Niech Bóg błogosławi posła Franciszka Sterczewskiego!
Cała aktualna sprawa z przybyszami na białoruskiej granicy pokazuje jak my jako ludzie jesteśmy skomplikowani i pełni paradoksów. Z jednej bowiem strony przeciwko okrutnemu traktowaniu tych przybyszów działają często ci, którzy jeszcze niedawno bronili legalności zabijania naszych najmniejszych braci i sióstr; z drugiej strony ci, którzy są przeciwko legalności aborcji stają się nieraz jakby zupełnie nieczuli na los tych, którzy się już narodzili (mam na myśli te konkretne wydarzenia), a ich argumentacja jest lustrzanym odbiciem sloganów powtarzanych przez zwolenników legalności aborcji (“Jeśli jesteś za przyjmowaniem imigrantów, to przyjmij ich pod swój adres” co jest powtórzeniem hasła “Jeśli jesteś przeciwny legalności aborcji to ile dzieci adoptowałeś“). Jedni drugim mogą więc teraz sobie nawzajem z całkowitą słusznością wyrzucać niekonsekwencję i straszne zaślepienie.
To wszystko tylko kolejny raz pokazuje, że nigdy nie należy zbytnio przywiązywać się do żadnej ludzkiej grupy, żadnej frakcji i żadnej opcji. W jednej sprawie ci sami ludzie mogą stać po stronie dobra, a w innej już bardzo błądzić i popierać zło. I trzeba mieć w sobie na tyle odwagi i niezależności w myśleniu, by widzieć to jasno i w razie potrzeby o tym jednoznacznie mówić. Mnie osobiście teraz zaś tylko jedno zastanawia. Biblia mówi, że nie można prawdziwie kochać Boga (którego się nie widzi), jeśli nie kocha się bliźniego, którego się widzi:
Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20).
Analogicznie do tego co mówi Pismo św. na ów temat, zastanawiam się ostatnio więc, ile warty jest sprzeciw wobec zabijania nienarodzonych dzieciątek (które siłą rzeczy są dla nas jednak w pewnych aspektach “abstrakcyjne” – ich twarzy nie widzimy) przy jednoczesnym popieraniu gnębienia przybyszów, których twarze się widzi (bo, praktycznie odmawianie lekarstw, jedzenia i wody dla tych ludzi jest już ich uciskaniem).
I na sam koniec poseł Franciszek Sterczewski biegnący do przybyszów z torbą wypełnioną jedzeniem zachował się jak trzeba, po chrześcijańsku, jak uczeń Pana Jezusa. Podejrzewam, że w niejednej kwestii on się bardzo poważnie myli, ale w przypadku wiadomego zdarzenia, tak właśnie należało się zachować. Gdy bowiem nasi bliźni głodują i są chorzy, to nie należy patrzeć na to, czy będzie się wyśmianym, nie należy patrzeć nawet na obowiązujące prawo, ani rozmyślać o kalkulacjach geopolitycznych. Po prostu należy wtedy próbować im pomóc. Nie waham się powiedzieć, że Franciszek Sterczewski to taki nasz polski odpowiednik “miłosiernego Samarytanina” o którym mówił nasz Pan Jezus Chrystus (patrz: Łk 10, 30-37). A przypomnijmy, że Samarytanie nie byli bynajmniej wzorami żydowskiej ortodoksji dla swych czasów. Przeciwnie, łączyli oni wiarę w Boga Jahwe z kultem różnych pogańskich bóstw. I w tym bardzo ważnym aspekcie błądzili. Jednak, mimo tych obrzydliwych błędów, najwidoczniej można było znaleźć wśród nich piękne i budujące przykłady miłości okazywanej swym potrzebującym bliźnim, skoro sam Pan Jezus dla jednej ze swych przypowieści pozytywnym bohaterem w tym względzie uczynił właśnie postać Samarytanina. Co więcej, Chrystus tą dobrą postawę – najpewniej błądzącego w innych kwestiach – Samarytanina skonfrontował z obojętnością na los swego bliźniego reprezentowaną przez o wiele bardziej prawowiernych niż Samarytanie żydowskich kapłanów i lewitów. Obawiam się więc, że aktualnie to tacy ludzie jak poseł Sterczewski są jak ci Samarytanie, a niejeden prawicowiec i przeciwnik aborcji jest jak ten kapłan i lewita. Niech zatem dobry Bóg błogosławi posła Franciszka Sterczewskiego!
Mirosław Salwowski
Przeczytaj też:
Uciskanie przybyszów jest grzechem wołającym o pomstę do Nieba
Dlaczego Europa powinna przyjąć – na rozsądnych warunkach – muzułmańskich imigrantów?
Współczesny “antyimigrantyzm” jest odbiciem nazistowskiego antysemityzmu