Zabicie prezydenta Narutowicza było haniebnym morderstwem
Dziś mija 95-rocznica zabicia przez Eligiusza Niewiadomskiego pierwszego legalnie wybranego prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Nie jest większą tajemnicą, iż mimo upływu długiego czasu, który to dawał szansę na krytyczną refleksję względem tego czynu, w kręgach radykalnej prawicy wciąż trudno jest o jasne i jednoznaczne jego potępienie. Ba, nadal pojawiają się tam głosy mniej lub bardziej sprzyjające Niewiadomskiemu i popełnionej przez niego zbrodni. Przykładowo, popularny wśród polskich narodowców i związany niegdyś z Narodowym Odrodzeniem Polski, rockowy zespół “NaRa” wydał piosenkę na cześć mordercy prezydenta Narutowicza pod znamiennym tytułem “Niewiadomski. Święta misja. Święty cel”. Z kolei, do dziś na stronie internetowej łódzkiej brygady ONR można przeczytać przychylny, wręcz “laurkowy” wobec tego człowieka tekst.
Z tych powodów, warto jasno podkreślić, iż zabicie prezydenta Narutowicza było godnym potępienia aktem ohydnego morderstwa. W wypadku tej sprawy nie mamy do czynienia absolutnie z żadną przesłanką, która mogła by choćby tylko w nieznaczny sposób uprawdopodobniać usprawiedliwienie dla tego uczynku. Nawet wszak zabicie tyrana jest moralnie dozwolone tylko w ostateczności i to nie ma mocy swego prywatnego rozeznania, ale z upoważnienia jakiegoś autorytetu publicznego. Normalnym zaś sposobem odnoszenia się do złych władców jest okazywanie im szacunku przy jednoczesnym biernym opieraniu się ich nakłaniającym do grzechu rozkazom. Papież Leon XIII jako wzór stawiał wszak przykład pierwszych chrześcijan w tym względzie:
„Pierwsi chrześcijanie postawili nam pod tym względem wzór znakomity; z największą niesprawiedliwością i okrucieństwem prześladowani przez pogańskich cesarzy, nigdy nie przestali się zachowywać posłusznie i ulegle; wydawało się wprost, iż tamtych srogość chcą przemóc własną pokorą (…) Inna sprawa była, gdy cesarze przez swoje dekrety lub pretorzy przez swoje groźby chcieli ich zmusić do sprzeniewierzenia się wierze chrześcijańskiej lub innym obowiązkom: w takich chwilach woleli zaiste odmówić posłuszeństwa ludziom niż Bogu. Wszakże i w podobnych okolicznościach dalecy byli od tego, aby jakikolwiek wszczynać bunt i majestat cesarski obrażać,a jednego tylko żądali, aby wolno im było swoją wiarę otwarcie wyznawać i być jej niezachwianie wiernymi. Poza tym nie myśleli o żadnym buncie, a na tortury szli tak spokojnie i ochoczo, że wielkość ich ducha brała górę nad wielkością zadawanych im mąk”[1].
Tymczasem prezydent Narutowicz nie był ani złym władcą ani tym bardziej tyranem. Sprawował on wszak urząd prezydencki zdecydowanie za krótko, by móc o nim cokolwiek w tym względzie powiedzieć. Nie można zaś kogoś zabijać tylko na podstawie własnych przypuszczeń co do tego, w jaki sposób może potoczyć się przyszłość danego człowieka. Biorąc pod uwagę znajomość historii jest skrajnie wątpliwe, by prezydent Narutowicz stał się jakimkolwiek tyranem. To zaś, człowiek ten był agnostykiem nie upoważniało nikogo do jego zabicia. Pierwsi chrześcijanie wszak jako obywatele podlegali władzy pogan, a jednak żaden z nich nie podnosił z tego tytułu ręki na swych władców. W tym kontekście warto przypomnieć też postawę biskupa św. Cezarego z Arles wobec jego, wyznającego ariańską herezję króla Alaryka:
“Pouczał nieustannie Kościół, zarówno tam, jak i w każdym innym miejscu, aby oddać Bogu, co Boże, a Cezarowi, co Cezarowe. oraz zgodnie z nauką Apostoła okazywać posłuszeństwo królom i władzom, gdy nakazują rzeczy sprawiedliwe, natomiast mieć w pogardzie niegodziwość wiary ariańskiego władcy” [2].
Zabicie prezydenta Narutowicza nie różniło się zatem wiele od zabicia króla Ludwika XVI przez Jakobinów czy cara Mikołaja II przez bolszewików i w podobny sposób powinno być oceniane.
Przypisy:
[1] Patrz: Leon XIII, Encyklika „Diuturnum illud (O władzy politycznej)”, Warszawa 2001, s. 12, 14, 15-16.
[2] Patrz: Cyprian Firmin, Wiwencjusz, Messjan, Stefan, “Żywot Cezarego z Arles”, Poznań 2006, s. 53 – 54.