Kiedy zabranie cudzej własności jest wewnętrznie złe?
Jak wiadomo, tradycyjnie katolickie podejście do własności prywatnej jest dość odległe od jej liberalnego czy skrajnie kapitalistycznego pojmowania. O ile np. w tej drugiej perspektywie własność prywatna jest niemalże “święta”, o tyle w świetle tej pierwszej istnieje niemało wyłączeń od jej nietykalności. Klasycznym tego przykładem jest choćby kwestia rozumienia kradzieży. W tradycyjnie katolickiej perspektywie osoba cierpiąca dajmy na to głód i nie mająca możności innego sposobu jego zaspokojenia, może wziąć w tym celu z cudzej własności i to zachowanie wcale nie będzie kradzieżą. Takie pojmowanie tych kwestii sugeruje chociażby punkt numer 2408 Katechizmu Kościoła Katolickiego:
Siódme przykazanie zabrania kradzieży, która polega na przywłaszczeniu dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Nie mamy do czynienia z kradzieżą, jeśli przyzwolenie może być domniemane lub jeśli jego odmowa byłaby sprzeczna z rozumem i z powszechnym przeznaczeniem dóbr. Ma to miejsce w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie odzież…) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i korzystanie z nich.
Kazus “zabranie czyjejś własności z głodu” nie jest zresztą jedynym, w którym naruszenie czyjegoś mienia będzie moralnie dozwolone i nie będzie stanowiło kradzieży. Jak wszak pisał o tym jeden z “przedsoborowych” duchownych, ks. Wojciech Andersz:
Kradzieżą jest jednak zabranie cudzej własności wtenczas dopiero, kiedy dzieje się wbrew rozsądnej i uprawnionej woli właściciela. (…) A więc nie popełniłby kradzieży, ktoby, n.p. drugiemu wziął jakie narzędzie, nóż, powróz, pistolet, truciznę, i.t.p., któremiby chciał kto odebrać życie sobie lub innym. Nie jest kradzieżą zabranie książki szkodliwej, bo rozsądny człowiek nie powinien mieć nic przeciw temu. Nie popełniają kradzieży żony, jeśli mężom potajemnie zabierają pieniądze, którychby ci użyli na pijaństwo, byleby spotrzebowały je uczciwie na potrzeby domowe (…)
Nie tylko grzeszą przeciw przykazaniu siódmemu, co z kradzieży i innych grzechów do niej podobnych mają korzyść, lecz nadto ci, co, choćby bez korzyści dla siebie, bliźniemu szkodzą niesprawiedliwie na jego własności.
Wyraźnie wypowiadam <<niesprawiedliwie>>, bo można uszkodzić cudzą własność <<sprawiedliwie>>, a wtedy też nie ma grzechu.
Patrz: “Nauki katechizmowe ułożone na podstawie różnych autorów”, Tom IV, Poznań 1910, s. 125.
W świetle przytoczonego powyżej klasycznego katolickiego nauczania na temat tego, co kradzieżą jest, a co nią nie jest, można jednak zapytać, czy w takim razie istnieją przypadki naruszenia prywatnej własności, które można by zaliczyć do tego, co tradycyjna moralistyka nazywała “aktami wewnętrznie złymi”, a więc zawsze i wszędzie zakazanymi? Choć może wydawać się to na pierwszy rzut oka niezbyt spójne, to owszem istnieją takie wypadki i sugeruje to choćby nauczanie św. Augustyna, który kradzież zaliczał właśnie do takowych zawsze zabronionych zachowań:
„Jeśli czyny są same z siebie grzechami jak na przykład kradzież, cudzołóstwo, bluźnierstwo lab tym podobne, to któż ośmieliłby się twierdzić, że gdy dokonane zostają dla dobrych powodów, nie są już grzechami lub — co jeszcze bardziej nielogiczne — są grzechami usprawiedliwionymi?” („Contra mendacium” VII, 18).
