22,21). Nie można zatem wykluczyć, iż podobna rozbieżność pomiędzy Boskim a ludzkim definiowaniem pewnych spraw, tyczy się też kłamstwa.

    2. Na kartach Biblii znajdziemy przynajmniej kilka przykładów tego, jak dla ratowania życia niewinnych bądź walki z niesprawiedliwym najeźdźcą, pewni jej „pozytywni bohaterowie” wprowadzali w błąd odbiorców swych wypowiedzi i czynili to za pomocą literalnie nieprawdziwych sformułowań. Działo się tak chociażby w przypadku hebrajskich położonych (por. Wj 1,15-21), Rahab (Joz 2,1-6), Elizeusza (2 Krl 16,19) oraz Judyty (por. Sdz 10,11-13). Oczywiście, na ów argument można odpowiedzieć tak, jak czynili to św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu i św. Grzegorz Wielki, a więc stwierdzić, iż Bóg błogosławił tym osobom nie z powodu użycia przez nie owych nieprawdziwych słów, ale pomimo tego. Jednak samo Pismo święte nie doprecyzowuje – ani w jedną, ani w drugą stronę – czy rzeczywiście Stwórca udzielał tym osobom swego błogosławieństwa pomimo owej okoliczności. Co więcej, w Księdze Tobiasza, nawet Boży Anioł, na pewnym etapie swej ziemskiej misji, posługuje się wypowiedzianym przez siebie nieprawdziwym stwierdzeniem (Tb 5, 4-7; 14-19). O ile, można przyjąć, że nawet bogobojni i sprawiedliwi a opisani w Piśmie świętym ludzie mogli czynić coś będącego materią grzechu i nie być nawet za to przez Boga upomniani czy skarceni, o tyle co najmniej bardzo trudno byłoby przyjąć podobne tłumaczenie w odniesieniu do dobrych, będących na służbie Boga, aniołów.

    3. Nawet będący zwolennikiem bardziej rygorystycznej definicji kłamstwa św. Tomasz z Akwinu usprawiedliwiał działania polegające na stosowaniu w czasie wojny tzw. forteli. Fortel, przypomnijmy zaś, polega na próbie wytworzenia fałszywego wrażenia poprzez używanie pewnego rodzaju znaków czy zewnętrznych zachowań (np. ustawianie makiet czołgów, przebieranie się w mundury wroga). Oczywiście, można próbować tłumaczyć takie działanie tym, iż intencją ma tu być raczej „ukrycie przed wrogiem informacji, aniżeli wprowadzenie go w błąd”, ale tego typu interpretacje są mało przekonujące. Rozsądnie jest po prostu założyć, że celem stosowania forteli wojennych jest wprowadzenie wrogów w błąd. I w tym miejscu dochodzimy do konkluzji, iż bardziej rygorystyczna definicja kłamstwa zawiera w sobie istotną niespójność, gdyż wedle niej kłamstwem jest celowe wprowadzanie w błąd nie tylko za pomocą świadomie fałszywych słów, ale także innych zewnętrznych znaków. Czym jednak jak nie jednym z rodzajów „innych zewnętrznych znaków” jest stosowanie forteli?

