Prawda i Konsekwencja

Czy prawny zakaz pewnych grzechów jest negacją wolnej woli?

Wiele razy, gdy rozmawia się o potrzebie zakazywania przez państwo niektórych z grzechów, które bezpośrednio nie naruszają czyjejś wolności (ale które mimo to często krzywdzą osoby postronne, jak to ma miejsce np. w przypadku niewierności małżeńskiej, pijaństwa czy rozpowszechniania pornografii), przeciwnicy takich rozwiązań wyciągają jeden ze swych koronnych argumentów mówiąc: “Pan Bóg dał ludziom wolność wyboru pomiędzy dobrem, a złem, więc władza, która chce zakazywać czynienia zła, występuje przeciw Bożej woli“. To stwierdzenie, choć wydaje się być na pierwszy rzut oka efektowne, jest całkowicie bzdurne i wynika z  niezrozumienia tego, co w rzeczywistości oznacza fakt, iż Bóg dał ludziom wolną wolę.

 

Zacznijmy od tego, że gdyby przyjąć liberalne i libertariańskie rozumienie Bożego daru wolnej woli, jako implikującego niemoralność państwowych zakazów wymierzonych w różne dobrowolnie czynione grzechy, to samego Boga musielibyśmy oskarżyć o poważną niekonsekwencję a nawet sprzeczność w swych działaniach. A to dlatego, że owszem Bóg “stworzył człowieka i zostawił go własnej mocy rozstrzygania” (Syr 15: 14), jednak z drugiej strony ten sam Bóg ustanawiając starożytny Izrael jako państwo i naród, polecił jego rządzącym, by karali różne dobrowolnie czynione występki i nieprawości, np. pod sankcją śmierci zakazane było bałwochwalstwo (Wj 22: 20); bluźnierstwo (Kpł 24: 15 – 16);  okultyzm (Wj 22, 18), fałszywe proroctwa (Pwt 18, 20), homoseksualizm, zoofilia (Kpł 20, 15-16), cudzołóstwo (Kpł 20, 10), kazirodztwo (Kpł 20, 11), gwałcenie szabatu (Wj 31, 14). Żaden z tych czynów nie polega w swej istocie na naruszaniu czyjejś swobody, a jednak Wszechmocny nakazał swym sługom, by je karali i zakazywali. Jahwe nie powiedział: Trudno, czyny te są mi wstrętne, ale każdy jest wolny, a więc zostawcie ich sprawców w spokoju. Czy więc Bóg popadł tu w sprzeczność Sam ze Sobą, czy jednak  prawda o tym, iż człowiekowi został dany wolny wybór pomiędzy cnotą a grzechem, nie jest sprzeczna z tym,  że władze cywilne  mają moralne praw zakazywania pewnych dobrowolnie czynionych grzechów?

Otóż, tradycyjna filozofia katolicka rozróżnia trzy rodzaje wolności.

Pierwszym z tych rodzajów jest tzw. wolność psychologiczna, która jest właśnie w sensie ścisłym Bożym darem wolnej woli. Została ona dana ludziom w odróżnieniu od zwierząt i oznacza ona, iż człowiek jest w stanie, przynajmniej w swym umyśle, sercu i rozumie, dokonywać wyborów pomiędzy dobrem i złem. I w tym znaczeniu, nikt nie tylko, że  może, ale nie jest nawet w stanie odebrać człowiekowi wolnej woli. Nawet więc, gdyby jakieś państwo zamierzało coś takiego robić, to nie byłoby możliwe do zrealizowania z oczywistych względów. Na przykład, o ile państwo, rodzice, policjanci mogą w pewnych okolicznościach powstrzymać kogoś przed cudzołożeniem albo upiciem się jako zewnętrznie dokonywanym uczynkiem, to nie są zdolni zmusić kogoś, by o takich rzeczach nie myślał z upodobaniem i ochotą. A zatem w tym sensie, oczywiście, że państwo nie tylko, że nie powinno, ale i z natury rzeczy nie jest w stanie ingerować w daną człowiekowi wolność.

Drugim z rodzajów wolności jest tzw. wolność moralna. Polega ona na tym, iż pewne nasze wybory podobają się Bogu, a inne z nich są Mu wstrętne i obrzydliwe. W tym zaś znaczeniu nie można powiedzieć, by Bóg dał człowiekowi absolutną wolność, ale że wolność ta ma swoje granice wyznaczone przez Stwórcę poprzez objawione przez niego przykazania i prawa.

Trzecim zaś rodzajem wolności, podstawowym zresztą dla rozważań o prawie władz cywilnych do zakazywania pewnych dobrowolnie czynionych grzechów jest tzw. wolność fizyczna. Oznacza ona, wolność realizowania na zewnątrz swych wewnętrznych aktów wolnej woli. Innymi słowy, jest to wolność od zewnętrznego przymusu i kar za czynione zewnętrznie zło. Taka zaś wolność powinna być ograniczana przez prawa i stosowne kary stanowione przez władze cywilne oraz inne autorytety (np. rodziców, nauczycieli w szkole, przełożonych w pracy). O ile bowiem, nie jesteśmy w stanie komuś zabronić np. uwodzenia czyjeś żony w myślach, o tyle ze względu na dobro innych ludzi, powinniśmy mu utrudniać realizację tych myśli w świecie rzeczywistym. Podobnie rzecz się ma w przypadku zakazu innych nieprawości, np. państwo zakazuje fizycznego morderstwa, mimo, że nie jest w stanie zakazać komuś zabijania ludzi w swych myślach. Ba, zresztą nie tylko, w takich okolicznościach można moralnie ograniczać czyjąś wolność fizyczną, ale nieraz czyni to sama natura (a raczej Bóg za jej pośrednictwem). Na przykład, ktoś chciałby kraść, ale nie jestem w stanie, gdyż stracił obie ręce, albo chciałby oglądać pornografię, ale nie może tego robić, gdyż stracił wzrok, etc. Nie istnieje zatem jakaś absolutna (albo ograniczana tylko ze względu na wolność drugiego człowieka) wolność do braku kary ze strony władz cywilnych za pewne dobrowolnie czynione grzechy. Państwo owszem nie jest w stanie nikomu odebrać wolnej woli, ale jest w stanie utrudniać i zniechęcać kogoś do realizacji na zewnątrz aktów owej woli [1].

 

Liberalno-libertariańska argumentacja miesza więc ze sobą dwie przesłanki: słuszną (Bóg dał człowiekowi wolność wyboru pomiędzy dobrem a złem) z błędną (w związku z tym nie wolno karać i zakazywać nieprawości).

Przede wszystkim trzeba podkreślić, iż tak naprawdę żadne prawne zakazy i kary nie są w stanie odebrać człowiekowi wewnętrznej wolności wyboru pomiędzy dobrem a złem. Wszakże nawet, gdy z obawy przed ziemskimi karami powstrzymujemy się od dokonania jakiegoś złego uczynku, to nasze myśli i pragnienia wciąż mogą być przeciwne Bożemu prawu. Jasnym jest, iż żadne państwo nie jest w stanie zmusić kogokolwiek do bycia dobrym chrześcijaninem. Bycie dobrym chrześcijaninem zaczyna się bowiem w sercu, którego nie może przecież objąć nadzór sądów i policji.

Może więc karanie grzechu faktycznie mija się z celem? Otóż nie. Traktując konsekwentnie ten argument można by zakwestionować zasadność karania choćby zgwałceń. Cóż bowiem z tego, iż potencjalny gwałciciel ze strachu przed karą nie dokona swej zbrodni? Wszak, w swym sercu i tak zgwałci kobietę. A jednak nawet, jeśli ów człowiek tak potwornie zgrzeszy w swych pragnieniach, to jednak: niedoszła ofiara nie zostanie zgwałcona; innym ludziom nie zostanie dany zły przykład do naśladowania; ów grzesznik jeśli się nie nawróci, pójdzie co prawda do piekła, jednak jego potępienie nie będzie tak srogie, jak w przypadku, gdyby swe złe pragnienia zrealizował także w czynach. Podobnie, nawet jeśli dany mężczyzna nie uwiedzie młodej dziewczyny tylko z powodu obawy ukarania, to jednak: owa niewiasta nie zostanie wciągnięta przez niego w grzech; innym chłopcom i mężczyznom nie zostanie zaprezentowany kolejny zły przykład do naśladowania; ów grzesznik nie będzie odpowiadał na Bożym Sądzie za swe czyny, a jedynie za myśli i pragnienia, przez co jego potępienie będzie mniej srogie.

Św. Tomasz z Akwinu pisze:

„(…) jednak bywają ludzie krnąbrni, skłonni do złych nałogów, którzy nie łatwo dają się poruszyć słowami, dlatego zaistniała konieczność, by takich powstrzymywać od złego siłą i strachem, by przynajmniej z tego względu przestali źle postępować i pozostawili innych w spokoju… Otóż to właśnie wychowanie jest zdaniem ustawodawstwa ludzkiego” [2].

Poza tym odpowiednie represje i kary co prawda nie zmienią serca grzesznika, ale mogą pobudzić go do zmiany swego stylu myślenia i wartościowania. Św. Augustyn uczy o tym w następujący sposób:

Teraz widzisz, jak sądzę, iż nie należy zważać na sam fakt istnienia przymusu, ale raczej na to przez co się jest przymuszonym: czy jest to dobro czy zło. Nie jest tak, że każdy może stać się dobrym wbrew sobie, ale strach przed tym czego człowiek nie chce cierpieć kładzie kres uporowi, który stanowił przeszkodę, i przynagla go do poszukiwania prawdy, której nie znał. To sprawia, iż człowiek odrzuca kłamstwo, które wcześniej dopuszczał, szuka prawdy, której nie znał; dochodzi do pragnienia tego, czego nie pragnął” (List „Ad Vincentium”) [3].

 

Przypisy:

1. Tradycyjne rozróżnienia pomiędzy poszczególnymi rodzajami wolności podaję za: Abp Marcel Lefebrve, “Oni Jego zdetronizowali. Od liberalizmu do apostazji. Tragedia soborowa“, Warszawa 1997, s. 39 – 40.

2. Patrz: Św. Tomasz z Akwinu, „Suma teologiczna w skrócie„, Warszawa 2000, s. 343 – 344.

3. Cytat za: Abp Marcel Lefebrve, jw., 44.