Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: apostazja

  1. Co apostazją jest, a co nią nie jest?

    Możliwość komentowania Co apostazją jest, a co nią nie jest? została wyłączona

    Przynajmniej w polskiej przestrzeni publicznej nagminne jest mówienie o “apostazji” jako zachowaniu polegającym na formalnym “wypisaniu się” z Kościoła katolickiego bez żadnego rozróżnienia na motywy stojące za takim aktem. W naszym kraju przyjęło się więc nazywać mianem apostatów również tych, którzy np. wypisali się z Kościoła katolickiego po to by przyjąć członkostwo w jakimś niekatolickim, ale wciąż zasadniczo chrześcijańskim związku wyznaniowym. Z drugiej zaś strony, nie mówi się w ten sposób zbyt często o tych ateistach czy agnostykach tak długo póki takowi swój ateizm czy agnostycyzm nie potwierdzą w czysto formalny sposób poprzez złożenie w danej katolickiej parafii pisemnego oświadczenia o rezygnacji z bycia członkiem Kościoła katolickiego. W niniejszym artykule chciałem pokazać, iż tego rodzaju definiowanie apostazji jest z gruntu błędne, a ponadto niesprawiedliwe.

    ***

    Wbrew potocznie przyjętemu w naszym kraju i publicznym dyskursie rozumieniu apostazji, w ramach tradycyjnej teologii katolickiej wyraźnie rozróżnia się pomiędzy przestępstwem apostazji (jako całkowitym porzuceniem religii chrześcijańskiej) a przestępstwem herezji (jako kwestionowaniem tylko niektórych prawd wiary katolickiej przy jednoczesnym uznawaniu innych jej prawd). Żyjący w XIX wieku, kardynał Thomas Gousset w napisanej przez siebie “Teologii moralnej dla plebanów i spowiedników” tak to ujmował:

    Apostazja (odstępstwo) zasadza się odstąpieniu chrześcijaństwa: jest to opuszczenie zupełne wiary chrześcijańskiej. Różni się więc od kacerstwa (czyli herezji – przyp. moje MS) w tem, że odstępca odrzuca wszystkie artykuły wiary, gdy tymczasem kacerz niektórych się tylko zapiera, nie przestając wyznawać chrześcijaństwa.

    Odstępstwo pociąga za sobą te same kary kościelne co i kacerstwo; a ponieważ zdaniem naszem bezbożnicy nieuznający Boga (Ateiści), lub zaprzeczający Opatrzności boskiej (Deiści), powinni być umieszczeni pomiędzy odstępcami, więc i oni ulegający wyłączeniu i innym karom kościelnym wymierzonym w kacerzy“.

    Cytat za: Kardynał Gousset, “Teologia moralna dla użytku plebanów i spowiedników”, Warszawa 1870, s. 147 – 148.

    W jednym z umieszczonych przez siebie przypisów kardynał Gousset powoływał się na konferencje Anżerskie (d’Angers), gdzie w wykładzie Dekalogu napisane zostało:

    Opuszczenie zupełne, jakie osoba ochrzczona popełnia względem wiary Jezusa Chrystusa, aby wyznawać żydostwo, pogaństwo, mahometanizm, ateizm, albo deizm” (Conf. II quest 4). Cytat jw., s. 148, przypis 1.

    Inny z “przedsoborowych” katolickich autorów, a mianowicie ks. Jan Szymeczko, tak rozróżnia pomiędzy apostazją a herezją:

    Ad 3. Herezja.

    Heretycy wierzą w Boga i Jego Objawienie, ale albo odrzucają niektóre prawdy objawione, albo je opatrznie tłumaczą, np. luteranie, kalwiniści itp. Herezja uwłacza Bogu, gdyż człowiek czyni się sędzią prawd danych przez Boga i według swego uznania jedne przyjmuje, a drugie odrzuca.

    Ad. 4. Apostazja

    Apostazja, czyli odstępstwo od wiary chrześcijańskiej. Ten grzech popełniają ludzie ochrzczeni i wychowani w wierze chrześcijańskiej, przechodzący na jakąś religię niechrześcijańską, np. judaizm, mahometanizm lub pogaństwo.

    Ks. dr Jan Szymeczko, “Etyka katolicka”. Wydawnictwo “Te Deum”, Warszawa 2001, s. 84.