Powyższa wypowiedź Augustyna nie jest tylko jego prywatną opinią, gdyż nauczanie o wewnętrznym złu kradzieży zostało potwierdzone chociażby przez papieża Piusa XII:
„Fundamentalne obowiązki prawa moralnego opierają się na istocie i naturze człowieka, na jego podstawowych relacjach I dlatego obowiązują w przypadku każdego człowieka. Fundamentalne obowiązki prawa chrześcijańskiego w stopniu, w którym są one nadrzędne wobec prawa naturalnego, opierają się na istocie nadprzyrodzonego porządku ustanowionego przez Boskiego Zbawiciela. Z zasadniczych relacji między człowiekiem a Bogiem, człowiekiem a człowiekiem, mężem a żoną, rodzicami a dziećmi z zasadniczej wspólnoty relacji typowych dla rodziny, w Kościele i w Państwie wynika między innymi, że nienawiść do Boga, bluźnierstwo, bałwochwalstwo, porzucanie prawdziwej wiary, wyparcie się wiary, krzywoprzysięstwo, morderstwo, dawanie fałszywego świadectwa, oszczerstwo, cudzołóstwo i nierząd, przemoc małżeńska, samogwałt, kradzież i rabunek, odbieranie rzeczy niezbędnych do przeżycia, pozbawianie pracowników ich sprawiedliwej zapłaty (Jk 5,4), monopolizacja podstawowego pożywienia, niesprawiedliwe podwyżki cen, nieuczciwe bankructwo, niesprawiedliwe manewry spekulacyjne – wszystko to jest surowo zabronione przez Boskiego Prawodawcę. Nie są tu konieczne żadne badania. Niezależnie od sytuacji danej osoby, nie ma ona żadnego innego wyboru, jak tylko zachować posłuszeństwo. (…) Chrześcijanin nie może być nieświadomy faktu, że musi poświęcić wszystko, nawet własne życie, aby ocalić swoją duszę. Przypominają nam o tym wszyscy męczennicy. Męczenników jest bardzo wielu, również w naszych czasach. Matki Machabeuszy wraz ze swoimi synami święte Perpetua i Felicyta, wraz z ich nowo narodzonymi dziećmi; Maria Goretti i tysiące innych mężczyzn i kobiet, których czci Kościół – czy w obliczu sytuacji, w której się znaleźli, bezsensownie lub wręcz błędnie zaryzykowali krwawą śmierć? Nie, z pewnością nie, a w swojej krwi są oni najbardziej ewidentnymi świadkami prawdy przeciwko nowej moralności”.
Patrz: Pius XII, przemówienie Soyez les bienvenues do Katolickiej Światowej Federacji Młodych Kobiet, 18 kwietnia 1952 r., nr 11.
A zatem logicznie rzecz biorąc z takiego postawienia sprawy wynika, że choć nie każde naruszenie czyjejś prywatnej własności jest kradzieżą, to pewne rodzaje takich naruszeń są kradzieżami, które to z kolei są aktami wewnętrznie złymi, a co za tym idzie zawsze zakazanymi. Poniżej postaram się podać przykłady tego rodzaju naruszeń własności prywatnej, które są kradzieżą i których nigdy – nawet dla ratowania własnego życia – nie mamy moralnego prawa się dopuszczać.
Jako przykład pierwszej z takich sytuacji przywołam postawę jednego ze świętych (którego imienia jednak niestety nie wspomnę), który był nakłaniany przez pewnego rzezimieszka do kradzieży owoców. Ten rzezimieszek bodajże groził owemu świętemu nawet śmiercią w razie odmowy spełnienia jego żądań. Ów święty nie zgodził się jednak na takie postępowanie uzasadniając to tym, iż woli raczej cierpieć niż łamać Siódme Przykazanie Dekalogu.
Przykładem drugim, może być sytuacja bardziej specyficzna dla obozów koncentracyjnych, w których oprawcy głodzili więźniów. O ile taki głodzony więzień miał pełne moralne prawo dajmy na to wziąć kawałek kiełbasy z zastawionego po brzegi stołu swych oprawców – i nie byłaby to kradzież – o tyle już ten sam więzień nie miałby podobnego prawa, by odebrać jedzenie innemu będącemu w podobnej sytuacji więźniowi. W pierwszym przypadku bowiem, więzień postąpiłby sprawiedliwie – choćby dlatego, że takowa rekompensata należała mu się za niewolniczą pracę przy głodowych warunkach. W drugim jednak przypadku, ów więzień w imię ratowania bądź polepszenia swej sytuacji, odbierałby swemu bliźniemu coś co i owemu bliźniemu byłoby bardzo potrzebne do życia. Takie działanie – nawet dla ratowania swego życia – byłoby niesprawiedliwym naruszeniem czyjejś własności, a co za tym idzie aktem wewnętrznie złym, czyli kradzieżą.
Mirosław Salwowski
Przeczytaj też:
Czy “kradzież” z ubóstwa jest wyjątkiem od Bożych przykazań?
Czy mamy prawo niszczyć (cudze) bożki, pornografię, okultystyczne przedmioty, itp?
Źródło obrazka wykorzystanego w artykule: