Możliwość komentowania Powstania styczniowe i listopadowe były – prawdopodobnie – moralnie złe została wyłączona
Przy okazji zbliżającej się 161 już rocznicy wybuchu powstania styczniowego warto przypomnieć, iż najprawdopodobniej wszystkie z naszych narodowych zbrojnych zrywów przeciw władzom zaborczym były obiektywnie niemoralne. Nie tylko, że pogarszały one w swych następstwach dolę polskiej ludności, ale i przyczyny ich wywołania były co najmniej niezwykle wątpliwe na gruncie etycznym. Czy tego wszak chcemy, czy nie, władze zaborcze były dla Polaków w ówczesnym czasie legalnymi władzami. Nie było bowiem wobec nich żadnej legalnej alternatywy, a przez to stanowiły one wówczas jedyne ośrodki polityczne, które gwarantowały na terenie ziem polskich zachowywanie jakiegoś ładu, prawa i porządku: a między innymi na tej ostatniej cesze zasadza się legalność danych władz. Ponadto, władze kościelne uznawały ich legalność chociażby poprzez fakt ustanawiania publicznych modłów w intencji ich pomyślności.
***
Owszem i wobec legalnych władz cywilnych jest czasami moralnie dozwolone podnoszenie zbrojnego buntu, ale powody za tym stojące muszą być naprawdę bardzo poważne. Gdy zaś przyjrzymy się w jakich okolicznościach w ten sposób – czyli “podnosząc miecz” – buntowali się sprawiedliwi mężowie Boży, których czyny zostały utrwalone na kartach Pisma świętego – to widzimy, że naprawdę były to przyczyny niezwykle poważne, by nie powiedzieć: skrajne. Najdobitniejszym tego przykładem jest powstanie Machabeuszów, które wybuchło po tym, jak władze pogańskiego Imperium Hellady pod karą śmierci zdelegalizowały nie tylko publiczny, ale nawet prywatny kult oddawany przez Żydów jedynemu prawdziwemu Bogu. Oczywiście, o czymś choćby podobnym nie możemy mówić w przypadku okoliczności stojących za wybuchem polskich powstań narodowych – kasaty kilka zakonów, pojedynczych aktów profanacji katolickich kościołów i tym podobnych rzeczy nie da się bowiem przyrównać do natężenia i srogości represji względem starotestamentowego judaizmu w wykonaniu pogańskiej tyranii Hellady.
Jest też niezwykle dyskusyjne, czy papieże Grzegorz XVI i bł. Pius IX w jakikolwiek sposób wyrazili choćby sugestię, iż polskie powstania narodowe były moralnie dozwolonymi aktami. Ten pierwszy papież bowiem w swym oficjalnym, publicznym i autorytarnym nauczaniu zganił powstanie listopadowe, a władze zaboru rosyjskie nazwał “legalnymi” (uczynił tak w encyklice “Cum primum”). To zaś, że później na prywatnej audiencji miał wyrazić pewnego rodzaju zdystansowanie się od tej swej magisterialnej deklaracji nie jest jeszcze argumentem ani za całkowitą historycznie wiarygodnością tego jego gestu ani już w ogóle, że zmienił on swe oficjalne nauczanie na ten temat. Słowa, które Grzegorz XVI miał wypowiedzieć prywatnie na ów temat, zostały nam przekazane bodajże przez jedną – raczej zaangażowaną politycznie – osobę (hrabiego Władysława Zamoyjskiego, który sam był uczestnikiem powstania listopadowego). Mogło więc dojść do ich przeinaczania zamierzonego albo niezamierzonego (czyli polegającego na tym, iż w dobrej wierze w swym umyśle filtruje się pod zakładaną przez nas tezę ich treść). Ponadto nawet gdyby te słowa zostały przekazane nam w maksymalnie dokładny i wierny sposób, to same w sobie nie stanowiłyby one stwierdzenia moralnej prawowitości wywołania powstania listopadowego. No i – jak nas nauczył już chyba dokładnie tego papież Franciszek – żadne prywatne deklaracje tego czy innego papieża nie mają większej czy równorzędnej rangi od oficjalnych i autorytatywnych wypowiedzi Magisterium. Tak ściśle mówiąc: to nie mają one jakiekolwiek doktrynalnej rangi. Co do zaś postawy papieża Piusa IX wobec powstania styczniowego to nie dotarłem do żadnych wiarygodnych informacji, z których wynikałoby, że na płaszczyźnie magisterialnej poparł on tezę o moralnej dopuszczalności owego buntu zbrojnego. Owszem, wyrażał on ubolewanie nad represjami wobec Polaków i katolickiego duchowieństwa w wykonaniu rosyjskiego caratu, ale jednocześnie deklarował przy tym, że – w czasie i kontekście trwania powstania styczniowego – car Rosji ma prawo stłumić “niesprawiedliwą rokosz” (miało to miejsce w kwietniu 1864 roku w czasie jednej z publicznych uroczystości).
