Czy kary cielesne są niemoralne?
Człowiek zgniatany przez wózek bagażowy lub też w jękach rozpuszczający się w toksycznych odpadach, poderżnięcie gardła, odgryzanie kawałka ludzkiej ręki, wykłuwanie człowieczego oka soplem lodu, rozbijanie głowy przeciwnika o pisuar toalety, policyjny informator przybity do biurka nożyczkami – to tylko skromny przykład codziennych “atrakcji”, którymi raczą się miliony odbiorców telewizji. Kto ma ochotę na coś lżejszego, ale za to bardziej realnego, zawsze może popatrzeć na transmisję, którejś z licznych walk bokserskich. “Ach, jak oni sobie pięknie rozbijają nosy, jak artystycznie krew się leje z przeciętych łuków brwiowych! Ile hartu ducha trzeba, by zadawać komuś i przyjmować na siebie tak potężne ciosy?! Cóż – za piękny sport!“. Przychodzi jednak pora na telewizyjne informacje. Starannie ubrany prezenter informuje, iż Parlament Europejski wraz z Amnesty International protestuje przeciw stosowanym przez władze Arabii Saudyjskiej karom chłosty i odcięcia dłoni. Ten sam widz, który przed chwilą raczył się widokiem masakr i rozlewanej krwi zaczyna boleć na zacofaniem i okrucieństwem muzułmanów: “Jak oni mogą być tak nieludzcy i niemiłosierni!!! Uff, dobrze, że my ludzie Zachodu już tacy nie jesteśmy“.Ta, nieco hipotetyczna sytuacja, dobrze oddaje powszechne w naszym kręgu kulturowo-cywilizacyjnym podejście do przemocy i rozlewu krwi. Z jednej strony dla uciech i rozrywki celebrujemy okrucieństwo oraz brutalność, z drugiej zaś stanowczo odrzucamy stosowanie kar cielesnych względem złoczyńców i w celu ograniczenia przestępczości, szczycąc się jednocześnie, iż takowe należą już u nas do zamierzchłych reliktów średniowiecza. Z pewnością wielu dostrzeże tu paradoks i rażącą niekonsekwencję ludzi Zachodu. Niejeden będzie postulował, by w imię konsekwencji odrzucić zarówno kary cielesne, jak i komercyjną celebrację przemocy. Czy jednak taki wniosek będzie słuszny? A może powinnyśmy sprawę naszego podejścia do rozlewu krwi postawić na opak i zamiast konsekwentnego piętnowania obu postaw, winniśmy gruntownie przemyśleć nasz radykalny sprzeciw względem kar cielesnych? Spróbujmy zatem przeanalizować argumenty, jakie pojawiają się przeciw ich zasadności.
Kary cielesne niechrześcijańskie?
Pozornie rzecz biorąc, treść niektórych aktów Magisterium Kościoła katolickiego zdaje się przemawiać przeciw stosowaniu jakichkolwiek kar cielesnych. Oto bowiem promulgowany w 1992 r. przez Jana Pawła II Katechizm Kościoła Katolickiego (dalej KKK) w punkcie nr 2297 wśród praktyk zasługujących na całkowite odrzucenie, wymienia, m.in. “tortury”, których konstytutywnym elementem ma być “stosowanie przemocy fizycznej lub moralnej“. W punkcie nr 2298 KKK ubolewa się zaś nad tym, iż w czasach minionych legalne władze stosowały “tortury” w celu utrzymania prawa i porządku. Z kolei uchwalona na Soborze Watykańskim II, konstytucja “Gaudium et Spes” zalicza “okaleczenia” oraz “tortury zadawane ciału i duszy” do “rzeczy i praktyk“, które są: “czymś haniebnym; zakażają cywilizację ludzką (…) i są jak najbardziej sprzeczne z czcią należną Stwórcy” (tamże, n. 27). Gdybyśmy więc oderwali treść tych wypowiedzi Magisterium od szerszego kontekstu, uprawnionym byłoby stwierdzenie, iż wszelkiego rodzaju kary cielesne są niechrześcijańskie i dlatego też władze cywilne nie mają prawa się nimi posługiwać. Żadna część doktryny katolickiej nie może być jednak odrywana od jej całości, tym bardziej, gdy dane sformułowanie doktrynalne okazuje się w pewien sposób otwarte na różne interpretacje, nawet, gdy na pierwszy rzut oka jego wymowa wydaje się jasna i klarowna.
