Prawda i Konsekwencja

Tag Archive: terroryzm

  1. Trzy powody dla których wspieram Izrael

    Możliwość komentowania Trzy powody dla których wspieram Izrael została wyłączona

    W tym artykule postaram się wyjaśnić, dlaczego uważam powstanie Państwa Izrael za moralnie zasadne w przeszłości, jak i uznaję, iż w obecnym jego konflikcie z terrorystyczną organizacją Hamas to władze właśnie tego kraju prowadzą sprawiedliwą wojnę.

    1. Uważam, iż wszystkie tak chrześcijańskie, jak i niechrześcijańskie, ale monoteistyczne i respektujące podstawowe zasady naturalnej moralności narody mają prawo do wolności i bezpieczeństwa. Ta zasada tyczy się również Żydów, którzy na przełomie XIX i XX wieku dążyli do znalezienia dla siebie bezpiecznego schronienia.

    Co prawda, jestem dość daleki od twierdzenia, jakoby każdy naród miał jakieś absolutne i nieograniczone prawo do posiadania własnego państwa, jednak w sytuacji, gdy dana nacja jest poddawana systematycznemu niesprawiedliwemu traktowaniu, to ma ona naturalne prawo do szukania miejsca, w którym będzie wolna od takiej opresji. A tak się składa, iż emigracja Żydów do Palestyny w swych większych rozmiarach zaczęła się wówczas, gdy pod koniec XIX wieku członkowie tej społeczności zaczęli być poddawani masowym mordom w Rosji. Zaś i później, Żydzi mieli dobre powody, by szukać dla siebie jakiegoś spokojnego i bezpiecznego miejsca na schronienie – przypomnijmy wszak o najpierw drastycznej dyskryminacji, jakiej byli oni poddawani w nazistowskiej III Rzeszy, a następnie idącemu w miliony ludobójstwu dokonywanemu na nich przez władze tegoż państwa.

    Gwoli ścisłości uważam jednak, iż lepszym rozwiązaniem ze stricte teologicznego punktu widzenia byłoby, gdyby Żydzi założyli swe państwo w miejscu innym niż Palestyna – w ten sposób uniknięto by wrażenia, że ziemia ta należy im się ciągle na zasadzie ściśle Boskich obietnic, które zostały im objawione na kartach Starego Testamentu. Ci z Żydów, którzy nie uznają Pana Jezusa Chrystusa za Mesjasza i Zbawcę, nie mogą bowiem odwoływać się do owych obietnic, gdyż nie są oni częścią wybranego przez Boga narodu (w przeciwieństwie do ich starotestamentowych przodków). Skoro jednak historia potoczyła się w ten, a nie inny sposób, to „nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem”, ale próbować w rozsądny i mądry sposób uporządkować sytuację na owych terenach.

    Myślę, iż w tym miejscu należy rozróżnić pomiędzy ściśle Boskim prawem, które mogło być dane temu czy innemu narodowi, a naturalnym moralnym prawem do posiadania danej ziemi i państwa. Przykładowo, my Polacy nie mamy żadnego ściśle Bożego prawa do posiadania ziem ciągnących się pomiędzy Bugiem a Odrą (choćby dlatego, że nie zostało nam to obiecane w Piśmie świętym), ale to nie znaczy, iż nie mamy prawa do posiadania tego terytorium na podstawie naturalnej moralności. Poza tym, nawet gdyby można dyskutować nad tym, czy aby na pewno każdy skrawek obecnego terytorium Państwa Polskiego został pozyskany w moralnie prawowity sposób, to i tak z rozmaitych powodów nie miałoby sensu kwestionowanie na tym podobnych podstawach prawa naszego państwa do istnienia. Ot, choćby dlatego byłoby to bezsensowne, gdyż od być może kontrowersyjnych moralnie wydarzeń, wskutek których Polska uzyskałaby te czy inne fragmenty swego terytorium, minęły już całe pokolenia i próba cofnięcia takich zmian przyniosłaby więcej złego niż dobrego. Podobnie, nie ma większego sensu kwestionowanie moralnej legitymacji dla powstania Państwa Izrael, a to choćby dlatego, że część z ziem do niego aktualnie należących było kupowanych przez żydowskich osadników od Arabów. Jeśli by przyjąć założenie, iż owe transakcje kupna i sprzedaży były dokonywane w uczciwy sposób – czyli np. bez oszustwa oraz przymusu – to nie mielibyśmy wtedy żadnego moralnego prawa do kwestionowania godziwości posiadania przez Żydów w ten sposób nabytych ziem. Oczywiście, historia powstania i rozwoju Państwa Izrael jest nieco bardziej złożona i skomplikowana i zdaję sobie sprawę, że pewna część ziem do niego należących nie została przejęta w powyżej opisany, czyli pozbawiony etycznych kontrowersji sposób. Jednak pytanie, które należałoby sobie w tym miejscu postawić, sprowadza się do tego, czy natężenie bardziej wątpliwych moralnie sposobów przejmowania ziemi przez Izrael było aż tak silne, by w sposób absolutny zanegować prawo owego państwa do istnienia?