    Pozwolę sobie też zacytować jednego z polskich wykładowców prawa kanonicznego, a mianowicie ks. Franciszka Bączkowicza, który w ten sposób pisze o zarysowanych już wyżej rozróżnieniach:

    522. 1. Apostatą jest ochrzczony, który całkowicie odstępuje od wiary chrześcijańskiej (…)

    Apostatą więc staje się tylko ten, kto: a) przez chrzest przyjął wiarę chrześcijańską (a zatem nie jest katechumenem), b) od wiary całkowicie odstępuje czyli odrzuca podstawowe prawdy wiary chrześcijańskiej, jak istnienie Boga, bóstwo Chrystusa Pana, objawienie nadprzyrodzone, lub o nich pozytywnie wątpi. Odstąpienie od wiary musi być rzeczywiste, wewnętrzne, a nie pozorne tylko, zewnętrzne, dla oka lub dla żartu; kto jednak zewnętrznie od wiary odstępuje, o tym przypuszcza się, że czyni to także wewnętrznie; dlatego też w zakresie zewnętrznym uważa się go za apostatę. (…)

    Przestępstwo apostazji zostaje dokonane dopiero wówczas, gdy wewnętrzne odstąpienie od wiary zostaje wyjawione w jakikolwiek sposób na zewnątrz, np. słowem, pismem lub czynem, chociażby nawet tajnie. Wewnętrzna apostazja jest grzechem, lecz nie przestępstwem (…)

    523. 2. Heretykiem jest ochrzczony, który zachowując nazwę chrześcijanina, świadomie i dobrowolnie (pertinaciter) prawdzie objawionej przez Boga i wszystkim do wierzenia podanej przeczy lub o niej powątpiewa (…).

    Heretykiem jest przeto ten, kto religię chrześcijańską przez chrzest przyjętą wprawdzie zatrzymuje (gdyby ją bowiem całkowicie odrzucił, byłby apostatą), lecz a) przeczy jakiejś prawdzie objawionej, tj. zawartej w Piśmie św. lub w Tradycji, a przez Kościół wszystkim do wierzenia podanej jako od Boga objawionej czy to przez uroczyste orzeczenie papieża lub soboru powszechnego, czy to przez zwyczajne a powszechne nauczanie Kościoła, albo o prawdzie objawionej powątpiewa czyli pozytywnie sądzi, że jest ona wątpliwą: dubius in fide infidelis est; oraz b) rzeczy lub powątpiewa uporczywie (pertinaciter), tj. wiedząc, że Kościół czy to przez uroczyste orzeczenie, czy też przez powszechne nauczanie podaje tę prawdę do wierzenia jako od Boga objawioną (…)

    Do zaistnienia przestępstwa herezji konieczną jest rzeczą by wewnętrzne zaprzeczanie bądź powątpiewanie zostało wyjawione w jakikolwiek sposób na zewnątrz, np. słowem, pismem lub czynem, chociażby nawet tajnie; wewnętrzna herezja jest grzechem, lecz nie przestępstwem.

    Do istoty herezji nie należy, by heretyk przyłączył się do związku heretyckiego. (…)

    Ks. Franciszek Bączkowicz C.M., “Prawo Kanoniczne. Podręcznik dla duchowieństwa”, Tom Trzeci, Wydanie Trzecie (Rok Wydania 1958), Wydawnictwo Diecezjalne św. Krzyża w Opolu, ss. 479, 480-481.

    ***

    Jak więc dobitnie i jasno wynika ze wszystkich zacytowanych katolickich źródeł:

    1. Herezja nie jest tym samym co apostazja.

    2. Aby mówić o apostazji niezbędne jest porzucenie przez ochrzczonego wiary przynajmniej w te prawdy, które stanowią o rdzeniu religii chrześcijańskiej, np. zanegowanie boskości Chrystusa Pana, istnienia nadprzyrodzonego Bożego Objawienia.

    3. O apostazji można mówić w przypadku przyjęcia z gruntu niechrześcijańskich wierzeń czy przekonań, np. judaizmu, islamu, deizmu, agnostycyzmu czy ateizmu.

    4. Do zaistnienia kanonicznego przestępstwa apostazji nie jest konieczne składanie formalnego aktu “wypisania się” z Kościoła katolickiego. Apostatą (w sensie nie tylko grzechu, ale również przestępstwa kanonicznego) można zostać przez samo uzewnętrznienie (choćby niepubliczne i znane niewielu osobom) swych fundamentalnie niechrześcijańskich przekonań w kwestiach religijnych.