Tytułem przykładu: Sobór Nicejski II stanowczo nakazał chrześcijanom unikania zwyczaju przyglądania się przedstawieniom teatralnym. Zarówno przed i po tym Soborze wypowiedzi Kościoła na temat teatru były bardzo zbliżone do siebie. Tak też np. nakładano na aktorów ekskomuniki (vide: Synod w Arles), odmawiano im pogrzebu kościelnego, etc. Czy to oznacza, iż wedle doktryny katolickiej przedstawienia teatralne są – z samej swej natury – niemoralne i bezbożne? Taki wniosek wydaje się jednak zbyt daleko idący. Faktem jest natomiast to, iż bardzo wiele widowisk teatralnych szerzyło (i wciąż szerzy) różnego rodzaju nieprawości i dlatego też Kościół święty niejednokrotnie przeciw nim występował, co nie jest jednak równoznaczne ze stwierdzeniem, iż nigdy i nigdzie, nie było i nie będzie żadnego dobrego przedstawienia teatralnego.
Inny przykład: Pius XII w encyklice “Mystici Corporis” stwierdził: “Umierając na Krzyżu, Jezus zniósł Zakon przykazań i przepisów oraz przekreślił pismo Starego Testamentu, przybiwszy go do Krzyża (…).” I znów, tłumacząc ten fragment papieskiego nauczania w oderwaniu od całości doktryny katolickiej, można by postulować spalenie dokładnie wszystkich katechizmów, które przecież nauczają o konieczności przestrzegania przez chrześcijan Bożych przykazań. Podobnie należałoby uczynić choćby z orzeczeniami Soboru Trydenckiego mówiącymi, iż Dekalog obowiązuje chrześcijan, a Stary Testament jest natchnionym przez Boga pismem, które winno być w pełni szanowane. Odwołanie do kontekstu całego nauczania katolickiego na ten temat pokazuje jednak, iż jakiekolwiek zwroty o “przekreśleniu Starego Testamentu” i “zniesieniu przykazań” mogą oznaczać jedynie to, iż Stary Zakon – sam w sobie – w oderwaniu od Nowego Przymierza, nie może być wiążący dla chrześcijan. Kwestia kar cielesnych w nauczaniu katolickim zalicza się właśnie do tego rodzaju orzeczeń Magisterium. Po pierwszej lekturze wydają się one jasne, po drugim przeczytaniu widać już pewne luki interpretacyjne, ostatecznie zaś dochodzimy do wniosku, iż poprawna ich wykładnia wymaga odwołania się do całości doktryny na ten temat.
Kary cielesne czy tortury?
