Kto był “Katechonem” w czasie II wojny światowej?
Leave a CommentNiedawno minęła kolejna, bo już 71 rocznica zwycięstwa tzw. Aliantów nad III Rzeszą. Jak co roku też, przy tej okazji, w szeroko pojętych środowiskach konserwatywnych pojawiły się głosy wyrażające wątpliwość odnośnie tego, czy aby na pewno dobrze się stało, iż armia Hitlera została pokonana przez siły USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR (oraz inne pomniejsze państwa koalicji alianckiej). Argumentacja jaka pojawia się na rzecz tejże wątpliwości jest mniej więcej taka: Hitler, naziści oraz ich europejscy sprzymierzeńcy oczywiście mieli wiele poważnych wad i zbrodni, jednak w porównaniu z nimi Alianci byli jeszcze gorsi, gdyż reprezentowali połączenie polityczno-społecznego liberalizmu z komunizmem, które to ustroje zostały w efekcie porażki III Rzeszy narzucone Europie oraz dużej części świata pozaeuropejskiego. Zwolennicy takiej wizji historii podkreślają jeszcze przy tym, iż nawet jeśli sam Hitler był niechętny chrześcijaństwu, to jednak de facto wspierał w Europie siły konserwatywno-chrześcijańskie poprzez tworzenie zależnych od siebie państw rządzonych przez zwolenników takich opcji (Francja Vichy, Niezależne Państwa Chorwackie, Słowacja pod rządami x. Tiso, Węgry za Horthy’ego). Summa summarum, można by więc powiedzieć, iż w II wojnie światowej elementy konserwatywne i chrześcijańskie były silniej reprezentowane przez koalicję wytworzoną przez III Rzeszę aniżeli przez “masońsko-liberalnych” oraz komunistycznych Aliantów. Używając więc pewnego biblijnego sformułowania, w l. 1939 – 1945 swego rodzaju “Katechonem” powstrzymującym marsz “Antychrysta” był Hitler razem z jego sojusznikami, a nie niosący światu liberalizm, demokrację i komunizm Alianci.
Choć na pierwszy rzut oka tego rodzaju spojrzenie może wydawać się nawet dość przekonywujące, to spokojniejsza jego analiza pozwala dostrzec jak poważne ono ma luki i wady. Przyjrzyjmy się tym lukom i wadom poniżej.
Czy można wszak np. twierdzić, iż polityka, ideologiczne założenia, praktyczne działania III Rzeszy i jej sojuszników ogólnie rzecz biorąc charakteryzowały się mniejszą ilością etycznego zła i doktrynalnych wypaczeń niż analogiczne rzeczy po stronie ich wojennych przeciwników, czyli Wielkiej Brytanii, USA i ZSRR? Choć odpowiedź na to pytanie nie wydaje się być bardzo prostą, gdyż w jej udzieleniu trzeba by uwzględnić wiele różnych aspektów oraz płaszczyzn, jak choćby różną sytuację poszczególnych krajów należących do obu stron konfliktu wojennego, to można z dużą dozą pewności powiedzieć, iż owszem więcej dobra i mniej zła było tu po stronie Aliantów, a nie III Rzeszy i jej sprzymierzeńców. Ot, choćby jeśli przyjrzymy się skalom zbrodni wojennych (tzn. mordy popełniane na spokojnie zachowujących się cywilach, seksualne gwałty, niehumanitarne traktowanie jeńców) popełnionych przez Niemcy, Japonię i inne państwa osi, to bez trudu dostrzeżemy, że takowych było co najmniej kilkukrotnie więcej niż tych czynionych przez Aliantów. Owszem i Aliantom zdarzały się czyny całkowicie niegodne i ohydne w rodzaju gwałcenia niemieckich kobiet, zabijania rozbrojonych i wziętych do niewoli niemieckich żołnierzy, czy też dywanowych nalotów na zamieszkane głównie przez cywilów niemieckie i japońskie miasta, jednak, choć wszystkie te czyny godne były surowej nagany, w swych rozmiarach w żaden sposób nie