    4. Jeszcze większe – niż do rygorystycznej definicji kłamstwa – zastrzeżenia można podnieść wobec teorii „zastrzeżenia domyślnego” forsowanej przez św. Alfonsa Liguoriego. Nie chodzi mi o to, iż tej teorii nie da się w sposób pewny i niekontrowersyjny nigdy zastosować. Owszem da się. Na przykład, gdybym jako osoba rasy białej mówił komuś, iż w rzeczywistości jestem czarnym Afrykaninem, to nie popełniałbym w ten sposób kłamstwa – a przynajmniej nie czyniłbym tego względem osoby widomej i zdrowej psychicznie – gdyż każda taka osoba powinna w rozsądny sposób umieć rozpoznać, że ma tu do czynienia z ewidentnie nieprawdziwym przekazem z mej strony. Jednak w istocie rzeczy zastrzeżenie domyślne jest usprawiedliwiane w wielu innych, znacznie mniej oczywistych sytuacjach. Na przykład, jednym z bardziej „tradycyjnych” casusów mających usprawiedliwiać zastosowanie zastrzeżenia domyślnego była podawana sytuacja polegająca na tym, iż sługa mówił niechcianemu gościowi, że „Pana nie ma w domu” podczas gdy w rzeczywistości ów pan był w domu. Tłumaczenie braku kłamliwości tej sytuacji było mniej więcej takie: „To jest zwyczajowa odpowiedź dawana w tego typu sytuacjach, więc ów niechciany gość, jeśli jest tylko rozsądny i obyty w świecie, powinien sam się domyśleć, iż w rzeczywistości została przekazana mu informacja <Pana nie ma w domu dla ciebie> albo <Pan nie chce się teraz z tobą widzieć>”. Trudno nie oprzeć się jednak wrażeniu, iż tym podobne usprawiedliwienia stosowania zastrzeżenia domyślnego, opierają się na bardzo niejasnych, wieloznacznych i mglistych kryteriach odnoszących się do tego, co ma być w rzeczywistości „rozsądnym zwyczajem”, „obyciem w świecie”, etc. Co ważniejsze, i w tego typu wypadkach, trudno jest uciec od wrażenia, iż w rzeczywistości, zastosowanie zastrzeżenia domyślnego ma na celu wprowadzanie w błąd naszych bliźnich, nawet jeśli nie chce się tego otwarcie przyznać.

    ***

    Wobec nakreślonych wyżej trudności pewien czas temu doszedłem do konkluzji, że za prawdopodobną należy uznać taką definicję kłamstwa, która uznaje, iż nie jest takowym występkiem celowe wprowadzenie w błąd tych osób, które w sposób jasny i jednoznaczny, nie mają moralnego prawa do poznania danej informacji. Uważam, że jest to najbardziej logiczne i uczciwe intelektualnie wyjście z opisanych powyżej trudności. Z takim zdefiniowaniem kłamstwa mieliśmy już zresztą do czynienia w wersji Katechizmu Jana Pawła II obowiązującej w latach 1992-1998, acz owo dopowiedzenie „tego kto ma prawo ją znać” (prawdę) zostało z niej wykreślone. Czy jednak oznacza to potępienie lub skrytykowanie owej teorii? Nie sądzę, gdyż potępienia lub inny rodzaj krytyki tych czy innych błędów odbywa się w Kościele katolickim innymi drogami niż zwykłe nieujęcie danej formuły w definicji tego czy innego występku. Gdy Magisterium zamierza potępić dane twierdzenie, to po prostu w wydawanych przez siebie dokumentach podaje jego treść, a następnie wyraża mniej lub bardziej surową jego krytykę. Samo zaś wykreślenie z Katechizmu danej formuły wydaje się być raczej obniżeniem jej rangi z poziomu oficjalnego i autorytatywnego nauczania do prywatnej, acz ciągle swobodnej do wyznawania, opinii teologicznej.