Pierwszym problemem, jaki nasuwa się w tej dziedzinie jest odpowiedź na pytanie: “Co tak naprawdę KKK rozumie pod pojęciem tortur?“. Z lektury KKK dowiadujemy się tylko, iż “tortury” polegają na “stosowaniu przemocy fizycznej lub moralnej“. Nie jest tu jednak wyjaśnione, czy chodzi o wszelkiego rodzaju przemoc fizyczną i moralną, czy też może o określone, specyficzne, wymyślne jej odmiany? Gdybyśmy przyjęli pierwszą z tych możliwości, musielibyśmy mianem tortur nazwać nie tylko wszystkie kary cielesne, ale również choćby karę śmierci (wszak, czy uśmiercenie kogoś nie wymaga zastosowania względem niego przemocy fizycznej?), która przecież, co prawda warunkowo, ale jednak została zaaprobowana w tym samym KKK (n. 2266)? Co więcej mielibyśmy wówczas nie lada problem nawet z obroną kar więzienia. Ilu bowiem przestępców, dobrowolnie idzie do więzienia? A jeśli złoczyńcy są wsadzani za kratki, wbrew ich woli, to czy nie jest to już równoznaczne ze stosowaniem względem nich “przemocy moralnej“? Sam zdrowy rozsądek wskazywałby więc, iż pod pojęciem tortur należy rozumieć, nie jakiekolwiek formy przemocy fizycznej bądź moralnej, ale ich wymyślne rodzaje. W przeciwnym razie, uwikłalibyśmy się, w praktycznie niemożliwe do rozwiązania trudności, o których wspomnieliśmy wyżej i napomkniemy jeszcze poniżej. Jak jednak rozróżnić co jest jeszcze uprawnioną karą cielesną, a co już jej zwyrodniałą formą, czyli torturą? Sądzę, iż bardzo wiele może nam tu podpowiedzieć po prostu zdrowy rozsądek. Tak jak istnieje oczywista różnica pomiędzy nawet tęgim ojcowskim laniem polegającym na obkładaniu tyłka syna uderzeniami pasa, a biciem tegoż gdzie popadnie i czym popadnie (nogą, pięściami, krzesłem, w głowę, twarz, uszy, podbrzusze, etc.), tak wyraźnie różnią się proste kary cielesne w postaci chłosty, czy nawet ucięcia ręki, od kar typu: obdzieranie ze skóry, wyrywanie wnętrzności, czy też wbijanie na pal. Gdyby pokusić się tu o jakąś charakterystykę: pierwsze polegają na prostej aplikacji pewnej fizycznej dolegliwości, bez ciągłego jej przedłużania i bez wymyślnego natężania związanego z tym bólu. Drugie zaś można zdefiniować jako dążenie do zadania jak największego i najdłuższego rodzaju cierpienia. Tak więc można powiedzieć: wszelkie tortury są godne napiętnowania, ale nie każda kara cielesna wypełnia znamiona tortury. Chłosta, amputacje, okaleczenia…Podobny problem spotykamy przy rozpatrywaniu znaczenia, w jakim przywoływana konstytucja “Vaticanum II” potępiła posługiwanie się “okaleczeniami”. Co prawda, nie ma większych problemów ze zdefiniowaniem słowa “okaleczenia”, jednak “Gaudium et Spes” nie określiło, czy wyraża swą dezaprobatę względem okaleczeń stosowanych wobec kogokolwiek (a więc zarówno odnośnie złoczyńców, jak i niewinnych), czy też względem określonej kategorii ludzi (np. niewinnych)? We wspomnianym dokumencie nie zostało też zaznaczone, czy potępia się jakiekolwiek okaleczenia, czy też ich określony rodzaj? Gdyby przyjąć, iż “Vaticanum II” piętnując stosowanie okaleczeń, miało na myśli jakiekolwiek ich przejawy, wówczas musielibyśmy zakazać chrześcijanom wykonywania zawodu chirurga. Każda operacja chirurgiczna polega bowiem na jakimś okaleczeniu ludzkiego ciała, czasami całkowicie nieodwracalnym (czego dobitnym przykładem są amputacje zgangrenowanych kończyn). Katolickie nauczanie moralne nigdy jednak nie zakazywało ani dokonywania operacji chirurgicznych, ani poddawania się im, dlatego też absurdem byłoby przyjęcie założenia, iż “Gaudium et Spes” napiętnowało okaleczenia, jako ze swej natury niemoralne i wewnętrznie nieuporządkowane. Pewną wskazówkę, w jakim sensie mamy odrzucać okaleczenia znajdujemy w paragrafie nr 2297 KKK, gdzie czytamy:
“Bezpośrednio zamierzone amputacje, okaleczenia ciała (…) osób niewinnych są sprzeczne z prawem moralnym, poza wskazaniami medycznymi o charakterze ścisłe leczniczym” (podkreślenie moje MS).
