Prawda i Konsekwencja

Mam konto w banku i jestem przeciwny lichwie. Czy jestem więc hipokrytą?

Kiedy ostatnio zamieściłem tekst wybitnego XIX-wiecznego teologa katolickiego, ks. Ambrożego Guilloisa, w którym streszczona została tradycyjna nauka Kościoła na temat lichwy, odezwały się głosy sugerujące, iż skoro sam posiadam konto bankowe to jestem hipokrytą jednocześnie promując niechęć wobec lichwiarskich praktyk. Czy ten zarzut jest słuszny?

Otóż, nie sądzę, aby był on słuszny, przynajmniej jeśli zważy się na tradycyjne rozróżnienia jakie katoliccy moraliści czynili w kwestii dopuszczalnych i niedopuszczalnych form współpracy z czynionym przez kogoś złem. Przypomnijmy, iż absolutnie zakazana jest jedynie współpraca formalna, a więc taka, która polega albo na bezpośrednim współuczestniczeniu w złu czynionym przez kogoś innego, albo też jej istota zasadza się na pochwalaniu, doradzaniu, nakazywaniu czy zachęcaniu do takowego zła. Owszem posiadanie konta bankowego w pewien, mniejszy bądź większy sposób przyczynia się do uprawiania przez dany bank praktyk udzielania pożyczek na procent, jednak można zapytać, czy aby na pewno jest to jedna z form, zakazanej zawsze i wszędzie współpracy formalnej z owym złem? Trudno tu mówić wszak, o aktywnym doradzaniu, zachęcaniu, pochwalaniu czy nakazywaniu takowego zła w przypadku posiadaczy bankowych kont, gdyż owi wszak nie podpisują oświadczeń, w których np. pochwalali by lichwę, ani też nie zobowiązują się do uczestnictwa w kampaniach reklamujących udzielanie tych czy innych pożyczek na procent. Oczywiście, pozostaje przy tym kwestia oceny samego przechowywania własnych pieniędzy na kontach bankowych jako w pewien sposób pomagających właścicielom banków w realizacji ich pożyczkowych transakcji, jednak i tu trudno mówić o jakimś bezpośrednim udziale w takowych praktykach, gdyż banki inwestują pieniądze nie tylko w działania o charakterze lichwiarskim, ale również w inne przedsięwzięcia. Konkretnie więc rzecz biorąc, np. wpłacenie przeze mnie kwoty 100 złotych na konto w banku nie musi być równoznaczne z tym, iż owe 100 złotych zostanie przeznaczone na udzielenie oprocentowanej pożyczki, gdyż może zostać ono zainwestowane przez bank w inny sposób. Tą sytuację można porównać z płaceniem podatków władzom cywilnym: część z uzyskanych w ten sposób pieniędzy idzie na dobre cele, a część na złe.  Mimo to płacenie podatków nie jest czymś grzesznym (a wręcz przeciwnie jest nakazane Bożym prawem), gdyż przeciętny podatnik nie ma wpływu na to w jaki konkretnie sposób zostaną przez państwo wykorzystane jego pieniądze, a ponadto nie jest to formalna współpraca ze złem, gdyż w żaden bezpośredni sposób płacący podatki nie przyczynia się do nieprawego użytku, jakie z ich części może zrobić państwo. Koniec zaś końców, akurat konkretnie  na mym koncie bankowym dłużej niż kilka dni pozostaje zazwyczaj kilka bądź kilkanaście złotych, więc tym bardziej trudno jest mówić o tym, by fakt posiadania przeze mnie konta bankowego w jakiś istotny sposób przyczyniał się do procederu lichwy.

Dodam jeszcze, że jako osoba z wykształceniem prawniczym miałbym pewne szanse na bycie zatrudnionym w sektorze bankowym to właśnie ze względu na swą niechęć do praktyk udzielania pożyczek na procent oraz obawę, by nie współpracować formalnie z tą praktyką, nigdy nie starałem się o zatrudnienie w tym charakterze.