    Ponadto, choć można powiedzieć, iż wygnanie Żydów i ich rozproszenie, które nastąpiło po zburzeniu świątyni jerozolimskiej w 70 roku po Chrystusie, było czymś w rodzaju Bożej kary za odrzuceniu przez większość z nich wiary w Jezusa, to wcale jeszcze nie musi oznaczać, że chrześcijanie nie mają prawa popierać powstania i trwania państwa przeznaczonego dla Żydów. Pojęcie „Bożych kar” nie zawsze oznacza, iż kryje się za czymś takim pozytywna i bezpośrednia wola Boża, a więc coś, czemu nie należy się w żaden sposób sprzeciwiać. Przypomnijmy wszak, że tak choroby, jak i kataklizmy, a także niesprawiedliwe wojny mogą być słusznie nazywane Bożymi karami, ale to nie oznacza jeszcze, że w takim razie uczniowie Jezusa nie mają moralnego prawa stosować lekarstw (dążąc w ten sposób do zdławienia choroby), uciekać przed huraganami czy też zbrojnie walczyć w armii broniąc swego kraju przed niesprawiedliwym najeźdźcą. Podobnie, uznanie wygnania i rozproszenia Żydów po 70 roku naszej ery za wydarzenie będące w pewnym sensie Bożą karą nie oznacza, iż nie wolno chrześcijanom dążyć do ograniczenia/zniwelowania tego stanu rzeczy.

    2. Uważam za skrajnie nieuprawnione wszelkie porównania Państwa Izrael do nazistowskiej III Rzeszy.

    Nie twierdzę, że władze Izraela na pewno zawsze traktowały Palestyńczyków w moralny i sprawiedliwy sposób, jednak gdy wskazuje się możliwe zło tych czy innych działań państwa żydowskiego, trzeba zachować odpowiednie proporcje w stosowaniu historycznych analogii. A niestety radykalni antysemici lubują się w formułowaniu sugestii, a czasami nawet otwartych stwierdzeń, jakoby Państwo Izrael – wzorem nazistowskiej III Rzeszy – stosowało wobec Palestyńczyków politykę polegającą na ich ludobójstwie. Nazwać tego rodzaju porównania „przesadą”, to tak jakby nic nie powiedzieć. To nie przesada, ale skrajny wręcz absurd.

    Działania Izraela wobec Palestyńczyków w diametralny sposób różnią się od tego, jak III Rzesza traktowała Żydów, tak celowością, jak i natężeniem liczby ofiar.

    Tak więc polityką niemieckich nazistów – przynajmniej w l. 1941 – 1945 – było masowe, bezpośrednie oraz zamierzone mordowanie członków społeczności żydowskich (którzy dodajmy w swej ogromnej części byli niewalczącymi cywilami). Czyniono to wpierw podczas masowych rozstrzeliwań Żydów, by następnie przejść do eksterminowania ich w komorach gazowych. W ten sposób w ciągu niespełna 4 lat Niemcy i ich europejscy sojusznicy zgładzili od 5 000 000 do 6 000 000 żydowskich mężczyzn, kobiet, starców i dzieci. Gdy podzielimy tę liczbę przez dni trwania owego ludobójstwa, to daje nam ok. 3 500 osób mordowanych każdego dnia. Podkreślmy, iż większość z tych ofiar zostało zabitych w całkowicie bezpośredni i zamierzony sposób, nie zaś jako „efekt uboczny” zbrojnych walk armii niemieckiej (i formacji sojuszniczych) z wrogimi im żołnierzami czy partyzantami. Innymi słowy, żydowscy niewalczący cywile najczęściej ginęli nie od zabłąkanej niemieckiej kuli czy bomby, ale byli oni mordowani w całkowicie rozmyślny sposób.

    Powyższego nie da się w żaden sposób przyrównać do postępowania władz Izraela wobec Palestyńczyków. W ciągu 75 lat (mam tu myśli lata 1948- listopad 2023) owych napiętych relacji łącznie nie zginęło nawet 50 000 palestyńskich cywilów – jak więc można to porównywać z 5 000 000 do 6 000 000 Żydów wymordowanych w ciągu 4 lat? Poza tym, o ile żydowscy cywile byli z zasady zabijani przez III Rzeszę w sposób bezpośredni i zamierzony, o tyle nie da się tego powiedzieć o działaniach armii Izraela (IDF) wobec palestyńskiej ludności cywilnej – a przynajmniej nie da się powiedzieć, że jest to jej w wykonaniu regułą. Przypomnijmy wszak, że IDF ma za swego przeciwnika bardzo podstępnego, barbarzyńskiego i perfidnego wroga: aktualnie jest to organizacja Hamas, która słynie ze stosowania taktyki polegającej na czynieniu sobie z cywilów czegoś, co popularnie zwie się „żywymi tarczami”. Barbarzyńcy z Hamasu ukrywają wszak swych bojowników, składy śmiercionośnej broni i centra dowodzenia w takich obiektach cywilnych jak bloki mieszkalne, szkoły, a nawet szpitale. Chcąc zatem czy nie chcąc, IDF dążąc do likwidacji bądź ograniczenia terrorystycznej działalności Hamasu – w pośredni i niezamierzony sposób – będzie też uśmiercać niewalczących palestyńskich cywili. Można to porównać do akcji wymierzonej w 20 terrorystów, którzy wzięli by za zakładników 200 cywili. Póki bezpośrednim celem akcji antyterrorystycznej byłoby zabicie owych 20 terrorystów, to akcja taka byłaby moralnie dozwolona, nawet jeśli jej „efektem ubocznym” byłaby śmierć od „zbłąkanych kul” dajmy na to 40 przetrzymywanych przez nich zakładników. O ile bowiem bezpośrednie i zamierzone zabijanie niewinnych cywili jest aktem wewnętrznie złym, a przez to zawsze niedozwolonym, o tyle tradycyjnie katolicka teologia moralna uważa za moralnie dopuszczalne – dla odpowiednio ważnych przyczyn – pośrednie doprowadzenie do śmierci osób niewinnych. Oczywiście, można spierać się o to, czy akcje IDF, których praktycznym skutkiem jest to, że w ich wyniku ginie więcej cywilów niż terrorystów z Hamasu spełniają warunek proporcjonalności. Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale bardzo łatwa, zwłaszcza gdy zważymy na to, iż nawet jeśli wskutek bombardowania danego obiektu zginie 1 terrorysta i 10 cywili, to jeżeli ten 1 terrorysta planował zamordować w przyszłości następnych 200 osób, nie byłbym pewien, że w takim działaniu zaburzona zostałaby zasada proporcjonalności.

    Ponadto, warto również przypomnieć, iż IDF stara się na różne sposoby ograniczać owe „uboczne” straty pośród ludności cywilnej, np. wzywając takową za pośrednictwem SMS-ów wysyłanych w języku arabskim do ewakuowania się z niebezpiecznego terenu.

    Polityki Państwa Izrael wobec Palestyńczyków nie da się też postawić na równi z tym jak III Rzesza traktowała Żydów jeszcze przed ich eksterminacją. I tak na przykład w l. 1933 – 1938 Żydom zabraniano wchodzić w związki małżeńskie z ludnością aryjskiego pochodzenia (pod karą zesłania do obozu koncentracyjnego), zwalniano ich z urzędów publicznych, a także wywierano presję, by odsprzedawali swą prywatną własność po najniższych cenach. Z kolei, w latach 1939 – 1941 władze III Rzeszy wprowadziły wobec ludności żydowskiej takiej restrykcje i ograniczenia jak: zakaz korzystania z budek telefonicznych i wychodzenia z domu po ósmej wieczorem, odebranie im wszelkich zasiłków socjalnych, pozbawienie pracowników żydowskiego pochodzenia płatnych urlopów oraz odzieży ochronnej (w tym okularów i rękawic dla spawaczy). Niech mi któryś „antysyjonista” pokaże, czy choćby jedno z wymienionych wyżej rozwiązań prawnych ma swe odzwierciedlenie w prawodawstwie Izraela wobec Palestyńczyków?

    3. Nie wszystkie prawa Izraela muszą mi się podobać, bym w jego konflikcie z Hamasem stawał po stronie tego pierwszego.

    Nie podoba mi się prawodawstwo Izraela w odniesieniu do kwestii LGBT oraz aborcji i choćby w tych dwóch sprawach jestem bliższy Hamasowi. Ale to nie oznacza, że w takim razie z aprobatą albo choćby lekkim pobłażaniem będę patrzył na to jak Hamas w całkowicie umyślny, bezpośredni oraz zamierzony sposób zabija niewalczących żydowskich cywili. Choćby i prawodawstwo Izraela było jeszcze bardziej zepsute i niemoralne w wymienionych wyżej sprawach niż ma to miejsce obecnie, to wciąż nie odbiera to temu państwu moralnego prawa do bronienia swych obywateli przed działaniami mającymi na celu ich mordowanie.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:
    IDF ma pełne moralne prawo do zniszczenia Hamasu

    O różnicy pomiędzy bezpośrednim a pośrednim zabiciem niewinnego

    Na czym polega reguła “podwójnego skutku”?

    Ps. Grafika dołączona została do powyższego artykułu za następującym linkiem internetowym:

    https://edition.cnn.com/travel/state-department-travel-warning-israel/index.html

  2. IDF ma pełne moralne prawo do zniszczenia Hamasu

    Możliwość komentowania IDF ma pełne moralne prawo do zniszczenia Hamasu została wyłączona

    Myślę, iż dla większości ludzi dość oczywistą prawdą historyczną jest to, iż w czasie II Wojny Światowej to Trzecia Rzesza prowadziła wojnę niesprawiedliwą. Gdyby jednak jakaś organizacja partyzancka z nią walcząca specjalizowała się w podkładaniu bomb pod niemieckie żłobki, przedszkola, sierocińce, kawiarnie czy restauracje to władze nazistowskich Niemiec miałyby pełne moralne prawo dążyć do zbrojnego zlikwidowania takiej barbarzyńskiej organizacji. Mielibyśmy wówczas do czynienia z paradoksem polegającym na tym, iż strona zasadniczo prowadząca niesprawiedliwą wojnę, akurat w pewnych aspektach prowadziłaby sprawiedliwe działania wojenne.

    Spróbujmy teraz zastosować powyższą analogię do aktualnej sytuacji na Bliskim Wschodzie. A więc załóżmy na chwilę, że to Państwo Izrael jest, zasadniczo rzecz biorąc, tym “złym facetem” (z czym się osobiście akurat nie zgadzam). Nawet, gdyby tak miało być, to Izrael wciąż posiadałby pełne moralne prawo dążyć do zgniecenia barbarzyńskiej organizacji “Hamas”. Ugrupowanie to bowiem jako stałą i długoletnią metodę swego działania stosuje mordowanie niewalczących żydowskich cywilów, a ponadto wykorzystuje w roli “żywych tarcz” członków ludności palestyńskiej (np. poprzez rozmieszczanie swych bojowników i obiektów militarnych w środku lub w pobliżu takich cywilnych punktów jak szkoły czy szpitale). Warto przy tym zaznaczyć, iż w walce ze stosującym tego rodzaju perfidne metody wrogiem – choćby nie zamierzało się w bezpośredni sposób zabijać niewalczących osób – to i tak ofiary śmiertelne pośród nich będą efektem ubocznym takiego zbrojnego starcia.

    Czy jednak aktualnie trwające bombardowania Strefy Gazy nie stanowią w rzeczywistości bezpośredniego zabijania niewalczących palestyńskich cywilów i nie należałoby ich przyrównać do tzw. nalotów dywanowych, które odbywały się w czasie II Wojny Światowej i których celem było mszczenie się również na ludności cywilnej wrogich państw?

    Sądzę, że – przynajmniej na stan wiedzy jaką posiadamy dziś – niewiele lub zgoła nic, wskazuje na to, by tym podobne analogie były uprawnione. Jak to już bowiem zostało powyżej wskazane, wróg z którym walczy Izrael, jest znany z tego, że rozmieszcza swe militarne obiekty w pobliżu bądź pośrodku cywilnej infrastruktury. Wiadomo zaś, iż w warunkach wojny prowadzonej przy pomocy nowoczesnych środków (czyli np. bomb i rakiet) praktycznie niemożliwe jest uniknięcie czegoś, co w języku tradycyjnej moralistyki katolickiej zwie się (moralnie dozwolonym) “pośrednim zabijaniem niewinnych” oraz “działaniem w ramach zasady podwójnego skutku“. Taką sytuację można porównać do fizycznej likwidacji grupy 20 terrorystów, którzy pojmali 200 zakładników. Jeśli w wyniku takiej akcji zginęłoby nie tylko tych 20 terrorystów, ale również – nie na zasadzie zamierzonego celowania, ale raczej “zbłąkanej kuli” – 50 zakładników, to taka akcja antyterrorystyczna byłaby wciąż moralnie dozwolona. Żołnierze braliby bowiem ,wówczas na swój cel terrorystów, a nie zakładników. Śmierć tych drugich byłaby wówczas przewidywanym, choć niezamierzonym “efektem ubocznym” strzelania do terrorystów. Twierdzę zaś, iż przynajmniej póki co, nie mamy dowodów na to, iż armia Izraela (“Israel Defence Forces” – w skrócie IDF) bombardując Strefę Gazy działa na innej zasadzie. Nawet w przypadku zbombardowanego w dniu 17 października szpitalu w Gazie nie mamy pewności, czy aby na pewno uczyniła to IDF (obie strony oskarżają się bowiem wzajemnie o ten akt). Poza tym, na to, iż Izrael zasadniczo nie zamierza w bezpośredni sposób zabijać niewalczących cywili, wskazuje fakt, iż władze kraju wzywają ludność Strefy Gazy do ewakuacji, a także ostrzegają takową przed nalotami bombowymi.

    Wreszcie też, każdy, kto przyrównuje bombardowania Strefy Gazy do nalotów dywanowych, jakie miały miejsce w czasie II wojny światowej, niech porówna liczbę ofiar. Przykładowo, w nalotach dywanowych na Drezno śmierć poniosło w ciągu 2 dni – wedle różnych szacunków – od 18 tysięcy do 100 albo i 200 tysięcy ludzi. Tymczasem w izraelskich bombardowaniach Strefy Gazy, które trwają 18 dni (piszę te słowa 24 września 2023 roku) śmierć poniosło ok. 5 tysięcy ludzi. Porównajmy zatem proporcje. Przyjmując najniższe z danych dla ofiar śmiertelnych nalotów dywanowych na Drezno – w ciągu jednego dnia zabitych tam zostało 9 000 osób. Z kolei, w bombardowaniach Strefy Gazy dziennie ginie ok. 278 osób. Są to więc proporcje kilkadziesiąt razy mniejsze dla Strefy Gazy (mniej więcej 33 do 1). Już ta wielka dysproporcja pomiędzy liczbą ofiar wydaje się wskazywać na to, iż celem IDF nie jest mszczenie się na palestyńskich cywilach oraz zasadniczo nie są one w bezpośredni sposób ukierunkowane na ich zabijanie.

    Mirosław Salwowski

    Przeczytaj też:
    Czy w obronie wolno używać broni atomowej?

    Na czym polega reguła “podwójnego skutku”?

    Jak ma się udział w wojnie do przykazania “Nie zabijaj”?

  3. O wojnie w islamie i jednej z nieprawd na ten temat

    Możliwość komentowania O wojnie w islamie i jednej z nieprawd na ten temat została wyłączona

    Jednym z tradycjonalistycznych katolików, których dość wysoko cenię jest pochodzący z Włoch prof. Roberto de Mattei. Moje uznanie zyskał on zwłaszcza wtedy, gdy – wbrew dużej części “tradsowskiego” środowiska sprzeciwił się przesadnie rygorystycznemu i de facto skrupulanckiemu potępianiu szczepionek przeciw Covid-19. Jak to się jednak mówi “Nikt nie jest doskonały” i okazuje się, że również prof. de Mattei popełnia pewne błędy, o jednym z których zamierzam poniżej napisać. Otóż w wydanej na polskim rynku przez Wydawnictwo Key4 książce tego uczonego zatytułowanej (w j. polskim) “Święta wojna oraz wojna sprawiedliwa z perspektywy chrześcijaństwa i islamu” możemy znaleźć następujące stwierdzenie:

    W przeciwieństwie do doktryny chrześcijańskiej i tradycji zachodniej, dla muzułmanów zasady prowadzenia wojny nie są w żaden sposób ograniczone przez łagodzące jej brutalność precyzyjne normy moralne” (Roberto de Mattei, “Święta wojna oraz wojna sprawiedliwa z perspektywy chrześcijaństwa i islamu”, Wydawnictwo Key4, Warszawa 2020, s. 102).

    Trzeba sobie jasno powiedzieć, że ta opinia na temat islamu jest nieprawdziwa. Wedle bowiem przynajmniej “tradycyjnej” doktryny islamskiej również na wojnie obowiązuje moralny zakaz zabijania kobiet, dzieci, starców i mnichów, a także okaleczania zwłok zabitych wrogów. Muzułmańskie stanowisko w tej kwestii w jednym ze swych artykułów w następujący sposób referuje doktor nauk prawnych, p. Piotr Łubiński:


    (…) To, co istotne to fakt, że analogicznie do prawa międzynarodowego islam dozwala na pozbawienie życia w czasie wojny. Podobnie jak normy prawa humanitarnego ogranicza możliwość pozbawienia życia osób, które w świetle prawa humanitarnego uznalibyśmy za nie-kombatantów.

    Islam ogranicza niszczenie dóbr uwzględniając zasadę konieczności wojskowej oraz innych działań realizujących zasadę humanitaryzmu. Abu Bakr (632–634), pierwszy kalif, powtarza słowa Mahometa do swojego przywódcy wojskowego Yazid Ibn Abi Sufyan w formie dziesięciu przykazań. Znaleźć w nich można takie sformułowania jak „nie wolno zabijać kobiet i dzieci starca”. Po podbiciu Mekki Prorok miał powiedzieć do podbitych ludów Quraysh, „czynię was wolnym”, potwierdzając znaną również w prawie humanitarnym zasadę humanitaryzmu. Omayyad Kalif Omar Ibn Abdul pisał tak „nie bądźcie dezerterami, nie popełniajcie aktu wiarołomstwa, nie okaleczajcie wroga, nie zabijacie dzieci” [Patrz: Piotr Łubiński, Prawo do życia a ataki samobójcze w islamie i prawie międzynarodowym, Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis, Studia de Securitate 8 (2018)].

    W tym miejscu można też przytoczyć słowa samego Mahometa, który podawał następujące zasady postępowania na wojnie (zacytuję je w tłumaczeniu na j. angielski):

    O people! I charge you with ten rules; learn them well! Stop, O people, that I may give you ten rules for your guidance in the battlefield. Do not commit treachery or deviate from the right path. You must not mutilate dead bodies. Neither kill a child, nor a woman, nor an aged man. Bring no harm to the trees, nor burn them with fire, especially those which are fruitful. Slay not any of the enemy’s flock, save for your food. You are likely to pass by people who have devoted their lives to monastic services; leave them alone (Cytat za: Wikipedia En, Islamic military jurisprudence).