Ustęp ten przynajmniej więc sugeruje, iż na dezaprobatę nie zasługują amputacje i okaleczenia ciała stosowane względem złoczyńców, lub też dokonywane wobec osób niewinnych, ale w zamiarze ratowania ich zdrowia lub życia. Gdyby więc wziąć orzeczenie “Gaudium et Spes” w kontekście KKK można dojść do wniosku, iż owszem piętnuje się tam okaleczenia, ale tylko te stosowane względem niewinnych. Widać więc, iż cytowane wyżej potępienia przez Vaticanum II i KKK tortur oraz okaleczeń – wbrew pozorom – wcale nie musi oznaczać uznania za niedozwolone, wszelkiego rodzaju kar cielesnych. Zapewne można by uznać moją próbę obrony kar cielesnych za nadinterpretację nauczania Soboru Watykańskiego II i KKK. Na przeszkodzie stoi temu jednak fakt, iż doktryna katolicka przez całe wieki nie tylko, że nie piętnowała kar cielesnych, jako takich, ale wyraźnie uznawała je za moralnie dozwolone środki karne. Jedną z tradycyjnych zasad interpretacji jest objaśnianie luk interpretacyjnych znajdujących się w późniejszych dokumentach w świetle tego, co na ten temat mówią wcześniejsze dokumenty. Zarówno “Gaudium et Spes”, jak i KKK w kwestii kar cielesnych pozostawiają pewną lukę, która może służyć zarówno do obrony ograniczonego stosowania tego rodzaju sankcji (jak próbowałem to wyżej wykazać), jak i do ich całkowitego i bezwarunkowego potępienia. Sięgnijmy więc do tradycyjnych zasad interpretacji tekstów i zobaczmy co w kwestii kar cielesnych nauczał Kościół święty przez wieki.Tradycyjne nauczanie katolickie usankcjonowało to, w kwestii okaleczeń, amputacji i chłosty względem złoczyńców uczył św. Tomasz z Akwinu, jeden z największych teologów kościelnych. Otóż względem wszystkich tych kar Akwinata zajmował stanowisko jednoznacznie pozytywne, o ile są one stosowane nie względem niewinnych, ale wobec złoczyńców:
“Ponieważ jednak sam człowiek w całości podporządkowany jest społeczności, której jest częścią, może się zdarzyć, że obcięcie jakiegoś członka, chociaż wyrządza szkodę całemu ciału, służy jednak dobru ogólnemu, stanowiąc karę wymierzoną celem położenia tamy występkom. Dlatego władza państwowa, mając prawo całkowicie pozbawić życia tego, kto popełnił ciężkie występki, może również skazać kogoś na obcięcie jakiegoś członka za mniejsze winy (…) Ponieważ (…) dzieci podlegają władzy ojca, a słudzy swego pana, wolno ojcu chłostać swego syna, a panu swego sługę, by ich poprawić i wychować (…) Nigdy i nikt, jeśli jest bezwinny, nie powinien być skazany sądem ludzi na karę śmierci albo kaleczenia lub chłosty” (podkreślenia moje – MS).
Stanowisko św. Tomasza z Akwinu jeszcze w XX wieku, w encyklice “Casti connubii” powtórzył Pius XI:
“Urzędy publiczne nie mają żadnej bezpośredniej władzy nad członkami ciał podwładnych; zatem nie mogą one nigdy, czy to z przyczyn eugenicznych, czy jakichkolwiek innych, ani bezpośrednio naruszać, ani kaleczyć całości ciała, jeśli nie zaszedł wypadek winy lub przyczyna do wymierzenia krwawej kary” (podkreślenie moje – MS).
