Czy można zgrzeszyć nie opierając się seksualnej przemocy?
Kościół katolicki wyniósł do chwały ołtarzy wiele z niewiast, a także niektórych z mężczyzn, którzy w obliczu wymierzonej w nich przemocy o charakterze seksualnym woleli ponieść śmierć, niż w ten czy inny sposób zgodzić się na wspomniane działania napastujących ich osób. W kontekście tych Świętych Pańskich mówi się, iż “woleli raczej umrzeć niż zgrzeszyć“. Jednak, czy jest słusznym przywoływanie tej zasady w sytuacji seksualnej agresji, czyli wymuszania na ofierze biernej uległości wobec żądzy napastnika? Więcej, czy taka seksualna przemoc nie zwalnia z wszelkiej moralnej winy tych, którzy ustępując takowej godzą się, nie tylko biernie ulegać czyjejś erotycznej pożądliwości, ale nawet podejmują pewne aktywne działania o charakterze seksualnym? Czy więc stawianie za wzór innym chrześcijanom osób, które wolały umrzeć niż biernie lub aktywnie ulegać seksualnym napastnikom, nie jest niepotrzebnym zachęcaniem do zbędnych skrupułów w sytuacji gwałtu czy molestowania? Czy nie jest może też pewnego rodzaju krzywdzeniem tych spośród ofiar przemocy seksualnej, które być może nie w 100 procentach opierały się takiej agresji?
Form seksualnej agresji może być wiele. Począwszy od najbardziej brutalnej z nich, czyli wymuszenia za pomocą fizycznej siły uległości w tej sferze (gwałt), poprzez wykorzystywanie w tym celu gróźb, szantażu, czyjejś zależności albo nieświadomości. Nie ulega żadnej wątpliwości, że wszystkie z tych działań są szczególnie ohydne i zasługują na bardzo surowe ukaranie (nie wyłączając w najbardziej ich skrajnych wypadkach także kary śmierci). Nie powinno też podlegać dyskusji to, iż jeśli mielibyśmy mówić o jakimkolwiek grzechu po stronie osoby, która w jakimś stopniu godzi się na stosowaną wobec siebie seksualną przemoc, to grzech takiego człowieka jest z pewnością jakieś 1000 razy mniejszy od grzechu tego, który tę agresję inicjuje i stosuje. W żadnym więc wypadku nie można stawiać jakiekolwiek stopnia równości pomiędzy seksualnym napastnikiem a ofiarą jego agresji, nawet jeśli w pewnym wymiarze po to, by uniknąć jakiegoś cierpienia taka ofiara w lekkim stopniu przyzwoliłaby na działania swego oprawcy. To są rzeczy zupełnie nieporównywalne, tak jak np. nie można porównywać zabijania i torturowania staruszek w celu ich ograbienia z kradzieżą jednego cukierka w sklepie. Nie mniej jednak, trzeba sobie też jasno powiedzieć, że mogą być sytuacje, w których brak oporu przed seksualną napaścią, a tym bardziej aktywne współdziałanie z wymuszającym na nas coś w tej sferze agresorem, jest grzechem.