    Tytułem przykładu, heretykiem ale nie apostatą jest dajmy na to były wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence, który po tym jak został ochrzczony i wychowany jako rzymski katolik przystąpił do ewangelikalnych chrześcijan. Apostatą nie jest też były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, który wychowany jako katolik dał się później ponownie ochrzcić w jednym z protestanckich zborów, a także zawarł małżeństwo w protestanckim zborze. Z kolei już apostazji a nie herezji dopuszcza się pan Janusz Korwin-Mikke (dalej JKM), który ochrzczony i katechizowany jako rzymski katolik od wielu lat publicznie określa się mianem deisty. I nie zmienia tego stanu rzeczy fakt, iż JKM nigdy nie poszedł do lokalnej rzymsko-katolickiej parafii by złożyć oświadczenie o swej rezygnacji z bycia katolikiem. Do popełnienia kanonicznego przestępstwa apostazji wystarczy bowiem samo aprobatywne mówienie innym o swych fundamentalnie niechrześcijańskich przekonaniach – i to nawet w sytuacji gdy owe mówienie nie nabiera jeszcze charakteru publicznego. Tymczasem JKM o swym deizmie mówił nie tylko wielokrotnie, ale również publicznie. Jedyną wątpliwość jaką tu można mieć jest to, czy JKM dopełnił wszystkich znamion potrzebnych do zaciągnięcia automatycznej ekskomuniki za apostazją – gdyż jedną z takowych jest konieczność bycia świadomym sankcji karnych grożących za ów czyn/przekonania. Gdyby miałoby się więc okazać, że JKM nie jest świadomy, iż za apostazję grozi automatyczna ekskomunika to nie dopuściłby się on jeszcze kanonicznego przestępstwa w tym względzie, jednakże coś co stanowi materię owego występku z pewnością jest jego udziałem.

    ***

    Powyższe rozróżnienia nie są tylko jakimiś mało znaczącymi doprecyzowaniami w zakresie terminologii i rozumienia poszczególnych słów oraz słówek. Rzecz bowiem w tym by sprawiedliwie oceniać naszych bliźnich, nie zarzucając im rzeczy w istocie swej cięższych niż ma to miejsce w rzeczywistości. Tak się zaś bowiem składa, iż na obiektywnej płaszczyźnie moralnej apostazja jest cięższym niż herezja występkiem. Gdy więc heretyka nazywa się też apostatą to tak naprawdę się go niesprawiedliwie oczernia. Tego rodzaju postępowanie można porównać do sytuacji, w której jakaś osoba winna tylko nierządu (popełnionego z dorosłą osobą) byłaby nazywana także pedofilem. Oczywiście, i taki nierząd należałoby ganić, ale nie usprawiedliwiałoby to fałszywego powiększania występków takiego człowieka. Warto w tym miejscu przypomnieć słowa św. Franciszka Salezego, który choć owszem twierdził, iż należy w jasny i głośny sposób ostrzegać przed religijnymi błędami, to jednak pisał również:

    (…) Strzeż się przypisywać bliźniemu niesprawiedliwie zbrodni i grzechów, nie ujawniaj ukrytych, nie powiększaj jawnych, nie tłumacz na złe dobrych uczynków. Nie zaprzeczaj temu, co w kimś poznałaś dobrego, nie przemilczaj tego ze złośliwości ani nie umniejszaj słowami, bo tym wszystkim obrażałabyś Boga, zwłaszcza wtedy, gdybyś oskarżała fałszywie i zaprzeczała prawdzie ze szkodą dla bliźniego. Byłby to podwójny grzech – to jest kłamstwo i zarazem szkodzenie bliźniemu. (Św. Franciszek Salezy, Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, Klasztor Sióstr Wizytek, Kraków 2000, s. 190, Podkreślenie moje – MS).

    Mirosław Salwowski

    ***

    Źródło obrazka wykorzystanego w artykule:
    https://www.islamicity.org/4595/apostasy-a-crime-or-an-exercise-in-free-will/

  2. Czy dokonanie apostazji w obawie przed śmiercią może skutkować zaciągnięciem winy grzechu śmiertelnego?

    Możliwość komentowania Czy dokonanie apostazji w obawie przed śmiercią może skutkować zaciągnięciem winy grzechu śmiertelnego? została wyłączona

    Spotkałem się ostatnio z poglądem sugerującym, iż należy z samej zasady założyć, że chrześcijanie, którzy z obawy przed śmiercią i/lub torturami dopuścili się apostazji oraz/lub bałwochwalstwa na pewno nie ściągnęli w ten sposób na swe sumienia winy grzechu śmiertelnego. Zwolennicy tej opinii próbują ją poprzeć wskazując na nauczanie katolickie, wedle którego do zaistnienia winy grzechu ciężkiego oprócz poważnej materii danego zachowania (a taką jest np. apostazja i bałwochwalstwo) potrzebna jest jeszcze pełna świadomość jego zła, a także – co najważniejsze w tym kontekście – jego całkowita dobrowolność. Chrześcijanie, których nakłaniano do popełnienia apostazji bądź bałwochwalstwa za pomocą tortur i gróźb śmierci, w przypadkach ulegania takiej presji, nie czynili tego zatem w dobrowolny lub przynajmniej w pełni dobrowolny sposób, a zatem z pewnością nie należy podejrzewać, iż którykolwiek z takowych chrześcijan zaciągnął na swe sumienie winę grzechu ciężkiego. Innymi słowy: to prawda, iż materia tych grzechów jest ciężka, a nawet, że są one zawsze niedozwolone; jednakże wspomniany wyżej rodzaj ekstremalnych okoliczności w niejako samoistny sposób sprawia, że do zaistnienia ciężkiej winy brakuje im pełnej dobrowolności.