Warto przy tym zauważyć, iż pewne grupy kwestionowały prawo władz cywilnych do wymierzania złoczyńcom kar chłosty i amputacji, jednak między innymi z tego względu zostały one uznane przez Kościół katolicki za nieprawowierne (taki los spotkał np. waldensów). Faktem jest natomiast, iż katolickie nauczanie moralne od zawsze sprzeciwiało się stosowaniu wymyślnych form kar cielesnych, które wśród narodów chrześcijańskich ostały się jeszcze z czasów pogańskich, a które przypominały bardziej celebrację sadyzmu i okrucieństwa, aniżeli sprawiedliwe i godne karanie. Nie ma jednak żadnego dowodu na to, iż stawiano absolutny znak równości pomiędzy karami cielesnymi a torturami. Wprost przeciwnie moralna akceptacja Kościoła katolickiego dla pewnych form kar cielesnych świadczy o czymś dokładnie przeciwnym. Gdybyśmy więc pokusili się o jakąś syntezę przed i posoborowego nauczania Kościoła na temat kar cielesnych, moglibyśmy je ująć w takie oto punkty:
1. Wszystkie tortury są moralnie złe, ale nie każda kara cielesna jest torturą.
2. Chłosta, amputacje i okaleczenia pewnych członków ciała nie są same w sobie torturami i dlatego też mogą być moralnie stosowane w celu ukarania złoczyńców.
3. Jakiekolwiek rodzaje kar cielesnych nie mogą być stosowane wobec osób niewinnych.
Kary cielesne nieewangeliczne?
Częstym argumentem stosowanym na rzecz bezwarunkowego potępienia kar cielesnych (jak również kary śmierci) jest powoływanie się na Nowy Testament, w którym Zbawiciel wydaje się polemizować ze starotestamentalną zasadą karania złoczyńców: “Oko za oko, ząb za ząb” (por. Mt 5, 38) mówiąc: “A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie opór złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mt 5, 39). Tradycyjna egzegeza katolicka wcale jednak nie traktuje tego fragmentu jako negacji kar cielesnych, kary śmierci, czy też w ogóle idei karania zła (bo przecież, w oderwaniu od szerszego kontekstu ten ustęp może być równie dobrze i tak rozumiany). Ideą tej wypowiedzi Jezusa było wezwanie do rezygnacji z osobistej zemsty, albowiem narzędziem do karania grzechu nie są prywatne jednostki, ale prawowite władze cywilne, co zresztą w Nowym Testamencie jest podkreślane niejednokrotnie (vide: Rz 13, 1 – 4; 1 P 2, 13-17; Dz 25, 11). Brak jest zaś w Nowym Testamencie dowodów na to, iż władze cywilne nie mają prawa uciekać się w walce z grzechem do stosowania kary śmierci, chłosty, amputacji i okaleczeń.
Bóg – kapryśny schizofrenik?
Być może najsilniejszym argumentem przeciw bezwzględnemu potępieniu kar cielesnych jest fakt, iż to sam Pan Bóg, w sposób jasny i wyraźny, polecił (zarówno względem dorosłych jak i dzieci) ich stosowanie:
“Ktokolwiek skaleczy bliźniego, będzie ukarany w taki sam sposób, w jaki zawinił. Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb. W jaki sposób ktoś okaleczył bliźniego, w taki sam sposób będzie okaleczony” – Ks. Kapł. 24, 18-20.
“O ile winowajca zasłuży na karę chłosty, każe go sędzia położyć na ziemi i w jego obecności wymierzą mu chłostę w liczbie odpowiadającej przewinieniu” – Powt. Prawa 25, 2.
“Rózga i karność udziela mądrości, pozostawiony sobie chłopiec jest wstydem dla matki” – Przys 29, 15.
“Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go – w porę go karci” – Przys. 13, 24.
“W sercu chłopięcym głupota się mieści, rózga karności wypędzi je stamtąd” – Przys. 22, 15.
“Karcenia chłopcu nie żałuj, gdy rózgą uderzysz – nie umrze. Ty go rózgą uderzysz, a od Szeolu zachowasz mu duszę” – Przys. 23, 13 – 14.
