Prawda i Konsekwencja

O dobrym moralnie wykluczaniu grzeszników

Najpewniej każdy świadomy katolik słyszał o tych fragmentach Nowego Testamentu, w których napisane jest, iż nasz Pan Jezus Chrystus spotykał się i jadał “z grzesznikami oraz celnikami” (np. Marek 2: 15), co – w domyśle ma – uwiarygadniać popularną dziś w chrześcijaństwie narrację o tym, że “w Kościele nikogo nie można wykluczać”. Znacznie rzadziej jednak słyszy się o tych wersetach Nowego Testamentu, w których natchnieni przez Ducha Świętego autorzy wzywają do unikania pewnego rodzaju osób. I tak np. w Ewangelii św. Mateusza 18: 17 czytamy słowa Pana Jezusa o tym, iż “ten kto nie posłucha Kościoła ma być jak poganin i celnik”. W 2 liście do Tesaloniczan 3: 6 w “imię Jezusa Chrystusa” poleca się chrześcijanom, by “stronić od każdego brata, który postępuje wbrew porządkowi, a nie zgodnie z tradycją …”. Z kolei św. Jan Apostoł pisze, by tych, którzy nie podzielają prawdy o tym, iż Chrystus “przyszedł w ciele”: “nawet nie pozdrawiać” oraz “nie przyjmować do domu”, gdyż ten kto takowego człowieka pozdrawia “staje się współuczestnikiem jego złych uczynków” (por. 2 Jan 1: 7 -11). Wreszcie w 1 Liście do Koryntian 5: 9-13 czytamy takie o to słowa św. Pawła Apostoła na temat unikania pewnego rodzaju grzeszników:

 „Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami. Nie chodzi o rozpustników tego świata w ogóle ani o chciwców i zdzierców lub bałwochwalców; musielibyście bowiem całkowicie opuścić ten świat. Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. Jakże bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? Czyż i wy nie sądzicie tych, którzy są wewnątrz? Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych.

Czy zatem nasz Pan Jezus Chrystus popadał w sprzeczność z samym Sobą, gdy przy pewnych okazjach jadał z “grzesznikami i celnikami”, a przy innych okazjach sugerował, by ludzi nieposłusznych Kościołowi unikać? A może to święci apostołowie Paweł i Jan nauczali rzeczy sprzecznych z przykładem, jaki dał nam Chrystus Pan, wówczas gdy polecali by z niektórymi ludźmi nie tylko nawet nie jadać, ale i ich nie pozdrawiać ani nie wpuszczać do swych domów? W niniejszym artykule zamierzam wykazać, iż ani Chrystus nie popadał tu w sprzeczność z samym Sobą, ani Apostołowie nie sprzeciwiali się nauce jaka płynęła z Jego przykładu jadania z “grzesznikami i celnikami”. Apostołowie zresztą nie mogliby popadać w taką sprzeczność z Panem naszym i Zbawcą, gdyż sam Jezus Chrystus utożsamił ich nauczanie ze swoim nauczaniem:

Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łukasz 10: 16).

Ponadto, całe Pismo święte jest natchnione, nieomylne i pożyteczne ku zbudowaniu dusz – a więc nie tylko Ewangelie, w których bezpośrednio zostały spisane czyny oraz słowa Jezusa Chrystusa. To natchnienie i nieomylność tyczy się dokładnie całej Biblii, a więc również listów spisanych przez świętych apostołów:

Wszelkie Pismo od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości – aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu (2 Tm 3, 16 – 17).

Warto w tym miejscu podkreślić, iż również Sobór Watykański II nauczał o tej nieomylności całego Pisma świętego:

Ponieważ wszystko, co twierdzą autorzy natchnieni, czyli hagiografowie, powinno być uważane za stwierdzone przez Ducha Świętego, należy zatem uznawać, że księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia” (patrz: Tamże, Konst. Dei verbum, n. 11).

***

Wyjaśnienie nakreślonej wyżej pozornej – i raczej lekkiej – sprzeczności nie wydaje się czymś trudnym. Otóż, jadanie Chrystusa z “z grzesznikami i celnikami” z jednej strony, z drugiej zaś nowotestamentowe wezwania co tego, by z pewnymi ludźmi “nawet nie jadać” i nawet ich nie pozdrawiać – najpewniej tyczą się dwóch zgoła odmiennych kontekstów sytuacyjnych. Gdy wszak Pan nasz jadał z grzesznikami i celnikami nie było jeszcze ustanowionego Kościoła (w sensie ścisłym), sakramentów Nowego Przymierza i religii chrześcijańskiej. Poza tym, być może owi “grzesznicy i celnicy” nie byli osobami, które miały wiele okazji do gruntownego zaznajomienia się z prawdami i zasadami – na tamten czas jeszcze prawdziwej – religii mojżeszowej. Owi “grzesznicy i celnicy” prawdopodobnie też nie pretendowali do tego, by w oczach innych Żydów uchodzić za osoby pobożne i bogobojne. Okazywana zatem im przez Pana Jezusa serdeczność, która przejawiała się we wspólnym zasiadaniu z nimi do posiłków, była ze strony Zbawiciela ukierunkowana na ich leczenie oraz nawrócenie (por. Łukasz 5: 31-32).

