Czy Irena Gut postąpiła właściwie?
W kontrowersyjnym i dwuznacznym moralnie – przynajmniej co do jednego ze swych wątków – a opartym na faktach filmie pt. “Przysięga Ireny” jest wątek opowiadający o tym, jak główna bohaterka (Irena Gut) stanowcza odmawia nawet podjęcia się, nawet bliskiej materialnie współpracy z grzechem aborcji, mimo że zgodnie ze zdrowym rozsądkiem można było przypuszczać, iż niewykonanie owego zabiegu poskutkuje w tych okolicznościach większym złem jakim byłoby zabicie przez Niemców (i/lub ich pomocników z innych narodów) kilku bądź kilkunastu innych niewinnych ludzi. Obecność wszak niemowlęcia pośród ukrywających się przed śmiertelnym niebezpieczeństwem osób stwarzało wielkie ryzyko ich wykrycia, a następnie posłania na bardzo prawdopodobną śmierć: chodzi oczywiście o to, że niekontrolowany płacz tak małego dziecka zwracałaby uwagę na obecność ukrywających się ludzi. Irena Gut słusznie jednak wierzyła, iż nigdy i w żadnych okolicznościach nie ma się moralne prawa zabijać niewinnych osób ludzkich, dlatego też postąpiła słusznie odmawiając swej bliskiej materialnie współpracy z tym wewnętrznie złym czynem jakim jest aborcja. I choć ostatecznie okazało się jednak, że fakt narodzenia się dziecięcia nie przyczynił się do wysłania na śmierć kilku/kilkunastu niewinnych osób, to postąpiłaby ona słusznie nawet, gdyby efektem i konsekwencją tej jej decyzji byłaby śmierć owych niewinnych ludzi.
I tak samo Irena Gut powinna postąpić, gdy była namawiana przez niemieckiego oficera (Eduarda Rügemer ) do popełniania z nim grzechu nierządu (ów żołnierz jest w filmie przedstawiany jako osoba wolna i samotna, więc seks z nim byłby w takim wypadku nierządem, a nie cudzołóstwem). Nierząd jest bowiem choć jest materią mniej poważnego grzechu niż aborcja, ciągle jest bowiem aktem wewnętrznie złym. Nikt i nigdy – nawet dla ratowania życia niewinnych osób – nie ma, na płaszczyźnie obiektywnej – moralnego prawa go popełniać. Jeśliby Bóg by zechciał to ocaliłby tych niewinnych ludzi, tak jak w przypadku aborcji, bez popełniania nierządu. A gdyby odmowa popełnienia nierządu skutkowała śmiercią niewinnych ludzi, to ciągle, nawet wielkie prawdopodobieństwo wystąpienia takiego efektu nie dawałoby nikomu do tego moralnego prawa. Nie należały w tym podobnych wypadkach oskarżać kogoś, iż “zabił niewinnych”, tak jak nie powinno się męczennikom zarzucać, że de facto – móc ratować swe własne życie za pomocą dokonania tego czy innego wewnętrznie złego aktu – a nie czyniąc tego, popełniali wobec siebie samobójstwo. Nie jest też silnym argumentem na rzecz rzekomej moralnej zasadności ratowania innych ludzi przy pomocy aktów wewnętrznie złych to, iż w takich wypadkach działa się nie na w obronie siebie samego, ale niejako „altruistycznie”, czyli z miłości do swych bliźnich i dla ich dobra. Może być bowiem chwalebne i godne podziwu żywienie do kogoś większej miłości niż do samego siebie, ale – przynajmniej w stosunku do ludzi z nami niespokrewnionych – nie mamy takiego moralnego obowiązku. Jeślibyśmy więc mieli prawo ratować życie innych ludzi np. poprzez popełnienie cudzołóstwa, nierządu czy bałwochwalstwo, to tym bardziej byłoby to usprawiedliwione gdy rzecz tyczyłaby się ratowania swego własnego życia.
To wszystko co powyżej piszę odnosi się jednak do płaszczyzny obiektywnej postępowania Ireny Gut. Na płaszczyźnie subiektywnej mogła być ona jednak całkowicie niewinna. Jeśli np. albo nie znała nauczania katolickiego o absolutnym zakazie pozamałżeńskich aktów seksualnych albo szczerze nie mogła go w swym sumieniu i rozumie pojąć, to mogła nie ponosiła ona żadnej winy za wybór sposobu w jaki postanowiła ratować niewinnych ludzi. Bóg mógł zatem po śmierci jej powiedzieć: “Wiem, że chciałaś dobrze i byłaś szczerze przekonana o słuszności tego co robiłaś. Dlatego nie pójdziesz za to ani do piekła ani nawet do czyśćca.. Jednak tak naprawdę Moją wolą dla tej sytuacji, nie było to co czyniłaś“.
Gdyby sięgnąć tu po jakąś analogię z tym podobnymi sytuacjami to można by odwołać się do sytuacji sędziego, który w błędnej, acz dobrej wierze, skazałby jakiegoś niewinnego człowieka na śmierć. A więc o ile na płaszczyźnie obiektywnej jest zasadą, iż nigdy nie powinno się skazywać na karę śmierci niewinnych ludzi, to na sędzia rozpatrujący daną sprawę może mieć bez własnej winy fałszywe dowody i informacje wskazujące, iż w rzeczywistości niewinny człowiek popełnił zbrodnię zagrożoną karą śmierci. Na płaszczyźnie więc subiektywnej sędzia kierując się tą swą niezawinioną przez siebie błędną oceną sytuacji nie grzeszy (w sensie zaciągnięcia osobistej winy) skazując na karę śmierci w rzeczywistości niewinnego człowieka Podobnie, aktywne podjęcie tych czy innych pozamałżeńskich czynności seksualnych po to by oddalić od niewinnych wysokie niebezpieczeństwo śmierci nie będzie wiązało się z osobistą winą grzechu, wówczas gdy dana osoba ma błędnie (acz szczerze) uformowane sumienie. Innymi słowy, mówiąc językiem tradycyjnej teologii moralnej, takie działanie zawsze będzie “grzechem materialnym”, ale nie zawsze będzie “grzechem formalnym” i nigdy nie będzie można powiedzieć, iż na płaszczyźnie obiektywnej takie zachowanie było właściwe bądź moralnie dozwolone.
Nie należy jednak czynić z domniemań tyczących się stopnia subiektywnej winy poszczególnych osób czynić jakiejś obiektywnej normy. Dlatego też trzeba jasno powiedzieć: Irena Gut (pierwowzór głównej bohaterki filmu pt. „Przysięga Ireny”) nie miała moralnego prawa do podjęcia pozamałżeńskich aktów seksualnych, nawet jeśli czyniła to w intencji ratowania życia niewinnych osób ludzkich. Czy w swym sumieniu była ona winna przed Bogiem popełnienia grzechu, tego jako ludzie nie wiemy – ale płaszczyzna obiektywna tego czynu – jest właśnie taka, jak napisałem.
Mirosław Salwowski
Przeczytaj też:
Tradycyjny absolutyzm moralny przeciw etyce sytuacyjnej (pytania i odpowiedzi)