“Nie wstydź się następujących rzeczy (…) częstego karcenia dzieci, skrwawienia boków niegodziwemu słudze” – Mądrość Syracha 42, 1; 5.
Tradycyjna teologia katolicka głosi zaś, iż Pan Bóg po prostu nie może rozkazywać ludziom czynienie czegoś, co samo w sobie jest złem, albowiem byłoby to sprzeczne z Jego absolutnie świętą i dobrą naturą. Prawdą jest, iż Pan Bóg może pewne złe uczynki i zwyczaje tolerować, to znaczy nie karać ich, nie zapobiegać ich czynieniu, a nawet nie upominać ich sprawców, nigdy jednak nie może polecić człowiekowi dokonanie czegoś z istoty swej niemoralnego. I podział na Stary oraz Nowy Testament doprawdy nie ma nic tu do rzeczy. O ile prawdą jest, iż Nowy Testament odnowił, pogłębił i udoskonalił prawo moralne, które zostało objawione w Starym Testamencie, o tyle fałszywe i heretyckie są sugestie twierdzące jakoby nagle coś moralnie dobrego w Starym Zakonie, mogło przemienić się w coś bezwzględnie złego pod rządami Nowego Zakonu. Otóż nie. Jeśli coś należy do uczynków bezwzględnie złych, to Pan Bóg nie mógłby nigdy tego polecać, ani nakazywać. Boże prawo moralne jest bowiem niezmienne i uniwersalne, nie podlega żadnym wyjątkom i nie zależy od warunków czasu i okoliczności. Gdyby więc kary cielesne były bezwarunkowo złe, to Najwyższy po prostu nie mógłby ich nigdy nakazać, ani polecić. Prawdą jest, iż w Starym Testamencie funkcjonowały pewne złe zwyczaje, jak np. rozwody czy poligamia. Tyle tylko, że były one przez Pana Boga tolerowane, a nie nakazywane. Wszechmocny co prawda nie karał wówczas tych rzeczy, ale w całym Starym Testamencie nie znajdziemy żadnego fragmentu, w którym Najwyższy nakazał komukolwiek porzucenie własnej żony i poślubienie następnej, albo też posiadanie kilku żon. Wielu myli fakt relacjonowania przez Biblię pewnych wydarzeń z ich promowaniem. To błąd. W Starym Testamencie przeczytamy o wielu wybitnych ludziach, którzy mieli więcej niż jedną żonę (Abraham. Salomon), albo też cudzołożyli (David), ale nie znajdziemy tam fragmentów, w których Pan Bóg nakazywał by im czynienie takich rzeczy. Jeśli więc, Pan Bóg nakazał stosowanie kar cielesnych, to jasnym jest, iż – same w sobie – nie były, nie są, ani nigdy nie będą czymś, co z samej swej natury zasługiwałoby na potępienie. Nie oznacza to, iż jesteśmy zawsze zobowiązani do ich stosowania, albo też, że nie istnieją lepsze metody walki z przestępczością, znaczy to jednak, iż nie mamy prawa oskarżać żadnego rządu o niemoralność, deptanie Bożych praw, bądź upadlanie ludzkiej godności, tylko z tego powodu, iż stosuje on (zachowując umiar i roztropność) wobec przestępców chłostę czy amputację pewnych członków ciała. W innym wypadku, de facto czynimy ze Wszechmogącego jakiegoś kapryśnego schizofrenika, który zależnie od swego nastroju zmienia swoje moralne wymagania względem ludzi. Takie podejście praktycznie rujnuje zaufanie i szacunek do jakiekolwiek elementu Bożego Słowa.
Postęp czy fałszywa hierarchia wartości?