    Oprócz więc wspomnianego wyżej zakazu zabijania kobiet, dzieci, starców i mnichów (oraz okaleczania zwłok wroga) widzimy więc, że wedle islamu na wojnie nie wolno zabijać także zwierząt należących do przeciwnika (chyba że miałyby one posłużyć za jedzenie), a nawet nie należy niszczyć wówczas drzew.

    Oczywiście, można w tym miejscu zadać pytanie, dlaczego w takim razie, muzułmańscy radykałowie od czasu do czasu dokonują ataków terrorystycznych, które są w bezpośredni sposób ukierunkowane nie na osoby uzbrojone (żołnierzy czy policjantów), ale na niewalczącą ludność cywilną (np. bywalców kawiarni, przechodniów w metrze)? Cóż, jest to pytanie, które należałoby skierować do tych konkretnych muzułmanów, którzy popełniają takie krwawe i obrzydliwe czyny. Gdybym sam miał możliwość to uczynić, to zapytałbym tych ludzi: Dlaczego wbrew nauce człowieka, którego uważacie za proroka i założyciela swej religii umyślnie i z premedytacją zabijacie również kobiety, dzieci i starców i to jeszcze nawet w sytuacji, gdy nie ma się do czynienia ze stanem wojny? Ponadto należy zauważyć, że pewne usprawiedliwiania tym podobnych aktów terrorystycznych formułowane w kręgach muzułmańskich są historycznie rzecz biorąc bardzo wtórną rzeczą (w sensie: powstały wiele wieków po samym Mahomecie) oraz sprawiają wrażenie sztucznego naginania tradycyjnych zasad islamskiej moralności pod coś, co można nazwać “potrzebą miejsca i czasu”. Przykładem tego może być rozumowanie tych obrońców islamskiego terroryzmu, którzy twierdzą, że skoro dane społeczeństwo popiera jakąś wojnę prowadzoną przez rząd swego kraju przeciw muzułmanom, to w takim razie również osoby cywilne należy traktować jako godnych zabicia wrogów. Na takie dictum można by jednak odpowiedzieć pytaniem: “Skąd wiecie, że ta kobieta, która zginęła w zamachu, popierała wojnę swego rządu? A czy 3-letnie dziecię wówczas zabite też popierało tę wojnę?“.

    Tym podobne próby naginania tradycyjnych założeń danej religii do “potrzeb miejsca i czasu” nie są jednak charakterystyczne tylko dla niektórych muzułmanów 20 i 21 wieku. I pośród katolickich teologów można by wskazać na przykłady (również tych żyjących także przed Soborem Watykańskim II), tych którzy próbowali zniekształcać pewne jasne zasady moralne pod kątem norm kulturowych swych czasów. Przykładowo, Magisterium Kościoła bodajże od VII wieku zaczęło jasno potępiać pojedynki. Mimo tego faktu pojedynki były jednak popularne pośród pewnych warstw społecznych, znajdowali się więc tacy teolodzy katoliccy, którzy twierdzili, że co prawda pojedynkować się nie wolno, ale nie ma niczego złego w przyjściu na miejsce i czas wyznaczony na pojedynek i w razie czego “bronienia się przed atakiem”. Nie widzę zatem większego sensu w sugerowaniu akurat islamowi moralnej zgody na bezpośrednie zabijanie niewalczących cywilów w oparciu o to, że niektórzy islamscy teolodzy z 20 i 21 wieku próbują – w dość pokrętny sposób – to usprawiedliwiać. Treść islamu należy oceniać raczej przez pryzmat tego, co mówił i czynił sam Mahomet – a ten zabraniał zabijania kobiet, dzieci, starców i mnichów (również na wojnie). Jakieś wtórne i od razu wyglądające na próby sztucznego reinterpretowania tych zasad wywody znacznie później żyjących teologów islamskich nie powinny nam zaciemniać właściwej oceny moralności islamskiej.

