Krwawe sporty a kryminalna przestępczość
Większość spośród argumentów wysuwanych w obronie krwawych sportów jest łatwa do obalenia już na “pierwszy rzut oka”. Bo co np. za znaczenie ma argument, iż ludzie czynią to “w pełni dobrowolnie” (grać w filmach porno też można na tej zasadzie)? Czy też jaką wartość mają wybiegi typu: “Ranienie się w tych sportach jest tylko efektem ubocznym” (Czy śmierć, dajmy na to, zarżniętego przeze mnie kurczaka jest tylko efektem ubocznym tego, iż chciałem w ten sposób ugotować sobie rosół?).
Obalałem wyżej wymienione i inne argumenty w obronie krwawych sportów wielokrotnie. Przyznam jednak, że do jednego z argumentów wysuwanych w ich obronie nie odnosiłem się zbyt często. Być może dlatego, że wydawał się mi on relatywnie dość mocny. To oczywiście nie znaczy, że wydawał on się mi na tyle silny, by móc zaburzyć generalną ocenę krwawych sportów. Co to, to nie. Jako jednak, że z jednej strony wydawał mi się on mocny, a z drugiej i tak nie wpływał na generalną ocenę wspomnianego zjawiska, nie chciałem się zbytnio nim zajmować. Tym razem jednak zamierzam to uczynić.
Chodzi mianowicie o tezę mówiącą, że “wielu młodych ludzi” wskutek zaangażowania się w uprawianie krwawych sportów odciąganych jest od podejrzanych klimatów ulicznych (przestępczość, handel narkotykami, używki), ucząc się w ten sposób samodyscypliny, kanalizując nadmiar energii na bardziej konstruktywne cele, etc.
Cóż, można na to odpowiedzieć?
Po pierwsze: przejście od np. ślepej ulicznej przemocy do uprawiania krwawych komercyjnych i publicznych walk na ringu, w klatce czy oktagonie, jest może dla wielu ludzi jakimś krokiem w dobrym kierunku, ale i tak nie stanowi przejścia od pełnienia zła do pełnienia cnót. W takim wypadku mamy przejście od większego zła do mniejszego zła. Na jakimś poziomie można się nawet z tego cieszyć, ale nie należy tego pochwalać ani do tego aktywnie zachęcać. Coś takiego można porównać do sytuacji polegającej na tym, że jakiś dotychczas bardzo rozwiąźle żyjący mężczyzna (czyli praktykujący mniej lub bardziej przypadkowy seks) postanawia zaangażować się w stałą, acz niemałżeńską relację seksualną z kobietą, w ramach to której będzie on okazywał jej wierność, szacunek i troskę. Czy taką przemianę można będzie nazwać “dużym krokiem w dobrym kierunku”? Myślę, że tak. Jednakże i tak nie będzie to jeszcze w tej sferze przejście od pełnienia zła do praktykowania cnót. Inną sprawą jest to, że na płaszczyźnie indywidualnego poradnictwa i prowadzenia takich ludzi (np. w ramach spowiedzi) można nawet zastanawiać się, czy nie będzie roztropne tymczasowe zaniechanie upominania takowych za to, że jeszcze nie porzuciły takiego zła na 100 procent. Jak wszak w swej 19-wiecznej “Teologii moralnej dla plebanów i spowiedników” pisał kardynał Thomas Marie Joseph Gousset:
Lecz, nie bacząc na przypadki, o którycheśmy wspomnieli, czy godzi się penitenta wywodzić z dobrej wiary, gdy błąd jego jest niepokonalny, jeżeli zwłaszcza nie ma nadziei, aby usłuchał rady mu danej; jeżeli się przewiduje, jeżeli wnosi się rozsądnie, że te rady będą dlań więcej szkodliwe niż pożyteczne? Nie można, według zdania, jakiego się trzymali po większej części teologowie, a w szczególności św. Alfons de Liguori. “Zdanie pospolite i prawdziwe naucza, mówi ten sławny nauczyciel, że jeżeli penitent jest w nieświadomości niepokonalnej, czy to świecki czy duchowny, a nie ma nadziei dobrego skutku, owszem roztropnie wnosić można, że upomnienie więcej zaszkodzi niż pomoże, wtenczas spowiednik może i powinien je opuścić, zostawiając penitenta w jego dobrej wierze”(Cytat za: Kardynał Gousset, „Teologia moralna dla użytku plebanów i spowiedników”, Warszawa 1858, s. 31.)
Po drugie: czy na pewno wiemy, ilu ludzi porzuca kryminalny czy patologiczny tryb życia na rzecz uprawiania krwawych sportów, a ilu równolegle praktykuje obie ścieżki życia? A gdyby miało się okazać, że tak naprawdę większa część z takich osób i tak popełnia przestępstwa albo popada w jakieś nałogi? Wszak o nazwiska znanych pięściarzy czy zawodników MMA i Gromda, którzy również w czasie trwania swych sportowych karier mieli problemy z prawem (albo też są o to mocno podejrzewani) nie trudno, np. Dawid Kostecki, Krystian Kuźma, Michał Materla, Mamed Khalidow, Avantdil Khurtsidze, Mike Tyson. Do tego punktu można jeszcze dodać to, iż ci mężczyźni, którym nie udaje się osiągać wielkich sukcesów w owych sportach (a takich jest przecież większość), często są angażowani przez gangsterów do roli ich współpracowników (jako ochroniarze, osoby wymuszające haracze, etc.).
Po trzecie: wpływ krwawych walk na ogół społeczeństwa jest jeszcze w dużej mierze nieznany i niezbadany. Nie wiemy więc, czy np. na jednego – w pewnym sensie pozytywnie – zmienionego pięściarza nie przypada, dajmy na to, dwóch czy trzech mężczyzn, którzy wskutek oglądania takich widowisk stali się bardziej agresywni, impulsywni, brutalni. A gdyby ta moja nieśmiale zarysowana hipoteza miała się okazać prawdą, to wówczas nawet patrząc na ten problem czysto utylitarystycznie to gra okazałaby się niewarta świeczki. Kilka tysięcy młodych ludzi może by wyszło wszak na “prostą”, ale więcej byłoby przez nich zdeprawowanych.
Po czwarte: warto zastanowić się, dlaczego świat przestępczy tak bardzo lgnie do krwawych sportów? Wszak gangsterzy, mafiosi i alfonsi często obstawiają walki, siadają w pierwszych rzędach przy ringach i klatkach, a także kumplują się ze znanymi pięściarzami i zawodnikami MMA. Czy równie często jednak tego typu persony można zobaczyć na festiwalach pieczenia ciast, koncertach muzyki klasycznej albo pokazach latania motolotni?
Mirosław Salwowski
Przeczytaj też:
Dlaczego zawodowy boks i MMA są niemoralne?
Prosty powód dla którego komercyjne i publiczne walko bokserskie są grzeszne