Argumentem za moralną słusznością powstania styczniowego nie wydaje się być również fakt, iż niektórzy z katolików z nim kojarzonych zostali kanonizowani. Chodzi tu o świętych: Alberta Chmielowskiego, Rafała Kalinowskiego oraz abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Gdy przyjrzymy się bowiem bliżej ich życiu, to nie mamy wcale pewności, czy aby na pewno zostali oni wyniesieni na ołtarze z powodu tego rodzaju skojarzeń i powiązań. Na przykład św. Zygmunt Szczęsny Feliński owszem popierał niepodległościowe dążenia Polaków, ale samych dążeń do wywołania powstania styczniowego nie wspierał, a przeciwnie w tym kontekście pisał on:
„z drogi legalnej nie schodzić, gdyż to jest jedyny na teraz środek, który nas do celu naszego doprowadzić może.”
Z kolei, św. Albert Chmielowski brał udział w powstaniu styczniowym, jako młody, ledwie 18-letni chłopiec, tymczasem jego żywsze zainteresowanie się sprawami pobożności, wydaje się być z późniejszych jego lat: po 29 roku życia zaczął coraz częściej malować obrazy z motywami religijnymi, a na krótko przed swą “czterdziestką” miał przeżyć głębsze nawrócenie.
Jeśli zaś chodzi o św. Rafała Kalinowskiego, to owszem, na pewnym etapie głęboko zaangażował się on w powstanie styczniowe, ale, akurat w momencie gdy sam przystępował do tego zbrojnego zrywu, nie był on regularnie praktykującym katolikiem. Za początek jego gorliwego katolicyzmu można uznać dzień 15 sierpnia 1863 roku, kiedy to na prośbę swej 14-letniej siostry po raz pierwszy przystąpił – po 9 latach – do sakramentu spowiedzi, by następnie codziennie uczestniczyć we Mszy, spowiadać się co tydzień, a także zainteresować się teologią. W grudniu zaś tegoż samego roku Rafał Kalinowski zrezygnował z udziału w jakichkolwiek powstańczych działaniach. Można więc w sposób zasadny rozważać, czy jego katolickie zaangażowanie nie przyczyniło się czasem bardziej do porzucenia aktywności we wspomnianym zbrojnym buncie, aniżeli ją podsycało?
***
No i na koniec dodam, że nie należy absolutyzować dążeń do uzyskania niepodległości przez żaden naród. Jest co najmniej błędnym wyrazem nacjonalizmu traktować sprawę w ten sposób. Czasami jest dobrze, gdy dany naród ma swe państwo, a czasami jest to dla niego złe i lepiej by ta czy inna nacja nie była niepodległa. A nawet, gdy dany naród jest dojrzały do uzyskania własnego państwa, to dążyć należy do tego przy zachowaniu moralnie godziwych środków. W kontekście zaś konkretnie polskiego narodu to przypomnę, iż odzyskał on niepodległość na innej – niż zbrojne buntowanie się przeciw legalnym władzom zaborców – drodze. Poza tym, nie wiemy czy w dalszej perspektywie historycznej, lepsze czy gorsze byłoby dłuższe pozostawanie narodu polskiego pod zaborami.
Fakt potępienia powstania listopadowego przez papieża Grzegorza XVI w encyklice “Cum primum” do dziś budzi kontrowersje. W kręgach katolickich na ogół – w pewien sposób – próbuje się bronić postawę Watykanu w tej sprawie, twierdząc, że Grzegorz XVI napiętnował działania listopadowych powstańców będąc wprowadzonym w błąd oraz po części zastraszonym przez Rosjan.
Ów papież miał również wycofać się ze swej wcześniejszej negatywnej oceny powstania listopadowego, wówczas, gdy zdał sobie sprawę z tego, iż został oszukany przez rosyjską dyplomację odnośnie rewolucyjnego i antychrześcijańskiego charakteru owej insurekcji. Jako dowód na zmianę postawy wspomnianego papieża w tej sprawie przytacza się jego wypowiedź, którą miał skierować na audiencji, jaką udzielił generałowi Władysławowi Zamoyskiemu w 1837 roku. W trakcie tegoż spotkania papież miał powiedzieć “Ależ ja was nie potępiłem” dodając przy tym, iż jego decyzja w tej sprawie została spowodowana groźbą ze strony Rosji, iż w przeciwnym razie Kościół katolicki na terenie rosyjskiego zaboru zostanie poddany dotkliwym represjom.
Pomyłka Magisterium?
Czy jednak rzeczywiście encyklika “Cum primum” była pomyłką Urzędu Nauczycielskiego Kościoła? Nawet, gdyby tak miał być w swej istocie, to powoływanie się na słowa, które Grzegorz XVI miał powiedzieć do kogoś w trakcie prywatnej audiencji, jako dowód w tej sprawie, jest nieporozumieniem. Po pierwsze bowiem: katolików obowiązuje nauczanie zawarte w oficjalnych wypowiedziach Magisterium Kościoła (zawarte m.in. w encyklikach i katechizmach), nie zaś prywatne opinie danego papieża wypowiadane np. w trakcie prywatnych audiencji udzielanych różnym osobom. Jeśli więc potępienie powstania listopadowego nie zostało skorygowane przez jakiś inny akt oficjalnego nauczania Kościoła, to tak naprawdę nie ma powodów sądzić, by postawa Magisterium kościelnego względem tego wydarzenia uległa zmianie. Po drugie: wypowiedzi nie mające charakteru publicznego i oficjalnego, lecz prywatny, ze swej natury narażone są na dość duże niebezpieczeństwo zniekształceń czy nawet jawnych zafałszowań. Trudniej jest bowiem w takim wypadku dokonać weryfikacji prawdziwości relacji danej osoby na temat słów, które wypowiedział do niej ktoś inny. Po trzecie: nawet gdyby relacja gen. Zamoyskiego odnośnie słów Grzegorza XVI była w 100 procentach prawdziwa, to i tak wynikałoby z niej, że co prawda prywatna opinia tego papieża była odnośnie powstania 1830 roku stała się znacznie łagodniejsza, co nie jest równoznaczne jednak z automatycznym pochwalaniem tegoż wydarzenia. “Nie potępianie” czegoś nie zawsze bowiem oznacza “pochwalanie i usprawiedliwianie”. Pomiędzy tymi dwoma postawami mogą się wszak kryć jeszcze takie moralne postawy jak: sceptycyzm, dystans lub po prostu nie zajmowanie określonego stanowiska.
Niezależnie jednak od tego, czy Grzegorz XVI zmienił w tej sprawie swą prywatną opinię, osobiście uważam, że jego encyklika “Cum Primum” nie była pomyłką, a zawarta w niej krytyczna ocena powstania listopadowego była mocno ugruntowana w nauczaniu Pisma świętego, historycznych faktach oraz zasadach tradycyjnej moralistyki katolickiej mówiących o warunkach, jakie musi spełnić każdy zbrojny opór powzięty przeciw władzy publicznej, by móc być uznany za moralnie dopuszczalny.
Mikołaj I legalnym władcą Królestwa Polskiego?