Zakończmy jednak te stricte teologiczne (jednak bardzo ważne w tym kontekście) rozważania i przejdźmy do omówienia argumentów przeciw karom cielesnym podawanych od strony bardziej racjonalnej.Zazwyczaj pierwszą reakcją, jaka pojawia się na samo wspomnienie stosowania chłosty czy amputacji jest powiedzenie: “Ależ to zacofanie, żyjemy przecież w XXI wieku!”. Takie postawienie sprawy sugeruje, iż każda nowość jest automatycznie dobra i godna pochwały, a wszystko co funkcjonowało niegdyś zasługuje na przyganę. Idealizacja współczesności i demonizacja przeszłości nie jest postawą prawidłową (poprawna nie jest też przeciwna reakcja). Niewątpliwie ostatnie stulecia, w pewnych określonych sprawach, sprawiły, iż jesteśmy bardziej chrześcijańscy i ludzcy (choć w większości kwestii raczej nastąpił moralny regres). Takim prawdziwym postępem na pewno było zniesienie niewolnictwa, likwidacja “de facto” semikastowego podziału społeczeństwa, krystalizacja idei równości wobec prawa, odrzucenie dyskryminacji rasowej, większa wrażliwość na los niepełnosprawnych, etc. Wszystkie te rzeczy stanowią efekt wielowiekowej pracy chrześcijaństwa, nawet, jeśli ich powszechne przyjęcie, paradoksalnie, nastąpiło wówczas gdy szereg innych tradycyjnych cnót chrześcijańskich prawie, że znikło z życia jednostek, rodzin i społeczeństw. Czy jednak dzisiejszy wstręt względem wszelkich kar cielesnych można nazwać prawdziwym postępem? Byłoby tak, gdyby kary cielesne – jako takie – stanowiły naruszenie porządku moralnego. A tak przecież nie jest. Dzisiejsze bezwarunkowe odrzucenie tego typu sankcji wypływa raczej z przyjęcia fałszywej hierarchii wartości, która troskę o ciało wynosi ponad niebiosa, zaś dusze traktuje niczym średniowieczni asceci swą cielesną powłokę. Nic dziwnego, iż mentalność, która w zabieganiu o piękny wygląd i szczupłą sylwetkę doprowadza ludzi do bulimii, anoreksji i niebezpiecznych operacji plastycznych, wylewa krokodyle łzy nad każdym smagnięciem rózgi. Przeciwnicy kar cielesnych podkreślają też domniemaną wyższość więzień, których plusem ma być to, iż dają przestępcy szansę na poprawę i nie są nieodwracalne. Praktycznie rzecz biorąc jest to bardzo, ale to bardzo, dyskusyjne założenie. Jaka kara jest bowiem tak naprawdę odwracalna? Kto zwróci skazańcowi lata spędzone za więziennym murem? Wedle nauk kryminalistycznych osiem lat spędzone w więzieniu czyni człowieka w zasadzie niesprawnym do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Gdzie jest tu zatem ta domniemana wyższość więziennej celi nad chłostą czy nawet amputacją ręki? To prawda, że np. ucięcie ręki jest definitywnie nieodwracalne, a z więzienia można przecież wyjść. Ale, czy doprawdy amputacja dłoni w przypadku np. niepoprawnych rabusiów i grabieżców (nie twierdzę, bynajmniej, że w ten sposób winno się karać drobnych złodziejaszków) jest złem? Jeżeli człowiek, wciąż zamiast pracować, woli napadać na innych ludzi i ich rabować, to można powiedzieć, iż rzeczywiście lepiej mu obciąć rękę, niźli pozwalać, by dalej czynił zło. Sporym mankamentem systemu więziennictwa jest też fakt, iż grupowanie w jednym miejscu ludzi o zbliżonych złych skłonnościach utrudnia ich resocjalizację. Można wprawdzie dbać o porządek i dyscyplinę w więzieniach, ale i tak trudno jest przeciwdziałać tworzeniu się w społeczności kryminalnej swoistej subkultury, w której gloryfikowany jest przestępczy tryb życia, największą estymą cieszą się najwięksi bandyci, zaś nowy więzienny narybek jest przyuczany do swego fachu. Warto do tego dodać również szerzenie się w więzieniach najróżniejszych form okrucieństwa, przy których chłosta czy nawet amputacja, zdają się być dziecięcą zabawą. Nie wspominamy zaś już nawet o panujących za więziennymi kratami wulgarności, homoseksualizmie, masturbacji czy pornografii. W ostatecznym efekcie owoce systemu więziennictwa są takie, jak każdy widzi. Mało kto po odsiadce za kratami, staje się lepszym człowiekiem, a jeśli tak się dzieje, to jest to bardziej efekt przeciwstawienia się panującej we więzieniu mentalności, aniżeli skutek samego pobytu we więzieniu. W zdecydowanej zaś większości, ludzie opuszczają więzienia w znacznie gorszym stanie moralnym, aniżeli przed skazaniem. Początkujący złodziejaszkowie, rozrabiacy i hulacy są w więziennych celach formowani na zatwardziałych kryminalistów. Recydywiści często zaś nie boją się już nawet pobytu w zakładzie karnym, albowiem wiedzą, iż im więcej konfliktów z prawem mają na swym koncie, tym wyższą pozycję zajmą w więziennej hierarchii. Na tym tle chłosty, okaleczenia, a nawet amputacje doprawdy wypadają całkiem korzystnie. Kilkadziesiąt batogów działa znacznie bardziej otrzeźwiająca na początkującego rzezimieszka, aniżeli dwa lata skoszarowania z podobnymi mu, lub znacznie bardziej zdeprawowanymi rzezimieszkami. Odcięcie dłoni rabusiowi i gangsterowi daje prawie 100 procentową gwarancję, że więcej w życiu nie podniesie on uzbrojonej ręki na czyjeś mienie. A jeśli będzie musiał taki człowiek żebrać na swe utrzymanie, to przynajmniej pieniądze będą mu dawać ci, którzy chcą, nie zaś podatnicy przymusowo łożący na rosnące koszty więziennictwa. Skuteczność i praktyczność kar cielesnych z jednej strony i sankcji więzienia z drugiej można zresztą porównać na przykładzie państw, które stosują te dwa różne systemy walki z przestępczością. W państwach muzułmańskich funkcjonują co prawda więzienia, jednak za wiele przestępstw wymierza się tam karę chłosty i amputacji dłoni. W efekcie np. kradzieże, rabunki i grabieże prawie, że tam nie występują, a ludzie nie zamykają sklepów nawet na noc. Z kolei kraje, które w sposób zaślepiony wyrzuciły ze swych kodeksów wszelkie kary cielesne, na co dzień borykają się z ogromem przestępstw. Bynajmniej nie twierdzę w tym miejscu, iż więzienia zawsze muszą rodzić tak wiele patologii o których wspomniałem wyżej. Nie da się jednak ukryć, iż stworzenie systemu więziennictwa, w ramach którego deprawacja osadzonych zostałaby choćby w dużej mierze ograniczona jest zadaniem niezwykle trudnym. Praktycznie rzecz biorąc sądzę, iż reforma więzień zmierzająca w kierunku znacznego zwiększenia ich efektów resocjalizacyjnych musiałaby by polegać na stworzeniu czegoś w rodzaju postulowanego niegdyś przez kwakrów systemu celkowego czyli jak najściślejszego oddzielenia od siebie poszczególnych więźniów, ich ewangelizacją i daniem im stosownej pracy. Tego rodzaju zakłady karne rzeczywiście można by uznać za lepsze od kar cielesnych (choć i wtedy nie można by bezwzględnie ich piętnować).
Z pewnością w naszym kręgu kulturowo-cywilizacyjnym nie ma dziś żadnych warunków do przywrócenia kar cielesnych i dlatego moją intencją nie jest nawoływanie do ich restauracji. Dobrze jest jednak zdać sobie sprawę z tego, iż absolutna i bezwarunkowa pogarda dla tego rodzaju sankcji wypływa z przyjęcia fałszywej hierarchii wartości i nie ma ku niej tak naprawdę solidnych przesłanek moralnych i racjonalnych.