Aby zilustrować, kiedy może taka uległość czy aktywne współdziałanie być grzechem, poddajmy przykład z nieco innej dziedziny. Otóż wyobraźmy sobie sytuację z pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy to pogańscy władcy próbowali zmuszać wyznawców Chrystusa do oddawania czci fałszywym bóstwom poprzez sypanie kadzidła przed wizerunkami takowych bożków. Wielu chrześcijanom, choć było z tego powodu męczonych i zabijanych, odmawiało podobnej rzeczy. Mogli oni sobie co prawda powiedzieć, że nie zgrzeszą poprzez okadzanie takich bałwanów, wszak w sercu się tym brzydzą, a są do tego przymuszani. Ci jednak, którzy tak tłumaczyliby swe bałwochwalstwo, w istocie rzeczy by grzeszyli, gdyż pewnych działań nie wolno czynić nawet dla ratowania swego (lub innych osób) życia. Mogła jednak zajść sytuacja, w której to kilku osiłków obezwładniłoby chrześcijanina, wcisnęłoby do jego dłoni garść kadzidła, a następnie za pomocą siły tak poruszałoby jego ręką, iż ta jego część ciała w sensie fizycznym i zewnętrznym wykonałaby akt bałwochwalstwa. Taki chrześcijanin mógłby się opierać i krzyczeć, by jego oprawcy tego nie robili, ale mógłby być po prostu fizycznie za słaby, by im w tym przeszkodzić. Oczywiście, w takim przypadku, choć bałwochwalstwo zostałoby dokonane dłonią tego chrześcijanina, nie byłby on za nie w żaden sposób odpowiedzialny, gdyż jego wola nawet w małym stopniu nie godziła się na dokonanie tego czynu. Mogłaby zaistnieć jednak jeszcze inna sytuacja: otóż, tak obezwładniony chrześcijanin w trosce o to, by nie być zbyt surowo potraktowanym, nie opierałby się zbytnio przytrzymującym go osiłkom, nie krzyczałby, by tego nie czynili, i choć jego dłoń byłaby fizycznie poruszana przez inne osoby, on w ten sposób w jakimś tam choćby i nieznacznym stopniu wyraził zgodę na ich działanie. Taki chrześcijanin niestety nie byłby całkowicie niewinny od grzechu bałwochwalstwa – chociaż ci, którzy go do tego by przymuszali byliby za nie odpowiedzialni tysiąckroć bardziej od niego.
Istnieje duża analogia pomiędzy przywołanymi wyżej przypadkami bałwochwalstwa a różnymi modelami zachowania się w sytuacji agresji seksualnej. Ktoś np. może być namawiany do popełnienia nieczystości pod groźbą zadania mu śmierci lub innych poważnych cierpień. W takim wypadku ulegnięcie owym namowom będzie grzechem, mimo że byliśmy wtedy w sytuacji przymusowej. Nie można się wtedy usprawiedliwiać, że co prawda brzydziliśmy się w sercu, tym co czyniliśmy, ale robiliśmy to, by ocalić swoje życie albo zdrowie. Ktoś inny, może być fizycznie obezwładniony i pomimo prób oporu, krzyku i wołań o pomoc, zostanie zgwałcony. W takich okolicznościach ofiara w żaden sposób nie grzeszy, gdyż co prawda występny akt jej gwałciciela został dokonany za pomocą jej ciała, ale nie było w tym żadnego, choćby najmniejszego przyzwolenia woli ze strony ofiary. Jednak jeszcze ktoś inny, może w sytuacji bezpośredniej agresji seksualnej, nie opierać się jej zbytnio, nie krzyczeć, nie walczyć z całych swych sił, po to, by nie wywoływać w ten sposób tym większej furii i gniewu napastnika i nie narażać się na jeszcze bardziej okrutne traktowanie z jego strony. Wówczas to, nawet takie bierne przyzwolenie na agresję seksualną może być grzechem – choć oczywiście 1000 razy bardziej grzeszy człowiek, który taką napaść inicjuje i przeprowadza.
To, co piszę powyżej, nie jest bynajmniej moją prywatną interpretacją, ale ma swe silne podstawy tak w Piśmie świętym, jak i tradycyjnej wykładni moralistów katolickich i papieży.
W Księdze Powtórzonego Prawa 22:23-27 Bóg za pośrednictwem Mojżesza podaje przykłady dwóch sytuacji. W pierwszej nich kobieta spotyka mężczyznę, który z nią seksualnie obcuje. Choć nie jest pewne, czy do tego obcowania nie doszło czasem na drodze gwałtu, kobieta ma być ukarana wraz z mężczyzną za to, iż nie krzyczała, będąc w tej sytuacji. Jednak w drugim przypadku opisane zostaje przestępstwo gwałtu, a będąca jego ofiarą niewiasta zostaje uwolniona od wszelkiej winy i odpowiedzialności, gdyż wyraźnie opierała się seksualnemu napastnikowi za pomocą krzyku i wzywania w ten sposób pomocy.