Jednym z najtrudniejszych do przełknięcia przez Polaków fragmentów “Cum Primum” są słowa Grzegorza XVI określające powstanie listopadowe mianem buntu przeciw “legalnej władzy książąt”. Określanie w ten sposób władzy jednego z zaborców, a mianowicie cara Rosji Mikołaja I oraz jego namiestnika Wielkiego Księcia Konstantego, nad częścią Rzeczpospolitej jawi się jako swoiste bluźnierstwo przeciw idei polskiej niepodległości. Wszak, czy może prawowitą władzę nad Polakami sprawować następca carycy Katarzyny, która do spółki z królami Prus i Austrii pozbawiła nasz kraj niepodległości i przymusiła ostatniego króla Polski do abdykacji na jej rzecz? Czy w ogóle można mówić o władaniu częścią Polski przez monarchę obcego imperium w kategoriach innych niż uzurpacja? Cóż, jakkolwiek nie byłoby to trudne dla naszej narodowej dumy, wszystko wskazuje na to, że Mikołaj I był legalnym władcą Królestwa Polskiego (zwanego też “Królestwem Kongresowym”), któremu należało okazywać posłuszeństwo i szacunek. Jedną z ważnych przesłanek, które na to wskazują jest fakt, iż Pan Jezus i św. Paweł Apostoł uznawali legalność władzy cesarzy rzymskich i ich namiestników nad Izraelem. Owe uznanie wyrażało się w tym, że nakazywali okazywanie władzom rzymskim posłuszeństwa, uległości, czci, zanoszenie modlitw za nimi, płacenie danin, ceł i podatków, które one nakładały (Rzym13, 1 – 7; Mat 22, 21; 1 Piotr 2, 13 – 14; Tyt 3, 1; 1 Tm 2, 2). Dodatkowo Pan Jezus wyraźnie stwierdził, iż władza, jaką sprawował namiestnik Rzymu, Poncjusz Piłat, została nadana mu z Nieba ( Jn 19, 11), zaś św. Paweł Apostoł ucząc chrześcijan podległości rządom Nerona pisał, iż “nie ma władzy, która by nie pochodziła od Boga” (Rzym 13, 1). A przecież imperium Rzymskie rządziło ludem żydowskim w wyniku militarnego podboju ich ziemi i ciągłego okupowania terytorium Izraela. Jeśli więc okupacyjna władza obcego pogańskiego imperium nad ludem wybranym została uznana za godną okazywania jej uległości przez samego Zbawiciela i Apostołów, to nie ma powodów, by w inny sposób traktować rządy rosyjskiego prawosławnego monarchy, będącego następcą zaborczyni Katarzyny nad katolickimi Polakami. Tym bardziej należy uznać legalność owych rządów, gdy zważy się na to, iż w czasie istnienia Królestwa Kongresowego nie było żadnego konkurencyjnego ośrodka władzy (np. rządu na uchodźstwie czy rządu podziemnego), który przypisywałby sobie legitymację do sprawowania władzy w tej części Polski.
Pragnę zaznaczyć, iż powyższych słów nie piszę z pozycji jakiegoś “rusofila”. Wprost przeciwnie: mój stosunek do Rosji, jej historii, kultury, mentalności i cywilizacji, jest mocno krytyczny. Uważam np. iż to co za przyzwoleniem rosyjskiego rządu czyniła armia tego kraju w Czeczenii jest nie dającą się usprawiedliwić zbrodnią ludobójstwa. Stwierdzenie jednak tego, iż legalną władzę nad Królestwem Kongresowym w latach 1815 – 1830 sprawowali rosyjscy monarchowie i ich namiestnicy jest dla mnie po prostu sprawą intelektualnej uczciwości. Tylko tyle i aż tyle.
Skoro nie ma silnych podstaw ku temu, by kwestionować legalność władzy Mikołaja I oraz jego namiestnika wielkiego księcia Konstantego nad Królestwem Kongresowym, to w związku z tym rodzi się pytanie, czy powstanie zbrojne skierowane przeciw ich rządom mogło być moralnie usprawiedliwione? Zarówno Biblia jak i oficjalne nauczanie Kościoła choć nie potępiają w sposób absolutny i bezwarunkowy takiej formy oporu względem legalnej władzy, to jednak wydają się usprawiedliwiać ją tylko w bardzo rzadkich sytuacjach. Pozostaje sobie zatem odpowiedzieć na pytanie; czy powstanie listopadowe spełniało wymogi, jakie tradycyjna moralność chrześcijańska stawia zbrojnym rebeliantom, by móc usprawiedliwić ich działania?
