Czy Ameryka Łacińska jest nadzieją dla katolicyzmu?
Leave a CommentKiedy na stanowisko papieża wybrano pochodzącego z Ameryki Łacińskiej kardynała Bergoglio, mocniejsze stały się głosy sugerujące, iż to właśnie na tym kontynencie należy upatrywać nowego źródła inspiracji i nadziei dla katolicyzmu. Czy jednak aby na pewno należy w ten sposób patrzeć na latynoską część Kościoła katolickiego? Przyjrzyjmy się zatem suchym faktom, odstawiając na bok zrozumiałe pozytywne emocje wynikające z historycznego precedensu, którym jest wybór pierwszego pochodzącego z Ameryki Łacińskiej biskupa Rzymu.
VooDoo, santeria, synkretyzm, candomble
Jedną z rzucających się w oczy cech latynoskiej wersji katolicyzmu są szeroko rozpowszechnione tam synkretyczne mieszanki łączące chrześcijaństwo z różnymi pogańskimi wierzeniami. Mamy tu więc do czynienia z całą paletą takich religijnych “koktajli”, by wymienić najpopularniejsze z nich: voo doo (Haiti, Dominikana, Brazylia), santeria (Kuba, Karaiby, Meksyk), candomble (Brazylia) , macumba (Brazylia), “Santa Muerte” (Meksyk). I w przypadku tych kultów nie mamy do czynienia z jakimiś tam mniejszej wagi zabobonami (w rodzaju zwyczaju spluwania przez lewe ramię), ale wszystkie one wypaczają i zniekształcają chrześcijaństwo w bardzo poważnym wymiarze i aspektach. Pod fasadą pewnych katolickich praktyk i pojęć, wzywa się w nich bowiem pogańskie bóstwa (czyli tak naprawdę demony) oraz duchy zmarłych, praktykuje czary a także składa się krwawe ofiary ze zwierząt. Niektóre zaś z tych synkretycznych mieszanek w tak jawny sposób manifestują zły charakter (jak np. voo doo, gdzie podstawowym obrzędem jest wejście w stan opętania, czy “Santa Muerte”, w którym obiektem kultu jest postać kościotrupa), iż trudno mieć choćby najmniejsze wątpliwości co do demonicznej inspiracji za nimi stojącej. Owe pogańskie kulty nie stanowią też jakiegoś marginesu latynoskich społeczeństw, ale są ich ważną częścią. Przykładowo, w samej Brazylii funkcjonuje kilkadziesiąt tysięcy kaplic i światyń w których sprawowane są obrzędy candomble, zaś liczba zwolenników tego kultu jest tam szacowana nawet na 20 do 40 milionów (co stanowi od 15 do 30 procent całego społeczeństwa).
Nawet statystki coniedzielnego uczestnictwa w Mszy nie są imponujące, jeśli chodzi o Amerykę Łacińską. W Brazylii i Argentynie jest to 20 procent, a więc mniej niż np. w Polsce,(41%) Włoszech (35 %).
Rozwiązłość, “machizm”, wojny gangów, korupcja
Latynoski katolicyzm nie słynie też bynajmniej z wysokiego poziomu moralności (delikatnie mówiąc). Rokroczny karnawał w Rio de Janeiro w czasie, którego miliony ludzi uprawia tam rozpustę i pijaństwo jest tylko symbolem zgnilizny moralnej toczącej Amerykę Łacińską. W rzeczywistości jeśli chodzi o rozwiązłość seksualną zwłaszcza w katolickich krajach Ameryki Łacińskiej od dawna upowszechniła się kultura i mentalność bardzo sprzyjająca różnym formom rozwiązłości seksualnej. W Ameryce Łacińskiej zdecydowana większość dzieci pochodziła z nieprawego łoża (w XIX-wiecznym Ekwadorze takich dzieci było nawet 75 procent), istniało (i wciąż istnieje) szeroko rozwinięte przyzwolenie na cudzołóstwo w wykonaniu mężczyzn. W zastraszających rozmiarach szerzyła się tam prostytucja (np. w latach 50-tych XX wieku, w liczącym wówczas 520 tysięcy kolumbijskim mieście Cali istniało 2600 domów publicznych z 13 000 zatrudnionych tam prostytutek, co daje ok. 5 procent całej żeńskiej populacji tego miasta). Ideał latynoskiego mężczyzny od dawna stanowi tzw. machos, a więc osobnik, który z założenia źle traktuje swą żonę (zdradza ją i bije), a wyznacznikiem prawdziwej męskości jest dla niego posiadanie licznych kochanek, wizyty w domach publicznych, itp.