    Piszę to wszystko bynajmniej nie jako zwolennik moralności islamskiej. Takową uznaje bowiem w pewnych ważnych kwestiach za wyraźnie niższą od tradycyjnie chrześcijańskiej etyki (pisałem o tym szerzej w tym miejscu). Nie jest jednak tak, iż o wyznawcach fałszywej religii mamy prawo mówić rzeczy nieprawdziwe. Świadome przypisywanie komuś zła lub błędu, których ten ktoś nie popełniał, albo nie wyznaje, jest oszczerstwem, a więc czymś wewnętrznie złym czym nie mamy prawa posługiwać się nigdy, nigdzie i w żadnych okolicznościach. Jest to szczególnie obrzydliwa forma kłamstwa, które i tak jest już złe ze swe swej natury i którego nie można popełniać nawet w trosce o czyjeś wieczne zbawienie. Gdyby np. ktoś postanowił wyolbrzymiać błędy fałszywych religii, przypisując ich wyznawcom grzechy, których oni nie popełnili – a wszystko to byłoby czynione z nadzieją bardziej skutecznego odwodzenia od owej błędnej religii, to i tak byłoby to postępowanie niemoralne i obiektywnie niemiłe Bogu. Pamiętajmy wszak o słowach naszego Pana Jezusa Chrystusa, że to poznanie Prawdy (a nie kłamstwo) nas wyzwoli (por. Ewangelia św. Jana 8, 32). Nawet zaś, gdyby chrześcijanie byliby teraz w stanie jakiejś formalnie wypowiedzianej wojny z muzułmanami to i wówczas nie mieliby oni moralnego prawa mówić nieprawdy tak na temat islamu, jak i jego wyznawców. I na temat wrogów w czasie wojny nie wolno mówić nieprawdy. Nie twierdzę teraz bynajmniej, iż prof. Roberto de Mattei świadomie dopuścił się pisania fałszu na temat islamu i muzułmanów. Być może pozwolił on sobie w sposób bezwiedny powtórzyć za kimś bzdury w tej kwestii. Nieprawdy należy jednak prostować – co też czynię przy tej okazji. A gdy się już pozna fakty na temat danej nieprawdy, to przynajmniej nie należy ich powtarzać – choćby to było czynione w słusznym celu ostrzegania dusz swych bliźnich przed błędami muzułmańskiej religii.

    Gdybym miał okazję coś prof. de Mattei bezpośrednio radzić to podpowiedziałbym mu, aby w następujący sposób przeredagował swe słowa na temat muzułmańskiej moralności w czasie wojny:

    W podobieństwie do doktryny chrześcijańskiej i tradycji zachodniej, będący założycielem islamu Mahomet nauczał o mających łagodzić brutalność prowadzenia wojny dość precyzyjnych zasadach moralnych. Zabraniał on na przykład muzułmanom zabijania w czasie wojny kobiet, dzieci, starców oraz mnichów. Mahomet owszem był fałszywym prorokiem, ale to nie oznacza, że w takim razie można mu sugerować różne nieprawdziwe rzeczy. Owszem, niektórzy współcześni a gorliwi muzułmanie wydają się ignorować lub w dziwny, pokrętny sposób reinterpretować powyżej przytoczone nauczanie Mahometa, ale to są daleko wtórne wykładnie tego co islam na ten temat tradycyjnie nauczał.

    Na sam koniec tego tekstu warto zacytować to co na temat mówienia nieprawdy o swych bliźnich pisał św. Franciszek Salezy w swym dziele “Filotea”. Choć owszem twierdził on w nim równocześnie, iż należy w jasny i głośny sposób ostrzegać przed religijnymi błędami, to jednak pisał on również:

    (…) Strzeż się przypisywać bliźniemu niesprawiedliwie zbrodni i grzechów, nie ujawniaj ukrytych, nie powiększaj jawnych, nie tłumacz na złe dobrych uczynków. Nie zaprzeczaj temu, co w kimś poznałaś dobrego, nie przemilczaj tego ze złośliwości ani nie umniejszaj słowami, bo tym wszystkim obrażałabyś Boga, zwłaszcza wtedy, gdybyś oskarżała fałszywie i zaprzeczała prawdzie ze szkodą dla bliźniego. Byłby to podwójny grzech – to jest kłamstwo i zarazem szkodzenie bliźniemu. (Św. Franciszek Salezy, Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, Klasztor Sióstr Wizytek, Kraków 2000, s. 190).

    Mirosław Salwowski

    Źródło obrazka wykorzystanego w artykule:
    https://www.history.com/news/why-muslims-see-the-crusades-so-differently-from-christians