Na kartach Pisma świętego większość zbrojnych buntów przeciw rządzącym jest potępianych. Oczywiście nie oznacza to, że Pismo święte pochwala ślepe posłuszeństwo ludziom sprawującym rządy. W tej świętej Księdze znajdujemy wszak wielu pozytywnych bohaterów, którzy odmawiali wykonywania niemoralnych poleceń autorstwa swych ludzkich przełożonych. Najczęściej jednak owe przypadki błogosławionego nieposłuszeństwa nie przybierały charakteru zbrojnej rebelii skierowanej przeciw rządzącym. W Biblii mamy do czynienia tylko z dwoma przypadkami zaaprobowanego przez Boga zbrojnego powstania przeciw władzy. Pierwszy z nich to obalenie niegodziwej królowej Atalii. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z rozkazem zabicia owej władczyni pochodzącym od Bożego sługi i pobłogosławionym przez Boże Słowo (2 Krn 23, 14). Drugie z powstań, które jak na to wszystko wskazuje – było błogosławione przez Boga – zostało opisane w księgach machabejskich. Polegało ono na zbrojnym wystąpieniu Machabeuszy przeciw despotycznej władzy Antiocha IV, którzy za pomocą przymusu i przemocy próbowali zwalczać wiarę Mojżeszową. Za rządów tego człowieka śmiercią karane było obrzezywanie niemowląt, przestrzeganie szabatu oraz posiadanie świętych Ksiąg Prawa. Antioch IV nakazywał też żydom uczestniczenie w pogańskich obrzędach, w których dodatkowo najczęściej składano ofiarę ze świń (i z których mięso miało być spożywane w ramach tych rytuałów). Do tego dochodziło jeszcze ustawianie posągów bożków wszędzie gdzie to było możliwe i popieranie przez owe władze sakralnej prostytucji. Rządy Antiocha IV faktycznie więc delegalizowały wyznawanie i praktykowanie objawionej wówczas przez prawdziwego Boga religii i za pomocą represji próbowały zmusić wszystkich żydów do przyjęcia pogaństwa i niemoralności.
Czy można jednak porównać powstanie listopadowe z pobłogosławionymi przez Boga, aczkolwiek rzadkimi i wyjątkowymi, przypadkami zbrojnego wystąpienia przeciw władzy? Nie sposób dostrzec tu analogii. Trudno bowiem porównać grupę młodzieńców z rozgrzanymi głowami, którzy grali główną rolę podczas “Nocy Listopadowej” do Bożych Proroków występujących w imieniu samego Boga. Tym bardziej trudno tu dostrzec jakiekolwiek podobieństwo, gdy zważy się na fakt, iż ludzie, którzy wywołali to powstanie w przeważającej części należeli do masonerii lub ugrupowań o charakterze paramasońskim. Wiara chrześcijańska zaś w Królestwie Kongresowym generalnie rzecz biorąc nie była prześladowana, nie mówiąc już o tym, by za pewne praktyki z nią związane groziła kara śmierci, zaś Mikołaj I nie narzucał prawosławia za pomocą przymusu i siły.
Powstanie Listopadowe w świetle Katechizmu Jana Pawła II
Ogłoszony w 1992 roku przez papieża Jana Pawła II “Katechizm Kościoła Katolickiego” w punkcie numer 2243 powtórzył tradycyjne zasady moralistyki katolickiej, których RÓWNOCZESNE spełnienie JEDYNIE pozwala usprawiedliwić powzięcie zbrojnej rebelii przeciw panującemu w danym czasie rządowi. Przypatrzmy się tym regułom i spróbujmy sobie odpowiedzieć, czy powstanie listopadowe czyniło im zadość?
“1 – w przypadku pewnych, poważnych i długotrwałych naruszeń podstawowych praw”.Faktem jest, iż car Mikołaj I oraz jego namiestnik w Warszawie Konstanty zaczęli łamać niektóre z postanowień konstytucji Królestwa Kongresowego. Czy jednak to ich postępowanie miało charakter “poważnego, pewnego i długotrwałego naruszania podstawowych praw”? Jeśli mowa jest o ograniczaniu wolności słowa poprzez np. wprowadzenie cenzury prewencyjnej, to niezwykle trudno jest nazwać takie działanie “naruszaniem podstawowych praw”. Zasada wolności słowa nie jest bowiem nieograniczona, a władze cywilne mają prawo i obowiązek karania i zakazywania rozprzestrzeniania wad psujących serca i moralność. A może za naruszenie “podstawowych praw” należałoby uznać delegalizację masonerii w Królestwie Kongresowym, które nastąpiło w 1821 roku?
Rządy Mikołaja I oraz Wielkiego Księcia Konstantego z pewnością nie należały do najlepszych, ale Królestwo Kongresowe nawet w czasie nich miało cieszyło się daleko posuniętą autonomią, wiara katolicka nie była wówczas represjonowana, nie dochodziło do masowych egzekucji dokonywanych na Polakach, zaś kultura i instytucje polskie mogły się w nim bardzo swobodnie rozwijać. Trudno byłoby zatem dowieść, iż posłuszeństwo Mikołajowi I oraz księciu Konstantemu oznaczało ze strony Polaków popełniania czegoś co byłoby w sposób jasny i ewidentny sprzeczny z przykazaniami Bożymi lub prawem naturalnym (a tylko taka sytuacja daje obywatelom prawo do sprzeciwiania się władzy – a nawet w takim wypadku opór z użyciem broni powinien być ostatecznością).