Gdy spojrzy się zaś na statystyki przestępczości w tradycyjnie katolickich krajach Ameryki Łacińskiej nieraz ogarnia człowieka wręcz przerażenie. Poziom morderstw i bandytyzmu w takich państwach jak Meksyk, Wenezueli, Gwatemali czy Brazylii nieraz przybierał rozmiary przypominające liczbę ofiar wojny domowej. Przykładowo, w liczącej zaledwie 12 milionów ludzi Gwatemali dokonywanych jest ok. 4-5 tysięcy zabójstwo rocznie. Z kolei , w 2006 roku, w Brazylii (prawie 194 miliony ludności) w wyniku przestępczości kryminalnej zostało zabitych 49.145 osób. Oznacza to, iż w Gwatemali i Brazylii jest około 20-krotnie wyższy wskaźnik morderstw niż w Polsce, zaś przeszło 5-krotnie większy niż w USA.
Katolickie republiki?
Na pocieszenie można powiedzieć jednak, iż do państw Ameryki Łacińskiej nie dotarły w tak dużym wymiarze jak gdzie indziej negatywne tendencje w podejściu do polityki i porządku prawnego. Niektórzy na określenie charakteru państw w tym rejonie używali określenia “katolickie republiki”. I w tym wypadku warto jednak ostudzić entuzjazm dla latynoskiej wersji katolicyzmu. Owszem, pewne złe trendy na płaszczyźnie polityczno-prawnej dotarły do Ameryki Łacińskiej z opóźnieniem i do dziś nie wszystkie z nich przybrały charakter tak radykalny jak w wielu innych krajach. Kwestią, w której najmocniej jest tu jeszcze widoczny wpływ nauki katolickiej na praktykę rządzenia stanowi podejście do legalności aborcji. Poza kilkoma małymi krajami regionami tego kontynentu, gdzie zabijanie nienarodzonych jest legalne na życzenie (np. Urugwaj, Kuba, stolica Meksyku), w zdecydowanej ich większości zbrodnia ta jest prawnie dopuszczalna “tylko” w wyjątkowych okolicznościach (typu: ciąża pochodząca z przestępstwa, zagrożenie dla zdrowia lub życia matki). Jednak jeśli chodzi już o drugą z naczelnych kwestii współczesnej rewolucji obyczajowej, a więc społeczną legitymizację dla homoseksualizmu, to tu sprawy wyglądają niewiele lepiej niż w Europie czy Ameryce Północnej i Australii. Kontakty homoseksualne są legalne w prawie wszystkich państwach tego regionu (czasami od prawie 200 czy 150 lat, jak ma to miejsce w Brazylii od 1834 r czy Meksyku od 1862 r.). Instytucja homo-małżeństw została już wprowadzona w Argentynie, zaś tzw. związki partenerskie prawnie usankcjonowano w Brazylii, Ekwadorze, Kolumbii, Gujanie Francuskiej, części Meksyku. W większości krajów Ameryki Łacińskiej funkcjonują też przepisy zabraniające tzw. dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Te nieszczęsne prawa nie wydają się bynajmniej iść w poprzek nastawieniu tamtejszych społeczeństw. Wedle badawczego instytutu “Pew Global Attitudes Project” w 2007 roku na pytanie: “Czy homoseksualizm powinien być akceptowany przez społeczeństwo?” odpowiedź “Tak” dało: 72 procent ankietowanych Argentyńczyków, 65 proc. Brazyliczyjczyków, 64 proc. Chilijczyków, 51 procent Peruwiańczyków, 47 proc. Wenezuelczyków. Dla porównania, w Stanach Zjednoczonych, pomimo trwającej tam od prawie 30 lat intensywnej kampanii pro-homoseksualnej, odsetek osób uważających, iż ową dewiację należy akcpetować wynosi ok 50 procent Dość wspomnieć, że największa parada “gejowska” odbywa się rokrocznie w brazylijskim Sao Paulo – w 2007 roku zgromadziła ona ok. 3, 5 miliona zboczeńców i ich popleczników. Z kolei obecność homoseksualistów na słynnym karnawale w Rio de Janeiro przybiera jawną formę już od conajmniej początku lat 80-tych 20 wieku.
Raj dla lewicy
Także społeczna sympatia, jaka w Ameryce Łacińskiej jest okazywana różnych ruchom lewicowym daje wiele do myślenia. Gdyby nie wpływy USA i działania latynoskich generalicji, najprawdpodobniej większość krajów tego regionu przez dziesiątki lat byłaby rządzona przez komunistów i/lub socjalistów. I działoby się tak bynajmniej nie w drodze jakichś krwawych wojen domowych rozpętywanych przez fanatyczną lewacką mniejszość. Bolszewicy i socjaliści zdobywaliby tam władzę z poparciem dużej części społeczeństw, czego dowodem są chociażby losy np. Chile (prezydentura Allende), Wenezueli (Hugo Chavez), Brazylii (Lula de Silva) czy Boliwii (Evo Morales).
Zamiast więc ulegać emocjom związanym z wyborem na papieża człowieka pochodzącego z Ameryki Łacińskiej, warto twardo trzymać się faktów i realiów. A owe przemawiają za tym, że bliższe przyjrzenie się latynoskiej odmianie katolicyzmu przekonuje, że owa powinna być raczej źródłem wstydu aniżeli nadziei.