Prawda i Konsekwencja

Gangsterzy i popkultura

Trochę zrobiło się ostatnio głośno o próbach publicznej nobilitacji, jaką jednemu ze znanych gangsterów sprawił pan Marcin Najman. Dobrze, że ogromna większość reakcji na ów czyn była krytyczna, ale zastanówmy się, czy korzenie takiego podejścia nie tkwiły w naszej kulturze i życiu społecznym znacznie wcześniej? Ot, choćby bardzo lubiana i zupełnie niekontrowersyjna seria filmów w reżyserii p. Machulskiego pt. Va Bank. Przecież i w niej pokazuje się w sposób sympatyczny i przychylny kryminalnych przestępców. Jeśli kradną i włamują się, to jest to pokazane tak, by zbytnio nie odmalowywać szkodliwości tych ich czynów. Jeśli z kimś walczą to z gośćmi, którzy są tak pokazani, byśmy nie czuli wobec nich sympatii. Można zadać pytanie, jak bardzo realistyczne było pokazanie w ten sposób przedwojennych polskich złodziei i włamywaczy? Bo o ile znam życie i historię, to nie było ono zbyt realistyczne. Prowadzenie przestępczego życia jest bowiem bagnem, które wciąga coraz mocniej i nawet jeśli chce się je ograniczyć do np. rzeczy, które nie będą wiązać się z zadawaniem przemocy, to jest to mało realistyczne podejście. Zwykle bowiem pojawi się jakiś niechciany świadek, którego trzeba będzie uciszyć, a ludzie z konkurencyjnych gangów też nie śpią, przez co ryzyko angażowania się w krwawą przemoc będzie i w przypadku złodziei oraz włamywaczy niemałe. Ponadto, przestępcze życie najczęściej mocno łączy się z pijaństwem, narkotykami, hazardem i rozpustą. Tak też, już prędzej “Rodzina Soprano” jest uczciwsza w przedstawianiu realiów świata przestępczego niż nasz polski “Va Bank”. A co powiedzieć o przeróżnych pizzeriach w naszym kraju o nazwach typu “Soprano” czy “Al Capone”? Czy to nie był przedsmak normalizacji przestępczości? Powie może ktoś: nie róbmy afery z jakichś tam nazw! Nie wiem, czy to samo ktoś taki powiedziałby, gdyby pizzerie reklamowały się za pomocą skojarzeń z rzeczami, którymi ten ktoś naprawdę i do głębi się brzydzi, np. seksualnym molestowaniem dzieci, zoofilią, kanibalizmem? Reklama zaś to reklama – ma ona odwoływać się do tego, co przyjemnie ma się nam kojarzyć. Jeśli więc ktoś reklamuje się za pomocą nawiązań do brutalnej przestępczości, to w jakiś sposób chce, by nam się ona pozytywnie kojarzyła (albo też myśli, że jakoś się ona nam pozytywnie kojarzy).

Jak zatem widać to nie pan Marcin Najman był pierwszym, który w naszym kraju “ugłaskiwał” w oczach opinii publicznej obraz kryminalnych przestępców. Działo się to znacznie wcześniej za pomocą lubianych przez wszystkich filmów oraz wspomnianych przeze mnie powyżej chwytów marketingowych.


Ktoś może jednak powie, iż “z pewnością nikt nie robi filmów w celu nobilitacji gangsterów” albo, że “filmy gangsterskie jeszcze nikogo nie zdemoralizowały”. Cóż, szczerze wątpię w prawdziwość tym podobnych zapewnień, co w poniższych trzech punktach postaram się wyjaśnić:

1. Mam już za sobą tyle lat życia, że na płaszczyźnie wypowiedzi mających związek z socjologią staram się unikać formuł w rodzaju “Nikt”; “Nigdzie”, “Wszyscy”, “Wszędzie”. Literalnie rzecz biorąc, będą one bowiem zawsze lub prawie zawsze nieprawdziwe, a poza tym i tak nie mamy pewnych sposobów weryfikacji tego typu naszych przypuszczeń. Poza tym nawet, gdyby takie formuły brać jako pewnego rodzaju hiperbole, a więc np. “Nikt” miałoby oznaczać w rzeczywistości “Nie <nikt> w sensie absolutnie bezwzględnym, ale nikt poza pewnym wąskim marginesem” to i tak w mocy pozostaje wątpliwość, czy aby na pewno nasze przeczucie jest tu prawdziwe albo choćby bliskie prawdy? Ktoś powie np. że “Nikogo – może poza jakimś wąskim marginesem – filmy gangsterskie nie zachęcają do grzechu” i na poparcie tej swej w istocie rzeczy hipotezy (choć formułowanej jako pewnik) poda następujący przykład: “Jakoś ja i moi koledzy oglądaliśmy filmy gangsterskie setki razy, a żaden z nas nie został gangsterem”. Cieszę się, że osoba wygłaszająca takie twierdzenia (oraz jej koledzy) nie została gangsterem. Być może przykład takiej osoby jest reprezentatywny dla szerszych warstw społecznych. Jednakże nawet gdyby tak było (a wcale tak być nie musi), to czy ta osoba może być na 100 procent pewna, że oglądanie filmów gangsterskich w żaden, ale to w żaden sposób nie wpłynęło na częstotliwość popełniania przez nią takich grzechów przeciw prawdomówności i uczciwości jak: kłamstwo, oszustwo, niepłacenie podatków, wyłudzanie nienależnych świadczeń, etc? Poza tym, skąd ów człowiek wie, że np. w warunkach wojny czy anarchii nie popełniłby jeszcze gorszych rzeczy, a jeśli tak to nie miałoby na pewno, żadnego, ale to żadnego związku z treściami, którymi się karmił za pośrednictwem popkultury?

2. Jak to powyżej już zasygnalizowałem, nie da się apriorycznie stwierdzić, że “żaden reżyser nie kręci filmów w celu nobilitacji świata przestępczego”. O wiele bardziej realistycznie jest domniemywać, że część reżyserów filmowych nie ma takiej intencji, a część ją ma (na mniej lub bardziej świadomym poziomie). Oczywiście, najpewniej podstawowym celem większości twórców popkultury jest zarabianie dużych pieniędzy na swej pracy, ale to przecież wcale nie wyklucza, że drogą do osiągnięcia tego stanu rzeczy (dużych pieniędzy) może być właśnie kręcenie filmów/nagrywanie muzyki, w których kryminalna przestępczość będzie przedstawiana w mniej lub bardziej sympatyczny sposób. Jeśli bowiem świat rozrywki dostrzeże, że tego typu filmy cieszą się popularnością, to najczęściej ludzie z nim związani nie oprą się pokusie, by na tym nie zarabiać jeszcze większych pieniędzy. A wszak i w naszej skażonej grzechem naturze jest coś, co ciągnie nas do zła. I tak kobiety lubią często tzw. bad boyów, dla nastoletnich chłopców oglądanie na ekranie silnych i pewnych siebie gangusów może być fascynujące. Tym podobnego rodzaju mniej lub bardziej nieuporządkowane tendencje, które praktycznie w mniejszym bądź większym zakresie tkwią w każdym człowieku, mogą być łatwo wykorzystywane w celach komercyjnych.

3. Związki pomiędzy światem przestępczym a popkulturą są faktem. Nie są to może bardzo silne związki (choć kto tam to wie), ale to co z różnych źródeł wiemy pozwala nam na stwierdzenie takowych. Z amerykańskiego podwórka wspomnijmy choćby o tym, że mafia wspomagała karierę Franka Sinatry, a szereg tamtejszych raperów w młodości było zaangażowanych w gangi handlujące narkotykami. Z naszego polskiego podwórka nadmieńmy o takich faktach jak: udział “Nikosia” w filmie “Sztos”, występ “Słowika” w teledysku Malika Montany i Tede, wspomaganie przez “Miśka z Nadarzyna” twórczości “Karramby”, niekryte związki z półświatkiem przestępczym aktora Jarosława Jakimowicza. Naiwnością byłoby więc sądzić, że mający pewien wpływ na twórców popkultury gangsterzy w żaden sposób nie wykorzystywali by tego wpływu do bardziej przychylnego ich przedstawiania.

Mirosław Salwowski

Ps. Na załączonym zdjęciu widzimy nieżyjącego już “bossa” trójmiejskiej mafii, pana Nikodema Skotarczaka (ps. “Nikoś”) dobrze bawiącego się w towarzystwie Cezarego Pazury, czyli jednego z najbardziej znanych polskich aktorów.