” 2 – po wyczerpaniu wszystkich innych środków”. Jasnym jest, iż do momentu wybuchu powstania nie zostały wyczerpane wszystkie inne środki oporu. A Królestwo Kongresowe, które cieszyło bardzo dużą autonomią miało do dyspozycji jeszcze wiele innych metod. Powstanie listopadowe wybuchło za przyczyną ludzi, którzy w sposób szybki i gwałtowny pragnęli zrzucić z Królestwa Polskiego zwierzchnictwo rosyjskiego caratu, pomijając przy tym jakiekolwiek zasady roztropności.
“3 – jeśli nie spowoduje to większego zamętu“. Faktem jest, że owocem powstania listopadowego było znaczne pogorszenie się sytuacji Polaków pod zaborem rosyjskim. Nawet jednak, gdyby owa rebelia odniosła zwycięstwo, to można zastanowić się, czy rządy, które w jej wyniku by się utrwaliły nie przyniosły by Królestwu Kongresowemu większego zamętu i szkód, niż protektorat Mikołaja I? Wszak powstanie to było w dużej mierze inspirowane przez kręgi wolnomularskie, a więc antychrześcijańskie ze swej natury.
“4 – jeśli istnieje uzasadniona nadzieja powodzenia“. Jest bardzo wątpliwe, czy armia Królestwa Kongresowe była w stanie wygrać wojną z Rosją.
“5 – jeśli nie można rozumnie przewidzieć lepszych rozwiązań“. Bardzo duży zakres autonomii, jaką cieszyło się Królestwo Polskie w latach 1815 – 1830, pozwalał na podejmowanie różnych innych pokojowych kroków mających na celu poprawę sytuacji. Niestety inspiratorzy listopadowego buntu postanowili działać z ich ominięciem, dążąc do jak najszybszego wywołania konfliktu zbrojnego.
Jak widać powstanie z 1830 roku nie spełniało chyba ŻADNEGO z tych pięciu warunków, których RÓWNOCZESNEGO wypełnienia domaga się katolickie nauczanie moralne po to by móc usprawiedliwić fakt zbrojnego oporu przeciw uciskowi stosowanemu przez władzę polityczną. Wniosek jest więc jasny: powstanie listopadowe było niemoralne.
Trzeba zresztą stwierdzić, iż praktycznie rzecz biorąc sytuacje, w których równocześnie jest wypełnionych pięć tych warunków są bardzo rzadkie, dlatego Magisterium Kościoła z zasady niechętnie patrzyło na podnoszenie miecza przez poddanych przeciw legalnej władzy i choć uznawało prawo i obowiązek okazywania nieposłuszeństwa niemoralnym poleceń przełożonych, to zachęcało by odbywało się to na drodze pokojowej. Widać to choćby w encyklice Leona XIII “Diuturnum illud”, gdzie za przykład właściwego postępowanie w tej mierze postawieni zostali pierwsi chrześcijanie:
“Inna sprawa była, gdy cesarze przez swoje dekrety lub pretorzy przez swoje groźby chcieli ich zmusić do sprzeniewierzenia się wierze chrześcijańskiej lub innym obowiązkom: w takich chwilach woleli zaiste odmówić posłuszeństwa ludziom niż Bogu. Wszakże i w podobnych okolicznościach dalecy byli od tego, aby jakikolwiek wszczynać bunt i majestat cesarski obrażać, a jednego tylko żądali, aby wolno im było swoją wiarę otwarcie wyznawać i być jej niezachwianie wiernymi. Poza tym nie myśleli o żadnym buncie, a na tortury szli tak spokojnie i ochoczo, że wielkość ich ducha brała górę nad wielkością zadawanych im mąk“.
Nie ma zatem co dziwić się Grzegorzowi XVI. Wszystko wskazuje bowiem na to, że nie został on wprowadzony w błąd co do charakteru listopadowej rebelii. Tak jak napisał ów papież była ona buntem przeciw legalnej władzy inspirowanym przez “sprawców kłamstwa i podstępu” (to znaczy masonów). My Polacy nie jesteśmy nieomylni i bezbłędni, dlatego nie powinniśmy zachowywać się jak kapryśne dzieci, kiedy tylko ktoś nas upomni i wskaże nam błąd.