    W niniejszym artykule zamierzam wykazać błędność powyżej nakreślonej opinii, jednocześnie wskazując, iż obawa przed śmiercią i/lub torturami może, lecz nie musi ograniczać dobrowolność podejmowanych przez nas decyzji. Innymi słowy, nie jest tak, że w każdym przypadku wymuszanej w powyższy sposób apostazji i/lub bałwochwalstwa należy w niejako automatyczny sposób zakładać, iż nie doszło wówczas do zaciągnięcia na swe sumienie winy grzechu ciężkiego. Jeśli już to, rozsądniej jest domniemywać, iż czasami rzeczywiście takowa wina zaistniała, a czasami nie zaistniała (w zależności od innych czynników).

    ***

    Zacznijmy od tego, iż sam nasz Pan i Zbawca Jezus Chrystus przynajmniej sugeruje, że mogą zachodzić sytuacje, w których zaparcie się – Go, nawet jeśli uczynione w ekstremalnych okolicznościach – może wiązać się z realną groźbą wiecznego potępienia (czyli innymi słowy: zaciągnięciem winy grzechu śmiertelnego). Pan Jezus mówił wszak następujące słowa:

    Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować.  Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić,  gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was.  Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy.

    Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą. Więc się ich nie bójcie! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.  Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię.  U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
    Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.  Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.
    (Mateusz 10, 17-33).

    Nasz Pan i Zbawca Jezus Chrystus mówił więc wyraźnie w kontekście zapowiadanych przez Siebie krwawych prześladowań wymierzonych w Jego uczniów i naśladowców, iż „ten kto wytrwa do końca będzie zbawiony” (Mt 10: 21 – 22); i że nie należy bać się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą, ale należy bać się Tego, który ciało i duszę może wtrącić do piekła (Mt 10: 28), a także że tego, kto wyprze się przed ludźmi Jego imienia, tego On wyprze się przed Ojcem w dniu Sądu (Mateusz 10: 32 -33). A zatem z tych słów wynika, iż możemy być wieczni potępieni, nawet jeśli wyrzekniemy się wiary w Jezusa w wyniku krwawych prześladowań. Gdyby więc w sposób automatyczny obawa ciężkich cierpień miała zwalniać od winy grzechu śmiertelnego, powyższe nauczanie Chrystusa nie miałoby żadnego sensu.

    Także w opisach śmierci męczenników nie jest zbyt trudno odnaleźć wiarę w to, iż dopuszczenie się pod wpływem groźby tortur i/lub śmierci apostazji oraz/lub czczenia bożków mogłoby skutkować wiecznym potępieniem (czyli winą grzechu ciężkiego). W żywocie św. Juliana i jego towarzyszy czytamy wszak, iż tenże chrześcijański męczennik skłaniany groźbami śmierci do bałwochwalstwa odrzekł:

    My raczej jesteśmy gotowi przyjąć śmierć doczesną, abyśmy żyli na wieki, niż żyć w tym świecie, aby być oddanymi na wieczne męki. (Cytat za: “Zawsze Wierni. Prawdzie Katolickiej – Prawdzie jedynej”, nr 35/2000, “Skarbiec Pisma świętego: Piekło”).

    Również stałe nauczanie Kościoła nie wydaje się potwierdzać tezy o automatycznym zwalnianiu chrześcijan dopuszczających się wymienianych wyżej nieprawości z winy grzechu ciężkiego, jeśli tylko takowych dopuszczali się oni w ekstremalnych okolicznościach.

    Przykładowo, św. Tomasz z Akwinu pisze:

    Jeśli ktoś przez bojaźń, unikając niebezpieczeństwa śmierci lub jakiegobądź innego doczesnego zła, tak usposobiony jest, że dopuści się czegoś zakazanego lub zaniedba czegoś co prawem Boskim nakazane, taka bojaźń jest grzechem śmiertelnym” (patrz: Suma part. 2.2, quest 125 art.).

    Papież Pius XII w swym przemówieniu z dnia 18 kwietnia 1952 roku poświęconym błędom etyki sytuacyjnej mówił zaś:

    Fundamentalne obowiązki prawa moralnego opierają się na istocie i naturze człowieka, na jego podstawowych relacjach I dlatego obowiązują w przypadku każdego człowieka. Fundamentalne obowiązki prawa chrześcijańskiego w stopniu, w którym są one nadrzędne wobec prawa naturalnego, opierają się na istocie nadprzyrodzonego porządku ustanowionego przez Boskiego Zbawiciela. Z zasadniczych relacji między człowiekiem a Bogiem, człowiekiem a człowiekiem, mężem a żoną, rodzicami a dziećmi z zasadniczej wspólnoty relacji typowych dla rodziny, w Kościele i w Państwie wynika między innymi, że nienawiść do Boga, bluźnierstwo, bałwochwalstwo, porzucanie prawdziwej wiary, wyparcie się wiary, krzywoprzysięstwo, morderstwo, dawanie fałszywego świadectwa, oszczerstwo, cudzołóstwo i nierząd, przemoc małżeńska, samogwałt, kradzież i rabunek, odbieranie rzeczy niezbędnych do przeżycia, pozbawianie pracowników ich sprawiedliwej zapłaty (Jk 5,4), monopolizacja podstawowego pożywienia, niesprawiedliwe podwyżki cen, nieuczciwe bankructwo, niesprawiedliwe manewry spekulacyjne – wszystko to jest surowo zabronione przez Boskiego Prawodawcę. Nie są tu konieczne żadne badania. Niezależnie od sytuacji danej osoby, nie ma ona żadnego innego wyboru, jak tylko zachować posłuszeństwo (…) Chrześcijanin nie może być nieświadomy faktu, że musi poświęcić wszystko, nawet własne życie, aby ocalić swoją duszę. Przypominają nam o tym wszyscy męczennicy. Męczenników jest bardzo wielu, również w naszych czasach. Matki Machabeuszy wraz ze swoimi synami święte Perpetua i Felicyta, wraz z ich nowo narodzonymi dziećmi; Maria Goretti i tysiące innych mężczyzn i kobiet, których czci Kościół – czy w obliczu sytuacji, w której się znaleźli, bezsensownie lub wręcz błędnie zaryzykowali krwawą śmierć? Nie, z pewnością nie, a w swojej krwi są oni najbardziej ewidentnymi świadkami prawdy przeciwko nowej moralności”.

    Zauważmy, że Pius XII nie stwierdza powyżej tylko, iż pewne zachowania są zawsze niedozwolone. Papież ten uczy też w kontekście postawy męczenników, że powinniśmy być świadomi, iż musimy “poświęcić wszystko, nawet własne życie, aby ocalić swoją duszę”. A zatem sugeruje, iż groźba wiecznego potępienia jest, albo przynajmniej może być realna nawet w sytuacji, gdy jakiegoś zakazanego przez Boga czynu dopuścimy się z obawy przed śmiercią.

    Z kolei papież Jan Paweł II w encyklice “Veritatis splendor” nauczał:


    Kościół ukazuje wiernym przykłady licznych świętych (…), którzy głosili i bronili prawdę moralną aż do męczeństwa, albo woleli umrzeć, niż popełnić choćby jeden grzech śmiertelny. Wyniósł ich do chwały ołtarzy , to znaczy kanonizował ich świadectwo i publicznie uznał za słuszne ich przekonanie, że miłość Boga każe bezwarunkowo przestrzegać Jego przykazań nawet w najtrudniejszych okolicznościach i nie pozwala ich łamać nawet dla ratowania własnego życia (…). W męczeństwie, jako potwierdzeniu nienaruszalności porządku moralnego, jaśnieje świętość prawa Bożego, a zarazem nietykalność osobowej godności człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boga. Godności tej nie wolno nigdy zbrukać ani działać wbrew niej, nawet w dobrej intencji i niezależnie od trudności. (…) Męczeństwo odrzuca jako złudne i fałszywe wszelkie ludzkie tłumaczenia, jakimi usiłowałoby się usprawiedliwić – nawet w wyjątkowych okolicznościach – akty moralnie złe ze swej istoty” („Veritatis splendor”, n. 91).

    I tym razem warto zauważyć, że Jan Paweł II nauczał o świętych męczennikach, iż “woleli umrzeć niż popełnić choćby jeden grzech śmiertelny”. Gdyby rację mieli ci, którzy zakładają w ekstremalnych okolicznościach automatyczne zwolnienie z winy grzechu ciężkiego, to papież ten powinien napisać raczej, że męczennicy “woleli umrzeć niż popełnić choćby jeden grzech powszedni”.

    ***
    Wszystko powyższe nie musi jednak oznaczać tego, iż chrześcijanie, którzy w ekstremalnych okolicznościach wyrzekali się wiary w Jezusa i/lub czcili bożki, zawsze ściągali na swe sumienie winę grzechu ciężkiego. Strach przed wielkim cierpieniem może bowiem, ale nie musi obniżać stopień dobrowolności naszych czynów. Błąd omawianej przeze mnie opinii polega jednak nie na twierdzeniu, że taki strach może łagodzić winę sprawcy – z czymś się całkowicie zgadzam. Ten błąd zasadza się na twierdzeniu, a przynajmniej sugestii, iż ów strach zawsze i niejako z samej zasady taką winę łagodzi. Zwolennicy takiego poglądu nie mogą się w tej kwestii powoływać na punkt 1754 Katechizmu Jana Pawła II, gdyż w tym ustępie naucza się, że takie okoliczności jak działanie ze strachu przed śmierci “mogą” zmniejszyć odpowiedzialność sprawcy. Mogą więc, co nie znaczy, że muszą. I to jest kwestia bardziej indywidualna. U jednego człowieka ciężki strach rzeczywiście może ograniczać dobrowolność jego działań, a u innego nie musi. Czym innym wszak jest np. strach przed wielkim cierpieniem u 12-letniej dziewczynki wychowanej w patologicznym domu i środowisku, a jeszcze coś innego stanowi obawa przed śmiercią i torturami występująca u 80-letniego starca, który w swym życiu wiele razy w sposób namacalny doświadczył Bożego działania i opieki, a być może nawet widział na własne oczy rzeczy, które można by nazwać cudami.

    ***

    Zamiast więc mówić, że wszyscy ludzie dokonujący takich grzechów z pewnością nie zaciągają na swe sumienia ciężką winę, rozsądniej jest twierdzić, iż to zależy od indywidualnych uwarunkowań danego człowieka, a zatem, praktycznie rzecz biorąc, prawdopodobnie część grzeszących w ten sposób osób popełniła grzech ciężki w pełnym tego słowa znaczeniu, a jeszcze inni, choć dopuścili się czynu będącego w swej materii ciężką nieprawością, na swe sumienia ściągnęli jedynie lekką winę. My ludzie nie mamy jednak doskonałego wglądu w sumienia innych osób, by móc w bezbłędny sposób ocenić, czy i w jakim stopniu poziom świadomości oraz dobrowolności danego człowieka był na tyle ograniczony, aby powiedzieć, czy w danym przypadku zaistniała wina grzechu ciężkiego czy powszedniego. Możemy owszem, pewne rzeczy tu podejrzewać i uważać za mniej lub bardziej prawdopodobne, a nawet dla dobra ogółu na płaszczyźnie zewnętrznej przyjmować domniemanie zaistnienia u kogoś ciężkiej winy (stąd np. zakaz dopuszczania do Komunii świętej pewnych kategorii osób), ale absolutnej pewności jako ludzie w tej sprawie nie możemy mieć.

    Nasza ludzka niemożność wydawania absolutnych sądów co do zaistnienia w przypadku danego człowieka winy grzechu ciężkiego bądź powszedniego nie powinna jednak nas skłaniać do pozytywnego nauczania czy też ogólnego domniemania, iż z pewnością albo przynajmniej dużym prawdopodobieństwem popełnianie ze strachu przed śmiercią lub innym wielkim cierpieniem tych czy innych obiektywnie ciężkich nieprawości będzie skutkowało tylko lekką winą. Tak jak już bowiem to zostało wyżej nadmienione, ta rzeczywistość jest przed nami zakryta i trudno jest tu wyrokować w jedną czy drugą stronę. Może tak być, że np. 99 procent z ludzi dopuszczających się takich czynów w ekstremalnych okolicznościach nie zaciągało przed Bogiem ciężkiej winy z ich powodu, ale wszak może być też zupełnie inaczej, a więc, że dajmy na to, 50 procent z nich takową ciężką winę na swe sumienie z ich powodu brało. My, jako ludzie nie mamy odpowiednich zdolności by to ocenić, a więc powinniśmy bardziej skupiać się na obiektywnej stronie tego problemu, czyli, iż pewne zachowania są zawsze niedozwolone, nigdy nie podobają się one Bogu i że wiąże się z nimi ryzyko wiecznego potępienia. Warto zresztą dodać, iż, praktycznie rzecz biorąc, pozytywne nauczanie bądź zakładanie ogólnego domniemania o braku ciężkiej winy we wspomnianych wyżej okolicznościach może w łatwy sposób zniechęcać chrześcijan do naśladowania przykładu świętych męczenników, a tym na pewno nie powinno nam zależeć.