    Takie moje stanowisko w tej sprawie, nie wyklucza jednak tego, iż wciąż mam wiele szacunku wobec bardziej rygorystycznej definicji kłamstwa: jest ona wszak najmocniej ugruntowaną historycznie definicją, a ponadto kładzie duży akcent na zaufanie do Bożej Opatrzności oraz istnienie czynów wewnętrznie złych, których nigdy i nigdzie nie mamy moralnego prawa się dopuszczać. Ciągle nie wykluczam, że właśnie ta definicja może być tą prawdziwą albo najbliższą prawdzie o kłamstwie, jednak na tym etapie mych dociekań i rozważań, doszedłem po prostu do wniosku, iż bardziej prawdopodobna jest teza, którą wyłożyłem powyżej. Jako też osoba, która przez pewien czas była zwolennikiem, a następnie była kojarzona z poparciem dla rygorystycznej definicji kłamstwa, wiem też, jak bardzo nieuczciwych intelektualnie metod jej zwalczania dopuszczali się ludzie będący jej przeciwnikami. Jako jedną z bardziej perfidnych metod w tym zakresie pozwolę sobie przytoczyć sugestie o tym, jakoby zwolennicy rygorystycznej definicji kłamstwa byli motywowani swym domniemanym antysemityzmem, czy sympatiami wobec nazizmu i III Rzeszy (w sensie: „Nie żałujesz losu Żydów ukrywanych w piwnicy, bo jesteś antysemitą i neonazistą”). Tego typu sugestie były oburzające, choćby zważywszy na fakt, iż od dziesiątek już lat sam zwalczam na prawicy antysemityzm, neonazizm oraz poglądy tych, którzy uważają, iż w czasie II wojny światowej należało wspierać III Rzeszę jako co najmniej „mniejsze zło”. Nieprawdziwe – w sensie: niepokrywające się z moimi rzeczywistymi przekonaniami oraz intencjami – były też twierdzenia/sugestie o tym, jakoby wspieranie rygorystycznej definicji kłamstwa miało oznaczać powiedzenie nieprawdy niesprawiedliwym prześladowcom (jeśli już chodziło o milczenie w takiej sytuacji) czy też oznaczało poparcie dla absolutnego posłuszeństwa nawet niegodziwym prawom. W tym miejscu chciałbym więc zaapelować do uczestników tym podobnych dyskusji teologicznych o zachowywanie większej dozy szacunku i domniemania dobrych intencji dla swych oponentów – może się wszak okazać, że nawet jeśli w danej sprawie jest się bliższym prawdzie, to nieuczciwe i niemoralne metody, jakimi się posługujemy – mocno utrudniają dojście do tej prawdy tym, z którymi polemizujemy.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:

    Dwie katolickie definicje kłamstwa

    Czy powiedzenie nieprawdy niesprawiedliwemu agresorowi jest czy nie jest kłamstwem?

    O różnicy pomiędzy kłamstwem a tzw. zastrzeżeniem domyślnym

    Ps. Obrazek dołączony został do artykułu za następującym linkiem internetowym:
    https://media.ascensionpress.com/2018/04/18/is-it-ever-morally-ok-to-lie/

  2. O sierpniowej abstynencji kilka słów i rozróżnień

    Możliwość komentowania O sierpniowej abstynencji kilka słów i rozróżnień została wyłączona

    Rozpoczął się sierpień, czyli tzw. miesiąc trzeźwości. Jest to inicjatywa ustanowiona w 1984 roku przez lokalny kościół w Polsce, w ramach której zachęca się polskich katolików do abstynencji właśnie w owym czasie. Warto przy tym dokonać pewnych rozróżnień, wyjaśnień i uszczegółowień.

    1. To, że historycznie rzecz biorąc, dany kościół lokalny wyszedł z jakąś inicjatywą już po Soborze Watykańskim II, nie oznacza, że z samego założenia coś takiego jest podejrzane. Zachęcanie do tego, by wierni na pewien czas wstrzymywali się od rzeczy dobrych i dozwolonych, ale z drugiej strony często dla wielu ludzi poważnie ryzykownych i niebezpiecznych (a właśnie tak należy postrzegać picie alkoholu) jak najbardziej mieści się w logice długiej przedsoborowej tradycji podejmowania rozmaitych wyrzeczeń, umartwień i postów podejmowanych w imię walki o większe dobro. Na tym podobnych zasadach wszak Kościół powszechny nawet zakazywał (a nie tylko zniechęcał) wiernym odbywania stosunków małżeńskich w określonych porach roku czy też zabraniał spożywania mięsa, a także nabiału w piątki i Wielkim Poście. Także w samym Piśmie świętym możemy odnaleźć wyraźne ślady tym podobnego myślenia oraz postawy. Przykładowo św. Paweł Apostoł pisał: Jeśli więc pokarm gorszy brata mego, przenigdy nie będę jadł mięsa, by nie gorszyć brata (1 Kor 8, 13). W Biblii mamy też przykłady wielkich sług i służebnic Boga, którzy w sposób całkowity powstrzymywali się od picia napojów alkoholowych, np. św. Jan Chrzciciel (por. Łk 1, 15); Samson (por. Sdz 13, 17); Judyta (por. Jdt 12, 2-9); Nazarejczycy (por. Lb 6, 3).