Z drugiej strony pierwszymi adresatami listów apostolskich byli członkowie młodziutkiego Kościoła, a ich treść często tyczyła się niejako wewnętrznych problemów owej ledwie co narodzonej chrześcijańskiej wspólnoty. W cytowanym zaś 1 Liście do Koryntian 5: 9-13 św. Apostoł Paweł wyraźnie wskazuje, iż zasada “aby nawet nie jadać” z grzesznikami nie tyczy się ogółu grzeszników, ale obejmuje tych z nich, którzy utożsamiają się z Kościołem i chrześcijańską religią (vide: “który nazywając się bratem”). Warto w tym miejscu zaś przypomnieć, iż wspólnoty kościelne do których pisali apostołowie były społecznościami, w których bardzo żywe były wspomnienia tak nauczania i cudów samego Pana Jezusa Chrystusa, jak i wielu cudownych wydarzeń dokonywanych przez samych apostołów. Trudno więc porównać jakichś prawdopodobnie słabo obeznanych z judaizmem “grzeszników i celników” na co dzień żyjących na marginesie żydowskiej społeczności z chrześcijanami, którzy pomimo życia w pełnych pasji oraz cudów, wspólnotach kościelnych, i tak postanowili trwać w pewnych ciężkich nieprawościach i/lub herezjach. Ci pierwsi w naturalny sposób zasługiwali na więcej życzliwości, cierpliwości oraz wyrozumiałości. Tym drugim należała się zaś surowa dyscyplina przejawiająca się nawet w stosowaniu wobec nich broni ostracyzmu i wykluczenia. Oczywiście i w wypadku tych drugich owa surowość nie miała służyć ich absolutnemu potępieniu, ale jej celem było doprowadzenie ich do opamiętania, skruchy i nawrócenia. Jak wszak pisał w tym kontekście św. Paweł Apostoł:

(…) wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana Jezusa [patrz: 1 Koryntian 5: 5].

Myślę, iż dość trafną analogią będzie tu przywołanie z jednej strony osoby jakiejś prostytutki, która nie odebrała gruntowniejszej edukacji religijnej, z drugiej zaś postaci jakiegoś “pobożnego” członka włoskiej mafii, który co niedziela chodzi do kościoła, nosi sztandary na religijnych procesjach i jeszcze udziela się w rozmaitych pobożnościowych bractwach. Czy aby na pewno sprawiedliwe byłoby jednakowe – czy to łagodne czy surowe – potraktowanie tych dwóch osób? Myślę, że nie byłoby to sprawiedliwe i przypuszczam, że różne do nich podejście jest zgodne z duchem apostolskiego nauczania. Łagodność wobec takiej prostytutki byłaby zatem zgodna z przykładem Pana Jezusa Chrystusa, który po to by leczyć oraz nawracać grzeszników jadał z nimi nawet wspólnie posiłki. Jednakże podobna łagodność względem “pobożnego mafiosa” raczej tylko utwierdzałaby go w jego grzechach, hipokryzji oraz obłudzie. Raczej właśnie tym podobnych ludzi powinna spotykać ze strony innych chrześcijan surowa kara ostracyzmu i wykluczenia.

***

Na sam koniec pozwolę sobie na pewnego rodzaju osobiste świadectwo tego, w jaki sposób sam realizuję nakreślone wyżej zasady i rozróżnienia w podejściu do różnego rodzaju złoczyńców. Otóż, choć np. mam dość “rygorystyczne” podejście do grzechu sodomii – uważam, że takowa powinna być kryminalizowana i to nawet wówczas, gdy dzieje się ona prywatnie – nie mam większych problemów z tym by okazywać serdeczność tym ludziom. Raz, nawet zdarzyło mi się z takowymi – w pewnym sensie “biesiadować” – to znaczy siedzieć z nimi przy jednym stole i popijać soczek. W tym swym podejściu wychodzę bowiem z założenia, że wielu z nich w silniejszy sposób nie utożsamia się z chrześcijaństwem, a być może dewiacyjne skłonności niektórych z nich są efektem jakichś krzywd wyrządzonych im przez osoby duchowne (np. seksualnego molestowania). Z drugiej strony zdarzyło mi się już raz w sposób definitywny zerwać jakąkolwiek znajomość z kimś kogo określiłbym jako “religijnego grzesznika”. Człowiek ten łączył bowiem intensywność różnych religijnych praktyk (Msza, Komunia, stosowanie pobożnych formuł przy powitaniach i pozdrowieniach) z nie tylko trwaniem przy pewnych ciężkich nieprawościach, ale jeszcze przy jednych okazjach ich usprawiedliwianiem, przy innych zaś czymś co można by nazwać próbą ich obłudnego pomniejszania. Z biegiem czasu dojrzałem więc do – motywowanej nauczaniem Nowego Testamentu – decyzji o zerwaniu wszelkich towarzyskich relacji z tym człowiekiem.

Mirosław Salwowski