    ***

    Podsumowując główne punkty problematyki ujętej w tym artykule:

    1. Apostazja i/lub bałwochwalstwo – również ta pod przymusem – są wewnętrznie złe.
    2. W związku z tym, że są one wewnętrznie złe, są też zawsze zakazane.
    3. Materia apostazji i/lub bałwochwalstwa jest ciężka i poważna.
    4. Dokonanie apostazji i/lub bałwochwalstwa pod przymusem stwarza obiektywnie rzecz biorąc ryzyko wiecznego potępienia, ale, jako że my ludzie nie mamy doskonałego wglądu w takie rzeczy jak poziom świadomości czy wewnętrznej swobody danego człowieka, to nie możemy z większą dozą pewności stwierdzić, iż dany człowiek, który umarł bez żadnych zewnętrznych oznak skruchy za popełnienie takowych nieprawości, umarł tym samym w stanie zaciągniętego na swe sumienie grzechu ciężkiego.
    5. Niepewność wynikająca z punktu nr 4 nie powinna nikogo skłaniać do nauczania, iż apostazja i/lub bałwochwalstwo są w pewnych okolicznościach dozwolone, albo też że z samej zasady można domniemywać, iż ogół osób je dokonując nie zaciąga na swe sumienie grzechu ciężkiego.

    Mirosław Salwowski

  3. Popieranie in vitro nie jest apostazją

    Leave a Comment

    W ostatnim czasie Patryk Jaki ogłosił, iż będzie kandydował na urząd prezydenta Warszawy, zapytany zaś o kwestię finansowania programu in vitro z miejskiego budżetu, odpowiedział:

    Sądzę, że tak [miejski program in vitro może liczyć na moje wsparcie]. Sądzę, że to taki element, w którym można byłoby poszukać porozumienia. Sądzę, że tak. Moja stanowcza deklaracja jest taka: jeżeli chodzi o same in vitro – popieram. Natomiast jaka ilość środków z budżetu Warszawy miałaby być ewentualnie na to przeznaczona, to tutaj musimy się poważnie zastanowić [1].

    Te słowa spotkały się z następującą reakcją pana Tomasza Terlikowskiego:

    Kandydat PiS na prezydenta Warszawy Patryk Jaki stanowczo popiera in vitro. Warszawa warta apostazji? Pytanie tylko po co wierzący autentycznie katolik ma głosować w Warszawir na PiS, żeby dostać kandydata z poglądami PO czy Nowoczesnej? (Facebook, 28 kwietnia 2018, godz 14. 39).

    Innymi słowy, redaktor Terlikowski przyrównał popieranie metody in vitro do grzechu apostazji. Oczywiście, w żadnym wypadku nie sympatyzuję ze wspomnianym wyżej poglądem pana Patryka Jakiego. Jestem przekonany, iż stosowanie in vitro jest wewnętrznie – czyli w każdych okolicznościach – złe i zakazane. Jednocześnie jednak uważam, że słowa p. Terlikowskiego o rzekomej apostazji tkwiącej w popieraniu in vitro są wyrazem jego ignorancji oraz stanowią bardzo niesprawiedliwy zarzut. Twierdzenie, iż in vitro jest dobre czy godne poparcia oczywiście jest przekonaniem błędnym, a być może nawet heretyckim, ale nie wypełnia jeszcze znamion apostazji. Do apostazji potrzeba czegoś znacznie więcej niż kwestionowania tego czy innego fragmentu nauczania Kościoła.

    Apostazją jest CAŁKOWITE porzucenie wiary chrzescijańskiej, nie zaś podważanie tej czy innej prawdy wiary katolickiej czy tym bardziej któregoś z elementów zwyczajnego nauczania Kościoła. Apostazji nie należy mylić z herezją czy tym bardziej błędem doktrynalnym. Apostazją jest przejście z chrześcijaństwa na agnostycyzm, ateizm, deizm, ewentualnie judaizm, buddyzm, hinduizm, islam czy inną niechrześcijańską religię. Apostatką jest np. Ivanka Trump, która przeszła z chrześcijaństwa na judaizm, a nie pan Patryk Jaki, który popiera in vitro. 

    Rozróżnienia o których mówię, są widoczne w Katechizmie Kościoła Katolickiego oraz Kodeksie Prawa Kanonicznego. Katechizm w punkcie 2089 cytując kanon 751 Kodeksu Prawa Kanonicznego rozróżnia pomiędzy różnymi rodzajami grzechów przeciw wierze i jedności Kościoła:

    Herezją nazywa się uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą Boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej; apostazją – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej, schizmą – odmowę uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymu lub wspólnoty z członkami Kościoła uznającymi to zwierzchnictwo” [2].

    Apostazja nie jest więc tym samym co herezja albo schizma. Nie należy mieszać i nie rozróżniać owych grzechów. Oczywiście, wszystkie one są poważnymi grzechami, jednak zachodzi pomiędzy nimi różnica o charakterze jakościowym. I owe rozróżnienia nie są bynajmniej jakimiś “posoborowymi” nowinkami. Takie rozróżniania ujęte są także w “przedsoborowych” kościelnych podręcznikach. Żyjący w XIX wieku, kardynał Gousset w napisanej przez siebie “Teologii moralnej dla plebanów i spowiedników” tak to ujmował:

    Apostazja (odstępstwo) zasadza się odstąpieniu chrześcijaństwa: jest to opuszczenie zupełne wiary chrześcijańskiej. Różni się więc od kacerstwa (czyli herezji – przyp. moje MS) w tem, że odstępca odrzuca wszystkie artykuły wiary, gdy tymczasem kacerz niektórych się tylko zapiera, nie przestając wyznawać chrześcijaństwa” [3].