dorównywały podobnym działaniom ze strony Niemców, Japończyków czy Chorwatów. Przykładowo, najbardziej krwawe naloty Aliantów na Drezno, Tokio, Hiroszimę i Nagasaki pochłonęły łącznie ok. 310 tysięcy ofiar cywilnych. To o 310 tysięcy osób za dużo, jednak ofiar samego zgotowanego Żydom przez Niemcy holocaustu było jakieś 5 do 6 milionów, a dodać by to tego trzeba jeszcze kilka milionów często nieagresywnie zachowujących się osób cywilnych wymordowanych przez oddziały SS oraz Wehrmachtu w różnorodnych masakrach, rzeziach, zbiorowych egzekucjach, pacyfikacjach wsi, etc. Innym przykładem wyraźnej dysproporcji pomiędzy skalą zbrodni Aliantów z jednej strony i państwami Osi z drugiej jest choćby to, ilu jeńców niemieckich ocalało z sowieckiej niewoli, a ilu żołnierzy sowieckich wyszło żywych z hitlerowskich obozów. Choć, Sowieci mówiąc kolokwialnie “nie cackali się” z niemieckimi żołnierzami wziętymi do niewoli, to i tak ok. 2/3 z nich przeżyło tę niedolę. Jednak już tylko 1/3 sowieckich jeńców wojennych opuściła żywa niemieckie obozy do których byli wysyłani.
Odrębną kwestią jest sprawa gwałtów popełnianych na kobietach przez żołnierzy walczących państw i w tym konkretnym punkcie rzeczywiście można mówić, iż prawdopodobnie “summa summarum” liczba nadużyć popełnionych przez Aliantów (wliczając w to również żołnierzy ZSRR) była znacznie wyższa niż ta czyniona przez Niemców (łącznie prawie 3 miliony zgwałconych niewiast). To jednak i tak jest to kilka razy mniej ofiar niż suma zbrodni czynionych przez państwa Osi. Ogólnie rzecz biorąc bilans zbrodni i nadużyć, od której strony by nie spojrzeć, ciągle jest o wiele wyższy po stronie Niemców, Japończyków i ich sojuszników aniżeli po stronie Aliantów.
A co z ideologią i praktyką hitlerowskich Niemiec, Japonii i ich satelickich państw? Czy rzeczywiście można powiedzieć, iż zawierały one więcej pozytywnych elementów niż państwowość USA, Wielkiej Brytanii, czy choćby nawet Związku Sowieckiego? Ktoś po stronie plusów np. III Rzeszy może podawać obowiązujący tam zakaz aborcji, homoseksualizmu, pornografii czy prostytucji. Tyle tylko, że po pierwsze, takie rzeczy były w tamtych czasach nielegalne też w “liberalno-masońskich” USA i Wielkiej Brytanii, a także ZSRR. Po drugie zaś, zakaz owych nieprawości w nazistowskich Niemczech miał więcej wyjątków i wyłomów aniżeli w wymienionych wyżej krajach. Przykładowo, zabijanie dzieci poczętych owszem było tam zabronione, jednak nie wówczas, gdy owe dziecko pochodziło z rodziców dziedzicznie obciążonych, albo jedno z jego rodziców było żydowskiego pochodzenia. Z kolei, pornografia i prostytucja, choć były nielegalne, to z drugiej strony władze III Rzeszy w czasie wojny zaczęły popierać wydawanie prasy erotycznej, tworzenie domów publicznych dla niemieckich żołnierzy, a jeszcze przed wojną wspierały (w celu większej prokreacji) seks przedmałżeński, a także zliberalizowały wcześniejsze prawo rozwodowe (np. mąż mógł się swobodnie rozwieść nawet z nienagannie prowadzącą się żoną, o ile opuścił ją dla innej kobiety i poprzedzone to zostało trwającą trzy lata separacją). Domniemany więc konserwatyzm obyczajowy III Rzeszy przy bliższym przyjrzeniu się okazuje się więc mocno selektywny, ułomny oraz czyniący w wielu swych aspektach większe ustępstwa na rzecz libertynizmu niż wiele innych współczesnych mu, a dziś przez niektórych nazywanych “liberalno-masońskimi” państw.