    2. Sierpień – wbrew wykrętom niektórych i pewnym niejasnościom semantycznym jest miesiącem, w którym lokalny kościół zachęca do całkowitego (a nie tylko umiarkowanego picia) zrezygnowania z alkoholu. Umiar, rozsądek i ostrożność w piciu alkoholu są moralną powinnością w każdym dniu i miesiącu roku.

    3. Nie ma nic błędnego i heretyckiego w zachęcaniu wiernych by przez pewien czas zrezygnowali całkowicie z picia alkoholu – o ile nie wypływa to z przekonania, iż nawet umiarkowane picie trunków jest wewnętrznie złe. Tak jak nie było niczego błędnego i heretyckiego w zobowiązywaniu wiernych do powstrzymywania się od stosunków małżeńskich w określonych porach roku – póki nie wypływało to z przekonania, iż seks jest wewnętrznie zły.

    4. Nie należy zarzucać kalwinistom i purytanom, iż byli przeciwnikami picia alkoholu, gdyż, historycznie rzecz biorąc, jest to nieprawdą i fałszem, a zatem świadome powtarzanie tej nieprawdziwej tezy jest oszczerstwem, z którego należy się poprawić i za które należy zadośćuczynić.

    5. Stawianie na tym samym poziomie czy lekceważenie szkód wynikających z nadużywania alkoholu poprzez wskazywanie na to, iż również nadużycia w zakresie jedzenia czy palenia tytoniu powodują rozmaite komplikacje, jest niezwykle słabym argumentem. Pijaństwo jest znacznie bardziej szkodliwe np. od przejadania się czy palenia papierosów, gdyż oprócz szkód fizycznych powoduje też rozliczne szkody psychiczne, emocjonalne, moralne i społeczne. Osoba, która zjadła na raz za dużo słodyczy, nie pójdzie pobić/zabić/zgwałcić drugiego człowieka. Po przebraniu miary w alkoholu zdarza się to niejednokrotnie.

    6. Oczywiście, trudno jest powstrzymać się od gorzkiego śmiechu gdy porówna się sierpniowe zachęty do abstynencji kierowane do wiernych z faktem, iż hierarchiczna część lokalnego kościoła w Polsce sama niejednokrotnie miała problemy nie tyle z zachowaniem abstynencji, co z karygodnym, obrzydliwym pijaństwem (vide: abp Głódź, biskup Jarecki, itd.). Złe czyny przewodników duchowych z samej zasady nie czynią fałszywymi ich nauczania. Czasami wręcz przeciwnie, nawet podkreślają jego prawdziwość. Psychologicznie wszak rzecz biorąc, ludzie mają silną tendencję do usprawiedliwiania tych grzechów, które sami popełniają. Gdy zaś pomimo popełniania samemu danych grzechów nie rezygnuje się z nauczania o ich szkodliwości, to w pewien sposób właśnie nawet podkreśla prawdziwość tej doktryny. Wspomnijmy w tym miejscu na słowa naszego Pana Jezusa Chrystusa, który mówił swego czasu o faryzeuszach: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią (Mt 23, 3).

    7. Kto mimo sierpniowych zachęt do abstynencji chce pić z umiarem, niech to czyni (nie popełni wtedy nawet “materialnego grzechu”), jednak obnoszenie się z czymś takim i to jeszcze w duchu wyraźnej kontry do zachęt lokalnego kościoła jest co najmniej niestosowne.

    Mirosław Salwowski
    ***

    Źródło obrazka wykorzystanego w tekście:
    https://sw.gov.pl/aktualnosc/zaklad-karny-nr-2-w-grudziadzu-sierpien-miesiacem-trzezwosci

    ***

    Przeczytaj też:

    Polscy biskupi nie propagują “kalwinistyczno-purytańskiej” herezji abstynencji

    Pomiędzy pijaństwem a prohibicją

    O tradycyjnie chrześcijańskiej kulturze picia alkoholu

    Św. Cezary z Arles: Zło pijaństwa jest bardzo wielkie i Bogu obrzydłe