     

    Herezja czy błąd doktrynalny?

    Popieranie in vitro jest być może herezją, ale bezpieczniej mówić o tej postawie raczej jako o błędzie doktrynalnym niż herezji.  Herezją jest bowiem: uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą Boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej (vide: Kodeks Prawa Kanonicznego, kanon 751). Sobór Watykański I deklaruje zaś, iż:

    wiarą boską i katolicką należy wierzyć w to wszystko, co zawiera się w słowie Bożym spisanym lub przekazanym, i jest do wierzenia przedkładane przez Kościół – albo uroczystym orzeczeniem, albo zwyczajnym i powszechnym nauczaniem – jako objawione przez Boga (Patrz: “Konstytucja dogmatyczna o wierze katolickiej”, Rozdział III, p. 34) .

    Herezją jest zatem uporczywe kwestionowanie tych prawd, które:

    – zostały przez Boga objawione w Piśmie świętym lub ustnym podaniu przekazanym przez apostołów.

    – są podawane przez Kościół jako objawione przez Boga albo przez uroczyste orzeczenie (czyli definicję dogmatyczną) albo przez zwyczajne i powszechne nauczanie (czyli jednomyślne nauczanie wszystkich biskupów w łączności z Papieżem).

    Czy więc popieranie in vitro jest choćby herezją? Można o tym dyskutować, gdyż:

    – metoda ta nie jest bezpośrednio potępiona w Piśmie świętym (oczywiście takowa nie funkcjonowała w czasach, gdy spisywana była Biblia).

    – nie ma o niej mowy też w podaniu ustnym przekazanym przez apostołów (z podobnych względów co powyżej).
    – sprawa jest relatywnie nowa.
    – in vitro nie zostało potępione przez dogmatyczne wypowiedzi Magisterium Kościoła. 

    Można się więc jedynie zastanawiać, czy popieranie in vitro nie jest herezją, gdyż kwestionuje to czego Kościół naucza w sposób zwyczajny i powszechny jako objawione przez Boga. Jednak i tu mamy pewien problem, gdyż o ile można powiedzieć, iż nauczanie Kościoła piętnujące in vitro ma charakter zwyczajny i powszechny, to trudno by było stwierdzić, iż Kościół uczy tego, jako czegoś bezpośrednio objawionego przez Boga – gdyż Bóg w swym publicznym Objawieniu tej kwestii nie poruszył. Potępienie in vitro jest bowiem pośrednim wnioskiem z innych bardziej wyraźnie i bezpośrednio objawionych przez Boga prawd i zasad. Jest więc kwestią dość dyskusyjną, czy popieranie in vitro – choć stanowi pogląd błędny i grzeszny – wypełnia znamiona choćby i “tylko” herezji (a co dopiero apostazji, która jest czymś znacznie więcej niż herezją).

     

    Czy pan Terlikowski jest winny szerzenia ostrej pornografii?
    Wreszcie,  jeśli popieranie in vitro stanowi “apostazję” to pan Terlikowski w takim razie jest współwinny szerzenia “ostrej pornografii”.  Gdy był on bowiem redaktorem naczelnym TV Republika puszczano w niej reklamy pokazujące kobiety w bikini (w kontekście komercyjnym), a nawet filmy w których były sceny z obnażonymi damskimi piersiami (w kontekście rozrywkowym). Czy pan Terlikowski czułby się dobrze, gdyby ktoś w ten sposób wyolbrzymiał zło, w którym on partycypował? 

    Oczywiście ani popieranie in vitro nie jest apostazją ani pokazywanie bikini czy nawet obnażonych piersi nie jest ostrą pornografią. Choć wszystkie te rzeczy są naganne moralnie, trzeba dbać o sprawiedliwość, rzetelność i uczciwość swych ocen oraz osądów.

     

    Przypisy:

    [1] Cytat za: Portal Do Rzeczy, “Zaskakująca deklaracja Jakiego: popieram in vitro”, https://dorzeczy.pl/kraj/62971/Zaskakujaca-deklaracja-Jakiego-Popieram-in-vitro.html

    [2] Cytat za: “Katechizm Kościoła Katolickiego”, Poznań 2002, s. 491.

    [3] Cytat za: Kardynał Gousset, “Teologia moralna dla użytku plebanów i spowiedników”, Warszawa 1870, s. 147 – 148.