Również jeśli chodzi o stosunek III Rzeszy do religii chrześcijańskiej to ów z pewnością nie był lepszy niż w USA czy Wielkiej Brytanii. To bowiem, w nazistowskich Niemczech, a nie Wielkiej Brytanii, zamykano do więzień i obozów setki księży i pastorów, stopniowo wyrzucano krzyże ze szkół i urzędów, ingerowano w nauczanie religii próbując zeń usuwać niezgadzające się z państwową ideologią elementy (np. wzmianki o Abrahamie, Izaaku, Jakubie – powód, zbyt mocno kojarzyli się z żydowskością), masowo indoktrynowano młodzież w jawnie antychrześcijańskim duchu. Ktoś powie na to, że przecież w ZSRR prześladowania chrześcijaństwa były ostrzejsze niż w Niemczech – to prawda, jednak, paradoksalnie rzecz biorąc, było tak do pewnego czasu i kiedy antychrześcijańskie represje wzmagały się w III Rzeszy, w państwie sowieckim zaczęły one tracić na swej sile (to za Stalina w czasie II wojny światowej otworzono część zamkniętych cerkwi , a nawet przywrócono kapelanów w armii). A co powiedzieć o Japonii, gdzie obywatelom narzucano czczenie cesarza jako boga?
I w tym więc aspekcie, uwzględniając sytuację poszczególnych krajów będących członkami skonfliktowanych ze sobą obozów wojennych, bardzo wątpliwe okazuje się założenie, jakoby państwa Osi charakteryzowały się jakąś wyższością w stosunku do państw alianckich.
A co z państwami satelickimi III Rzeszy, które rzeczywiście nieraz miały charakter konserwatywno-chrześcijański (Vichy, Słowacja, Chorwacja, Węgry, Rumunia)? Czy nie przeważają one szali negatywów i pozytywów na korzyść Osi? Cóż, w kontekście tamtych czasów ów konserwatyzm tyczył się w bardziej silny sposób odrzucenia przez rządy tych państw demokracji, parlamentaryzmu i idei równości wobec prawa, co samo w sobie nie jest jakimś wielkim plusem, który wyróżniałby owe na tle USA czy Wielkiej Brytanii (np. ustrój demokratyczny nie jest zły sam w sobie, więc jego odrzucenie nie stanowi czegoś, za co należałoby dany rząd wielce pochwalać). Jeśli zaś chodzi o obyczajowy konserwatyzm owych rządów, to nawet, jeśli w pewnych swych aspektach był on mocniejszy i konsekwentniejszy niż takowy w wykonaniu III Rzeszy, to i tak w ówczesnych czasach nie był on jakimś ewenementem (konserwatywne pod tym względem, jak już wspomniałem powyżej były też Wielka Brytania, USA, a nawet w pewnym sensie Związek Sowiecki). Poza tym, czy np. fakt, iż za rządów chorwackich ustaszy bardziej gorliwie represjonowano aborcję i homoseksualizm sprawia, iż przysłowiowym “pikusiem”, nie wartym większego roztrząsania jest to, iż ci sami ustasze często w niezwykle okrutny i bestialski sposób zamordowali ok. 700 tysięcy prawosławnych, Żydów i Cyganów?
Czy zatem, aby na pewno, zwycięstwo Aliantów popchnęło świat w gorszym kierunku niż miałoby to miejsce w przypadku wygrania II wojny światowej przez Niemcy, Japonię i ich sojuszników? Czy demokracja, parlamentarne formy rządów, a nawet socjalizm, jaki wszedł w wyniku tego zwycięstwa do krajów Europy Środkowo-Wschodniej, były bardziej zbrodnicze, niemoralne i błędne ideologiczne od tego co niósł Hitler i naziści? Obawiam się, że summa summarum odpowiedź na to pytanie jest korzystna dla państw alianckich. To one w II wojnie światowej spełniały rolę biblijnego “Katechona”, a więc kogoś kto powstrzymuje i ogranicza rozrost zła. Świat z nazistowskim i germańskim Imperium prawdopodobnie byłby światem znacznie gorszym, zdeprawowanym i zbrodniczym niż świat, w którym zwyciężyły zachodnie demokracje nawet wraz ze Związkiem Sowieckim.