Choć Prawo Mojżeszowe w jego częściach karno-cywilnych nie obowiązuje już w sposób ścisły chrześcijan, to i z powyżej przytoczonych zasad widzimy ważną lekcję – opieranie się gwałcicielowi jest istotną i polecaną przez Boga czynnością.
Z kolei, w 13 rozdziale księgi Daniela czytamy o cnotliwej Zuzannie, którą dwaj niegodziwi starcy próbowali nakłaniać, by z nimi cudzołożyła, grożąc jej przy tym, iż w przeciwnym razie doprowadzą do skazania ją na śmierć. Zuzanna mogłaby się tłumaczyć, że przecież w tak ekstremalnej sytuacji, może bez grzechu ulec ich seksualnej żądzy, ale odpowiedziała ona: Jestem w trudnym ze wszystkich stron położeniu. Jeżeli to uczynię, zasługuję na śmierć; jeżeli zaś nie uczynię, nie ujdę waszych rąk. Wolę jednak niewinna wpaść w wasze ręce, niż zgrzeszyć wobec Pana» (Dn 13, 22 – 23). Święty Jan Paweł II w punkcie 91 swej encykliki “Veritatis Splendor” tak komentuje postawę Zuzanny:
daje (ona) świadectwo nie tylko wiary i zaufania do Boga, ale także posłuszeństwa wobec prawdy i absolutnych wymogów porządku moralnego: swoją gotowością przyjęcia męczeństwa głosi, że nie należy czynić tego, co prawo Boże uznaje za złe, aby uzyskać w ten sposób jakieś dobro. Wybiera dla siebie lepszą cząstkę: przejrzyste, bezkompromisowe świadectwo prawdzie dotyczącej dobra oraz świadectwo Bogu Izraela; w ten sposób przez swoje czyny ukazuje świętość Boga.
Logiczny wniosek jest więc taki, iż gdyby Zuzanna postąpiła przeciwnie i uległa seksualnej agresji owych dwóch starców, to uczyniłaby coś co prawo Boże uznaje za złe.
Warto też wspomnieć to co ks. Piotr Skarga pisał o tym, jak powinny zachowywać się osoby zagrożone gwałtem:
(…) grzechu nie masz, gdzie woli nie masz, odejmując się i broniąc jak może. Jako Zuzanna w Piśmie Ś. uczyniła i Rypsyma w żywocie Grzegorza Ormiańskiego. Bo drugie milcząc, a nie broniąc się cicho przyzwalają i grzeszą Panu Bogu (…) O czystość zdrowie położyć, a drugiemu dać się zabić, rzecz jest święta, i dziesięciokroć umrzeć, aby raz P. Bóg rozgniewany nie był. (…) [1].
Z kolei, ceniony XIX-wieczny teolog moralny, biskup Jean Baptiste’ A Bouvier odpowiadając na pytanie, co ma robić kobieta “wzięta siłą”, aby nie “być winną przed Bogiem” pisze co następuje:
Powinna bronić się ze wszystkich sił – rękami, nogami, paznokciami, zębami – wszelkimi innymi środkami (…) Jeżeli ma nadzieję, że ktoś może przyjść jej na ratunek, powinna krzyczeć i wzywać pomocy bliźniego; albowiem jeśli nie stawia oporu, który jest w jej mocy, to wydaje się przyzwalać [2].
A zatem podsumowując, nie ma co się dziwić, iż Kościół do chwały ołtarzy wyniósł te niewiasty i tych mężczyzn, którzy w obliczu seksualnej przemocy woleli umrzeć, niż choćby w małym stopniu się na nią zgodzić. Istnieją bowiem sytuacje, w których nawet w okolicznościach wielkiego przymusu, przyzwolenie na działanie seksualnego napastnika może być grzeszne. A lepiej jest wszak umrzeć niż zgrzeszyć.
Przypisy:
[1] Cytat za: Ks. Piotr Skarga, „Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu. Na każdy dzień przez cały rok. Wybrane z poważnych pisarzów i doktorów kościelnych”, tom II, Petersburg 1862, s. 591.
[2] Cytat za: Jean Baptiste’ A Bouvier, “Tajemnice Konfesjonału. Podręcznik dla spowiedników“, Gdańsk 2015, s. 42.